Wrocław: Pasterka w zakładzie karnym

W Zakładzie Karnym nr 1 we Wrocławiu odbyła się tradycyjna Msza Pasterska, której przewodniczył bp Jacek Kiciński CMF. Ołtarz ustawiono na skrzyżowaniu pawilonów, dzięki czemu w modlitwie mogło wziąć udział ponad 200 osadzonych. Coroczna Pasterka organizowana jest przez kapelana – o. Michała Lepicha OMI, przy wsparciu funkcjonariuszy służby więziennej i administracji zakładu karnego. Nie zabrakło śpiewania kolęd i życzeń składanych przy dzieleniu się opłatkiem.

(pg/zdj. ppor. Paweł Cyrulik – sw.gov.pl)


Turkmenistan: Boże Narodzenie z generałem

Najwyższy przełożony Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej gości w Turkmenistanie. Święta Bożego Narodzenia przeżywa z oblacką wspólnotą oraz chrześcijanami w tym muzułmańskim kraju. W Aszchabadzie o. Luis Alonso OMI przewodniczył tradycyjnej Mszy Pasterskiej.

Wielkie światło, które wyzwoli lud pogrążony w ciemności, które zwiastował Izajasz, pojawiło się w nocy jako mała świeczka, ukryte, widziane tylko przez Maryję, Józefa i kilku pasterzy. Małe, bo jest dla wszystkich i chce rozjaśnić naszą małą rzeczywistość. Kruche, ponieważ chce być chronione przez każdego z nas, jak jest chronione przed wiatrem kruche światło świecy. O tak, to Jezus, światło narodów, Książę Pokoju, który chce oświecić świat poprzez nasze kruche świadectwo, tak jak przekazujemy kruche światło jeden drugiemu, aby uwolnić nas od wszelkiej przemocy, aby dać nam prawdziwy pokój – mówił generał oblatów.

Dlaczego generał pojechał do Turkmenistanu?

Kaplica w Nuncjaturze Apostolskiej w Aszchabadzie wypełniła się po brzegi.

Turkmenistan, skrzyżowanie dróg i kultur, kolebka religii. Tutaj oblaci zostali wysłani przez Kościół obrzędu łacińskiego na nowy początek, dialog z innymi religiami i społeczeństwem tego ludu, jako budowniczowie pokoju tworzący relacje dyplomatyczne, szukając ekumenicznych dróg, aby ogłosić Jezusa. Jak Jezus i z Nim, rozpalając serca światłem Ewangelii, bezpłatnie służąc najbardziej potrzebującym pocieszenia, pisząc przy wielu okazjach nową stronę Dziejów Apostolskich. Piękna misja, za którą dziękujemy Bogu jako pielgrzymi nadziei w komunii – skomentował o. Luis Alonso OMI.

Superior generalny przywiózł ze sobą do Turkmenistanu krzyż oblacki św. Eugeniusza. Podczas liturgii wierni mogli ucałować znak Zbawienia, który towarzyszył posłudze Założyciela misjonarzy oblatów.

Generał zasiadł też do tradycyjnej wieczerzy wigilijnej.

Misja Sui Iuris w Turkmenistanie została erygowana w 1997 roku. W 2020 roku liczyła 250 katolików. Od początku opiekę duszpasterską nad katolikami sprawują tutaj Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej z Polskiej Prowincji. Przełożonym misji jest o. Andrzej Madej OMI.

(pg/zdj. A. Rois OMI)


Madagaskar: Święta Bożego Narodzenia

Święta Bożego Narodzenia to jedne z najważniejszych świąt w ciągu roku. Na ich celebrację składa się wiele zwyczajów i tradycji. Niektóre z nich są związane z liturgią, jak choćby kolędy czy pasterka. Inne mają charakter ludowy – 12 potraw na wigilijnym stole, sianko pod obrusem czy dzielenie się opłatkiem. A jak to wygląda na Madagaskarze? Odpowiada o. Mateusz Zys OMI na misyjne.pl

Warto zacząć od rzeczy oczywistej, która może nam łatwo umknąć, a która uderza z całą mocą dopiero wtedy, kiedy się tu przyjedzie. Otóż, na Madagaskarze Boże Narodzenie przypada w środku pory letniej. Jest to najgorętszy okres w ciągu roku. Próżno wypatrywać tu śniegu, a choinki, jeśli są, to jest ich niewiele, bowiem nie stanowią one typowych drzew dla tego klimatu. Słońce za to grzeje, i to w obfitości.

Święta Bożego Narodzenia na Madagaskarze (zdj. M. Zys OMI)

Wigilia - krewetki i owoce

Wiele spośród tradycji, jakie wiążą się z wieczerzą wigilijną, występują tylko w Polsce i tam, gdzie Polacy je zaniosą. Na Madagaskarze nie ma specjalnej wieczerzy. Nie dzieli się opłatkiem, nie składa życzeń, nie ma 12 potraw ani prezentów pod choinką. Na stole wigilijnym mogą natomiast pojawić się potrawy charakterystyczne dla tego regionu, jak choćby świeże krewetki czy pyszne owoce. No i ryż. Bo bez ryżu na Madagaskarze się nie da. Ryż jest tu absolutnie podstawową i najczęściej spożywaną potrawą. 24 grudnia jest też dniem, kiedy szczególnie pamięta się o biednych. Istnieje taki zwyczaj na misji, że dary zebrane w czasie całego Adwentu właśnie w tym dniu dzieli się i rozdaje ubogim. Są to przede wszystkim ryż, ale nieraz także fasola, olej spożywczy czy ubrania.

Wieczerza wigilijna (zdj. M. Zys OMI)

Wieczorem ludzie zbierają się przy kościele i wystawiane jest przedstawienie, którego tematyka dotyczy historii Bożego Narodzenia. Przypomina ono nasze jesełka, jednak biorą w nim udział także dorośli.

Jasełka (zdj. M. Zys OMI)

Tańce na pasterce

Kiedy przedstawienie się skończy, ludzie przechodzą do kościoła i rozpoczyna się pasterka. Niekoniecznie odprawiana jest o północy. Msza zaczyna się wtedy, kiedy ludzie zbiorą się w kościele. Liturgia jest bardzo uroczysta, zachowując jednocześnie elementy charakterystyczne dla tego regionu. To, co rzuca się w oczy, to ogromne zaangażowanie świeckich. Chętnie udzielają się oni w liturgii i wypełniają różne zadania, począwszy od czytań i śpiewu, po przygotowanie i czytanie ogłoszeń parafialnych. Po celebracji głos zabrał przewodniczący wspólnoty, żeby w krótkim przemówieniu podziękować oblatom za przybycie i życzyć wszystkim radosnych i pogodnych świąt.

W liturgię zaangażowani są świeccy (zdj. M. Zys OMI)

Ważnym elementem przeżywania liturgii jest tu śpiew, do którego chętnie włączają się wszyscy uczestnicy. Nieraz towarzyszą temu także różne gesty i tańce.

Liturgia ma bardzo radosny charakter (zdj. M. Zys OMI)

Z pomocą policji

Po pasterce ludzie pozdrawiają się przed kościołem i życzą sobie wesołych świąt. Chętnie też robią zdjęcia przy bożonarodzeniowej szopce. Niestety, w związku z tym, że Morondawa jest niebezpiecznym regionem i panuje tu duża przestępczość, po zachodzie słońca lepiej nie wychodzić z domu. Dlatego w ten szczególny dzień wspólnota oblatów poprosiła o pomoc lokalną policję, żeby po mszy św. przyjechała przed kościół i zabezpieczyła teren.

Tradycyjna szopka (zdj. M. Zys OMI)

Nieco inaczej sprawa wygląda w buszu. Tam bożonarodzeniowa msza odbywa się w ciągu dnia, kiedy misjonarz dotrze do wioski. Wtedy za pomocą dzwonu zwołuje się ludzi do kościoła i gdy wszyscy się zejdą, rozpoczyna się liturgia. Jest ona równie uroczysta i świeccy chętnie się w nią angażują. Niesamowite jest to, że choć sami są ubodzy, to chętnie dzielą się z innymi tym, co mają, żeby cała wspólnota mogła z tego skorzystać. Po mszy św. wierni pozostają w kościele, żeby śpiewać i tańczyć, przedłużając w ten sposób radość z celebrowanych uroczystości.

Radość często wyrażana jest tańcem (zdj. M. Zys OMI)

Moment chrztu dzieci

Z kolei dzień Bożego Narodzenia jest jednym z dwóch lub trzech momentów w ciągu roku, kiedy chrzci się dzieci. Po odpowiednim przygotowaniu rodziny wraz z całą wspólnotą wiernych zbierają się w kościele, gdzie odbywa się uroczysta Eucharystia połączona ze chrztem. W tym roku w parafii pw. św. Jana Pawła II w Morondawie, gdzie proboszczem jest o. Paweł Petelski OMI, zostało ochrzczonych 23 dzieci, a kolejna piątka przyjęła chrzest w jednej z kaplic w buszu. Sakramentu chrztu udzielił ekonom prowincjalny, o. Józef Czernecki OMI.

Chrzest dzieci (zdj. M. Zys OMI)

Uroczysta msza trwała ok. 2,5 godziny, ale po wyrazach twarzy uczestników widać było, że sprawiła im wielką radość. Wspólnota wiernych przygotowała również niespodziankę dla gości, ubierając ich w charakterystyczną dla Madagaskaru chustę, zwaną lambahoana, oraz w kapelusz i wręczając im drewnianą figurkę baobabu – drzewa stanowiącego symbol tego regionu. Ponadto proboszcz otrzymał prezent, którym okazała się… kaczka.

Wspólne zdjęcie po uroczystości (zdj. M. Zys OMI)

Oblaci nie pozostali im dłużni i przygotowali podarunek dla dzieci. Po mszy św. przyniesiono cukierki, po które bardzo szybko ustawiła się długa kolejka.

Słodycze dla dzieci (zdj. M. Zys OMI)

Boże Narodzenie na Madagaskarze pod wieloma względami wygląda inaczej niż w Polsce. Bardzo budujące jest zaangażowanie ludzi oraz radość, jaką widać na każdym kroku. Radość ze wspólnej celebracji, z możliwości spotkania się w świątyni. Radość płynąca z tego, że Jezus się narodził i zamieszkał pośród swojego ludu.

(misyjne.pl)


Katowice: Młodzież z kolędą u chorych

Podczas przedświątecznych odwiedzin chorych w Katowicach, młodzież ze wspólnoty NINIWA dołączyła do duszpasterzy. Zabrali ze sobą przygotowane paczki świąteczne. Była to okazja do wspólnej modlitwy i śpiewania kolęd.

Super akcja, byłam u sąsiadki, bardzo to przeżyła. Dziękuję oblatom za piękną akcję, a młodzieży za chęć zaśpiewania chorym kolędy – napisała jedna z internautek na profilu oblackiej parafii w mediach społecznościowych.

(pg/zdj. OMI Katowice)


Andrzej Albiniak OMI: "W Iławie dokonał się przedświąteczny cud"

Na placu kościelnym przy tzw. czerwonym kościele w Iławie odbyła się pierwsza Wigilia dla potrzebujących. Inicjatywa zrodziła się we współpracy indywidualnych darczyńców, lokalnych przedsiębiorców i oblackiej parafii.

W Iławie dokonał się przedświąteczny cud. Przy wielkim wsparciu różnych firm i osób prywatnych odbyło się wielkie świętowanie wszystkich samotnych, bezdomnych i potrzebujących. Zorganizowana została „Wigilia dla potrzebujących 2023”. Najpiękniejszym podsumowaniem dzisiejszego dnia było wiele łez wzruszenia spływających po policzkach potrzebujących. Dziękujemy wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób wsparli tę piękną inicjatywę. Dzięki ogromnej rzeszy ludzi dobrego serca i przy wielkim zaangażowaniu, nikt nie odszedł smutny. Oprócz gorących dań i ciast, każdy otrzymał świąteczną paczkę z żywnością i ciepłą odzieżą. Dziękujemy każdemu za każdy gest wsparcia – wyjaśnia o. Andrzej Albiniak OMI, proboszcz parafii Przemienienia Pańskiego w Iławie.

Wigilia dla bezdomnych i ubogich w Kędzierzynie-Koźlu

Uczestnicy otrzymali również paczki z pomocą.

(pg/zdj. A. Albiniak OMI)


Krzysztof Jurewicz OMI: "Nie wyobrażam sobie, żeby tej Wigilii zabrakło"

W Kędzierzynie-Koźlu odbyła się Wigilia dla bezdomnych i samotnych. Podobnie jak w poprzednim roku na spotkanie zostały zaproszone rodziny z Ukrainy. Świąteczne spotkanie rozpoczęło się od Eucharystii w kościele parafialnym, którą celebrował o. Adrian Kotlarski OMI, wikariusz parafii.

Tak często myślimy, że możemy Panu Bogu coś ofiarować i dobrze jeśli chcemy coś Bogu ofiarować – nasze modlitwy, nasze dobre intencje, nasze postanowienia, naszą dobroć, życzliwość. Ale pomyślmy, że Pan Bóg też w te święta chce nam ofiarować nie tyle coś ważnego, ale kogoś ważnego – siebie samego, Jezusa Chrystusa, żywego Boga – przekonywał w kazaniu o. Adrian Kotlarski OMI.

Jeśli tylko zrobimy trochę miejsca w naszych dłoniach, nieraz zaprzątniętych tyloma różnymi sprawami, jeśli zrobimy trochę miejsca w naszym sercu, to tam Pan Jezus chce być – mówił kaznodzieja.

Posłuchaj całego kazania o. Adriana Kotlarskiego OMI:

Po Mszy świętej odbyła się wieczerza wigilijna przygotowana przez parafialny Caritas przy wsparciu dobroczyńców, którzy również zasiedli do wspólnego stołu z potrzebującymi. Życzenia zebranym złożył proboszcz parafii – o. Krzysztof Jurewicz OMI. Świąteczny posiłek animowała grupa muzyczna złożona z parafian i gości.

Szczególny moment, szczególna chwila – spotykamy się w naszej parafii na wieczerzy wigilijnej. Jesteśmy tutaj bardzo różni, z naszej parafii, z sąsiednich parafii, nawet z sąsiednich miejscowości. Są też między nami nasi bracia Ukraińcy, którzy w ubiegłym roku uciekli przed wojną, znaleźli schronienie w naszej parafii, naszym mieście – mówił o. Krzysztof Jurewicz OMI. – Jesteśmy tutaj bardzo różni. Bardzo wam dziękuję, że jesteście.

Czego wam życzyć? Na pewno usłyszycie mnóstwo życzeń, różnego rodzaju. Chcę wam złożyć proste życzenia: błogosławionych świąt Bożego Narodzenia i odkrycia tego, że nigdy nie jestem sam, że nigdy nie jesteś sama. Że w każdej sytuacji, nawet po ludzku tragicznej, Pan Bóg jest z nami – życzył proboszcz parafii.

Nie wyobrażam sobie, żeby tej Wigilii zabrakło – wyjawia o. Krzysztof Jurewicz OMI. – Ta Wigilia to już tradycja w naszej parafii, bo urządzamy ją od roku 2000. Ci ubodzy, bezdomni, z którymi teraz tu jesteśmy, siedzimy, rozmawiamy to są skarby Kościoła. Nasza największa sala jest wypełniona. Prawie 100 ubogich jest na tej Wigilii.

Oprócz przygotowania Wigilii, odbyła się akcja pomocowa „Rodzina-Rodzinie”, w której konkretna rodzina otrzymała to, czego najbardziej potrzebuje. Przez adwent w kościele wystawiony był Kosz Miłosierdzia, co pozwoliło przygotować prezenty dla ponad 180 osób. Część z potrzebujących otrzymała wsparcie przed parafialną Wigilią.

Na zakończenie Wigilii do uczestników przyszedł św. Mikołaj, który obdarował słodkościami dzieci. Przy wyjściu ze spotkania każdy uczestnik otrzymał paczkę z upominkami.

To nie jedyna akcja pomocowa oblackiej parafii. Oprócz Wigilii organizowane jest również śniadanie wielkanocne, a w ciągu całego roku w każdy poniedziałek potrzebujący mogą przyjść do parafii św. Eugeniusza, aby uzyskać pomoc.

Bycie dobrym się opłaca, staramy się być dobrzy i to dobro do nas wraca w różnej postaci – wyjaśnia o. Krzysztof Jurewicz OMI.

Zobacz zdjęcia w większej rozdzielczości:

(pg)


Święty Krzyż: Życzenia na Boże Narodzenie 2023 [WIDEO]

Święty Krzyż to najstarsze polskie sanktuarium narodowe. Klasztor benedyktyński miał tutaj ufundować Bolesław Chrobry w 1006 roku. W opactwie na szczycie Łysicy przechowywane są relikwie Drzewa Krzyża Świętego. Najpierw byli tutaj obecni benedyktyni. W wyniku kasaty na wniosek zaborcy rosyjskiego majątki kościelne zostały przejęte przez państwo pozostające pod protektoratem carskiej Rosji. W 1936 roku do opieki nad sanktuarium zostali zaproszeni Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej. Objęli część zabudowań klasztornych z bazyliką, które podnieśli z ruiny. Od upadku reżimu komunistycznego w Polsce nieprzerwanie starali się o powrót do sakralnego charakteru: skrzydła zachodniego, w którym mieściło się najpierw więzienie carskie, a potem więzienie polskie, a także tzw. szpitalika pobenedyktyńskiego. W 2023 roku obiekt klasztorny na Świętym Krzyżu powrócił do swoich pierwotnych granic i przeznaczenia. Wraz z reintegracją zabudowań klasztornych na Świętym Krzyżu nie zmienił się dotychczasowy prawny zakres ochrony przyrody na tym obszarze, jak również ochrona zabytków.

W klasztorze na Świętym Krzyżu znajduje się dom nowicjatu Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.


Tadeusz Rzekiecki OMI: Boże Narodzenie dla więźniów to najważniejsze święta w roku [ROZMOWA]

95% osadzonych to osoby niepraktykujące, ale nierzadkie są nawrócenia. 5-7 proc. więźniów powtórnie odnajduje drogę do Boga – mówi Tadeusz Rzekiecki OMI, który już od 30 lat pełni posługę kapelana więziennego. W rozmowie z KAI opowiada o codziennej pracy kapelana w Zakładzie Karnym w Iławie oraz o tym, jak w więzieniu wyglądają Święta Bożego Narodzenia.

Jest ojciec kapelanem więziennym. Czy to jest jakieś szczególne powołanie?

Jestem Misjonarzem Oblatem Maryi Niepokalanej. Zgromadzenie od początku zajmowało się i nadal zajmuje najuboższymi. Nasz założyciel św. Eugeniusz de Mazenod też był kapelanem więziennym, tak więc ta działalność  wpisuje się w charyzmat zgromadzenia. Osobiście jestem przekonany, że miałem jakieś powołanie do tej pracy. Jestem kapelanem więziennym już 30 lat. Zostałem oddelegowany tylko do tej posługi (często księża są kapelanami więziennymi niejako dodatkowo, obok normalnej pracy w parafii). Na początku pracowałem we Wrocławiu, gdzie byłem kapelanem trzech zakładów penitencjarnych, potem byłem w Lublińcu, w więzieniu dla kobiet. Obecnie, już od 12 lat posługuję w Zakładzie Karnym w Iławie.

Co to za miejsce?

Jest to więzienie dla ok. 1100 mężczyzn. Ok. 800 przebywa w zakładzie zamkniętym dla odbywających karę po raz pierwszy. Te osoby poza godziną spaceru, planowanymi wyjściami do wychowawcy itp. zasadniczo przebywają cały czas w celi. Pozostałe 300 osadzonych jest w zakładzie półotwartym, gdzie w ciągu dnia w ramach jednego oddziału ludzie mogą poruszać się swobodnie.

Te dwie grupy nie mogą się przenikać, w związku z tym w zakładzie funkcjonują de facto 2 oddzielne ośrodki duszpasterskie, 2 kaplice, 2 biura kapelańskie itp.

Przy jednostce działa też szkoła.

Jak wygląda religijność osób w więzieniu?

Czasem może pojawiać się pytanie: „po co w więzieniu kapelan?” Otóż – oni nie mogą wyjść na zewnątrz, dlatego trzeba wejść do nich. Kościół wchodzi do więzienia z całymi swoimi strukturami i zasadniczo wszystko, co jest w Kościele na zewnątrz, jest też tam. Oczywiście z zachowaniem wszystkich reguł miejsca.

Mówi się, że skazani to osoby pozbawione wolności. Ja zawsze mocno podkreślam: nie. To są osoby wolne, którym ograniczono pewne swobody. Te ograniczenia są istotne, czego wyrazem jest np. to, że nawet o zapaleniu lub zgaszeniu światła w celi decyduje ktoś na zewnątrz. A jednak również ci, którzy mają dożywocie – nie są pozbawieni wolności. Prawdziwa wolność człowieka polega na tym, że może on myśleć, co chce. Nie ma też żadnych ograniczeń jeśli chodzi o praktyki religijne.

Wg. moich obserwacji zaledwie 5-6 proc. osób, które znalazły się w więzieniu uczestniczyło wcześniej w ogóle w życiu religijnym jakiejś wspólnoty. To bardzo niewielka mniejszość. 95 proc. osadzonych to osoby niepraktykujące. W więzieniu to się nieco zmienia. Praktykuje od 12 do 14 proc. Zakładając, że w tym gronie są również ci, którzy praktykowali wcześniej, możemy wyciągnąć wniosek, że te kolejne 5 – 7 proc. to ludzie, którzy w więzieniu powtórnie odnajdują drogę do Boga.

Na czym polega zasadniczy wymiar pracy duszpasterskiej Księdza?

Staram się przede wszystkim, by mimo dużej liczby osadzonych, każdy mógł być na niedzielnej Eucharystii. Wszyscy więźniowie podzieleni są na grupy, których nie można mieszać. W sumie jest tych grup osiem. Dlatego odprawiam osiem Mszy św. – 4 w sobotę i 4 w niedzielę.

Mój czas pracy jest nielimitowany. Zasadniczo jestem w więzieniu codziennie po ok. 7 godz. Część pracy, jak np. przygotowywanie homilii, czy katechez, odpisywanie na pisma – wykonuję w klasztorze. Zdarza się, że wyjeżdżam w celach duszpasterskich, np. po to by skontaktować się z osobami, które wyszły z więzienia ale w sobotę i niedzielę zawsze wracam. Przyjeżdżam nawet jak jestem na urlopie. Nie wyobrażam sobie, żeby powiedzieć: nie ma Mszy św.

Jak wspomniałem, na niedzielną Eucharystię przychodzi od 12 do 14 proc osadzonych. I to faktycznie są ci, którzy kierują się potrzebą religijną. Dzięki dużej dyscyplinie i temu m.in. że kaplica, poza prezbiterium jest monitorowana, udało się w zasadzie wyeliminować zjawisko przychodzenia do kaplicy w innym celu.

A jak wygląda dzień powszedni kapelana, te 7 godzin, które spędza ojciec codziennie w więzieniu?

Funkcjonuje u nas specjalna grupa utworzona jeszcze przez moich poprzedników – GOD czyli Grupa Oddziaływania Duszpasterskiego. Złożona jest ona z ok. 10 osób, z różnych oddziałów, z różnymi wyrokami. Z tą grupą spotykam się codziennie. Codziennie sprawowana jest dla niej Msza św. Osoby te są formowane m.in. po to, by mogły działać we własnych środowiskach. Czasem tacy właśnie ludzie są bardziej wiarygodni niż osoby duchowne.

Jak trafić do tej grupy?

Przynajmniej z zewnątrz patrząc, są to osoby bardziej zaangażowane religijnie. Dołączyć można na własną prośbę za zgodą dyrektora, z tym ze jest więcej chętnych niż miejsc – nie ma możliwości zbytniego poszerzania tego grona. Bycie w tej grupie to pewnego rodzaju przywilej – można przebywać poza celą, można korzystać z biblioteki, podejmować wspólne działania, jak przygotowywanie kalendarzy adwentowych, modlitewników dla osadzonych;  czasem wyświetlany jest film. Co kwartał organizowane są spotkania z rodzinami. I co ważne – w naszych spotkaniach nie uczestniczy nikt z nadzoru więziennego. Zapewnienie bezpieczeństwa to moja odpowiedzialność. To co mogę w tym kontekście powiedzieć – najbezpieczniejsi więźniowie to długowyrokowcy, tacy, którzy już trochę czasu w więzieniu spędzili…  Staram się jednak podchodzić do wszystkich tak samo, nie różnicować ani ze względu na wyrok, ani środowisko ani wykształcenie. Często zresztą nawet nie wiem, na ile lat ktoś został skazany. Nie robi to już teraz na mnie wrażenia.

Czym się jeszcze ojciec zajmuje oprócz codziennych spotkań z GOD?

Rozmawiam z więźniami. Jeśli ktoś chce się spotkać, zawiadamia oddziałowego, który do mnie dzwoni. Przychodzę albo umawiam się. Czasem przychodzę na rozmowę do celi, choć rzadko, gdyż to wprowadza duże zamieszanie. Jeśli jestem w celi, musi być ona otwarta a wówczas nie może być otwarta żadna inna cela na oddziale, co powoduje oczywisty paraliż. Dlatego też w ramach rozmowy najczęściej wychodzę z więźniem do świetlicy, kaplicy lub biura kapelana. Rozmowy odbywam codziennie. Zgłoszeń jest więcej niż możliwość. Ja sam się nie narzucam. Ale zainteresowanie jest bardzo duże, choć nie koniecznie od razu chodzi o sprawy wiary. Pierwsze zadanie kapelana to słuchanie. I to już bardzo wiele daje. W procesie nawracania człowieka (choć nie lubię tego słowa, bo to jest coś, o czym w ogóle trudno mówić, to intymna sprawa między człowiekiem a Bogiem) pierwszym krokiem musi być pobudzenie człowieczeństwa. Dopiero później można mówić o jakichś treściach religijnych, o Ewangelii.

W ciągu dnia zajmuję się też, razem z grupą GOD, przygotowywaniem do sakramentów – czasem do chrztu, najczęściej do bierzmowania. Stoję jednak na stanowisku, że to nie może być proces masowy, bo to nie ma sensu.  Bierzmowanie to sakrament dojrzałości chrześcijańskiej i motywacja tego rodzaju, że ktoś dzięki bierzmowaniu uzyska przepustkę, by być chrzestnym dziecka swego brata – jest niewystarczająca. Podstawą musi być systematyczne uczestnictwo w niedzielnej liturgii. Jest wielu chętnych ale wielu się „wykrusza”…

Mówiąc o codziennych zajęciach, nie sposób nie wspomnieć o więziennej biurokracji. Żeby cokolwiek się wydarzyło, trzeba się bardzo wiele nachodzić. Pisma do dyrekcji, pozwolenia, sprawdzanie – to zajmuje bardzo dużo czasu. Jeśli chcę odbyć rozmowę z osadzonym – większość czasu zajmują sprawy administracyjne. Przeprowadzenie kogoś z celi do kaplicy zabiera czasem 45 min. Samo zebranie grupy GOD z wszystkich oddziałów – to godzina…

Więzienie uczy kapelana przede wszystkim cierpliwości. Trzeba być tolerancyjnym wobec funkcjonariuszy i pełnym pokory. Trzeba być przygotowanym na upokorzenie, na to, że się słyszy „te sprawy duszpasterskie mogą być na końcu”. Swój „honor” i jakieś poczucie godności zostawiać za murami więzienia.

Jakie ojciec ma doświadczenie współpracy z funkcjonariuszami więziennymi?

Ogólnie bardzo dobre. Mam przyjaciół w gronie służby więziennej. Zdarzają się też rzeczy trudne aczkolwiek nikt wprost nie walczy z kapelanem – to byłoby wbrew regulaminowi. Czasem jak funkcjonariusz jest nieżyczliwy – posłuży się więźniem. Ci z kolei bywa, że bardzo wulgarnie się odnoszą, zwłaszcza gdy są w grupie, gdy nie można ich zidentyfikować i zwłaszcza w okresach wzmożonej nagonki na księży, co miało miejsce w ostatnich latach.

Ogólnopolska Pielgrzymka Służby Więziennej na Jasną Górę [WIDEO]

Czy zachowuje ojciec kontakt z osobami, które wychodzą z więzienia?

Tak, choć oczywiście w ograniczonym zakresie, zwłaszcza, że jestem przede wszystkim potrzebny tym, którzy zostali. Warto też podkreślić, że kapelan jako jedyny pracownik więziennictwa jest tym, kto może utrzymywać kontakt z rodzinami osadzonych.

Czy podejmuje ojciec jeszcze jakieś inne, specjalne inicjatywy duszpasterskie?

Tak, wiążą się one np. z Adwentem, ze świętami Bożego Narodzenia itp.

Jak przeżywane jest Boże Narodzenie w więzieniu?

Boże Narodzenie odbierane jest przez społeczność więzienną jako najważniejsze święta w roku, niezależnie od kontekstu religijnego. Są to święta rodzinne i ciężko przeżywa się je w oddaleniu od bliskich.

Tydzień przed świętami (tym razem było to w ostatni poniedziałek) chodzę do wszystkich cel rozdając chętnym opłatki, które mogę kupić dzięki funduszom otrzymanym z klasztoru. Choć większość osadzonych nie chodzi do kaplicy, mogą połamać się opłatkiem w celi i wysłać do bliskich. To rozdawanie trwa cały dzień.

Lubliniec: Więzienie, Pasterka, biskup i Zespół „Śląsk”

Jeśli chodzi o przygotowanie duchowe – spowiadam i tych spowiedzi w czasie przedświątecznym jest więcej, tak jak na wolności. Ale mogę na marginesie powiedzieć, że zupełnie inaczej teraz do tego podchodzę niż na początku mojej pracy kapelańskiej. Organizowałem wówczas całą grupę spowiedników a do spowiedzi szło bardzo wielu więźniów, bywało, że i 40 proc wszystkich. Zorientowałem się jednak, że to jest bez sensu, że ta spowiedź to bardziej atrakcja, urozmaicenie i okazja do spotkania się z kimś niż cokolwiek innego, zwłaszcza gdy ktoś poza tym wydarzeniem zupełnie nie chodzi do kaplicy.

Mam zwyczaj spowiadania przed Mszą św. Przed świętami słucham ok. 50 spowiedzi.

Czy w więzieniu organizowane są rekolekcje?

Nie bardzo jest taka możliwość. Soboty i niedziele wypełnione są Mszami świętymi. A w tygodniu osadzeni są w gruncie rzeczy trudno dostępni. Mają szkołę, pracę itp. Jeśli jeszcze trzeba uwzględnić fakt, że wszystko musi odbywać się w 8 grupach, które nie mogą się mieszać – zorganizowanie rekolekcji byłoby bardzo trudne.

A jak wygląda już samo świętowanie? Czy jest wieczerze wigilijna? Pasterka?

Wieczerzy nie ma. Zorganizowanie tego w warunkach więziennych jest niemożliwe. Ja robię tylko małe spotkanie z moją dziesięcioosobową grupką.  Co roku natomiast (choć nie w samą Noc Bożego Narodzenia a kilka dni wcześniej) odbywa się Pasterka z biskupem. Sprawowana jest na sali gimnastycznej i może tam przyjść więcej osób, poza tymi, którzy są tymczasowo aresztowani i tymi, którzy przebywają pod specjalnym nadzorem (chodzi o ich bezpieczeństwo, gdyż z uwagi na popełnione przestępstwa mogliby stać się celem ataku innych więźniów). Przychodzi od 150 do 170 osadzonych. Ok. 40 do 50 proc. przystępuje do Komunii św.

W Pasterce uczestniczy biskup, przedstawiciele 5 parafii oraz jeśli chodzi o duszpasterzy – wielu gości, są np. członkowie moich władz zakonnych, np. prowincjał itp.

Iława: Pasterka w zakładzie karnym

Po Eucharystii ważnym momentem jest łamanie się opłatkiem. I tu często widzę moment przełamania się ze strony więźniów. Podchodzą do dyrektora, do wychowawców w mundurach, dzielą się opłatkiem. Jednanie – uważam, że to jest jednym z ważniejszych celów działalności kapelańskiej. Bardzo wystrzegam się zresztą, by nie utożsamiano mnie z żadną z tych grup – ani z grupą przestępców, ani funkcjonariuszy. Nie jestem po  żadnej ze stron. Jestem dla wszystkich.

Po spotkaniu z więźniami jest jeszcze spotkanie opłatkowe biskupa z władzami miasta, służbami mundurowymi itp. Organizatorem jest więzienie ale odbywa się to już w budynku poza naszymi murami.

W okresie poświątecznym prowadzę jeszcze spotkanie dla grupy GOD z rodzinami. Uczestniczy w nim wtedy ok 40 – 50 osób.

Jak spędzają święta ci, którzy nie biorą udziału w Pasterce?

To jest dla wszystkich bardzo ważny ale też bardzo ciężki czas. Czas ogromnej tęsknoty. Niektórzy leżą cały dzień w łóżkach przykryci kołdrą, żeby się jakoś odizolować. Są różne formy przeżywania tych trudnych chwil.

A jak czas Świąt przeżywają strażnicy i pracownicy więzienia?

To jest ich czas pracy. Jeśli mają akurat dyżur, muszą do tego dopasować swoje rodzinne świętowanie. W święta pracy wcale nie jest mniej, bo osadzeni w tym czasie bardzo różnie radzą sobie z emocjami.

Czym ten czas Świąt jest dla Księdza?

Jestem z nimi. Podobnie jak we Wszystkich Świętych nie jestem przy grobie rodziców tylko tu tak i na Boże Narodzenie nie jadę do bliskich. Tak wybrałem. Jestem zakonnikiem. Tam gdzie to możliwe utożsamiam się z więźniami. Chcę się z nimi utożsamiać we wszystkim, poza przestępstwem. Oni bardzo to doceniają.

Czy ma ojciec jakieś trudne lub radosne wspomnienia z czasu Bożego Narodzenia w więzieniu?

Trudnych nie pamiętam. Z czasem Bożego Narodzenia wiąże się moje wspomnienie już sprzed 27 lat, gdy przyjmowałem z powrotem do Kościoła człowieka, który z niego wystąpił. Skazany był na karę śmierci i ten wyrok był prawomocny. Ostatecznie ten człowiek żyje, wciąż jest w więzieniu – gdzie indziej. Mam z nim kontakt choć już nie tak intensywny, bo ma przecież swojego kapelana. Już po nawróceniu, po spowiedzi i komunii świętej on mi namalował obraz Chrystusa na krzyżu. To jedyny obraz, który wisi u mnie w celi zakonnej.

Z czasem Bożego Narodzenia wiąże się wiele momentów tzw. nawrócenia, gdyż temu sprzyjają emocje. Mówię „tzw. nawrócenia”, bo to jest sprawa między człowiekiem a Bogiem. Ja w to wchodzić nie chcę. Gdyby więźniowie wiedzieli, że ja tego oczekuję, prawdopodobnie byłoby więcej udawania. Czasem, gdy pojawia się jakiś konflikt między mną a którymś z więźniów, bywa, że mówi: „bo przestanę chodzić do kościoła”. Mówię wtedy często tak nawet brutalnie: „a co mnie to obchodzi? Ja wiem, że ja mam chodzić, bo mi zależy na moim zbawieniu, a co ty będziesz robił to twoja sprawa”.

Myślę, że takie podejście bardziej umacnia religijność. Nawrócenie to sprawa bardzo osobista. Ja sam mam się nawracać, a jak inni – nie wiem.

Roman Kempka OMI: Nie ma takiej chwili, żeby kapelan w więzieniu nie miał co robić

A na koniec musze powiedzieć, że żeby stworzyć warunki do nawrócenia, żeby kogoś przekonać, zmienić – on musi mieć przeświadczenie, że się go kocha. Bez tych pozytywnych emocji to jest niemożliwe.

Udaje się więźniów przekonywać, że są kochani?

Zewnętrznie tak, ale na ile to jest autentyczne, to tylko oni wiedzą i Pan Bóg. To jest ich sprawa. Je jestem tylko narzędziem w ręku Chrystusa. To wszystko.

(KAI)