Spotkanie Komisji ds. 25. rocznicy beatyfikacji o. Józefa Cebuli OMI

W formie online odbyło się kolejne spotkanie Komisji do spraw obchodów jubileuszowych 25. rocznicy beatyfikacji ojca Józefa Cebuli OMI. Do grona odpowiedzialnych za koordynację obchodów dołączył Prowincjał Polskiej Prowincji. Pochylono się m.in. nad propozycjami i postulatami Postulatora Generalnego oraz omówiono inicjatywy na poziomie całego Zgromadzenia.

Rozpoczęcie roku jubileuszowego planowane jest na 8 grudnia br. po uprzedniej publikacji specjalnego dekretu Prowincjała Polskiej Prowincji.

Świętość to normalność – wspomnienie bł. Józefa Cebuli OMI

Błogosławiony Józef Cebula to prezbiter Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Urodzony w Malni na Opolszczyźnie. Młode lata upływają Józefowi w realiach trudów niemieckiego zaboru. W 1918 r. podupada na zdrowiu i zostaje uznany przez lekarzy za nieuleczalnie chorego, ale dzięki troskliwej opiece w domu dochodzi do zdrowia. Uczy się kolejno w oblackim Niższym Seminarium Duchownym w Krotoszynie i w nowicjacie w Markowicach. Dalej studiuje (Liège w Belgii i w Lublińcu) i podąża drogą zakonną, przyjmując kolejne śluby, a w 1927 r. zostaje wyświęcony na kapłana przez biskupa Lisieckiego w Katowicach.

Ceniony jest jako wzorowy zakonnik, dobry profesor i pilny student. Zostaje przełożonym NSD w Lublińcu, gdzie stara się poprawić trudne warunki bytowe oraz pogłębia formację duchową. Ze względu na wzorową postawę rozważa się nawet jego kandydaturę na prowincjała, jednak o. Cebula nie czuje się odpowiednią osobą do pełnienia tej funkcji. Zostaje przełożonym nowicjatu w Markowicach.

W czasie wojny przyjmuje do domu w Markowicach uciekinierów z innych domów. Mimo ryzyka i zakazów okupanta sumiennie wypełnia obowiązki kapłańskie. Sprzeciwia się m.in. rozkazowi niszczenia okolicznych kapliczek, mówiąc podwładnym: „Kto chce być oblatem, ten do rozbijania figur nie pójdzie”.

18 kwietnia 1941 r. trafia do obozu w Mauthausen. Jest okrutnie torturowany wyszydzany za kapłaństwo. 9 maja, po trzech tygodniach przebywania w obozie, pędzony na druty otaczające obóz, ginie od kul karabinu maszynowego – zostaje zastrzelony przez jednego z wartowników. Beatyfikowany w Warszawie 13 czerwca 1999 r.

(pg)


Kto je sam, ten umiera sam

Jedzenie w Afryce jest bardzo ważne. Nie tylko dlatego, że zdobycie go wymaga wiele wysiłku. Wspólne jedzenie posiłku jest tym, co scala rodzinę i większe wspólnoty – opowiada Justyna Nowicka na łamach misyjne.pl

Większość produktów, których potrzebuje Neema do przygotowania posiłku wyrosła tuż za płotem. Kupuje na rynku tylko słodkie ziemniaki, bo to taniej niż płacić nocnemu stróżowi za ochronę uprawy przed pawianami. Przed południem, jak większość afrykańskich kobiet, idzie na pole, by wykopać trochę manioku. Później go obiera, gotuje, piecze albo trze na tarce lub po prostu na kamieniu, aby zrobić placki, a czasami upiec w ognisku całą masę zawiniętą w liście bananowca.

Maniok, czyli kassawa, jest bardzo popularny w Afryce. To biały, bogaty w skrobię, lekko twardawy korzeń, który można przyrządzić na wiele sposobów. Warto jednak pamiętać, że na surowo maniok jest rośliną trującą. Wszystko za sprawą glikozydów cyjanogennych. W organizmie człowieka przekształcają się one w kwas pruski, który jest silnie trujący.

Wioska gidarska na sawannie w Kamerunie (zdj. Marcin Wrzos OMI)

Głównie skrobia

W Afryce nie je się po to, żeby delektować się smakiem, ale po to, żeby się najeść. Talerze bardzo często ledwie mieszczą dania, znajdują się na nich jednak przede wszystkim składniki skrobiowe. Oprócz manioku jest jeszcze posho, kalo, nazywana także w Kamerunie jako bulu, a w Kenii i Tanzanii jako ugali, zawsze chodzi jednak o papkę z prosa. Często spotkać można na afrykańskich talerzach także ryż oraz słodkie i te „zwykłe” ziemniaki. Sos, który jest dodatkiem, może być zrobiony z mięsa albo ryb. Bardzo popularny jest także sos, znany pod nazwą „g.nuts” – z ubitych na miazgę orzechów ziemnych z dodatkiem posiekanej papryki, pomidorów i czosnku. Można także dostać do tego kawałek mięsa z kury, kozy lub woło[1]winy, a do tego fasolę.

Misyjny Hell’s Kitchen – Wąż, waran, szczur z termitiery, a może boulu? (Afryka)

Szczury i pasikoniki

Mięso dla ludzi jest bardzo ważne. Rodzina Neemy ma małe stada kóz i drobiu, ale zwierzęta te trzymane są raczej na ważne okazje, jak ślub, święto religijne albo narodziny dziecka. Na co dzień poluje się praktycznie na wszystko: węże, szczury, krokodyle, warany, a nawet na małpy.

Z kolei u Nailah dziś na kolację będą upieczone szczury polne. Te jedzone na przykład w Kamerunie są zupełnie inne od naszych europejskich. Gryzonie mieszkają często w rozległych termitierach. Zazwyczaj poluje się na nie, wkładając do otworów kopca płonące gałęzie, a jeden z nich zostawia się otwarty, aby złapać weń uciekające szczury.

Późnym porankiem na przedmieściach etiopskiego miasteczka dwie kobiety wybierają z pełnej miednicy zielone, grubiutkie, żywe pasikoniki. Obierają je z nóg i skrzydełek, a potem wrzucają z cebulą, czosnkiem i odrobiną soli na gorącą blachę. Nsenene to przysmak szczególny, na który nie każdego stać. Sezon na pasikoniki trwa jedynie w czasie deszczowe go listopada. Wieczorem na ulicach biegają dzieci, próbując je łapać rękami, kobiety używają chust. Oprócz pasikoników, na przykład w Malawi, przysmakiem są tak zwane latające mrówki, oczywiście w czasie, kiedy jest na nie sezon. W Kamerunie, i nie tylko tam, je się szarańcze i termity. Kiedyś jedzenie pasikoników dla kobiet było tabu. Dziś wszyscy je zgodnie zjadają – jak chipsy. A w supermarketach są nawet pasikoniki sprzedawane z puszki.

Kamerun: Na Walentynki obiad ze świeżych szczurów!

W kociołku różowa zupa, z której wystają banany, pomidory i cebula. Zupa to jeden ze sposobów na przygotowanie bananów. Nikt na świecie nie je ich tyle co Ugandyjczycy. Ale ostatnim, co im przyjdzie do głowy, jest jedzenie ich na surowo.

W wiejskich domach często jest tylko sól, olej i herbata. Przed posiłkiem gospodyni bierze maczetę i wychodzi do ogrodu po banany. Gotuje się je, piecze, przerabia na placki. Do gotowania odpowiednie są mniej słodkie gatunki zawierające więcej skrobi, nazywane matoke, a przez biologów bananami pastewnymi.

Bananów rośnie w Afryce około 50 gatunków. Nie tylko te w żółtej skórce, ale także w zielonej albo czarnej. W Ugandzie są tym, czym w Polsce ziemniaki. Gonja to odmiany nadające się do pieczenia. Najczęściej pieczone są na ruszcie i sprzedawane przy drogach w formie przekąsek. Jest jeszcze mbide, z którego robi się karmelowe piwo albo wino, i mubisi, słodkie banany zjadane na deser.

Na ulicy i na straganie

Oprócz banana z grilla na afrykańskiej ulicy można też zjeść świeżą rybę, która jest patroszona na miejscu, nacinana, a w powstałe szczeliny wciska się odrobinę pikantnego farszu. Potem całość opieka się przez kwadrans, smarując od czasu do czasu oliwą. Daniu towarzyszy bagietka i surowa cebula.

Przy drodze często spotykane przekąski to szaszłyki, nadziewane warzywnym farszem pierożki lub gotowane jajka. Oprócz tego w wielu miejscach, np. w Malawi, na przydrożnych straganach sprzedaje się małe pieczone ptaszki. Nabija się je po pięć, sześć sztuk na patyki. Natomiast im dalej na południe, tym częściej można zobaczyć również owoce.

Kuchnie różnych regionów Afryki łączy obecność aromatycznych ziół i pikantnych przypraw. W Etiopii, na przykład, większość potraw doprawiana jest ostrą przyprawą berberie, która jest mieszanką czerwonej papryki oraz kilkunastu innych ziół, takich jak imbir, kolendra, kardamon czy ruta.

Targ w Ugandzie z lokalnymi produktami – warzywami, owocami, przyprawami i rybami (zdj. Krzysztof Błażyca)

Afrykańskie targi kuszą straganami z przyprawami. Są kolorowe, piękne i świetnie pachną. Znajdziemy tam aromatyczny imbir z Nigerii, a także rozmaryn, który pochodzi z Maroka. Najczęściej z Algierii pochodzi karob, czyli zdrowsza alternatywa kakao. Jest też pochodząca z Egiptu trawa cytrynowa.

Misyjna kuchnia – Ghana – Akple

Nikt nie je sam

Wspólne jedzenie posiłków ma dla Afrykańczyków także wymiar symboliczny. Oznacza bycie razem i troskę o życie drugiego człowieka. Dawanie jedzenia to dawanie życia. Można się domyślać, że w Afryce, gdzie głód nie jest czymś niezwykłym, ma to często także wymiar zupełnie praktyczny. W tym kontekście kulturowym, jeśli misjonarze chcą być skuteczni, wiarygodni, muszą się odnajdywać i realizować. Czasem będzie to dzielenie życia z ludźmi, czasem dzielenie się jedzeniem z głodnymi, a czasem nauka ekologicznej i wydajnej uprawy roślin czy hodowli zwierząt. Oprócz ewangelizacji misjonarze robią także to.

Afrykańczycy, przynajmmniej ci, których ja spotkałam, bardzo chętnie zapraszają do domu nawet nas, obcych dla nich ludzi, by porozmawiać i podzielić się posiłkiem, nawet jeśli jest to tylko herbata lub trochę ryżu. Nie wypada wtedy nie przyjąć zaproszenia i nie spróbować. Byłaby to dla nich duża przykrość i po prostu nietakt. Jednak bardzo ważne jest dla nich także jedzenie posiłków tylko w gronie rodzinnym. Widać to zwłaszcza przy okazji dni świątecznych. Wtedy najczęściej nie spotykają się z nikim spoza rodziny, ale wspólnie razem spędzają czas – mówi Anna Kiełbasa, która w zeszłym roku była wolontariuszką misyjną w Mozambiku.

Dzieci zasiadają razem z dorosłymi do stołu, choć nie zawsze tak bywało. Wciąż silna jest pozycja ojca w rodzinie. Wspólne spożywanie posiłku integruje rodzinę i społeczność, wyznacza rytm dnia, świadczy o przywiązaniu do życia wspólnotowego. Istnieje nawet przysłowie: „Kto sam je, ten sam umiera”. Jeśli ktoś spóźni się na posiłek też nie jada sam, zawsze ktoś się dosiada i mu towarzyszy. Nawet mijając ludzi jedzących należy się zatrzymać, przysiąść do nich, Jeśli jest się głodnym – to zjeść tyle, ile potrzeba. A na pewno trzeba chociaż spróbować.

(misyjne.pl)


Wierszyńskie wieści ojca Karola [WIDEO]

https://www.facebook.com/wierszyna/videos/804096274766412


Studiuj teologię u oblatów!

Oblacki Instytut Mazenodianum zaprasza na kurs teologii dla dorosłych w formie online:

Instytut Mazenodianum to fundacja stworzona przez Prowincję Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w celu wielowymiarowej i interdyscyplinarnej działalności naukowej, ewangelizacyjnej i społecznej.

(pg)


Komentarz do Ewangelii dnia

Pan obdarzył Apostołów darem mówienia w Jego imieniu i działania z mocą! Dlaczego jednak tak rzadko to widać w naszych wspólnotach? Trzeba bowiem pozwolić, aby radość i prawda Ewangelii przemieniła nasze wnętrza. Rzeczy niezwykłych dokonuje się tylko w Jego mocy i z odmienionym sercem. Ludzkie słowo jest słabe a siła ograniczona. Trwajmy w głębszym zjednoczeniu i zaufaniu Bogu naszemu we wszystkim, co przeżywamy i czego stajemy się świadkami.


Meksyk: Ponad 200 młodych z Tijuany na rekolekcjach

Ponad 200 młodych ludzi z Tijuany uczestniczyło w rekolekcjach SEARCH19 zorganizowanych przez misjonarzy oblatów z Meksyku. Inicjatywę zapoczątkowano w 2012 roku. Przez lata przyniosły wiele świadectw nawróceń oraz pogłębienia wiary. Spotkania odbywają się w kluczu hasła: "To, czego Bóg chce dla ciebie, jest o wiele lepsze niż to, czego ty chcesz dla siebie".

Często mówię młodym ludziom, że „to, czego Bóg chce dla ciebie, jest o wiele lepsze niż to, czego ty chcesz dla siebie”. Wyjaśniam, że muszą słuchać Boga, myśleć o innych i wyjść ze swojej strefy komfortu. Uczestnicy mają możliwość przystąpienia do spowiedzi i komunii po wysłuchaniu świadectw o przemianie życia i znaczeniu życia skoncentrowanego na Bogu - wyjaśnia inicjator i wciąż prowadzący spotkania ojciec Jesse.

W tegorocznym spotkaniu pomagała Mildred Juarez, stypendystka oblackiego programu edukacyjnego. Absolwentka kierunku psychologii wyjaśniała lęki i problemy, z jakimi borykają się młodzi ludzie. Podjęła trudny temat samobójstw wśród młodzieży. Wskazywała na specjalistyczną pomoc, którą można znaleźć również w środowisku kościelnym.

Wielu uczestników odkrywa, że są otoczeni przez ludzi, którzy przechodzą lub przeszli przez te same rzeczy, z którymi oni mają do czynienia, co pomaga im się otworzyć podczas rekolekcji - wyjaśnia psycholog.

Wielu uczestników tych rekolekcji angażuje się potem w funkcjonowanie wspólnot parafialnych. Absolwenci SEARCH koordynują programy stypendialne, prowadzą bezpłatne sesje psychologiczne, świadczą usługi medyczne, zajmują się dystrybucją żywności wśród ubogich, pracami fizycznymi przy parafiach czy prowadzą różne zajęcia edukacyjne dla dzieci i młodzieży.

(pg/zdj. OMIWorld)


Hongkong: Pierwsze rekolekcje po pandemii

Po prawie trzech latach ograniczeń pandemicznych w Chinach kontynentalnych oraz Hongkongu misjonarze oblaci pracujący na tym terenie mieli okazję odbyć rekolekcje zakonne. Uczestniczyło w nich dwunastu misjonarzy z Delegatury Hongkongu. Towarzyszył im Prowincjał Prowincji Australijskiej - o. Christian Fini OMI.

Rekolekcje zakonne poprowadził o. Marco Ortiz OMI.

Hongkong: Oblacka młodzież z pomocą ubogim [zdjęcia]

Misjonarze oblaci z Delegatury Hongkongu są zaangażowani w różnorodne posługi, od duszpasterstwa parafialnego, poprzez prowadzenie szkół, po pracę z bezdomnymi i uzależnionymi. Na co dzień posługują się językiem angielskim, choć każdy z nich musi władać w Hongkongu językiem chińskim (kantońskim). Wspólnota jest międzynarodowa - przełożonym delegatury jest Polak, o. Sławomir Kalisz OMI.

(pg/OMIWorld/zdj. M. Ortiz OMI)


Kodeń: Jarmark Sapieżyński [ZDJĘCIA]

Eucharystią sprawowaną w parafialnym kościele pw. św. Anny rozpoczął się kolejny Jarmark Sapieżyński. Organizatorami wydarzenia byli: Gmina Kodeń, Gminne Centrum Kultury, Turystyki i Sportu w Kodniu oraz Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej – kustosze Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej. Obchody oraz pokazy rozlokowano na terenach zielonych sanktuarium. Wśród atrakcji znalazły się m.in.: pokazy konne kawalerii, policji czy prezentacja sprzętu wojskowego. Na scenie wystąpili: Zespół Rokiczanka oraz Norbert Smoliński, który zaprezentował premierowe wykonanie specjalnie skomponowanej piosenki: „Zwycięska noc. Na Kodeń marsz!”. Utwór poświęcony jest pamięci bohaterskiej, zwycięskiej bitwie o Kodeń z czasów powstania styczniowego.

Jarmark Sapieżyński jest nawiązaniem do wieloletniej tradycji fundatorów i właścicieli Kodnia. W 1511 roku Jan Sapieha otrzymał od króla polskiego prawa miejskie oraz prawo organizowania jarmarków. Przez wieki Kodeń stanowił ważny punkt handlowy, szczególnie w oparciu o rzekę Bug.

(pg/zdj. Adam Purc, Grzegorz Woloszun)


Święty Krzyż: Święto św. Benedykta [ZDJĘCIA]

W pobenedyktyńskim zespole klasztornym na Świętym Krzyżu obchodzono liturgiczne wspomnienie św. Benedykta. W bazylice świętokrzyskiej założyciela benedyktynów uwiecznił Franciszek Smuglewicz na swoich płótnach. Możemy tu zobaczyć dwie sceny z życia mnicha i prawodawcy życia monastycznego na Zachodzie: rozmowę z rodzoną siostrą – św. Scholastyką oraz moment śmierci św. Benedykta.

W klasztorze przechowywane są ponadto relikwie św. Benedykta.

Święty Krzyż to najstarsze polskie sanktuarium narodowe. Klasztor benedyktyński miał tutaj ufundować Bolesław Chrobry w 1006 roku. W opactwie na szczycie Łysicy przechowywane są relikwie Drzewa Krzyża Świętego. Najpierw byli tutaj obecni benedyktyni. W wyniku kasaty na wniosek zaborcy rosyjskiego majątki kościelne zostały przejęte przez państwo pozostające pod protektoratem carskiej Rosji. W 1936 roku do opieki nad sanktuarium zostali zaproszeni Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej. Objęli część zabudowań klasztornych z bazyliką, które podnieśli z ruiny. Od upadku reżimu komunistycznego w Polsce nieprzerwanie starali się o powrót do sakralnego charakteru: skrzydła zachodniego, w którym mieściło się najpierw więzienie carskie, a potem więzienie polskie, a także tzw. szpitalika pobenedyktyńskiego. W 2023 roku obiekt klasztorny na Świętym Krzyżu powrócił do swoich pierwotnych granic i przeznaczenia. Wraz z reintegracją zabudowań klasztornych na Świętym Krzyżu nie zmienił się dotychczasowy prawny zakres ochrony przyrody na tym obszarze, jak również ochrona zabytków.

(pg/zdj. OMI Święty Krzyż)