Z listów św. Eugeniusza

EUGENIUSZ DE MAZENOD: ROZMOWY NASZEGO OJCA Z WIELOMA DZIEĆMI.

Po naszej wielkopostnej i wielkanocnej wędrówce z Pismem Świętym i świętym Eugeniuszem, kontynuujemy naszą chronologiczną drogę przez pisma świętego Eugeniusza de Mazenoda.

Moim celem w tych codziennych refleksjach jest przybliżenie historii, bogatej osobowości i misyjnej duchowości świętego Eugeniusza.

Rozmowy ojca rodziny z jej wieloma dziećmi… to jedno z najprzyjemniejszych obowiązków mojego życia.

Okólnik nr 2, 02.02.1857, w: PO I, t. XII.

Mam nadzieję, że spotkania Eugeniusza z wami są źródłem codziennej inspiracji.


Poznań: Rada prowincjalna

W domu zakonnym w Poznaniu rozpoczyna się dzisiaj dwudniowe posiedzenie rady prowincjalnej. Prowincjał ze swoją radą podejmą temat tegorocznych zmian personalnych, tzw. obediencji.

Rada prowincjalna doradza prowincjałowi w zwyczajnym zarządzaniu prowincją.

(pg)


Łeba: Rekolekcje ze św. Eugeniuszem

W najbliższy weekend w oblackiej wspólnocie w Łebie gościć będą świeccy stowarzyszeni z oblatami z całej Polski. To czas formacji, spotkań i przyglądania się możliwym wymiarom wspólnego realizowania charyzmatu św. Eugeniusza. W poznaniu jego osoby mają pomóc rekolekcje, które poprowadzi o. Kazimierz Lubowicki OMI, wykładowca akademicki w zakresie teologii duchowości oraz wybitny znawca św. Eugeniusza de Mazenoda. Rekolekcje są otwarte także dla miejscowych parafian.

(pg/grafika OMI Łeba)


Komentarz do Ewangelii dnia

Nowe spojrzenie, nowe wyjaśnienie tego, co dotyczy duchowej strony ludzkiego życia. Można nawet pójść dalej, wsłuchując się w słowa Pana Jezusa w sprawie naszego powołania. Jako uczniowie jesteśmy w szczególny sposób wezwani do odnowionego życia. Jako narodzeni z wody i Ducha przez dar chrztu świętego. W tym sakramencie Kościoła otrzymujemy zdolność żywej wiary i jej wszelkich możliwości. Zatem pełni odwagi i tej mocy Ducha, jaką otrzymujemy od naszego Boga, podążajmy drogą ufności i dziecięctwa Bożego ku upragnionej rzeczywistości szczęścia, pokoju, radości i miłości.


Abp Stanisław Gądecki: "Polonia musi dbać o swoją młodzież"

W Niedzielę Miłosierdzia w polonijnej wspólnocie parafialnej w Luksemburgu świętowano jubileusz 75. lecia obecności i posługi Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Uroczystej Eucharystii przewodniczył abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański i Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. Do Luksemburga przybył także delegat Prowincjała Polskiej Prowincji – o. Józef Wcisło OMI oraz delegat Superiora Delegatury Francja-Beneluks – o. Damian Kopyto OMI, Koordynator Duszpasterstwa Polskiego w Belgii. Oprawę muzyczną celebracji przygotował Reprezentacyjny Zespół Artystyczny Wojska Polskiego.

Luksemburg: Koncert na rozpoczęcie jubileuszu [ZDJĘCIA, WIDEO]

Zebranych w świątyni przywitał proboszcz wspólnoty – o. Roman Tyczyński OMI:

Każda Eucharystia to dziękczynienie, które składamy dobremu Bogu za Jego towarzyszenie, za Jego obecność, za Jego słowo i prowadzenie. W szczególny sposób zbieramy się dzisiaj w naszej świątyni, aby świętować 75. lecie pobytu i posługi Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej wśród Polonii, i nie tylko, w Luksemburgu.

Kazanie wygłosił główny celebrans. Metropolita poznański przygotowane słowo oparł o trzy zagadnienia:

Gdy rozważamy tajemnicę tych siedemdziesięciu pięciu lat obecności oblatów w Luksemburgu, przychodzą nam na myśl trzy sprawy, które powinny być przy tej okazji wyjaśnione: co to jest właściwie jubileusz, jak wyglądają dzieje obecności oblackiej tutaj i wreszcie, jakie są perspektywy samej migracji.

Odnośnie biblijnej tradycji obchodzenia jubileuszy, kaznodzieja wskazywał, że jest to czas poświęcony Bogu, który jednocześnie przynosi wymierne korzyści ludziom. Podkreślił, że istnieje różnica między jubileuszem a uroczystością. W oparciu o Księgę Kapłańską zróżnicował biblijną tradycję małych i wielkich jubileuszy. Małe jubileusze, tzw. lata szabatowe, obchodzone co 7 lat miały prowadzić do wielkiego jubileuszu, obchodzonego w każdym 50. roku.

Jednym z podstawowych przywilejów tego co pięćdziesiątego roku była powszechna amnestia, to znaczy przywrócenie wolności wszystkim Żydom znajdującym się w niewoli u swoich ziomków, a także oddanie im dziedzicznej ziemi za darmo. Nawet jeśli przepisy roku jubileuszowego pozostawały często marzeniem, a nie rzeczywistością, to z pewnością sama ich obecność zachęcała do reformy społecznej, polegającej na przywróceniu żydowskim niewolnikom ich pierwotnej wolności i własności, bez której nie można sobie wyobrazić zdrowego społeczeństwa – wyjaśniał hierarcha.

Biblijny wielki jubileusz był zapowiedzią ery mesjańskiej. Do tej perspektywy nawiązywał Jezus w swojej mowie w synagodze w Nazarecie, gdy wskazywał, że w Nim wypełniły się słowa proroka Izajasza.

Do idei wielkiego jubileuszu odwoływał się w naszych czasach święty Jan Paweł II, kiedy w roku 2000 wzywał bogate narody do darowania długów narodom biednym – przypominał metropolita poznański.

W drugim punkcie abp Stanisław Gądecki nakreślił historię duszpasterstwa polonijnego w Luksemburgu.

Już w 1926 roku kardynał Hlond, tworząc Polską Misję Katolicką w Brukseli, która obejmowała zarówno Belgię jak i Luksemburg, zauważył, że duszpasterstwo w Luksemburgu jest jednym z najbardziej zaniedbanych na Zachodzie, ponieważ Polacy tam mieszkający nie mają stałego dostępu do kapłana. W jednym z późniejszych swoich listów napisał: „Ze swojej strony mam i ja wielką a gorącą prośbę do kochanych ojców oblatów, którą proszę ode mnie przedłożyć ze swoim poparciem czcigodnemu ojcu generałowi. Pragnę, aby polscy oblaci z dniem 1 stycznia 1948 roku objęli misję polską w Belgii i w Luksemburgu”.

Hierarcha przypomniał kolejne miejsca i misjonarzy oblatów odpowiedzialnych za duszpasterstwo polonijne.

Specyfiką duszpasterstwa polonijnego jest zakotwiczenie tych polonijnych ośrodków duszpasterskich w Kościele lokalnym, czyli integrowanie tej rzeczywistości diecezjalnej tutejszej z działalnością Polskiej Misji Katolickiej – wskazywał Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.

Kaznodzieja podniósł również kwestię uczestnictwa w życiu Kościoła młodego pokolenia. Zwrócił uwagę na otwartość duszpasterzy na potrzeby młodego pokolenia.

Polonia musi dbać o swoją młodzież – apelował arcybiskup.

Analizując zmieniające się realia, wskazywał na kulturę indywidualizmu, która alienuje. Duży wpływ mają na to chociażby media społecznościowe. To wszystko sprawia, że młodzież inaczej traktuje stan emigracji, niż ich przodkowie. Hierarcha wysunął twierdzenie, że współczesne rozumienie pojęcia emigracji musi zostać przewartościowane.

Posłuchaj całego kazania abp. Stanisława Gądeckiego:

Na zakończenie celebracji głos zabrał o. Józef Wcisło OMI, delegat Prowincjała Polskiej Prowincji:

Niech ta wspólnota, która gromadzi się w tym kościele, będzie wspólnotą, która wzrasta duchowo w wierze, ale też niech wzrasta w naszej tożsamości i narodowych korzeniach, abyśmy zawsze pamiętali, skąd pochodzimy, jakie jest nasze powołanie, jaka jest nasza tożsamość i też z nadzieją patrzyli w przyszłość.

Posłuchaj całej wypowiedzi delegata Prowincjała Polskiej Prowincji:

Przedstawiciele wspólnoty parafialnej podarowali abp. Stanisławowi Gądeckiemu figurę Matki Bożej Pocieszycielki Strapionych, która jest patronką miasta i państwa. Celebrans pobłogosławił także nowy sztandar z Matką Bożą Częstochowską.

Zobacz zdjęcia w większej rozdzielczości:

(pg)


Miłosierdzie Boże - poruszony aż do... jelit

Miłosierdzie Boga… Czym właściwie jest? Chyba większość z nas kojarzy je z jednym momentem w naszym życiu. Kiedy popełnimy grzechy i idziemy do spowiedzi. Wtedy mówimy, że Bóg okazał nam swoje miłosierdzie. Ale nie do końca jest to prawda…

Kilka uściśleń

Ojciec Święty Franciszek w fenomenalnej książce, wywiadzie-rzece: „Miłosierdzie to imię Boga” mówi, że od odpuszczania naszych grzechów wcale nie jest Boże Miłosierdzie… Od odpuszczania naszych win jest Boże przebaczenie. To nie czysta i wyrachowana semantyka. Miłosierdzie Boga to coś znacznie głębszego, to Jego imię, to sposób w jaki patrzy na człowieka…

Kiedyś Pan Jezus miał pojawić się św. Faustynie, która właśnie robiła na drutach. Apostołka Miłosierdzia Bożego miała wtedy popatrzeć na Jezusa i z iskrą w oku powiedzieć:

„Panie Jezu, jedno oczko, jedna dusza do nieba… Jedno oczko, jedna dusza do nieba…” Jezus miał wtedy spojrzeć na nią poważnie i zapytać: „Faustyno, czy ty nie przesadzasz?”, a po chwili rozchmurzyć się i dodać: „Odkryłaś największą tajemnicę mojego serca”.

To nie jest tak, że dopiero w przyjściu Jezusa Bóg okazał się miłosierny, też nie jest prawdą, że wraz z „Dzienniczkiem” siostry Faustyny Kościół odkrył, wcześniej nieodkrytą, prawdę o Bożym Miłosierdziu. Święta ta tylko i aż przypomniała tę prawdę, która, jak się okazuje, jest fundamentalna dla Objawienia. Cały Bóg jest miłosierny – Ojciec jest miłosierny, Syn jest miłosierny i Duch jest miłosierny. Cała Biblia, od pierwszych słów księgi rodzaju aż po Apokalipsę św. Jana, utkana jest Bożym Miłosierdziem. Spójrzmy zatem na Pierwsze Przymierze.

Hesed

Stary Testament, mówiąc o Miłosierdziu Boga, charakteryzuje je najczęściej dwoma terminami hebrajskimi: hesed i rachamim.

Czym jest „hesed”. To rodzaj miłości małżeńskiej, ale takiej, w której jedna ze stron notorycznie zdradza współmałżonka, zadaje jej ból, czyni to niemal z premedytacją. Osoba zdradzana pozostaje jednak niewzruszenie wierna. Dlatego w księdze proroka Ozeasza, Bóg mówi:

„Pokochaj jeszcze raz kobietę,

która innego kocha, łamiąc wiarę małżeńską”.

Tak miłuje Pan synów Izraela,

choć się do bogów obcych zwracają (Oz 3,1)

Hesed Boga. Często mówimy o miłości do Boga, a przecież, gdy się kogoś kocha, nie ogranicza się tylko do obowiązków, które niechętnie spełniamy. Tutaj też mocno zderzamy się z tłumaczeniem: „Ja nie mam żadnych grzechów – nikogo nie zabiłem, nie okradłem”. W relacji z Bogiem nie chodzi bowiem tylko o grzech. Czy kiedykolwiek spytałeś się Go na modlitwie: „Co ja dziś mogę zrobić dla Ciebie, tak po prostu – dla Ciebie, żeby uradować Twoje serce?” Jakże często ranimy Jego miłość, kiedy brakuje nam czasu choćby na krótką z Nim rozmowę… Kiedy tak trudno nam przepościć jeden dzień w tygodniu, jako wyraz naszej wdzięczności, że On oddał za nas to, co miał najcenniejszego – swoje życie… Kiedy nie idziemy na Mszę św., bo nam się zwyczajnie nie chce, albo udajemy się na to spotkanie jak niewolnicy, którzy przychodzą niemalże spłacić godzinny haracz z całego tygodnia swojego życia. Jakże to musi ranić Jego serce…

On pozostaje niewzruszenie wierny swojej miłości do nas – hesed.

Rachamim

Jeszcze bardziej ciekawym terminem jest słowo „rachamim”, które pochodzi od terminu, określającego łono kobiety. Miejsce, gdzie każdy z nas czuł się bezpieczny pod sercem matki i bezwarunkowo kochany. Dziecko nie jest w stanie wtedy zaskarbiać sobie miłości matki, jest kochane przez sam fakt swego istnienia. Na miłość Boga nie można zasłużyć – ona jest pierwsza oraz bezwarunkowa.

(zdj. pixabay)

Ale „rachamim” oznacza także specyficzny ból każdej matki, która widząc cierpienie swojego dziecka, jego złe decyzje – które z pewnością nie przyniosą mu szczęścia – wtedy matka doświadcza bólu na kształt ognia, który zaczyna ją wewnętrznie palić. Rozpala ją tęsknotą i pragnieniem ratowania swojego dziecka.

Spójrzmy na księgę Rodzaju. Bóg patrzy na plecy pierwszych rodziców, którzy odchodzą po zerwaniu owocu z drzewa poznania – a w zasadzie decydowania o tym, co jest dobre, a co złe, bowiem taki jest sens hebrajskich słów w tym fragmencie Biblii. Bóg wiedział, że ten wybór nie przyniesie im dobra, że ich tylko pokaleczy. Nie mógł im tego zabronić, bo stałby się tyranem, a nie ojcem. Stał i patrzył na plecy naszych pierwszych rodziców, którzy odchodzili, a Jego wnętrze rozpalało się tęsknotą za człowiekiem. To bardzo mocny i sugestywny obraz.

Popatrzmy, co dzieje się dalej… Posyła proroków, zawiera kolejne przymierza, ufając, że się opamiętamy, że do Niego wrócimy. Wierzył, że doświadczenie poranienia grzechem będzie dla nas tak dramatyczne i bolesne, że zaczniemy znów dobro i zło wartościować tak, jak On. Dla naszego bezpieczeństwa. Ale my jak zwykle tę wyciągniętą dłoń Boga odtrącaliśmy.

„Adamie, gdzie jesteś?”

W końcu, w swojej niesamowitej tęsknocie za człowiekiem, oddał życie swojego jedynego Syna.

Oddać życie jedynego dziecka: córki, syna – za życie sąsiada, który zionie nienawiścią, który czyha na życie, rzuca kłody pod nogi. Nikt z ludzi tego by nie zrobił. Dlatego Jego Miłosierdzie jest dla nas nielogiczne, wymyka się spod naszej ludzkiej rachuby.

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony (J 3,16-17)

Bóg kocha ten świat, Bóg kocha człowieka. Te słowa, które są sercem Dobrej Nowiny, to oścień dla tych, którzy chcieliby, by On wszystko zniszczył. Nie.

Czy Miłosierdzie Boga jest sprzeczne z Bożą sprawiedliwością?

Joshua Abraham Heschel, jeden z moich ulubionych autorów, postawił tezę, że najważniejsze pytanie, które spina klamrą całą Biblię, padło już na jej początku… „Adamie, gdzie jesteś?” I taki jest Jezus… zawsze idzie, szukać tego, co zaginęło… idzie aż po krzyż, a nawet dalej, stępując do piekieł, by wyciągnąć z Szeolu Adama – jak pisze pięknie nieznany autor w homilii na Wielką Sobotę (brewiarzowa Godzina Czytań). Przekracza też granicę śmierci, Zmartwychwstając.

(skan obrazka prymicyjnego autora)

Chrystus, który stał się „pięknym banitą”, który udaje się na każde peryferie życia człowieka – idzie do prostytutek, trędowatych, celników, grzeszników… Aby ich ratować… Aby ratować nas…

Jakże cię mogę porzucić (…),

i jak opuścić ciebie (…)?

Moje serce na to się wzdryga

i rozpalają się moje wnętrzności (Oz 11,8b)

To właśnie „rachamim”.

Co ciekawe, kiedy weźmiemy do rąk Dobrą Nowinę, spisaną według św. Łukasza – która słusznie nazywana jest Ewangelią Bożego Miłosierdzia, praktycznie w każdym miejscu, gdzie w języku polskim znajduje się sformułowanie: Jezus wzruszył się, ulitował się – w języku greckim pojawia się termin „splagidzomai”. To bardzo plastyczny zwrot, który tłumaczy się: poruszyły się Jego wnętrzności aż do jelit. Jest to niejako odpowiednik hebrajskiego „rachamim”.

Niespokojne jest serce Boga…

Wszyscy znamy słynne stwierdzenie św. Augustyna, który mówi: „Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu”. Każdy z nas ma podobne doświadczenie, mniejsze, czy większe. Patrząc na Miłosierdzie Boga, chciałbym na koniec odwrócić optykę powyższej prawdy: Niespokojne jest też serce Boga, dopóki nie spocznie w człowieku. Wielu świętych usłyszało od Jezusa, że Zbawiciel lubi przebywać, a nawet odpoczywać w ich sercu. Święto Bożego Miłosierdzia jest szansą odpowiedzi na wielką tęsknotę Boga za sercem człowieka.


Paweł Gomulak OMI – misjonarz ludowy (rekolekcjonista), ustanowiony przez papieża Franciszka Misjonarzem Miłosierdzia. Studiował teologię biblijną na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego. Koordynator Medialny Polskiej Prowincji, odpowiedzialny za kontakt z mediami i wizerunek medialny Zgromadzenia w Polsce. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Pasjonat słowa Bożego, w przepowiadaniu lubi sięgać do Pisma Świętego i tradycji biblijnej. Należy do wspólnoty zakonnej w Lublińcu.


Czernihów: Podwójna Wielkanoc

Święta wielkanocne to jedyne obchody w całym roku liturgicznym, które obchodzimy według kalendarza księżycowego. Jest to związane z pragnieniem, aby Paschę Chrystusa obchodzić dokładnie wtedy, kiedy miała ona miejsce. Jednak z powodu podziałów chrześcijaństwa nie możemy celebrować Eucharystii wspólnie. Wyjątek stanowią Kościoły obrządków wschodnich, które zachowały albo powróciły do jedności ze Stolicą Apostolską. Dzieli nas często odmienny kalendarz, ale dzięki jedności eklezjalnej możemy wspólnie celebrować Eucharystię. Z tego też względu wspólnota oblacka z Czernihowa na Ukrainie odwiedziła rodzinę grekokatolicką, której głową jest kapłan. Wspólnie świętowano Zmartwychwstanie, które w wielu Kościołach wschodnich przypada właśnie dzisiaj.

"Pokój wam!” - to pierwsze słowa powitania, którymi Jezus zwrócił się do swoich uczniów po zmartwychwstaniu. Jakże cały świat i każde serce potrzebują dzisiaj tego pokoju. Jak bardzo Ukraina potrzebuje go dzisiaj w tym trudnym dla nas czasie. Życzymy, aby dobra Nowina przyniesiona przez Zmartwychwstałego Chrystusa dawała nam siłę i nadzieję. Niech nikt nie pogrąża się w strachu i nie traci nadziei. Chrystus zmartwychwstał, Chrystus żyje wśród nas. I apeluje do każdego z nas: "Ja zwyciężyłem i ty zwyciężysz!" Życzymy wszystkim wesołych świąt Zmartwychwstania Pańskiego!

(pg/zdj. OMI Czernihów)


Większość życia spędził z Indianami w rezerwatach

W związku ze śmiercią o. Wojciecha Wojtkowiaka OMI, który pochodził z oblackiej parafii w Poznaniu, przypominamy rozmowę, jaką z misjonarzem z Kanady przeprowadził o. Maciej Drzewiczak OMI, wikariusz parafii Chrystusa Króla.

W Kanadzie zmarł o. Wojciech Wojtkowiak OMI (1944-2023)

Nasza rozmowa trwała ponad dwie i pół godziny (dobre trzy nabicia fajki – tytoń był jednym z ważnych tematów rozmowy). Trudno oddać ten czas w krótkim tekście, szczególnie, że ze względu na obecność s. Bernadetty (kanadyjska urszulanka), rozmawialiśmy głównie po angielsku. Aktualnie, ze względu na wiek i choroby, o. Wojciech mieszka w oblackim klasztorze, przy naszej parafii w Winnipeg – wyjaśnia o. Maciej Drzewiczak OMI.

Wojciech Wojtkowiak OMI: Dobrze, że przyszedłeś z tytoniem. Kiedy przychodzisz do starszych zaczynasz od prezentu. Tytoń jest bardzo ważny. Dla Indian uprawa tytoniu była bardzo ważna. Zajmowali się tym mężczyźni. To było trudne, ponieważ te ludy nie były wcale pokojowe. Terytoria nie były związane tylko z pastwiskami, ale raczej z miejscami, gdzie znajdowały się aktualnie stada bizonów. Stąd pojawiało się wiele konfliktów. Jest wiele plemion. Moją pracę w Kolumbii Brytyjskiej zaczynałem z Szuszłapami (plemię).

Maciej Drzewiczak OMI: Jak rozpoczęła się Ojca praca?

Najpierw pracowałem w Toronto (7 lat), później w Welland Ontario (7-8). To była normalna, regularna praca w białych parafiach. Od początku chciałem pracować z Indianami (nativ ministry, First Nations). Dopiero po dłuższym czasie, po wielu prośbach prowincjał zgodził się na moje zaangażowanie w nową posługę. Tak trafiłem na północ Kolumbii Brytyjskiej do Indian. Po krótkim czasie dało mi się porozumieć z prowincjałem – dostałem małą, białą parafię w Lestock (Saskatchewan) oraz możliwość pracy w 13 okolicznych rezerwatach – Sue, Asiniboy, Cri… Diecezja Regina miała około 25 rezerwatów. Po kilku latach otoczyłem opieką duszpasterską wszystkie rezerwaty w tej diecezji. S. Bernadetta pracuje nadal z Indianami – już od 52 lat.

śp. o. Wojciech Wojtkowiak OMI (zdj. Holy Ghost parish, Winnipeg)

To jest ponad pół wieku doświadczenia…

Siostra Bernadetta: Zapytałam pewną starszą (elder), co sprawia jej największą radość i największy ból. Odpowiedziała, że kiedyś misjonarze „dzielili z ludźmi domy”, byli bardzo blisko ludzi. I to było piękne [teraz przeżywa porzucenie, stratę]. Mam 57 lat życia zakonnego. Zaczęłam w 1970 roku. Na pierwszej placówce poznałam księdza, który żył z ludźmi 25 lat. Dziś dopiero rozumiem, co próbował mi przekazać o trudzie życia z nimi. Po wielu latach widzę, jak bardzo skomplikowana i różnorodna jest ich kultura. Pokazują to choćby ich ceremonie pogrzebowe.

Czy trudno jest wejść w ich świat?

Wojciech Wojtkowiak OMI: Podczas jednej z tradycyjnych ceremonii, prowadzący ją starszy zwrócił się do obecnego tam księdza – człowieka, który poświęcił tej pracy swoje życie – brał udział w ceremoniach, znał bardzo dobrze języki różnych plemion… „Jesteś francuzem, księdzem katolickim, nie próbuj być jednym z nas. Nigdy nie będziesz jak my. Bądź, kim jesteś. Po prostu bądź z nami, staraj się nas rozumieć, pracuj z nami”.

Wojciech Wojtkowiak OMI: Dobrze, że przyszedłeś z tytoniem. Kiedy przychodzisz do starszych zaczynasz od prezentu. Tytoń jest bardzo ważny. Dla Indian uprawa tytoniu była bardzo ważna. Zajmowali się tym mężczyźni. To było trudne, ponieważ te ludy nie były wcale pokojowe. Terytoria nie były związane tylko z pastwiskami, ale raczej z miejscami, gdzie znajdowały się aktualnie stada bizonów. Stąd pojawiało się wiele konfliktów. Jest wiele plemion. Moją pracę w Kolumbii Brytyjskiej zaczynałem z Szuszłapami (plemię).

Maciej Drzewiczak OMI: Jak rozpoczęła się Ojca praca?

Najpierw pracowałem w Toronto (7 lat), później w Welland Ontario (7-8). To była normalna, regularna praca w białych parafiach. Od początku chciałem pracować z Indianami (nativ ministry, First Nations). Dopiero po dłuższym czasie, po wielu prośbach prowincjał zgodził się na moje zaangażowanie w nową posługę. Tak trafiłem na północ Kolumbii Brytyjskiej do Indian. Po krótkim czasie dało mi się porozumieć z prowincjałem – dostałem małą, białą parafię w Lestock (Saskatchewan) oraz możliwość pracy w 13 okolicznych rezerwatach – Sue, Asiniboy, Cri… Diecezja Regina miała około 25 rezerwatów. Po kilku latach otoczyłem opieką duszpasterską wszystkie rezerwaty w tej diecezji. S. Bernadetta pracuje nadal z Indianami – już od 52 lat.

To jest ponad pół wieku doświadczenia…

Siostra Bernadetta: Zapytałam pewną starszą (elder), co sprawia jej największą radość i największy ból. Odpowiedziała, że kiedyś misjonarze „dzielili z ludźmi domy”, byli bardzo blisko ludzi. I to było piękne [teraz przeżywa porzucenie, stratę]. Mam 57 lat życia zakonnego. Zaczęłam w 1970 roku. Na pierwszej placówce poznałam księdza, który żył z ludźmi 25 lat. Dziś dopiero rozumiem, co próbował mi przekazać o trudzie życia z nimi. Po wielu latach widzę, jak bardzo skomplikowana i różnorodna jest ich kultura. Pokazują to choćby ich ceremonie pogrzebowe.

Czy trudno jest wejść w ich świat?

Wojciech Wojtkowiak OMI: Podczas jednej z tradycyjnych ceremonii, prowadzący ją starszy zwrócił się do obecnego tam księdza – człowieka, który poświęcił tej pracy swoje życie – brał udział w ceremoniach, znał bardzo dobrze języki różnych plemion… „Jesteś francuzem, księdzem katolickim, nie próbuj być jednym z nas. Nigdy nie będziesz jak my. Bądź, kim jesteś. Po prostu bądź z nami, staraj się nas rozumieć, pracuj z nami”.

Ostatnia wizyta w Polsce - jubileusz w poznańskiej parafii

Czyli nie jest łatwo…

Do tego dochodzi kwestia stylu życia. Kiedyś umówiłem się z pewną rodziną na chrzest. Przygotowałem kaplicę. Czekałem pół godziny. Nie przyszli. Postanowiłem nauczyć ich punktualności. Poszedłem do mieszkania. Zapaliłem fajkę. Przyszli po jakimś czasie i powiedzieli, że są gotowi. Odpowiedziałem, że nie ma teraz czasu, bo palę fajkę. A oni – przyjęli tę informację jakby nigdy nic… i bez pretensji poczekali, aż dopalę [To miało też dobre strony]. Przejazdy między rezerwatami często się przedłużały ze względu na jakość dróg. Ludzie nigdy nie mieli do mnie o to pretensji. Czekali w skupieniu na liturgię.

Siostra Bernadetta: Praca z tymi ludźmi wymaga wiele czasu i wzajemnego zaufania. Tego nie da się zdobyć szybko. Ich trzeba rozumieć.

Wojciech Wojtkowiak OMI: Dla tych ludzi ważna jest stałość. Kiedy jeździłem między rezerwatami – nawet spóźniony – oni mieli pewność, że przyjadę. Oni wszyscy wiedzieli, że będę. To było dla nich ważne. Nie potrzebowali przypomnień. Jednak ta relacja potrzebowała dużo czasu, aby się rozwinąć.

Podsumowanie

Nasza rozmowa dotyczyła bardzo wielu wątków. Trudno je ująć, w krótkim artykule. Najbardziej poruszył mnie temat, którego nie udało mi się uchwycić w powyższych wypowiedziach. Chodzi o motyw poczucia krzywdy. W polskich mediach pojawiają się echa wielkiego skandalu szkół rezydencjalnych, który podzielił Kościół kanadyjski. O. Wojciech i s. Bernadetta zaznaczyli, że intensywność gniewu nie wynika jedynie z samego faktu skandalu, lecz również, lub głównie z powodu poczucia porzucenia, które noszą w swoich sercach przedstawiciele Indian (First Nations). Jak wspomniała siostra – kiedyś księża byli z ludźmi. Dziś ich domy (centra misyjne) często są puste, a ludzie czują się porzuceni. W tej trudnej sytuacji iskierką nadziei wydaje się być owocna współpraca świeckich katolików ze starszyzną plemienną. Właśnie taką pracą zajmuje się dziś s. Bernadetta w jednym z punktów wolontariackich.

(pg/tekst ukazał się w gazetce parafialnej „Chrystus Król”)


Katowice: Dzieci z oblackiego koła misyjnego na Kongresie Misyjnym

X Kongres Misyjny Archidiecezji Katowickiej odbył się 15 kwietnia br. w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Turzy Śląskiej. W wydarzeniu udział wzięły dzieci z oblackiego Koła Misyjnego na katowickiej Koszutce.

Kościół nie może nie być misyjny. Zmartwychwstały Pan, spotykając się z uczniami, nie zajmuje się pretensjami. Nie rozlicza ich, nie zaczyna od wylewania żalów, że się nie sprawdzili, że uciekli spod krzyża, że nie przekrzyczeli tłumu zgromadzonego wokół Piłata, że okazali się marnymi tchórzami. Chrystus, przychodząc do nich, ma jedno przesłanie: Idźcie – mówił do zebranych abp Adrian Galbas, koadiutor archidiecezji katowickiej.

W kongresie wzięło udział blisko 200 osób w różnym wieku. Dzieci i młodzież przyniosły w darze ołtarza symboliczne kwiaty, które wyrażały dobre uczynki, jakich dokonały w intencji misji i misjonarzy.

(pg/zdj. OMI Katowice)


Luksemburg: Koncert na rozpoczęcie jubileuszu [ZDJĘCIA]

Jubileusz 75. lecia obecności i duszpasterstwa Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Wielkim Księstwie Luksemburskim rozpoczął się od koncertu Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego. Do Conservatoire de la Ville de Luxembourg przybyła Polonia i zaproszeni goście, wśród których znaleźli się: abp Stanisław Gądecki – Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, bp Leo Wagener – biskup pomocniczy archidiecezji luksemburskiej, o. Józef Wcisło OMI – delegat Prowincjała Polskiej Prowincji oraz Piotr Wojtczak – ambasador RP w Luksemburgu.

Zebranych powitał proboszcz polonijnej wspólnoty parafialnej – o. Roman Tyczyński OMI.

Są takie chwile w naszym życiu, wobec których nie możemy przejść obojętnie. Jedną z nich jest 75-lecie obecności i posługi Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Luksemburgu. Pragnę zatem powitać wszystkich obecnych na uroczystym koncercie jubileuszowym z okazji tejże wspaniałej uroczystości.

Półtoragodzinny koncert prezentował wybór pieśni patriotycznej, żołnierskiej i rozrywkowej.

Zdjęcia w większej rozdzielczości można obejrzeć tutaj:

(pg)