A. Piwowarczyk OMI: Jestem zakochany w Ziemi Świętej [ROZMOWA]

W jakim miesiącu najlepiej wybrać się do Ziemi Świętej? Co warto zrobić przed wyjazdem? I gdzie leży sukces udanej pielgrzymki? O tym z ojcem Arturem Piwowarczykiem – oblatem, misjonarzem, rekolekcjonistą, licencjonowanym pilotem pielgrzymek krajowych i zagranicznych, licencjonowanym przewodnikiem po Ziemi Świętej – rozmawia Maciej Kluczka.

Jestem wręcz zakochany w całej Ziemi Świętej, lubię nawiedzać wszystkie miejsca święte i odkrywać, te które są mniej znane czy mniej nawiedzane przez pielgrzymów. Jednak najbardziej lubię nawiedzać Stare Miasto w Jerozolimie, które ma jedyny i niepowtarzalny klimat, bo przecież tam dokonały się także najważniejsze wydarzenia naszej wiary… – mówi o. Piwowarczyk OMI.

Maciej Kluczka (misyjne.pl): Czy polscy pielgrzymi przyjeżdżają do Ziemi Świętej, by zwiedzać, czy jednak większą uwagę przykładają do tego, by było to duchowe przeżycie. A może da się to połączyć?  

Artur Piwowarczyk OMI: Pielgrzymowanie do chrześcijańskich miejsc świętych jest czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym, różni się od wycieczki tym, że jest jeszcze akcent duchowy, który na takim wyjeździe odgrywa niesamowitą rolę. Trzeba podkreślić, że pielgrzymka do Ziemi Świętej jest inna od każdej innej pielgrzymki do przeróżnych miejsc świętych i sanktuariów na całym świecie, często jest także nazywana piątą Ewangelię. Ponieważ tu są korzenie i początki naszej wiary, tu wszystko się zaczęło i wzięło swój początek, dlatego pielgrzymki do Ziemi Świętej cały czas cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Mówiąc Ziemia Święta myślimy najczęściej o Izraelu, ale to także Autonomia Palestyńska, Jordania, Egipt, Liban i Syria.

Artur Piwowarczyk OMI (archiwum prywatne)

Każdy pielgrzym przyjeżdżający do Ziemi Świętej jest bardzo ciekawy miejsc świętych związanych z życiem i działalnością Jezusa Chrystusa, Jego Matki i apostołów. Interesuje ich wszystko: historia, religia, kultura, ciekawostki… Wszyscy bardzo chętnie zwiedzają i nawiedzają miejsca święte, a jednocześnie w każdym takim miejscu jest czas, aby to miejsce zobaczyć, „dotknąć”, posłuchać fragmentu Pisma św. opisującego wydarzenie, które tu się dokonało, zrobić zdjęcie oraz się pomodlić. W każdej pielgrzymce trzeba połączyć zwiedzanie z dobrym, duchowym przeżyciem (codzienna Eucharystia, droga krzyżowa w Jerozolimie, różaniec, koronka do Bożego Miłosierdzia, modlitwa indywidualna).

Czy pamięta Ojciec taką sytuację, że ktoś, kto przyjechał bardziej na zasadzie „a bo namówiła mnie rodzina”, doznał w Ziemi Świętej czegoś na kształt nawrócenia? 

Dla każdego pielgrzyma przyjazd do Ziemi Świętej i udział w pielgrzymce to ogromne przeżycie, także duchowe, ponieważ każdy może wtedy osobiście być w tych ważnych miejscach, dotknąć ich, pomodlić się i tu żadne opowiadania innych pielgrzymów, dobre przewodniki czy też dobre filmy na ten temat, nigdy nie zastąpią osobistego udziału i obecności w tych niezwykłych miejscach, i czy to będzie pierwsza, czy kolejna pielgrzymka do Ziemi Świętej. Często bywa, że ktoś jest namawiany do udziału w takiej pielgrzymce, i są obawy, czy da radę, czy finansowo się uda, jednak każdy, ale to każdy, zawsze jest ogromnie zadowolony, że warto było podjąć ten trud pielgrzymowania.

(arch. prywatne)

Jak długo Ojciec posługuje wśród pielgrzymów do Ziemi Świętej? 

Na co dzień pełnię posługę misjonarza i rekolekcjonisty. Miałem ten zaszczyt i przyjemność, że głosiłem do tej pory rekolekcje adwentowe czy wielkopostne w wielu parafiach w naszej ojczyźnie, ale również w Szwecji, Norwegii, Kanadzie, Australii i Nowej Zelandii. Przed laty zrobiłem specjalistyczny kurs i po państwowych egzaminach otrzymałem licencję pilota wycieczek i pielgrzymek  krajowych i zagranicznych oraz certyfikat specjalisty ds. turystki. Od września 2012 r. oprócz posługi rekolekcjonisty pełnię także posługę opiekuna duchowego i przewodnika po Ziemi Świętej śladami Jezusa Chrystusa – tylko grup pielgrzymkowych. Od tamtej pory posiadam tzw. zieloną kartę (the Spiritual Leader Card), jest to taka licencja, która wydawana jest przez Kustodię Ziemi Świętej w Jerozolimie, która uprawnia do oprowadzania po miejscach chrześcijańskich w Ziemi Świętej.

Jakie miejsce w Ziemi Świętej dla Ojca jest najważniejsze? 

Jestem wręcz zakochany w całej Ziemi Świętej, lubię nawiedzać wszystkie miejsca święte i odkrywać te, które są mniej znane czy mniej nawiedzane przez pielgrzymów. Jednak najbardziej lubię nawiedzać Stare Miasto w Jerozolimie, które ma jedyny i niepowtarzalny klimat, bo przecież tam dokonały się także najważniejsze wydarzenia naszej wiary: męka, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa.

Czy Ziemia Święta a szczególnie Jerozolima i bazylika Grobu Pańskiego, jest dobrym przykładem na pokojowe współistnienie różnych religii? Czy jednak na miejscu i z bliska wygląda to nieco inaczej? 

W bazylice Grobu Bożego, podobnie jak w bazylice Bożego Narodzenia w Betlejem, obowiązuje tzw. status quo. W bazylice Grobu Bożego jest sześciu współwłaścicieli: prawosławni grecy, rzymscy katolicy – franciszkanie, Koptowie, Syryjczycy, Etiopczycy i Ormianie. Natomiast w bazylice Bożego Narodzenia tych współwłaścicieli jest trzech. Status quo to dekret – firmament wydany przez sułtana i obowiązuje wszystkich współwłaścicieli. Bez zgody choćby jednego z nich nic nie może być zmienione ani wprowadzone. Wszystko jest uregulowane tym dekretem – kiedy i w jakim miejscu można się modlić, celebrować Eucharystię, odbywać procesję… Do tego trzeba dodać, że klucze do bazyliki Bożego Grobu mają dwie rodziny muzułmańskie, i one wcześnie rano otwierają i zamykają bazylikę.

(arch. prywatne)

Co Ojciec radziłby osobie, która pierwszy raz wybiera się do Ziemi Świętej? Jak się przygotować? Co trzeba wiedzieć, żeby dobrze przeżyć taki czas? 

Wiele takich szczegółowych porad możemy znaleźć w internecie, na różnych katolickich stronach, i każdy będzie podpowiadał coś innego. Tam możemy znaleźć dużo ciekawych i interesujących wskazówek. Warto jednak przed wyjazdem przeczytać sobie Ewangelię, warto przeczytać sobie jeden czy drugi przewodnik po Ziemi Świętej. Każde biuro pielgrzymkowe przed wyjazdem daje na piśmie pewne wskazówki, czy też organizuje takie spotkanie przedpielgrzymkowe z przedstawicielem biura lub przewodnikiem, i wtedy można zapytać o to, co nas szczególnie interesuje, czy w czym mamy pewne wątpliwości. Natomiast na samej pielgrzymce najważniejszą sprawą jest współpraca całej grupy i każdego z osobna z przewodnikiem. Pielgrzymka w grupie jest pewnym trudem, jak zresztą każda pielgrzymka, trzeba dostosować się do tempa grupy, często wcześniej wstać, być punktualnym, przestawić się na inny klimat, hotel czy inne jedzenie…

Tak jest, wtedy można uniknąć nieporozumień czy stresu. Zgrana grupa to połowa sukcesu. A jak pandemia zmieniła pielgrzymowanie do Ziemi Świętej? Izrael bardzo szybko przeszedł przez program szczepień. Czy teraz to miejsce jest już zupełnie otwarte dla pątników? Izrael wpuszcza wszystkich? Czy tylko zaszczepionych? 

Pandemia ogromnie zmieniła pielgrzymowanie do Ziemi Świętej, tzn. nie było żadnych pielgrzymek. Izrael i Palestyna były zamknięte na pielgrzymów i turystów. Cały czas się to teraz zmienia, ponieważ Izrael jest pierwszym krajem na świecie, którego większość obywateli jest zaszczepiona i uzyskał tzw. zbiorową odporność na wirusa. Na początku czerwca Izrael otworzył się na grupy do 30 osób, które wcześniej są zgłaszane i pod pewnymi warunkami są wpuszczane do tego kraju. Od 1 lipca miał się otworzyć na pielgrzymów i turystów indywidualnych, ale ten termin został przesunięty o miesiąc. Te przepisy i zasady są cały czas weryfikowane i modyfikowane, w zależności od sytuacji pandemicznej.

(arch. prywatne)

A kiedy najlepiej przyjechać do Ziemi Świętej? Na przykład w okresie wielkanocnym czy lepiej w okresie mniej obleganym?

W mojej opinii najlepiej jest przyjechać w lipcu i sierpniu, choć są wtedy największe upały. Wtedy mało osób decyduje się na przyjazd do Ziemi Świętej, jednak to właśnie wtedy nie ma wielkich tłumów i kolejek do miejsc świętych. To wtedy można spokojnie i bez pośpiechu nawiedzać miejsca święte i spokojnie się w tych miejscach pomodlić. Większość grup jednak przyjeżdża pod koniec stycznia, na początku lutego oraz od września do listopada, wtedy nie ma takich upałów, można swobodnie pielgrzymować. Odradzałbym lecieć do Ziemi Świętej na święta Bożego Narodzenia lub Wielkanoc, chyba że już było się kilka razy i chce się bardziej duchowo przeżyć te święta, w miejscach, w których te wydarzenia się dokonały. Chciałbym serdecznie zachęcić do pielgrzymowania do Ziemi Świętej, choćby raz w życiu. Pielgrzymka do Ziemi Świętej jest niesamowitym i niezapomnianym przeżyciem na całe życie. Po takiej pielgrzymce inaczej rozumiem chrześcijaństwo. Czytając Pismo św. przypominam sobie wszystkie te miejsca, gdzie się to wydarzyło i w których mogłem być, inaczej odmawiam różaniec, inaczej rozważam wydarzenia biblijne…

(arch. prywatne)

Tekst pochodzi z nowego numeru "Misyjnych Dróg"

 


Na wakacje zapraszamy do Kodnia - materiał w TVP3 Lublin [wideo]

W premierowym odcinku programu „Co widać z dachu LCK?” ramówki lubelskiego oddziału Telewizji Polskiej zagościło kodeńskie sanktuarium maryjne. Ideą programu jest ukazywanie inicjatyw, które dzieją się na terenie województwa oraz promocja miejsc, które warto odwiedzić w wakacje. W tym celu zaadoptowano taras widokowy Lubelskiego Centrum Konferencyjnego na studio telewizyjne, z którego odcinki nadawane są na żywo. O Kodniu mówili: o. Paweł Gomulak OMI, Koordynator Medialny Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów MN, Mariusz Zańko, sekretarz gminy Kodeń oraz Paulina Pietrusik – Panna Apteczkowa.

Zaraz będziemy gośćmi nowego programu TVP 3 Lublin Studio z tarasu LCK. Zapraszamy do oglądania.

Opublikowany przez Mariusza Zańkę Czwartek, 24 czerwca 2021

Premierowy odcinek można obejrzeć na stronie TVP3 Lublin – KLIKNIJ w poniższe zdjęcie (materiał o Kodniu od 23:21:00)

A tak wygląda Kodeń, oczekujący na pielgrzymów i turystów (zdj. M. Szwarc OMI):

(pg)


Wyprawa, na której mówił Bóg, a przewodnikiem był św. Józef [relacja]

Od 14-19 czerwca br grupa nowicjuszy z socjuszem nowicjatu – o. Dawidem Grabowskim OMI oraz prenowicjusz wraz z o. Dominikiem Ochlakiem OMI przemierzała dziewicze połacie Bieszczad w ramach „Misji J21”. Sześć dni wędrówki razem ze świętym Józefem. Uczestnicy pochylali się nad rozważaniami przygotowanymi przez nowicjuszy, dotyczącymi życia Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny.

Dzień 1

Nasza wędrówka rozpoczęła się obiadem w oblackiej wspólnocie w Zahutyniu. Po królewskim posiłku wraz z Adrianem, prenowicjuszem, ruszyliśmy na szlak do Morochowa. Po drodze dołączyła do nas grupa nowicjuszy ze Świętego Krzyża wraz z o. Dawidem Grabowskim OMI. Szliśmy już razem w 9-tke do poniedziałkowego celu, ciesząc się pochmurną pogodą bez deszczu. Na horyzoncie rysowały się już zielone pagórki Beskidu Niskiego. Umówieni z gospodarzem świetlicy, doszliśmy do miejscowości Mokre i po 14 km drogi obejrzeliśmy upragniony mecz naszej reprezentacji. Wieczorna kolacja, zasady drogi, okazja, by się poznać – to wszystko było udziałem tego wieczoru.

Dystans: 16,6 km

Królewski obiad we wspólnocie w Zahutyniu.

Cała ekipa w komplecie.

Mecz reprezentacji.

Dzień 2

Drugiego dnia obudziliśmy się w przestronnej sali OSP w Mokrem. Każdy miał tyle przestrzeni, ile zapragnął. Tej nocy było już wiadomo, kto chrapał, wszystko wyszło na jaw. Jednak coś większego niż chrapanie spędzało sen z powiek oblackim nowicjuszom: Czy dam radę? Czy przejdę całość? Te pytania, a także wyobrażenia o niedźwiedziach i rysiach w okolicach Baligrodu, podnosiły adrenalinę. Pobudka, śniadanie, wspólna jutrznia dobrze nastroiły nas do drogi. Ruszyliśmy. Tego dnia trasa wiodła przez niewielkie wzniesienia, nieistniejącą wioskę Bojków, co rozbudzało wyobraźnię wędrowców, drzewa owocowe, tablica ukazująca plan niegdysiejszej wioski dawały wrażenie, że na tym polu w środku lasu musiała dziać się ciekawa historia. Janek – ornitolog wsłuchiwał się i wciąż nie mógł nadziwić różnym rodzajom ptaków, żuczków i innych Bożych stworzeń. Hasłem tego dnia było – błoto, które amortyzowało naszą wędrówkę. Po południu bez przerwy obiadowej dotarliśmy do Baligrodu a potem do chatki, w której nabraliśmy sił i zjedliśmy co nie co, gotując w dwójkach. Wieczorem Eucharystia, okazja do rozmów o patronie wyprawy dały ukojenie, gdyż idąc razem, cały dzień nieoczekiwanie wychodzą nasze słabości i ograniczenia. Potrzeba Kogoś, by znów to posklejał, kto by znów uczynił z nas wspólnotę.

Dystans: 26,5 km

Małe tarcia

Wioska Bojków

Wygodny nocleg

Przed wyprawą byłem nastawiony do niej sceptycznie, wręcz negatywnie. Obawiałem się, że nie sprostam zadaniu, co ostatecznie spowoduje moją niechęć do tego typu wędrówek. Pierwszy dzień był dla mnie rzeczywiście trudny, ale do czasu. Wszystko zaczęło zmieniać się z dnia na dzień. Uświadomiłem sobie, że będę przecież szedł z moimi współbraćmi, a o wszelkie moje potrzeby zadbali przełożeni. Mój wzrok pozwolił mi napawać się pięknem ukształtowanym przez samego Boga, a całokształt „Próby Bieszczad” będę wspominał bardzo pozytywnie i to z wielkim sentymentem. Ten tydzień dał mi wiele do myślenia. Przede wszystkim – oprócz zapierania się samego siebie – był to swoisty symulator tego, ile prawdziwy misjonarz musi się natrudzić, by dostać się do ludzi, którym chce pomóc. A takim przecież pragnę zostać…

Adam

Dzień 3

Kolejny dzień prowadził nas do podejścia na Główny Szlak Beskidzki. Nie było łatwo – ok. 300 m przewyższeń, ale była to też okazja, by młode wilki mogły trochę pobrykać. Idąc od szczytu do szczytu, rozluźniliśmy rytm drogi, każdy mógł iść tak, jak mu było wygodniej, a po 40 minutach spotykaliśmy się na przerwie.  Szliśmy pośród drzew w górę i w dół aż do miejscowości Cisna. Ważnym elementem każdego dnia było „różańcowanie” czyli modlitwa w dwójkach po drodze. Gdy wydawało się, że już blisko nocleg, czekał nas jeszcze 6 kilometrowy odcinek drogi do Przysłopu, gdzie dotarliśmy dość późno i znaleźliśmy schronienie w gospodarstwie agroturystycznym. Ojciec Dominik zostawił „małego księdza” w domku dnia poprzedniego, dlatego Eucharystię odprawiliśmy w kościółku, tu sprytem wykazał się Oskar, który zorganizował klucze i przygotował liturgię. Msza św. w stanie wycieńczenia to wyzwanie, ale w drodze gdy jest tyle bodźców, pięknych widoków, okazji, by zapomnieć o swoich codziennych obowiązkach, otwiera się nowa przestrzeń – wolności – to dobra okazja do nieskrepowanej modlitwy.

Dystans 26 km

Zgubiony „mały ksiądz”

Modlitwa właściwa.

Odkąd tylko dowiedziałem się o planowanej wspólnotowej wyprawie w Bieszczady, nie mogłem się jej doczekać, gdyż lubię tego rodzaju aktywności. Pierwszy raz wędrowałem przez kilka dni z pełnym ekwipunkiem, co odczuwały moje barki od samego początku. Chociaż przejawiam tendencje samotnicze, jeszcze mocniej odczułem sens mojego powołania do życia we wspólnocie i to tej oblackiej. W górskiej przyrodzie odbija się piękno samego jej Stwórcy, a człowiek w takich warunkach staje się szczęśliwszy. Jako fotograf wyprawy właśnie to starałem się uwieczniać.

Janek

Dzień 4

Czwartek na naszej mapie wyprawowej to trasa z Przysłopu do Wetliny. Krótki odcinek wiódł przez słynny czerwony szlak, a potem prosto do Chaty Wędrowca, której nie można ominąć, gdy idzie się przez tą miejscowość. Z uwagi jednak na zawirowania zdrowotne jednego z uczestników, o. Dominik zmienił trasę na łatwiejszą, unikając dużych przewyższeń. Było super, szliśmy poza utartym szlakiem, mijaliśmy po drodze słynne bieszczadzkie retorty. Niekiedy łąką, niekiedy drogą szutrową w kilku miejscach przecinaliśmy rzekę, przy której były niezliczone ślady zająców, niedźwiedzi, saren i jeleni. Udało się nam bez większego zmęczenia dotrzeć do Wetliny i już o 13.00 cieszyć się obiadem w Chacie Wędrowca. Później udaliśmy się do klasztoru bernardynów (gdzie nie mieliśmy wcale umówionego noclegu) i czekaliśmy na przyjazd gospodarzy przez ok. 3 godziny, ale w tym czasie udało nam się dobrze podzielić owocami drogi. O duchowych i ludzkich trudnościach, ale i odkryciach oraz inspiracjach z tych kilku dni mogliśmy porozmawiać, dając każdemu tyle czasu, ile potrzebował. O tym napiszą sami uczestnicy. W klasztorze znaleźliśmy nocleg i wspólnie z ojcami przeżyliśmy Msze Św. Tego wieczoru śpiewaliśmy poezję i piosenki harcerskie. Tak minął dzień piąty.

Dystans 11 km

Poezja

Klasztor, którego strzeże bernardyn

Wyprawę mogę zaliczyć do udanych. Choć na początku podchodziłem do niej sceptycznie, to już pierwszego dnia moje nastawienie się zmieniło. Mimo tego, że zmęczenie fizyczne z dnia na dzień się potęgowało, obecność współbraci i piękne widoki poprawiały moje samopoczucie. Był to także czas, kiedy mogłem głębiej pochylić się nad moim powołaniem oraz sam na sam porozmawiać z Panem Bogiem oraz usłyszeć, czego ode mnie oczekuje.

Dawid

Pochodzę z gór, więc na wieść o wyprawie w Bieszczady bardzo się ucieszyłem i oczekiwałem z wielką niecierpliwością dnia wyjazdu. Sama wędrówka po górach była dla mnie czasem niezwykłego spotkania z Bogiem w pięknie stworzonego przez Niego świata i ponownym odkryciem Jego wielkości i wszechmocy przez niesamowite dzieła, jakie stworzył z niczego. Był to dla mnie także czas umocnienia więzi z moimi kolegami z nowicjatu, ponieważ wędrując przez dużą ilość czasu w grupie, mogliśmy wiele porozmawiać, a chwile spędzone w ich gronie już poza szlakiem, stały się dla mnie doświadczeniem prawdziwej wspólnoty.

Oskar

Dzień 5

Ostatni dzień wędrówki rozpoczął się wcześniej, bo o 5.30. Zmobilizowani ilością kilometrów, ruszyliśmy na żółty szlak, który prowadził na przełęcz Orłowicza. Ku zaskoczeniu wszystkich, po niełatwym podejściu byliśmy na przełęczy sporo przed opisanym na drogowskazie czasie. Od godziny 9.00 wędrowaliśmy w pełnym słońcu szczytami w stronę Połoniny Caryńskiej. To była nagroda całego trudu tej wędrówki, widoki, duża widzialność i już zgrana w drodze grupa. Ostatnie zejście do Brzegów Górnych i droga do Ustrzyk. Gdy szóstka z nas szła już dwójkami, ciesząc się urokami przyrody i jednocześnie czując, że coś się kończy, grupa młodych wilków czyli Oskar, Janek i Kuba pobiegli jeszcze na Połoninę Wetlińską. Spotkaliśmy się na zakończenie na lekkim obiedzie. O godzinie 16.00 piątego dnia wędrówki nadjechał bus a w nim mistrz nowicjuszy – o. Krzysztof i sprawnie zabrał nas w drogę powrotną. Tak zakończyła się pierwsza wyprawa formacyjna – Próba Bieszczad.

Dystans – 22,5 km

Oscypki w sosie czosnkowym

Koniec i początek.

Przed wstąpieniem do nowicjatu, jako skaut Europy, kilka razy miałem możliwość uczestniczyć w różnych wędrówkach, zarówno samemu, jak też w grupie. Z tego powodu „Próba Bieszczad” od początku była dla mnie bardziej radością, niż niechętnym obowiązkiem. Wyprawa ta dała mi wiele powodów do szczęścia. Po pierwsze mogłem zdystansować się do otaczającej mnie na co dzień rzeczywistości. Pozwoliła mi także odpocząć oraz nabrać sił. Udało mi się znaleźć więcej czasu na rozmowy ze współbraćmi, a także mogłem przemyśleć wiele spraw, szczególnie dotyczących mojej relacji z Bogiem czy mojego powołania. Ogólnie tych kilka dni dało mi więcej, niż jestem w stanie opisać i polecam każdemu rzucić wszystko, wyłączyć telefon i pójść w góry.

Mateusz

Choć nie podchodziłem zbyt entuzjastycznie do tego, by na kilka dni rzucić wszystko i jechać w Bieszczady, to jednak cieszę się, że udało się tam wyruszyć. Choć wróciłem po tych kilku dniach trochę zmęczony fizycznie, to jednak cieszę się, że mogłem psychicznie odpocząć i doznać wewnętrznego relaksu.

Jakub

„To nie droga jest trudnością, lecz trudności są drogą.” S.A. Kierkegaard

(opr. pg)


Cud za wstawiennictwem Matki Bożej Tywrowskiej [świadectwo]

Sanktuarium maryjnym w Tywrowie opiekują się Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej. W 2010 roku zakonnicy objęli posługę w niszczejącym klasztorze podominikańskim oraz kościele, w którym znajduje się łaskami słynący obraz Matki Bożej Tywrowskiej.

Oblacki klasztor w Tywrowie, na drugim planie odbudowywana świątynia

Zobacz: [Ukraina: Ustanowienie sanktuarium Matki Bożej Tywrowskiej i męczenników za wiarę]

W 1739 roku ówczesny właściciel majątku tywrowskiego – Michał Jan Kaletyński – sprowadza kopię obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Jest to owoc jego pielgrzymki na Jasną Górę. Dziesięć lat później, sprowadzony wizerunek zaczyna emanować niezwykłym blaskiem. W celu przebadania zjawiska, sprowadzono specjalną komisję biskupią z Łucka, która orzekła, że wydarzenie ma znamiona cudu. Kaletyński rozpoczyna budowę kościoła parafialnego pw. św. Michała Archanioła na miejscu poprzedniej, drewnianej świątyni, spalonej przez Kozaków za czasów powstania Chmielnickiego. Wspólnotą parafialną opiekowali się najpierw dominikanie, świątynia przetrwała restrykcje carskie, ale czasy komunizmu zamieniły kościół na magazyn oraz halę produkcyjną.

Przed stu laty przybywały tu tłumy, aby pokłonić się Matce Bożej Tywrowskiej. Dziś wiara przetrwała jedynie wśród nielicznych, ale o ikonie Matki Bożej nie zapomniano. Przez lata prześladowań przechowali ją ludzie i przynieśli do kościoła, gdy już można było publicznie przyznawać się do wiary. Od tego czasu pielgrzymi mogą tu przychodzić i modlić się przed Jej wizerunkiem. Szczególną czcią otaczają Ją małżeństwa, które wyprosiły tu u Boga łaskę potomstwa. Od 2010 r. oblaci przywracają to miejsce do dawnej świetności. Zaczynają odgruzowywać pomieszczenia i powoli zaczynają mieszkać w odzyskanym budynku. Z czasem odbudowują zniszczony kościół i klasztor. Od samego początku towarzyszą im w pracach wolontariusze z Ukrainy i Polski. To właśnie tutaj organizowany jest zawsze Festiwal „Podych Żyttia” („Tchnienie życia”) - wyjaśnia o. Krzysztof Machelski OMI, kustosz sanktuarium.

Zobacz: [Tywrów - "Tchnienie Życia" (wideo)]

Matka Boża Tywrowska (zdj. polonika.pl)

Nazywam się Natalia Nesteruk, pochodzę z Winnicy. Dziś chcę zaświadczyć o cudzie, jakiego Pan dokonał w moim życiu za wstawiennictwem Matki Bożej Tywrowskiej. (…) Mój mąż i ja pobraliśmy się 24 października 2010 roku. Nasz pierwszy syn Witalij urodził się 7 grudnia 2012 roku. Oznacza to, że poczęliśmy go po 1,5 roku życia małżeńskiego. (…) Od razu pragnę zaznaczyć, że nie uciekaliśmy się do pomocy innych metod (naturalnych czy medycznych). Modliłam się codziennie za wstawiennictwem Matki Bożej Tywrowskiej: „Pod Twoją obronę uciekamy się…”. Krótka i jakże silna modlitwa!

Chcę opowiedzieć o mojej znajomości z Matką Bożą Tywrowską i o naszym pierwszym spotkaniu. W tym czasie mój brat Vadym Dorosh OMI, obecnie ksiądz, wówczas postulant, odbywał staż we wsi Tywrów. Wiedząc, że wciąż nie mogliśmy począć dziecka, przyniósł mi ikonę Matki Bożej i poradził, abym się w tej intencji modliła, dodając, że za Jej wstawiennictwem dokonało się wiele cudów.

Każdego dnia proszę o Jej wstawiennictwo za moimi dziećmi. Z mężem mamy cudownego syna i córkę. Każdego dnia patrząc na ikonę marzyłam i naprawdę chciałem pojechać do Tywrowa, gdzie znajduje się święte oblicze Matki Bożej. Moje marzenie spełniło się w niespełna rok, po naszym pierwszym spotkaniu i darze od brata. Ale pojechałam tam nie prosić o nowe łaski, ale podziękować, bo już nosiłam pod sercem poczęte dziecko.

Zdj. archiwum prywatne

Zobacz: [Tywrów: Niezwykła droga krzyżowa z prześladowanymi za wiarę]

(pg)


Watykan: Oblat sekretarzem Papieskiej Komisji ds. Ochrony Nieletnich

Ojciec Święty Franciszek mianował amerykańskiego oblata Maryi Niepokalanej - o. Adrewa Smalla OMI - sekretarzem Papieskiej Komisji ds. Ochrony Nieletnich. Jak wskazał ojciec Small, papież chce jeszcze mocniejszego podkreślenia roli ochrony nieletnich w całej sieci Kościoła, z uwzględnieniem znaczącej roli Kurii Rzymskiej.

Trzeba zapewnić pełną przejrzystość. Aby ludzie wiedzieli, że to co Kościół robi jest jawne dla wszystkich, że można to poddać ocenie, że bezpieczne środowisko jest tworzone w praktyce, a nie tylko w teorii. Jest to ważne dla wielu ludzi, aby odzyskać ich zaufanie - powiedział Radiu Watykańskiemu amerykański oblat Niepokalanej.

Andrew Small OMI (archiwum prywatne)

Ojciec Small posługiwał jako misjonarz w Rio de Janeiro w Brazylii oraz w Houston w Teksasie. Przez ostatnie 10 lat kierował Papieskimi Dziełami Misyjnymi w Stanach Zjednoczonych. Jak dyrektor krajowy pomagał w opracowaniu sposobów finansowania kursów dla duchownych z Azji i Afryki w Centrum Ochrony Dziecka na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie.

Posiada doktorat z nauk teologicznych, obroniony na Katolickim Uniwersytecie Ameryki w Waszyngtonie. Ukończył również studia prawnicze na Sheffield University w Anglii i Georgetown University Law Center, gdzie wykładał międzynarodowe prawo handlowe w latach 2006-2009. W latach 2004-2009 był doradcą politycznym Konferencji Episkopatu USA w zakresie międzynarodowego rozwoju gospodarczego. W 2010 roku zaangażował się w koordynowanie akcji pomocowej dla zniszczonego trzęsieniem ziemi Haiti.

To jedyna zmiana w Papieskiej Komisji ds. Ochrony Nieletnich. Pozostali członkowie zostali powołani przez papieża na kolejną kadencję w marcu br. Komisja została powołana przez Ojca Świętego Franciszka jako ciało doradcze w celu poprawy norm i procedur Kościoła w zakresie ochrony osób nieletnich i bezbronnych dorosłych. Amerykański oblat wyznaczył sobie za pierwsze zadanie sprawdzenie i poddanie ocenie dotychczasowych norm postępowania. Wskazał też na rosnącą potrzebę pociągania do odpowiedzialności zwierzchników Kościoła.

(pg)


Święto Matki Bożej Kodeńskiej. Pierwszy z wielkich odpustów kodeńskich [zapowiedź]

W liturgiczne wspomnienie Matki Bożej Kodeńskiej obchodzony jest w Kodniu pierwszy z tzw. trzech wielkich odpustów kodeńskich. Tradycyjnie dzień 2 lipca poświęcony jest osobom chorym, cierpiącym i w podeszłym wieku. Jest to jednocześnie Dzień Chorego, ustanowiony dla diecezji siedleckiej. Tegoroczne uroczystości odpustowe przebiegać będą pod hasłem: "Święty Józef - patron samotnych".

Pandemia koronawirusa z wielką siłą uwydatniła problem samotności - pacjenci szpitali tygodniami byli pozbawieni możliwości kontaktu z bliskimi, podobnie pensjonariusze zakładów opieki leczniczej, domów pomocy społecznej, hospicjów. Problem nie jest jednak nowy. Dziś świat, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, spycha ludzi chorych, niepełnosprawnych, będących w podeszłym wieku na margines życia. Można zaryzykować stwierdzenie, że niejednokrotnie wstydzi się ich. Dla wartościujących rzeczywistość wedle kryteriów tylko ekonomii są nieproduktywni, obciążający budżet NFZ, ZUS, niewarci uwagi. To kładzie się cieniem na relacje społeczne, wzmacnia lęk, niepewność. W tej sytuacji ludzie wierzący szukają inspiracji, siły do przezwyciężenia poczucia osamotnienia, alienacji. Często zmagają się z odrzuceniem, niezrozumieniem. Bywa, że nie potrafią zaakceptować przemijania czy też sytuacji, która nagle (wylew, udar, wypadek) odebrała sprawność fizyczną bądź intelektualną - „nowości”, która totalnie zmieniła ich życie. Patrzą na krzyż, na samotność Chrystusa opuszczonego przez wszystkich. Próbują identyfikować się z Nim, choć to szalenie trudne zadanie - wyjaśnia ks. Paweł Siedlanowski z diecezji siedleckiej.

Spojrzenie na postawę życia i wiary św. Józefa będzie pomocą dla odkrywania obecności Bożej w życiu osób przeżywających różnego rodzaju sytuacje graniczne.

Kulminacyjnym punktem kodeńskiego odpustu będzie Msza święta pontyfikalna pod przewodnictwem ordynariusza diecezji siedleckiej - bp. Kazimierza Gurdy.

(pg)


Misjonarze oblaci w Kronach świętowali 101. rocznicę obecności

W bawarskiej miejscowości Kronach odbyły się wczoraj uroczystości 101. rocznicy obecności Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Obok prowincjała Prowincji Środkowoeuropejskiej Felixa Rehbocka OMI w świętowaniu wziął udział arcybiskup Bambergu – Ludwig Schick. Miasto powiatowe Kronach leży u podnóża Lasu Frankońskiego. Niewielka wspólnota oblacka mieszka w dawnym klasztorze franciszkańskim od 1927 roku, a do Kronach przybyła już w 1920 roku. W barokowym kościele klasztornym są odpowiedzialni za organizację nabożeństw, spowiedzi i rozmów duszpasterskich. Działają również w różnych parafiach w okolicy oraz w domach seniora.

(pg/zdj. serwis społecznościowy)


Wierszyńskie wieści ojca Karola [wideo]

Ojciec Karol Lipiński OMI, pracujący w syberyjskiej wiosce pośród potomków migrantów z Polski, planuje wyjazd do Ojczyzny. Wspomina także o wypoczynku dla dzieci, który mógł dojść do skutku dzięki pomocy darczyńców. Zbliżają się też 80-te urodziny ojca Karola.

Wierszyna czerwiec 2021

Wierszyńskie wieści!

Opublikowany przez wierszyna.pl Poniedziałek, 21 czerwca 2021

(pg)


Święty Krzyż: Złoty jubileusz kapłaństwa Stanisława Jankowicza OMI. Przez 37 lat pracował w Kamerunie

Podczas niedzielnego spotkania Przyjaciół Misji Oblackich regionu świętokrzyskiego w bazylice na Świętym Krzyżu celebrowano złoty jubileusz kapłaństwa o. Stanisława Jankowicza OMI.

Kapłaństwo to wielka rzecz, to wielkie i trudne powołanie do udziału w misji Jezusa Chrystusa. Ojcze Stanisławie, dziś w otoczeniu wielu misjonarzy, twoich współbraci oblatów z misyjnego szlaku, w wielkim gronie Przyjaciół Misji, którzy ciągle modlą się za misjonarzy i wspierają wieloraką pomocą, w gronie najbliższej rodziny i znajomych, świętujesz swój Złoty Jubileusz kapłańskiej posługi. Jakim powinien być człowiek, na którego nakładane są ręce biskupie podczas kapłańskich święceń w Kościele Jezusa Chrystusa? Musi być przede wszystkim człowiekiem, któremu zależy na Bogu, ponieważ tylko wówczas naprawdę zależy mu na ludziach – mówił przełożony świętokrzyskiej wspólnoty zakonnej o. Marian Puchała OMI – Widzimy, jak zależy ci na Bogu i jak zależy ci na ludziach, doceniamy twoją posługę wśród pielgrzymów, twoją służbę dla innych. Dzięki ci za to.

W uroczystej Eucharystii pod przewodnictwem jubilata udział wzięli współbracia zakonni, prezbiterzy diecezjalni, Przyjaciele Misji oraz grono przyjaciół i rodziny ojca Jankowicza. Wśród oblatów obecni byli misjonarze przez wiele lat pracujący w krajach misyjnych: oo. Arkadiusz Cichla OMI i Andrzej Rak OMI pracujący na Ukrainie, oo. Alojzy Chrószcz OMI i Jan Kobzan OMI z Kamerunu. Wśród misjonarzy obecni byli ci, którzy niegdyś pracowali na misjach: o. Marian Lis OMI – dyrektor Prokury Misyjnej z Poznania, o. Piotr Lepich OMI (Kamerun), o. Franciszek Chrószcz OMI (Kamerun i Madagaskar), o. Krzysztof Trociński OMI (Kamerun), o. Władysław Kozioł OMI (Kamerun) oraz br. Zygmunt Wolniak OMI (Madagaskar).

Kazanie wygłosił o. Krzysztof Jamrozy OMI, mistrz nowicjatu.

Pierwsza grupa polskich oblatów Maryi Niepokalanej udała się do Kamerunu Północnego 1 maja 1969 roku, gdzie już od 1946 r. pracowali oblaci francuscy. Jednocześnie w Polsce powstała myśl wspierania posługi misyjnej przez ludzi świeckich. W maju 1969 roku została utworzona Prokura Misyjna oraz stowarzyszenie Przyjaciół Misji Oblackich, którzy mają udział w dobrach duchowych Zgromadzenia. Ojciec Stanisław Jankowicz OMI posługiwał w Kamerunie przez 37 lat.

Zobacz: [„Meza ouvoul naoumta ba – Człowiek, który daje, nie umiera” – film dokumentalny z okazji 50-lecia posługi polskich oblatów w Kamerunie]

(pg/mt/zdj. OMI Święty Krzyż)


Latem w Arktyce nie robi się ciemno

Jest bardzo krótkie, ale piękne. W czerwcu, gdy tylko zaczyna topić się śnieg, tundra wraca do życia. Mchy, porosty i inne małe rośliny nabierają kolorów, a na początku lipca pojawia się istny wysyp kwiatów. Są to oczywiście kwiaty małe, pojedyncze, rozmiaru stokrotek, ale jest ich bardzo dużo.

W czerwcu też, gdy już przejdą stada reniferów zmierzające na północ, przylatują mewy, kaczki, gęsi, nury, żurawie, łabędzie i wiele innych ptaków, małych i wielkich. Arktyka jest miejscem lęgowym milionów tych skrzydlatych stworzeń. Są tu bezpieczne. Druga połowa czerwca to też czas, gdy na jeziorach zaczyna się topić lód. Powstają wtedy naturalne pęknięcia w lodzie i przeręble, które idealnie nadają się do łowienia ryb. W tym samym czasie wielu ludzi wyjeżdża do małych obozowisk rodzinnych rozsianych po okolicy, bliżej lub dalej od wioski. Trzeba pamiętać, że dla Inuitów obozowisko rodzinne to jest tradycyjny styl życia. Prawie każda rodzina ma miejsce, w którym stoi kilka małych domków, gdzie najczęściej lubią spędzać czas wiosną i latem. Są to domki drewniane, jednoizbowe, bez elektryczności i bieżącej wody. Mimo iż młode pokolenie, które również w Arktyce jest już wychowywane na Internecie i smartfonach, niezbyt chętnie wyjeżdża „poza zasięg”, to są jeszcze rodziny, które w ten tradycyjny sposób spędzają czas.

Ci, którzy zostają w wiosce, przygotowują swe łodzie w oczekiwaniu na odpłynięcie lodu. Do początku lipca lód na oceanie jest na tyle solidny, że można po nim jeździć skuterami. Wielu ludzi w tym czasie wyjeżdża na polowania na foki lub też jedzie na brzeg lodu i tam wypatruje narwali – wielorybów zwanych morskimi jednorożcami. Gdy lód powoli się topi i łupie na pojedyncze kry, wszyscy czekają na północny wiatr, który wypchnie go na otwarte wody, pozostawiając zatokę czystą i wolną. Wtedy można wypłynąć łódkami. Obecnie jest połowa lipca i zatoka jest nadal zawalona krami lodu. Wszyscy ze zniecierpliwieniem czekają, by wypłynąć na polowanie na wieloryby, morsy czy z powrotem do swoich obozowisk, tych położonych nad brzegiem oceanu.

Ponad dziesięć lat temu, gdy przeniosłem się do Naujaat, również wybudowałem sobie domek na wzór miejscowych rodzin. Bardzo lubię tam spędzać wolny czas. Miejsce jest ciche, wśród skał, nad niewielkim jeziorem obfitującym w ryby. Każdego lata zapraszam też w niektóre niedziele innych, by tam się pomodlić i spędzić razem czas. Zwłaszcza tych, którzy nie mają własnych domków poza wioską. Tak samo starszym ludziom nie zawsze jest łatwo wyjechać na kilka dni poza dom, ale na to, żeby spędzić przynajmniej parę godzin poza wioską, zawsze są gotowi.

W taki niedzielny wieczór (w Arktyce latem nie robi się ciemno) odmawiamy razem różaniec, a potem rozpalamy ognisko, na którym pieczemy świeżo złowione ryby. Dzieci oczywiście wolą pianki przypiekane na ogniu. Spędzamy czas na opowieściach. Starsi zawsze wspominają wtedy, jak to było za dawnych czasów, gdy nie było jeszcze wiosek, skuterów śnieżnych, telefonów komórkowych, Internetu i quadów. Modlitwa na wolnym powietrzu, poza wioską, na ziemi, która od tysiącleci jest domem i żywi Inuitów, ma dla nich wielkie znaczenie. Także czas spędzony we wspólnocie, która zawsze dawała tym ludziom siłę do przetrwania jest bardzo ważny, zarówno dla młodych, jak i dla starszych.

o. Daniel Szwarc OMI

(Źródło: "Misyjne Drogi"/zdj. D. Szwarc OMI)