Sri Lanka: Druga rocznica zamachów wielkanocnych

Chrześcijanie na Sri Lance obchodzą drugą rocznicę islamistycznego zamachu na trzy kościoły i cztery hotele. Zginęło w nich w sumie 258 osób, a ponad 500 zostało rannych. Wielu z nich do dziś przebywa w szpitalu bądź zostało naznaczonych trwałym kalectwem. Na datę zamachów świadomie wybrano niedzielę wielkanocną, aby zadać cios wspólnocie chrześcijańskiej, do której należy ponad 7 proc. mieszkańców Sri Lanki.

Zobacz: [Sri Lanka: Żaden oblat nie ucierpiał w wyniku zamachów]

Obok jednego z kościołów, w którym dokonano detonacji bomby, znajduje się szkoła prowadzona przez misjonarzy oblatów. W kościele św. Sebastiana misjonarze sprawowali Wigilię Paschalną, podczas wielkanocnych zamachów nie było ich w świątyni.

Figura Chrystusa Zmartwychwstałego skropiona krwią ofiar, stała się symbolicznym znakiem zamachów na Sri Lance

Dla upamiętnienia tego tragicznego wydarzenia w całym kraju o godz. 8.45 biły dzwony kościołów. O uczczenie ofiar zamachu chwilą ciszy chrześcijanie zaapelowali też do wyznawców innych religii: buddystów, hinduistów i muzułmanów. Katolickie szkoły były zamknięte. W kościołach na całym Cejlonie odbywały się też okolicznościowe nabożeństwa i modlitwy. Cały episkopat, liczący 15 biskupów, uczestniczył w otwarciu Kaplicy Męczenników na cmentarzu w Negombo. Biskupi przeszli następnie w procesji do kościoła św. Sebastiana, w którym miał miejsce jeden z zamachów.

Przy okazji dzisiejszej rocznicy chrześcijanie przypominają, że wciąż nie została ujawniona prawda o wielkanocnych zamachach. Śledztwo przeciąga się w nieskończoność. Wobec opieszałości lankijskich władz, kard. Malcolm Ranjith domaga się ustanowienia w tej sprawie międzynarodowego trybunału. Podkreśla on, że chrześcijanie mają prawo wiedzieć, kto stał za zamachem, kto go zlecił i zaplanował. Sprawiedliwość jest bowiem warunkiem pojednania i pokoju.

(pg/vaticannews.va)


A. Madej OMI: W Turkmenistanie misja zaczyna się od rozmowy

„Misja zaczyna się od rozmowy”. Zgadza się. Tak właśnie jest w Turkmenistanie. Tu wszystko zaczyna się od… czaju, czyli od herbaty. Przy herbacie się rozmawia. Tradycja kraju, w którym temperatury dochodzą latem do 50 stopni Celsjusza w cieniu, nakazuje, by ugościć przychodzących gorącą zieloną herbatą, gdyż taka najlepiej gasi pragnienie.

Zatem, siedzimy już na podłodze. Nie trzeba stołu, krzeseł, wystarczy kawałek ceraty. Dziwisz się, że nie nalali ci pełnej filiżanki. To ze względu na szacunek okazany gościowi: gospodarz przez cały czas będzie czuwał, aby ci dolewać świeżej i gorącej herbaty.

Nie wszystko od razu

Mówimy: jaki kraj taki obyczaj! A jak się rozmawia w Azji? Czego się można tu nauczyć? Zacznijmy od tego, że u nas nie używa się zbyt często słowa „nie”. A to dlatego, że nikt nie chce nikogo do siebie zrazić albo kogoś obrazić. Po co się konfrontować czy kłócić? Gdy przed 24 laty przybyłem do Azji Centralnej i usłyszałem, że ktoś nazywa Jezusa prorokiem, od razu reagowałem: nie, Jezus jest kimś więcej niż prorokiem… On jest Synem Bożym. Falstart! Trzeba było kilku lat bym zrozumiał, że jest to przerwanie, zablokowanie dialogu już na samym początku. Zauważmy, że nawet w Ewangelii ludzie nie od razu wiedzieli, z Kim mają do czynienia. Także nazywali Jezusa prorokiem, zanim apostoł Piotr wyznał wiarę, że On jest Mesjaszem. A więc cierpliwości. Nie wszystko od razu. Zamiast konfrontacji opłaca się poczekać, rozmawiać, dać świadectwo – kim dla mnie jest Jezus Chrystus. Nie od razu można powiedzieć całą prawdę, do prawdy się dorasta, dochodzi się powoli. Nie każdą prawdę jesteśmy gotowi unieść: czasem wzywają nas „do chorego w ciężkim stanie”. Trzeba było też trochę czasu, byśmy zrozumieli, że nikt z tutejszych nie powie wprost, że ktoś umarł. Powie raczej, że jego „stan jest poważny” albo nawet „bardzo poważny”. Daje się jakby w ten sposób czas, by móc się powoli przygotować do przyjęcia wieści o czyjejś śmierci. Tak to właśnie bywa: idziesz do żywego, a przychodzisz do umarłego. Teraz nas to już nie dziwi.

(zdj. A. Madej OMI)

Czasem trzeba krótko

Udzielane wywiady, rozmowy z dyplomatami, z przedstawicielami innych religii, to też pewne doświadczenie, aby nieraz w kilku słowach dać świadectwo o Jezusie Chrystusie. Zazwyczaj nie ma czasu na długie wywody. Bywa, że trzeba być gotowym wyznać wiarę w kilku słowach. Ty – spytał mnie prezydent Turkmenistanu kiedyś w drzwiach meczetu, nie zatrzymując się, a tylko zwalniając nieco kroku – jak tam jest między Mahometem a Jezusem? Mając sekundę na odpowiedź, odrzekłem dyplomatycznie: „są ze sobą w dialogu, panie prezydencie”. Cóż? Potem żałowałem, że straciłem szansę i nie wyznałem wiary w Jezusa. Mogłem przecież powiedzieć: „Jezus jest Zbawicielem!”. Czekałem, że będzie mi dana kolejna okazja, by się poprawić. Nie była dana, prezydent wkrótce umarł. Ważne są krótkie formuły wiary, jedno zdanie, kilka słów, najistotniejszych. Okazje mogą się nie powtórzyć: nikt więcej tak wprost może się już nas nie zapytać o zbawienie. Pan Bóg podarował mi spotkania z katolickimi wspólnotami w Malezji, Bangladeszu, Indonezji, Tajlandii. Niektóre z nich będę pamiętał do samej śmierci. Na przykład spotkanie z katolikami w malezyjskiej dżungli w okolicach Kota Kinabalu! Był wieczór, ludzie przywitali mnie kwiatami, które pierwszy raz w życiu widziałem na oczy. Śpiewali swoje pieśni. Tego dnia nie zrozumiałem ani jednego słowa. Zresztą, nie potrzeba było rozumieć słów! Znawcy mówią, że 90 procent komunikacji międzyludzkiej odbywa się poza słowami. Azja w tym przoduje.

„W Azji trzeba głosić Ewangelię szeptem”

Ktoś tak właśnie powiedział. Dlaczego? Dlatego, że na tym kontynencie jest wiele religii. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że w Azji nie ma ateistów. Tu nie ma ścisłych granic między filozofią a teologią. Boga bowiem nie da się oddzielić od życia. Ateizm jest teorią, ideologią. To rozdzielenie było możliwe w Europie, zwłaszcza wtedy, gdy rozeszły się u nas drogi wiary i kultury. W Azji one się nie rozchodzą, do dziś Azjaci idą razem jedną drogą. Drogą życia. Takie jest życie! Jak przeto zwiastować Dobrą Nowinę o Jezusie z Nazaretu komuś, kto wierzy w Boga, aby to nie było prozelityzmem, czyli przeciąganiem kogoś na chrześcijaństwo? Liczy się tu przede wszystkim świadectwo życia wedle Ewangelii. Nasze życie jest księgą, którą najpierw czytają. Nie wolno jej nie mówić! Synod Biskupów dla Azji (kwiecień–maj 1998 r., Watykan). Miałem łaskę uczestniczyć w tym ważnym wydarzeniu. W kręgach dyskusyjnych (circuli minores) wyczuwało się pragnienie biskupów z multireligijnej Azji: „Nie zrażajmy do siebie narodów tego kontynentu mówiąc o tym, że Jezus Chrystus jest jedynym Zbawicielem wszystkich ludzi, nie przypominajmy tego dla dobra dialogu ekumenicznego i otwartości na inne religie”. W katedrze w New Delhi w 1999 r., skoro tylko święty papież podpisał adhortację posynodalną Ecclesia in Asia – z nieukrywaną ciekawością otwarliśmy ten dokument, a w nim od razu rzucił się nam w oczy mocny, jednoznaczny akcent położony na to, że Jezus jest jedynym Zbawicielem dla wszystkich ludzi! Jan Paweł II był odważnym apostołem!

(zdj. A. Madej OMI)

Akceptacja człowieka

W książce „Przekroczyć próg nadziei” jedno z pytań, jakie zadano papieżowi z Polski dotyczyło buddyzmu. Sługa sług Bożych odniósł się krytycznie do tej religii, mówiąc, że „trudno sprecyzować, na czym w buddyzmie polega zbawienie: nirwana, czy o to ostatecznie chodzi? Czy to wystarczy, by buddyzm uważać za religię? Religia powinna określić wyraźnie, na czym polega zbawienie człowieka”. Zawrzało w środowiskach buddyjskich. Niebawem papież miał udać się z pielgrzymką do Tajlandii. Mnisi buddyjscy zapowiadali bojkot jego wizyty pasterskiej. I oto, co się wydarzyło, gdy już doszło do spotkań buddystów ze świętym Janem Pawłem. Ujrzeli człowieka prostego, otwartego, serdecznie witającego się z nimi, bliskiego im. Przestało być ważne to, co papież myśli o ich religii. Ważne stało się to, że ma do nich serdeczny i przyjacielski stosunek, że ich słucha. Wniosek? Ważniejszy od słów jest dialog gestów, postaw, akceptacja człowieka.

Jedna z najpiękniejszych fotografii misjonarza oblata Maryi Niepokalanej w Azji to ta, która przedstawia ojca Marcello Zago rozmawiającego z buddystami. Powiedzmy kilka zdań o tym wspaniałym oblacie z Italii. Zaczął naukę i formację w seminarium diecezjalnym. Rozeznał, że Pan Bóg wzywa go na misje. Dlatego wstąpił do oblackiego seminarium. Został posłany do Laosu. Zaprzyjaźnił się z mnichami buddyjskimi. Komuniści zabili niektórych z naszych misjonarzy, innych wypędzili z Laosu. Ojciec Marcello także powrócił z misji. Napisał doktorat o dialogu chrześcijan z buddystami w Laosie. Został profesorem misjologii. Wybrano go na superiora generalnego naszego zgromadzenia. Święty Jan Paweł mianował go sekretarzem Kongregacji Rozkrzewiania Wiary. Ojciec Zago OMI cieszył się dużym zaufaniem papieża Wojtyły. Był jednym z głównych teologów, którzy przygotowali historyczne spotkanie reprezentantów różnych religii w Asyżu. Współpracował z papieżem przy redagowaniu ważnego dokumentu tamtego pontyfikatu – encykliki Redemtoris missio – „Misja Zbawcza”. Cieszymy się, że mieliśmy tak wspaniałego współbrata w naszych oblackich szeregach.

o. Andrzej Madej OMI

(misyjne.pl)

 


Gniewań: Kradzież relikwii z oblackiego sanktuarium

Nieznany sprawca ukradł relikwie błogosławionych Sióstr Nazaretanek z Nowogródka. Znajdowały się one w sanktuarium św. Józefa w Gniewaniu na Ukrainie. Oprócz nich zaginęły pamiątkowe magnesy z wizerunkiem gniewańskiego sanktuarium, co może wskazywać na charakter rabunku. Duszpasterze parafii zaapelowali o pomoc w odnalezieniu relikwii. Wśród wielu hipotez wskazano na możliwość sprzedania ich w jednym z lombardów działających w mieście. Jak wskazują parafianie, drobne kradzieże, jakich doświadczali w okolicy świątyni, często kończyły się odnalezieniem skradzionych przedmiotów właśnie w pobliskich lombardach.

Naprawdę musimy znaleźć relikwie. Prosimy o rozpowszechnianie tych informacji - napisali misjonarze oblaci z Gniewania.

Skradziony relikwiarz (zdj. OMI Ukraina)

Błogosławione Siostry Nazaretanki z Nowogródka - męczennice okresu II wojny światowej. Jedenaście zakonnic ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu, rozstrzelanych przez niemieckiego okupanta 1 sierpnia 1943 roku w okolicach Nowogródka na Białorusi.

(pg)


22 kwietnia 2021

PRZYJDZIE CZAS, W KTÓRYM WYOBRAŹNIA OSŁABNIE, A WTEDY BĘDZIE ZADOWOLONY, ŻE ZNAJDZIE W SWOICH ZESZYTACH NATCHNIENIE SWOICH MŁODZIEŃCZYCH LAT

Na pierwszym miejscu oblaci byli głosicielami Ewangelii, co pociągało za sobą posiadanie dobrze przygotowanych kazań. Pisząc do pierwszej wspólnoty Eugeniusz zwraca uwagę na wag dobrego przygotowania.

Niech najmłodszy z was zabierze się do napisania pewnej liczby kazań. Nakazuję ojcu tego od niego wymagać.

Ojciec Telmon, który był utalentowanym i kreatywnym kaznodzieją, mógłby być mentorem dla najmłodszych oblatów.

Ojciec Telmon będzie tak uprzejmy, że pomoże w napisaniu tych kazań i je poprawi. Jest to obowiązek wynikający zarówno z miłości, jak i z posłuszeństwa. Dobrze zrobi, jeżeli on sam powiększy swój kapitał na własnym rachunku. Niech pomyśli o tym, że przyjdzie czas, w którym wyobraźnia osłabnie, a wtedy będzie zadowolony, że znajdzie w swoich zeszytach natchnienie swoich młodzieńczych lat. Zawsze błagałem go, aby otrzymać tę jego pracę.

Realistyczne ostrzeżenie Eugeniusza odnosi się do całej wspólnoty:

... Nie inaczej postępuje się we wszystkich stowarzyszeniach, których członkowie przynoszą najwięcej zaszczytu swemu zgromadzeniu. To samo polecam o. Baudrandowi. Dopiero wtedy się uspokoję, gdy zobaczę, że wszyscy nasi misjonarze, którzy powinni głosić Słowo Boże, mają komplet kazań i pouczeń na rekolekcje i na misje. Proszę trzymać rękę na tym zasadniczym punkcie w sukcesie waszego posługiwania.

Podobnie jak w Prowansji, głoszenie kazań wymagało znajomości miejscowego języka. W Kanadzie oblaci z Francji musieli się nauczyć angielskiego:

... jeśli ojciec widzi w tym zbyt dużo trudności u siebie z powodu swego podeszłego wieku, to sprawa będzie łatwiejsza dla młodszych, takich jak oo. Baudrand i Lagier; jeśli idzie o Telmona, to znał on już trochę ten język; dla niego przy jego zdolności będzie to zabawką. Nie zaniedbujcie tej bardzo ważnej sprawy w waszej sytuacji.

List do o. Jeana Baptiste Honorata, 26.03.1842, w: EO I, t. I, nr 10.

Każdy członek mazenodowskiej rodziny ma swoje talenty, które otrzymał od Boga i ku wzbogaceniu wspólnoty. Z jakim nastawieniem dzielimy się i rozwijamy nasze talenty dla dobra innych?


Pakistan: 284 rodziny w 9 wioskach potrzebuje pomocy. Organizują ją oblaci

Derickabad obejmuje rozległe tereny pustynne, na których misjonarze oblaci z Pakistanu utworzyli parafię i sanktuarium Matki Bożej Królowej Pustyni. Mieszkańcy zmagają się z problemami żywnościowymi, brakuje też stałej opieki zdrowotnej, co w obecnej sytuacji pandemicznej potęguje ich trudną sytuację. Dodatkowo Pakistan cyklicznie nękany jest niekiedy bardzo brzemiennymi w skutki deszczami monsunowymi. W wyniku analizy potrzeb, przeprowadzonej przez miejscową parafię oraz oblacką Delegaturę w Pakistanie, ustalono, że na chwilę obecną aż 284 rodziny z dziewięciu wiosek potrzebuje natychmiastowej pomocy. Ulewne deszcze zniszczyły ich domy z błota. Liczące przeważnie 9-ciu członków wspólnoty domowe korzystają tymczasowo z namiotów podarowanych przez Kościół. Rozwiązanie jest jednak niewystarczające. Wysokie temperatury w okresie letnim, niskie w okresie zimowym oraz dzikie zwierzęta – przede wszystkim węże, sprawiają, że powyższe warunki bytowe stanowią zagrożenie dla ludzi, szczególnie najsłabszych i schorowanych. Z pomocą ruszyli misjonarze oblaci, którzy pragną zbudować stałe domy dla osób poszkodowanych.

(pg/zdj. OMI Pakistan)


V. Dorosh OMI o wojnie na terenie Ukrainy: Nawet tam, gdzie jest wojna - Chrystus daje nam pokój [ŚWIADECTWO]

Kiedy przybyłem po raz pierwszy do Pionerska (wschodnia Ukraina), gdzie pomaga Chrześcijańska Służba Ratunkowa, na czele której stoi Wołodymyr Zawadzki, w pierwszą niedzielę Eucharystia rozpoczęła się tymi słowami: „Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim” (Iz 61,1). To właśnie ten fragment Pisma Świętego dał mi impuls do silnego duchowego przeżycia na początku mojego pobytu na misji na Wschodzie, gdzie od siedmiu lat toczy się wojna z Rosją.

o. Vadym Dorosh OMI

Wydaje się, że szczególnie teraz jest to aktualne, aby podzielić się moim doświadczeniem wyjazdów na wschód Ukrainy. Wszędzie słyszymy o eskalacji konfliktu w Donbasie. Wzrosła ilość żołnierzy rosyjskich na granicy z Ukrainą, zarówno na Wschodzie, jak i na okupowanym Krymie. Jest dużo czołgów, umocniła się propaganda, która ma na celu siać panikę i lęk. To wszystko prawda i tego jestem świadkiem, jednak chcę napisać o czymś innym. O działaniu Jezusa Chrystusa, który nawet tam, gdzie jest wojna – daje nam pokój.

Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę jako oblat i misjonarz, to głoszenie Ewangelii przez członków Chrześcijańskiej Służby Ratunkowej w Pionersku. Małżonkowie Wołodymyr i Oksana Zawadzcy w pierwszej kolejności mają na celu ewangelizację miejscowej ludności.

Od 2017 roku udało im się dokonać bardzo wiele w głoszeniu Jezusa Chrystusa na Wschodzie, w tym w szarej strefie – w takich osadach jak Pioneer, Berdiańsk, Sopino, Tolakowka, Gnutowo oraz na innych terenach.

Wraz z ewangelizacją oferują również dalszą formację chrześcijańską poprzez katechizację. Zatem już na dzień dzisiejszy można powiedzieć, że w Pionersku narodził się Kościół rzymskokatolicki, w którym kilkadziesiąt osób może w pełni uczestniczyć w życiu chrześcijańskim, przyjmując sakramenty. Ponadto wciąż jest dość duża grupa osób, które przygotowują się do przyjęcia sakramentów i sympatyków, którzy przypatrują się życiu wspólnoty. Kiedy byłem tam ostatnio, 7-15 kwietnia 2021 roku, do sakramentów spowiedzi i pierwszej komunii przystąpiły cztery osoby dorosłe, odbyły się także dwa śluby. Jak mówią osoby nawrócone, ich życie zmieniło się po przyjęciu Jezusa Chrystusa. Ze słów Wolodymyra wynika, że wiele osób zmieniło swój styl życia, zarówno moralnie, jak i duchowo.

Będąc w Pionersku po raz pierwszy przez trzy tygodnie mogłem nie tylko obserwować, ale także brać pełny udział w formowaniu nowych chrześcijan. Dzieje się to w następujący sposób: powstają kręgi biblijne od 4 do 8 osób, w których jedni spotykają się w ośrodku młodzieży „Kowczeg”, a druga część – po domach. Spotkania odbywają się co tydzień. Zgodnie z harmonogramem, każdego dnia dołączałem do innego kręgu biblijnego. Spotkanie rozpoczyna się modlitwą, a następnie refleksją nad słowem Bożym. Dwa razy w tygodniu miały miejsce katechezy w dwóch grupach przygotowujących dorosłych do sakramentów. Jest też osobna grupa dzieci (ok. 10 osób w różnym wieku), przygotowująca się do pierwszej komunii.

Warto wspomnieć o ewangelizacji dzieci i młodzieży. W każdą sobotę od godz. 13.00 zaczyna się spotkanie dla dzieci, w którym bierze udział ok. 40-50 osób, latem są dla nich dodatkowe oazy, w których uczestniczy ok. 100 osób. Spotkanie prowadzi Oksana, pomagają jej młodzi ludzie (6-10 osób w zależności od soboty). Następnie część dzieci wraca do domu na obiad, a część spędza noc w centrum „Kowczeg” i rano po Eucharystii młodzież wraca do swoich domów. W sobotnie wieczory odbywają się też spotkania dla młodych ludzi (ok. 12 osób), którzy uczestniczą w konferencji i wspólnie spędzają czas. Trudność polega na tym, że ze względu na brak transportu, wiele dzieci musi iść do domu na piechotę, a dalej mieszkających, trzeba odwieźć.

Pozwólcie, że poświęcę trochę miejsca ośrodkowi „Kowczeg”, w którym tym razem mieszkałem. Centrum rozpoczęło swoją działalność kilka lat temu. Odpowiedzialność za jego funkcjonowanie spoczywa na Wołodymyrze i Oksanie Zawadzkich. Obecnie za zgodą rodziców i odpowiednich władz mieszka tu osiem osób. Dzieci i młodzież rozpoczynają dzień modlitwą o godzinie 7.00, czytają i rozważają liturgię Słowa oraz odmawiają poranne modlitwy. Później jest szkoła, praca domowa, różne obowiązki. Dzień kończy się również wspólną modlitwą. Jeśli na miejscu jest kapłan, sprawowana jest Eucharystia. Pięcioro dzieci przyjmuje sakramenty, a trójka przygotowuje się do ich przyjęcia.

Oprócz Pionierska i okolicznych wiosek, Wołodia ewangelizuje także w innych miejscowościach. Udziela też pomocy humanitarnej. Czasem towarzyszą mu wolontariusze i kapłan. Sam miałem okazję głosić Ewangelię we wsi Orłowskie – przygotowałem konferencję na temat wiary.

Wołodymyr Zawadski pomaga także wojskowym: przekazuje słowa wsparcia, pomaga w dostarczaniu paczek, organizuje konferencje o Jezusie Chrystusie. Jednocześnie organizuje wsparcie różnych dobroczyńców. Warto zauważyć, że ostatnio także wojsko na różne sposoby pomagało ośrodkowi dziecięcemu. Podczas mojej wizyty miałem okazję przebywać z wojskiem na ich pozycjach, pełniąc posługę kapelana wojskowego.

W miejscowościach są również osoby starsze, którym udzielana jest pomoc. Kiedy na miejscu jest ksiądz, idzie do nich z posługą sakramentalną (spowiedzią i komunią świętą).

Jednym z powodów, dla których mój przyłożony o. Paweł Wyszkowski OMI poprosił mnie, żebym pojechał do Pionerska – jest fakt, że na miejscu nie ma księdza. Kilku kapłanów i zakonników przyjeżdża tu rotacyjnie z krótkimi wizytami, udzielają sakramentów, odprawiają Msze święte i pomagają na różne sposoby. Według Wołodymyra i Oksany misja wymaga stałej obecności kapłana. Potrzebują jej zarówno oni sami, jak również nowi katolicy. Czasami zdarza się, że nieobecność kapłana wynosi nawet dwa, trzy miesiące. Jest to bardzo trudne.

Niedaleko Pionerska znajduje się Mariupol, który nie jest już częścią szarej strefy W tym miejscu znajduje się parafia, w której posługują paulini. Swoją działalność duszpasterską koncentrują przede wszystkim w Mariupolu, ponieważ jest to duże miasto liczące około 500 000 mieszkańców. Gdy w Pionersku nie ma księdza, dojeżdżają prawie zawsze w niedziele i na uroczystości, chyba że nie mają takiej możliwości. Natomiast nie są w stanie angażować się we wszystkie działania ewangelizacyjne na misji. W Pionersku pomagają także siostry ze Zgromadzenia św. Wincentego a Paulo z Mariupola – odwiedzają osoby starsze i głoszą katechezy dla dzieci z ośrodka.

W miejscach, w których byłem, głosząc Ewangelię ubogim, Bóg bardzo błogosławi. Pomimo stałej nieobecności księży, daje sporo owoców. Tam się rodzi Kościół. Bóg jest tam obecny, dzieje się coś pięknego, choć w bardzo trudnych warunkach. Jest wielu ubogich materialnie, a jeszcze bardziej ubogich duchowo. Osobiście jestem przekonany, że służba tam jest potrzebna i ważna. Modlę się, aby Bóg zapewnił zgromadzenie lub zakon, który będzie w stanie podjąć tę trudną misję głoszenia Ewangelii ubogim na wschodzie Ukrainy oraz duchową opiekę nad Centrum „Kowczeg” i Chrześcijańską Służbą Ratunkową. Dziękuje Bogu za czas, który tam spędziłem, za Wołodię i Oksanę oraz wszystkich ludzi, których spotkałem, zwłaszcza dzieci i młodzież, z którymi byłem. Dzięki Bogu za wszystko.

o. Vadym Dorosh OMI

(pg)


21 kwietnia 2021

NIE ANGAŻUJCIE SIĘ W PRACĘ PONAD WASZE SIŁY

Znając gorliwość oraz wspaniałomyślność pierwszej grupy oblatów w Kanadzie Eugeniusz zachęca ich do równowagi:

Nie angażujcie się ponad wasze siły w pracy, którą będziecie wkrótce przeciążeni. Nigdy nie należy chcieć robić więcej, niż Bóg pozwala. Wszystko układajcie mądrze, ale przede wszystkim zawsze rezerwujcie sobie czas na studium i na osobiste uświęcenie w zaciszu swego domu. To jest obowiązkowe.

List do o. Jeana Baptiste Honorata, 26.03.1842, w: EO I, t. I, nr 10.

 

Każdy powinien być Bożym mężem, który pogłębia relację z Bogiem, jest to bowiem konieczne, aby odnieść sukces w posłudze misji. To zaproszenie do przerwy i zbadania naszej równowagi w świecie, który oszalał na punkcie pracoholizmu.


20 kwietnia 2021

BĄDŹCIE TAKIMI, JAKIMI POWINNIŚCIE BYĆ

 

Spodziewam się, a nawet jestem pewny, że wśród naszych nie ma nikogo, kto nie byłby przejęty doniosłością i wielkością waszej misji.

Pisząc do ojca Honorata, superiora pierwszej oblackiej wspólnoty poza Francją, Eugeniusz przypomina mu o wadze misji. Jeśli ich posługa w Kanadzie jest uwieńczona sukcesem, mają zapewnioną przyszłość. Jeśli pierwsza wspólnota ponosi porażki, byłoby to ze szkodą dla wszystkich przyszłych misjonarskich wysiłków. Oczy kościoła kanadyjskiego były zwrócone w stronę tej wspólnoty. Sekret powodzenia tkwił w życiu duchowym i wspólnotowym, czyli w sposobie przeżywania swojej oblacji.

Jesteście takimi, jakimi powinniście być, to znaczy naprawdę dobrymi zakonnikami, wzorowymi w całym waszym postępowaniu, doskonale zjednoczonymi, mającymi tylko jedno serce i tylko jedną duszę, działającymi w tym samym duchu w przepisowej zależności, która was ukazuje wszystkim oczom jako mężów żyjących zgodnie z dyscypliną swojej Reguły w posłuszeństwie i miłości, poświęcającymi się wszystkim dziełom żarliwości zgodnie z tym posłuszeństwem, a nie inaczej, nigdy nieszukającymi samych siebie i chcącymi tylko tego, co się wiąże z chwałą Boga i służbą Kościołowi.

List do o. Jeana Baptiste Honorata, 26.03.1842, w: EO I, t. I, nr 10.

 

Jako członkowie mazenodowskiej rodziny bądźcie takimi, jakimi powinniście być, żyjąc w codziennych doświadczeniach wynikających z naszego stanu życia duchem oblacji Jezusa. Na mocy chrztu jesteśmy uczniami, pomagajmy sobie wzajemnie, aby być tym, kim powinniśmy być.


Odszedł do Pana śp. Sebastian Koto Khoarai OMI - pierwszy kardynał z Lesotho

Dnia 17 kwietnia br. w Mazenod (Lesotho) zmarł kardynał Sebastian Koto Khoarai OMI (1929-2021) - pierwszy sotyjski kardynał.

Sebastian Khoarai urodził się 11 września 1929 roku w Koaling (diecezja Leribe, Królestwo Lesotho). Wstąpił do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, w którym złożył pierwsze śluby zakonne, 6 stycznia 1951 roku. Święcenia prezbiteratu otrzymał 21 grudnia 1956 roku z rąk abp. Emanuela Mabathoana OMI, biskupa diecezji Maseru. 17 listopada 1977 papież Paweł VI mianował go biskupem diecezji Mohale's Hoek. Sakry biskupiej udzielił mu 2 kwietnia 1978 roku metropolita Maseru - arcybiskup Alfonso Liguori Morapeli OMI. Papież Franciszek powołał bp. Sebastiana Khoarai do grona kardynalskiego - 19 listopada 2016 roku.

R.I.P.

(pg)


19 kwietnia 2021

ETAPY ŻYCIA

Eugeniusz miał nastrój, aby w dzienniku wspominać poszczególne etapy swojego życia. Z nieznanego nam powodu zdecydował się sporządzić listę rocznic. Jej lektura być może inspiruje nas, aby uczynić to samo, aby z modlitwą wdzięczności świętować każdy z etapów naszego życia.

Godne zapamiętania dni, których rocznice powinienem obchodzić: 1 sierpnia 1872 moje urodziny, 2 sierpnia 1782 mój chrzest. Pierwszą Komunię Święta przyjąłem w Wielki Czwartek, bierzmowanie otrzymałem z rąk kardynała Costy , arcybiskupa Turynu w dzień Trójcy Przenajświętszej, ale nie jestem pewien, czy było to w 1792, czy w 1793 roku. W pierwszym domyśle Wielki Czwartek przypadałby 5 kwietnia, a uroczystość Trójcy Świętej 3 czerwca; w drugim byłby to 28 marca i 26 maja. 4 listopada 1808 otrzymałem sutannę, 27 grudnia 1808 z rąk biskupa André , byłego biskupa Quimper, otrzymałem tonsurę. 27 maja 1809 z rąk jego ekscelencji księdza kardynała Fescha  otrzymałem święcenia niższe; 23 grudnia 1809 przez byłego biskupa Quimper André zostałem wyświęcony na subdiakona; 16 grudnia 1810 przez kardynała Fescha zostałem wyświęcony na diakona; 21 grudnia 1811 w Amiens zostałem wyświęcony na kapłana przez biskupa Amiens Demandolxa . Kardynał Mattei , który miał mnie wyświęcić, przebywał na wygnaniu, a ja nie chciałem przyjąć święceń kapłańskich z rąk księdza kardynała Maury’ego , ówczesnego administratora diecezji paryskiej. 1 listopada 1818 złożyłem moją oblację w Zgromadzeniu i 14 października 1832 przyjąłem święcenia biskupie z rąk jego eminencji księdza kardynała Odescalchiego i księży arcybiskupów Chalcedonu i Ravenny, późniejszych kardynałów Frezzy i Falconieriego. 2 października 1837 zostałem przeniesiony na stolicę biskupią w Marsylii. Do wyznaczenia pozostaje dzień mojej śmierci, której rocznicę będą obchodzić inni, nad którymi już zawczasu wzywam Bożego miłosierdzia.

Dziennik, 14.03.1842, w: EO I, t. XXI.

 

Także my obchodzimy ważne momenty naszego życia.