20 lipca 2021

NIE CHCĄ ZROZUMIEĆ DO JAKIEGO STOPNIA JESTEM OJCEM

Eugeniusz jako superior generalny musiał stawiać czoła słabościom i maniom oblatów. Ciągle uważał siebie za ojca i odczuwał ból, kiedy nie traktowano go w ten sposób.

List od ojca Bermonda. Mój list sprowokował odpowiedź, w której udowadnia mi, że niewiele brakowało, aby był człowiekiem wysłanym do Kanady. To wcale nie to, że jest odważnym dzieckiem, ale sprawy traktuje zbyt żywiołowo, niewłaściwie interpretuje postępowanie przełożonych względem siebie. Karmi się myślą, że jestem wobec niego uprzedzony z powodu tego, co mi o nim powiedziano. Tak więc wszyscy ci, którzy mają sobie cokolwiek do zarzucenia, zamykają swe serce, nie dowierzają moim uczuciom, co jest bardzo fatalną pomyłką dla nich. Trzeba czegoś innego niż niedoskonałości i biedy, aby zmienić uczucia, jakie Bóg dał mi wobec tych wszystkich, którzy poświęcili się Jemu w Zgromadzeniu. A Bermond przede wszystkim przyznaje mi bardzo mało racji, skoro pisze, że chmury z Laus osłabiły miłość, jaką żywię ku niemu. [Oblaci zostali zmuszeni do opuszczenia sanktuarium w Notre-Dame-du-Laus, co spowodowało ból Eugeniusza].

Dziennik, 04.10.1842, w: EO I, t. XXI.

W przyszłości relacje pomiędzy ojcem Bermondem i Eugeniuszem będą bardzo burzliwe. Pomimo trudności ojciec Bermond bardzo dobrze pracował w Kanadzie. Z pewnością Bóg posługuje się każdym z nas pomimo naszych słabości.


Ambasador RP w Rosji z wizytą w Wierszynie [wideo]

Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Federacji Rosyjskiej odwiedził polską społeczność w Wierszynie na Syberii. Wraz z proboszczem miejscowej parafii pw. św. Stanisława – o. Karolem Lipińskim OMI, modlił się za pierwszych osadników oraz ofiary stalinowskiego terroru. Ambasador Krzysztof Krajewski wyraził wdzięczność polskiemu oblatowi za podtrzymywanie polskich tradycji narodowych i ojczystego języka.

Ambasador Rzeczpospolitej Polskiej w Federacji Rosji, Krzysztof Krajewski z żoną i córką, przyjechał tutaj z Moskwy na zaproszenie naszego konsula, pana Krzysztofa Świderka. Odbył taki objazd dookoła Irkucka, szczególnie tam, gdzie są jakieś grupy Polaków. Taką pierwszą wizytą, była wizyta tutaj, w Wierszynie – wyjaśnia o. Karol Lipiński OMI.

Wierszyna 2021 - wizyta Ambasadora RP

Wizyta Ambasadora RP w Wierszynie

Opublikowany przez wierszyna.pl Piątek, 16 lipca 2021

To są ogromne emocje, dlatego że odwiedziłem miejsce, gdzie osiedlali się dobrowolnie nasi rodacy, którzy tutaj pracowali, budowali swoje domostwa, którzy związali z Wierszyną swoje życie, ale też i to życie poświęcili – skomentował wizytę dla PAP ambasador Krajewski.

Ambasadora przywitały chlebem i solą mieszkanki Wierszyny, ubrane w tradycyjne polskie stroje ludowe. W czasie spotkania, którego gospodarzem był polski oblat, dyplomata miał okazję poznać historię miejscowości. Podczas obiadu w ogrodach wierszyńskiej plebanii wysłuchał tradycyjnych przyśpiewek ludowych, które w niezmienionej formie lingwistycznej przetrwały tutaj przez 111 lat.

W towarzystwie ojca Karola ambasador złożył kwiaty obok tablicy upamiętniającej trzydziestu mieszkańców Wierszyny, zamordowanych przez reżim stalinowski w okresie Wielkiego Terroru. Udał się także do ziemianek, w których zamieszkali pierwsi osadnicy z Polski. Stoi tam krzyż i tablica z nazwiskami założycieli Wierszyny. To pierwsza wizyta polskiego ambasadora na Syberii.

Biało-czerwony bukiet z róż złożony przed ołtarzem kościoła parafialnego w Wierszynie

Wierszyna została założona w 1910 roku przez polskich osadników. Miejscowość położona 140 km od Irkucka zachowała swoje polskie korzenie. Działa tutaj rzymsko-katolicka parafia pw. św. Stanisława. Drewniany kościół został wzniesiony przez polskich imigrantów w 1915 roku. W czasach bolszewickich świątynia została zamknięta i zdewastowana, a wiara kultywowana była potajemnie w rodzinach. Parafia odrodziła się po upadku komunizmu w Rosji. Pierwszą Mszę świętą odprawiono w miejscowej szkole w 1990 roku. Obecnie proboszczem jest polski oblat – o. Karol Lipiński.

(pg)


Sri Lanka: Biskupi domagają się prawdy o zamachach z 2019 roku

Biskupi Sri Lanki postawili władzom tego kraju ostateczne ultimatum. Albo w wciągu miesiąca otrzymają wiarygodną odpowiedź, co do sprawców i zleceniodawców krwawych zamachów, jakie miały miejsce w tym kraju w Niedzielę Wielkanocną w 2019 r., albo zwrócą się o pomoc do wspólnoty międzynarodowej, w tym do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze.

Lankijscy biskupi przypominają, że w wielkanocnych zamachach na kościoły i hotele zginęło 279 osób, a 500 zostało rannych. Do ataków przyznała się lokalna grupa islamskich ekstremistów. Jednak nikt do tej pory nie został pociągnięty do odpowiedzialności.

W czasie zamachów, wiele obaw było także o posługujących tam oblatów. Na szczęście żaden oblat nie ucierpiał w wyniku tych dramatycznych wydarzeń. Zagrożenie było bardzo duże, ponieważ w sąsiedztwie jednego z miejsc, w którym dokonano samobójczego ataku – kościoła św. Sebastiana w Negombo – znajduje się, prowadzony przez oblatów, Mazenod English Institute. Misjonarze prowadzący tę szkołę a Wigilię Paschalną celebrowali właśnie w świątyni, która została zniszczona (atak został przeprowadzony w Niedzielę Zmartwychwstania).

Zobacz: [Sri Lanka: Druga rocznica zamachów wielkanocnych]

Ofiary zamachów domagają się sprawiedliwości, mamy prawo poznać nazwiska zarówno zamachowców, jak i zleceniodawców – czytamy w apelu do władz wystosowanym przez biskupów w imieniu Katolickiego Komitetu ds. Sprawiedliwości dla Ofiar.

Biskupi zarzucają policji opieszałość i niedbałość w prowadzeniu śledztwa. Podkreślają zarazem, że 26 miesięcy, jakie upłynęły od zamachów, i pięć od publikacji raportu komisji prezydenckiej na ten temat jasno pokazują, że komuś zależy na tym, by całą sprawę zamieść pod dywan i nie pozwolić, by prawda nie wyszła na jaw.

Winni tych masakr muszą odpowiedzieć za swe czyny, ofiary mają prawo do sprawiedliwości – podkreślają biskupi, przypominając władzom Sri Lanki, że powinny działać na rzecz prawdy, sprawiedliwości państwa prawa, a nie jedynie własnych korzyści politycznych.

(KAI/pg)

 


Kapelani w Lourdes - o. Krzysztof Zielenda OMI [wideo]

Sanktuarium maryjne w Lourdes jest jednym z największych miejsc kultu na całym świecie. Przed pandemią odwiedzało je rocznie około 6 milionów pielgrzymów, w tym 80 000 chorych i 100 000 wolontariuszy. Od 1985 roku przy sanktuarium funkcjonuje wspólnota oblacka, która pomaga w posłudze pielgrzymom. Wśród kapelanów w Lourdes jest Polak – o. Krzysztof Zielenda OMI:


Wyprawa rowerowa "Niniwa Team" wyruszyła na Ukrainę

Rozpoczęła się XV rowerowa wyprawa oblackiego duszpasterstwa „Niniwa”. O godzinie 5.00 w Kokotku celebrowana była Msza św. w intencji uczestników. Po śniadaniu w Oblackim Centrum Młodzieży rowerzyści wyruszyli w trasę. Cel wyprawy wciąż pozostawał niepewny ze względu na dynamiczną sytuację na świecie. Ostatecznie wybrano Ukrainę.

Jedziemy rowerami bez auta technicznego oraz zaplanowanych noclegów. Minimum 150 km dziennie. W takiej formie objechaliśmy całą Europę, zahaczyliśmy o Afrykę, Bliski Wschód i zmierzyliśmy się z Syberią. Kolejne wyzwania przed nami… Wyprawa to miniaturka życia i praktyczne uczenie się Boga, który jest Miłością – tłumaczą oblaccy duszpasterze z OCM

Tegoroczna wyprawa potrwa do 15 sierpnia, uczestnicy pokonają około 4 tys. kilometrów.

Zaczęło się 👍🤗🙏

Opublikowany przez Tomasz Maniura Niedziela, 18 lipca 2021

(pg)


19 lipca 2021

POD KARĄ GRZECHU JEST ZMUSZONY NIE UŚMIERCAĆ SWOJEJ MATKI

Kiedy wieczorem Eugeniusz pisał swój dziennik, zamieszcza w nim nie tylko wydarzenia, ale także swoje osobiste reakcje. Dziennik ukazuje poczucie ironicznego humoru, który prywatnie okazywał. Dziennik nie był przeznaczony dla osób postronnych. W poniższym tekście Eugeniusz mówi o jednym z oblatów, który skupił wokół siebie klikę nieco zepsutych zakonnic, z którymi pisał na temat duchowości ezoterycznej. Eugeniusz nie miał czasu na tego typu sprawy.

To są zakonnicy, ludzie, którzy uważają, że jako jedyni znają sekret doskonałości, którzy uprawiają wysoko rozwiniętą duchowość z kilkoma bigotami, których nazywają aniołami na ziemi, a którzy są jedynie fanatykami w najśmieszniejszy sposób udającymi wybrane dusze, nie rozumieją nawet języka, którym mają odwagę się posługiwać, forsując go nawet w swej nadętej korespondencji. Jakież to żałosne!

Eugeniusz tego „nawiedzonego” oblata chciał posłać na Korsykę.

To niepojęte, do jakiego stopnia łudzi się ten dobry ojciec. Jego list jest żałosny. Utrzymuje, że jego matka umarłaby, gdyby wyjechał na Korsykę, że pod karą grzechu jest zmuszony nie uśmiercać swojej matki, zatem w sumieniu nie może mnie posłuchać, aby pojechać do tego kraju. To dumni zakonnicy!

 

Dziennik, 01.10.1842, w: EO I, t. XXI.

 

Chociaż oblat, o którym mowa zapoczątkował ten wybuch emocji, przez trzydzieści kolejnych lat był oddanym i skutecznym misjonarzem.


M. Wrzos OMI w rozmowie z Robertem "Litzą" o roli rodziny i księży w Kościele

Klerykalizm zawsze niszczył księży. To we wspólnocie odzyskują sens kapłaństwa – mówi Robert „Litza” Friedrich. O. Marcin Wrzos OMI rozmawia z muzykiem o roli rodziny i księży.

Marcin Wrzos OMI: Jaka jest rola rodziny w społeczeństwie i w Kościele?

Robert „Litza” Friedrich: Rodzina jest we współczesnym świecie schronem, takim ostatnim bastionem normalności. W rodzinie uczymy się i przygotowujemy do życia, przekazujemy dzieciom wiarę i pomagamy rozeznać powołanie. Nasze córki mają mężów, którzy się wychowywali w rodzinach wielodzietnych, we wspólnotach, gdzie człowiek od małego uczy się jak nie być egoistą. Przez to, że ma rodzeństwo, ma ojca i matkę, bardzo szybko uczy się dzielić z innymi, rezygnować ze swoich zachcianek i mieć oczy otwarte na drugiego. Z żoną Dobrochną pochodzimy z rodzin rozbitych. Naszym marzeniem było, żeby zbudować taką rodzinę, z której nasze dzieci ruszyłyby w świat przygotowane. Z posagiem wiary i z posagiem takiego rodzinnego doświadczenia życiowego. Z perspektywy ojca siedmiorga dzieci i dziadka ośmiorga wnucząt mogę powiedzieć, że powoli widzimy dobre owoce takiego życia w dużej rodzinie.

Jakie są zadania rodzin w Kościele?

Przychodzi taki czas – jak mówiło wielu świętych – że Kościół staje się wspólnotą wspólnot, a parafia w obecnym kształcie zaczyna zanikać – co widzimy także już w Polsce. Europa Zachodnia to pustoszejące kościoły, znikające parafie. Kościoły są zamieniane na domy kultury, na parkingi dla rowerów. Byliśmy w Holandii i widzieliśmy, jak to się dzieje. Miałem okazję zobaczyć klub muzyczny zrobiony z kościoła w Nowym Jorku. Przychodzi to do Polski. Nie byłbym takim optymistą, że skoro w Polsce mamy pełne parafie, to tak zostanie. Ostatnie 10 lat pokazuje, że świat ma tyle atrakcji i tak mocno atakuje dziś człowieka i rodzinę, że parafia bardzo się kurczy, a liczba powołań spada. Ważna jest rodzina, w której jest wiara, w której rodzice przekazują dzieciom wiarę i biorą czynny udział w życiu parafii, w jakiejkolwiek wspólnocie – czy to będzie Odnowa w Duchu Świętym, czy to będzie Domowy Kościół, oaza czy neokatechumenat. To wszystko pomaga parafii funkcjonować i żyć. Rodzina jest takim miejscem, które przygotowuje dzieci do tego, żeby widziały w parafii miejsce dla siebie, że warto w niej żyć. Miałem okazję przygotowywać młodzież do bierzmowania i widziałem, że jeśli te dzieciaki, które przychodziły na spotkania i bardzo czynnie brały w nich udział, nie miały w domu, w rodzinie, przekazu wiary, to po bierzmowaniu odchodziły z parafii. To było bardzo smutne, ale to fakty. Natomiast jeżeli w rodzinie jest Dobra Nowina i jest wiara, to to się przekłada na życie Kościoła, na życie parafii.

Robert, jaka jest rola księży? Co mogą robić na rzecz rodzin, jak mogą im towarzyszyć?

Przez to, że jesteśmy ponad 20 lat we wspólnocie neokatechumenalnej, to widzimy, że tam też Kościół uczy nas rozeznania powołania: do życia konsekrowanego, do kapłaństwa i do życia w małżeństwie. We wspólnocie młody człowiek ma czas przyjrzeć się temu, jak wygląda krzyż w małżeństwie, jaki jest krzyż kapłański, a jaki krzyż życia w samotności. I to jest dobre, że widzą we wspólnocie przykłady, mogą zobaczyć zmagania ludzi tych stanów.

(Flickr.com)

Widzę bardzo pozytywną rzecz w naszej wspólnocie: fakt, że kapłan ma wsparcie. Często kapłanów atakuje samotność, wątpliwości co do słuszności swojego powołania, natomiast we wspólnocie odzyskują sens kapłaństwa. Tak samo jak ojciec we wspólnocie odzyskuje sens bycia ojcem. Jak to się odbywa? Poprzez szczerość, poprzez jedność, przez to, że kapłan u nas nie czuje się atakowany klerykalizmem, który niszczy kapłanów. Jest bratem, a kiedy celebruje liturgię, jest głową zgromadzenia, jest Jezusem Chrystusem we wspólnocie. Kiedy natomiast kończy się liturgia, on jest naszym zwykłym bratem, któremu też można coś powiedzieć, jeśli mamy jakieś uwagi. Jeśli coś się pojawia, to idę i szczerze z nim rozmawiam. Tak samo on mi może powiedzieć: uważaj, bo jak zostawisz modlitwę, to potem zostawisz żonę. Ja mu się mogę odwdzięczyć, mówiąc: jeśli zostawisz brewiarz, zostawisz modlitwę, to zostawisz kapłaństwo. Ta szczerość to wyraz miłości i zaufania, że przede wszystkim chcemy służymy sobie w drodze do świętości, a nie chcemy się niszczyć. Jest mi dane zobaczyć, że wielu kapłanów, którzy dołączają do wspólnoty, zyskuje drugi oddech – oni odżywają. Nie są anonimowi, nie są atakowani przez klerykalizm. – wiesz, takie przekonanie, że jest z innej gliny i bardziej czcigodny. To jest dla mnie bardzo ważne.

"Litza" (fot. archiw.)

Ta zależność ksiądz – rodzina działa w dwie strony.

Jak moi znajomi, którzy są ze świata i omijają Kościół szerokim łukiem, mówią o jakichś trudnościach i zmaganiach, które są w Kościele (zobacz np. film „Kler”) to ja im mówię: słuchajcie, to jest jeszcze nic. Nasz prezbiter ze wspólnoty ma trzydzieścioro dzieci – oni się chwytają za głowy i chcą znać szczegóły. Tłumaczę wtedy: on mówi takie homilie, że nasze żony, choćby już się bały rodzić i nie miały na to siły, po takiej Dobrej Nowinie otwierają się na życie i mówią: jestem gotowa mieć kolejne dziecko. I ja myślę, że jeśli to dziecko w końcu się pocznie, to ono poczyna się najpierw w sercu matki przez mocną homilię. I to jest duża zasługa naszego prezbitera, że otwiera nasze dziewczyny na życie. Oczywiście to już nie jest interesujące dla moich przyjaciół, kiedy słyszą o tego rodzaju duchowym ojcostwie (śmiech) To już nie jest atrakcja. Trochę mówię półżartem, ale to pokazuje, jak ogromny wpływ ma prezbiter na rodzinę. Także my mamy wpływ na niego, a on ma wpływ na nas.

Ukazał się wywiad-rzeka z papieżem Franciszkiem o życiu zakonnym i duża jego część jest poświęcona klerykalizmowi jako zagrożeniu dla bycia zakonnikiem i księdzem.

Myślę, że ja w ogóle jestem antyklerykalny. To jest trochę tak, że ja jestem całym sercem za hierarchią i Kościół jest moją matką, naprawdę i czuję się adoptowany przez Kościół i On nauczył mnie być ojcem, być mężem i jestem bardzo wdzięczny – to ważna wiadomość dla tego, kto to będzie czytał. Jednak tak to czuję. Jestem antyklerykałem, bo klerykalizm, pycha z niego się wywodząca, zawsze niszczył księży. Robił jakąś dziwną trzecią płeć i takie to jest zdziwaczałe później wszystko. Zresztą jak Jan Paweł II też był bardzo przeciwny klerykalizmowi. Jak czytam Biblię, to tam jest to samo. Chrystus ustawia równo tych arcykapłanów i uczonych w Piśmie, którzy myślą, że są z „lepszej gliny”. Wszyscy jesteśmy grzesznikami – ty i ja, księża i świeccy.

Jak dzisiaj w sposób wiarygodny głosić Ewangelię? Nie chcę pokazywać Kościoła oblężonego, ale jest trochę tak, że kiedy się czyta wiadomości o Kościele, to z reguły są negatywne. Słyszy się stereotyp: ksiądz-pedofil i mnóstwo innych złych rzeczy na nasz temat.

Marcin, jestem pod wrażeniem tego, co powiedział święty Franciszek: „zawsze głoście Ewangelię, a gdyby okazało się to konieczne, to także słowami”. To znaczy, że jeśli ktoś ma Ducha Świętego, ma ducha Chrystusa Zmartwychwstałego w sobie, to ma miłość. Nie mówię, że Go mam dzisiaj, bo są różne dni i różne zmagania, natomiast kiedy czuję, że mam tego Ducha, to jestem znakiem sprzeciwu, ale też znakiem nadziei dla wielu z mojego otoczenia. I wówczas nie trzeba nic mówić. Wystarczy mieć siódemkę dzieci, ósemkę wnuków, być zadowolonym mimo różnych trudności, długów i zmagań z pracą, ze zdrowiem, z wszystkim. Można być człowiekiem nadziei i to powoduje, że wielu ludzi w trudnych momentach dzwoni i prosi o wsparcie. Nie tylko chodzi o wsparcie modlitewne, ale też takie ludzkie: żeby z nim być i powiedzieć mu, co ma sens. Zatem głosić Dobrą Nowinę to po prostu żyć po Bożemu, nie moralizować, nie kazać, nie zmuszać. Jeśli jest Duch Święty, to on działa. Nasze słowa niewiele znaczą. Świat potrzebuje dzisiaj raczej świadków niż tych, którzy głoszą rekolekcje. Dziś są cholernie modne takie spędy na kilka tysięcy ludzi, gdzie się głosi rekolekcje. Myślę jednak, że potrzeba też takich świadków: w pracy, w szkole, na ulicy, na przystanku tramwajowym. Takich bez słów.

(misyjne.pl)

 


Klęska głodu na Madagaskarze.

Katoliccy biskupi z Madagaskaru są zaniepokojeni rozmiarami klęski głodu w kraju, spowodowanej utrzymującą się suszą. Sytuacja jest niebezpieczna, napisał ordynariusz diecezji Morondava bp Marie Fabien Raharilamboniaina. „Jest coraz gorzej, każdego dnia umiera wielu ludzi”, zacytowało z jego listu katolickie dzieło pomocy „missio” w Monachium. W ostrych słowach hierarcha skrytykował też rząd swego kraju, który tylko obiecuje, ale za tym nie idą żadne czyny.

Zdaniem biskupa Morondavy, Madagaskar potrzebuje systematycznych rozwiązań, jak np. projektów nawadniania. Istnieją już możliwe do zrealizowania plany projektów, takich jak budowa kanału ze wschodu na północny wschód kraju. „Jest kilka rzek, które mogłyby nawodnić rozległe pustynie. Ten wielki projekt mógłby zahamować wewnętrzną migrację i zamienić tę pustynię w raj”, uważa biskup z Madagaskaru.

Ludzie gotują i jedzą skórzane elementy obuwia:

Message à notre cher et beau président : savez-vous que certains habitants mangent des semelles de sandales en cuir de zébu (oui vous avez bien lu) car ils sont en train de mourir de faim? Ils ramassent les déchets des cordonniers et les font cuire à l’eau et au sel. Ou alors les font griller mais c’est très très dur à avaler. Je pensais avoir touché le fond mais là nous creusons encore. C’est réel et c’est en 2021. Je vais de sidérations en sidérations…

Opublikowany przez Gail Borgią Poniedziałek, 21 czerwca 2021

Wprawdzie pomoc w postaci artykułów spożywczych przekazywana przez dzieła charytatywne jest niezwykle ważna, gdyż łagodzi dotkliwą sytuację głodu, ale w dłuższej perspektywie ludziom na Madagaskarze potrzebne są projekty, które będą wspierać walkę z tworzeniem się pustyń, stwierdził biskup diecezji Morondavy.

Z apelem o solidarność z głodującymi zwrócił się także biskup pomocniczy stolicy kraju Antananarywy, Jean Pascal Andriantsoavina. „To niebezpieczeństwo zżera kraj. Ludzie cierpią, zawisła nad nimi klęska głodu”, napisał w swoim apelu i podkreślił, że Madagaskar jest mocno dotknięty „bolesną klęską klimatyczną”.

Według informacji stołecznego biskupa, 95 proc. społeczeństwa żyje poniżej granicy ubóstwa. Wielu z nich może sobie pozwolić tylko na jeden posiłek dziennie, niektórzy dostają coś do jedzenia tylko dwa do trzech razy w tygodniu. Najbardziej dotkniętym klęską głodu pozostaje żywienie się owadami i wywarem z liści słodkich ziemniaków. Większość rolników nie jest już w stanie zebrać tego, co zasiali. Ponadto gwałtownie wzrosły ceny ryżu, cukru i oleju.

Monachijskie dzieło pomocy „missio” jest zaangażowane w pomoc mieszkańcom Madagaskaru . M.in. wspiera projekt nawadniania i wykorzystania energii słonecznej w Betakiloninie, w archidiecezji Toliara, wybudowała dom pomocy dla osób chorych psychicznie, a we wspólnocie wiejskiej Efoetse salę wielofunkcyjną. Dla dzieci i młodzieży przygotowano oferty rekreacyjne i edukacyjne, a także kursy czytania i pisania oraz kursy zawodowe. Ponadto zapewnia pomoc finansową w archidiecezji Antananarywa na działania przeciwko pandemii koronawirusa.

(KAI/zdj. Gail Borgia – AFP News Agency)


Wieczór "planszówek" u oblatów w Katowicach

Myśl o zabawach integracyjnych dojrzewała w głowach duszpasterzy na katowickiej Koszutce. Marzeniem o. Bartosza Madejskiego OMI – poprzedniego proboszcza oblackiej parafii, było zorganizowanie w domu katechetycznym kawiarenki dla wspólnoty parafialnej.

Czas izolacji i medialnego kontaktu rodzi w końcu głód, żeby spotkać się i pobawić wspólnie na żywo. Planszówki od jakiegoś czasu stają się coraz bardziej popularne i pozwalają na dobra rozrywkę, a dodatkowo na spędzenie czasu z drugim człowiekiem – wyjaśnia wikariusz oblackiej parafii w Katowicach, o. Piotr Prauzner-Bechcicki OMI.

W pierwszym tego typu spotkaniu uczestniczyło dziesięć osób, ale misjonarze mają nadzieję, że podczas kolejnych edycji liczba będzie wzrastać. Na chwilę obecną planowane jest jedno spotkanie w miesiącu. Dobór gier nie jest przypadkowy.

Gramy w klasyczne gry planszowe, ale również w tzw. kooperacyjne, gdzie wszyscy gracze współpracują ze sobą w trakcie gry, a nie rywalizują o zwycięstwo tylko jednego. To też zmienia koncepcję grania i w pewniej sposób uczy wspólnego działania oraz wzajemnej pomocy i solidarności w zwycięstwie lub w przegranej – dopowiada ojciec Piotr.

To był wieczór pełen emocji 😃

Opublikowany przez Oblaci Katowice Czwartek, 15 lipca 2021

(pg/OMI Katowice)