21 październiaka - WSPÓLNOTA. DAJCIE W ZAMIAN TYLE SAMO, ILE OTRZYMALIŚCIE

Kontynuując naszą refleksję o wysiłkach Eugeniusza, aby przyprowadzić młodego Mikołaja Riccardi do rozsądku, widzimy, zę próbował do zachęcic do zobaczenia wagi wspólnoty, która byłaby wzajemną pomocą w jego życiu.

W czterech kolejnych liniach swe­go listu powtarzasz raz po raz: „Zdaję sobie sprawę ze straty, jaką ponio­słem, opuszczając wspólnotę. Byłbym zrozpaczony, gdybym – jak to aż nadto pojmuję – musiał opuścić ją na zawsze. Czuję, że jestem stworzony, aby żyć we wspólnocie”. Powiedz raczej, że odczuwasz potrzebę i to nie­zmierną potrzebę życia we wspólnocie. Dlatego słusznie rozumiesz, choć nie rozumiesz dostatecznie niepokoju, jaki wzbudziłeś opuszczając wspólnotę. Ale jeżeli nie ulega wątpliwości, że powinieneś żyć we wspólnocie,

Wspólnota nie polega na tym, aby odpowiadać na osobiste potrzeby, to dwupasmowa droga dawania i otrzymywania, wzajemne wsparcie:

jeśli to prawda, że miałbyś powód do rozpaczy, gdybyś musiał opuścić ją na zawsze, to nie mniej jest prawdą, że wspólnota potrzebuje, aby ci, którzy ją tworzą, nie dawali jej obrzydliwego spektaklu bolesnego niedomagania, znieważa­jącej pogardy, mało budującego braku staranności zakonnej, skandalicznej dezercji, tego wszystkiego, co zakłóca jej porządek, spokój, szczęście i nara­ża jej istnienie. Nic nie może usprawiedliwić twego zachowania. Jest ono pod każdym względem obrzydliwe. Zawiniłeś wobec Stowarzyszenia. Two­je wystąpienie było nie tylko skandalem. Zaszkodziłeś mu istotnie przez złe wrażenie, jakie twoje przewinienie musiało wywrzeć w słabych duszach, które nie są przygotowane na takie wstrząsy. Całkiem inaczej uchybiłeś jed­nak Bogu, igrając tym, co jest najświętsze wśród ludzi, ponieważ przy po­gardzie swoimi zobowiązaniami radziłeś się tylko swojej egzaltowanej wy­obraźni. Byłeś posłuszny tylko swemu kaprysowi, albo – aby lepiej się wyrazić – demonowi, bo tylko on mógł skłonić cię do postanowienia nie­zgodnego zarówno z twoim prawdziwym interesem jak i z twoimi świętymi obowiązkami wobec Boga.

List do Mikołaja Riccardi, 17.02.1826, w: EO I, t. VII, nr 225.

Otaczaj się ludźmi, którzy przynoszą ci wsparcie i miłość i pamiętaj, aby dawać tyle samo, ile otrzymałeś. Karen Kain


17 października - WSPARCIE WSPÓLNOTY W POSZUKIWANIU SZCZĘŚCIA

23. letni diakon Mikołaj Riccardi, wstąpił do nowicjatu przed siedmioma miesiącami i już zdradzał pewne problemy. Gdy Eugeniusz przebywał w Rzymie, Riccardi opuścił wspólnotę. Eugeniusz widział w nim dobro i zbeształ go, aby sprowadzić go na dobrą drogę. Z powodu swych osobistych niedoskonałości potrzebował wpomocy wspónoty oblackiej, aby w skuteczny sposób zadbać o jej potrzeby.

Mój drogi Riccardi, czy dla kpiny nazywasz mnie jeszcze ojcem, i czy żartujesz sobie ze mnie, kiedy mi mówisz, że całkowicie podporządkujesz się wszystkiemu, co uznam za służące twemu zbawieniu. Czyżbyś nie wie­dział, co uważałem za pożyteczne dla twego zbawienia, gdy wyrywałeś się z mego grona i czy nie znałeś motywów, które mnie skłaniały do przyjęcia cię do Stowarzyszenia? Powiedziałeś to, gdy powtarzałeś te słowa: „Czuję, że bardzo słabo nadaję się do posługi”, to znaczy wówczas, kiedy zostaniesz pozostawiony samemu sobie i bez pomocy, jakiej udzieliłoby ci Stowarzy­szenie, które cię przyjęło z taką wielką miłością, jaką ty okazałeś pogardę w stosunku do niego. Jednak – muszę ci to powiedzieć – kiedy po pew­nym czasie kierowania tobą i po dobrym poznaniu twego charakteru musia­łem decydować o twoim powołaniu stosownie do życzeń, jakie wyrażałeś, nie brałem pod uwagę swojej godności superiora i opowiedziałem się za tobą, uważając, że w tej sytuacji, o ile to zależało ode mnie, powinienem szukać i zapewnić ci szczęście.

List do Mikołaja Riccardi, 17.02.1826, w: EO I, t. VII, nr 225.

Nie wystraczy pomagać tym, którzy są słabi, ale podtrzymywać ich także później. William Shakespeare


15 października - BUDOWAĆ RELACJE, ABY ODKRYWAĆ ŹRÓDŁO WZROSTU

Od 1812 roku w tym domu, gdzie będę odprawiał moje roczne rekolekcje, założyłem małe stowarzyszenie religijne, ktore istnieje w wyższym seminarium w Paryżu.

Dziennik z 20.08.1838, w:EO I, t. XIX.

Pielorz swe poszukiwania o działalności Eugeniusza w stworzarzyszeniu kończy nastepującymi słowami:

Te szczegóły, być może bardziej niz wszystkie inne, ukazują nam gorącego ducha gorliwego seminarzysty. Jeśli spośród 90 seminarzystów został uznany za godnego wyboru na członka elitarnej grupy i w niedługim czasie jej sekretarzem, jeśli udało mu się tchnąc nowe życie w tę organizację, to stało się to dzięki praktykowaniu umartwienia, odsunięciu od świata, zapomnieniu o sobie, a przede wszystkim z miłości Chrystusa Zbawiciela. Były hrabia, tytuł, jaki młody Eugeniusz wymyślił dla siebie, kiedy wmieszał się do szlachty w Palermo, staje się wzorowym seminarzystą i gorliwym dyrektorem. (J. Pielorz, La vie Spirituelle, s. 308-309)

Stowarzyszenie było konretną odpowiedzią na potrezby Kościoła i w nim Eugeniusz nauczył się dynamiki i metody, które z sukcesem tworzyły elitarną grupę, aby być narzedziem zmiany dla ważniejszej grupy. To, czego nauczył się było istotne dla jego życia, ponieważ tam otrzymał bazę metody, którą wykorzysta w Aix w jego pracy w seminarium i w założeniu oblatów.

Gdyby chodziło tylko o jako takie głoszenie Słowa Bożego z dużą ludzką domieszką, o przemierzanie wiosek z zamia­rem – jeśli ksiądz tak chce – zdobywania dusz dla Boga, nie troszcząc się zbytnio o to, aby być mężami uduchowionymi i prawdziwie apostol­skimi, to uważam, że nie byłoby trudno księdza zastąpić; ale czy ksiądz może przypuszczać, że chciałbym takiego towaru? Trzeba, abyśmy my sami byli szczerze świętymi. To słowo zawiera wszystko, co moglibyśmy powiedzieć.

List do Henryka Tempier, 13.11.1815, w: EO I, t. VI, nr 7.

Nawiązującrelacje, tworzymy źródło miłości i osobistej godności oraz przynależności, które łatwiej tchną życie w chaotyczny świat. Susan Lieberman


25 wrzesnia- SYN I JEGO MATKA

Jak wszystkie matki, tak i matka Eugeniusza, dogadzała mu we wszystkim. W poniższym liście do swej matki Eugeniusz odpowiada i odnosi się do specyficznej sytuacji, w której pomogła pewnemu oblatowi. Była bardzo szlachetna, gdy chodziło o czas i wskazówki, a także jej znaczną fortunę, aby wspomagać oblacką rodzinę swego syna, która teraz była częścią jej własnej, poszerzonej rodziny.

Moja droga mamo, jedno słówko sprawi ci przyjemność; napisałem do ciebie w pośpiechu, ale po to, aby poprosić o wiadomości od ciebie, bowiem jesteś zakatarzona i wychodzisz bardzo wcześnie rano. Dbaj o siebie nieco więcej, niż to czynisz. Przestań się niepokoić o mnie; czuję się bardzo dobrze. Twoje wskazówki na temat ojca Moreau są ściśle zachowywane, ale nie jesteśmy bogatsi, aby każdemu dostarczyć tyle, ile tego potrezbuje. Czego oczekujesz? Oni składają ślub ubóstwa, będą potrafili się zadowolić odrobiną.

W przypisie do tego listu Yvon Beaudoin wyjaśnia: W latach 1826-1829 wielu ojców zachorowało. Nie wiemy, czy w obecnym liście chodzi o kwestie opieki nad ojcem Moreau czy o postaranie się o ubranie dla niego. Moreau zakończył swój długi nowicjat i wraz z ojcem Mie jesień spędził głosząc misje w Cadennes. W okresie kryzysu, w 1823 roku, ojciec Moreau na wiele miesięcy opuścił zgromadzenie. Posiadamy fomułę jego oblacji, noszącą datę 13 lipca 1823 roku, pomimo tego, że 1 listopada 1818 roku poraz pierwszy złożył swoje śluby.

Na podstawie osobistej notatki wiemy, że pani de Mazenod wraz z siostrą Eugeniusza Eugenią i jej dziećmi mieszkała w swoim domu w Aix przy ulicy Papassaudi. Eugenia latem przebywała w domku wypoczynkowym rodziny de Boisgelin w St-Martin des-Pallieres; a więc Eugeniusz zapraszał swoją matkę do Marsylii, aby spędziła z nim kilka dni.

Teraz, gdy jesteś sama w domu, mogłabyś przyjechać i nieco się tutaj rozerwać; zobaczymy się chociaż w porze obiadu. Poproś ojca Courtesa o oryginał twoich relikwii; zostawiłem go na stoliku bibliotecznym w moim pokoju. Bardzo czule cię ściskam.

List do matki, 22.07.1826, w: EO I, t. XIII, nr 58

Naturalny odruch macierzyństwa przechodzi w altruizm. Kiedy zostaniesz matką, już nie więcej będziesz centrum swego wszechświata. To miejsce zostawisz swoim dzieciom. Jessica Lange


19 wrzesnia - KAPITUŁA GENERALNA Z 1826 ROKU

KAPITUŁA GENERALNA Z 1826 ROKU:

ŻADNEJ WĄTPLIWOŚCI, ŻE POWSTANIEI ZATWIERDZENIE OBLATóW BYŁO BOŻYM DZIEŁEM.

Po swoim powrocie Eugeniusz zwołał nadzwyczajną Kapitułę Generalną, trwającą od 8 do 13 lipca 1826 roku. W przemówienieu na rozpoczęcie przypomniał wydarzenia, które doprowadziły do papieskiej aprobaty i rozwodził się nad ich znaczeniem. Tak samo jak zawsze był głęboko przekonany, że jego życiowe powołanie pochodzi bezpośrednio od Boga, to samo przekonanie odnosi teraz do powstania oblatów. Po tym wydarzeniu Regułę nie uważał już za dzieło pracy człowieka, ale za dzieło Boga, który dając natchnienie papieżowi działa, aby Regule nadać jej boski charakter. Obrady trwają: zapewnił nas, że osobiście, nie widział już człowieka, ale był przekonany, że Reguła była natchniona przez niebo, nie mógł uważać się za kogoś innego, jak tylko za narzędzie bożej opatrzności. Il nous assura que pour lui, il ne voyait rien de l’homme, et qu’il était persuadé que la Regle avait été inspirée par le Ciel, qu’il était impossible pour lui de se reconnaître, sinon comme l’instrument de la Providence pine.”

J. Pielorz, Les Chapitres généraux, t. I, s. 57-58.

Wspaniałe środki, podjęte w Rzymie, w klimacie, gdy nowe zgromadzenia nie były zatwierdzane, są kolejnym dowodem świadczącym o bożej opatrzości.

Najlepszych i najpiekniejszych rzeczy w świecie nie można zobaczyć, ani nawet dotknąć – można ich doświadczyć sercem. Helen Keller


16 wrzesnia - OKIEM PRAKTYKA POSZUKIWAĆ WOLI BOŻEJ

Rozważając możliwość połączenia się wspólnoty misjonarskiej ojca Favre z oblatami, Eugeniusz, doświadczony kaznodzieja misyjny, był krytyczny wobec pewnych praktycznych metod tejże wspólnoty. W przepowiadaniu oblaci skupiali się na miłości i na zaproszeniu miłosiernego Boga do nawrócenia. Eugeniusz jednak był otwarty na możliwość, że Pan zapraszał dwie wspólnoty do połączenia sił.

Wstają o czwartej godzinie, przeprowadzają godzinną modlitwę, od­prawiają msze i spowiadają aż do godziny dziewiątej. O dziewiątej zaczy­na się pierwsze ćwiczenie misyjne, to znaczy nieprawdopodobnie chłodny i banalny rachunek sumienia przeprowadzany z ambony przez misjonarza na temat Bożego przykazania. Potem następuje msza. Na ewangelię inny misjonarz wchodzi na ambonę, aby wygłosić kazanie, po którym dokoń- cza się mszę i wychodzi się, aby o drugiej godzinie znów rozpocząć inne ćwiczenie. Jeden misjonarz przeprowadza katechizację, przepytując wy­znaczone do odpowiedzi dziecko. Pytania i odpowiedzi następują po sobie bardzo szybko. Z wszystkiego, co robią ci księża, to bardziej mi się podo­bało. Kiedy wybija godzina trzecia, katechizacja kończy się, a rozpoczyna się konferencja. Byłem obecny na wczorajszej i dzisiejszej. Przeprowadzał je sam ks. Favre. Niestety! To do niczego! Nie rozumiem, dlaczego przy­wiązuje się do tego znaczenie. Dziś rano odpowiednik kazania był bardzo nieudany. W tych konferencjach, które są prawdziwym dialogiem głupich, nieustannie pojawiają się powtórki. Mówiąc o powtórkach, mam na myśli te same myśli i słowa. Dziś na przykład mówiono o wszystkich grzechach popełnianych przeciw każdemu przykazaniu. Przy każdym przykazaniu robiono to samo wyliczanie: dwa grzechy dziennie stanowi 14 tygodnio­wo, sześćdziesiąt miesięcznie itd. rocznie, w ciągu dziesięciu lat, w ciągu dwudziestu lat i tak dalej. Po przykazaniach robiono przegląd grzechów popełnianych przez zmysły, ciało, ducha, w dzieciństwie, w młodości, w wieku dojrzałym, w starości, ciągle przeliczając przez dodawanie i mno­żenie i używając stale tych samych wyrażeń bez wkładania w to najmniej­szego uczucia. Och! jakie to kiepskie! Nie mogłem już tego wytrzymać.

List do Henryka Tempier, 10.06.1826, w: EO I, t. VII, nr 248.

Potrzebujemy rozeznania do tego, co widzimy, do tego, co słyszymy, do tego, w co wierzymy. Charles R. Swindoll


12 września - WZROST DUCHOWY POTRZEBUJE CZASU I CIERPLIWOŚCI MISJONARZA

Powrót Eugeniusza do Francji opóźniał się z racji negocjacji w związku z możliwym połączeniem dwóch wspólnot zakonnych, które pełniły tę samą posługę co oblaci. Pierwszą z nich byli Oblaci Dziewicy Maryi, których spotkał w Turynie podczas swej podróży do Rzymu. Teraz, wracając z podróży, informuje Tempiera, że misjonarskie metody tejże wspólnoty nie były zgodne z metodami oblatów.

Nie myślę już wcale o tych, których spotkałem w czasie swego prze­jazdu. Przełożony jest człowiekiem z bardzo wielkimi zasługami, ale jest stary i osłabiony oraz wodzony za nos przez jednego z jego trzech lub czte­rech towarzyszy. Ich sposób działania, do którego mordicus przywiązują wagę, nie dałby się pogodzić z naszym. Głoszą tylko ośmiodniowe reko­lekcje i w ciągu tych ośmiu dni robią to wszystko, co nam trudno wyko­nać w ciągu trzydziestu. Zresztą wśród zasłużonych kapłanów w tych stro­nach jest tylko jedno zdanie i na pewno powstało, aby nam dodać odwagi, chociaż biednego ks. Dalgę powinno przyprawić o drżenie, to znaczy, że faktycznie osiem dni misji wystarczy, aby zakończyć robotę. Robią dużo, gdy przedłużają pracę do piętnastu dni i tak postępują wszyscy – jezuici, pasjoniści, lazaryści i wszystkie zakony...

List do Henryka Tempier, 24.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 242.

Pełna przenikliwość przychodzi powoli, krok po kroku. Ścieżka duchowego wzrostu jes ścieżką nauki trwającej przez całe życie. M. Scott Peck


11 września - SUPERIOR GENERALNY CODZIENNIE ODPRAWIA MSZĘ ZA ZGROMADZENIE

W drodze de Francji Eugeniusz z ojcem Honoratem dzieli się każdą łaską w związku z tym, co stało sie w Rzymie i podkreśla odpowiedzialność, jaka dzięki papieskiej aprobacie ciąży na oblatach.

O! ile spraw będziemy mieli sobie do powiedzenia! Dużo o tym pisa­łem, co bez wątpienia zostało wam przekazane, ale któż zdołałby przed­stawić tyle cudów? W imię Boże odpowiedzmy na łaski, jakich w tych ostatnich czasach Bóg udzielił tylko nam. Ze swej strony, nie wiedząc co robić, aby godnie podziękować Bogu, postanowiłem codziennie składać świętą Ofiarę bądź to aby podziękować Bogu za Jego dobrodziejstwa, bądź aby otrzymać to, żeby każdy z nas stawał się coraz godniejszym swego powołania. Wydawało mi się, że jest nieodzowne, aby w Stowarzyszeniu codziennie była składana Ofiara w tej intencji, która zawiera w sobie jesz­cze inne, zawsze w tym samym duchu.

List do Jeana Baptiste Honorat’a, 28.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 244.

Kiedy chcecie być błogosławieństwem, Bóg zapewnia, że ciągle jesteście błogosławieni w obfitości. Joel Osteen


10 września - POTRZEBUJĘ WŚLIZNĄĆ SIĘ DO TYLU DOBRYCH I CNOTLIWYCH LUDZI JAK WY

Ciesząc się z dobroci i cnót swoich synów – oblatów – Eugeniusz w porównaniu z nimi zdaje sobie sprawę z braku cnót.

Jaką cnotę według ciebie powinienem uznać w sobie? Niestety! co do tego nie mylę się! Świa­domość prawdy i dobra nie jest cnotą. Byłaby to najwyżej dyspozycja, zdolność do cnoty, ale po co albo przynajmniej czym będę się chwalić, jeśli – przeciwnie – to właśnie mnie upokarza i bardziej zawstydza, ponie­waż to drzewo wydaje tylko kwiaty, a żadnych owoców. Wierzcie mi, moje dzieci, że bardzo potrzebuję was wszystkich, aby usiłować przemycić się wśród tylu dobrych towarów.

Nie zniechęcaj się więc w podnoszenia wszystkich swoich podwład­nych do najwznioślejszych cnót naszego stanu. Całkowite zaparcie się sie­bie i wielka pokora, która łącznie z żarliwością o chwałę Bożą i zbawienie dusz, przy wielkim szacunku i całkowitym podporządkowaniu naszym, przez które powinniśmy osiągnąć nasz cel, sprawią, że naprawdę do nich dojdziemy.

List do Hipolita Courtesa, 31.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 247.

Kiedy bogactwo przepadło, nic nie przepadło, kiedy utraciło się zdrowie, coś się straciło, kiedy utraciło sie charakter, utraciło się wszystko. Billy Graham


8 września - SZCZYTEM WSZYSTKICH MYCH UCZUĆ BĘDZIE MOJA OBECNOŚĆ WŚRÓD OBLATÓW

Podróżując przez Francję, po swym długim pobycie w Rzymie, Eugeniusz okazuje swą niecierpliwość, aby znaleźć się pośród oblatów, którzy są w centrum jego uczuć.

Proszę mi wierzyć, że tęsk­nię z powodu odczuwanej potrzeby zobaczenia się z wami i życia z wami wszystkimi. To ostatnie opóźnienie doprowadza moje poddanie się do gra­nic możliwości. Smutno mi, gdy pomyślę, że gdyby nie to, w tych godzi­nach przyciskałbym już was do serca, ale tak musi być. Z Bogiem, żegnam.

List do Henryka Tempier, 30.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 246.

Myśl, że po spędzeniu sześciu miesięcy w tak wielkim oddaleniu znaj­duję się tak blisko was, przyczynia się jeszcze do mego szczęścia, ale choć nie uważam Francji za ziemię obiecaną, to jednak dlatego, że tam znajduje się to, co na świecie kocham najbardziej, nie mogę powstrzymać się od pewnego żalenia się na to, że tak jak Izraelici zostałem zatrzymany tuż przed jej osiągnięciem.

List do Jeana Baptiste Honorata, 28.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 244.

...Spodziewam się, że za piętnaście dni nie będzie już między nami ani gór, ani mórz. Z Turynu wyjeżdżam we wtorek. Proszę się nie obawiać, że cokolwiek mogłoby mnie zatrzymać w Sabaudii. Jak tylko omówię sprawę, która mnie tam prowadzi i w której intencji zgodnie ze zwycza­jem postaracie się pomodlić, wsiądę do dyliżansu i z Bożą pomocą przyja­dę najpierw do N.-D. du Laus, gdzie pozostanę dwa dni, aby nie zasmucać naszych ojców, a następnie do Aix, gdzie ryzykuję uduszenie was przez przyciskanie do serca, które bije na samą myśl o szczęściu znalezienia się w centrum wszystkich moich uczuć.

List do Hipolita Courtesa, 31.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 247.

Nie wybieracie waszej rodziny. Ona jes prezentem od Boga dla was jak i wy jesteście nim dla niej. Desmond Tutu