Paweł Gomulak OMI: Gdy w Pięćdziesiątnicę stoję w drzwiach kościoła…

Czy misje parafialne mają jeszcze sens...

20 maja 2024

W uroczystość Zesłania Ducha Świętego stoję w drzwiach kościoła w Lęborku. Rozpoczynają się misje parafialne. Głoszę je nietypowo z innym współbratem niż zazwyczaj. Z ojcem Januszem głosimy je od kilkunastu lat, znamy się jak łyse konie – na naszej drodze były wspólnoty diecezjalne, oblackie, zakonne – franciszkanie, karmelici… To że jestem z innym współbratem nie powinno stanowić żadnego problemu, plan oblackich misji świętych jest taki sam. Staję w drzwiach kościoła franciszkańskiego i przypominam sobie, jak stałem z ojcem Januszem na Górze św. Anny. Wiem, że te misje będą inne… każda misja parafialna jest inna.

Wysyłał ich po dwóch…

W czasie misji świętej każdy „drobiazg” ma swoje znaczenie. Wciąż doceniam zmysł św. Eugeniusza i doświadczenie wielu wybitnych oblatów-misjonarzy ludowych. Może to niefortunna nazwa, zaczerpnięta z języka francuskiego „missionaire populaire” – bardziej pasowało by: misjonarz powszechny, ale w Polsce przyjęło się inaczej.

Podczas misji parafialnej w Edmonton (Kanada)
Jak głosił misje parafialne św. Eugeniusz?
Kolęda przedmisyjna w Mikołajkach

Po kilkunastu latach głoszenia uczę się jednego – bez pośpiechu. Stoję w drzwiach kościoła i czekam. Ludzie, którzy przychodzą na Mszę niedzielną, spoglądają z ukradka – krzyże, płaszcze, piuska… dwóch misjonarzy. To pierwszy znak, że w parafii coś się dzieje. Tylko dwa razy w życiu – z konieczności – głosiłem misję parafialną w pojedynkę. Nigdy więcej tego błędu bym nie popełnił. Jezus, a za Nim św. Eugeniusz – wysyłał nas przynajmniej po dwóch. Ma to ogromne znaczenie. Inny głos, myśli, sposób przepowiadania. Mam świadomość, że jeśli moja wrażliwość Ewangelii nie przypadnie komuś do gustu, jest jeszcze drugi misjonarz… To troska Kościoła, żeby maksymalnie rzucać ziarno i nie pozwolić, by wydziobały je ptaki ludzkiej oceny i personalnych predyspozycji.

Działanie Ducha

A więc stoję, stoimy… Za chwilę proboszcz wyjdzie w milczeniu do drzwi kościoła i nas przywita, wprowadzi uroczyście do swojej wspólnoty. To wielka odwaga i pokora, oddać na tydzień serca swoich parafian. Tu nie chodzi tylko o wymóg prawa, aby przynajmniej raz na dziesięć lat organizować misje parafialne – taki obowiązek nakłada na duszpasterzy prawo kanoniczne. Jeżdżąc po różnych wspólnotach, dostrzegam troskę proboszczów i współpracowników, aby ten czas był święty. Wiele zależy od nas, ale nie wszystko…

Markowice – pierwszy raz byłem tutaj jako uczeń Niższego Seminarium Duchownego, w 2019 roku wróciłem jako misjonarz na misje święte

Zawsze misje przygotowuje się dużo wcześniej. Rozmowa z proboszczem, poznanie parafii, przygotowanie folderów z programem, plakatów, banerów, nagrań na Facebooka czy stronę parafialną… ale najważniejsza jest modlitwa przed misjami. Pamiętam misję parafialną w jednej z oblackich parafii, gdzie proboszcz zaprosił parafian do postu o chlebie i wodzie w intencji misji oraz adoracji Najświętszego Sakramentu (sam również podjął się tych praktyk). Naprawdę było czuć, że ta misja jest omodlona, działy się tam niezwykłe rzeczy.

Idąc przez kościół, kropimy ludzi wodą święconą. To swoiste przyzywanie Ducha Świętego, nawiązanie do łaski chrztu świętego. Dla obojętnego widza gest bez znaczenia. Ja wtedy się modlę, proszę o Jego wylanie, o ochronę każdego ziarenka Słowa. I o wzrost, bo on nie zależy od nas, ale od Jego działania. Zazwyczaj dopiero pod koniec misji, a niekiedy długo po nich, gdy ludzie piszą, dzwonią, albo się spotykamy, mam okazję być świadkami jak wiele ten czas zmienia.

Walka duchowa

Bogu najbardziej zależy na zbawieniu człowieka. Oblacki układ misji parafialnej zawiera niesamowitą mądrość. W pierwszej części nie spowiadamy. To czas głoszenia Słowa, które jest jak „romphaja” – potężny miecz tracki, którego strasznie bali się Rzymianie. Ostrze tego oręża nie tylko z łatwością przecinało rzymskie pancerze, ale przy wyciąganiu, zadawało kolejne rany. Do tego obrazu nawiązuje autor Listu do Hebrajczyków, mówiąc o Słowie Bożym: „Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (Hbr 4,12). Dla wspólnot Kościołów Azji Mniejszej z Apokalipsy św. Jana miecz wychodzący z ust Chrystusa rodził te same skojarzenia (zob. Ap 1,16).

Na co dzień jesteśmy świadkami niewidzialnej walki o człowieka: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12). Ta walka przybiera szczególnie na sile podczas pierwszego okresu misji. Zachęcamy wtedy ludzi, żeby wytrwali, nie rezygnowali. Niekiedy, gdy słucha się samych uczestników misji, można ze zdumieniem zobaczyć jak przebiegły jest przeciwnik człowieka.

Paweł Gomulak OMI: „Father Stu” – dlaczego warto zobaczyć? [BLOG]

Walka dokonuje się też w nas, o nas – misjonarzy. Moi bardziej doświadczeni współbracia wciąż powtarzali, że najgorzej jest do środy – potem już idzie „z górki”. Pamiętam jedną z pierwszych misji, które głosiłem. W okolicach środy nieporozumienia między nami – misjonarzami urosły do takich rozmiarów, że trzeba było pojechać na jakąś kolację, żeby rozluźnić atmosferę. Z pewnością dlatego głosimy misje w tzw. „teamach”, w których doskonale się znamy i wiele wspólnie przeszliśmy. To daje pewien komfort, że nie damy się poróżnić temu, który jest „dia-bolos” – który „rozrzuca na dwie części”, jest ojcem podziału.

Wyznanie wiary podczas nabożeństwa zakończenia misji (zdj. parafia Wyry)
Instalacja krzyża misyjnego [WIDEO]

Dla mnie osobiście trudny jest dzień przed spowiedzią. Odkąd jestem Misjonarzem Miłosierdzia ten dzień jest jeszcze trudniejszy, a w zasadzie noc przed rozpoczęciem spowiedzi. Zazwyczaj nie mam problemów ze snem, ale właśnie w tę noc przed spowiedzią śnią mi się koszmary (szczegóły zachowam dla siebie). Następnego dnia budzę się jak świeżo wyjęty z pralki. Dzieliłem się kiedyś tym doświadczeniem z moim kierownikiem duchowym. Uśmiechnął się i powiedział: „I co się dziwisz? Przecież następnego dnia masz siąść w konfesjonale. Pomyśl, komu najbardziej zależy, abyś był poirytowany? Tym bardziej musisz być tego świadomy, jak masz taką władzę jako misjonarz miłosierdzia”.

Czas misji to czas walki duchowej o człowieka, o jego szczęście i nawrócenie.

To nie rekolekcje

Rekolekcje mają zupełnie inny cel niż misje parafialne. Misja jest narzędziem nowej ewangelizacji. Tutaj głosi się kerygmat, podstawy – przypomina się rzeczy z pozoru oczywiste. Do tego dochodzą znaki. Od lat robi na mnie wrażenie obrzęd Odnowienia Praw Synaju (tradycja oblacka), kiedy zgromadzeni w kościele podchodzą do księgi Pisma Świętego i w prostym geście odnawiają swoje przymierze z Bogiem. Dłonie, które spoczywają przez sekundę na Biblii, ukazują codzienne życie ludzkie, ale najwięcej mówią twarze… To niesamowite. Zazwyczaj staram się wtedy nie patrzeć bezpośrednio na ludzi, ale spoglądając ukradkiem, jestem świadkiem niesamowitego dialogu, który dokonuje się gdzieś obok mnie – z Tym, który umiłował nas jeszcze, gdy byliśmy grzesznikami (zob. Rz 5,8). Jego miłość jest pierwsza, darmowa, bezwarunkowa… wystarczy na nią odpowiedzieć i jej zaufać.

Apel Misyjny (zdj. parafia Wyry)

Misje budują niesamowitą wspólnotę. Pięknym oblackim zwyczajem są misyjne apele. To również propozycja dla tych, którzy w ciągu dnia naprawdę nie mają okazji uczestniczyć w żadnym nabożeństwie misyjnym. Mogą przyjść wieczorem. Kościół ma wtedy swój specyficzny klimat, w przyciemnionej przestrzeni pali się Paschał – symbol obecności Chrystusa Zmartwychwstałego. Wieczorne spotkania są bardziej luźne, jest czas na wyciszenie, wspólny śpiew, konferencję, modlitwę i… dozę humoru. Przez tydzień to głównie apele budują specyficzną atmosferę misji.

Od ładnych kilku lat razem z ojcem Januszem ostatni apel poświęcamy na pytania. Uczestnicy misji mają okazję je zadać w sposób anonimowy na karteczkach, które przed wieczornym spotkaniem składają w specjalnie przygotowanym miejscu. Na początku obawialiśmy się, czy pytania będą, czego będą dotyczyły. Okazuje się, że jeszcze nigdy pytania nie dotykały tego, czym żyją media. Zawsze dotyczą duchowości, relacji z Panem Bogiem, Pisma Świętego… Pokazują, że w ludziach jest głód głębszej relacji. To jest piękne. Z czasem przestałem się obawiać, że na jakieś pytanie nie będę znał odpowiedzi, bo przecież to Duch Święty ma mówić. I to rzeczywiście się sprawdza.

Odpowiadanie na pytania od wiernych (zdj. parafia Wyry)
Oblackie misje parafialne dziś

Jakość, a nie ilość

Pamiętam jedną z misji, gdzie oczekiwaniem proboszcza było, aby ci, którzy odeszli od Kościoła, do niego wrócili. Wtedy pomyślałem sobie, że lepszy od Jezusa nie będę – przy Jego naukach wielu odchodziło, bo Jego wymagania były zbyt trudne. On nie pociągnął za sobą 100% Izraela. A ja z pewnością nie będę lepszy od Niego.

Misja święta jest czasem dla tych, którzy szukają odpowiedzi, którzy się zagubili, to bez wątpienia – i takie osoby przychodzą, niekiedy po kilkudziesięciu latach bez sakramentów. Często jednak zapominamy, że to ważny czas dla tych, którzy w Kościele są. Genialnym obrazem jest tutaj Wieczernik w dniu Zesłania Ducha Świętego. Zanim Apostołowie wyszli, najpierw musieli z Jezusem być – poznawać Go, Jego marzenia, pragnienia. Dopiero po tym szczególnym tygodniu przychodzi czas, żeby wyjść z Wieczernika. Dla wielu uczestników misji ten czas był przestrzenią słuchania odpowiedzi, aby „być zawsze gotowym do uzasadnienia tej wiary, która w nas jest” (zob. 1P 3,15). Tak jak Apostołowie potrzebowali uderzenia Ducha, aby wyjść ze swoich schematów strachu, wyjść na zewnątrz i głosić – podobnie i dziś Kościół potrzebuje takich momentów, ale najpierw jest słuchanie, doświadczenie Boga.

Paweł Gomulak OMI: Związki mykologii i teologii. Tekst pozornie humorystyczny

Po ludzku patrząc, często zwracamy uwagę na frekwencję. W zeszłym roku mieliśmy misję, gdzie w poniedziałek wieczorem proboszcz niemal siadł z wrażenia – okazało się, że w kościele było więcej ludzi niż na Pasterce. Ale nie zawsze tak jest. Dla niektórych to nie jest odpowiedni czas, a odpowiednią chwilę zna Duch Święty. Trzeba się zdać na Niego, bo nie liczy się ilość, ale jakość. I to znowu nie jest tylko nasze dzieło. My tylko głosimy, modlimy się, jesteśmy z tymi ludźmi.

Przyszłość misji parafialnych

W moim życiu staję przed momentem, w którym po kilkunastu latach głoszenia, odłożę do szafy fariolę (tzw. „płaszcz proroka” używany przez oblatów podczas misji parafialnych). Z pewnością tego czasu nie żałuję. Z każdej misji wracałem strasznie umęczony, ale z ogromną wewnętrzną radością. Z wieloma osobami, które spotkałem na misyjnych szlakach, mam do dziś kontakt. Jeżdżąc po Polsce, mijam coraz więcej miejscowości, w których byłem, głosiłem. W tym miejscu pozwolę sobie na małą anegdotkę. W Kodniu spotkałem misjonarza z ogromnym doświadczeniem. Gdziekolwiek nie jechałem, on puentował to krótko: byłem tam w latach 70., 80. … Pewnego razu wybierałem się na północ Polski. Kiedy dowiedział się, do jakiej miejscowości jadę, zaczął mnie ostrzegać: „Uważaj, przed tą miejscowością jest niebezpieczny przejazd kolejowy”. Pomyślałem sobie: Był tam trzydzieści lat temu. Uśmiechnąłem się pod nosem i pojechałem. Tuż przed wjazdem do miasta zatrzymałem się przy przejeździe i zastanawiałem się, kto wymyślił takie miejsce. Od razu przed oczyma stanął mi ojciec Heniu.

Krzyż misyjny – pamiątka z domu rodzinnego
Lista misjonarzy ludowych Polskiej Prowincji

Na mapie moich podróży jest coraz więcej takich miejsc, co w życiu mojego starszego współbrata-misjonarza. Jaka będzie przyszłość misji parafialnych? To zależy czy i na ile wierzymy w obecność i działanie Ducha Świętego…


Paweł Gomulak OMI – misjonarz ludowy (rekolekcjonista), ustanowiony przez papieża Franciszka Misjonarzem Miłosierdzia. Studiował teologię biblijną na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego, wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Obrze (Wydział Teologiczny Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu). Koordynator Medialny Polskiej Prowincji, odpowiedzialny za kontakt z mediami i wizerunek medialny Zgromadzenia w Polsce. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Pasjonat Słowa Bożego, w przepowiadaniu lubi sięgać do Pisma Świętego i tradycji biblijnej. Należy do wspólnoty zakonnej w Lublińcu.