Obraz błogosławionego Malgasza peregrynuje po diecezji w Polsce, potem trafi na Madagaskar
W parafii w Marianowie (Archidiecezja Szczecińsko-Kamieńska) dokonano poświęcenia wizerunku bł. Lucjana Botovasoy – Malgasza, świeckiego katechety. Obraz pielgrzymuje obecnie po archidiecezji, aby ostatecznie zostać przekazany dla szkoły w Misokitsy na Madagaskarze. Szkoła i kościół, w których posługują polscy misjonarze oblaci, zostały wybudowane jako dar nadmorskiej metropolii z okazji jubileuszu 50-lecia jej istnienia.
Obraz jest darem parafii dla szkoły w Misokitsy na Madagaskarze – wyjaśnia ks. kanonik Paweł Płaczek, Dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych w Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej i dyrektor Wydziału Wychowania miejscowej kurii.
Na pytanie, dlaczego właśnie tego świętego postanowiono przekazać w darze oblackiej szkole na Madagaskarze, ksiądz Płaczek odpowiada: „Odpowiedź jest prosta – był świeckim katechistą, a to nasi katecheci tak mocno są zaangażowani w misje”.
Zobacz także: [Madagaskar: Kościół-dar Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej wybudowany]
Błogosławiony Lucjan Batovasoy to świecki katechista, żyjący na początku XX wieku na Madagaskarze. Mąż i ojciec, rozmiłowany w modlitwie, odznaczający się prawością i poszanowaniem wśród mieszkańców. W trakcie walki niepodległościowej na wyspie, która chciała wyzwolić się z kolonializmu francuskiego, Lucjan stanął w obronie wiary katolickiej i misjonarzy, których przedstawiano jako propagatorów obcej kultury i wrogów aspiracji niepodległościowych Malgaszy. Oddał życie za wiarę 16 kwietnia 1947 roku.
Obraz namalowany został przez dr. hab. Marka Hałabudę – profesora Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu.
Materią czerwieni, która nie tyle była malowana ale powstała w wyniku rozlewania czerwonej farby, jej zasychania w postaci cieknących strug, wysychających plam – próbowałem symbolicznie opowiedzieć o przelanej krwi zamordowanego Błogosławionego Lucien. Tym malarskim znakiem chciałem niejako symbolicznie utrwalić ślady męczeństwa Błogosławionego – zatrzymać je w motywie tkaniny, aby był przypomnieniem o jego tragicznym losie. Ciało Jego po egzekucji nie zaznało spokoju, wrzucone do rzeki. Zieleń na obrzeżach obrazu jest nie tylko kolorystycznym znakiem dopełnienia. Zieleń i czerwień to dwie barwy flagi narodowej Madagaskaru. Życie Błogosławionego Lucien związane jest z okresem budowania tożsamości narodowej Madagaskaru; Ujęciem całej postaci w skali naturalnej próbowałem ukazać realność Błogosławionego Lucien, który swoje krótkie życie przeżył w ten sposób, że może być dla nas osobą realną, ważną i bliską – tłumaczy autor obrazu.
(pg/zdj. P. Płaczek)
Francja: 150-lecie objawień maryjnych w Pontmain. Sanktuarium opiekują się oblaci
Kościół we Francji świętuje w tym roku 150. rocznicę objawień maryjnych w Pontmain. Jest to jedno z pięciu oficjalnie uznanych przez Kościół objawień Matki Bożej w tym kraju. Maryja ukazała się 17 stycznia 1871 r. czworgu dzieciom w ubogiej wiosce Pontmain. Jeden z wizjonerów wstąpił potem do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.

Matka Boża Nadziei
Styczeń roku 1871 r. Wojska pruskie cesarza Wilhelma I Hohenzollerna od paru miesięcy oblegają Paryż Napoleona III. Zwycięska armia 12 stycznia kieruje się w stronę Bretanii na zachodzie kraju i wchodzi do Le Mans. Podchodzi do Laval i 17 stycznia staje u bram miasta. Mieszkańcy chowają swój dobytek, wsłuchują się w dal, oczekując odgłosów armat.
W Pontmain, 30 km od Laval ok. 500 mieszkańców z niepokojem oczekiwało wieści o 38 młodych mieszkańcach, powołanych do armii francuskiej. Przerażenie i obawa ogarniały wszystkich. Zaczynają się szerzyć choroby: tyfus i ospa. „Gdzie jest Bóg w tym wszystkim?” - pytano.
Parę dni wcześniej miejscowy proboszcz, ks. Michał Guérin, intonuje hymn, przypisywany irlandzkiemu świętemu związanemu z Bretanią, Briocusowi (fr. Saint Brieuc) – „Matko nadziei”:
Matko nadziei
Której imię jest tak słodkie
Chroń naszą ojczyznę
I módl się, módl za nami!

Matkę Bożą widziały tylko dzieci
Objawień doznało czworo dzieci: 12-letni Eugeniusz i 10-letni Józef Barbedette oraz Franiszka Richer (11 lat) i Joanna Maria Lebossé (9 lat).
17 stycznia, gdy zapadł zmrok, Eugeniusz spojrzał na stary zegar znajdujący się na wieży kościelnej. Było w pół do siódmej. Jego wzrok skierował się w niebo. Zdziwił się, że w części nieba nie było gwiazd. Nagle nad dachem domu rodziny Guidecoq zobaczył Piękną Panią. Zawołał szybko brata i ojca. Brat widział to samo, co on, ojciec zobaczył jedynie trzy gwiazdy tworzące na niebie trójkąt.

Matka Boża ubrana była w długi, niebieski płaszcz ozdobiony złotymi gwiazdami, czarny welon i złotą koronę. Uśmiechała się bez przerwy. Obok wizjonerów wkrótce zgromadziła się społeczność wioski. Piękną Panią zobaczyły tylko dwie dziewczynki: Franciszka Richer i Joanna Maria Lebossé. Pozostali nie widzieli nic. Proboszcz, ks. Guérin zainicjował wspólną modlitwę. Podczas odmawiania różańca wizerunek Matki Bożej się powiększył.
W trakcie śpiewu Magnificat na niebie zaczęły pokazywać się złote litery. Dzieci czytały:
Proszę, módlcie się, moje dzieci.
Podczas litanii na niebie ukazał się napis:
Bóg szybko wysłucha waszych modlitw. Mój Syn czeka na wasze modlitwy.
Następnie w rękach Matki Bożej pojawił się niewielki czerwony krzyż. Maryja zaczęła się modlić. Jedna z gwiazd ją okalających zapaliła cztery świece wokół Jej postaci. Wszyscy pomyśleli o czterech świecach palonych w kościele za mężczyzn wcielonych do wojska. Zniknął krzyż, a Matka Boża wyciągnęła ręce ku ludziom w dole. U Jej stóp pojawił się biały welon, który powoli się podnosił, aby ją zasłonić. Kiedy modlitwa zgromadzonego tłumu ucichła, postać zniknęła.
Następnego dnia żołnierze pruscy wycofali się z okolic Pontmain. Jedenaście dni później podpisano rozejm w Wersalu. Wszyscy powołani do wojska wrócili cali i zdrowi do wioski.
Natychmiast rozpoczęto proces kanoniczny, który zakończył się stwierdzeniem prawdziwości objawień. Jeden z wizjonerów - Józef Barbedette - wstąpił do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Napisał historię objawień, których doświadczył. Zmarł w Pontmain, 3 listopada 1930 roku.
Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej w Pontmain
Po śmierci księdza Michała Guerina, 29 maja 1872 roku miejscowy biskup powierzył sanktuarium opiece misjonarzy oblatów. Rok później rozpoczęto budowę nowej świątyni. W 1900 roku dokonano konsekracji okazałego kościoła, który pięć lat później papież Pius X podniósł do godności bazyliki mniejszej. 24 lipca 1934 roku nastąpiła koronacja figury Matki Bożej Nadziei.

W 150. rocznicę objawień w Pontmain, Kościół we Francji zainaugurował jubileusz, który potrwa do 16 stycznia przyszłego roku. Przygotowania do tego wydarzenia trwały trzy lata, ale pandemia i związane z nią obostrzenia pokrzyżowały plany organizatorów. Jubileusz miał otworzyć watykański sekretarz stanu kard. Pietro Parolin. Zamiast niego uczynił to nuncjusz apostolski we Francji abp Celestino Migliore. Wstrzymane też zostały pielgrzymki. W uroczystości mogły bowiem uczestniczyć zaledwie 373 osoby.
Rektor sanktuarium w Pontmain, o. Renaud Saliba OMI ma jednak nadzieję, że jubileusz będzie miał ten sam efekt, co objawienia: stanie się zachętą do modlitwy o ustanie aktualnych nieszczęść, a Bóg się zmiłuje i pandemia się zakończy, powalając na normalny przebieg jubileuszu. W jego ramach przewidziano wiele wydarzeń, między innymi wielką pielgrzymkę w uroczystość Wniebowstąpienia, jubileusz dzieci 9 czerwca oraz dzień przebaczenia 12 grudnia.
(pg/KAI)
Białoruś: Prośba o pomoc w budowie kościoła
W stolicy Białorusi, Mińsku misjonarze oblaci Maryi Niepokalanej budują kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła i św. Eugeniusza de Mazenoda. Od grudnia ub.r. w dzielnicy „Zielona Łąka”, po zaledwie roku prac, stanął budynek w surowym stanie z dachem i oknami, co pozwoliło na odprawienie pierwszej pasterki w wigilię Bożego Narodzenia.
Zobacz: [Białoruś: Poświęcenie krzyża i ziemi pod budowę kościoła parafialnego w Mińsku]
Ojciec Piotr Antoni Bielewicz OMI, proboszcz misjonarz odpowiedzialny za budowę kościoła apeluje o darowizny na rzecz ukończenia świątyni. Publikujemy list o. Piotra Antoniego Bielewicza OMI z prośbą o wsparcie budowy świątyni.
Potrzeby rosną w miarę rozwoju
Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej przybyli do stolicy Białorusi Mińska na zaproszenie bp. Antoniego Dziemianko w lipcu 2006 roku. Od razu starano się o zarejestrowanie parafii p.w. św. Apostołów Piotra i Pawła i św. Eugeniusza de Mazenod w dzielnicy „Zielona Łąka” w Mińsku. Władze państwowe zarejestrowały parafię 31 maja 2007 roku, co pozwoliło na rozpoczęcie starań o plac pod budowę kościoła. Po raz pierwszy przydzielono go nam w 2011 roku, którą jednak utracono pięć lat później, chociaż był już przygotowywany projekt pod budowę kościoła na przydzielonym terytorium. W 2017 roku w zamian za utracone miejsce stołeczna Rada Miejska ponownie przydzieliła nowy plac. Miejsce to jest zdecydowanie lepsze od poprzedniego, gdyż w pobliżu przebiegają wszystkie linie instalacji wodnej, kanalizacji, elektryczności, gazu, a także blisko jest do najbliższego przystanku komunikacji miejskiej i w perspektywie 10–15 lat będzie tam przystanek nowej linii metra. Poza tym sam teren jest prawie trzykrotnie większy od poprzedniego, wynosi 0,83 ha i znajduje się na obrzeżu parku, z którego korzysta wielu mieszkańców okolicznych osiedli.
Powierzchniowo parafia należy do największych w Mińsku zajmując prawie jedną ósmą terytorium w granicach dwumilionowego miasta. Samą zaś stolicę zamieszkuje prawie jedna czwarta wszystkich mieszkańców Białorusi. Dzielnica „Zielona Łąka” (Зелёный Луг) – nazwa wywodzi się stąd, że jest to najbardziej zielona, czyli ekologiczna dzielnica miasta), w której posługujemy i dla której buduje się kościół, liczy obecnie ponad 180.000 mieszkańców. W najbliższych 5–10 latach liczba ta ma wzrosnąć dwukrotnie, gdyż już zaczęto budowę nowych wielopiętrowych domów mieszkalnych i z każdym rokiem zwiększa się liczba mieszkańców przybywających z prowincji (dotyczy to szczególnie młodych ludzi).
Otwarci na Ewangelię
Trzeba liczyć, że katolików w Mińsku tak jak w całym kraju jest co najmniej 30 proc. Na terenie parafii żyje ponad 50.000 mieszkańców o korzeniach katolickich. Z nich niewielka część uczęszcza na nabożeństwa i przyznaje się do swojej wiary, wiedząc jedynie, że ich rodzice czy dziadkowie byli wierzącymi katolikami. Są oni otwarci na głoszenie Ewangelii i z radością i dużą nadzieją czekają na „swój” kościół, by zacząć żyć religijnie „w wierze swoich przodków”, jak sami się wyrażają. Mimo, że kaplica Domu Episkopatu Białorusi, w której regularnie tymczasowo posługujemy naszym parafianom, znajduje się w dość niewygodnym miejscu (do najbliższego przystanku komunikacji miejskiej trzeba iść 20 minut), jednak ponad 150 osób regularnie przychodzi w niedzielę i uroczystości na nabożeństwa. Położenie budującego się kościoła jest nieporównywalnie dogodniejsze, dlatego spodziewamy się, że po jego wybudowaniu liczba ta bardzo wzrośnie, co obserwuje się w innych dzielnicach miasta, gdzie powstały już nowe kościoły.
Kościół jest jednonawowy i ma 25 metrów długości, 12 metrów szerokości i 10 metrów wysokości. Całość podpiwniczenia, w którym są przewidziane dwie salki dla zajęć z dziećmi i młodzieżą oraz kilka pomieszczeń przeznaczonych do pomocy socjalnej ludziom starszym i rodzinom wielodzietnym, ma wysokość 2,8 metra. Wiele prac zostało już przeprowadzonych. 5 grudnia 2019 roku faktycznie rozpoczęto prace budowlane, robiąc pierwszy wykop pod fundament. Po zaledwie roku prac stanął budynek w surowym stanie z dachem i oknami, co pozwoliło nam na odprawienie pierwszej uroczystej Mszy św. w budującym się kościele Pasterki w wigilię Bożego Narodzenia, na którą przybyło ponad 130 osób. To bardzo dużo biorąc pod uwagę fakt, że to Msza św. o północy w kościele nieogrzewanym, w surowym stanie, w czasie pandemii, w polowych warunkach.
Wiele przeszkód, wiele Bożej pomocy
Wiele wydarzeń nie sprzyja budowie, m.in. pandemia koronawirusa, napięta sytuacja społeczna i polityczna w kraju, zubożenie ludności itp. Jednak z Bożą pomocą, przy niemałym wysiłku osobistym i dobrym nastawieniu firmy budowlanej, mogliśmy budować bez większych przestojów.
Obecnie zakończyło się finansowanie i zostaliśmy zmuszeni do zrobienia trzymiesięcznej przerwy w budowie, do końca lutego 2021 roku. Po trzech miesiącach, czyli 1 marca 2021 roku, musimy na nowo zacząć budowę, bo przepadnie nam cała dokumentacja i proces wznowienia wszystkiego może okazać się bardzo długi, nawet do 3–5 lat, co w skutkach dla budynku kościoła może być bardzo niekorzystne.
Dlatego zwracamy się o pomoc finansową, aby nie przerywać procesu budowy. Nie ma drzwi, nie ma końcówki wieży z krzyżem, nie ma tynków, nie ma płytek na podłogach. Nie podłączono elektryczności i gazu, dlatego nie można zająć się instalowaniem ogrzewania. Nie dokończono też podłączenia wody i kanalizacji. Nie ma uporządkowanego terenu i ogrodzenia. Wszystko jest w stanie surowym i czeka na wykończenie.
Bardzo pragniemy w Roku św. Józefa, który obecnie przeżywamy w Kościele powszechnym, zakończyć naszą budowę i poświęcić nową świątynię w stolicy Białorusi. Ciągle jesteśmy bardzo wdzięczni św. Józefowi za opiekę i pomoc, dzięki której w ciągu jednego roku wyrosła nam świątynia. Dziękujemy wszystkim modlącym się za nas i wspierającym nas materialnie, bez pomocy duchowej i materialnej nie bylibyśmy w stanie nic zrobić. Nasi parafianie, których na razie nie ma za wielu, wspierają budowę jak mogą, składają ofiary i modlą się nieustannie, bo wiedzą, że jest ich za mało, by dać odpowiednio duże datki materialne na budownictwo kościoła.
Ojciec Piotr Antoni Bielewicz OMI, proboszcz-misjonarz odpowiedzialny za budowę kościoła św. Apostołów Piotra i Pawła i św. Eugeniusza de Mazenoda w Mińsku.
Mińsk, 18 stycznia 2021 roku
Wesprzeć budowę można wpłacając na konto w polskim banku, którego rachunek podajemy poniżej.
Bóg zapłać!
Nazwa rachunku bankowego:
Prowincja Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej
Misja Białoruś
ul. Ostatnia 14; 60-102 Poznań
PEKAO SA; Nr konta: 19 1240 1763 1111 0000 1813 3905 /PL/
PEKAO SA; Nr konta: 24 1240 1763 1978 0000 1813 3921 /EUR/
Swift: PKOP PL PW
(KAI)
Gdańsk: "Święty Józef - opiekun Kościoła świętego" - comiesięczne obchody już jutro
Z okazji nadzwyczajnego Roku św. Józefa Misjonarze Oblaci MN z Gdańska zapraszają na comiesięczne spotkania u św. Józefa w stolicy Trójmiasta. Wtorkowe spotkanie poświęcone będzie tematowi: "Święty Józef... opiekun Kościoła świętego", konferencję wygłosi ks. Andrzej Wiecki – moderator Szkoły Liderów i Animatorów Archidiecezji Gdańskiej. U oblatów w Gdańsku odbędzie się zawierzenie św. Józefowi wspólnot charyzmatycznych archidiecezji.
Ze względu na ograniczenia pandemiczne, obowiązuje ograniczenie uczestników w kościele. W spotkaniu można uczestniczyć również on-line: KLIKNIJ
Podczas wtorkowego spotkania, wyjątkowo konferencja będzie miała miejsce o godzinie 19.00, po niej nastąpi modlitwa uwielbienia.
(pg)
85 lat temu misjonarze oblaci przybyli na Święty Krzyż
Gdy staż więzienna zatrąbiła hejnał południowy o godz. 12.00, o. Jan Kulawy wkraczał w progi klasztoru. 17 stycznia odprawił pierwszą Mszę świętą na Świętym Krzyżu w asyście księdza Piotrowicza – zanotował kronikarz klasztorny.
Był 16 stycznia 1936 roku. Mija 85. rocznica przybycia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Święty Krzyż.
Jak oblaci trafili na Święty Krzyż?
W marcu 1932 r. dwóch oblatów, o. Jan Kulawy OMI i o. Paweł Grzesiak OMI, w pobliskim Wąchocku prowadzili misję parafialną. Tam właśnie, podczas tej misjonarskiej posługi, ks. prałat Świetlicki, proboszcz z parafii Wierzbnik, podsunął myśl, aby Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej przejęli klasztor i sanktuarium na Świętym Krzyżu. Kilka miesięcy później, kiedy ci sami oblaci głosili misję w parafii ks. Świetlickiego, ponownie usłyszeli zachętę do przejęcia klasztoru na Świętym Krzyżu i objęcia w nim posługi.
Reakcja oblatów na stan pobenedyktyńskiego klasztoru…
Dla o. Jana Kulawego OMI miejsce to wydawało się bardzo pożyteczne chociażby ze względu na kleryków naszej prowincji, jako miejsce do spędzania wakacji. Krajobraz, góry, otoczenie i fakt, że w tej części Polski oblaci nie mieli żadnej placówki, sprawiły, że ojciec Kulawy napisał list do ówczesnego prowincjała. Oblaci tworzący wówczas skład rady prowincjalnej, wysunęli pewne wątpliwości związane z istnieniem na Świętym Krzyżu więzienia, które wówczas określano mianem „polskiego Sachalina”.
Trzy lata później, w 1935 r., ks. prałat Antoni Kasprzycki, administrator diecezji sandomierskiej, oficjalnie przedstawił prośbę o przejęcie Świętego Krzyża przez oblatów. Mimo upływu czasów wśród oblatów żyły ciągle wątpliwości: obecność więzienia, zrujnowane zabudowania klasztorne, duża odległość do komunikacji. Jednak list ks. Antoniego Kasprzyckiego i starania o. Jana Kulawego OMI sprawiły, że ojciec generał z radą generalną wyraził zgodę, aby oblaci z Polski przejęli Święty Krzyż. Tak przedstawiają się fakty, związane z pojawieniem się misjonarzy Niepokalanej na Łyścu.
Ten, który ukochał Święty Krzyż…
Spośród oblatów w Polsce na pierwszego przełożonego na Świętym Krzyżu wybrano o. Jana Kulawego OMI. To bardzo znaczące i ważne, bowiem to właśnie on jako pierwszy z oblatów zauroczył się i umiłował świętokrzyskie sanktuarium. Do chwili aresztowania go przez Gestapo, trwał dzielnie, posługując na Świętym Krzyżu. Był zakonnikiem który spalał się dla Boga, służąc wspólnocie Kościoła. Niestrudzony i pełen samozaparcia, oddawał się posłudze misjonarza ludowego, głosząc misje i rekolekcje parafialne. Był człowiekiem wielkiego pokroju, niespożytej pracowitości, surowy dla samego siebie, o wielkim i dobrym sercu dla innych. Zginął jako męczennik w obozie Konzentrationslager Auschwitz-Birkenau.
Święty Krzyż dziś…
Dziś Święty Krzyż to duchowa stolica regionu świętokrzyskiego. Niegdyś, przez wiele wieków, jako świadek świetności polskiego narodu, ostoja polskości i wiary, mądrości i ogromnego zaangażowania – zasłynął jako sanktuarium narodowe. W tym miejscu nie można zapomnieć o wielu pokoleniach ojców benedyktynów, którzy posługiwali na tej górze jako kustosze czcigodnej Relikwii i duszpasterze pielgrzymów aż do czasu kasaty opactwa. Święty Krzyż nadal jest miejscem, w którym wielu ludzi poszukuje wartości, tożsamości i sił dla życia duchowego, wychowania chrześcijańskiego oraz patriotycznego nowych pokoleń Polaków. Od 2017 r. decyzją Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej – Andrzeja Dudy, Święty Krzyż został wpisany na listę Pomników Historii, na której znajdują się takie miejsca jak: Kraków – historyczny zespół miasta z Wawelem, Częstochowa – Jasna Góra, Malbork – zespół zamku krzyżackiego, Sandomierz – historyczny zespół architektoniczno-krajobrazowy, Kielce – dawny pałac biskupów z katedrą, Gniezno – archikatedra i wiele innym miejsc.
(OMI Święty Krzyż)
A. Kotlarski OMI: Ekologiczno-teologiczne refleksje młodego dogmatyka nad bocianim gniazdem
Ostatnie święta Bożego Narodzenia po wielu latach mogłem spędzić, posługując duszpastersko w rodzinnej parafii w Kębłowie (archidiecezja poznańska). Z niemałym trudem uczestniczyłem wtedy w zdalnych wykładach z teologii dogmatycznej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a trudności były natury czysto technicznej – słaba prędkość Internetu. Próbując zaradzić problemowi, postawiłem w ogrodzie rodzinnego domu „maszt 5G”. Jest nim słup z platformą na bocianie gniazdo. I chociaż nie sprawi on, że Internet w Kębłowie będzie osiągał zawrotne prędkości, to z całą pewnością połączy ten malowniczy zakątek Wielkopolski z wieloma misyjnymi krajami Afryki i Bliskiego Wschodu, gdzie rokrocznie docierają polskie bociany. Jestem przekonany, że to bocianie gniazdo stanie się radosnym pomostem łączącym w sobie elementy polskiej tradycji, kultury i wiary. Daj Boże, żeby dzieci, które bociany w przyszłości „przyniosą” do Kębłowa, potrafiły kochać nasze narodowe dziedzictwo.
W moich skojarzeniach jest to najbardziej polski ptak. Może nie tak szlachetny jak bielik, ale za to bardziej misyjny.
Osiedlenie bocianów w rodzinnym gospodarstwie od dawna było moim marzeniem. W moich skojarzeniach jest to najbardziej polski ptak. Może nie tak szlachetny jak bielik, ale za to bardziej misyjny. Bocian biały niewątpliwie przypomina polskim misjonarzom o ojczyźnie, bo dociera przecież do wielu misyjnych zakątków. Dedykuję całe to przedsięwzięcie szczególnie polskim oblatom na misjach. Być może w wielu misjonarskich sercach widok bociana wzbudza tęsknotę podobną do tej, jaką wyraził Cyprian Kamil Norwid. Wiersz „Moja piosnka [II]” pozostaje jedną z najpiękniejszych modlitw poety:
„Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
Bo wszystkim służą…
Tęskno mi, Panie…”.
Podobnie zresztą modli się Juliusz Słowacki, który wyznaje w „Hymnie o zachodzie słońca na morzu”:
„Widziałem lotne w powietrzu bociany
Długim szeregiem.
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze,
Smutno mi, Boże!”
Wreszcie i sam Mickiewicz w „Panu Tadeuszu” z niemniejszym zachwytem pisze:
„Bo już bocian przyleciał do rodzinnej sosny
I rozpiął skrzydła białe, wczesny sztandar wiosny”.
Zresztą i sama ekranizacja tej narodowej epopei przedstawia bociany w wyjątkowych kadrach. Bodajże najpiękniejszy z nich dotyczy pamiętnej wiosny 1812 roku, kiedy wojska napoleońsko-polskie szły na Moskwę. W reżyserskich ujęciach Andrzej Wajda zadbał, aby pośród barwnych oddziałów piechurów i kawalerii wielokrotnie pojawiły się bociany, czym spotęgowana została polskość całej sceny. Moim zdaniem trochę inspiracji w bocianach niewątpliwie znaleźć musiał i sam Wojciech Kilar, bo skomponowana przez niego do „Pana Tadeusza” muzyka, zawiera w sobie nieco bocianiej nuty i perspektywy.
W świątecznej przerwie od zajęć na uczelni miałem wreszcie czas, aby przedsięwziąć konkretne kroki w celu realizacji tego nietypowego marzenia. Zapoznałem się z fachową literaturą na temat „boćków”, przeprowadziłem mały rekonesans w terenie, poprosiłem o porady ludzi, którzy mają u siebie bocianie gniazda. I przystąpiłem do dzieła. Nie sam, cała akcja odbiła się pozytywnie na rodzinie i sąsiadach. To właśnie przy ich pomocy, zaledwie w dwa dni, udało się doprowadzić całą sprawę do szczęśliwego finału. Wyrazy podziękowania i uznania kieruję do mojego brata, szwagrów, siostrzeńców i sąsiada – p. Andrzeja Rogozińskiego, który z wielkim entuzjazmem i zaangażowaniem podszedł do pomysłu. Ten były i wieloletni burmistrz Wolsztyna a także dobry przyjaciel oblackiego seminarium w Obrze, postanowił, że będzie następnym, który podejmie kroki w celu budowy bocianiego siedliska w swoim ogrodzie i wierzę, że słowa dotrzyma.
Nikt z nas w swoim sercu nie rośnie prosto, każdy do czegoś się nagina, nachyla, ku czemuś dąży. Śmierć zetnie nas niczym drzewo i każdy poleci w tę stronę, w którą w ciągu życia się naginał. Ci, którzy nachylali się do Boga, wpadną w rozpięte ramiona Jezusa Chrystusa.
Proces montażu bocianiego gniazda był złożony i przebiegał w kilku etapach. Pierwszą, najważniejszą rzeczą było wycięcie sosny w naszym rodzinnym lesie. Drzewo to posłużyć miało za słup dla gniazda. W tym miejscu na myśl przychodzi mi teologiczna refleksja zaczerpnięta od ks. Pawlukiewicza. Otóż mówi on, że śmierć będzie ścinaniem drzew. Nikt z nas w swoim sercu nie rośnie prosto, każdy do czegoś się nagina, nachyla, ku czemuś dąży. Śmierć zetnie nas niczym drzewo i każdy poleci w tę stronę, w którą w ciągu życia się naginał. Ci, którzy nachylali się do Boga, wpadną w rozpięte ramiona Jezusa Chrystusa. Specjaliści od nienawiści i zadawania cierpienia innym, wpadną w śmierdzącą satysfakcję, że są „kimś” i pozostaną „kimś” na całą wieczność. Jednak będą „kimś” pisanym przez małe „k”. Ta myśl towarzyszyła mi podczas pobytu w lesie, kiedy z bratem szukaliśmy odpowiednio długiego i prostego drzewa. W tym czasie narodziła się jeszcze jedna refleksja, mianowicie w lesie nie ma prostych drzew, nawet te na pozór idealne, kiedy spojrzy się na nie z bliska, też są w którąś stronę pochylone. Ku czemuś się wygięły. Po podcięciu piłą polecą dokładnie w tę stronę, w którą naginały się przez całe życie. Tak też było i z naszą sosną. Wielki trzask upadku i leży dokładnie tam, gdzie się nachylała przez całe dziesięciolecia. Oczywiście można też drzewo naciągać czy ukierunkowywać w inną stronę, żeby upadło nie tam, gdzie wiedzie je naturalna siła ciążenia, ale właśnie gdzie chcemy my. Trochę bardziej pozytywna z tego i już moja, dorobiona naprędce, teologia. Bo przecież jest szansa, że i człowieka przy śmierci ktoś z bliskich albo KTOŚ z góry „popchnie” we właściwym kierunku. Pewności nie ma, dlatego też każdy powinien zadbać o to, żeby pochylić się we właściwym kierunku i „naginać się” w ciągu życia ku temu, co prawdziwe, dobre, piękne i co ostatecznie nazwać można Bożym.
Konstrukcję dla gniazda zespawał zaprzyjaźniony kębłowski ślusarz – Mieczysław Grelak. Wykonał ją z materiału, który dziwnym zrządzeniem losu nie trafił jeszcze na złomowisko. A była nim stara niemiecka brona, która kiedyś, ciągnięta przez konie, przygotowywała nasze rodzinne pola pod zasiew zboża. Została wspawana w wielką stalową obręcz dawnego drewnianego koła powozu. I ta obręcz też jest wymownym znakiem lokalnej ziemi, bo kiedyś toczyła się po drogach wolsztyńskiego powiatu. Teraz, zarówno brona, jak i obręcz koła, będąc na „zasłużonej emeryturze”, nigdzie już nie pojadą, ale pozostaną w jednym miejscu, zawieszone wysoko nad ziemią, której nieświadomie, ale wytrwale służyły od ponad stu lat. Co więcej, będzie je łączyć z tą ojcowizną wyrosła w naszych rodzinnych „górkach” sosna. Zastanawiałem się, czy mój pradziadek Walenty Kotlarski, który sadził to drzewo przed stu laty i posługiwał się w gospodarstwie wspomnianą broną, czy też jeździł powozem z wyżej wymienioną obręczą na kole, mógł sobie wyobrazić lepszy finał tych rzeczy?! Z całą pewnością uśmiecha się z nieba, że jego prawnuk, Misjonarz Oblat Maryi Niepokalanej, wpadł na taki pomysł. Na koniec całość przykręcona została śrubami do wielkiego betonowego postumentu, który kiedyś podtrzymywał słup telefoniczny. Tym samym ten wspornik na nowo służy łączności, zarówno Polski z Afryką, jak i tradycji ze współczesnością.
Pozostaje nam tylko wyczekiwać szczęśliwego powrotu zwiastunów wiosny do Wielkopolski i osiedlenia się ich nad północnym kanałem Obry. Niewątpliwie będzie im tutaj dobrze, a życzliwości, uśmiechu i wielkiej radości ludzi na ich widok im nie zabraknie. Przecież są jak najbardziej nasze i w dodatku jeszcze bardzo kojarzą się z Polską. Parafrazując Norwida można powiedzieć, że zasługą jest dużą troszczyć się o gniazdo bocianie, bo wszystkim służą. Jeśli dobry Bóg pozwoli, to od tej wiosny i przez całe długie lata będą służyć ludziom w Kębłowie i sprawiać, że częściej oderwiemy wzrok od ziemi, żeby podnieść go w kierunku nieba, po którym będą latać.
Adrian Kotlarski OMI – ur. 1990, pierwsze śluby zakonne złożył 8 września 2010 roku, a święcenia prezbiteratu przyjął w Obrze – 26 maja 2018 roku. Po posłudze duszpasterskiej we Wrocławiu został skierowany na studia specjalistyczne z zakresu dogmatyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Mieszka w domu zakonnym w Lublinie.
(ak/zdj. A. Kotlarski OMI, M. Rogozińska, A. Rogoziński)
Święty Krzyż: Uczestnicy nieszporów kolędowych otrzymali karawaki potarte o relikwie Drzewa Krzyża Świętego
Czas pandemii na wielu płaszczyznach wprowadza ograniczenia, którym wszyscy podlegamy. Ta rzeczywistość wpłynęła również na wymiar i wygląd tegorocznych odwiedzin duszpasterskich. Z racji tego, że w diecezji sandomierskiej, z powodu wprowadzonych obostrzeń, zostały odwołane tradycyjne odwiedziny duszpasterskie, oblaci postanowili zaprosić mieszkańców Huty Szklanej do świętokrzyskiej bazyliki na uroczyste nieszpory kolędowe.
O godzinie 15.00, w bazylice na Świętym Krzyżu, rozpoczęła się uroczysta modlitwa z Liturgii Godzin – nieszpory, którym przewodniczył o. Krzysztof Czepirski OMI, rektor kościoła papieskiego. W modlitwie wziął udział cały konwent zakonników wraz z nowicjuszami. Na modlitwę przybyli także przedstawiciele rodzin, zamieszkujących Hutę Szklaną.
Rektor, w nawiązaniu do historii związanej z odwiedzinami duszpasterskimi, nakreślił podstawowy cel tej długoletniej tradycji w Kościele. Podstawowym celem kolędy jest modlitwa duszpasterza wraz z parafianami w ich domach, poświęcenie domu oraz błogosławieństwo dla rodziny na cały rok. Mówił także o znaczeniu krzyża, szczególnie tego, którego kształt przybrały od wielu wieków przechowywane w sanktuarium Relikwie Krzyża Pana Jezusa. Ten rodzaj krzyża nazywany jest w Kościele karawaką, krzyżem morowym albo krzyżem św. Zachariasza. Używany był w Kościele katolickim jako ochrona przed zarazą, morowym powietrzem czy epidemiami. Ma formę krzyża o dwóch belkach poziomych (tzw. krzyża patriarchalnego), z których górna jest zwykle krótsza od dolnej. Najpopularniejszy krzyż w formie karawaki związany jest z hiszpańskim miastem Caravaca, w którym znajdował się otaczany kultem pektorał z relikwiami Krzyża Świętego. Relikwia przybyła do Hiszpanii w 1229 r. podczas VI wyprawy krzyżowej. Chroniła ona miasto przed wszelkim klęskami. Do celu kultu prywatnego repliki krzyża wykonywano z różnych materiałów: metali, w tym szlachetnych, a także z drewna. Ubożsi zadowalali się karawakami odbitymi na papierze. Te niewielkich rozmiarów, przybierające niekiedy formę medalika przedmioty, noszono przy sobie, na przykład zawieszając na szyi. Duże krzyże stawiano na skraju wiosek czy miast, by strzegły ich mieszkańców przed chorobami i nieszczęśliwymi wypadkami.
W tym kontekście, pod koniec modlitwy, do bazyliki został uroczyście wprowadzony przez o. Jacka Leśniarka OMI, relikwiarz z Drzewem Krzyża. Dziś relikwie były wystawione w najstarszym i najbardziej znanym relikwiarzu, który używany jest w wyjątkowych okolicznościach.
Ojciec Krzysztof pobłogosławił specjalnie wykonane na dzisiejszą okoliczność krzyże. Zostały wykonane na wzór krzyża-karawaki. Z każdej rodziny, jeden przedstawiciel domu, podchodził do ołtarza, brał krzyż przygotowany dla rodziny, dotykał nim relikwii Drzewa Krzyża. Po tym wymownym geście powracał do ławki na dalszą modlitwę.
Na zakończenie nabożeństwa wszystkim zgromadzonym zostało udzielone błogosławieństwo świętą relikwią.
(mt/OMI Święty Krzyż)
Sandra Prather HOMI: "Kiedy 17 maja 1996 przyjechałem do Aix... miał się rozpocząć kongres". Po co oblatom świeccy współpracownicy?
Kiedy 17 maja 1996 przyjechałem do Aix, skończyła się wiosna i prawie nadeszło lato. Ciepłe temperatury były mile widziane, ponieważ zostawiłem chłodną kanadyjską wiosnę. Ogromne drzewa otaczające Cours Mirabeau były pełne liści, a piękny zielony baldachim zachęcał do pozostania w cieniu. Wzdłuż bulwaru znajdowały się chodnikowe kawiarnie i chciałem tylko chwilę odpocząć, popijać cafe latte i cieszyć się bogatą paradą przechodniów. Nie wiedziałem, że moje następne cztery dni nie pozwolą na żadną z tych rzeczy: miał się rozpocząć kongres w Aix 18-21 maja 1996, intensywny, wymagający, radosny - wspomina Sandra Prather - honorowa oblatka z Kanady.

Sandra z mężem Bobem mieszkają w Sherwood Park (Kanada). Do świeckiej rodziny mazenodowskiej dołączyła w połowie lat 80-tych. Przez ponad 20 lat pomagała oblatom prowadzić ośrodek rekolekcyjny "Gwiazda Północy". Małżeństwo wychowało czwórkę dzieci, cieszy się dziesięciorgiem wnucząt. Nadal wzrastają w duchowości św. Eugeniusza.
Zanim święty Eugeniusz de Mazenod zgromadził pierwszych Misjonarzy Prowansji 25 stycznia 1816 r., współpracował ze świeckimi w posłudze więźniom, w pracy z młodzieżą i w dziełach charytatywnych. Jak wiemy, od samego początku swojej posługi św. Eugeniusz przeżywał szczególną bliskość ubogich i świeckich, którzy współpracowali w jego dziełach apostolskich. Panowało głębokie poczucie szacunku dla różnorodnych darów, które świeccy wnosili do różnych posług i uważał ich za prawdziwych współpracowników w misji - napisał w odnowionym Dyrektorium Stowarzyszeń Oblackich o. Louis Lougen OMI, superior generalny.

Misjonarze oblaci nie posiadają tzw. trzeciego zakonu, podobnie jak inne rodziny zakonne czy zakony, być może dlatego, że w różnych regionach naszego Zgromadzenia działalność i charakter stowarzyszonych z nami ludzi świeckich przybierają różnorodny charakter.
Sytuacja organizacji Stowarzyszeń Świeckich w zgromadzeniu oblackim jest złożona, ponieważ w niektórych jurysdykcjach istnieją różne grupy współpracowników świeckich, jak np.: Stowarzyszenie Misyjne Maryi Niepokalanej (MAMI), Stowarzyszeni oblaci, Współpracownicy oblatów, Partnerzy oblatów, Stowarzyszeni świeccy, Przyjaciele św. Eugeniusza, Rodzina mazenodiańska, itd. W niektórych miejscach są to sekcje grup młodzieżowych. W niektórych częściach Zgromadzenia stowarzyszenia te nakładają się na siebie i nie mają tych samych celów - wyjaśnia superior generalny.
Dlatego potrzebne są spotkania, które wpisują ich posługę w duszpasterstwo oblackie. Pomagają one szukać dróg współdziałania dla "głoszenia Ewangelii najuboższym". Niewątpliwie, w wielu wypadkach, to właśnie laikat ma większe możliwości dotarcia z Dobrą Nowiną do bliskich sobie ludzi - przede wszystkim dlatego, że wśród nich żyją, spotykają się z nimi. W środowiskach zlaicyzowanych, gdzie habit, sutanna czy krzyż początkowo budzą mieszane uczucia, to właśnie obecność ludzi świeckich może otworzyć serca na przyjęcie Ewangelii.
Kierujemy się mottem: „Oblaci zawsze blisko ludzi!” Co to za bliskość? Bycie blisko ludzi jest dobre, ale wezwanie Kapituły Generalnej wzywa nas do bycia blisko ludzi, aby oblaci mogli pełnić misję z ludźmi, umacniać ich i wzrastać wraz z nimi w świętości oraz dawać świadectwo o Królestwie Jezusa - wyjaśnia o. Peter Stoll OMI, radny generalny na Region Azji i Oceanii, odpowiedzialny z ramienia zarządu centralnego za organizację II kongresu dla świeckich.

Ta wrażliwość nie jest w Kościele nowością. Mówi o niej papież Franciszek w jednym z listów, skierowanych do osób konsekrowanych:
Wokół każdej rodziny zakonnej, każdego Stowarzyszenia Życia Apostolskiego i każdego Instytutu Świeckiego istnieje większa rodzina, „rodzina charyzmatyczna”, która obejmuje wiele Instytutów, które identyfikują się z tym samym charyzmatem, a zwłaszcza świeckich wiernych, którzy czują się powołani, właśnie jako osoby świeckie, do udziału w tej samej rzeczywistości charyzmatycznej.
Pierwszy międzynarodowy kongres stowarzyszonych świeckich odbył się w Aix-en-Provence w dniach 18-21 maja 1996 r. Wzięło w nim udział 32 świeckich i 11 oblatów. Świeccy pochodzili z 13 krajów, reprezentujących każdy z regionów oblackich: 11 z Europy, 8 z Kanady, 5 ze Stanów Zjednoczonych, 4 z Ameryki Łacińskiej, 2 z Azji i Oceanii i 2 z Afryki-Madagaskaru. Na zakończenie kongresu zredagowano dokument: „Rozpaleni dla Chrystusa, Kościoła i Misji”.

Jakie są cele nadchodzącego kongresu?
Zwołanie kongresu zaproponowała 36. Kapituła Ganeralna, datę spotkania wyznaczono podczas Spotkania Międzykapitulnego w Obrze w 2019 roku. Cele kongresu ujęto w kilku punktach:
- rewizja i rozwinięcie wspaniałego duchowego doświadczenia oblackiego kongresu stowarzyszonych świeckich z Aix-en-Provence w 1996 roku, szczególnie tematów zawartych w dokumencie „Rozpaleni dla Chrystusa, Kościoła i Misji”.
- pogłębienie niektórych kwestii (uchwycenie ducha i entuzjazmu), które pojawiły się podczas kongresu dotyczącego charyzmatu oblackiego w 2015 roku.
- wzmocnienie i pogłębienie tożsamości oblackich stowarzyszeń świeckich.
- zachęcanie młodzieży do stawania się ważną częścią rodziny oblackiej.
- pielęgnowanie naszych bliskich związków ze świeckimi we wszystkich naszych posługach.
- szerzenie i pogłębianie charyzmatu oblackiego wśród świeckich, którzy uczestniczą w naszej posłudze.
- dzielenie się na szczeblu lokalnym, regionalnym i na poziomie Zgromadzenia głębią i różnorodnością sposobów łączenia się jako wielka rodzina, złączona przez charyzmat św. Eugeniusza de Mazenoda.
- aby sami oblaci byli świadomi i postrzegali rodzinę oblacką jako prawdziwą rodzinę i partnerów w misji, a nie tylko odbiorców lub pomniejszych uczestników w całej misji oblackiej.
W związku ze zbliżającym się II kongresem światowym, uruchomiono platformę wymiany informacji dla świeckich stowarzyszonych z oblatami: KLKINIJ
Moja podróż do miejsca narodzin oblatów i historycznej pracy kongresu zaczęła się jednak naprawdę kilka miesięcy wcześniej. Jej genezą był prosty telefon i głos prowincjała w moim uchu: „Czy chciałbyś pojechać do Francji w maju?” Moje serce podskoczyło, zanim zdążyłem udzielić zadyszanej, ale entuzjastycznej odpowiedzi: „Tak, oczywiście!” Potem nastąpiły wyjaśnienia i dyskusje. Skonsultowałam się z rodziną, dostosowałam harmonogram pracy i zarezerwowałam bilety lotnicze - wspomina Sandra Prather, honorowa oblatka z Kanady - Kiedy zostałem delegowana, rozpoczęła się korespondencja rzymska. Jak się przekonałam, oblacka machina do takich wydarzeń jest dobrze naoliwiona, a zarząd generalny dobrze wie, co robi. Otrzymałem wiele oblackich tekstów i dokumentów do przeczytania jako tło, kilka kwestionariuszy do wypełnienia i odesłania, a także programy i plany podróży, które miały pomóc w planowaniu. W swojej mądrości komitet organizacyjny chciał dużo wiedzieć! „Jaki był mój związek z charyzmatem oblackim? Co myślę o niedawnych tekstach oblackich o współpracownikach świeckich? Jakie były moje oczekiwania wobec kongresu?” Zapytali również o opis tożsamości „świeckich współpracowników”. „Uff ” - pomyślałem, usiłując odpowiedzieć. Ledwo słyszałam o „świeckich współpracownikach!" Przeprowadziłam również, prawdopodobnie na ich prośbę, ankietę wśród oblatów w mojej prowincji na temat ich zaangażowania w pracy z osobami świeckimi. Niezłe rzeczy dla początkującego, pomyślałam. Nie przypuszczałam, że skumulowane odpowiedzi uczestników, mają stać się punktem wyjścia i materiałem do dyskusji na kongresie.
Tak było 25 lat temu... Co się zmieniło i jaki kształt przyjmie współpraca ze świeckimi, którzy żyją charyzmatem oblackim na co dzień? Zobaczymy w lipcu...
Idąc ścieżką wspomnień i wracając do pierwszego Międzynarodowego Kongresu Stowarzyszonych Świeckich - kontynuuje Sandra Prather HOMI - przypomina mi się jedna z moich ulubionych kreskówek. Przedstawia koczowniczą czteroosobową rodzinę, wędrującą po pustynnych piaskach na wielbłądach, w gorącym słońcu. Podpis pod rysunkiem jest odpowiedzią ojca:
Przestań pytać, czy już dotarliśmy do celu! Na litość boską, jesteśmy nomadami!
Kościół jest ludem w drodze... Honorowa oblatka podkreśla, że z zaleceń Kapituły Generalnej wypływa mądrość eklezjologiczna dokumentów Soboru Watykańskiego II. Idziemy zatem razem z Kościołem jako "lud oblacki".
(pg)