Uroczystość św. Eugeniusza na Syberii [WIDEO]

Uroczystość sw. Eugeniusza

Opublikowany przez wierszyna.pl Poniedziałek, 20 maja 2024

Tak wyglądała kanonizacja Eugeniusza de Mazenoda [GALERIA]

Jest 3 grudnia 1995 roku, o godzinie 10.00 w bazylice św. Piotra rozpoczyna się uroczysta liturgia. Świątynia wypełniona jest wiernymi z różnych zakątków świata. Niedaleko konfesji św. Piotra zasiadają delegacje z kilku państw – Francję reprezentuje Herve de Charette – minister spraw zagranicznych. W loży honorowej zasiada 400 osobowa delegacja rodu de Mazenodów. Rozpoczyna się procesja wejścia, za krzyżem postępuje służba liturgiczna, a za nią koncelebransi – kardynałowie, przeszło 100 biskupów i arcybiskupów. Ojciec Święty Jan Paweł II błogosławi, mija oblatów-kapłanów, którzy zajęli wcześniej miejsca dla nich przeznaczone. Ze względu na tłumy, które przybyło do Rzymu, część spośród wiernych nie zmieściła się w potężnej bazylice. Szacuje się, że na uroczystości przyjechało przeszło 15000 pielgrzymów.

Droga Eugeniusza na ołtarze krok po kroku…

Prośbę o kanonizację odczytuje kardynał Bernardin Gantin – prefekt Kongregacji ds. Biskupów i dziekan Kolegium Kardynałów. Następuje śpiew litanii do Wszystkich Świętych, po nim Jan Paweł II ogłasza błogosławionego Karola Józefa Eugeniusza de Mazenoda świętym. Rozlegają się brawa. Do ołtarza podchodzi Meksykanin, Hernandez Serrano – uzdrowiony za wstawiennictwem nowego świętego z raka wątroby. Ustawia na specjalnym podeście popiersie św. Eugeniusza z relikwiami. W homilii papież nazywa Eugeniusza “człowiekiem adwentu… świętym, który przygotował nasze czasy”.


Zobacz bullę kanonizacyjną św. Eugeniusza [GALERIA]

3 grudnia 1995 roku Ojciec Święty Jan Paweł II wyniósł Karola Józefa Eugeniusza de Mazenoda do chwały ołtarzy. Pamiątką tego wydarzenia jest bulla papieska przechowywana w domu generalnym.

(zdj. Postulatio OMI)


163. rocznica śmierci św. Eugeniusza

„Salve Regina, Mater Misericordie” – „Witaj Królowo Matko Miłosierdzia”. Słowa tej pieśni wybrzmiewały z ust współbraci zgromadzonych przy umierającym Eugeniuszu de Mazenodzie 21 maja 1861 roku. Założyciel Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Najświętszej i Niepokalanej Panny Maryi odszedł w 78. roku życia (1 sierpnia skończyłby 79 lat), 50. roku kapłaństwa. W chwili jego śmierci minęło 45 lat od momentu zawiązania się pierwszej wspólnoty Misjonarzy Prowansji (przemianowanej później na misjonarzy oblatów). W tym roku mija równe 163 lata od śmierci Eugeniusza.

Eugeniusz de Mazenod – zdjęcie z 1860 roku

Był to moment, chciałoby się powiedzieć, niezręczny. Młode zgromadzenia zakonne, rozpoczynające swoją epopeję misyjną i ewangelizacyjną, traci swojego Założyciela. Umiera ojciec, pozostawiając swoich synów w pewnym sensie sierotami. Moglibyśmy porównać ich do apostołów, którzy po śmierci Jezusa trwają razem w wielkiej niepewności. Eugeniusz zostawia im jednak duchowy testament, który ma nadawać kierunek przyszłym pokoleniom oblatów: „Zachowujcie między sobą miłość, miłość, miłość, a na zewnątrz gorliwość o zbawienie dusz.”

Owa gorliwość o zbawienie dusz w życiu Eugeniusza zaowocowała rozszerzeniem ewangelizacji poza granice Prowansji, a także poza horyzonty kontynentu europejskiego. Jeszcze za życia Eugeniusza pierwsi oblaci rozpoczęli ewangelizację w Kanadzie. 2 grudnia 1841 r. misjonarze postawili swoje stopy na północno-amerykańskiej ziemi. W niedalekiej przyszłości mieli zająć się ewangelizowaniem Indian i Eskimosów, a także imigrantów. Wysyłając misjonarzy poza Europę, Założyciel sporo ryzykował. W dniu, w którym 6 misjonarzy wypływało z portu w Marsylii, zmierzając do Kanady, Zgromadzenie liczyło zaledwie 40 kapłanów i 5 braci zakonnych.

Eugeniusz, mimo to, zaufał bezgranicznie Bogu. W następnych latach oblaci pojawili się w Anglii, Irlandii, na Sri Lance i w Natalu. Plon, jaki Eugeniusz zasiał, wydał plon dziesięciokrotny jeszcze za jego życia. W chwili jego śmierci w Zgromadzeniu było 414 oblatów, pracujących w Europie, Afryce Północnej, Ameryce Północnej i Środkowej oraz Azji.

Jego dzieło budziło podziw w samym Cesarzu Francji Napoleonie III, który podarował mu Order Legii Honorowej. Przedstawił on także biskupa Eugeniusza de Mazenoda jako kandydata do purpury kardynalskiej.

Papież Pius XI nazwał oblatów „specjalistami od misji najtrudniejszych”. Eugeniusz został beatyfikowany przez papieża Pawła VI 19 października 1975 r. Kanonizacji 3 grudnia 1995 roku dokonał papież Jan Paweł II, który mianował św. Eugeniusza osobistym patronem w dziele nowej ewangelizacji.

Św. Eugeniusz de Mazenod może być dla nas przykładem bezgranicznej wiary i ufności Bogu. Według ludzkich kalkulacji mało liczne i nieokrzepłe jeszcze Zgromadzenie nie było gotowe, aby podjąć się tak wielkiego zadania, jakim są misje na innych kontynentach. Jednak gotowość św. Eugeniusza do pełnienia woli Bożej sprawiła, iż założone przez niego Zgromadzenie, stało się bardzo ważną częścią ewangelizacyjnej misji Kościoła.

Obecnie Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej pracują w 74 krajach świata na wszystkich kontynentach. Niedawno otwarto nową misję oblacką w Ghanie.

(G. Walczak OMI)


Komentarz do Ewangelii dnia

Miarą naszego człowieczeństwa i chrześcijaństwa jest umiejętność patrzenia na każdego człowieka oczami Chrystusa. Wtedy nie liczy się wiek, stanowisko, kolor skóry, czy wyznawana religia. Błogosławiony kardynał Stefan Wyszyński spotykając się z wiernymi, często zwracał się do nich słowami: „Kochane dzieci Boże”. To stanowi niejako i dla nas punkt wyjścia. Trzeba tę prawdę stawiać na pierwszym miejscu każdego spotkania z moim bliźnim. Panie Jezu, przymnóż nam wiary i odnów w nas dziecięcą ufność i prostotę.

(S. Stasiak OMI)


Paweł Gomulak OMI: Gdy w Pięćdziesiątnicę stoję w drzwiach kościoła...

W uroczystość Zesłania Ducha Świętego stoję w drzwiach kościoła w Lęborku. Rozpoczynają się misje parafialne. Głoszę je nietypowo z innym współbratem niż zazwyczaj. Z ojcem Januszem głosimy je od kilkunastu lat, znamy się jak łyse konie – na naszej drodze były wspólnoty diecezjalne, oblackie, zakonne – franciszkanie, karmelici… To że jestem z innym współbratem nie powinno stanowić żadnego problemu, plan oblackich misji świętych jest taki sam. Staję w drzwiach kościoła franciszkańskiego i przypominam sobie, jak stałem z ojcem Januszem na Górze św. Anny. Wiem, że te misje będą inne… każda misja parafialna jest inna.

Wysyłał ich po dwóch…

W czasie misji świętej każdy „drobiazg” ma swoje znaczenie. Wciąż doceniam zmysł św. Eugeniusza i doświadczenie wielu wybitnych oblatów-misjonarzy ludowych. Może to niefortunna nazwa, zaczerpnięta z języka francuskiego „missionaire populaire” – bardziej pasowało by: misjonarz powszechny, ale w Polsce przyjęło się inaczej.

Podczas misji parafialnej w Edmonton (Kanada)
Jak głosił misje parafialne św. Eugeniusz?
Kolęda przedmisyjna w Mikołajkach

Po kilkunastu latach głoszenia uczę się jednego – bez pośpiechu. Stoję w drzwiach kościoła i czekam. Ludzie, którzy przychodzą na Mszę niedzielną, spoglądają z ukradka – krzyże, płaszcze, piuska… dwóch misjonarzy. To pierwszy znak, że w parafii coś się dzieje. Tylko dwa razy w życiu – z konieczności – głosiłem misję parafialną w pojedynkę. Nigdy więcej tego błędu bym nie popełnił. Jezus, a za Nim św. Eugeniusz – wysyłał nas przynajmniej po dwóch. Ma to ogromne znaczenie. Inny głos, myśli, sposób przepowiadania. Mam świadomość, że jeśli moja wrażliwość Ewangelii nie przypadnie komuś do gustu, jest jeszcze drugi misjonarz… To troska Kościoła, żeby maksymalnie rzucać ziarno i nie pozwolić, by wydziobały je ptaki ludzkiej oceny i personalnych predyspozycji.

Działanie Ducha

A więc stoję, stoimy… Za chwilę proboszcz wyjdzie w milczeniu do drzwi kościoła i nas przywita, wprowadzi uroczyście do swojej wspólnoty. To wielka odwaga i pokora, oddać na tydzień serca swoich parafian. Tu nie chodzi tylko o wymóg prawa, aby przynajmniej raz na dziesięć lat organizować misje parafialne – taki obowiązek nakłada na duszpasterzy prawo kanoniczne. Jeżdżąc po różnych wspólnotach, dostrzegam troskę proboszczów i współpracowników, aby ten czas był święty. Wiele zależy od nas, ale nie wszystko…

Markowice – pierwszy raz byłem tutaj jako uczeń Niższego Seminarium Duchownego, w 2019 roku wróciłem jako misjonarz na misje święte

Zawsze misje przygotowuje się dużo wcześniej. Rozmowa z proboszczem, poznanie parafii, przygotowanie folderów z programem, plakatów, banerów, nagrań na Facebooka czy stronę parafialną… ale najważniejsza jest modlitwa przed misjami. Pamiętam misję parafialną w jednej z oblackich parafii, gdzie proboszcz zaprosił parafian do postu o chlebie i wodzie w intencji misji oraz adoracji Najświętszego Sakramentu (sam również podjął się tych praktyk). Naprawdę było czuć, że ta misja jest omodlona, działy się tam niezwykłe rzeczy.

Idąc przez kościół, kropimy ludzi wodą święconą. To swoiste przyzywanie Ducha Świętego, nawiązanie do łaski chrztu świętego. Dla obojętnego widza gest bez znaczenia. Ja wtedy się modlę, proszę o Jego wylanie, o ochronę każdego ziarenka Słowa. I o wzrost, bo on nie zależy od nas, ale od Jego działania. Zazwyczaj dopiero pod koniec misji, a niekiedy długo po nich, gdy ludzie piszą, dzwonią, albo się spotykamy, mam okazję być świadkami jak wiele ten czas zmienia.

Walka duchowa

Bogu najbardziej zależy na zbawieniu człowieka. Oblacki układ misji parafialnej zawiera niesamowitą mądrość. W pierwszej części nie spowiadamy. To czas głoszenia Słowa, które jest jak „romphaja” – potężny miecz tracki, którego strasznie bali się Rzymianie. Ostrze tego oręża nie tylko z łatwością przecinało rzymskie pancerze, ale przy wyciąganiu, zadawało kolejne rany. Do tego obrazu nawiązuje autor Listu do Hebrajczyków, mówiąc o Słowie Bożym: „Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (Hbr 4,12). Dla wspólnot Kościołów Azji Mniejszej z Apokalipsy św. Jana miecz wychodzący z ust Chrystusa rodził te same skojarzenia (zob. Ap 1,16).

Na co dzień jesteśmy świadkami niewidzialnej walki o człowieka: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12). Ta walka przybiera szczególnie na sile podczas pierwszego okresu misji. Zachęcamy wtedy ludzi, żeby wytrwali, nie rezygnowali. Niekiedy, gdy słucha się samych uczestników misji, można ze zdumieniem zobaczyć jak przebiegły jest przeciwnik człowieka.

Paweł Gomulak OMI: „Father Stu” – dlaczego warto zobaczyć? [BLOG]

Walka dokonuje się też w nas, o nas – misjonarzy. Moi bardziej doświadczeni współbracia wciąż powtarzali, że najgorzej jest do środy – potem już idzie „z górki”. Pamiętam jedną z pierwszych misji, które głosiłem. W okolicach środy nieporozumienia między nami – misjonarzami urosły do takich rozmiarów, że trzeba było pojechać na jakąś kolację, żeby rozluźnić atmosferę. Z pewnością dlatego głosimy misje w tzw. „teamach”, w których doskonale się znamy i wiele wspólnie przeszliśmy. To daje pewien komfort, że nie damy się poróżnić temu, który jest „dia-bolos” – który „rozrzuca na dwie części”, jest ojcem podziału.

Wyznanie wiary podczas nabożeństwa zakończenia misji (zdj. parafia Wyry)
Instalacja krzyża misyjnego [WIDEO]

Dla mnie osobiście trudny jest dzień przed spowiedzią. Odkąd jestem Misjonarzem Miłosierdzia ten dzień jest jeszcze trudniejszy, a w zasadzie noc przed rozpoczęciem spowiedzi. Zazwyczaj nie mam problemów ze snem, ale właśnie w tę noc przed spowiedzią śnią mi się koszmary (szczegóły zachowam dla siebie). Następnego dnia budzę się jak świeżo wyjęty z pralki. Dzieliłem się kiedyś tym doświadczeniem z moim kierownikiem duchowym. Uśmiechnął się i powiedział: „I co się dziwisz? Przecież następnego dnia masz siąść w konfesjonale. Pomyśl, komu najbardziej zależy, abyś był poirytowany? Tym bardziej musisz być tego świadomy, jak masz taką władzę jako misjonarz miłosierdzia”.

Czas misji to czas walki duchowej o człowieka, o jego szczęście i nawrócenie.

To nie rekolekcje

Rekolekcje mają zupełnie inny cel niż misje parafialne. Misja jest narzędziem nowej ewangelizacji. Tutaj głosi się kerygmat, podstawy – przypomina się rzeczy z pozoru oczywiste. Do tego dochodzą znaki. Od lat robi na mnie wrażenie obrzęd Odnowienia Praw Synaju (tradycja oblacka), kiedy zgromadzeni w kościele podchodzą do księgi Pisma Świętego i w prostym geście odnawiają swoje przymierze z Bogiem. Dłonie, które spoczywają przez sekundę na Biblii, ukazują codzienne życie ludzkie, ale najwięcej mówią twarze… To niesamowite. Zazwyczaj staram się wtedy nie patrzeć bezpośrednio na ludzi, ale spoglądając ukradkiem, jestem świadkiem niesamowitego dialogu, który dokonuje się gdzieś obok mnie – z Tym, który umiłował nas jeszcze, gdy byliśmy grzesznikami (zob. Rz 5,8). Jego miłość jest pierwsza, darmowa, bezwarunkowa… wystarczy na nią odpowiedzieć i jej zaufać.

Apel Misyjny (zdj. parafia Wyry)

Misje budują niesamowitą wspólnotę. Pięknym oblackim zwyczajem są misyjne apele. To również propozycja dla tych, którzy w ciągu dnia naprawdę nie mają okazji uczestniczyć w żadnym nabożeństwie misyjnym. Mogą przyjść wieczorem. Kościół ma wtedy swój specyficzny klimat, w przyciemnionej przestrzeni pali się Paschał – symbol obecności Chrystusa Zmartwychwstałego. Wieczorne spotkania są bardziej luźne, jest czas na wyciszenie, wspólny śpiew, konferencję, modlitwę i… dozę humoru. Przez tydzień to głównie apele budują specyficzną atmosferę misji.

Od ładnych kilku lat razem z ojcem Januszem ostatni apel poświęcamy na pytania. Uczestnicy misji mają okazję je zadać w sposób anonimowy na karteczkach, które przed wieczornym spotkaniem składają w specjalnie przygotowanym miejscu. Na początku obawialiśmy się, czy pytania będą, czego będą dotyczyły. Okazuje się, że jeszcze nigdy pytania nie dotykały tego, czym żyją media. Zawsze dotyczą duchowości, relacji z Panem Bogiem, Pisma Świętego… Pokazują, że w ludziach jest głód głębszej relacji. To jest piękne. Z czasem przestałem się obawiać, że na jakieś pytanie nie będę znał odpowiedzi, bo przecież to Duch Święty ma mówić. I to rzeczywiście się sprawdza.

Odpowiadanie na pytania od wiernych (zdj. parafia Wyry)
Oblackie misje parafialne dziś

Jakość, a nie ilość

Pamiętam jedną z misji, gdzie oczekiwaniem proboszcza było, aby ci, którzy odeszli od Kościoła, do niego wrócili. Wtedy pomyślałem sobie, że lepszy od Jezusa nie będę – przy Jego naukach wielu odchodziło, bo Jego wymagania były zbyt trudne. On nie pociągnął za sobą 100% Izraela. A ja z pewnością nie będę lepszy od Niego.

Misja święta jest czasem dla tych, którzy szukają odpowiedzi, którzy się zagubili, to bez wątpienia – i takie osoby przychodzą, niekiedy po kilkudziesięciu latach bez sakramentów. Często jednak zapominamy, że to ważny czas dla tych, którzy w Kościele są. Genialnym obrazem jest tutaj Wieczernik w dniu Zesłania Ducha Świętego. Zanim Apostołowie wyszli, najpierw musieli z Jezusem być – poznawać Go, Jego marzenia, pragnienia. Dopiero po tym szczególnym tygodniu przychodzi czas, żeby wyjść z Wieczernika. Dla wielu uczestników misji ten czas był przestrzenią słuchania odpowiedzi, aby „być zawsze gotowym do uzasadnienia tej wiary, która w nas jest” (zob. 1P 3,15). Tak jak Apostołowie potrzebowali uderzenia Ducha, aby wyjść ze swoich schematów strachu, wyjść na zewnątrz i głosić – podobnie i dziś Kościół potrzebuje takich momentów, ale najpierw jest słuchanie, doświadczenie Boga.

Paweł Gomulak OMI: Związki mykologii i teologii. Tekst pozornie humorystyczny

Po ludzku patrząc, często zwracamy uwagę na frekwencję. W zeszłym roku mieliśmy misję, gdzie w poniedziałek wieczorem proboszcz niemal siadł z wrażenia – okazało się, że w kościele było więcej ludzi niż na Pasterce. Ale nie zawsze tak jest. Dla niektórych to nie jest odpowiedni czas, a odpowiednią chwilę zna Duch Święty. Trzeba się zdać na Niego, bo nie liczy się ilość, ale jakość. I to znowu nie jest tylko nasze dzieło. My tylko głosimy, modlimy się, jesteśmy z tymi ludźmi.

Przyszłość misji parafialnych

W moim życiu staję przed momentem, w którym po kilkunastu latach głoszenia, odłożę do szafy fariolę (tzw. „płaszcz proroka” używany przez oblatów podczas misji parafialnych). Z pewnością tego czasu nie żałuję. Z każdej misji wracałem strasznie umęczony, ale z ogromną wewnętrzną radością. Z wieloma osobami, które spotkałem na misyjnych szlakach, mam do dziś kontakt. Jeżdżąc po Polsce, mijam coraz więcej miejscowości, w których byłem, głosiłem. W tym miejscu pozwolę sobie na małą anegdotkę. W Kodniu spotkałem misjonarza z ogromnym doświadczeniem. Gdziekolwiek nie jechałem, on puentował to krótko: byłem tam w latach 70., 80. … Pewnego razu wybierałem się na północ Polski. Kiedy dowiedział się, do jakiej miejscowości jadę, zaczął mnie ostrzegać: „Uważaj, przed tą miejscowością jest niebezpieczny przejazd kolejowy”. Pomyślałem sobie: Był tam trzydzieści lat temu. Uśmiechnąłem się pod nosem i pojechałem. Tuż przed wjazdem do miasta zatrzymałem się przy przejeździe i zastanawiałem się, kto wymyślił takie miejsce. Od razu przed oczyma stanął mi ojciec Heniu.

Krzyż misyjny – pamiątka z domu rodzinnego
Lista misjonarzy ludowych Polskiej Prowincji

Na mapie moich podróży jest coraz więcej takich miejsc, co w życiu mojego starszego współbrata-misjonarza. Jaka będzie przyszłość misji parafialnych? To zależy czy i na ile wierzymy w obecność i działanie Ducha Świętego…


Paweł Gomulak OMI – misjonarz ludowy (rekolekcjonista), ustanowiony przez papieża Franciszka Misjonarzem Miłosierdzia. Studiował teologię biblijną na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego, wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Obrze (Wydział Teologiczny Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu). Koordynator Medialny Polskiej Prowincji, odpowiedzialny za kontakt z mediami i wizerunek medialny Zgromadzenia w Polsce. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Pasjonat Słowa Bożego, w przepowiadaniu lubi sięgać do Pisma Świętego i tradycji biblijnej. Należy do wspólnoty zakonnej w Lublińcu.


Komentarz do Ewangelii dnia

Wspominamy w liturgii Kościoła Maryję jako Matkę Kościoła. Rozważamy duchowe macierzyństwo Maryi w łączności z Kościołem, który ze swej natury jest „Matką Ludu Bożego” i dlatego „nie może mieć Boga za Ojca ten, kto nie ma Kościoła za matkę” (święty Cyprian). Maryja jest Matką Syna Bożego i jednocześnie Matką tych, którzy kochają jej Syna oraz „umiłowanych” przez jej Syna. „Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja” (J 19,26-27). Jezus Chrystus, oddając swoje życie za zbawienie ludzi i zwracając Swojego ducha Bogu Ojcu, oddał swoich „przyjaciół” w opiekę swojej Matce. Największą miłością Pan Jezus umiłował Kościół, dlatego dzieci „adoptowane” przez Boga nie mogą mieć Pana Jezusa za brata, jeśli nie uważają Maryi za Matkę. Sobór Watykański II dodaje, że Maryja jest „prawdziwie Matką członków Chrystusa ponieważ swoją miłością współdziałała w tym, by w Kościele rodzili się wierni, którzy są członkami owej Głowy. Ponadto, przebywając pośród Apostołów w Wieczerniku Maryja - Matka Kościoła przypomina o darze i działaniu Ducha Świętego w Kościele misyjnym. Błagając Ducha Świętego w samym sercu Kościoła Maryja modli się wraz z Kościołem i za Kościół i „Wyniesiona do niebieskiej chwały otacza macierzyńską miłością Kościół pielgrzymujący” (prefacja - “Maryja wzorem i Matką Kościoła”). Maryja opiekuje się swoimi dziećmi. Możemy więc zawierzyć jej całe życie Kościoła, tak jak to uczynił papież Paweł VI: „O Maryjo Dziewico, wspaniała Matko Kościoła, oddajemy Ci cały Kościół(…)”. Amen.

(S. Stasiak OMI/zdj. vatican.va)