Biskup Jan Kopiec poświęcił kościół parafialny w Kokotku
W parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej w Lublińcu-Kokotku odbyła się wyjątkowa uroczystość. Kościół parafialny został poświęcony przez biskupa gliwickiego Jana Kopca. W wydarzeniu wzięli udział parafianie i przyjaciele wspólnoty, misjonarze oblaci z wielu placówek w Polsce na czele z prowincjałem, o. Pawłem Zającem, przedstawiciel franciszkanów, którzy posługiwali w parafii w latach 2005-2008 oraz prezbiterzy diecezjalni na czele z dziekanem dekanatu lublinieckiego – ks. Konradem Mrozkiem.
Po rozpoczęciu liturgii, w pogrążonym w mroku kościele, zebranych przywitał proboszcz – o. Piotr Bednarski OMI.
Bardzo się cieszę z obecności was wszystkich w Kokotku w tym szczególnym dniu, szczególnym dla całej naszej wspólnoty parafialnej. Ten dzisiejszy dzień jest bardzo ważny i cieszymy się, że tutaj jesteśmy, cieszymy się waszą obecnością. Kokotek to jedna z najmniejszych parafii w diecezji gliwickiej, liczy nieco ponad trzysta osób, ale – jak to mówią – to co małe, jest piękne. I to piękno parafii w Kokotku wynika przede wszystkim z parafian, z życia parafii, z życia mieszkańców Kokotka, z historii, którą tworzą.
Duszpasterz przypomniał dzieje wspólnoty parafialnej i jej duszpasterzy.
Po pokropieniu wodą święconą murów kościoła i wiernych, rozpoczęła się Liturgia Słowa. Kazanie wygłosił bp Jan Kopiec.
Fundamentem, na którym budujemy wszystko w naszym życiu, jest sam Bóg. Potrzeba nam tego stwierdzenia i tej świadomości, żeby nie sądzić, że wszystko czynimy z własnej mądrości, z własnych przemyśleń, ale pokornie wypełniamy wolę Pana, byśmy stali się Jego najbliższymi współtowarzyszami, gdzie On poucza nas, obdarza łaską i prowadzi do zbawienia, a my tworzymy coraz dojrzalszą wspólnotę, która rzeczywiście zakochuje się w Bożej prawdzie, w Bożych wszystkich tajemnicach. To towarzyszy także tym wszystkim naszym refleksjom, które się wiążą ze świątynią, która jest wprawdzie wzniesiona naszymi ludzkimi rękami, ale przecież wprowadza nas w tajemnicę przekraczającą wszystkie nasze możliwości – mówił biskup Kościoła gliwickiego.
Hierarcha nawiązał do czytań mszalnych, przywołując sytuację Narodu Wybranego, który stanął wobec odbudowanej świątyni. Nie była ona tak okazała jak ta wybudowana przez Salomona, ale wdzięczność ludu za miejsce święte objawiała się wzruszeniem i chęcią poznawania oraz trwania w prawie Boga.
Liturgia poświęcenia uroczystego każdego kościoła od czasów średniowiecznych zawierała przede wszystkim aspekt tej tajemnicy, nawet takiego troszkę przestrachu, że dotykamy – mimo że to dom wzniesiony ludzkimi rękami – ale dotykamy tajemnicy, która może przerażać, bo ona jest tajemnicą samego Boga Wszechmogącego, z ręki którego wyszliśmy i do którego wrócimy. I to nie jest tylko i wyłącznie nasza praca, to nie jest tylko nasz pomysł, to jest wszystko działanie samego Boga, by On mógł być blisko nas. Odpowiadajmy więc – taka jest myśl liturgii świętej z tej okazji – żeby do tej tajemnicy się – jak najbardziej przygotowanym będąc – zbliżać i z niej korzystać. (…) A my tak bardzo często odbieramy: no muszę już iść do kościoła, muszę już wypełniać Jego przykazania, muszę rachunek sumienia czynić i traktujemy to jako obciążenie, jako nasze niemalże zniewolenie. A przecież w Bożym słowie i w Bożej łasce mieści się cała radość naszego rozwoju, cała radość naszego budowania prawdziwego fundamentu – zachęcał kaznodzieja.
Pasterz Kościoła gliwickiego podkreślił, że chociaż Kokotek jest jedną z najmniejszych parafii w diecezji, to jednak wpisuje się w jej historię i dzieje budowania wiary na tym terenie jeszcze przed jej powstaniem.
Życzę wam, moi kochani, mimo jak słyszeliśmy: należycie do jednych z najmniejszych wspólnot parafialnych w naszej diecezji, to jednak to jest miejsce Boga i tu jest miejsce dla każdego, kto do Boga się zbliża, by dojrzewać i stawać się coraz bardziej odpowiedzialnym człowiekiem (…). Niech Boża łaska, oświecona światłem Ducha Świętego i wzmacniana ustawicznie pouczeniem, które przez Kościół do nas dociera, niech towarzyszą wam i niech przynosi to wszystko bardzo pożyteczne owoce. Niech dobry Pan to sprawi – konkludował kaznodzieja.
Posłuchaj całego kazania bp. Jana Kopca:
Po kazaniu odbyła się modlitwa Litanią do Wszystkich Świętych. Po modlitwie poświęcenia biskup namaścił ołtarz oraz ściany świątyni. Następnie rozpalono węgielki, które zasypano kadzidłem na znak uwielbienia Boga. Dym kadzidła symbolizuje również modlitwę Kościoła, która wznosić się będzie przy nowym ołtarzu.
Następnie ołtarz został przygotowany do Liturgii Eucharystycznej. Na koniec diakon zapalił świece ołtarzowe od Paschału oraz rozświetlił zacheuszki na murach kościoła. Dopiero teraz w świątyni włączono wszystkie światła.
Na zakończenie liturgii padły słowa podziękowania. Złożył je proboszcz oraz przedstawiciele parafii. Wśród wyrazów wdzięczności nie zabrakło tych skierowanych do wieloletniego proboszcza wspólnoty – ks. Ludwika Koniecznego.
Komentarz do Ewangelii dnia
Życie doczesne jest tylko i aż pielgrzymką do domu Ojca. Wyszliśmy od Boga i do Boga zmierzamy. Taka jest prawda o nas ludziach stworzonych na obraz i podobieństwo naszego Boga. On nas stworzył dla nieśmiertelności, jak On sam jest nieśmiertelny. Nie ma początku i końca. Tak my mamy swój początek w Jego wypełnionym miłością sercu. A po śmierci doczesnej będziemy jako aniołowie w niebie, kiedy wytrwamy na drodze, albo jako demony w piekle, odrzucając Boga i Jego miłość. Pan Jezus przypomina nam tą prawdę w konfrontacji z saduceuszami wystawiającymi Go na próbę. W życiu duchowym nie będzie potrzeby relacji ziemskich, to znaczy czułości, dotyku i innych form w relacjach międzyludzkich. Wszystkie pragnienia ludzkie będą zaspokojone w pełni Bożej miłości i sprawiedliwości. Panie Jezu, nie dozwól nam zagubić się na drogach naszego życia, abyśmy mogli dojść do pełni życia razem z Tobą w niebie.
(zdj. pixabay)
Ojciec Święty mianował oblata Administratorem Apostolskim w Paragwaju
Ojciec Święty Franciszek przyjął rezygnację bp. Lucio Alferta OMI - Wikariusza Apostolskiego Pilcomayo w Paragwaju. 81. letni hierarcha był odpowiedzialny za tę jurysdykcję kościelną podlegającą bezpośrednio Stolicy Apostolskiej przez 36 lat.
W jego miejsce papież mianował o. Miguela Fritza OMI. Misjonarz zasłynął z ostrych słów wobec rządzących w obronie najuboższych i rdzennej ludności Paragwaju. Jasno deklaruje również konieczność zadbania o środowisko naturalne. Ojciec Fritz ma 67 lat. Pierwsze śluby zakonne złożył w 1975 roku, a święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1981. Ojciec Święty ustanowił go Administratorem Apostolskim sede vacante et ad nutum Sanctae Sedis - czyli bezpośrednio podlegającym Watykanowi. Swoją funkcję będzie piastował do nominacji nowego Wikariusza Apostolskiego.
Paragwaj: Ostra krytyka oblata w obronie najuboższych
Wikariat Apostolski Pilcomayo jest terytorium misyjnym na terenie Paragwaju. Podlega bezpośrednio Dykasterii ds. Ewangelizacji. Obejmuje obszar 125 000 km2 i otacza opieką duszpasterską około 39 tysięcy katolików, którzy stanowią blisko 47% całkowitej populacji tego terenu. Od początku istnienia jurysdykcji na jej czele stali Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej.
(pg)
18 listopada 2022
TO BĘDZIE PIERWSZA PERUKA W STOWARZYSZENIU
W swoim dzienniku Eugeniusz z pewna dozą humoru napisał:
Niecierpiący zwłoki z racji misji list od ojca Ricarda. Prosi mnie o pozwolenie nakrywania na zewnątrz pozbawionej włosów głowy. Nic bardziej słusznego. To będzie pierwsza peruka w stowarzyszeniu.
Dziennik, 19.02.1846, w: PO I, t. XXI
Zdanie, które wywołuje uśmiech! Jedyne zdjęcie, jakie posiadamy, przedstawia ojca Pascala Ricarda bez peruki! Nie znamy przygód pierwszego noszącego perukę, ale wiemy, że Ricard był gorliwym misjonarzem, który stanął na czele pierwszej oblackiej fundacji w Stanach Zjednoczonych. We Francji nie cieszył się dobrym zdrowiem, ale wspaniałomyślnie powiedział tak, gdy poproszono go o przepłynięcie Atlantyku, aby rozpocząć nową i trudną misję za granicą.
Dwa lata później Eugeniusz napisał o nim:
Ojciec Ricard był umierający, gdy został wybrany, aby jechać zakładać misje w Oregonie, całą swą ufność złożył w Bogu i napisał mi, że nigdy nie czuł się tak dobrze i że pomimo całkowitej łysiny, jaką ma, prawie ani jednego dnia nie był zakatarzony, chociaż podczas swej długiej podróży spał jedynie na ziemi, a często w błocie.
List do ojca Viala, 29.07.1848, w: PO I, t. X, nr 982.mp
Komentarz do Ewangelii dnia
Dom – miejsce, w którym jest serce i spokój, bezpieczeństwo i akceptacja, dobro i ciepło. Nie pozwalamy go kalać, walczymy o jego dobre imię, chronimy się w nim, gdy źle, gdy nie wychodzi, gdy życiowa zawierucha pochyla nas niebezpiecznie ku ziemi. Dom Boga na ziemi, to tak liczne „znaki drogowe” - świątynie. W tych świątyniach Bóg pozostał z nami w tak bardzo ważny ale i „kruchy” sposób. Dom modlitwy i spotkania z Bogiem w Jego Słowie i komunii. Tak wielki dar dla nas. A pomimo to nie dbamy o te świątynie. Traktujemy je często obojętnie i z „czystej” tradycji, spełniając jedynie jakiś tam obowiązek. Niestety bez serc bez ducha to tylko szkielety, często marnej jakości architektury i materiałów. Nam uczniom trzeba dbać o wymiar doczesny jak i duchowy naszych świątyń. Świątyń naszych ciał jak i naszych miejsc modlitwy i spotkań z Bogiem. Panie Jezu, umacniaj w nas pragnienie świętości naszych ciał i świątyń naszych spotkań.
(zdj. pixabay)
Był kapelanem Wehrmachtu - pozostał oblatem, kapłanem, po prostu... człowiekiem
Był niemieckim misjonarzem oblatem, który na prośbę prowincjała został kapelanem w Wehrmachcie chociaż był uważany za "zagorzałego pacyfistę". Nie godził się na zbrodnie nazistowskie, pomagał ludziom w potrzebie bez względu na pochodzenie i religię. Kilkukrotnie sądy Trzeciej Rzeszy skazywały go na śmierć. Tuż przed egzekucją zwrócił się do kapelana więzienia wojskowego: "Znowu spotkamy się w niebie". Dziś podnoszą się coraz śmielsze głosy ze strony świeckich w Niemczech o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego o. Friedricha Lorenza OMI.
Chciał zostać oblatem jak tych dwóch młodych księży
Friedrich był synem naczelnika poczty w Keil Freden. Jego ojciec odpowiadał za dostarczanie przesyłek między Winzerburgiem a Lamspring. 10 czerwca 1897 roku urodził się mu syn. W 1902 roku rodzina przenosi się do Hildesheim. Młody Friedrich zostaje ministrantem w parafii św. Bernarda. Tutaj jest świadkiem Mszy prymicyjnej dwóch oblatów, to sprawia, że zapragnął zostać misjonarzem. Pięciu ministrantów wstąpiło do oblackiego kolegium św. Karola. Spośród nich tylko Friedrich zgłosił się do nowicjatu w St Gerlach.
Wojna i święcenia
Ponad miesiąc od rozpoczęcia nowicjatu, 21 września 1916 roku, został powołany do wojska. Było to w przeddzień krwawych walk pod Verdum i nad Sommą, gdzie został dwukrotnie ranny. Za służbę został odznaczony Krzyżem Żelaznym. Po zwolnieniu ze służby wraca do nowicjatu. Pierwsze śluby składa w lipcu 1920 roku. Następnie rozpoczyna studia filozoficzno-teologiczne w Hünfeld, gdzie 6 lipca 1924 roku przyjmuje święcenia prezbiteratu.
Jego pierwszą placówką był Nikolauskloster, który składał się głównie z misjonarzy ludowych. Ojciec Lorenz uchodził za utalentowanego mówcę, z tego też powodu skierowano go do Szczecina, który wówczas znajdował się w granicach Niemiec. Tutaj doświadcza pracy wśród mniejszości katolickiej i narastających napięć społecznych związanych z pogłębiającym się kryzysem gospodarczym. Jest świadkiem rodzenia się Trzeciej Rzeszy.
Kapelan Wermachtu
Sytuacja w Niemczech nieuchronnie wieściła nadejście kolejnej wojny. W tym czasie młody oblat otrzymuje poufne pismo od swojego prowincjała:
W razie wojny ojciec Friedrich Lorenz musi pełnić funkcję kapelana wojskowego. Daj nam znać, jeśli się zgadzasz. Uzyskuje się również zgodę biskupa Berlina - brzmiał krótki komunikat.
Tuż przed wybuchem II wojny światowej, 26 sierpnia 1939 roku, o. Friedrich Lorenz OMI zostaje kapelanem wojskowym i przydzielony do dywizji piechoty. Jako "fanatyczny pacyfista" uniknął chwycenia za broń, ale głównym motywem tej decyzji była troska o duszpasterską obecność w armii. Niedługo potem miał się przekonać o okrucieństwach, jakie popełniali nazistowscy żołnierze...
Bardzo szybko zaczął pomagać kapłanom i wiernym w okupowanej Polsce. W dyskretny sposób przekazywał dalej dowody o zbrodniach nazistowskich.
Kontakty z ludnością polską, zwłaszcza z księżmi, były dla niego wysoce niebezpieczne. Zachęcał ich, ostrzegał i doradzał, jak mają się zachowywać wobec władz niemieckich. Zachęcał proboszczów, by pozostali blisko swoich parafian, by dzielili ich cierpienia jak dobrzy pasterze, nawet jeśli oznaczało to narażenie życia. Cierpienia księży prześladowanych przez nazistów mocno ciążyły mu na sercu (...). Było wielu polskich księży, których przygotowywał do egzekucji, gdy nic więcej już nie można było dla nich zrobić. Wydaje mi się, że Boża Opatrzność wybrała go do tej posługi... - wspominał jeden z księży diecezji chełmińskiej w Polsce.
Jednocześnie ojciec Lorenz często udawał się do domu prowincjalnego, aby choć przez krótki czas spędzić ze swoją wspólnotą zakonną. Wydaje się, że dodawało mu to pokoju i chroniło przed utratą równowagi psychicznej.
"Grupa środka"
W 1940 roku ojciec Lorenz został pozbawiony stopnia oficerskiego i przeniesiony do cywila. Rzesza pozbyła się kapłanów z szeregów armii. Jednocześnie powraca do wspólnoty w Szczecinie, gdzie posługuje wśród robotników. Jego działalność duszpasterska razem z grupą innych kapłanów wzbudziła zaniepokojenie ze strony gestapo. W szeregi kapłanów wprowadzono szpiega, który miał przygotować akcję pacyfikacji tzw. "grupy środka". Jako główne oskarżenie wysuwano słuchanie stacji zagranicznych i podważanie słuszności działań Trzeciej Rzeszy.
Dnia 4 lutego 1943 roku o godzinie 11.00 przeprowadzono akcję likwidacyjną. Pojmano 40 osób. W lipcu 1944 roku rozpoczął się ostatecznie proces. Zapiski ojca Lorenza o wydarzeniach z tamtego czasu znajdują się w oblackim archiwum.
Naziści nie potrafili ich zabić...
Trzykrotnie był skazywany na śmierć. Podczas pierwszego procesu w Halle skład sędziowski miał wątpliwości co do szkodliwej dla państwa działalności kapłanów. W związku z brakiem jednomyślności wydanie wyroku odroczono. W drugim sfingowanym procesie zapadł wyrok śmierci. Jednak sędzia Werner Lueben odmówił wykonania polecenia Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, mówiąc:
To nie jest sprawa przestępców ani elementów antyspołecznych. Ich tragedia polega na tym, że są katolickimi księżmi.
W nocy Werner Werber popełnił samobójstwo. Oficjalnie stwierdzono, że zginął w zamachu bombowym.
Po raz trzeci niemiecki oblat stanął przed składem sędziowskim w więzieniu armii niemieckiej Wehrmacht w Torgau. We wrześniu 1944 roku zapadł wyrok. 10 listopada 1944 roku został ścięty w Halle wraz z grupą kapłanów.
Trzy godziny przed śmiercią, 13 listopada 1944 roku o godzinie 16.00, ojciec Lorenz napisał:
Niech się stanie święta wola Boża! Chciał, abym żył nie więcej niż 48 lat, abym był księdzem nie więcej niż 20 lat. Polecam moją duszę miłosierdziu, dobroci i miłości Boga. Oddaję moje ciało ziemi, z której zostało wzięte. Krew [Chrystusa] spływała na Krzyż, Krew spływa na nasze ołtarze jako odnowienie ofiary Krzyża. Z Jego Krwią łączę moją kroplę krwi na cześć i chwałę Boga, któremu służyłem, w podzięce za wszystkie otrzymane łaski i dobrodziejstwa, a zwłaszcza łaskę chrztu świętego, pierwszej komunii świętej, oblacji i święceń kapłańskich; o zadośćuczynienie za moje grzechy i za grzechy całego świata, zwłaszcza za te, którym nie zapobiegam, lub za które jestem winny; prosząc o miłosierdzie dla mnie i wszystkich bliskich mi osób. Umieram jako ksiądz katolicki i oblat Maryi Niepokalanej w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja Niepokalana. Amen!
3 listopada 1947 roku w Hünfeld odbywa się pogrzeb zamordowanego zakonnika. Jeden ze scholastyków oblackich niesie urnę z prochami swojego współbrata, który nie pozostał bierny wobec zbrodni nazistowskich Niemiec. Czy to naprawdę były prochy ojca Friedricha Lorenza OMI? Ciężko powiedzieć...
Ojciec Morsbach, katolicki kapelan więzienia wojskowego, pisał 1 września 1947 r.:
Przed śmiercią obiecałem mu, że zadbam o chrześcijański pochówek według obrządków Kościoła katolickiego. Tak musi się stać. Nigdy nie zapomnę twarzy księdza Lorenza, tak promiennej i pełnej siły u schyłku życia. Uszczęśliwiły mnie jego ostatnie słowa na tej ziemi: „Znowu spotkamy się w niebie”.
(pg)
Biskup z Madagaskaru dziękuje za pomoc z Polski [wideo]
Z wizytą w Poznaniu gościł bp Marie Fabien Raharilamboniaina z diecezji Morondava na Madagaskarze. Celem jego wizyty była konsekracja biskupia nowego nuncjusza na wyspie. Przy okazji wizyty w Domu Misyjnym Polskiej Prowincji podziękował za dar kościoła w Misokitsy, który ufundowała diecezja szczecińsko-kamieńska jako wotum za istnienie polskiej metropolii kościelnej. W tej misji na Madagaskarze posługują misjonarze oblaci.
Misokitsy: Konsekracja kościoła i szkoły na Madagaskarze
.
(pg)
Komentarz do Ewangelii dnia
Ile razy nad nami, swoimi dziećmi, „zapłakał i zapłacze” nasz Bóg? Przecież to takie ludzkie, wyraża bezsilność, słabość. Kiedy stajemy w obliczu beznadziei, bez możliwości uczynienia czegokolwiek. Łzy są niejako wyrazem ludzkiego cierpienia, żalu. To poprzez łzy człowiek wyraża swoje uczucie smutku. Pan Jezus jako Bóg i człowiek zapłakał nad wybranym miastem, nad wybranym narodem, nad swoimi dziećmi, gdyż nie rozpoznali swojego czasu spotkania, nawiedzenia. Bóg wkroczył w ich czas, w ich życie. Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli. „Dramat Boga”, a dziś czy nie jest podobnie? Wydaje się, że wybrani z tego świata nie rozpoznają znaków, nie są gotowi na przyjście Boga i spotkanie z Nim. Zatem cóż czynić? Panie nasz i Boże, niech nasze serca przylgną do Ciebie i staną się przyczyną Twojej radości.
(zdj. pixabay)
17 listopada 2022
JAKBYM NA KATAFALKU WIDZIAŁ ŚWIĘTE CIAŁO WYSTAWIONE DO CZCI WIERNYCH
Eugeniusz opisuje śmierć mającego 33 lata ojca Antoine-Marie Gibelliego, który jako utalentowany kaznodzieja ponad osiem lat spędził na Korsyce.
Widziałem go jeszcze tego samego wieczoru i zastałem do w najświętszym nastawieniu. Choroba ciągle postępowała. Trzeba było móc nagrać to, co budującego powiedział w ostatnich dniach swojej choroby. Za każdym razem, kiedy go odwiedzałem, skłaniał mnie do płaczu. To z miłości do Boga, z wdzięczności, że Go powołał do zgromadzenia, któremu chciał dobrze służyć, a dla którego, jak mówił, nic nie zrobił.
Po jego śmierci Eugeniusz zastanawiał się:
Są dusze, i jego z pewnością zalicza się do tych, które przechodzą przez czyściec i od razu unoszą się do nieba, na łono Boga, którego zawsze kochały i wiernie mu służyły w każdych doświadczeniach.
Chciałem uroczyście odprawić jego pogrzeb, podczas nabożeństwa dominowała ta sama myśl. Złożyłem za niego Najświętszą Ofiarę, ale nie przestałem się jemu powierzać, gdy na katafalku widziałem święte ciało wystawione do czci wiernych.
Dziennik, 18.11.1846, w: PO I, t. XXI.
Ileż osób, które znaliśmy, możemy nazwać świętymi?