Kodeń: Każdego miesiąca przychodzą w pokutnej pielgrzymce
Do Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej - Królowej Podlasia - Matki Jedności dotarli pielgrzymi z Białej Podlaskiej i okolic. Od maja do października w każdy 13. dzień miesiąca przychodzą tutaj w pokutnej pielgrzymce. W ten sposób realizują przesłanie objawień fatimskich.
Po burzliwej i deszczowej nocy, utrudzeni, ale radośni, także dzisiaj o 6.30 dotarli do Kodnia - informują misjonarze oblaci z Kodnia.
(pg/zdj. P. Tomys OMI)
Dzień Fatimski na Syberii [wideo]
Usolsko-Wierszyńskie wieści https://www.youtube.com/watch?v=eius4rESuf0
Opublikowany przez wierszyna.pl Piątek, 12 sierpnia 2022
Ukraina: Szkolenie z medycyny taktycznej
W stanie wojennym należy być przygotowanym na wszystko. Proste rzeczy ratują życie, a jasne zrozumienie algorytmu działania pomoże pozbierać się w nagłej sytuacji i udzielić pierwszej pomocy poszkodowanemu – tłumaczą organizatorzy szkolenie w Tywrowie.
Szkolenie przeprowadzono na wypadek znalezienia się w trudnej sytuacji – bez dostępu do lekarza, albo pod ostrzałem – kiedy trzeba ratować ludzkie życie.
(pg/OMI Tywrów)
Kanada: Oblat, który większość życia spędził w rezerwatach z Indianami [rozmowa]
W niedzielę 8 maja w parafii Chrystusa Króla w Poznaniu odbyła się uroczystość 50 rocznicy święceń o. Wojciecha Wojtkowiaka OMI, który pochodzi z oblackiej parafii, pracuje w kanadyjskiej Prowincji Wniebowzięcia.
Nasza rozmowa trwała ponad dwie i pół godziny (dobre trzy nabicia fajki – tytoń był jednym z ważnych tematów rozmowy). Trudno oddać ten czas w krótkim tekście, szczególnie, że ze względu na obecność s. Bernadetty (kanadyjska urszulanka), rozmawialiśmy głównie po angielsku. Aktualnie, ze względu na wiek i choroby, o. Wojciech mieszka w oblackim klasztorze, przy naszej parafii w Winnipeg - wyjaśnia o. Maciej Drzewiczak OMI.
Wojciech Wojtkowiak OMI: Dobrze, że przyszedłeś z tytoniem. Kiedy przychodzisz do starszych zaczynasz od prezentu. Tytoń jest bardzo ważny. Dla Indian uprawa tytoniu była bardzo ważna. Zajmowali się tym mężczyźni. To było trudne, ponieważ te ludy nie były wcale pokojowe. Terytoria nie były związane tylko z pastwiskami, ale raczej z miejscami, gdzie znajdowały się aktualnie stada bizonów. Stąd pojawiało się wiele konfliktów. Jest wiele plemion. Moją pracę w Kolumbii Brytyjskiej zaczynałem z Szuszłapami (plemię).
Maciej Drzewiczak OMI: Jak rozpoczęła się Ojca praca?
Najpierw pracowałem w Toronto (7 lat), później w Welland Ontario (7-8). To była normalna, regularna praca w białych parafiach. Od początku chciałem pracować z Indianami (nativ ministry, First Nations). Dopiero po dłuższym czasie, po wielu prośbach prowincjał zgodził się na moje zaangażowanie w nową posługę. Tak trafiłem na północ Kolumbii Brytyjskiej do Indian. Po krótkim czasie dało mi się porozumieć z prowincjałem – dostałem małą, białą parafię w Lestock (Saskatchewan) oraz możliwość pracy w 13 okolicznych rezerwatach – Sue, Asiniboy, Cri… Diecezja Regina miała około 25 rezerwatów. Po kilku latach otoczyłem opieką duszpasterską wszystkie rezerwaty w tej diecezji. S. Bernadetta pracuje nadal z Indianami – już od 52 lat.
To jest ponad pół wieku doświadczenia...
Siostra Bernadetta: Zapytałam pewną starszą (elder), co sprawia jej największą radość i największy ból. Odpowiedziała, że kiedyś misjonarze „dzielili z ludźmi domy”, byli bardzo blisko ludzi. I to było piękne [teraz przeżywa porzucenie, stratę]. Mam 57 lat życia zakonnego. Zaczęłam w 1970 roku. Na pierwszej placówce poznałam księdza, który żył z ludźmi 25 lat. Dziś dopiero rozumiem, co próbował mi przekazać o trudzie życia z nimi. Po wielu latach widzę, jak bardzo skomplikowana i różnorodna jest ich kultura. Pokazują to choćby ich ceremonie pogrzebowe.
Czy trudno jest wejść w ich świat?
Wojciech Wojtkowiak OMI: Podczas jednej z tradycyjnych ceremonii, prowadzący ją starszy zwrócił się do obecnego tam księdza – człowieka, który poświęcił tej pracy swoje życie – brał udział w ceremoniach, znał bardzo dobrze języki różnych plemion… „Jesteś francuzem, księdzem katolickim, nie próbuj być jednym z nas. Nigdy nie będziesz jak my. Bądź, kim jesteś. Po prostu bądź z nami, staraj się nas rozumieć, pracuj z nami”.
Czyli nie jest łatwo...
Do tego dochodzi kwestia stylu życia. Kiedyś umówiłem się z pewną rodziną na chrzest. Przygotowałem kaplicę. Czekałem pół godziny. Nie przyszli. Postanowiłem nauczyć ich punktualności. Poszedłem do mieszkania. Zapaliłem fajkę. Przyszli po jakimś czasie i powiedzieli, że są gotowi. Odpowiedziałem, że nie ma teraz czasu, bo palę fajkę. A oni – przyjęli tę informację jakby nigdy nic… i bez pretensji poczekali, aż dopalę [To miało też dobre strony]. Przejazdy między rezerwatami często się przedłużały ze względu na jakość dróg. Ludzie nigdy nie mieli do mnie o to pretensji. Czekali w skupieniu na liturgię.
Siostra Bernadetta: Praca z tymi ludźmi wymaga wiele czasu i wzajemnego zaufania. Tego nie da się zdobyć szybko. Ich trzeba rozumieć.
Wojciech Wojtkowiak OMI: Dla tych ludzi ważna jest stałość. Kiedy jeździłem między rezerwatami – nawet spóźniony – oni mieli pewność, że przyjadę. Oni wszyscy wiedzieli, że będę. To było dla nich ważne. Nie potrzebowali przypomnień. Jednak ta relacja potrzebowała dużo czasu, aby się rozwinąć.
Podsumowanie
Nasza rozmowa dotyczyła bardzo wielu wątków. Trudno je ująć, w krótkim artykule. Najbardziej poruszył mnie temat, którego nie udało mi się uchwycić w powyższych wypowiedziach. Chodzi o motyw poczucia krzywdy. W polskich mediach pojawiają się echa wielkiego skandalu szkół rezydencjalnych, który podzielił Kościół kanadyjski. O. Wojciech i s. Bernadetta zaznaczyli, że intensywność gniewu nie wynika jedynie z samego faktu skandalu, lecz również, lub głównie z powodu poczucia porzucenia, które noszą w swoich sercach przedstawiciele Indian (First Nations). Jak wspomniała siostra – kiedyś księża byli z ludźmi. Dziś ich domy (centra misyjne) często są puste, a ludzie czują się porzuceni. W tej trudnej sytuacji iskierką nadziei wydaje się być owocna współpraca świeckich katolików ze starszyzną plemienną. Właśnie taką pracą zajmuje się dziś s. Bernadetta w jednym z punktów wolontariackich.
(pg/tekst ukazał się w gazetce parafialnej "Chrystus Król")
Opole: Być z ludźmi i dla ludzi...
Młoda parafia pw. św. Jana Pawła II w Opolu inwestuje nie tylko w mury powstającego kościoła, ale przede wszystkim we wspólnotę. Relacje między duszpasterzami a wiernymi buduje się nie tylko na liturgii, ale przebywając ze sobą. Inicjatywy rodzące się w parafii cieszą się wielkim zainteresowaniem wśród mieszkańców opolskich Gosławic i Kolonii Gosławickiej. Oprócz wieczorów filmowych w klasztorze, wyjazdu parafian z proboszczem do oblackiej parafii w Łebie nad Bałtykiem, grupa dzieci z opiekunami na rowerach udała się nad pobliskie Jezioro Turawskie. W wyprawie wziął udział senior oblatów w Opolu – o. Krzysztof Tarwacki OMI.
(pg)
Grzegorz Walczak OMI: Pokasacyjne dzieje Świętego Krzyża – część III
„Po 116 latach opuszczenia zamknęły się bramy Świętokrzyskie za nowymi gospodarzami kościoła i niezajętych przez więzienie zabudowań. Przybyli Ojcowie Misjonarze Oblaci. (…). W styczniu br. zebrało się czterech zakonników, trzech ojców i jeden brat do usuwania gruzów i porządkowania odziedziczonej spuścizny. Ciężka to praca. Klasztor odarty nie tylko z szat ale i z ciała wymaga ogromnych wysiłków, aby go oczyścić.”
Radostowa 1936 r.
„ODRODZENIE KLASZTORU NA ŚWIĘTYM KRZYŻU” – tak brzmiał sensacyjny nagłówek artykułu w „dwutygodniku literacko – naukowym, poświęconym życiu kulturalnemu Kielc i Świętokrzyszczyzny – Radostowa w 1936 roku. Sensacyjny, ponieważ mało już chyba osób wierzyło, że opactwo, w sąsiedztwie najcięższego więzienie w kraju, uda się jeszcze podnieść z ruin i tchnąć w nie nowe życie. Wydawało się to mało prawdopodobne, tym bardziej że w latach 1919-1921 próbę wskrzeszenia sanktuarium i opactwa podjęli sami benedyktyni. Brak środków materialnych, brak wsparcia i zainteresowania ze strony władz, a przede wszystkim poważny stan techniczny zabudowań spowodowały definitywne opuszczenie Świętego Krzyża przez benedyktynów.
W pokasacyjnym, trwającym ponad wiek, mroku zapalił się płomień nadziei. W styczniu 1936 r. progi świętokrzyskiej świątyni przekroczyli nowi gospodarze sanktuarium i kustosze Relikwii Chrystusowego Krzyża. Byli nimi Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej. Przybyli na Święty Krzyż z pustymi rękami i kieszeniami, a przede wszystkim z wiarą w Opatrzność, że pomoże im podnieść z ruin i nędzy to najświetniejsze niegdyś w dziejach Rzeczypospolitej sanktuarium. Jedynym stałym dochodem, który posiadali, jak zauważył autor artykułu to
pensja Ojca kapelana więziennego, wynosząca 121 zł miesięcznie, nie wystarcza to oczywiście na najuboższe utrzymanie domu.
Zanim benedyktyni podjęli próbę wskrzeszenia opactwa oraz zanim misjonarze oblaci na dobre zadomowili się na Świętym Krzyżu, podejmowano wiele inicjatyw, próbując utrzymać budynki sanktuarium do momentu pojawiania się ewentualnego nowego gospodarza.
Bieżące remonty prowadzili m.in. księża demeryci, którzy przez kilkanaście lat zamieszkiwali mury świętokrzyskiego opactwa. Także księża diecezjalni opiekujący się Świętym Krzyżem, starali się ratować pobenedyktyńską spuściznę. Mimo ich starań i wysiłków, skromne remonty okazywały się niewystarczające w dłuższej perspektywie, gdyż całość gmachu wymagała gruntownego remontu.
Jak przeczytamy w „Biesiadzie literackiej” z kwietnia 1902 r.:
Władze rządowe zezwoliły na zbieranie w ciągu trzech lat dobrowolnych ofiar w guberniach: piotrkowskiej, kieleckiej i radomskiej do sumy 6,270 rubli 69 kopiejek; w maju wyjdą kwestarze, wyjdą z puszkami prosić o grosz wdowi, (…) tylko bowiem dobrowolne ofiary mogą zabezpieczyć kościół od ruiny, obrazy zaś Smuglewicza i freski Macieja Reihana od zupełnego zniszczenia.
Święty Krzyż znajdował się wtedy na terenie parafii Nowej Słupi, która nie była w stanie sprostać olbrzymim finansowym potrzebom podupadłego sanktuarium. Akcja zbierania datków miała objąć nie tylko wspomniane gubernie. W dalszej części odezwy możemy przeczytać, że „ komitet najuprzejmiej prosi prasę warszawską i prowincyonalną o łaskawe umieszczenie tej odezwy, na szpaltach swych pism i moralne poparcie”.
Kwesty i zbiórki będą odbywać się przez następne dekady. Niestety nie zawsze ze spodziewanym skutkiem. „Zbieranie ofiar na odbudową klasztoru świętokrzyskiego prawie się nie porusza. Idzie tylko groszowa sprzedaż cegiełek. Ofiar większych nie ma” – napisze „Gazeta Kielecka” w 1920 roku.
Należy wspomnieć, iż w sto lat po kasacie, niestety nie było już żadnego żyjącego świadka pamiętającego świetność opactwa, a ówczesnym mieszkańcom regionu Święty Krzyż kojarzył się przeważnie z więzieniem. Czas działał na niekorzyść klasztornych zabudowań. Większego dzieła zniszczenia dopuszczali się poszukiwacze skarbów, o których „Gazeta Kielecka” napisze w roku 1922:
Od dłuższego czasu krążą wieści o wielkim skarbie na wzgórzach klasztoru Św. Krzyża. (…) I co dzień przed północą, podczas burz, można było zauważyć tajemnicze światełka migające w oknach klasztoru, a miarowe uderzenia kilofów i młotów rozlegały się głuchym echem wśród gór i lasów.
W roku 1918 został powołany Komitet Odbudowy Świętego Krzyża. Rok później przybyli benedyktyni. Jednak nikt przez tyle lat nie był w stanie podołać temu ciężkiemu i karkołomnemu zadaniu, jakim było podniesienie sanktuarium z ruin, które zostały z jego dawnej świetności.
Przybycie Misjonarzy Oblatów M.N. na Święty Krzyż okazało się Bożym zrządzeniem. Do roku 1939 została odremontowana elewacja kościoła, dach pokryto blachą, zostało odświeżone wnętrze kościoła i klasztoru, a także został doprowadzony prąd elektryczny.
Jak przeczytamy w „Radostowa” z 1936 r.:
Ciężka to praca. Klasztor odarty nie tylko z szat ale i z ciała wymaga ogromnych wysiłków, aby go oczyścić. Wkrótce też ożył niedawny szkielet. Wyremontowane ściany w tym roku jeszcze nakryją się blachą, poczem rozpocznie się gruntowne odnawianie wnętrza.
Inicjatywa powierzenia oblatom Świętego Krzyża wyszła od samych księży.
Ale nikt tak dobrze jak księża nie widział postępów zniszczenia i dlatego poniekąd zasługa, że administrator diecezji sandomierskiej, ksiądz infułat Kasprzycki, zapobiegł ostatecznej ruinie, sprowadzając Oblatów – „Radostowa” 1936 r.
Misjonarze Oblaci M.N. wydali odezwę do społeczeństwa, pod którą podpisał się Administrator Apostolski diecezji sandomierskiej ks. bp. Jan Lorek:
Zbożnej akcji OO.Oblatów, podjętej dla odbudowania kościoła na Św. Krzyżu błogosławię.
W planach nowych gospodarzy było również odbudowanie wieży kościelnej, której gruzy leżały w wejściu do świątyni od roku 1914 do roku 1936. Dalsze prace związane z odbudową sanktuarium przerwała II wojna światowa, na początku której bomby spadające na klasztor dokonały kolejnego dzieła zniszczenia. W roku 1945 rozpoczęła się mozolna powojenna odbudowa.
Misjonarze Oblaci M.N. jako nowi gospodarze klasztoru oraz kustosze Relikwii Chrystusowego Krzyża nigdy nie zniechęcili się i pomimo niełatwych powojennych czasów oraz dotkliwych wojennych zniszczeń, dokonali, wydawałoby się, niemożliwego i tchnęli nowego ducha w klasztorne i sanktuaryjne mury.
Uważam, że zasługi Misjonarzy Oblatów M.N. w odbudowie tego chrześcijańskiego i narodowego dziedzictwa, jakim jest Święty Krzyż, są bezdyskusyjne. Mało brakowało, a moglibyśmy dzisiaj zwiedzać najstarsze polskie sanktuarium jako jedną z wielu ruin, których nie brak na ziemi świętokrzyskiej…
Grzegorz Walczak OMI: Pokasacyjne dzieje Świętego Krzyża w świetle prasy XIX i XX wieku – część I
Grzegorz Walczak OMI: Pokasacyjne dzieje Świętego Krzyża – część II
Grzegorz Walczak OMI – ur. 1987 r., pochodzi z Wągrowca (Wielkopolska), oblat-brat zakonny. Pierwsze śluby zakonne złożył na Świętym Krzyżu 8 września 2007 roku, profesję wieczystą w 2014 roku. Ukończył studia medyczne w zakresie pielęgniarstwa na Akademii Polonijnej w Częstochowie. Należy do wspólnoty oblackiej na Świętym Krzyżu.
Tywrów: Uczyć się przebaczać...
W oblackim klasztorze w Tywrowie na Ukrainie odbyło się kolejne spotkanie katechetyczne dla dzieci. Poświęcone było fragmentowi modlitwy Ojcze nasz: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy”. Rzeczywistość przebaczenia w chrześcijaństwie to jedna z podstawowych treści podkreślanych przez Chrystusa. Przebaczenie jednak nie jest prostym zapomnieniem – tak przebacza tylko Bóg. To decyzja woli, że człowiek rezygnuje z nienawiści, która ostatecznie niszczy samego poszkodowanego. Przebaczenie nie jest również odrzuceniem uczuć – mamy prawo odczuwać żal, ból z powodu, że ktoś nas źle potraktował, czy wyrządził nam krzywdę. We fragmencie Modlitwy Pańskiej Jezus warunkuje doświadczenie przebaczenia Bożego od zdolności przebaczania bliźniemu.
(pg/zdj. OMI w Tywrowie)
Otrzymaliśmy ponad 200 listów od dzieci z Analakininy na Madagaskarze
Do Poznania dotarło 200 listów i świadectw ze szkoły w Analakinina na Madagaskarze.
Szkoła podstawowa w Analakininie jest częścią misji oblackiej działającej w Tamatave na wschodnim wybrzeżu Madagaskaru. Placówka powstała w slumsach – dzielnicy, w których panuje ogromna bieda. Mieszkają tam ludzie uchodzący z buszu do miasta w poszukiwaniu pracy. Żyją w trudnych warunkach. Ich schronieniem są chaty z bambusa bądź lepianki z gliny, zbudowane z połączenia z blachą wyniesioną z pobliskiego portu. Wielu z nich nie stać nawet na posiłek i ubrania dla swoich dzieci. Jedyną szansą na wydostanie się maluchów z biedy jest szkoła podstawowa prowadzona przez Zgromadzenie Sióstr Maryi Wynagrodzicielki (SMR). Niestety placówka nie jest w stanie przyjąć wszystkich dzieci, które chcą się kształcić. Cykl nauki w szkole podstawowej trwa 5 lat, podczas których dzieci uczą się pisać, czytać i liczyć. Te umiejętności zapewniają im nie tylko lepszy start w dorosłość, ale także bardziej radosne dzieciństwo. Roczny koszt utrzymania ucznia w szkole to 115 euro (100 euro koszty nauki + 15 euro opłaty administracyjne). Ta suma wystarcza na utrzymanie szkoły, zakup przyborów szkolnych, mundurków oraz wydawanie ciepłych posiłków. Projekt „Misja Szkoła” koordynuje na miejscu s. Roharisoa Hantatiana Perle.
Listy zostały przekazane do opiekunów uczniów z Madagaskaru w Polsce.
"Misja Szkoła" to akcja pomocowa Prokury Misyjnej Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Pomaga w zdobywaniu wykształcenia w najbiedniejszych rejonach świata. Myśląc o zbliżającym się nowym roku szkolnym, warto rozważyć dołączenie do akcji poprzez adopcję konkretnego ucznia. Więcej informacji można znaleźć tutaj: KLIKNIJ
(pg)
Gdańsk: "Francuskie Ogrody" u oblatów
W ramach koncertów instrumentów historycznych w Oblackim Centrum Edukacji i Kultury w Gdańsku odbył się wyjątkowy koncert „Francuskie Ogrody Muzyczne”. Zgromadzeni przy Elżbietańskiej melomani mogli usłyszeć najpiękniejsze kompozycje francuskich twórców siedemnastego i osiemnastego wieku. Nie zabrakło tańców, kwiecistych ozdobników oraz bogatej harmonii. Muzycy przeprowadzili słuchaczy przez partery, szpalery i aleje francuskiej muzyki.
Obok dzieł instrumentalnych takich kompozytorów jak: J. B. de Boismortier, A. Forqueray, R. de Visée, J. Morel wybrzmiały arie F. Bouvarda, J. B. Lully’ego, M. Lamberta czy M. A. Charpentiera.
(pg/OCEiK)