Relacja z pierwszej sesji trybunału beatyfikacyjnego Sługi Bożego Alfonsa Mańki OMI [ZDJĘCIA, WIDEO]

W oblackiej parafii pw. Chrystusa Króla w Poznaniu odbyła się uroczysta pierwsza sesja trybunału beatyfikacyjnego kleryka Alfonsa Mańki OMI. Posiedzenie rozpoczęło się od odśpiewania hymnu do Ducha Świętego, przewodniczył mu metropolita poznański abp Stanisław Gądecki. W sesji udział wzięli również m.in.: prowincjał Polskiej Prowincji – o. Paweł Zając OMI, wicepostulator procesu – o. Lucjan Osiecki OMI, proboszcz parafii w rodzinnej miejscowości Sługi Bożego – ks. Rafał Wyleżoł, postulator generalny Misjonarzy Oblatów MN – o. Diego Saez OMI, rodzina nowego Sługi Bożego, parafianie z Lisowic i Poznania.

Zobacz: [kleryk Alfons Mańka OMI – uparty na świętość]

Po odmówieniu modlitwy o beatyfikację Alfonsa, nastąpiło zaprzysiężenie członków trybunału, przysięgę złożył również wicepostulator, o. Lucjan Osiecki OMI oraz członkowie komisji historycznej. Od pierwszej sesji trybunału klerykowi Alfonsowi Mańce OMI przysługuje tytuł Sługa Boży.

Następnie rozpoczęła się uroczysta Eucharystia pod przewodnictwem metropolity poznańskiego w intencji dobrego przebiegu procesu beatyfikacyjnego. Kazanie wygłosił o. Lucjan Osiecki OMI, który przypomniał najważniejsze wydarzenia z życia Sługi Bożego Alfonsa Mańki OMI. Na zakończenie, w imieniu superiora generalnego, głos zabrał o. Diego Saez OMI z Rzymu.

(pg)


Modlitwa za wstawiennictwem Sługi Bożego Alfonsa Mańki OMI

Wraz z oficjalnym rozpoczęciem procesu beatyfikacyjnego kleryka Alfonsa Mańki OMI można za jego wstawiennictwem prosić Boga o potrzebne łaski:

Boże, nasz Ojcze, dziękujemy Ci za Twojego Sługę kleryka Alfonsa, którego w młodzieńczym wieku obdarzyłeś pragnieniem świętości. On z miłością poszedł za Jezusem drogą powołania, podejmując trud pracy nad sobą i upodabniając się do Niego jako męczennik.

Przez wzgląd na Twojego Sługę Alfonsa, udziel mi Boże łaski, o którą Cię proszę…, abyś Ty był uwielbiony w jego świętości, a mnie umocnił w wypełnianiu Twojej woli. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

(pg)


Postulator Generalny: "Wiem, że Bóg już czyni cuda przez wstawiennictwo tych ludzi"

O procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Czy potrzebujemy oblatów wyniesionych na ołtarze? Co inspiruje w życiu kandydatów na ołtarze? I o nowym Słudze Bożym, kleryku Alfonsie Mańce OMI - z Postulatorem Generalnym Zgromadzenia, o. Diego Saezem OMI, rozmawia o. Paweł Gomulak OMI.

 

o. Diego Saez OMI

Jest Ojciec Postulatorem Generalnym, czyli zajmuje się sprawami ewentualnych procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych oblatów. Ile takich procesów się toczy lub jest w przygotowaniu?

Diego Saez OMI: Przede wszystkim są różne rodzaje procesów. Generalnie toczy się jedenaście procesów dotyczących oblatów, ale mamy jeszcze dwa, które wprawdzie dotyczą oblatów Maryi Niepokalanej, ale nie podlegają wprost odpowiedzialności Zgromadzenia. Zostały otworzone na prośbę lokalnych biskupów, dotyczy to na przykład kardynała Cooray z Kolombo. Był oblatem Maryi Niepokalanej, ale otwarcie procesu było inicjatywą lokalnych biskupów, a ja jestem postulatorem. Tak więc podlega on postulacji generalnej, ale nie Zgromadzeniu. Podobnie na początku wyglądała sprawa dotycząca Bastiampillai Anthonipillai Thomasa. Ten proces został otworzony przez Zgromadzenie Różańcowe, ale teraz my go prowadzimy, ponieważ tamta rodzina zakonna nie jest w stanie go kontynuować.

Tak więc obecnie, razem ze sprawą Alfonsa Mańki, mamy trzynaście takich przypadków. Będziemy mieli zatem czternaście procesów dotyczących beatyfikacji i kanonizacji.

Zobacz: [Oblat-mnich, który założył zgromadzenie kontemplacyjne - pierwsze tego rodzaju w Azji]

Mamy procesy oblatów współczesnych, ale są również sprawy, które dotyczą niemalże pierwszych oblatów, tak jest w przypadku chociażby ojca Albiniego?

Albini otrzymał tytuł Czcigodnego Sługi Bożego, jego proces jest zakończony. Czekamy teraz na cud potrzebny do jego beatyfikacji. Tak zresztą wygląda sytuacja w większości naszych procesów. Zakończone jest badanie ich życia, cnót i duchowości – nie tylko na poziomie Zgromadzenia, ale także poziomach diecezjalnych oraz instancji rzymskiej. Teraz, kiedy Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych zatwierdziła, albo mówiąc bardziej precyzyjnie – zarekomendowała Ojcu Świętemu do potwierdzenia heroiczny styl życia tych ludzi, a Ojciec Święty wydał dekret, mówiący o tym, że ci oblaci rzeczywiście żyli w sposób heroiczny życiem chrześcijańskim – to jest to ostatni krok przed cudem. Wtedy dana osoba jest nazywana Czcigodnym Sługą Bożym i czekamy na potwierdzenie od Boga, że On sam pragnie by ten człowiek był wzorem i orędownikiem. Stąd większość naszych spraw oczekuje na ten znak od Boga.

Czcigodny Sługa Boży o. Karol Albini OMI - Apostoł Korsyki

Tak przy okazji, pragnę dodać: wiem, że Bóg już czyni cuda przez wstawiennictwo tych ludzi. Nie czekamy na cud w sensie, że Bóg nie czyni cudów przez ich wstawiennictwo. Na przykład w przypadku procesu Józefa Gerarda – zdarza się wiele cudów każdego roku. Podobnie jest w przypadku sprawy Albiniego – wiemy, że wciąż czyni wielkie cuda, choć przede wszystkim są to mniejsze znaki. To są też przypadki kilku innych oblatów – ludzie mówią na przykład o wstawiennictwu brata Kowalczyka. Czynią wiele cudów, ale potrzebujemy ich nie w sensie ogólnym, ale konkretnego znaku, który może być udokumentowany: jaka była sytuacja przed rozpoczęciem modlitwy przez wstawiennictwo Albiniego, Kowalczyka, czy kogokolwiek innego; jaka jest sytuacja obecnie oraz jak możemy wyjaśnić tę zmianę. Potrzebujemy dowodów. Potrzebujemy zatem kilku oblatów, którzy poświęcą czas, aby rozwijać dane sprawy: szukać dokumentów, badań medycznych w przypadku uzdrowień, zbierać je, aby przekazać do Rzymu w celu przedstawienia ich Stolicy Apostolskiej.

Zobacz: ["Dziewczyna śniła, że ​​przyszedł stary ksiądz i położył ręce na jej oczach" - niesamowite cuda bł. Józefa Gérarda OMI]

Tak zatem wygląda sytuacja dotycząca procesów. Mamy wielu Czcigodnych Sług Bożych, mamy kilku błogosławionych: Gerard, męczennicy z Hiszpanii, męczennicy z Laosu, Cebula. Ale potrzebujemy udokumentowanych cudów, aby ruszyć dalej w ich sprawach.

Zobacz: [Zdziałał wiele cudów za życia, ale do beatyfikacji potrzebne są cuda po śmierci]

Jakie znaczenie ma rzeczywistość świętości dla naszego Zgromadzenia? Czy potrzebujemy oblatów, którzy są wynoszeni na ołtarze?

Kilka tygodni temu odwiedziłem miejsce związane z jednym z naszych kandydatów na ołtarze – ojcem Albinim. Byłem na Korsyce. Spotkałem tam polskiego oblata – o. Grzegorza Skickiego, który jest obecnie superiorem lokalnej wspólnoty. Wypowiedział słowa, które można odnieść do całego wysiłku związanego z kandydatami na ołtarze i pomagają nam zrozumieć, dlaczego potrzebujemy tych kandydatów. Powiedział: „Ojciec Albini jest konkretnym przykładem dojrzałego oblata, który był szczęśliwym z bycia oblatem”. Osiągnął w swoim życiu to, czego św. Eugeniusz oczekiwał od nas, zrealizował marzenie Założyciela – żeby być świętym, ale świętym w specyficznym wymiarze, jako człowiek apostolski. Życie ojca Albiniego było wyraźnym wypełnieniem marzenia Eugeniusza o człowieku apostolskim. Podobnie jest na przykład z ojcem Gerardem – stu procentowym misjonarzem.

Albini jest zatem przykładem dojrzałego oblata, który był zawsze radosny z faktu, że jest oblatem. W swoich listach, w życiu, w świadectwach ludzi, którzy go znali, widzimy, że pozostawał radośnie wierny swojemu powołaniu. Pomimo tego, że doświadczał wielu trudności w swoim życiu. Pozostawał nie tylko wierny swojemu powołaniu, ale czynił to w sposób radosny. Myślę, że to samo możemy powiedzieć o wszystkich naszych kandydatach do beatyfikacji czy kanonizacji. Potrzebujemy ich, ponieważ chcemy widzieć konkretny przykład spełnionych oblatów, którzy jednocześnie są radosnymi oblatami.

Podobnie, kiedy spojrzymy na oblatów z Hiszpanii, młodych ludzi – nawet nie mieli czasu, aby dokończyć swoją drogę powołania, podobnie jak teraz Alfons Mańka. Z drugiej strony mamy opracowania o. Fabio Ciardiego i ostatniego kongresu: „Oblacja i powołanie”, który odbył się dwa lata temu w Pozuelo. Podstawowym celem tego kongresu było ukazanie, że męczeństwo jest najdoskonalszą oblacją. Zatem nawet tak młodzi oblaci jak Mańka czy hiszpańscy oblaci, którzy nie mieli wystarczająco czasu, aby osiągnąć cele formacji – wyjechać na misje, by głosić Ewangelię, czy chociażby skończyć pierwszą formację – byli jednocześnie dojrzałymi oblatami. Byli też radosnymi oblatami, stałymi i wiernymi aż do końca. Hiszpańscy oblaci pomagali sobie wzajemnie w więzieniu, troszczyli się o siebie. W każdym położeniu chcieli być razem, pozostać jako wspólnota.

Zobacz: [Świętość to normalność - wspomnienie bł. Józefa Cebuli OMI]

Dlaczego prowadzimy procesy beatyfikacyjne i kanonizacyjne? Ponieważ potrzebujemy bardzo konkretnych przykładów oblatów – dojrzałych i radosnych, wiernych aż do końca.

Oblaccy męczennicy z Hiszpanii

Spośród oblatów, których procesy się toczą, którzy są Ojcu najbliżsi?

Wszyscy są mi bliscy. Oczywiście w zależności od mojej osobistej sytuacji, patrzę na nich w inny sposób. Kiedy szukałem inspiracji, jak być misjonarzem zagranicznym – byłem misjonarzem w Turkmenistanie przez trzy lata i jedenaście lat na Ukrainie – spoglądałem na Gerarda jako źródło inspiracji. Gdyby był na moim miejscu, w nowej sytuacji, kraju – na przykład gdy byłem w Turkmenistanie – gdyby był tutaj, co mógł by zrobić na moim miejscu? Kiedy myślę o trudnościach w przeżywaniu powołania, zmaganiach i napięciach życia wspólnotowego, patrzę na oblatów hiszpańskich, ponieważ zawsze pozostawali razem, we wspólnocie. Kiedy poszukuję inspiracji w przekraczaniu granic, na przykład granic kulturowych, patrzę na Wrodarczyka, który był zdolny służyć różnym środowiskom, bez względu na przynależność narodową czy religijną.

Kocham ich wszystkich – to nie są puste słowa. Im bardziej ich poznaję, tym bardziej zaczynam kochać ich w różnych wymiarach. Święty Augustyn mówi nam, jest to ujęte w modlitwie brewiarzowej: „Nie miłuje się tego, czego wcale się nie zna. Jeśli się zaś miłuje to, co się zna, to ta miłość sprawia, iż można to poznać coraz lepiej i coraz pełniej”. Im bardziej zatem poznaję tych kandydatów na ołtarze, tym bardziej ich kocham i odkrywam nowe rzeczy, które mnie inspirują.

Stąd pragnę zachęcić i taki jest mój cel jako postulatora, żeby coraz bardziej ich ukazywać, ponieważ jestem pewien, że mogą dawać inspiracje wielu innym oblatom na świecie, w przeróżnych okolicznościach, jakim stawiamy czoła każdego dnia.

Zobacz: [Przecinany piłą na pół za wiarę - poznaj niezwykłe cytaty Sługi Bożego Ludwika Wrodarczyka OMI o wierze]

27 listopada rozpocznie się proces beatyfikacyjny Alfonsa Mańki. Czym on może inspirować?

Alfons Mańka był bardzo młodym człowiekiem. Nie dane mu było ukończyć pierwszej formacji. Ludzie nie pozwolili mu, aby wiódł normalne życie. Jednocześnie w trudnych okolicznościach walczył, aby być radośnie wiernym swojemu powołaniu – nawet w obozie koncentracyjnym.

W Mauthausen, gdzie umieszczono Alfonsa, nie było dostępu do księży, było natomiast dużo zakonników – jeśli się nie mylę, 15 innych nowicjuszy i scholastyków. Alfons Mańka był jednym z najstarszych. W III niedzielę adwentu przewodniczył nabożeństwu. Niektórzy świadkowie, nawet oblaci, którzy z nim byli, którzy przeżyli obóz koncentracyjny, mówili, że właśnie dzięki kazaniu scholastyka Alfonsa mogli pozostać wiernymi do końca wierze w Jezusa Chrystusa.

Sługa Boży kleryk Alfons Mańka OMI

Co Alfons Mańka może nam powiedzieć dzisiaj? Być świadomym swojego powołania. Dokonał wyboru i pozostał mu wierny nawet w najgorszych okolicznościach. Pomagał też innym w świadomym i radosnym pozostaniu wiernym powołaniu. Był bardzo młody, kiedy zginął.

Bycie świętym, nawet bycie oblatem, to nie pytanie o to, kiedy skończę moją pierwszą formację, kiedy otrzymam święcenia prezbiteratu. Mańka nie był jeszcze księdzem, nie złożył nawet ślubów wieczystych, był na ślubach czasowych, był jednak wzorem dojrzałego oblata. Wzorem radośnie wiernego oblata aż do końca. W tym może być dla nas inspiracją, szczególnie dla tych, którzy myślą o swoim powołaniu, aby podjąć świadomą decyzję, bez względu na okoliczności.

 

(tł. pg)


Wenezuela. Kwitnący kraj stał się miejscem chaosu

Wenezuela nadal jest rządzona komunistycznymi metodami, od których odstąpili już niemal wszyscy na świecie. Bogate złoża ropy i jej eksport nie zmieniają faktu, że ludziom żyje się coraz gorzej.

Swego czasu Wenezuela była przykładem w  wielu dziedzinach. Na początku XX wieku stolica, Caracas, była miastem nowoczesnym, wzbudzającym podziw i zazdrość podróżujących tu Europejczyków. Demokracja w Wenezueli ma najdłuższą historię w całym regionie i była bardziej ustabilizowana i kwitnąca niż w zmagającym się z totalitaryzmem świecie cywilizacji zachodniej. Rozwijająca się gospodarka w połowie XX w. mogła służyć za wzór. Do dziś zostało z tego niewiele. Dzisiejsze Caracas jest miastem chaosu przodującym w światowych statystykach przemocy. Populizm rządzących nie tylko zdemoralizował świat polityki, ale systematycznie niszczy gospodarkę nękaną przez wysoką inflację. Komunistyczne metody, od których odstąpili już niemal wszyscy przywódcy na świecie, za wyjątkiem obecnego prezydenta Wenezueli, Hugo Chávez Fríasa, są tu wciąż stosowane. Wprawdzie złoża ropy są bogate, a jej eksport znaczny, nie zmienia to jednak faktu, że ludziom żyje się naprawdę coraz gorzej.

Slumsy w Caracas (zdj. pixabay)

Kraj kontrastów

Wenezuela jest krajem kontrastów. Z jednej strony mamy do czynienia ze skrajnym ubóstwem, z drugiej jest grupa ludzi wpływowych i bardzo bogatych. Duży procent społeczeństwa przynależy do klasy średniej, która radzi sobie w życiu. Nieobce są widoki domostw skleconych ze starej blachy. W większych miastach można iść na zakupy czy do kina do dużych i nowoczesnych centrów handlowych. Na drogach mijamy stare, zdezelowane i o dziwo jeżdżące jeszcze samochody, ale także i najnowsze modele światowych marek. Do tych wszystkich ludzi powinniśmy trafić z Ewangelią.

zdj. Rafał Wleklak OMI

Latynoska spontaniczność

Nie wszystko na szczęście rysuje się w czarnych kolorach. Kto zetknął się z mentalnością latynoską, potrafi docenić spontaniczną radość i życzliwość ludzi tam mieszkających lub pochodzących z tego kontynentu. Już samo takie usposobienie ułatwia pierwszy kontakt i gwarantuje zainteresowanie różnorodnymi inicjatywami. Oczywiście po pierwszej fali entuzjazmu nie należy liczyć, że dalej wszystko pójdzie jak po maśle. Inną z  charakterystycznych cech Wenezuelczyków jest brak rasizmu. Gdy określamy kogoś z ciemną karnacją słowem „Czarny”, odbiera to jako coś pozytywnego, nawet pieszczotliwego. To są konkretne postawy ludzkie dające nadzieję, że można uformować trwale i dojrzałe wspólnoty chrześcijańskie. Co próbujemy wcielić w życie.

Trochę jak kiedyś w Polsce

Mimo trudnej sytuacji politycznej Kościół w Wenezueli cieszy się nieskrepowaną wolnością. Istnieją pewne niedogodności, ale nie większe niż te dotykające szarego obywatela. Od niedawna nie ma lekcji religii w szkołach, symbole wiary bywają profanowane, a biskupi ośmieszani przez media oddane partii komunistycznej. To sytuacja podobna do tej w Polsce 30-40 lat temu. Wśród ludzi Kościół jako instytucja cieszy się wielkim szacunkiem, a kapłan otaczany jest niemal czcią. Taki kredyt zaufania na pewno zobowiązuje i motywuje. Parafia to nieraz dużo więcej niż przestrzeń na Msze św., spotkania pastoralne, katechezy czy grupy apostolskie, ale miejsce, gdzie można szukać wszelakiej pomocy: materialnej, psychologicznej i czysto ludzkiej. W ten nurt doskonale wpisują się Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej, którzy od ponad 20 lat pracują w Wenezueli.

zdj. Rafał Wleklak OMI

Nadzieje Kościoła

Kościół wenezuelski ma szansę być swoistym punktem odniesienia i ostoją dla ludzi, którzy na próżno szukają oparcia w innych instytucjach. Tutaj w Kościele można spotkać takich, którzy idą po linii najmniejszego oporu i czekają na lepsze czasy z założonymi rękami. Potrzebujemy rachunku sumienia dotyczącego tego zagadnienia, by z całą stanowczością i siłą stawić czoła kolejnym wyzwaniom. Mam tu na myśli szczególnie problem sekt pseudoprotestanckich, które sieją spustoszenie wśród wielu katolików. Nie mniejszym wyzwaniem jest solidna formacja katechetyczna wszystkich grup wiekowych, co już samo w sobie może być najskuteczniejszą formą zwalczania wpływu sekt. Troskę o tych, którzy w społeczeństwie mają najmniej do powiedzenia i reprezentowanie ich też trzeba umieścić w czołówce zadań na najbliższą przyszłość. Nie są to nowe projekty, ale coś, co żyje w świadomości wenezuelskiego Kościoła. Na szczęście nie brakuje pozytywnych przykładów wspólnot, które już zaczęły wprowadzać to w czyn.

 

Tekst ukazał się w czasopiśmie "Misyjne Drogi"

(misyjne.pl)


Markowice: Rozbiórka gmachu dawnego Niższego Seminarium Duchownego [ZDJĘCIA, WIDEO]

Misjonarze oblaci przybyli do Markowic na Kujawach w 1921 roku. Objęli dawny karmelitański konwent wraz z kościołem, w którym znajduje się łaskami słynąca figura Matki Bożej – Królowej Miłości i Pokoju – Pani Kujaw. Od początku dom markowicki miał służyć formacji, najpierw jako nowicjat, a następnie jako juniorat – z czasem przekształcony w Niższe Seminarium Duchowne (od 1957 roku). Z miejscem tym związany był bł. Józef Cebula OMI oraz Sługa Boży Alfons Mańka OMI.

Zobacz: [Jubileuszowa książka o Markowicach do nabycia online]

Pod koniec lat 70. zapadła decyzja o budowie nowego gmachu. Spowodowane to było napływem nowych uczniów, których fizycznie nie można było pomieścić w dotychczasowych pomieszczeniach. Nowe skrzydło oddano do użytku w 1987 roku. Przy klasztorze i niższym seminarium funkcjonowało prężne gospodarstwo rolne, zaopatrujące wspólnoty w mięso, nabiał oraz warzywa.

Przez lata markowicki juniorat był źródłem powołań do Zgromadzenia. Przykładowo obecnie w kanadyjskiej Prowincji Wniebowzięcia na 56. oblatów – 23. z nich przeszło markowicką formację. Stanowi to 41% całości personelu oblackiego. Niestety ze względu na zmiany demograficzne, skutki reorganizacji szkolnictwa w Polsce i wciąż zmniejszającą się liczbę kandydatów do tego typu szkoły – w 2013 roku misjonarze oblaci postanowili zamknąć placówkę. W tym samym roku parafię i sanktuarium przejęli księża diecezjalni archidiecezji gnieźnieńskiej. W związku z trudnością utrzymania obiektów, zapadła decyzja o wyburzeniu części niezabytkowej oraz gospodarstwa. Wielu absolwentów Niższego Seminarium Duchownego do dzisiaj przyjeżdża do Markowic oraz śledzi ostatni etap historii Niższego Seminarium Duchownego. Ważne dla wielu budynki, kryjące w sobie wiele historii, znikają z widzialnego świata.

Przez 56 lat działalności markowickiego seminarium przez jego mury przeszło niemal 1600 juniorów, absolwenci NSD w ogólnej liczbie nowicjuszy misjonarzy oblatów w okresie działalności junioratu stanowili blisko 22%.

Rozbiórka gospodarstwa:

Absolwenci Markowic stworzyli stronę na jednym z portali społecznościowych, gdzie dzielą się wspomnieniami z czasów nauki w szkole, a jednocześnie chcą jej towarzyszyć aż do końca.

Nasza Szkoła niestety już nie istnieje 🙁 Pozostały jednak wspomnienia, znajomości i zdjęcia 🙂 Zapraszamy do dzielenia się zdjęciami, wspomnieniami. (…) Pewna WAŻNA historia przeminęła bezpowrotnie [*] Bogu niech będą dzięki za NSD.

Zdjęcia z rozbiórki gmachu Niższego Seminarium Duchownego:

To miejsce pomogło mi w życiu. Bardzo – napisał jeden z uczniów.

 

Łezka w oku się kręci, wiele dobrego Oblaci wnieśli w nasze życie. Cząstka serca umiera na naszych n oczach. Cztery lata życia w tych murach było lekcją życia za co trzeba podziękować!!! – dopowiada inny.

15 marzec 2006 roku… Pierwszy raz przekroczyłem mury tego klasztoru. Bez tej szkoły, bez Oblatów, bez wspaniałych nauczycieli, bez kolegów… moje życie wyglądałoby inaczej. Dziękuję Wam wszystkim raz jeszcze.

 

Kawałek serca zostało pod tymi gruzami…

Zobacz: [Bp W. Krótki OMI w Markowicach: „My wszyscy tęsknimy za wami, a jesteśmy na całym świecie”]

(wideo: Piotr Giża/profil społecznościowy NSD)

(pg/zdj. profil społecznościowy NSD)


Katowice: Black Friday z oblackimi męczennikami z Hiszpanii

W oblackiej parafii na Koszutce w Katowicach odbędzie się w dniu dzisiejszym czuwanie modlitewne za wstawiennictwem błogosławionych misjonarzy oblatów - męczenników z Hiszpanii. Spotkanie rozpocznie się w kościele przy ul. Misjonarzy Oblatów MN o godzinie 19.00.

(pg/OMI Katowice/main photo Małgorzata Bełdowska/Wydawnictwo Zet)


Kokotek: Pierwsze oblackie rekolekcje zakonne w OCM "Niniwa" [ZDJĘCIA]

W odnowionym gmachu OCM w Kokotku dobiegają końca tygodniowe rekolekcje zakonne polskich Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. To pierwsza w pełni stacjonarna seria w odnowionym obiekcie. Rekolekcje prowadzi o. Leon Nieścior OMI – ojciec duchowny Polskiej Prowincji. Uczestniczy w nich 28 rekolektantów – wszyscy doceniają komfortowe warunki noclegowe oraz kuchnię. Brakuje jedynie kaplicy z prawdziwego zdarzenia, na modlitwę i sprawowanie liturgii dostosowano przestronną salę konferencyjną. Budowa kaplicy przy Oblackim Centrum Młodzieży trwa. Rekolekcje zakończą się w sobotę 27 listopada.

Zobacz: [Dlaczego oblaci na rekolekcjach nie zachowują świętego milczenia?]

(pg/zdj. T. Maniura OMI)


26 listopada 2021

BRAK ZAUFANIA W ŁASKI JEZUSA CHRYSTUSA, KTÓRYCH NARZĘDZIAMI BYLIŚCIE JEDNAK PRZEZ TYLE LAT

Ojciec Magnan został wysłany, aby wziąć udział w misji ludowej i oczekiwał, że będzie mu towarzyszył bardziej doświadczony ojciec Courtès. Kiedy ten ostatni zachorował i nie mógł przyjechać, młody oblat wpadł w panikę.

Mój drogi ojcze Magnanie, to naprawdę zdumiewająca sprawa, że ta małostkowość was wszystkich ogarnęła; ten dziecinny lęk, który można nazwać krzykiem rozpaczy, jaki wydaliście na widok tej wspaniałej okolicy Brignoles, która was wprawiła w osłupienie, która do tego stopnia was zgorszyła, że prawie doszło do skrajnego położenia, i cały ten strach, ponieważ zabrakło wam o. Courtèsa. Rzeczywiście, gdyby nie zajmowały mnie inne sprawy, śmiałbym się z tej paniki.     

Eugeniusz podkreśla, że został posłany jako narzędzie, przez które będzie działał Zbawiciel i że Jezus nigdy nie opuścił swoich misjonarzy.

A więc dalej! Skoro zostaliście wysłani przez Pana, to raz na zawsze porzućcie wszystkie wasze ludzkie kalkulacje, rezultat dobrze ukrytej pychy i braku zaufania w łaski Jezusa Chrystusa, których narzędziami byliście jednak przez tyle lat. Zasłużyliście, aby ta boża łaska usunęła się z waszej posługi, a wtedy moglibyście obawiać się ludzkiego sądu, ale gdy ona będzie z wami, waszymi prostymi, mało wyszukanymi i natchnionymi przez Bożego Ducha kazaniami nawrócicie dusze. On nie przemawia okrągłymi zdaniami i pięknym językiem retorów...

Nie trzeba będzie ogłaszać, że o. Vincens będzie superiorem misji. Wszystkim wam polecam, byście znów mieli odpowiednie przeświadczenie o godności waszej ważnej posługi. Nie zostaliście posłani do Brignoles zabiegać o aplauz proboszcza ani kapłanów, ani burżuazji z miasta. Zostaliście wysłani dzięki łasce Jezusa Chrystusa, która nigdy się nie myli, nawracać dusze, przynajmniej wówczas, gdy nie liczycie już więcej na własne siły, ale tylko na jej moc...

Eugeniusz przypomina mu:

słowo Bożego, które poprzez waszą posługę kontynuuje swe dzieło, dokonując cudów nawrócenia w tylu duszach, wbrew ludzkim sądom.

List do ojca Jeana Magnana, 08.03.1844, w: EO I, t. X, nr 836.


Czy tradycje afrykańskie wspierają chrześcijańską rodzinę? [sympozjum]

Na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie odbyło się sympozjum misjologiczne pod hasłem „Rodzina w Afryce wczoraj i dziś”. Prelegenci omawiali zagadnienia związane z kulturą afrykańską w kontekście magisterium Kościoła. Odbyły się również panele dyskusyjne.

(zdj. Tomasz Szyszka SVD)

Sympozjum miało charakter międzynarodowy. W dyskusji pojawiły się głosy z Rwandy, Senegalu, Tanzanii czy z Ugandy. Wśród prelegentów znaleźli się: o. prof. Jarosław Różański OMI, ks. prof. UWM Jacek Pawlik czy ks. prof. UKSW Zdzisław Struzik. Jednym z szeroko omawianych zagadnień była kwestia inkulturacji.

Tradycyjne małżeństwo gidarskie zawiera w sobie wiele wartości. Można tu wymienić choćby przywiązanie do czystości przedmałżeńskiej, poszanowanie życia, zdecydowany brak akceptacji dla cudzołóstwa czy nacisk położony na nierozerwalność związku. Potrzebne jest jednak poszukiwanie inkulturowanych form zawierania małżeństwa. Trzeba szukać rozwiązań między obowiązującą w Kościele formą zawierania małżeństwa, a tradycyjnymi formami Afryki Subsaharyjskiej. To problem, który od wielu lat jest niezwykle istotny – sygnalizował o. prof. Jarosław Różański.

(zdj. Tomasz Szyszka SVD)

Ks. prof. Jacek Pawlik SVD podejmował z kolei m.in. temat poszerzonej rodziny, w której łączą się nie tylko kobieta i mężczyzna jako jednostki, ale także ich bliscy.

Kobiety, młode dziewczyny, czasem dowiadują się praktycznie w ostatniej chwili o tym, kto zostanie ich małżonkiem. W Afryce istnieją też takie tradycje, które powodują, że każda dwulatka jest już zaręczona z przeznaczonym dla siebie chłopcem – relacjonował werbista.

Duchowny zwracał również uwagę na to, że wiele chrześcijan w Afryce ma problem z akceptacją nauczania Kościoła w sprawie małżeństwa i rodziny.

Dwadzieścia lat temu w Togo przeprowadzono ankietę. Wykazała ona, że głównymi przyczynami wstrzymywania się z zawarciem związku sakramentalnego są zakaz poligamii (71%), wymóg nierozerwalności małżeństwa (64%), zakaz rozwodu nawet w przypadku niepłodności któregoś z małżonków (43%) – opisywał ks. prof. Pawlik.

Prelegenci zwracali uwagę na fakt, że w każdym kontekście kulturowym ważne jest towarzyszenie młodym ludziom w przygotowywaniu do małżeństwa. Istotna jest też kwestia przekazywania wiary przez rodziców. To na tym poziomie najczęściej dochodzi do skutecznego głoszenia wartości chrześcijańskich. Odpowiadając na potrzeby duchowe młodych ludzi, misjonarze budują trwałe więzi z miejscową ludnością. Także młodzi małżonkowie powinni znaleźć wsparcie Kościoła i najbliższych, aby móc wzrastać w wierze i w tej wierze wychowywać swoje dzieci.

(zdj. Tomasz Szyszka SVD)

Szczególna rola wspólnoty przejawia się w sytuacjach kryzysowych. To właśnie wtedy, pod każdą szerokością geograficzną, księża i misjonarze mogą i powinni towarzyszyć rodzinie w poszukiwaniu rozwiązań problemów. Dla afrykańskiego modelu rodziny charakterystyczne jest przywiązanie do przekazywania życia i wszystkiego, co jest z tym związane.

Ostatnia część sympozjum miała charakter dyskusji i wymiany punktów widzenia na temat współczesnych problemów rodziny z perspektywy danego kraju. Swoimi przemyśleniami dzielili się ojcowie: Tesfaye Hailemariam, Alexander Dung, Bruno Yenkwo, Vianney Kyeune, Leonard Sanyu, Marcel Kpudzeka, Tesfaye Gebremichael Ago, Ovie Aghoghophia, John Paul Aisu, Walter Ukurikiyimfura i Admasu Gebre.

Zapis sympozjum można znaleźć TUTAJ

(misyjne.pl/main photo Ian Macharia/Unsplash)