16 wrzesnia - OKIEM PRAKTYKA POSZUKIWAĆ WOLI BOŻEJ

Rozważając możliwość połączenia się wspólnoty misjonarskiej ojca Favre z oblatami, Eugeniusz, doświadczony kaznodzieja misyjny, był krytyczny wobec pewnych praktycznych metod tejże wspólnoty. W przepowiadaniu oblaci skupiali się na miłości i na zaproszeniu miłosiernego Boga do nawrócenia. Eugeniusz jednak był otwarty na możliwość, że Pan zapraszał dwie wspólnoty do połączenia sił.

Wstają o czwartej godzinie, przeprowadzają godzinną modlitwę, od­prawiają msze i spowiadają aż do godziny dziewiątej. O dziewiątej zaczy­na się pierwsze ćwiczenie misyjne, to znaczy nieprawdopodobnie chłodny i banalny rachunek sumienia przeprowadzany z ambony przez misjonarza na temat Bożego przykazania. Potem następuje msza. Na ewangelię inny misjonarz wchodzi na ambonę, aby wygłosić kazanie, po którym dokoń- cza się mszę i wychodzi się, aby o drugiej godzinie znów rozpocząć inne ćwiczenie. Jeden misjonarz przeprowadza katechizację, przepytując wy­znaczone do odpowiedzi dziecko. Pytania i odpowiedzi następują po sobie bardzo szybko. Z wszystkiego, co robią ci księża, to bardziej mi się podo­bało. Kiedy wybija godzina trzecia, katechizacja kończy się, a rozpoczyna się konferencja. Byłem obecny na wczorajszej i dzisiejszej. Przeprowadzał je sam ks. Favre. Niestety! To do niczego! Nie rozumiem, dlaczego przy­wiązuje się do tego znaczenie. Dziś rano odpowiednik kazania był bardzo nieudany. W tych konferencjach, które są prawdziwym dialogiem głupich, nieustannie pojawiają się powtórki. Mówiąc o powtórkach, mam na myśli te same myśli i słowa. Dziś na przykład mówiono o wszystkich grzechach popełnianych przeciw każdemu przykazaniu. Przy każdym przykazaniu robiono to samo wyliczanie: dwa grzechy dziennie stanowi 14 tygodnio­wo, sześćdziesiąt miesięcznie itd. rocznie, w ciągu dziesięciu lat, w ciągu dwudziestu lat i tak dalej. Po przykazaniach robiono przegląd grzechów popełnianych przez zmysły, ciało, ducha, w dzieciństwie, w młodości, w wieku dojrzałym, w starości, ciągle przeliczając przez dodawanie i mno­żenie i używając stale tych samych wyrażeń bez wkładania w to najmniej­szego uczucia. Och! jakie to kiepskie! Nie mogłem już tego wytrzymać.

List do Henryka Tempier, 10.06.1826, w: EO I, t. VII, nr 248.

Potrzebujemy rozeznania do tego, co widzimy, do tego, co słyszymy, do tego, w co wierzymy. Charles R. Swindoll


12 września - WZROST DUCHOWY POTRZEBUJE CZASU I CIERPLIWOŚCI MISJONARZA

Powrót Eugeniusza do Francji opóźniał się z racji negocjacji w związku z możliwym połączeniem dwóch wspólnot zakonnych, które pełniły tę samą posługę co oblaci. Pierwszą z nich byli Oblaci Dziewicy Maryi, których spotkał w Turynie podczas swej podróży do Rzymu. Teraz, wracając z podróży, informuje Tempiera, że misjonarskie metody tejże wspólnoty nie były zgodne z metodami oblatów.

Nie myślę już wcale o tych, których spotkałem w czasie swego prze­jazdu. Przełożony jest człowiekiem z bardzo wielkimi zasługami, ale jest stary i osłabiony oraz wodzony za nos przez jednego z jego trzech lub czte­rech towarzyszy. Ich sposób działania, do którego mordicus przywiązują wagę, nie dałby się pogodzić z naszym. Głoszą tylko ośmiodniowe reko­lekcje i w ciągu tych ośmiu dni robią to wszystko, co nam trudno wyko­nać w ciągu trzydziestu. Zresztą wśród zasłużonych kapłanów w tych stro­nach jest tylko jedno zdanie i na pewno powstało, aby nam dodać odwagi, chociaż biednego ks. Dalgę powinno przyprawić o drżenie, to znaczy, że faktycznie osiem dni misji wystarczy, aby zakończyć robotę. Robią dużo, gdy przedłużają pracę do piętnastu dni i tak postępują wszyscy – jezuici, pasjoniści, lazaryści i wszystkie zakony...

List do Henryka Tempier, 24.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 242.

Pełna przenikliwość przychodzi powoli, krok po kroku. Ścieżka duchowego wzrostu jes ścieżką nauki trwającej przez całe życie. M. Scott Peck


11 września - SUPERIOR GENERALNY CODZIENNIE ODPRAWIA MSZĘ ZA ZGROMADZENIE

W drodze de Francji Eugeniusz z ojcem Honoratem dzieli się każdą łaską w związku z tym, co stało sie w Rzymie i podkreśla odpowiedzialność, jaka dzięki papieskiej aprobacie ciąży na oblatach.

O! ile spraw będziemy mieli sobie do powiedzenia! Dużo o tym pisa­łem, co bez wątpienia zostało wam przekazane, ale któż zdołałby przed­stawić tyle cudów? W imię Boże odpowiedzmy na łaski, jakich w tych ostatnich czasach Bóg udzielił tylko nam. Ze swej strony, nie wiedząc co robić, aby godnie podziękować Bogu, postanowiłem codziennie składać świętą Ofiarę bądź to aby podziękować Bogu za Jego dobrodziejstwa, bądź aby otrzymać to, żeby każdy z nas stawał się coraz godniejszym swego powołania. Wydawało mi się, że jest nieodzowne, aby w Stowarzyszeniu codziennie była składana Ofiara w tej intencji, która zawiera w sobie jesz­cze inne, zawsze w tym samym duchu.

List do Jeana Baptiste Honorat’a, 28.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 244.

Kiedy chcecie być błogosławieństwem, Bóg zapewnia, że ciągle jesteście błogosławieni w obfitości. Joel Osteen


10 września - POTRZEBUJĘ WŚLIZNĄĆ SIĘ DO TYLU DOBRYCH I CNOTLIWYCH LUDZI JAK WY

Ciesząc się z dobroci i cnót swoich synów – oblatów – Eugeniusz w porównaniu z nimi zdaje sobie sprawę z braku cnót.

Jaką cnotę według ciebie powinienem uznać w sobie? Niestety! co do tego nie mylę się! Świa­domość prawdy i dobra nie jest cnotą. Byłaby to najwyżej dyspozycja, zdolność do cnoty, ale po co albo przynajmniej czym będę się chwalić, jeśli – przeciwnie – to właśnie mnie upokarza i bardziej zawstydza, ponie­waż to drzewo wydaje tylko kwiaty, a żadnych owoców. Wierzcie mi, moje dzieci, że bardzo potrzebuję was wszystkich, aby usiłować przemycić się wśród tylu dobrych towarów.

Nie zniechęcaj się więc w podnoszenia wszystkich swoich podwład­nych do najwznioślejszych cnót naszego stanu. Całkowite zaparcie się sie­bie i wielka pokora, która łącznie z żarliwością o chwałę Bożą i zbawienie dusz, przy wielkim szacunku i całkowitym podporządkowaniu naszym, przez które powinniśmy osiągnąć nasz cel, sprawią, że naprawdę do nich dojdziemy.

List do Hipolita Courtesa, 31.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 247.

Kiedy bogactwo przepadło, nic nie przepadło, kiedy utraciło się zdrowie, coś się straciło, kiedy utraciło sie charakter, utraciło się wszystko. Billy Graham


8 września - SZCZYTEM WSZYSTKICH MYCH UCZUĆ BĘDZIE MOJA OBECNOŚĆ WŚRÓD OBLATÓW

Podróżując przez Francję, po swym długim pobycie w Rzymie, Eugeniusz okazuje swą niecierpliwość, aby znaleźć się pośród oblatów, którzy są w centrum jego uczuć.

Proszę mi wierzyć, że tęsk­nię z powodu odczuwanej potrzeby zobaczenia się z wami i życia z wami wszystkimi. To ostatnie opóźnienie doprowadza moje poddanie się do gra­nic możliwości. Smutno mi, gdy pomyślę, że gdyby nie to, w tych godzi­nach przyciskałbym już was do serca, ale tak musi być. Z Bogiem, żegnam.

List do Henryka Tempier, 30.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 246.

Myśl, że po spędzeniu sześciu miesięcy w tak wielkim oddaleniu znaj­duję się tak blisko was, przyczynia się jeszcze do mego szczęścia, ale choć nie uważam Francji za ziemię obiecaną, to jednak dlatego, że tam znajduje się to, co na świecie kocham najbardziej, nie mogę powstrzymać się od pewnego żalenia się na to, że tak jak Izraelici zostałem zatrzymany tuż przed jej osiągnięciem.

List do Jeana Baptiste Honorata, 28.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 244.

...Spodziewam się, że za piętnaście dni nie będzie już między nami ani gór, ani mórz. Z Turynu wyjeżdżam we wtorek. Proszę się nie obawiać, że cokolwiek mogłoby mnie zatrzymać w Sabaudii. Jak tylko omówię sprawę, która mnie tam prowadzi i w której intencji zgodnie ze zwycza­jem postaracie się pomodlić, wsiądę do dyliżansu i z Bożą pomocą przyja­dę najpierw do N.-D. du Laus, gdzie pozostanę dwa dni, aby nie zasmucać naszych ojców, a następnie do Aix, gdzie ryzykuję uduszenie was przez przyciskanie do serca, które bije na samą myśl o szczęściu znalezienia się w centrum wszystkich moich uczuć.

List do Hipolita Courtesa, 31.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 247.

Nie wybieracie waszej rodziny. Ona jes prezentem od Boga dla was jak i wy jesteście nim dla niej. Desmond Tutu


5 września - MOŻE KONIECZNE JEST, ABY W OBECNOŚCI BARANKA W RAJU BYLI REPREZENTANCI WSZYSTKICH RODYIN, KTÓRE WALCZ NA ZIEMI O CHWAŁĘ JEGO IMIENIA

30 lipca 1826 roku do święceń kapłańskich przygotowywali się dwaj młodzi oblaci z Gap: Józef Alfons Martin i Wiktor Arnoux. Ten ostatni był zbyt młody i potrzebował duspensy biskupa, aby otrzymać święcenia.

Mam nadzieję, że Ferrucci pośle ojcu dyspensę od wieku Arnoux, chociaż zapomniał on dać mi prośbę do podpisu. Z jaką niecierpliwością czekam na święcenia tych dwóch kapłanów, Martina i Arnoux! Wydaje mi się, że odradzam się, patrząc na te dzieci wyniesione do kapłaństwa.

Eugeniusz cieszył się dwóch nowych kapłanów, ale przypomniał, że Jakub Marcou leżał na łożu śmierci i rozmyslał o wspólnocie oblackiej w towarzystwie Baranka w raju.

Oby dobry Bóg zachował nam Marcou! Nie musimy go tracić, ale Pan wie, czego nam potrzeba. Może jest konieczne, aby w niebie, w obecności Ba­ranka, byli reprezentanci wszystkich rodzin, które walczą na ziemi o chwa­łę Jego imienia. W takim przypadku moglibyśmy liczyć na naszego bied­nego Jourdana, który na pewno był święty i którego rodzaj śmierci nie może być przypisywany jego woli.

List do Henryka Tempier, 24.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 242.

Przyjaciel, który umiera, to cząsta was, która umiera. Gustave Flaubert


4 września - TROSKA OJCA O ZDROWIE JEGO OBLACKIEJ RODZINY

Intuicyjna i pełna miłości osobowość Eugeniusza ujawnia sie wówczas, gdy rozmyśla nad zdrowiem swoich oblatów, którzy je nadwerężają z powodu swej misjonarskiej gorlwiwości.

Żal mi naszego drogiego Suzanne’a. Bóle to przykra spra­wa. Proszę mu powiedzieć, aby założył flanelową kamizelkę, a przynaj­mniej rękaw. Ale niech odpocznie, mimo że w Marsylii może być kuszony do czegoś odwrotnego. To nie tylko zwyczajna rada, jaką mu dałem. Jeżeli w Marsylii to zbyt trudne, niech uda się gdzie indziej, byle tylko odpoczął...

Ból mego biednego Suzanne’a leży mi na sercu. Ja poradziłem sobie dobrze nacieraniem olejem ze słodkich migdałów zmieszanym z pewnym środkiem spirytusowym i bardzo śmierdzącym. Ściskam jeszcze raz tego drogiego pacjenta, którego zbyt kocham, aby nie odczuwać wszystkich jego dolegliwości.

List do Henryka Tempier, 24.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 242.

Martwię się uporczywym bólem o. Suzanne’a. Proszę mu polecić, aby należycie pił wodę, którą mu przepisano. Jeśli idzie o o. Marcou, to nie ustaję polecać jego zdrowie dobremu Bogu. Polecam modlić się za niego zakonnikom domu, w którym przebywam. Nie trzeba się śpieszyć z wysy­łaniem go w podróż. Nie brak przykładów świadczących, że dzięki nad­zwyczajnym staraniom można wyleczyć osobę, która wymiotowała krwią...

Nie powiedział mi ojciec, czy o. Dupuy nie odczuwa już dawnego zmęczenia. Proszę mu powiedzieć w moim imieniu o wielu sprawach, tak samo jak o. Jeancardowi, który również potrzebuje wypoczynku. Bardzo serdecznie ściskam jego oraz was wszystkich.

List do Henryka Tempier, 30.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 246.

Ponad wszytsko strzeż miłości, którą otrzymałeś. Ona przetrwa o wiele dłużej niż twoje dobre zdrowie, które przepadło. Og Mandino


3 wrzesnia - ZATROSZCZ SIĘ O NIEGO BARDZIEJ NIŻ MOŻNA BYŁOBY TO ZROBIĆ W DOMU RODZINNYM, NAWET GDYBY TRZEBA BYŁO SPRZEDAĆ NAKRYCIA I KIELICHY.

Pisząc do ojca Courtesa, superiora wspólnoty z Aix, na temat przeniesienia umierającego Jakuba Marcou ze wspólnoty w Nîmes do wspólnoty w Aix, wyraził swą ojcowską troskę.

Ale jak bardzo szczęście, które sobie obiecuję z ponownego was zobaczenia, zostanie zakłócone przez stan, w jakim znajduje się nasz drogi ojciec Marcou. Jest to zmar­twienie, którego nic nie potrafi złagodzić. Obawa przed utratą tego dziec­ka zasmuca mnie nadmiernie. Chciałbym wyprzedzić was wszystkich. Według porządku tak powinno być, bo chociaż nie jestem stary, ze wzglę­du na wiek mógłbym być ojcem was wszystkich. Nie muszę ci polecać, abyś w razie przybycia o. Marcou do Aix zatroszczył się o niego bardziej niż można byłoby to zrobić w domu rodzinnym, nawet gdyby trzeba było sprzedać nakrycia i kielichy. Nie sądzę, aby klimat w Marsylii odpowiadał jego stanowi. Powietrze w Aix będzie lepsze. Trzeba byłoby tylko móc wybrać miejsce na infirmerię.

List do Hipolita Courtesa, 31.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 247.

Miłość rozpoczyna się od troski o naszych najbliższych. Matka Teresa


26 sierpnia - KULAWY POZA RZYMEM

Kolacja z teologiem Lanteri. Zarezerwowałem me miejsce w dyliżansie na niedzielę 30, aby przez Loreto, Mediolan i Turyn wrócić do Francji.

Dziennik rzymski, 22.04.1826, w: EO I, t. XVII.

Było zimno i wilgotno; nie wiem czy temu z powodu tego czy też nadmiernemu zmeczęczeniu powinienem przypisywać bardzo przenikliwy ból mięśni lewego uda, a wyczerpanie w tej częscie jest takie, że prawie nie mogę chodzić. Powinienem wyjechać jutro, ale udało mi się przełożyć na czwartek.

Dziennik rzymski, 29.04.1826, w: EO I, t. XVII.

Mój ból zamiast zmniejszać się, powiększyl się. Jednak zmusiłem się, aby wyjść, ale tylko z wielką trudnością mogłem chodzić. Przyszedłszy do markiza de Croza chciał mi zaproponować przejażdżkę powozem; to ćwiczenie nie przyniosło mi wielkiej ulgi, a kiedy chciałem wrócić, myślałem, że nie dojdę do siebie. Jeśli tak będzie dalej, będę miał piękna podróż, ponieważ postanowiłem z tym skończyć i wyjechać na pewno we czwartek.

Dziennik rzymski, 30.04.1826, w: EO I, t. XVII.

Mięśnie mego uda są rozpalone i osłabione bardziej niż kiedykolwiek. Dzisiaj nie mogłem wyjść, z wielkim trudnem odprawiłem mszę świętą. Ta niedyspozycja ma wszelkie objawy rwy kulszowej. Jesli tak jest, musze uzbroić sie w cierpliwość.

Dziennik rzymski, 1.05.1826, w: EO I, t. XVII.

Nie wiem, czy mam uważać to opóźnienie jako bardzo szczęśliwe pod innym względem, ale jest faktem – mówię o tym ojcu, aby ktoś co do tego ojca nie niepokoił – że w sobotę doznałem bólu w udzie podobnego do tego, jaki miałem dwa lata temu w ramieniu. Nie mogłem już chodzić. Proszę osądzić mój kłopot, bo Bóg wie, czy nie ko­rzystam ze swoich nóg. Na całe szczęście żona pewnego lekarza, która widziała mój żałosny stan, dała mi małą fiolkę z tą samą maścią, jaką prze­pisał mi Trussy na ramię. Czy uwierzyłby ojciec, że trzy nacierania wy­starczyły, aby ból całkowicie ustąpił i abym odzyskał możliwość chodze­nia. Obecnie czuję się bardzo dobrze i wyruszę bez najmniejszego niepokoju. Chciałbym móc zwolnić się ze zwierzania się ojcu z tej małej dolegliwości, ale zbyt wielu widziało, że kulałem, a między innymi dwaj Francuzi, którzy wyjeżdżają dzisiaj na Południe Francji. Obawiałbym się, że mogliby oni powiedzieć ojcu o mnie i tak przesadnie przedstawić moją dolegliwość, że to wystraszyłoby ojca, podczas gdy to nie było nic groź­nego...

W sobotę będę w Loreto i wyjadę z niego dopiero we wtorek. Liczę, że w Mediolanie zjawię się w dzień Zielonych Świąt i, jeżeli znajdę pojazd...

List do Henryka Tempier, 4.05.1826, w: EO I, t. VII, nr 238.

Po całym tym niedomaganiu ostatni uśmiech: Niepokój bycia dziś hipochondrykiem polega na tym, że antybiotyki uleczyły wszystkie choroby. Caskie Stinnett


25 sierpnia - POŻEGNALNA AUDIENCJA U PAPIEŻA

Eugeniusz dzieli się z Henrykiem Tempier szczegółami swej audiencji u papieża.

Ale jak doszedłem do tego, aby ojcu mówić o tym wszystkim bez uprzedniego przedstawienia mego zwyczajnego opowiadania historyczne­go? Przytrafiła się okazja, a sprawa się wymknęła. Teraz, kiedy ojciec zna wynik, wcześniejsze szczegóły już ojca nie interesują, ale będę wynagro­dzony myślą, że ojciec ucieszył się szczęśliwym wynikiem o kilka chwil wcześniej. Nie pominę jednak reszty milczeniem, ponieważ ojciec chce znać najmniejsze okoliczności mojego działania i dlatego, że ze swej stro­ny sprawiam sobie prawdziwą przyjemność opowiadając ojcu o nich...

W samo południe, prałaci, którzy byli przede mną, odeszli. Nadcho­dzi moja kolej, ponieważ papież raczy kazać, aby mnie wezwać. Msgr. szambelan otwiera drzwi gabinetu papieża, przyklęka, zgłasza mnie po nazwisku i moich tytułach, i wycofuje się. I oto po raz drugi jestem u stóp głowy Kościoła, ale jakie tym razem nowe tytuły zdobył on w moim sercu i w mojej wdzięczności! To pierwsza sprawa, o której mu mówię. On krótko ucina to z łaskawością, która przydaje jeszcze więk­szej wartości dobrodziejstwom i zatrzymuje mnie przeszło pół godziny na rozmowie o najbardziej interesujących sprawach. Podobnie jak za pierwszym razem mimo jego nalegań klęczałem przez cały czas tej cen­nej audiencji. Papież uśmiechał się i był gotów udzielić mi wszystkiego, o co prosiłem. Zanotowałem szesnaście punktów i zacząłem od popro­szenia go o pozwolenie mi na to, abym był nierozważny w czasie ostat­niego szczęścia widzenia się z nim. Audiencja przebiegła na rozmowie bardzo ożywionej w tym sensie, że nie było ani chwili czasu straconego. Opowiadanie ojcu o wszystkim, co powiedziano z jednej i drugiej stro­ny, trwałoby zbyt długo. Były nawet sprawy, o których bardzo wystrze­gałbym się pisać, chociaż wynikał z nich oczywisty dowód zaufania, ja­kie Ojciec Święty raczył mi okazywać. Byłem bardzo zadowolony i nie obawiałem się rozmawiać z nim otwarcie o wielu sprawach, ale aby ojcu wszystko opowiedzieć, trzeba byłoby rozpocząć list od nowa. Tymcza­sem proszę się zadowolić tym, że raczył się zgodzić, aby być protekto­rem Zgromadzenia, że upoważnił mnie do oświadczenia, że rozciąga ad perpetuum wszelkie łaski i odpusty, jakich nam udzielił ad septenium w reskrypcie z grudnia, że upoważnia wszystkich członków Zgromadze­nia do odprawiania w czasie podróży mszy o drugiej godzinie po połud­niu itd., że w czasie misji podczas najbardziej zajętych dni zwalnia ich z brewiarza, że raz w roku i przy śmierci upoważnia ich do zwolnienia przez ich spowiednika z wszelkiej cenzury i nieprawidłowości itd. Ale wszystkie te łaski były przeplatane cennymi słowami, których nigdy nie należałoby zapomnieć. Przekazał mi list do mego stryja, polecając mi serdecznie go pozdrowić, obiecał mi dla niego różaniec, a nam wszyst­kim udzielił apostolskiego błogosławieństwa de rore coeli, jak wyraził się z najczulszą życzliwością. Wreszcie nie chciał, abym mu ucałował stopy, lecz dwa razy podał mi rękę.

List do Henryka Tempier, 16.04.1826, w: EO I, t. VII, nr 237.

Szczęście nie może być posiadane, nabyte, wykorzystane lub dokonane. Szczęście jest doświadczeniem duchowym, że każdą minutę przeżywa się z miłością, łaską i wdzięcznością. Denis Waitley