prof. Andrzej Jastrzębski OMI: "Dojrzała i niedojrzała religijność" [WIDEO]
Andrzej Jastrzębski OMI: Psychologia a wiara? [ROZMOWA]
Andrzej Jastrzębski OMI: Modelowanie pracy mózgu stało się coraz bardziej realne
Andrzej Jastrzębski OMI: Badania potwierdzają, że modlitwa ma pozytywny wpływ na zdrowie psychiczne i fizyczne
Andrzej Jastrzębski OMI: „Jeden z moich studentów jest chrześcijaninem koptyjskim”
Andrzej Jastrzębski OMI: Rozeznawanie duchowe – dar czy sztuka? [WIDEO]
o. Andrzej Jastrzębski OMI – pierwsze śluby zakonne złożył 8 września 1993 roku, święcenia prezbiteratu otrzymał 19 czerwca 1999. Doktoryzował się z filozofii, habilitację napisał z teologii duchowości na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim im. św. Jana Pawła II w Lublinie. Zajmuje się badaniami styku psychologii z filozofią i teologią. Wykłada na Uniwersytecie św. Pawła w Ottawie. Należy do Prowincji Notre-Dame-du-Cap w Kanadzie.
VII Światowy Kongres Rodzin Polonijnych, Bruksela 2024
W dniach od 23 – 25 sierpnia 2024 roku odbędzie się w Brukseli VII Światowy Kongres Rodzin Polonijnych zatytułowany: „Rodzina polonijna – miejscem spotkania i rozwoju”. W czasie Kongresu zostaną podjęte zagadnienia związane z budowaniem i umacnianiem dojrzałych relacji małżeńskich i rodzinnych, komunikacji i rozwiązywania konfliktów, reemigracji oraz tematy dotyczące wychowania i wspierania rozwoju dzieci i młodzieży
Będzie m.in. mowa o roli rodziny w przezwyciężaniu kryzysów rozwojowych dzieci, o potrzebach młodego człowieka - czyli co mu potrzeba do szczęścia, o tym jak pomóc nastolatkom w pokonaniu samotność, bezsensu, jak wychowywać do korzystania z mediów elektronicznych. Zostanie też podjęty temat reemigracji, czyli sprawy powrotu rodziny emigracyjnej do Polski.
W bogatym programie Kongresu znajdą się: referaty, warsztaty, debata panelowa, wieczór integracyjny, świadectwa, zwiedzanie Brukseli a także zawierzenie rodzin Maryi. Spotkają się z nami znakomici prelegenci z Europy Wschodniej i Zachodniej, Polacy z różnych krajów świata.
Więcej informacji: KLIKNIJ
(emigracja.episkopat.pl)
Madagaskar: Zakończenie roku szkolnego [ZDJĘCIA]
Szkoła podstawowa w Befasy położona jest w diecezji Morondava na zachodzie Madagaskaru. Misja położona jest w środku buszu i aby do niej dotrzeć – trzeba prawie cztery godziny jechać terenowym samochodem: najpierw piaskami, a potem przeprawić się przez szeroką rzekę Kabatumena – relacjonuje misyjne.pl
Trzy dni po cyklonie [WIDEO]
W porze deszczowej nie da się przeprawić przez tę rzekę żadnym samochodem, ponieważ jej stan jest za wysoki. Misja w tym czasie jest odcięta od świata. Befasy to miasteczko liczące 15 tys. mieszkańców, bardzo ubogie i niebezpieczne. Panują tu trudne warunki gospodarcze i ekonomiczne. Okoliczni mieszkańcy są bardzo biedni, utrzymują się z rolnictwa i wypasu zwierząt. Jest tu szkoła podstawowa i koledż. Prowadzą je misjonarze oblaci.
Matka Boża wśród pogan. Niezwykła peregrynacja na Madagaskarze
Roczny koszt utrzymania ucznia w szkole to 100 euro. Ta kwota wystarcza na utrzymanie szkoły, zakup przyborów szkolnych, mundurków oraz ciepłych posiłków.
Nauczyciele i uczniowie z Befasy – podobnie jak dzieci z Polski i Europy – pod koniec czerwca zakończyli rok szkolny i rozpoczęli wakacje. Była uroczystość w szkole oraz modlitwa dziękczynna w kościele.
(misyjne.pl/zdj. S. Kazek OMI)
Madryt: Oblaci, targi książki i... sport
Podczas 83. Targów Książki w Madrycie obecni byli misjonarze oblaci z Prowincji Śródziemnomorskiej. Tematem przewodnim wydarzenia była obecność sportu w literaturze. Zakonnicy postanowili zaprezentować postać błogosławionego męczennika z Laosu – o. Mario Borzagę OMI.
Powszechnie znane jest, jak odnotowano w jego Dzienniku, jego zamiłowanie do uprawiania i śledzenia wydarzeń sportowych swoich czasów. W 1959 roku, po przybyciu do Luang Praban, szybko sprawdził gazetę, zostawiając interesującą notatkę o zwycięzcy tegorocznego Tour de France: „niejaki Federico Bahamontes” – wyjaśniają oblaci obecni na wystawie.
„Rudes Pistes” – archiwalny dokument o życiu codziennym misjonarzy w Laosie [wideo]
Okazało się, że pomysł oblatów spotkał się ze sporym zainteresowaniem. Ojciec Alberto Ruiz González OMI, autor książki „Błogosławiony Mario Borzaga i męczennicy z Laosu” przez półtorej godziny podpisywał egzemplarze swojej publikacji.
Mamy nadzieję, że w kulturze tak wysportowanej, a jednocześnie tak mało zainteresowanej duchowością, męczennicy z Laosu przyczynią się do tego, że słynny aforyzm Juvenala nie pozostanie niekompletny: „mens sana in corpore sano”. Często zapominamy o początku tego znanego zdania, które w rzeczywistości brzmi: „Orandum est ut sit mens sana in corpore sano” (Musimy modlić się o zdrowy umysł w zdrowym ciele). Bez części duchowej istota ludzka zawsze będzie niekompletna – wyjaśnia autor książki o bł. o. Mario Borzadze OMI.
(pg/zdj. OMIWorld)
Z listów św. Eugeniusza
BĄDŹMY DUMNI, ŻE NALEŻYMY DO TAKICH APOSTOŁÓW PANA
Eugeniusz zaprasza wszystkich oblatów, aby zainspirowali się niezwykle osobistymi wyrzeczeniami, które pierwsi czterej członkowie ich rodziny zakonnej podjęli, aby udać się na zachód Ameryki Północnej, aby uczyć ludzi miłości Jezusa Chrystusa.
Przed chwilą otrzymałem list o. Ricarda. Jest datowany na sierpień, musiał pokonać jeszcze dwieście mil, aby dotrzeć na miejsce swego przeznaczenia. Nasi trzej misjonarze i kleryk katechista czują się dobrze, ale cóż za podróż niedawno odbyli. Niech nikt pośród nas już na nic więcej narzeka, skoro mamy postępową i tak wspaniałomyślną grupę, która przez tyle ofiar dokonuje podboju dla Jezusa Chrystusa, ale również jakie zasługi zdobywają w oczach Boga i Kościoła. Drodzy bracia, jakże oni są wspaniali! Módlmy się za nich i bądźmy dumni, że należymy do takich apostołów Pana.
List do o Toussainta Dassy, 12.02.1848, w: PO I, t. X, nr 966.
W wizjonerskim dokumencie, jakim jest Przedmowa do Reguł, opisał ducha misjonarzy oblatów:
[...] oderwanymi od świata i rodziny, pełnymi zapału, gotowymi poświęcić całe swe mienie, zdolności, odpoczynek, osobę i życie z miłości do Jezusa Chrystusa, w służbie Kościołowi i dla uświęcenia bliźnich. Następnie pełni ufności w Bogu mogą wstąpić w szranki i walczyć aż do ostatniego tchu o większą chwałę Jego najświętszego i najczcigodniejszego Imienia.
(tł. R. Tyczyński OMI)
Święty Krzyż: Pożegnanie kustosza relikwii Drzewa Krzyża Świętego i superiora wspólnoty
Ostatnia niedziela miesiąca czerwca była zarazem ostatnim dniem posługi o. Mariana Puchały OMI na Świętym Krzyżu. Uroczysta Msza św. dziękczynna za jego sześcioletnią posługę jako superiora i kustosza relikwii Drzewa Krzyża Świętego zgromadziła liczne grono parlamentarzystów, przedstawicieli władz wojewódzkich i samorządowych województwa świętokrzyskiego, środowisk akademickich oraz przyjaciół i dobrodziejów świętokrzyskiego sanktuarium. W swoich wystąpieniach wszyscy podkreślali znakomitą współpracę z odchodzącym superiorem oraz wielki dorobek ostatnich sześciu lat w dziele przywracania blasku najstarszemu polskiemu sanktuarium oraz krzewieniu wartości duchowych i kulturowych. Mszę świętą uświetniły chóry akademickie biorące udział w VII edycji Międzynarodowego Przeglądu Chórów Akademickich „Święty Krzyż” 2024. O. Marian Puchała OMI rozpoczyna posługę przełożonego oblackiej wspólnoty we Wrocławiu, jego następcą na Świętym Krzyżu zostanie o. Rafał Kupczak OMI, dotychczasowy misjonarz ludowy w miejscowym komunitecie.
(kj)
Święty Krzyż to najstarsze polskie sanktuarium narodowe. Klasztor benedyktyński miał tutaj ufundować Bolesław Chrobry w 1006 roku. W opactwie na szczycie Łysicy przechowywane są relikwie Drzewa Krzyża Świętego. Najpierw byli tutaj obecni benedyktyni. W wyniku kasaty na wniosek zaborcy rosyjskiego majątki kościelne zostały przejęte przez państwo pozostające pod protektoratem carskiej Rosji. W 1936 roku do opieki nad sanktuarium zostali zaproszeni Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej. Objęli część zabudowań klasztornych z bazyliką, które podnieśli z ruiny. Od upadku reżimu komunistycznego w Polsce nieprzerwanie starali się o powrót do sakralnego charakteru: skrzydła zachodniego, w którym mieściło się najpierw więzienie carskie, a potem więzienie polskie, a także tzw. szpitalika pobenedyktyńskiego. W 2023 roku obiekt klasztorny na Świętym Krzyżu powrócił do swoich pierwotnych granic i przeznaczenia. Wraz z reintegracją zabudowań klasztornych na Świętym Krzyżu nie zmienił się dotychczasowy prawny zakres ochrony przyrody na tym obszarze, jak również ochrona zabytków.
Zamieszanie wokół Świętego Krzyża – Q&A
W klasztorze na Świętym Krzyżu znajduje się dom nowicjatu Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.
Komentarz do Ewangelii dnia
Pan Jezus zapowiada dla swoich uczniów krzyż: niewygody i prześladowania. Trzeba być gotowym porzucić wszystko, aby iść za Mistrzem Jezusem z Nazaretu . Najtrudniej zrezygnować ze swoich planów i marzeń. Kosztem odkrywania i dostosowywania się do planu Boga, do Jego świętej woli. Wszyscy mniej lub bardziej świadomie potrzebujemy Boga, potrzebujemy napełnić serce prawdziwymi dobrami, jak wiedza i miłość do Jezusa Chrystusa i życie w przyjaźni z Nim. W przeciwnym razie wpadamy w pułapkę napełniania naszego serca „bożkami”, które nie mogą nadać sensu naszemu życiu: komórka, internet, podróże, obsesyjna praca, aby zarobić więcej i więcej pieniędzy, lepszy i szybszy samochód od sąsiada, czy siłownia, aby mieć najlepsze ciało pośród otoczenia. To to, co się dzieje ze społecznością tego wieku. Dla kontrastu rozbrzmiewa wołanie świętego Jana Pawła II pełne siły i pewności siebie, skierowane do młodzieży: „Można być nowoczesnym i dogłębnie wiernym Jezusowi Chrystusowi”. Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć. Pójdź za mną, mówi Pan Jezus. Natomiast św. Grzegorz Wielki przypomina nam: „Miejmy doczesne rzeczy w użyciu, a wieczne w pragnieniu; korzystajmy z rzeczy ziemskich w drodze, a wiecznych pragnijmy na koniec dnia”. To dobre kryterium, aby skoordynować nasze postępowanie za Mistrzem Jezusem. Podejmijmy nasze zobowiązanie z chrztu świętego, aby realizować Boże zaproszenie do udziału w Jego odwiecznym życiu.
(S. Stasiak OMI)
Wziął do niewoli 72 Niemców
Alfons Marceli Stopa urodził się 16 stycznia 1914 roku w rodzinie Karola i Anny w Gliwicach, które należały wtedy jeszcze do Niemiec. Kiedy w 1921 roku w wyniku plebiscytu rodzinne miasto Alfonsa pozostało w granicach Rzeszy Niemieckiej [miasto do Polski należy od 1945 roku, przyp. autor] rodzice naszego bohatera zdecydowali się przeprowadzić do Świętochłowic, które należały do Rzeczypospolitej.
Po zakończeniu gimnazjum rozpoczął naukę w Niższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Lublińcu i po czterech latach nauki, w 1933 roku, rozpoczął nowicjat w tymże zgromadzeniu zakonnym. Początkowy rok formacji w Markowicach zakończył złożeniem pierwszych ślubów zakonnych dnia 15 sierpnia 1934 roku. Rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Obrze, gdzie po pierwszym roku teologii - 15 sierpnia 1937 roku złożył wieczyste śluby zakonne. Dwa lata później, 18 czerwca 1939 roku z rąk poznańskiego biskupa pomocniczego Walentego Dymka przyjął święcenia kapłańskie.
Wybuch wojny uniemożliwia dokończenie studiów w Polsce. Po wielu perypetiach, dzięki rodzinie, razem z 40 współbraćmi, ojciec Stopa udaję się na początku 1940 roku do Włoch, a następnie do Francji. W grudniu 1940 roku w oblackim seminarium prowadzonym przy Sanktuarium Matki Bożej Światłości- Notre-Dame de Lumières (niedaleko Awinionu) nasz bohater dokańcza studia teologiczne.
23 stycznia 1941 roku ojciec Alfons otrzymuje obediencję do Prowincji France-Midi. Zostaje pomocnikiem o. Konrada Stolarka OMI, który był kapelanem internowanych polskich żołnierzy w Caylus. W kwietniu 1941 roku ojciec Stolarek wyjeżdża do Wielkiej Brytanii dlatego ojciec Stopa przejmuję w pełni obowiązki swojego współbrata oraz podejmuję prace w obozie Idron niedaleko miasta Pau.
W tym miejscu warto zaznaczyć, że po dziś dzień Idron jest ważnym miejscem Polonii Francuskiej. W tym niewielkim miasteczku większość mieszkańców stanowią potomkowie Polaków, którzy zostali tutaj po drugiej wojnie światowej. Ważnym miejscem dla mieszkańców Idron jest kapliczka poświęcona Matce Bożej Częstochowskiej.
Oblaci - kapelani polskich żołnierzy w czasie II wojny światowej
Inicjatorką budowy kapliczki była wielka przyjaciółka Polaków i opiekunka internowanych żołnierzy Rosy Bailly. Kapliczka zbudowana przez naszych żołnierzy powstała w 1941 roku. Jej architektem i wykonawcą mozaiki przedstawiającej Czarną Madonnę był Jan Sarnicki z Wadowic, nauczyciel Karola Wojtyły. Nawiasem mówiąc, zachęcam bardzo gorąco by zapoznać się z postacią zarówno Pani Rosy Bailly, jak i Pana Jana Sarnickiego.
Wspomniana kapliczka, jaki i same Idron, przez wiele lat była i jest ważnym punktem dla polskich żołnierzy pielgrzymujących do Lourdes.
Wracając jednak do głównego wątku, to trzeba zaznaczyć, że praca kapelana w obozach nie była z początku łatwa. Choć w wojskowych barakach znajdowały się kaplice to jednak początkowo na nabożeństwa przychodziło niewielu żołnierzy, głównie oficerowie. Wpływ na niskie morale internowanych miały fatalne warunki mieszkaniowe oraz brak zajęcia. Ratunkiem okazała się muzyka. Najpierw ojciec Stolarek, a później ojciec Stopa z dużą pomocą oficerów prowadzili spotkania dyskusyjne na różne tematy, a następnie utworzyli chór, który towarzyszył wspólnym modlitwom. To był „strzał w dziesiątkę” okazało się, że wielu żołnierzy ma muzyczne talenty - a do chóru był przyjmowany każdy, niezależnie od wyznania, co również było czynnikiem budującym dobre relacje. W końcu Msze święte odprawiane przez misjonarzy oblatów, upiększone występem chóru żołnierskiego, przyciągały miejscowych, co znowu było czynnikiem budującym dobrą atmosferę wśród internowanych.
Konrad Stolarek OMI – kapłan, komandos, duszpasterz polskich lotników
Wracając do „ciekawych” osób, które spotkali w Caylus o. Stolarek i o. Stopa to trzeba wymienić poetę Józefa Łobodowskiego. Niestety choć oblaci doceniali kunszt pisarski Łobodowskiego, to jednak nie udało się z nim za bardzo porozumieć. Łobodowski swoim, delikatnie mówiąc, „lekkim” podejściem do życia i niesamowitą siłą przyciągania do siebie „niepewnego” towarzystwa, sprawiał więcej problemów sobie, kapelanom i ogólnie całemu zarządowi obozu, niż było pożytku z jego poezji…
Po wyjeździe o. Stolarka, jak już wspomniałem, kapelanem pozostał sam ojciec Stopa. Pracy było jednak coraz mniej. Polacy, widząc okazję przedostania się do Anglii i walki u boku aliantów, coraz bardziej licznymi grupami „opuszczali” obóz. W 1942 roku w obozach było tak mało internowanych, że postanowiono je zamknąć. Ojciec Alfons pozbawiony posługi kapelana, postanawia iść za swoimi owieczkami. Przez Hiszpanię, Portugalię i Gibraltar przedostaje się na Wyspy Brytyjskie.
Bogusław Harla OMI: Wspomnienia kapelana Dywizjonu 303. Był oblatem…
W grudniu 1943 roku zostaje przyjęty jako kapelan do 10 brygady kawalerii pancernej I Dywizji Pancernej gen. Maczka. Nie był to jedyny oblat-kapelan w tej formacji. Drugim kapelanem-oblatem służący żołnierzom gen. maczka był o. Paweł Latusek OMI, ale to już temat na inną opowieść…
Ojciec Alfons Stopa po latach wspominał tak swoją pracę w Pierwszej Dywizji Pancernej:
Byłem kierownikiem duchowym. To istotna funkcja duszpasterska w wojsku polskim. Przed atakiem w Normandii udzieliłem absolucji generalnej. Jeśli warunki pozwalały odprawiałem Mszę św. Zawsze byłem do dyspozycji żołnierza. Jeśli był ranny, spowiadałem, udzielałem sakramentu chorych. Byłem przy jego śmierci. Rozmawiałem z ludźmi zwłaszcza tymi, którzy wątpili… „Polacy, zostańmy wierni zobowiązaniom” powtarzałem.
Natomiast zapytany o to jak wspomina samych żołnierzy generała Maczka ojciec Stopa tak odpowiedział jednym z wywiadów dla „Głosu Katolickiego”:
Ich wielki szacunek dla kapłana! Kiedy spotykam ich, traktują mnie jak kogoś ze swojej rodziny. Utrzymujemy wzajemne kontakty listowne lub telefoniczne. Spotykamy się tam i ówdzie. Czasami wysyłam im paczki do Polski. Kiedy są przejazdem odwiedzają mnie lub telefonują, aby powiedzieć „dzień dobry”.
Jako pierwszy kapłan modlił się w Katyniu… Historia o. płk. Wilhelma Kubsza OMI.
Te przyjaźnie między kapelanem, a żołnierzami trwały do końca ich życia. Ojciec Alfons brał czynny udział w spotkaniach kombatantów na całym świecie, był ich kapelanem nie tylko z racji nałożonych na niego funkcji, ale także z racji głębokiego przywiązania do towarzyszy broni. Z drugiej strony żołnierze widzieli w swoim kapelanie człowieka konkretnego, który nie bał się upomnieć, ale także człowieka, który był blisko nich, razem z nimi na pierwszej linii oraz tego, który nie opuścił ich na wygnaniu poza granicami kraju. W końcu to o ojcu Alfonsie Marcelim Stopie krążyły legendy jak w pojedynkę w bitwie pod Falaise (12–21 sierpnia 1944 r.) wziął w niewolę 72 Niemców. Jak to w końcu było? Odpowiedź znajdziemy w książce „Kocioł Falaise”, której autorem jest Eddy Florentin, który swoją opowieść napisał na podstawie wspomnień uczestników tamtych wydarzeń:
…Kapelan Stopa z 10 pułku dragonów namyślał się, czy ma w tym ogólnym zamęcie prawo strzelać, czy też nie.
- Niedaleko stąd jest ferma - powiedział mu przed chwilą kapral Saron, stary żołnierz z Korpusu Afrykańskiego, Polak wcielony siłą do wojska niemieckiego, wzięty do niewoli w Libii, potem jeniec angielski. Po uwolnieniu został niezwłocznie wcielony do polskiej dywizji.
- A w tej fermie ze dwudziestu Niemców, którzy są skłonni do poddania się!
„Skłonni do poddania się?” - tego to kapelan nie był tak pewny jak kapral Saron. Najlepiej byłoby zorganizować silny patrol dobrze uzbrojony. Ale w Chambois wszyscy żołnierze w batalionie byli w walce.
- Niemcy są po większej części ranni - okreśIał bliżej Saron. - Sądzę też, że wśród nich jest sporo cywilów.
Zgoda! Kapelan Stopa weźmie sprawę na siebie. Otrzymał kierowcę i scout-cara, a dla Sarona pistolet maszynowy: sten.
- Słuchaj, Saron! Będziemy próbowali w trójkę wyłowić tych 20 Niemców! Rozumiesz mnie? Ja nie mam prawa nosić broni! A ty masz strzelać tak, jakby nas było stu! To duże ryzyko! A potem: - Pożycz mi jednak swego rewolweru!
Kapelan Stopa usiadł na przedzie, umieścił Sarona na masce silnika i ruszył w kierunku fermy, którą nie bez trudu dostrzegł za małym laskiem: był to stary budynek o grubych murach i wąskich oknach. Obszerne przybudówki otaczały wielki dziedziniec, który kończył się na niezbędnej kałuży dla kaczek.
- A teraz obstawiaj mnie! Obstawiaj, dopóki nie dojdę tam do muru! Strzelaj bez przerwy! Celuj tak, żeby mnie nie trafić! Przestań strzelać w chwili, gdy dojdę do drzwi! A potem to już moja głowa! - dodał jeszcze kapitan-kapelan Stopa.
Ksiądz w mundurze sunął aż do muru, przycisnął się do niego i zaskoczyło go nieoczekiwanie wyjście dwóch cywilów: jeden z nich, staruszek, 75-letni, nieogolony, w kapeluszu i z kijem, czerwony od gniewu.
- Stój! - zawołał kapelan Stopa z lufą rewolweru wymierzoną w pierś chłopa. - Kim jesteś?
- Maceh Esnay - odpowiada drżąc, sterroryzowany farmer. - Jest nas tu w piwnicy stu. Cały Coudehard jest tutaj! i cały Mont-Ormel! Piekarz, rzeźnik, stolarz... Żyją w mej piwnicy jak we wsi!
- A nie ma Niemców?
- Owszem... tam... w oborach, w stajni, w chlewie.
- Ilu?
- Dwudziestu... trzydziestu... nie wiem dokładnie!
Saron z oddali obserwoweł dialog, a potem na znak księdza rozpoczął piekielny ogień na przybudówki.
- Uciekajcie szybko - powiedział do cywilów kapelan. Będziemy atakować!
„My”, to było wielkie słowo! Ale na wojnie jak to na wojnie! Ksiądz Stopa pobiegł do drzwi stajni. Przypomniawszy sobie, że wyłogi jego kołnierza nosiły znak krzyża, podniósł kołnierz do góry jak podczas srogiej zimy, przycisnął się do drzwi, uchylił je i mierząc ze swego rewolweru zawołał:
- Raus! Raus! Hande hoch! Dwadzieścia metrów dalej Saron wysyłał strzały, przerywał na czas wychodzenia Niemców i znowu strzelał, gdy kapelan „na nowo rozpoczął swą zabawę”. - Raus!
Wyszedł jeden, później trzech, potem czterech Niemców, drżąc ze strachu. Rzucali karabiny i granaty, podnosili ręce do góry, potykając się, zbierali, podczas gdy Saron osłaniał strzelając.
Rewolwer księdza zatoczył nowego młynka:
- Raus und schnell! - zawył kapelan, dbając ciągle, by się nie zdradzić i wciąż trzymając jedną ręką podniesiony kołnierz munduru. Pięciu następnych Niemców wyskoczyło ze stajni.
Kapelan szybko policzył zdobycz: piętnastu! Brak jeszcze pięciu! Nowa nawała. Nowy młynek.
- Raus! - Stodoła „wypluła” sześciu, potem dwóch, a następnie siedmiu nieprzyjaciół wymizerowanych, obszarpanych, ledwie żywych. Ach, dobrze... ale ilu ich zatem było? Na wszelki wypadek ksiądz Stopa wsunął znowu rewolwer przez uchylone drzwi. Za jednym zamachem wyszło 10 Niemców. Ocierając czoło, ksiądz obliczył: co tu robić „przeciwko” 40 jeńcom?
- Raus! Raus und schnell! - Dobre sobie! Jeszcze byli! Pięciu... potem dziesięciu, potem czterech... potem siedmiu... i jeszcze sześciu. - Raus! - zawołał po raz ostatni z zapartym tchem kapelan, myśląc w duchu, w jaką to kabałę się wplątał. Nareszcie koniec. Saron pociągnął serią po stajni. Nie było nikogo. Z dwudziestu zrobiło się... siedemdziesięciu dwóch.
Kapelan Stopa spojrzał na Sarona, a Saron na kapelana. Kapelan opuścił kołnierz munduru, a mały krzyżyk na wyłogach stał się dla wszystkich widoczny. Jakiś oberleutnant oderwał się od jeńców ku kapitanowi Stopie, podczas gdy Saron, sam jeden, rewidował 71 pozostałych Niemców.
- Herr Hauptmann...
- Co?
- Herr Hauptmann... nie wiem, czy powinienem zwrócić panu uwagę...
- Zwrócić mi uwagę? Na co? - odpowiada ksiądz Stopa, nie będąc w nastroju do rozmowy.
- Pan jest księdzem.
- Tak, no i co z tego ? Co to może pana obchodzić? — dorzucił ksiądz Stopa, który wtedy nie dobierał słów, próbując odnowić znajomość języka niemieckiego.
- Pan nie ma prawa nosić broni.
Kapitan-kapelan Stopa, dzisiaj ksiądz w misji polskiej w Paryżu, był — powiedział nam dosłownie — „bardzo zmieszany... oni widzieli, że byłem księdzem”.
- Możliwe, ale... ani strzelałem, ani nikogo nie zabiłem!
Oberleutnant z trudem wyciągnę! jednego z jeńców z podniesionymi rękami do góry.
- Zresztą ... patrz pan... ten też jest kapelanem!
W kolumnie zapanowała zupełna cisza, podczas gdy dwaj kapelani patrzyli na siebie z wyrazem litości, ale bez podania sobie rąk. Przez stado jeńców przeszedł pomruk. Rozgniewani, podrażnieni Niemcy zaczęli się burzyć. Tak się dać wziąć przez jednego człowieka! Bez jednego strzału! I to w dodatku przez księdza! I ponadto przez Polaka! Ach! Coś takiego! Jakiś Niemiec splunął z obrzydzeniem.
- Kolumna dwójkami! Ręce na kark! I to szybko! — rozkazał kapelan Stopa usiłując nie myśleć, czym się to wszystko mogło skończyć.
Kolumna ruszyła, a za nią scoutcar: na masce silnika siedział Saron z wymierzonym pistoletem maszynowym, nie czując się lepiej od kapelana Stopy, który sam był również zaniepokojony, jak jego 72 jeńców. 72 Niemców stanowiło część 1700 jeńców odesłanych przez Polaków do Amerykanów w zamian za amunicję odpowiedniego kalibru. „A real bargain” — powie o tym Alan Wood: „czysty interes”. Ferma Monvason jeszcze dziś jest nazywana w okolicy fermą Stopy.
Ojciec Alfons Stopa OMI towarzyszył swojej jednostce do końca jej działań bojowych przez wyzwolenie Belgii i Holandii, aż do ostatniego akordu działań wojennych żołnierzy gen. Maczka, tj. zdobycia niemieckiej bazy marynarki wojennej w Wilhelmshaven - dnia 6 maja 1945 roku.
Za swoją służbę i postawę w czasie wojny o. Alfons otrzymał: Krzyż Walecznych, Order Lafayette, Złoty Medal American Legion oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Lista osiągnięć i zasług naszego bohatera nie kończy się z jego posługą w wojsku. Ojciec Alfons był jednym z pionierów polskiej delegatury oblatów we Francji oraz pracy dla tamtejszej Polonii. Był pierwszym redaktorem „Głosu Katolickiego” w Paryżu, był kapelanem polskich studentów we Francji. Od 1966 roku pracował w organizacji „Pomoc Kościołowi w potrzebie”, po przejściu na emeryturę w 1986 roku głosił kazania w różnych częściach świata. Zmarł po długiej i ciężkiej chorobie 14 lipca 1990 roku w Paryżu. Został pochowany na oblackiej kwaterze cmentarza w Vaudricourt
Na koniec pozwolę sobie na dygresję odnośnie „zbiegu okoliczności” dnia pierwszej i wieczystej profesji zakonnej Alfonsa Marcelego Stopy- mianowicie 15 sierpnia. 15 sierpnia w Kościele to Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ale to także data, pod którą wspomina się Bitwę Warszawską z 1920 roku. Poznając życie o. Stopy, ma się nieodparte wrażenie, że te dwie daty, dwóch wielkich uroczystości; kościelnej i państwowej, odcisnęły piętno i były niejako zapowiedzią jak będzie wyglądać jego dalsze życie zakonne i kapłańskie. Dlatego trudno jest się nie zgodzić z tym co napisał Ojciec Konrad Stolarek z okazji srebrnego jubileuszu kapłaństwa o. Alfonsa:
W osobowości o. Stopy zostało coś z żołnierza. W kazaniach, które głosi, w artykułach, które pisze, nawet w koleżeńskich rozmowach, które prowadzi - jest coś z natarcia, jest coś z bojowej agresywności, która nie ułatwia życia. "On tak musi" - mówią niektórzy - bo przecież jest kapelanem kombatantów. Jakżeż powierzchowny i krzywdzący to sąd. Trzeba znać warunki rodzinne Ojca Stopy, by zrozumieć na wskroś polską duszę, walczącą od pierwszych dziecięcych lat o zwycięstwo sprawy polskiej. Urodzony na Śląsku przeżywa okres [tamtejszych] powstań (…) musi opuścić rodzinne miasto przyznane drogą plebiscytu Niemcom (…) Kiedy 18 czerwca 1939 roku o. Stopa otrzymuje święcenia kapłańskie na horyzoncie widać już ciemne chmury zbliżającej się inwazji hitlerowskiej (…) Wszystkimi dostępnymi mu sposobami stara się wyrwać z Polski, aby poza jej granicami prowadzić walkę o jej wyzwolenie (…) Potem jest wyjazd do Anglii, nominacja na kapelana Dragonów w I Dywizji Pancernej i zwycięski marsz od normandzkich plaż, poprzez Belgię, Holandię, aż do Wilhelmshafen (…) A później nadejdzie Jałta... Zwycięska Dywizja Generała Maczka musi iść na emigracyjną tułaczkę, podczas gdy w Polsce do głosu dochodzi garstka komunistów wsparta militarną siłą Moskwy. Tu zaczyna się nowy etap w życiu Ojca Jubilata. Etap walki z komunizmem. Etap, który trwa do tej chwili…
(B. Harla OMI)
Kanada: Generał z wizytą u Inuitów
Superior generalny Zgromadzenia odwiedził dwie wspólnoty oblackie prowadzone przez misjonarzy oblatów na obszarze Terytoriów Północnych. O. Marek Pisarek OMI gościł generała w Yellowknife. To ostatnie miasto przed rozległym terenem zamieszkiwanym przez Inuitów. W katolickiej misji Gjoa Haven przywitał o. Luisa Alonso OMI duszpasterz wspólnoty – o. Łukasz Zając OMI. W wizycie generałowi towarzyszył prowincjał Prowincji Wniebowzięcia – o. Jacek Nosowicz OMI.
Święta Teresa Patronką Misji za sprawą oblatów – powodem było jedno wydarzenie u Inuitów
Misjonarze oblaci byli pierwszymi katolickimi misjonarzami, którzy dotarli z Ewangelią do Inuitów.
(pg/zdj. OMIWorld)