Andrzej Madej OMI: Nie tędy droga [POEZJA]
NIE TĘDY DROGA
I chociaż kłamie w żywe oczy
głos mu nie zadrży
ręce się nie trzęsą
gdy w świetle kamer podpisuje wyrok
gdyby mądrości mu starczyło
wiedziałby dobrze że mija się z prawdą
że źle się skończy owa gra
w której z dniem każdym większy bierze udział
czyżby nie przeczuł niebezpieczeństwa
w rękach trzymając los wielu ludzi
choć było pewne że wnet komuś przyjdzie
śmiercią zapłacić
niejeden mógłby jeszcze się zatrzymać
w coraz to większe nie brnąć kłamstwa
nie mówiąc o tym że mógłby się cofnąć
gdyby odwagi mu nie zabrakło
dziw bierze że można spokojnie zasypiać
w noc w której widać coraz to jaśniej
że droga donikąd
że nie tędy droga
Andrzej Madej OMI – urodził się w 1951 r. w Kazimierzu Dolnym. Po maturze wstąpił do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. W 1977 przyjął święcenia prezbiteratu. Studiował filozofię w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów MN w Obrze i w Krakowie, teologię na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie i Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Był bliskim współpracownikiem założyciela Ruchu Światło–Życie, ks. Franciszka Blachnickiego. W latach 80. zasłynął jako rekolekcjonista i duszpasterz młodzieży. Był inicjatorem spotkań ekumenicznych w Kodniu oraz ewangelizacji podczas festiwalu rockowego w Jarocinie. Od 1997 jest przełożonym Misji “Sui Iuris” w Turkmenistanie. Jest z powołania katolickim księdzem i poetą. Od 1984 r. wydał kilkanaście zbiorów wierszy i prozy. Jest m. in. laureatem za rok 2019 Medalu „Benemerenti in Opere Evangelizationis”, nagrody przyznawanej przez Komisję Episkopatu Polski ds. Misji za to, że “cierpliwie i z miłością głosi Ewangelię i prowadzi dialog ekumeniczny. Jest autorem poczytnych publikacji książkowych”.
Luis Alonso OMI: "W naszym charyzmacie jest nie tylko pójście do ludzi z Dobrą Nowiną, ale także bycie blisko nich"
Doświadczenie pierwszych misji oblackich pokazało, że w naszym charyzmacie jest nie tylko pójście do ludzi z Dobrą Nowiną, ale także bycie blisko nich – mówi o. Luis Ignacio Rois Alonso OMI, superior generalny Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej . Rozmawia z nim Piotr Ewertowski z misyjne.pl
Piotr Ewertowski: 29 września 2022 roku został Ojciec wybrany 14. generałem misjonarzy oblatów. Jakie ma Ojciec plany dla oblatów na najbliższe lata?
Luis Ignacio Rois Alonso OMI: Omawialiśmy ten temat w trakcie Kapituły Generalnej. Planem ogólnym jest bycie pielgrzymami nadziei i komunii. W byciu pielgrzymami na przykład zawiera się życie według naszych Konstytucji i Reguł, a także formacja stała – w przypadku braci po ślubach wieczystych, a w przypadku ojców – po święceniach. Mówiąc o nadziei chcemy aplikować w życie encyklikę "Laudato si’", a także dbać o wspólny dom, jakim jest nasze zgromadzenie. W kwestii komunii myślimy o współdziałaniu ze świeckimi i robieniu wszystkiego co możliwe we wspólnocie. To właśnie chcemy wcielać w życie przez najbliższe 6 lat. Trzeba jednak pamiętać, że plan jest taki, abyśmy dzięki temu stali się bardziej święci i misyjni.
Pracował Ojciec ostatnio na terenie Sahary Zachodniej. W rozmowie z Pawłem Gomulakiem OMI mówił Ojciec o tym, że misja wśród niemal samych muzułmanów jest piękna, i że głównym zadaniem jest bycie ich przyjacielem. Czego Ojciec się od nich mógł nauczyć w tym wspomnianym kontekście komunii?
W Saharze Zachodniej jest nie tylko kultura muzułmańska, ale także pustynna. Gościnność jest tam bardzo ważna. To są ludzie, którzy przyjmują i goszczą innych z wielką otwartością. Nie jest ważne skąd i jak przychodzą, ważne jest otwarcie na nich swoich serc. Możemy się od nich tego uczyć. To naznaczyło mocno moje doświadczenie w Saharze.
Mogłem się nauczyć od naszych przyjaciół muzułmanów wielu rzeczy w kontekście sposobu modlitwy, oddania i uległości wobec woli Bożej. Jestem z tego powodu im bardzo wdzięczny.
Sahara Zachodnia: Być pielgrzymami, to znaczy służyć
Są jakieś nawrócenia?
Na naszym terenie to bardzo trudne, ponieważ jest to niewielka społeczność z bardzo silnymi więziami rodzinnymi. Zostawiamy to Duchowi Świętemu. Żartowaliśmy w naszej wspólnocie, że dla nas nadzieją jest, że to my się nawrócimy, że staniemy się lepszymi ludźmi i chrześcijanami. To wielka łaska żyć tam i każdego dnia czynić nasze życie bardziej ewangelicznym. Nie możemy głosić Ewangelii ustami, ale musimy nią żyć, aby inni mogli ją widzieć w praktyce. Dlatego pierwszym nawróceniem jest nasze nawrócenie.
Do 1841 r. młode zgromadzenie – oblaci – cierpiało na brak powołań, problemy wewnętrzne. Przełomem okazało się przyjęcie misji zagranicznych, ad gentes, przez oblatów – jak pisał abp Marcello Zago, wcześniejszy generał. Wówczas liczba oblatów zwiększyła się pięciokrotnie. Dlaczego był to punkt zwrotny w historii Zgromadzenia?
Mamy charyzmat podarowany nam przez Ducha Świętego, aby iść i głosić Ewangelię do tych najuboższych i opuszczonych. Duch Święty chciał nas nauczyć, że misje ad gentes są fundamentalne dla naszego zgromadzenia. Zawsze musimy wychodzić na zewnątrz, żeby odnaleźć tych najbardziej potrzebujących, mamy być Kościołem, zgromadzeniem inkluzywnym. To był moment bardzo szczególny i Duch Święty dał nam powołania, gdy się w pełni otworzyliśmy na ten nasz misyjny charyzmat.
Doświadczenie pierwszych misji w Kanadzie, Natalu czy Cejlonie pokazało, że w naszym charyzmacie jest nie tylko pójście do ludzi z Dobrą Nowiną, ale także bycie blisko nich. Czasami być blisko ludzi oznacza służyć im w środku wojny – jak robił to błogosławiony Józef Gerard, czy jak robią to teraz nasi współbracia w Ukrainie. Być blisko ludzi, mówić w ich własnym języku, poznać ich kulturę, głosić Ewangelię, zwłaszcza tym, którzy są opuszczeni i najbardziej potrzebujący – to nasz specyficzny „styl” oblacki.
https://oblaci.pl/2022/12/06/wywiad-wideo-z-nowym-generalem-zgromadzenia/
Jak ważna jest rola misji ad gentes w zgromadzeniu?
Miejsce misji oblatów w perspektywie całego Kościoła jest wszędzie tam, gdzie głosi się Ewangelię i czyni się ją bardziej widoczną. Papież mówił, że kiedy Kościół traci swój impuls ewangelizacyjny, misyjny, to ma pokusę, żeby koncentrować się na sobie i w ten sposób traci swoją tożsamość. Jako Kościół, nie tylko jako misjonarze oblaci, mamy tę misję prorocką, aby wychodzić na zewnątrz, iść tam, gdzie jeszcze nie słyszano słowa lub gdzie przestano słuchać.
Być blisko ludzi to znaczy być blisko ze świeckimi. Dla oblatów ważni są także świeccy. Myślę, że dzisiaj każdy zaangażowany świecki zna swoją misję.
To była bardzo ważna sprawa w trakcie Kapituły Generalnej. Zaprosiliśmy także świeckich, aby uczestniczyli w rozmowach. Myślę, że w naszym oblackim charyzmacie rola świeckich jest kwestią zasadniczą. Jesteśmy w służbie świeckim i Ewangelii, w Kościele synodalnym. Jak mówią nasze Konstytucje, mamy „być pośród świata zaczynem błogosławieństw”.
Bartosz Madejski OMI: „Pewnie jakoś dalibyśmy sobie rade bez świeckich, ale… zadusilibyśmy się we własnym sosie”
To jest misja wszystkich katolików, ale przede wszystkim właśnie świeckich. Wierzę głęboko, że Duch Święty udzielił szczególnych darów wielu świeckim i pierwszą rzeczą, jaką my oblaci musimy robić, jest dziękowanie Bogu za to i wysłuchanie ich. W słuchaniu najważniejsze jest, aby usłyszeć to, czego pragną wierni, jak chcą żyć i jak my – oblaci – możemy im pomóc w ich misji. Bardzo cieszę się, kiedy słyszę od nich, że możemy w czymś współpracować.
Idea bardzo synodalna. Jak jeszcze możemy tworzyć Kościół bardziej „synodalny”?
Słowo „synod” oznacza „podążać wspólnie”. Zaczynamy od momentu, kiedy idziemy wspólnie i nie wiemy,
dokąd dojdziemy. Jednak, idąc razem, dzieląc się naszymi pomysłami, doświadczeniami, marzeniami, tym, co jest w naszych sercach, co mówi do nas Duch Święty, możemy wspólnie szukać i pełnić wolę Boga.
Trzeba też pamiętać, że Kościół synodalny zawsze jest z Jezusem. Nie tylko idziemy wspólnie, jako członkowie Kościoła, ale właśnie podążamy razem z Nim. Nasz założyciel zaproponował, żeby codziennie wszyscy oblaci adorowali Najświętszy Sakrament, by spotkać się z Jezusem, i żeby On mógł nam powiedzieć, w którą stronę mamy zmierzać.
https://oblaci.pl/2022/10/04/wzruszajacy-moment-kapituly/
Jakie Ojciec widzi owoce Synodu o Synodalności wśród oblatów?
Pierwszym owocem Synodu jest uświadomienie sobie, że charyzmat naszego zgromadzenia pomaga nam
uczestniczyć w synodalności. Prawie każda nasza decyzja jest podejmowana we wspólnocie. Kapituła Generalna jest procesem synodalnym. Podobnie jak nasze inne zebrania. To wszystko sprawia, że przywykliśmy do synodalności jako naszego sposobu bycia.
Idziemy wspólnie z całym Kościołem, aby uczyć się także od innych. Wydaje mi się, że od procesu synodalnego nie można uciec. Poza podążaniem wspólnie jako ci, którzy są świadomymi uczniami Chrystusa, musimy iść wspólnie także z tymi, którzy niekoniecznie są blisko Kościoła – z ateistami, młodzieżą, muzułmanami.
Z pierwszą oficjalną wizytą jako generał udał się Ojciec do Ukrainy.
Kiedy poprzedni generał zadzwonił do mnie do Sahary Zachodniej i poprosił, żebym przyjechał na Kapitułę Generalną, to już wtedy w moim sercu narodził się pomysł wizyty w Ukrainie. Jedną z pierwszych rzeczy, którą zrobiłem po przybyciu, była rozmowa z ówczesnym polskim prowincjałem o. Pawłem Zającem OMI. Zapytałem go, czy uważa, że podróż do Ukrainy byłaby możliwa. Dyskutowaliśmy na ten temat i doszliśmy do wniosku, że tak.
Ukraina: „Całe Zgromadzenie patrzy z dumą na oblatów na Ukrainie”
Byłem z oblatami oraz z ludźmi z Ukrainy. Nie pojechałem tam, żeby coś powiedzieć, nie miałem też żadnej „misji specjalnej”. Pojechałem tam, żeby im towarzyszyć, modlić się za nich i z nimi. Chciałem pokazać, przez moją wizytę jako generała oblatów, solidarność całego zgromadzenia. Myślę, że to się udało, bo podróż była uważnie śledzona w zgromadzeniu. Bracia byli bardzo otwarci, dużo rozmawialiśmy. Jestem bardzo wdzięczny za ten czas i za wszystko, co moi współbracia robią w Ukrainie. Otworzyli swoje domy, żeby przyjmować uchodźców, towarzyszyć im, karmić ich. Jest to imponujące. To jest to, co wszyscy powinniśmy robić.
Komentarz do Ewangelii dnia
Wiele jest serc, czekających na Ewangelię - Dobrą Nowinę o zbawieniu w Jezusie Chrystusie. Trzeba siać słowo, głosić i czynić znaki w imieniu Tego, który wybiera i posyła. Tak jak ponad dwa tysiące lat temu tak i obecnie, potrzebni są siewcy - głosiciele i szafarze, czyli rozdzielający święte skarby Kościoła. Zatem trwajmy w dziękczynieniu i wstawiennictwie za nasze wspólnoty, aby nie ustawały w zabieganiu o sprawy Bożego Królestwa w naszej przestrzeni i w tym jakże istotnym czasie. "Bliskie już jest królestwo niebieskie".
35 lat oblatów w Gwatemali
Posługę w Gwatemali rozpoczynało pięciu oblatów – dziś jest ich piętnastu. Pochodzą z różnych części świata: Kanady, Stanów Zjednoczonych, Meksyku, Peru, Włoch, Brazylii, Belgii, Argentyny, Konga i Polski. Delegatura ma też rodzime powołania oblackie. Misjonarze Niepokalanej świętują 35 lat swojej obecności – obecności, która w swoim przebiegu jest nieprawdopodobna.
Wojna
Był 2 lipca 1988 roku. Oblaci postanawiają stworzyć pierwszą grupę misyjną, która udaje się do Gwatemali. W kraju trwa wojna domowa, która rozpoczęła się w 1960 roku. Najbardziej doświadczonym regionem jest diecezja Quiché w środkowej części kraju. To właśnie tutaj rozpoczynają posługę synowie św. Eugeniusza. Obejmują cztery zniszczone i rozproszone wspólnoty parafialne w Sacapulas, Cunén, Uspantán i Chicamán. Chociaż wojna skończy się w 1996 roku, jej ślady w sercach ludzi są obecne do dziś.
Wskaźnik analfabetyzmu był wysoki. Niedożywienie odcisnęło swoje piętno. Porzucenie kościołów i praktyk religijnych w obawie przed bombardowaniem, brak zaufania: to były codzienne elementy, z którymi przybysze musieli się zmierzyć, do tego dochodziła nieznajomość rodzimych języków. Wspierały ich jednak doświadczenia wiary, spotkania wspólnotowe oraz pragnienie życia i towarzyszenia temu cierpiącemu ludowi z twórczą mocą Ewangelii – wyjaśnia o. Félix García OMI, przełożony delegatury.
Misjonarze porządkowali budynki kościelne zamienione na koszary wojskowe albo składy amunicji. Na nowo organizowali duszpasterstwo, które wymagało wychodzenia poza mury świątyń, odwiedzania ludzi po domach i towarzyszenia im w radzeniu sobie z traumą wojny i przemocy. Obecność misjonarzy oblatów szybko spotkała się z życzliwością i wdzięcznością miejscowej ludności. Z pomocą przyszli również pozostali na tych terenach duchowni diecezjalni oraz biskup.
Model misyjny posługi oblatów przetrwał do dnia dzisiejszego. Wciąż odzywają się demony wojny…
Od kilku lat naszym sposobem bycia pielgrzymami nadziei w Gwatemali jest dzielenie się Ewangelią we wspólnotach misyjnych poprzez odwiedzanie i spędzanie czasu z rodzinami i wspólnotami, które ucierpiały w wyniku przemocy. Towarzyszymy im w poszukiwaniu sprawiedliwości i poznaniu ich praw – tłumaczy ojciec García.
Tam, gdzie ludzie wołają o nadzieję…
Pomimo braków personalnych misjonarze decydują się na otwarcie domu formacyjnego. Wymagania posługi wśród poranionych krwawą historią ludzi sprawiają, że młodzi oblaci muszą być formowani na miejscu, aby w przyszłości potrafili słuchać ludzi i zrozumieć ich doświadczenie. W 1994 roku administracja generalna pozwala na utworzenie nowicjatu na obrzeżach miasta Gwatemala.
Jednocześnie oblaci są potrzebni w innych rejonach, które wciąż nosiły głębokie rany działań wojennych. Z biegiem czasu zaczynają posługę w dżungli regionu Ixcán. Podobnie w 1997 roku oblaci obejmują teren parafii w siódmej dzielnicy Mixco, przekształcając ją w strukturę misyjną.
W 2016 roku na zaproszenie honorowego oblata – biskupa Julio Cabrera Ovalle – zakonnicy obejmują teren misyjny w w Ciudad Pedro de Alvarado na granicy z Salwadorem. Tutaj posługa koncentruje się wokół emigrantów, małych wspólnot misyjnych oraz formowania młodzieży.
Dwa lata później oblaci organizują tutaj kompleksowe centrum medyczne im. św. Eugeniusza de Mazenoda. Utworzenie placówki oraz jej funkcjonowanie było możliwe dzięki wsparciu i zaangażowaniu świeckich stowarzyszonych z oblatami.
Oddał życie na misjach
Trudnym wydarzeniem w historii oblackiej obecności w Gwatemali było zabójstwo o. Lorenzo Rosebaugh OMI. Trzy dni przed uroczystością św. Eugeniusza, w maju 2008 roku, misjonarze jechali busem trasą między Alta Verapaz a Playa Grande. Zakonnicy padli ofiarą napadu z bronią w ręku, kierowca busa zginął, reszta pasażerów, z których część doznała obrażeń, uszli z życiem. Ofiara ojca Lorenzo stała się inspiracją dla nowych pokoleń oblatów, stanowiąc przykład wierności aż do końca i poświęceniu życia Bogu i ludziom.
Perspektywa na przyszłość
Oblaci z Gwatemali są wdzięczni za te pierwsze 35 lat obecności i pragniemy pozostać uważni na wezwania Pana, odpowiadać i być obecni „tam, gdzie życie woła” o nadzieję zbawienia, którą dać w pełni może tylko Chrystus. Pragniemy nadal towarzyszyć Ludowi Bożemu, podejmując ryzyko Kościoła misyjnego, wspólnoty wspólnot braterskich i synodalnych, aby od swojej małości, od swoich początków, nadal był sługą ludzi naszych czasów. Spojrzeniem ukrzyżowanego Zbawiciela widzimy świat odkupiony Jego krwią, z pragnieniem, aby także ludzie, w których trwa Jego męka, poznali moc Jego zmartwychwstania (por. Flp 3,10, KKiRR 4 b).
(pg/zdj. R. Jolomna OMI)
Oblacka solidarność: Kanada - Kenia
Ojciec Ken Thorson OMI, Prowincjał kanadyjskiej Prowincji Lacombe, odwiedza właśnie placówki oblackie w Kenii. Misja w tym kraju podlega opiece prowincji z kontynentu Ameryki Północnej. Troska wyraża się w różnych wymiarach – od wsparcia materialnego po personalne. Dzięki temu Zgromadzenie może funkcjonować i wypełniać misję ewangelizacyjną w sposób zrównoważony… i ewangeliczny.
Struktury Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej
Bieżąca wizyta o. Kena Thorsona OMI związana jest z konsultacją przed nominacją nowego przełożonego Misji w Kenii.
Do Polskiej Prowincji należą mniejsze jurysdykcje Zgromadzenia: Delegatura na Madagaskarze, Delegatura na Ukrainie, Delegatura Francji-Beneluksu, Misja na Białorusi, Misja Sui Iuris w Turkmenistanie oraz Dystrykt Szwedzko-Norweski.
(pg/zdj. OMI Lacombe)
Komentarz do Ewangelii dnia
Kiedy oddajemy Bogu wszystko, choć i tak wszystko to, co mamy jest Jego, prócz nędzy grzechu, On pomnaża w nas ogrom swoich łask, czyli duchowych darów i wszystkiego tego, co jest nam potrzebne w tym czasie i w tej przestrzeni, w której przyszło nam żyć. Tak jak kiedyś święta Faustyna Kowalska zapytała Pana Jezusa o to, cóż może Mu oddać, przecież oprócz grzechów nic nie ma swojego, Pan Jezus odpowiedział: „«Córko, oddaj Mi nędzę twoją, bo ona jest wyłączną twoją własnością». W tej chwili promień światła oświecił mą duszę" (Dz. 1318).
Niech i nasza nędza grzechów zawsze ilekroć upadniemy będzie oddawana Panu Jezusowi szczególnie w sakramencie Pokuty i Pojednania. On nas zawsze przyjmuje z otwartym sercem i rozwartymi ramionami. Niech dokonuje się cud przemiany naszych serc i odnawia w nas Dziecięctwo Boże.
Lesotho ponownie ofiarowane Niepokalanej
W sobotę, 8 lipca 2023 roku, w kościele św. Ludwika w Matsieng (Maseru), Królestwo Lesotho ponownie oddało się w opiekę Niepokalanej. Uroczystościom przewodniczył abp Gerard Tlali Lerotholi OMI, ordynariusz archidiecezji Maseru. Uczestniczył w nich król Lesotho Letsie III wraz z rodziną królewską.
1000 Zdrowaś Maryjo w intencji kraju
Pionierem misji w Basuto (dzisiejsze Lesotho) był bł. o. Józef Gérard OMI. Wraz z oblatami rozpowszechnił się kult do ich patronki - Maryi Niepokalanej. Na prośbę założyciela narodu - króla Moshoeshoe I - pierwszego aktu ofiarowania Matce Bożej kraju dokonał w 1865 roku bp Jean Francois Allard OMI, wikariusz apostolski Natalu.
Z okazji ponowienia aktu ofiarowania, zebrani w Matsieng odmówili wspólnie 1000 wezwań "Zdrowaś Maryjo". Modlitwa ma symboliczne znaczenie:
Ma to na celu podkreślenie znaczenia Najświętszej Maryi Panny w istnieniu naszego kraju od pierwszego konsekracji do dzisiaj - wyjaśnia Lucy Matobo, współodpowiedzialna za przebieg obchodów.
Śladami bł. o. Józefa Gérarda OMI [WIDEO]
Jubileusze narodowe
Obchody religijne połączone zostały z dwoma ważnymi jubileuszami dla mieszkańców Lesotho. Jednym z nich jest 60. rocznica urodzin panującego króla oraz 25. lat panowania jako władca kraju. Letsie III jest jedynym królem w Afryce wyznania rzymskokatolickiego.
Z okazji królewskiego jubileuszu przygotowano okolicznościowy tort, a arcybiskup Maseru odmówił specjalne błogosławieństwo nad monarchą i narodem. Zebrani mogli usłyszeć również krótkie opracowanie historyczne na temat pierwszego poświęcenia Lesotho opiece Maryi Niepokalanej.
„Dziewczyna śniła, że przyszedł stary ksiądz i położył ręce na jej oczach” – niesamowite cuda bł. Józefa Gérarda OMI
Wspomnienia ojca Gérarda
Wydarzenia z 1865 roku opisał w swoim dzienniku błogosławiony ojciec Józef Gérard OMI:
Wieczorem mieliśmy piękną procesję ku czci Najświętszej Maryi Panny. Odczytano akt poświęcenia narodu, osoby króla Moshoeshoe, jego poddanych itp. Najświętszej Dziewicy. To uszczęśliwiło wszystkich.
(pg)
Rowerami do Lizbony. Ruszyła wyprawa NINIWA Team
Rozpoczął się wyścig z czasem i własną kondycją, walka z morderczymi wzniesieniami i piekącym upałem. Czy 25 rowerzystom uda się w cztery tygodnie dojechać z Kokotka na kraniec Europy?
Zaledwie wczoraj po południu zakończył się Festiwal Życia, a już dziś o świcie z Oblackiego Centrum Młodzieży NINIWA w Kokotku 25 rowerzystów wyruszyło na kolejną, już 17. wyprawę NINIWA Team. Ich celem są Światowe Dni Młodzieży w Lizbonie i spotkanie z papieżem Franciszkiem oraz młodymi ludźmi z całego świata. W grupie znalazło się ośmiu uczestników festiwalu, a także młoda para, dla której jazda na rowerach przez całą Europę jest podróżą poślubną!
O świcie rowerzyści spotkali się na Mszy w kaplicy Świętych Młodzianków w Kokotku, którą odprawił dla nich prowincjał misjonarzy oblatów, o. Marek Ochlak OMI. Później podczas śniadania nad stawem Posmyk była okazja do ostatnich pożegnań z rodzinami, a punktualnie o 7.00 rozległ się dźwięk gwizdka i grupa wyruszyła w drogę.
Gdybym w tej chwili powiedział, że moja forma jest doskonała, to wróżyłbym z fusów. Z kolei gdybym powiedział, że tej formy nie ma, to może obraziłbym Boga. Na pewno po całym tygodniu na Festiwalu Życia czuć zmęczenie fizyczne i niedospanie, ale jednocześnie jest tyle entuzjazmu i energii, dlatego myślę, że będzie dobrze. Ekipa jest świetnie przygotowana, więc mam nadzieję, że swojego lidera-staruszka jakoś przewiozą przez te góry – twierdzi o. Tomasz Maniura OMI, oblacki duszpasterz młodzieży i lider NINIWA Team, a także główny organizator Festiwalu Życia.
Największe wyzwania? Góry i upał
NINIWA Team już raz pojechała rowerami na Światowe Dni Młodzieży – w 2011 do Madrytu, a więc również na Półwysep Iberyjski. Tym razem zadanie nie będzie jednak proste, bo do Mszy kończącej ŚDM rowerzyści mają tylko cztery tygodnie jazdy. Dlaczego „tylko”? Bo po drodze czeka na nich 11 krajów, 3500 kilometrów oraz… Alpy i Pireneje.
Wyłączając niedziele, w które rowerzyści odpoczywają, mają przed sobą 21 dni jazdy, w czasie których muszą pokonywać średnio po 170 km. Czy takie dystanse stanowią duże wyzwanie dla grupy?
Liczba kilometrów do zrobienia może się wydawać zaporowa, jednak myślę, że jazda w takiej grupie będzie przyjemnością. Oprócz przeprawy przez góry, największym wyzwaniem mogą być upały na zachodzie Europy, które mogą nam towarzyszyć przez większość drogi – uważa Maurycy Kot, który przez ostatni tydzień angażował się jako wolontariusz na Festiwalu Życia i zaliczył nawet groźnie wyglądający upadek na mecie Biegu Festiwalowicza, a teraz przejmuje odpowiedzialną funkcję GPS-owego na wyprawie. – Forma jest wzmocniona, jestem pełen energii do jazdy i bardzo się cieszę, że mogę zaraz po festiwalu wyjechać na Światowe Dni Młodzieży z o. Tomkiem. Czy dojedziemy? Postaramy się! – obiecuje Maurycy.
Ekspedycja WE – patron i intencja
Po ubiegłorocznych eskapadach na północ i południe Europy – rowerowej na Nordkapp oraz pieszej przez górskie Bałkany – w tym roku szlaki NINIWA Team wiodą na zachód i na wschód. Na początku września wyruszy bowiem Marsz Turecki, czyli wyprawa piesza, której celem będą góry Taurus w Turcji – około 430 kilometrów wędrówki przez malownicze, choć wymagające zbocza i szczyty.
Rowerzyści i piechurzy będą podróżować pod wspólną nazwą: Ekspedycja WE. Oznacza to nie tylko dwa przeciwne kierunki geograficzne (W – zachód, E – wschód), ale rozumiane z angielska jako „my” wyraża przede wszystkim jedność z młodzieżą na całym świecie. Bowiem to właśnie w intencji młodych – często pogubionych, osamotnionych, pozbawionych wiary, nadziei i miłości – rowerzyści i piechurzy ofiarują trudy swoich podróży.
We wszystkich zmaganiach w drodze orędować im będzie bł. Carlo Acutis – rówieśnik i jeden z patronów ŚDM w Lizbonie.
Codzienne relacje z obu wypraw – rowerowej i pieszej – będzie można śledzić na stronie www.niniwa.pl oraz w mediach społecznościowych: na Facebooku, Instagramie i TikToku.
Wyprawy NINIWA Team – rowerem i pieszo przez świat
Wyprawy NINIWA Team organizowane są od 2007 r. przez Oblackie Duszpasterstwo Młodzieży NINIWA. Zaczęło się od amatorskich, niezbyt odległych ekspedycji rowerowych, jednak z czasem rowerzyści wyznaczali sobie coraz odważniejsze cele, z których najdalszym był wyjazd na Syberię w 2013 roku – 8380 km w 77 dni! Jeśli tylko to możliwe, wyruszają z Oblackiego Centrum Młodzieży NINIWA w Kokotku na Śląsku. Charakterystycznym elementem każdej wyprawy jest ogromna biało-czerwona flaga wieziona na długiej wędce przez jednego z uczestników.
Istotą wypraw NINIWA Team jest zaufanie, jazda „na wiarę” – otwartość zarówno na nieoczekiwane trudy, jak i radości. Rowerzyści jadą bez samochodu bagażowego i technicznego, cały ekwipunek – nawet ponad 30 kg na osobę – wioząc wyłącznie na swoich rowerach. Każdego dnia pokonują minimum 150 km podzielonych na kilka odcinków, pomiędzy którymi jest czas na szykowanie posiłków, higienę osobistą, modlitwę, Mszę św. i integrację. Nie planują też noclegów – miejsca do spania szukają tam, gdzie dojadą na koniec dnia.
W czasie swoich podróży rowerzyści NINIWA Team odwiedzili już wszystkie państwa Europy, dotarli do Azji, a nawet zahaczyli o Afrykę – to w sumie 56 krajów, 3 kontynenty i ponad 66 tysięcy przejechanych kilometrów. W kilkunastoletniej historii wypraw rowerowych wzięło w nich udział 260 uczestników.
Każda z wypraw trwa minimum kilka tygodni i przyświeca jej aktualna intencja modlitewna, dzięki której w podróż włączają się kibice i sympatycy śledzący jej przebieg w internecie. Po powrocie powstaje profesjonalna książka z relacjami z każdego dnia drogi oraz przeżyciami rowerzystów.
Od 2018 roku formuła NINIWA Team rozszerzyła się o wyprawy piesze. Piechurzy wędrowali już m.in. wzdłuż wybrzeża Atlantyku przez Hiszpanię i Portugalię, przez Główny Szlak Beskidzki, a w ubiegłym roku – po bałkańskich górach. Zwykle w trakcie trzech tygodni przemierzają pieszo ok. 500 km, a mniej atrakcyjne odcinki pokonują autostopem.
(niniwa.pl/zdj. Sz. Zmarlicki)
Brat Antoni i cud wypasania świń…
Kiedy w 1897 roku brat Antoni Kowalczyk przybył do Saint-Pauldes-Métis, ta mała miejscowość właściwie powstawała. Liczyła najwyżej około pięćdziesięciu rodzin. „Kowal Boży”, jak o. Paul-Emile Breton trafnie go nazwał, daleki był od bycia silnym misjonarzem. Niskiej postury, nieśmiały, ten polski brat z trudem mówił po francusku, a ponadto miał tylko jedną rękę. Rok wcześniej, podczas pracy w tartaku w Lake La Biche, pas tartaku chwycił go za prawe ramię i zmiażdżył wszystkie kości dłoni. Aby uniknąć najgorszego, konieczna była amputacja przedramienia.
Nazywano go „bezrękim kowalem” i „bratem Ave” – Antoni Kowalczyk OMI
Jednak na płaszczyźnie moralnej i religijnej obecność brata Antoniego była nieoceniona dla tej młodej kolonii Metysów. Jego opinia świętości go wyprzedzała. Nadano mu przydomek „Brat Ave”, ponieważ miał zwyczaj klękać i recytować Ave przed podjęciem trudnego zadania i wyniki zawsze były spektakularne. Kilkukrotnie widziano, jak robił niezwykłe rzeczy. Mały brat oblat, mimo swojej niefortunnej niepełnosprawności, zdecydowanie podjął się nowego zadania. Przez dziesięć lat służył plemionom Kri i Metysów. Inżynier, mechanik, ogrodnik, kowal, pomagał wszystkim. Dzięki jego sprytnej pracy misja posuwała się naprzód. Wkrótce przybyły siostry zakonne i rozpoczęły ewangelizację.
Ojciec Adeodat Therien, przełożony, czuł się odpowiedzialny za nowe dzieło. Aby zapewnić misji obfite i tanie pożywienie, postanowił hodować świnie. Wkrótce upatrzono hodowcę świń: pokornego brata Antoniego. Jednoręki brat ochoczo przyjął nowe obowiązki. W razie potrzeby poświęcał nawet część snu na opiekę nad chlewem. Przełożony liczył też na to, że farma zapewni pożywienie czworonożnym żarłokom. Niestety jednego roku grad zniszczył część nasion. Lato się kończyło i nie było już zboża dla świń. Biedne zwierzęta ledwo dawały sobie radę. W pobliżu było pole rzepy, doskonałe jedzenie dla świń. Ale żeby do niego dotrzeć, trzeba było przejść przez pole owsa, które nie było jeszcze na tyle dojrzałe, by można je było ciąć. Co robić? Czekanie oznaczałoby skazanie świń na śmierć z głodu. Wypuścić je na polu rzepy? Tak, ale jak się tam dostać bez niszczenia zbiorów owsa? Po głębokim namyśle ojciec Therien postanowił zaryzykować. Zadzwonił do brata Antoniego i kazał mu poprowadzić świnie na pole rzepy.
– Bądź ostrożny – dodał – nie chcę, aby twoje zwierzęta zatrzymywały się w drodze, by nie zniszczyły owsa.
– Ale ojcze, to niemożliwe.
– Niemożliwe? Takie słowo nie istnieje w języku francuskim. Proszę spróbować!
– Bardzo dobrze, ojcze, chcesz, biorę świnie – odpowiedział brat zakonny.
Antoni poszedł do chlewu. Przed wejściem uklęknął i wypowiedział swoje słynne „Ave”. Wstał, otworzył szlaban:
Kiou, Kiou, Kiou! chodźcie za mną, chodźcie jeść.
Świnie wybiegły z zagrody. Około stu pięćdziesięciu z nich szło w kierunku pola prawie dojrzałego owsa.
Kiou, Kiou! Zabraniam wam owsa. Chodźmy, musimy iść dalej; chodźcie za mną.
Siostry zakonne z Metysami z daleka obserwowali tę procesję wygłodniałych prosiąt, byli świadkami „cudownego spektaklu”. Brat Antoni skręcił w wąską ścieżkę między dwoma rzędami owsa. Przez chwilę prosięta zawahały się, jakby konsultując się ze sobą. Potem jedno po drugim posłusznie podążały za swoim pasterzem. Świnie nie dotknęły nawet jednej łodygi owsa. Wszystkie doszły na pole rzepy, gdzie radośnie obżerały się jak… świnie!
(André Dorval OMI/tł. pg)
Nazywano go "bezrękim kowalem" i "bratem Ave" - Antoni Kowalczyk OMI
Nie tylko historia Kościoła katolickiego, ale historia całej Kanady, zwłaszcza zachodniej, wiele zawdzięcza zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Nazwiska wielu oblatów stały się nazwami geograficznymi różnych miejscowości czy innych miejsc na mapie. W ich dużym gronie swoją rolę odegrali również oblaci mający polskie korzenie.
Pierwszym polskim oblatem w Kanadzie był br. Antoni Kowalczyk. Ze względu na to, że jest on do dziś często wspominany i może stać się patronem Polonii, poświęcimy mu nieco więcej miejsca. Był on jednym z pierwszych Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej polskiego pochodzenia. Gdy wstępował do zgromadzenia, Polska nie istniała jeszcze na mapie. Urodził się w roku 1866 w Dzierżanowie (Wielkopolska), niedaleko Krotoszyna. Jak później wyznał, z rodzinnej wioski wyniósł głęboką pobożność, ale też doświadczenie walki z polskością i wiarą w czasach Kulturkampfu. Jako dwudziestolatek, po zdobyciu dyplomu czeladnika kowalskiego, wyruszył w poszukiwaniu pracy do Niemiec. Pracował w Saksonii, w Hamburgu i Zagłębiu Ruhry.
Zapewne ważnym wydarzeniem w życiu br. Antoniego, które mogło wpłynąć na jego późniejsze decyzje, był wypadek w pracy, w którym stracił wzrok. Odzyskał go podczas odprawiania drogi krzyżowej.
W wieku 24 lat przyjął sakrament bierzmowania. Mieszkając na przedmieściach Kolonii w katolickiej rodzinie Prummenbaumów, poznał ich syna, który uczył się w niższym seminarium misjonarzy oblatów w Valkenburgu w Holandii. Tam też dowiedział się, że może zostać misjonarzem, nie będąc kapłanem. W dniu 1 października 1891 roku wstąpił do nowicjatu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Houthem, w Holandii. W dniu 2 października 1892 roku złożył pierwsze śluby zakonne i zaczął pracować w kolegium Świętego Karola w pobliskim Valkenburgu.
Gdy w 1896 roku o. Generał zwrócił się do przełożonego z Valkenburga z prośbą o jednego brata dla misji północnych w Kanadzie, miejscowy przełożony wysunął kandydaturę br. Antoniego. Po dotarciu do Kanady brat Antoni został skierowany do pracy w misji Lac La Biche, niedaleko Edmonton. To obecnie wielkie miasto, brama kanadyjskiej Dalekiej Północy, w momencie przybycia br. Antoniego liczyło zaledwie 2000 mieszkańców. Ówczesne warunki życia możemy zrozumieć lepiej, kiedy uświadomimy sobie, że względnie krótki odcinek z Edmonton do misji Lac La Biche, czyli około 225 km, karawana misyjna przemierzała przez 11 dni. Gdy br. Antoni dotarł na miejsce, misja posiadała już kościół, dom dla misjonarzy, klasztor sióstr, szkołę i pensjonat.
Pierwszą pracą br. Antoniego stało się uruchomienie maszyny parowej, aby mógł pracować młyn i tartak (drewno było potrzebne jako budulec). Nieobce bratu były również wszelkie prace ziemne w polu. Po roku pobytu na misji, dokładnie 15 lipca 1897 roku, wydarzył się wypadek, który bardzo naznaczył całe jego życie. Podczas pracy w tartaku pas transmisyjny wciągnął prawą rękę br. Antoniego, aż do trybów, które ją zmiażdżyły. Konieczna okazała się wizyta w mieście, w szpitalu. Chociaż podróż tym razem była krótsza, bo trwała tylko 4 dni, to jednak i tak było to za długo, aby uratować rękę. Ówczesne warunki w szpitalu nie przewidywały znieczulenia. W czasie operacji pacjenta chciano po prostu przywiązać do stołu. Zaprotestował jednak przeciw temu środkowi „znieczulającemu”; podczas obcinania prawej ręki trzymał w swojej lewej ręce krucyfiks i trwał w milczeniu. Rękę amputowano mu prawie do samego łokcia.
Po podleczeniu uznano, że br. Antoni nie będzie mógł wrócić do tej samej misji, dlatego skierowano go do misji St. Paul des Métis. Pracował tam przez 14 lat, aż do roku 1911. Na nowej misji również postanowiono postawić młyn i tartak. W tej misji, w roku 1898, złożył śluby wieczyste. Opowiadający o życiu br. Antoniego w tej misji świadkowie podkreślają, że mimo swego kalectwa nie domagał się żadnych przywilejów. Powstało wiele interesujących opowieści związanych z jego pracą na tej misji, na przykład z jego hodowlą świń. To, co jednak najbardziej dawało się zauważyć w jego życiu, to modlitwa. Wręcz przysłowiowe stały się jego „zdrowaśki”. Nazywano go nawet „polskim bratem Ave”. W 1905 roku doszło do pożaru, który spalił całą misję. W roku 1911 br. Antoni opuścił tereny indiańskie i został przeniesiony do Edmonton, do placówki w junioracie, czyli w szkole średniej dla kandydatów do kapłaństwa. Tam spędził jeszcze 36 lat, gdzie stał się wzorcem modlitwy, wierności, wytrwałości i dobrej rady. Brat Antoni zmarł 10 lipca 1947 roku i pochowany został w pobliskim Saint Albert.
Powszechne przekonanie o jego świętości przyczyniło się, pięć lat po jego śmierci, do otwarcia w 1952 roku, w Edmonton, diecezjalnego procesu beatyfikacyjnego. Wielu ludzi pielgrzymuje do jego grobu. Był tam np. Prymas Polski kard. Józef Glemp podczas odwiedzin Polonii w Kanadzie. W dniu 1 czerwca 1979 roku, a więc w przeddzień swojej pierwszej pielgrzymki do ojczyzny, papież Jan Paweł II podpisał dekret o wprowadzeniu sprawy br. Antoniego do kongregacji rzymskiej. Odtąd br. Antoni uzyskał oficjalny tytuł Sługi Bożego. Mówiono, że brat Antoni zdziałał wiele cudów za życia, jednak do beatyfikacji potrzebne są cuda po śmierci. Przed końcem swego pontyfikatu papież Benedykt XVI postanowił przyspieszyć jego proces i nadał mu priorytet proceduralny.
Historia życia br. Antoniego Kowalczyka OMI w 60 sekund [wideo]
(opr. na podstawie W. Kluj, Polscy Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej wśród Rodzimej Ludności Kanady)
Modlitwa za wstawiennictwem Sługi Bożego, br. Antoniego Kowalczyka OMI:
Bądź uwielbiony, Boże, nasz Ojcze, że wiernego czciciela Niepokalanej, brata Antoniego, tak przedziwnie prowadziłeś drogą Twojej woli, a w dźwiganiu krzyża cierpienia i codziennych obowiązków pomnażałeś jego siły, aby niósł go wiernie na wzór Chrystusa. Uwielbiam Cię, Panie, za jego heroiczną wiarę i ufność, dzięki którym jego modlitwy wysłuchiwałeś z ojcowską dobrocią i objawiałeś swoją miłość. Przez wzgląd na Twojego sługę udziel mi, Panie, łaski, o którą Cię proszę… Niech dzięki temu okaże się jego świętość, a moje serce utwierdzi się w wypełnianiu Twojej woli. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
O łaskach doświadczonych za wstawiennictwem brata Antoniego prosimy powiadomić – KLIKNIJ
(pg)