Wierszyna: Odpust na dalekiej Syberii

Wspólnota parafialna w Wierszynie na Syberii przeżywała uroczystości odpustowe z okazji wspomnienia św. Stanisława, biskupa i męczennika. Niestety, na tegorocznych obchodach zabrakło o. Karola Lipińskiego OMI, proboszcza parafii, który ze względów zdrowotnych pozostał w Polsce. Mszy świętej przewodniczył biskup irkucki – Cyryl Klimowicz. Parafianie przygotowali także poczęstunek pod gołym niebem.

Wierszyna to niewielka miejscowość na Syberii położona około 100 kilometrów na północ od Irkucka. Została założona około 1910 roku przez polskich emigrantów głównie z Zagłębia Dąbrowskiego. Polacy przybyli tutaj dobrowolnie, szukając nowych perspektyw. We wsi funkcjonuje parafia rzymskokatolicka pw. św. Stanisława. Od 2009 roku proboszczem jest tutaj polski misjonarz oblat – o. Karol Lipiński OMI.

(pg/zdj. wierszyna.pl)


Andrzej Jastrzębski OMI: Psychologia a wiara? [ROZMOWA]

Pojawienie się na scenie historii psychologii jako niezależnej nauki, a szczególnie nieco później psychoterapii, w formie klasycznej psychoanalizy, może być bardzo łatwo postrzegane jako zamach na osoby wierzące oraz na samą instytucję Kościoła. Wraz z powstawaniem kolejnych podejść psychologicznych oraz psychoterapeutycznych sytuacja ta się dynamicznie zmieniała – mówi o. Andrzej Jastrzębski OMI w rozmowie z Michałem Jóźwiakiem z portalu misyjne.pl.

Michał Jóźwiak (misyjne.pl): Na Zachodzie, ale i w Polsce widać, że coraz więcej osób korzysta z pomocy psychoterapeutów. Przyczyn takiego zjawiska jest wiele. Czy według Ojca psychoterapia koliduje w jakikolwiek sposób z kierownictwem duchowym lub sakramentem pojednania? 

Andrzej Jastrzębski OMI: Nie powinna, ale, jak to w książce staram się wytłumaczyć, ponieważ istnieje wiele różnorodnych szkól psychoterapeutycznych, czyli inaczej podejść, będzie to zależało od konkretnego przypadku, jak również od światopoglądu konkretnego terapeuty. Oczywiste jest, że terapeuta niewierzący, choćby nawet nieświadomie, nie będzie akceptował takich form pomocy cierpiącemu człowiekowi, jakimi są kierownictwo duchowe czy sakrament pojednania i potencjalnie może swego pacjenta zniechęcać do trwania w wierze. Z kolei, jeśli terapeuta w swojej wizji pomocy drugiemu człowiekowi mieści kierownictwo i spowiedź, to bardzo istotne będzie ustawienie priorytetów. Chodzi o odpowiedź na pytanie, która forma pomocy jest w obecnej chwili najbardziej potrzebna osobie, której pomagamy. Czasem może to oznaczać zawieszenie na jakiś czas kierownictwa duchowego, choć oczywiście nie spowiedzi, aby dana osoba mogła poświęcić całą swoją uwagę na rozwiązanie problemów psychicznych. Najgorszą sytuacją jest taka, kiedy kierownik duchowy i terapeuta prowadzą osobę cierpiącą w dwóch przeciwnych kierunkach, co tylko niepotrzebnie pogłębia cierpienie.

Andrzej Jastrzębski OMI: „Jeden z moich studentów jest chrześcijaninem koptyjskim”
(zdj. Wydawnictwo eSPe)

Podtytuł Ojca książki brzmi: „O burzliwym związku psychologii i wiary”. Dlaczego ten związek jest burzliwy? 

Myślę, że książka bardzo dobrze to pokazuje. Pojawienie się na scenie historii psychologii jako niezależnej nauki, a szczególnie nieco później psychoterapii, w formie klasycznej psychoanalizy, może być bardzo łatwo postrzegane jako zamach na osoby wierzące oraz na samą instytucję Kościoła. Wraz z powstawaniem kolejnych podejść psychologicznych oraz psychoterapeutycznych sytuacja ta się dynamicznie zmieniała. Tak jest aż do dziś. W książce staram się przedstawić tę fascynującą historię rozchodzenia i schodzenia się wiary oraz psychologii, jak również i obecny stan tej relacji.

W książce mówi Ojciec o tym, że „Kościół zawsze pełnił funkcję pogotowia psychologicznego”. Czy to zadanie aktualne jest też dzisiaj, skoro mamy tylu psychologów i psychoterapeutów?  

Tak, dla wielu osób Kościół wciąż pozostaje pogotowiem ratunkowym, nie tylko psychologicznym. Niemniej jednak współcześnie rozwinęły się inne formy pomocy psychologicznej, z czego należy się zasadniczo cieszyć. W książce próbuję odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się stało. Tutaj powiem tylko, że bardzo dużo ludzi nie wierzy w uzdrawiającą moc sakramentów, czy też po prostu w samego Jezusa, dlatego szukają pomocy gdzie indziej. Od wiary nie można jednak uciec, bo trzeba przecież wierzyć, że terapeuta pomoże. Ale to już zupełnie inny temat.

Andrzej Jastrzębski OMI: Badania potwierdzają, że modlitwa ma pozytywny wpływ na zdrowie psychiczne i fizyczne

Zajmuje się Ojciec psychologią, neurobiologią i teologią. Jak dorobek tych różnych dziedzin nauki pozwala spojrzeć na kwestię orientacji homoseksualnej? W książce mówi Ojciec o tym, że „jest bardzo prawdopodobne, że orientacja homoseksualna jest zdeterminowana genetycznie”. Czy gdyby potwierdzono to w 100% rzutowałoby to na nauczanie Kościoła? 

W książce tylko wspominam ten temat, ponieważ nigdy się w ten wątek nie zagłębiałem i nie chcę tu wypowiadać ostatecznych stwierdzeń. Trudno jest mówić o jakiejś naukowej pewności w sprawie homoseksualizmu, ponieważ ten temat jest za bardzo upolityczniony. Badania naukowe w zakresie genetyki wydają się prowadzić do generalnego wniosku, że kodowanie genetyczne nie prowadzi automatycznie do rozwoju jakiejś cechy recesywnej, która jest dziedziczona. Tak jest na przykład w wypadku wielu chorób. Potrzebne jest też odpowiedzenie środowisko, aby ta cecha się ujawniła. Trzeba by zatem mówić o determinacji socjogenetycznej. Ale, tak jak w książce staram się wyjaśnić, daleko nam do pełnej wiedzy na ten temat. Z punktu widzenia Bożego zamiaru ludzie zostali stworzeni do płodności i w tym sensie homoseksualizm nie jest naturalny. Wracając do sedna pytania, myślę, że Kościół powinien pozostawać w dialogu z rzetelną nauką i odpowiednio do tego rozwijać swoje nauczanie. Wciąż jednak mamy problem z rzetelnością nauki.

Na czym polega „psychoterapia chrześcijańska”. Czy katolicy powinni korzystać wyłącznie z niej? 

Istnieją różne formy psychoterapii chrześcijańskiej. Niektóre odwołują się wprost do Ewangelii. To byłaby psychoterapia chrześcijańska w ścisłym znaczeniu i oznaczałaby, że osoba, która się na nią decyduje, chce jednocześnie pracować nad swoim nawróceniem, a nie tylko nad usunięciem lub zmniejszeniem zaburzeń psychicznych. Psychoterapia chrześcijańska w szerokim sensie to każda terapia, która uwzględnia pozytywną rolę wiary w procesie uzdrowienia. Psychoterapeuci o takim nastawieniu zrzeszają się w związki i otwarcie przyznają, że są ludźmi wierzącymi. Czy osoba wierząca ma obowiązek korzystać z pomocy tylko takich terapeutów? Niekoniecznie – w książce wyjaśniam dlaczego. To zależy po prostu od problemu, z jakim się zmagamy. Strach przed jeżdżeniem windą nie dotyka wprost przekonań religijnych i nawet niewierzący terapeuta może tu skutecznie pomóc. Z kolei sprawy związane z wyborami życiowymi omawiałbym z terapeutą, który nie poddaje w wątpliwość moich wartości. Trzeba jeszcze dodać, że istnieje wielu dobrych wierzących terapeutów, którzy z różnych względów nie są zrzeszeni w grupach terapeutów chrześcijańskich, a którzy również służą profesjonalną pomocą z poszanowaniem przekonań religijnych swych pacjentów.

Andrzej Jastrzębski OMI: Modelowanie pracy mózgu stało się coraz bardziej realne

Jak widać, nie ma łatwych odpowiedzi na wszystkie nasze pytania i dlatego potrzebujemy lepszego zrozumienia rzeczywistości. Intencją mojej książki jest właśnie pomoc czytelnikom w lepszym zrozumieniu relacji psychologii i wiary oraz wyrobienie sobie własnego zdania na ten temat.

(misyjne.pl)


Matka Boża Kodeńska peregrynuje po diecezji siedleckiej

Z okazji jubileuszu 200. lecia diecezji siedleckiej oraz 300. rocznicy papieskiej koronacji wizerunku Matki Bożej Kodeńskiej w diecezji siedleckiej trwają Misje Ewangelizacyjne połączone z peregrynacją kopii wizerunku Matki Bożej Kodeńskiej. Obrazowi towarzyszą relikwie błogosławionych męczenników unickich z Pratulina.

Osobisty kierowca Matki Bożej…

Peregrynacja rozpoczęła się w sierpniu 2018 roku. Poprzednie miały miejsce w roku 1977 oraz w latach 1980-1981.

Diecezja siedlecka została powołana 30 czerwca 1818 roku na mocy bulli Ojca Świętego Piusa VII. Na przestrzeni dziesięcioleci znana była jako „Podlaska” lub „Janowska”. Pierwotnie stolicą diecezji był Janów Podlaski. Patronami diecezji są święty Szymon Apostoł, święty Juda Tadeusz Apostoł, święty Jozafat Kuncewicz i błogosławieni Męczennicy z Pratulina. Od 2014 r. kościołem siedleckim kieruje biskup Kazimierz Gurda.

Kodeń: Specjalne odpusty na Rok Jubileuszowy. Każdego dnia można zyskać odpust zupełny

Kodeń to przygraniczna miejscowość w województwie lubelskim. W XVI wieku osiedli tutaj Sapiehowie. W połowie XVII wieku Mikołaj Pius Sapieha sprowadza tutaj obraz Madonny Gregoriańskiej zwanej również Guadalupeńską. Od tego momentu rozpoczyna się kult Matki Bożej Kodeńskiej. Dzięki staraniom Jana Fryderyka Sapiehy, w 1723 roku odbyła się papieska koronacja wizerunku. Była to trzecia taka uroczystość w ówczesnej Polsce. Od 1927 roku sanktuarium i parafią opiekują się Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej.

(pg/zdj. Podlasie24)


Kanada: Odznaczenie polonijne dla oblata

Z okazji 90. lecia Kongresu Polonii Kanadyjskiej w Brampton odbyła się jubileuszowa gala, która zgromadziła Polonię oraz działaczy polonijnych. Podczas uroczystości medalem Ignacego Paderewskiego został odznaczony o. Janusz Błażejak OMI, proboszcz polonijnej parafii pw. św. Kazimierza w Toronto. Odznaczenie przyznano za nieustające wsparcie oraz działalność na rzecz Polaków żyjących w Kanadzie.

Kongres Polonii Kanadyjskiej to organizacja polonijna reprezentująca interesy Polaków wobec lokalnych władz Kanady. Zrzesza na zasadzie federacji organizacje i towarzystwa polonijne. Troszczy się o kultywowanie tradycji narodowych i zachowanie dziedzictwa. Została założona w 1944 roku. Siedzibą zarządu i rady głównej organizacji jest Toronto.

(pg/zdj. J. Błażejak OMI)


Komentarz do Ewangelii dnia

Przejście Pana Jezusa z ukazania jedności z Ojcem do wskazania, iż Ojciec jest większy od Niego. Oznacza to, iż Syn został posłany od Ojca na świat. Jednakże został „zrodzony, a nie stworzony” przez Ojca. Zatem ta „większość Ojca” określa Jego odwieczność. Brak początku i końca. Syn Boży został „zrodzony” przed wiekami - tajemnica to wielka. Zaistniał w czasie. On, który przyszedł na świat jako Człowiek posłany przez Boga Ojca. W Jego imieniu: „Bóg zbawia” i „Bóg z nami”. Miłość była i jest przewodnim motywem misji Jezusa. Również motorem napędowym Kościoła jest dawanie świadectwa o miłości od, oraz do Boga. Tylko tak my uczniowie Chrystusa możemy nieść pokój i nim żyć na co dzień, ukazując zakochane serce Ojca w Jezusie poprzez Ducha Świętego.


Adam Jończak OMI: „Czego nie pozwolę sobie zrobić jako przyszły kapłan?” [ROZMOWA]

Diakon Adam Jończak OMI pochodzi z diecezji siedleckiej. Tam w parafii diecezjalnej rozeznawał powołanie, ważnym miejscem na jego drodze był również Kodeń. O wierze, charyzmacie oblackim, spojrzeniu na kapłaństwo i „planami” na przyszłość – z diakonem, który za 19 dni przyjmie święcenia prezbiteratu rozmawia o. Paweł Gomulak OMI.

Paweł Gomulak OMI: Za nieco ponad dwa tygodnie przyjmiesz święcenia prezbiteratu. Czy przeżywasz jakieś emocje, obawiasz się?

Adam Jończak OMI: Powiem szczerze, że największe emocje towarzyszyły mi podczas ślubów wieczystych, bo to była taka konkretna decyzja, od której nie ma już odwrotu. Jeśli chodzi o święcenia, mam w sobie spokój. Wiadomo, że jeśli chodzi o przygotowania, to jest pewien stres, który wywołują szczególnie rodzice, dla których to jest bardzo ważne, żeby wszystko było jak należy. Ja staram się do tego podejść duchowo, żeby do kapłaństwa dobrze się przygotować. Przede mną rekolekcje, które chcę dobrze przeżyć.

Pamiętam swoje rekolekcje przed diakonatem, które prowadził o. Andrzej Juchniewicz OMI. Pamiętam, że dobrze spędziłem ten czas, ponieważ odciąłem się praktycznie od wszystkich mediów, telefon zostawiłem w seminarium i rzeczywiście spotykałem się tylko z Bogiem i z samym sobą. Teraz też tak zamierzam zrobić, chcę dobrze przeżyć ten czas.

Jonasz Lalik OMI: „Muszę być radosnym misjonarzem…” [ROZMOWA]

Jaki cytat wybrałeś na obrazek prymicyjny?

Z Listu św. Piotra – „Wzrastajcie zaś w łasce i poznaniu Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa! Jemu chwała zarówno teraz, jak i do dnia wieczności! Amen” (2 P 3,18). Są to dla mnie bardzo ważne słowa, ponieważ Pana Jezusa będę poznawał cały czas, Jego osoba cały czas mnie inspiruje. Lubię czytać o Jezusie różne książki, zarówno teologów jak i ludzi duchowych z różnych dziedzin.

To co jest najważniejsze, to żeby w życiu Go szukać, poznawać, ale nie w książkach czy mistycznych uniesieniach, tylko w rzeczywistości. Spodobał mi się wywiad z ojcem Oszajcą, jezuitą, który powiedział, że niektórzy mówią o Eucharystii, że jest oknem na niebo, jakieś niebiańskie doświadczenia – a on mówi, że to jest okno na rzeczywistość, bo tutaj Pan Bóg działa, tutaj spotykam mojego Boga, w drugim człowieku, w różnych nawet trudnych sytuacjach.

Czym dla ciebie jest kapłaństwo? [WIDEO]

Kolejną rzeczą z tego cytatu jest łaska. O łaskę każdy z nas codziennie walczy, żeby w niej trwać. To jest dla mnie istotne, na to przyszłe życie kapłańskie, żeby poznawać Jezusa, walczyć o Jego łaskę, ale też by głosić Go innym. Jego orędzie zbawcze – to się tak ładnie nazywa, no ale tak jest – Pan Jezus przychodzi i nas zbawia: w swoim Słowie, sakramentach świętych. Do tego chcę się dobrze przygotować.

Wiadomo, że mówimy o pewnej przyszłej perspektywie, bo będziesz kapłaństwa uczył się przez całe życie, ale patrząc trochę na Twoje marzenia, czym dla Ciebie jest kapłaństwo, czego od niego oczekujesz, przez jaki pryzmat patrzysz na kapłaństwo?

Ja to jestem posoborowiec, tak powiem. Nie patrzę tradycjonalistycznie. Kapłaństwo to jest moja tożsamość, ale to też jest jakieś kolejne powołanie w Kościele. Są świeccy, są kapłani, ale razem uczestniczymy w kapłaństwie Chrystusa.

Czym dla mnie jest kapłaństwo? Tym, co mówił Pan Jezus w Ewangelii św. Marka (zob. Mk 3,14), żeby być z Chrystusem i Go głosić. Najpierw być z Nim. Dla mnie kapłan to jest człowiek związany z Jezusem, on nic swojego nie daje, tylko ma przekazywać Jego. To jest dla mnie istotą, żeby Go głosić, posługując słowem Bożym, co teraz już robię i daje mi to jako diakonowi wiele radości, ale później także jako kapłan.

Wiadomo, że ze stanem kapłańskim wiążą się różne obowiązki i zadania. Ale dla mnie to jest służba. Tak, ja to wszystko rozumiem, że „alter Christus” podczas Eucharystii… ale to jest takie konkretne zadanie dla mnie, żeby cały czas konfrontować się ze sobą jako człowiekiem. Kapłan to jest też człowiek.

Czego nie pozwolę sobie zrobić jako przyszły kapłan? Nie pozwolę się odczłowieczyć i zrobić z siebie magika. Bo wiara to nie jest magia. Jestem na początku człowiekiem. To co mówił Eugeniusz, że najpierw formacja musi być na poziomie człowieczeństwa, później formacja chrześcijańska i do świętości. Te trzy filary są dla mnie istotne i to jest bardzo mądre. Gdybym zapomniał jako ksiądz, że jestem człowiekiem, to robię z siebie nie wiadomo kogo, a też podlegam grzechowi, też jest we mnie korzeń pożądliwości. Ale myślę, że jeśli odkryję w sobie stronę ludzką i gdzieś mam kontakt sam ze sobą, to będę tym lepiej służył innym jako kapłan.

Powtarza to jeden z obrzańskich formatorów, że we współczesnym świecie nie da się być świadomym, dojrzałym chrześcijaninem bez wiedzy o człowieku. Myślę, że w seminarium też nas do tego przygotowywali i podkreślali wartość strony ludzkiej, żebym się dobrze poznał jako Adam, Żebym później jako Adam-ksiądz znał swoje miejsce, wiedział, kim jestem, zachował swoją tożsamość i służył.

Bardzo spodoba mi się to, co napisał Franciszek, chyba we „Fratelli tutti” – tak jak św. Franciszek poszedł do sułtana, to poszedł jako chrześcijanin, nie wyparł się swojej tożsamości i wrócił od niego też jako chrześcijanin.

A co po święceniach? Tak konkretnie.

Uważam, że my teraz w rzeczywistości Kościoła za dużo sobie racjonalizujemy. Za mało jest ducha. Z momentem przyjścia do zakonu oddałem Panu Bogu wszystko, teraz też zdaję się na Jego wolę. Co będzie, to będzie. Tam gdzie będzie drugi człowiek, tam jest sytuacja, która woła o zbawienie, o Pana Boga, gdziekolwiek to nie będzie. Ja jestem gotowy do tego, żeby posługiwać w Polsce, zagranicą… Wiadomo, mamy marzenia, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Czyli nie prosiłeś ani o misjonarkę ludową, duszpasterstwo, ani o misje zagraniczne?

Prosiłem, przez sześć lat prosiłem o wyjazd zagranicę. Prosiłem o pracę w Anglii, w takim społeczeństwie bardziej zsekularyzowanym, gdzie są wspólnoty, ale jest mało księży. Mamy Prowincję Anglo-Irlandzką, w której są oblaci, pracują. Ktoś może powiedzieć, że to oblaci w podeszłym wieku, ale naprawdę im zależy.

Ale rozumiem, że jak po święceniach zostaniesz posłany na przykład na kapelana do więzienia, to nie będziesz kręcił nosem?

Nie, przyjmuję wszystko, do czego Kościół mnie pośle. Nie będę kręcił nosem.

Zapewne w Twoim życiu był taki moment, w którym zrozumiałeś, że Pan Bóg zaprasza Ciebie do kapłaństwa. Dlaczego życie zakonne a nie kapłaństwo diecezjalne?

Na pewno nie otworzyłem Pisma Świętego i nie przeczytałem wezwania: „Pójdź za Mną”, ani z Księgi Izajasza: „Oto ja, poślij mnie”. Tak nie było. To nie było nic nadzwyczajnego. Po prostu Pan Bóg jakoś mnie tak kierował, że zapragnąłem tego życia. Ale nie działo się to bezwiednie, bo miałem wspaniałych ludzi na swojej drodze.

Kawał serca zostawiłem w mojej parafii. Były tam siostry Służki Maryi Niepokalanej, które pracowały w mojej parafii. Siostry bezhabitowe, rodzina Honorata Koźmińskiego. Siostry pracowały w mojej parafii, katechizowały i wnosiły do mojej parafii taką świeżość. Przyszła siostra Kasia Pyl, rodzona siostra bp. Jacka Pyla OMI, zaczęła grać na gitarze, założyła scholkę, naprawdę przyciągała młodzież do parafii. I myśmy się tam angażowali. Przed tą siostrą służki prowadziły krąg biblijny, była taka siostra Bożenka. Chodziliśmy do sióstr, to były naprawdę liczne grupy. Najpierw była modlitwa u nich w kaplicy, ucałowanie relikwii Honorata i szliśmy rozważać niedzielną Ewangelię, czytania na niedzielę.

Byłem ogólnie bardzo zaangażowany w parafię. Pochodzę z Kocka. To jest parafia diecezjalna. Miałem dobrych księży, którzy też przyciągali. Angażowałem się w wielu grupach, byłem szalony – nie wiem, jak znajdowałem na to czas. Nie miałem nigdy zagrożenia z jakiegokolwiek przedmiotu, ale angażowałem się w KSM [Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży – przyp. red.], później zostałem prezesem KSM-u, byłem odpowiedzialnym za ministrantów, śpiewałem w chórze, było mnie pełno w  parafii. Co ważne, księża stwarzali taką atmosferę, która sprzyja samorozwojowi, dojrzewaniu chrześcijańskiemu. Bardzo podoba mi się formacja w KSM-ie, bo tam ksiądz jest nazwany księdzem-asystentem, czyli nie kręcimy się wokół niego – on jest alfą i omegą i wszystko wie – tylko są konspekty spotkań i my je prowadzimy, wymieniamy się. To nas motywowało, żeby coś z siebie dać i przybliżało tak do Pana Boga. Służyć Bogu i Ojczyźnie. Gotów? Gotów! To jest to hasło KSM-u.

Ten dobry klimat w parafii sprzyjał rozwojowi powołań. Jestem którymś z kolei powołaniem z mojej parafii. Z mojej rodzinnej parafii pochodzą też misjonarze. Pochodzi jeden oblat i świętował tam swój jubileusz kapłaństwa – śp. o. Krzysztof Kopeć OMI, zmarł na posłudze. Miałem przyjemność go poznać, zamienić kilka słów. Dalej, ojciec Tomasz Pawelec, dominikanin, który pracował w Japonii – już wrócił, jest teraz w Poznaniu. Nasz wikariusz, ks. Andrzej Kubalski, który pracuje w Boliwii, w wiosce Bulo Bulo… Jako młodzież mieliśmy z nimi spotkania, wiele dobrych spotkań.

Dla mnie zakonnik-misjonarz to ktoś, kto daje z siebie jeszcze więcej. Na mojej drodze Pan Bóg postawił siostry, swego czasu przyjeżdżał ojciec Jacek Pyl. Z młodzieżą kolędowaliśmy po domach, na gitarze graliśmy kolędy. Zbieraliśmy ofiary na misje – była to Syberia, inne kraje byłego Związku Radzieckiego i była to Ukraina, gdzie ojciec Jacek Pyl był wtedy superiorem delegatury. W ramach podziękowania za te ofiary, przyjechał i głosił rekolekcje u sióstr. Widziałem oblata, z takim krzyżem – to było dla mnie wizualnie pociągające. Inspirowało mnie to życie, opowieści misjonarskie. I zapragnąłem potem tak żyć. Poznawałem oblatów m.in. na rekolekcjach powołaniowych w Kodniu.

Oblaci, czyli kto?

Kodeń to jest dla mnie święte miejsce. Najbardziej bliskie mojemu sercu ze wszystkich sanktuariów, nawet przed Częstochową. Tam poprosiłem o dokumenty do Zgromadzenia, tam się rozgrywały moje dramaty, bo trzeba było naprawdę zmienić swoje życie. Nie od razu po maturze wstąpiłem, bo tak prywatnie jeszcze uczyłem się chemii – starałem się dostać na medycynę. To nie jest tak, że mi się nie udało, tylko zawsze z tyłu głowy miałem: „Będę księdzem”. Kodeń – u mnie w parafii było troszeczkę sztywno, a tutaj oblaci byli tacy bardzo pozytywnie szaleni. Pierwsze takie konkretne spowiedzi to były w Kodniu, trzymałem oblacki krzyż. To było takie mocne doświadczenie. Adoracje eucharystyczne. I to zbliżało do Niego.

Masz już pewne doświadczenie życia zakonnego. Był ten moment, że zdecydowałeś się związać z Bogiem i Zgromadzeniem przez oblacje wieczystą. Co najbardziej cenisz w charyzmacie oblackim?

Ubogich. Najbardziej cenię ubogich, że my jesteśmy tam, gdzie inni nie chcą pójść. Misje. Dzisiaj na kazaniach w Lublińcu mówiłem o Franciszku, który powiedział, że kapłan ma pachnieć owcami, a nie drogimi perfumami. To wyryło się we mnie i tak ma być, że ja mam być blisko ludzi. Zawsze blisko ludzi – to jest coś, co wyznacza mi perspektywę na przyszłość. I to cenie, że oblaci są zawsze blisko ludzi. Te wszystkie posługi, które pełnimy chociażby w Polsce – szpitalnictwo, posługa w więzieniach, misjonarka ludowa… Pisałem magisterkę z misji ludowych, z ojca Hajduka. Wygłosił 1054 kazania. To jest konkretne świadectwo tych ojców, którzy oddali się Panu Jezusowi na różne sposoby.

Nasz charyzmat jest tak szeroki, że naprawdę odnajdziemy się w posłudze temu światu. W różnych, wielu dziedzinach.

Dziękuję za rozmowę i życzę dobrego przygotowania do święceń.

(pg)


Opole: Graffiti na urodziny proboszcza

Z okazji urodzin proboszcza parafii pw. św. Jana Pawła II w Opolu najmłodsi parafianie przygotowali… graffiti na schodach prowadzących do klasztoru. Życzenia „Ojcze, wszystkiego najlepszego” z pewnością ucieszyły o. Damiana Dybałę OMI, który kończy dziś 46 lat. Nie zabrakło również tortu oraz urodzinowych cukierków, którymi częstował parafian jubilat.

(pg/zdj. OMI Opole)


Lubliniec: Młodzież na Śląskim Balu Młodych

Światowe Dni Młodzieży odbędą się za kilka miesięcy w Lizbonie. 100 dni przed tym wydarzeniem została zorganizowana Studniówka. Młodzież z całego Śląska, w tym reprezentanci z Lublińca, spotkała się na wspólnej modlitwie w kościele św. Alberta Wielkiego w Gliwicach na Mszy św. pod przewodnictwem bpa Sławomira Odera. Następnie kilkaset młodych w Arenie Gliwice bawiło się na balu, który potrwał do samego rana. Śląski Bal Młodych został zorganizowany przez Gliwickie Duszpasterstwo Młodzieży – „Pełni Życia” na czele z ks. Marcinem Pasiem – organizatorem Balu. Młodzieży z Lublińca towarzyszył ich duszpasterz – o. Mariusz Piasecki OMI.

(mp)


Obra: Podczas rekolekcji pisali ikony [ZDJĘCIA]

W oblackim klasztorze w Obrze, w którym działa Dom Rekolekcyjny Alma Mater, odbyły się warsztaty pisania ikon. Uczestnicy tworzyli wizerunki św. Piotra i Jana Chrzciciela. Część realizowała swój indywidualny program. Przy okazji wielkim zainteresowaniem cieszyły się wyroby pszczelarskie br. Zdzisława Cieśli OMI z klasztornej pasieki.

Jarosław Kędzia OMI: „Wychowałem się w parafii, która przez kilka wieków była parafią unicką”

Więcej informacji o rekolekcjach i warsztatach realizowanych w Domu Rekolekcyjnym Alma Mater można znaleźć TUTAJ

(pg/zdj. Z. Cieśla OMI)


Turkmenistan: "Ojcze, mów nam o Bogu” [ŚWIADECTWO]

Misja w Turkmenistanie to najpiękniejszy czas w moim życiu. Był to nowy początek ewangelizacji tego kraju i Pan Bóg działał tu szczególnie mocno. Doświadczenie tej misji to doświadczenie chodzenia po kruchym lodzie, kiedy nogi ci drżą i Ktoś ciebie podtrzymuje - można przeczytać w oblackim dwumiesięczniku "Misyjne Drogi".

Misjonarz oblat Daniel Szwarc był diakonem w dalekiej Kanadzie Północnej i poprosił mnie o kazanie prymicyjne na Mszy świętej w jego rodzinnej parafii na Kujawach. Gdy szliśmy do kościoła, to spytałem go: „Danielu, co jest najpiękniejsze na dalekiej Północy?”. Odpowiedział: „Pan Bóg”. Gdy przybyliśmy z ojcem Andrzejem do Turkmenistanu, to nie było miejscowych katolików i taka sytuacja zachęcała nas do modlitwy, do adoracji Najświętszego Sakramentu i to był ten najpiękniejszy czas. Ale namaszczenie Pana towarzyszyło nam cały czas i dzięki temu mogliśmy iść do przodu.

„Przyszedłeś wskrzesić Timura?” [WIDEO]

Nie wiemy jak będzie

Jak to się stało, że misja w Turkmenistanie przyniosła owoce, że po trzech latach kilkadziesiąt osób przystąpiło do pierwszej spowiedzi, a osiem osób dorosłych przyjęło chrzest? Znany w świecie oblackim i w środowisku współczesnych filozofów profesor oblat George McLean – który swego czasu współpracował z Karolem Wojtyłą w Krakowie, a później miał wykłady w Iranie, Chinach, Pakistanie, Egipcie i był twórcą Instytutu Poszukiwań i Wartości – przebywał przez jakiś czas na misji w Turkmenistanie. Gdy przyjechał pierwszy raz – nie było jeszcze Kościoła, wspólnoty wierzących, była tylko grupa sympatyków. Oni przychodzili, my mówiliśmy, śpiewaliśmy pieśni, ale to jeszcze nie był Kościół. Ojciec George przekonywał nas, że mamy otworzyć centrum kultury i należy ograniczyć się do dialogu kulturowego. My odpowiadaliśmy: „Ojcze, my nie wiemy, jak będzie. My wiemy, że jesteśmy misjonarzami i że mamy głosić Ewangelię”. Pamiętam, jakie było jego zdziwienie, gdy przyjechał po roku i zobaczył już Kościół. Wtedy była to wspólnota katechumenów.

Niedziela Palmowa na dziedzińcu misji katolickiej w Aszchabadzie (zdj. J. Kotowski OMI)

Ewangelizacja działa się

Na synodzie poświęconym ewangelizacji w Azji jeden z biskupów z Indii zapytał ojca Andrzeja: „Czy wy robicie cuda? Bo na początku ewangelizacji powinny być cuda”. My próbowaliśmy „robić cuda”, modliliśmy się nad chorymi, ale Pan Bóg nie podtrzymał naszej modlitwy i nie uczynił cudu. Niemniej, ewangelizacja mimo to działa się i narodził się Kościół – i to był cud. Stało się tak dzięki temu, że za naszą misję modliło się wielu ludzi. Pan również przez cierpienie i krzyże przygotował ludzi, których wybrał, aby byli tu pierwocinami Kościoła. Owocowanie misji wynikało też z cierpienia, które nam tu towarzyszyło i które, jak umieliśmy, przeżywaliśmy z Panem.

Muzułmanom w Turkmenistanie śni się Jezus… [wideo]

Pamiętam pierwsze spotkania z turkmeńską Polonią, która była społecznością ludzi mających polskie korzenie lub sympatyzujących z liderami Polonii. Nikt z nich nie miał żadnego doświadczenia wiary i gdy mówiliśmy o Jezusie Chrystusie, to odczuwaliśmy, że oni nas nie słuchają. Jednego razu ktoś z nich powiedział: „W taki sposób nie powstanie tutaj Kościół. Aby ludzi przyciągnąć, trzeba dać im jakiegoś «cukierka»”.

W koczowniczym namiocie (zdj. A. Madej OMI)

Ojcze mów nam o Bogu

Byli jednak ludzie, których Pan przygotował do przyjęcia Ewangelii. To było środowisko Raisy. Ona nas zaprosiła do swego domu i przyjęła w nim też swoich znajomych Tatarów, Tadżyków, Turkmenów, Rosjan… Pierwsze spotkanie w jej domu trwało siedem godzin i mówiliśmy o Bogu, o wierze, o sensie życia. Z tego środowiska ludzi oraz niektórych osób z Polonii turkmeńskiej narodził się Kościół. Właśnie w domu Raisy usłyszałem prośbę pewnej kobiety: „Ojcze, mów nam o Bogu”. Tylko raz w życiu ktoś mnie o to poprosił.

Turkmenistan: Śladami Polaków na pustyni Kara-Kum

Należy dodać, że środowisko Raisy zapoczątkowała obecność księdza Henryka Sroki, marianina z Kazachstanu, który swego czasu był posłany do dwóch katoliczek z Niemiec w Krasnowodzku. Jest to miasto na brzegu Morza Kaspijskiego, gdzie kończy się powieść Herlinga-Grudzińskiego „Inny świat”. Kończy się właśnie w Krasnowodzku, ponieważ z portu w tym mieście armia generała Władysława Andersa odpływała do Persji. Warto dodać, że ówczesny nuncjusz apostolski w Kazachstanie arcybiskup Marian Oleś jako dziecko wychodził z wygnania do Rosji razem z armią Andersa i ostatni raz widział swojego ojca właśnie w Krasnowodzku. Widzimy, jak się przeplatają historie osobiste z historią zbawienia i historią Kościoła. Wracając do księdza Henryka, to on po wizycie w Krasnowodzku chciał jeszcze odwiedzić stolicę kraju, Aszchabad. Ludzie z Krasnowodzka dali mu adres do Raisy, aby mógł się u niej zatrzymać. Tak pięknie, wspaniale pokazał wtedy Ewangelię, że wszyscy czekali na przyjazd misjonarzy, którzy są związani z księdzem Henrykiem.

(zdj. R. Chilimoniuk OMI)

Pan Bóg na początek misji w Turkmenistanie posłał ojca Andrzeja z jego darem nawiązywania relacji z ludźmi i zdobywania serc ludzkich. Posłał także mnie – z darem rozumienia konieczności i ważności katechumenatu. Dzięki temu „dusze nieśmiertelne”, które Bóg wybrał na pustyni Kara-Kum mogły być „uwiedzione” i otrzymały podstawowe wtajemniczenie w wiarę chrześcijańską.

(misyjne.pl)