Po co misjonarze oblaci składają śluby zakonne? [wideo]
Czystość to nie to samo, co celibat… Ubóstwo to nie tylko kwestia pieniędzy… Posłuszeństwo to nie wojskowy rygor… Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej składają nie tylko trzy śluby uroczyste (czystości, ubóstwa i posłuszeństwa), ale także czwarty – wytrwania do śmierci w Zgromadzeniu.
Zobaczcie, co o oblackich ślubach zakonnych mówią fragmenty naszych Konstytucji i Reguł:
(pg)
Paweł Gomulak OMI: Życie konsekrowane czy zakonserwowane? [felieton]
Nie jestem historykiem Kościoła, ale śledząc jego dzieje, można postawić tezę, że za wszelkimi wielkim reformami zawsze stały zakony… Także ich żywotność była termometrem kondycji duchowej całej społeczności wierzących.
Oblaci powstali w czasach totalnego rozkładu moralnego po rewolucji francuskiej… Inaczej mówiąc, zgromadzenia stanowią swoistą szczepionkę Ducha Świętego na jakąkolwiek chorobę, która osłabia nasze życie Ewangelią.
Radość życia zakonnego
Oczywiście radość nie jest tożsama z wesołkowatością. Nie chodzi tylko o płytkie wyrażanie emocji, ale o fundamentalne, istotowe poczucie szczęścia. W życiu oblackim jest dużo momentów radosnych, przeżywanych wspólnie. Zanim zostałem oblatem, usłyszałem humorystyczne wytłumaczenie naszego siglum zakonnego – „OMI”: „Organizacja Małych Imprezowiczów”. W każdym żarcie jest szczypta prawdy. Ludzie, patrząc na nasze życie, mogą odbierać wrażenie, że dzielimy je ze sobą na kształt rodziny. Dla nas wspólnota jest fundamentalna, ale chodzi o wspólnotę zgromadzoną wokół Jezusa i ze względu na Niego.
Zatapiając się w Pismo Święte, wciąż odkrywam Jezusa, który przecież nie klęczał w kaplicy 24 godziny na dobę, ale żył w relacjach międzyludzkich – przede wszystkim z Apostołami. Śmiał się, żartował, dzielił ich życie… Gdy Jakub i Jan wracali z Samarii, niesieni świętym oburzeniem, że odszczepieńcy nie chcieli przyjąć Jezusa, zaproponowali Mu: „Panie; jeśli chcesz, to powiemy, żeby ogień zstąpił z nieba i pochłonął ich” (zob. Łk 9,52-54). Wyobrażam sobie reakcję Jezusa, który uśmiechając się pod nosem, powiedział: „No tak, prawdziwi synowie gromu”.
Istnieje pewien problem chrystologiczny, postrzegania Jezusa, jako wciąż poważnego, zasmuconego mężczyzny, ale podczas wesela w Kanie Galilejskiej z pewnością nie siedział w kącie i zapewne nie powtarzał: „Nie zatańczę, bo to grzeszne”. Przemawia do mnie egzegeza jednego z biblistów, który w scenie powołania Piotra widzi nie tylko pełne powagi powierzenie mu funkcji skały (petra), ale Jezus odnosi się również do jego charakteru – kanciastego, twardego i topornego. Taki był przecież Szymon. I takiego Jezus go powołał do wspólnoty apostolskiej.
Do wspólnoty wnosimy nasze człowieczeństwo. Oprócz naszych słabości, jest przecież w nim wiele talentów. To prawdziwe bogactwo.
Być człowiekiem
Przy jednym z oblackich klasztorów, do których należałem, mieszkały też siostry zakonne. Może oblaci tak mają, ale bardzo szybko nawiązaliśmy z nimi serdeczne relacje. Na dzień babci starszym siostrom kupowaliśmy podarunki, na dzień kobiet wybraliśmy się z goździkiem w dłoni. Wyelegantowani, wypachnieni stanęliśmy przed drzwiami klasztoru, nacisnęliśmy na dzwonek – nota bene siostry piekły jedno z moich ulubionych ciast. Gwoli wyjaśnienia, by zrozumieć, co za chwilę nastąpi – jedna z sióstr tej wspólnoty zawsze była smutna, a może trafniej by powiedzieć: wciąż niezadowolona z życia. Czekamy… Drzwi otworzyła właśnie ona… Po naszym radosnym okrzyku: „Siostro, wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet”, usłyszałem: „Ale ja nie jestem kobietą, ja jestem siostrą zakonną”… W takim wypadku habit może stać się potężną zbroją, chroniącą mnie przed światem, a nie znakiem radosnej konsekracji.
Pamiętam jedne z rocznych rekolekcji. W ciągu roku każdy z nas odbywa tygodniowy czas odnowy. Normalnie kojarzy się on z przenikliwą ciszą, natłokiem praktyk religijnych… worem pokutnym, popiołem i codziennym postem o chlebie i wodzie (z tymi ostatnimi praktykami oczywiście przesadziłem). Rekolekcje miał wygłosić nam jezuita. Ale chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, że to oblaci. Oczywiście było milczenie, wzmożona modlitwa i mądre nauki, ale nagle ciszę rekolekcyjną zmącił śmiech i rozmowy. Spotkali się przecież oblaci – na naszych rekolekcjach jest także czas na rekreację (spotkania wspólnotowe), gdy dzielimy się naszym życiem, rozmawiamy, żartujemy. Dla św. Eugeniusza było to ważne, aby misjonarze, którzy nie widzą się zbyt często, podczas rekolekcji mogli również podzielić się swoim doświadczeniem i radościami. Być człowiekiem…
Po co oblaci? Kowboje czy misjonarze…
Życie konsekrowane czy zakonserwowane?
To chyba fundamentalne pytanie, a gra słów nie do końca jest przypadkowa. Na początku nowicjatu byłem przekonany, że musi ze mnie wyjść idealna forma oblata. Czasem widać to po niektórych zgromadzeniach, szczególnie żeńskich, że siostry mają nawet jednakowe buty. Trochę jak z linią produkcyjną – na koniec wychodzą nieskazitelne produkty, niemalże klony. Na szczęście szybko wyrwałem się z takiego pojęcia. Oczywiście, będziemy mieli cechy wspólne, ale nie chodzi o wspaniałe zakonserwowanie się, lecz wspaniałomyślną konsekrację.
Charyzmat nie jest czymś, co otrzymuję, aby zachować ten dar dla przyszłych pokoleń. Z charyzmatem jest trochę jak z dźwiękiem. Niby ma taką samą częstotliwość, wysokość – ale w pudłach rezonansowych różnych instrumentów brzmi trochę inaczej. Moje życie ma stać się pudłem rezonansowym dla charyzmatu św. Eugeniusza (a uwierzcie, moje pudło jest duże). Do tego potrzeba mojego człowieczeństwa, moich talentów i moich porażek, ważne bym tego dźwięku nie zamknął w sobie, by inni też go usłyszeli.
Myślę, że zgromadzenia zakonne mają ogromną siłę rażenia. Konsekracja to całkowite poświęcenie Ewangelii. Stawać się podobnym do Chrystusa to już nie lada wyzwanie, a czynienie tego z radością i wspaniałomyślnością to dobra nowina dla ludzi, którzy nas spotykają. Jeśli kiedyś stanę się zgorzkniałym prykiem, zakonserwuję się – mam nadzieję, że ktoś odkopie ten artykuł i mi go przeczyta, albo po oblacku przypomni mi, żebym się ogarnął.
o. Paweł Gomulak OMI – misjonarz ludowy (rekolekcjonista), ustanowiony przez papieża Franciszka Misjonarzem Miłosierdzia. Studiował teologię biblijną na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego. Koordynator Medialny Polskiej Prowincji, odpowiedzialny za kontakt z mediami i wizerunek medialny Zgromadzenia w Polsce. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Pasjonat słowa Bożego, w przepowiadaniu lubi sięgać do Pisma Świętego i tradycji biblijnej. Należy do wspólnoty zakonnej w Lublińcu.
Z listów św. Eugeniusza
POZWOLI SIĘ WCIĄGNĄĆ DO ROBIENIA WIĘCEJ, NIŻ JEGO SIŁY NA TO POZWALAJĄ, CHOCIAŻ WIDZI, JAKI JEST TEGO SKUTEK.
Bezinteresowny zapał misyjny Adriena Telmona był niezmordowany, ale miał swoją cenę. W końcu zachorował i musiał zostać otoczony opieką przez szare siostry z Ottawy. List Eugeniusza, w którym dziękuje za ich opiekę, jest wypełniony błaganiem, by ojciec Telmon dostrzegł szaleństwo swojej niekończącej się aktywności, która odbijała się na jego zdrowiu.
Wcale jednak nie miałem zamiaru tak zwlekać z podziękowaniem wam za starania, jakimi otoczyłyście mego umiłowanego syna, o. Telmona, w czasie jego choroby. Oby Bóg dał wam, moje drogie siostry, tyle mocy, aby odwieść tego drogiego ojca od nadmiaru pracy, któremu się oddaje z miłości, jaką wy macie w ulżeniu w jego cierpieniach. To jest moim zmartwieniem w ogromnej odległości, w której się znajduję od tego przedmiotu mojej czułej miłości.
Z góry wiem, że mimo wszystkich moich zakazów pozwoli się wciągnąć do robienia więcej, niż jego siły na to pozwalają, chociaż widzi, jaki jest tego skutek. O, moje drogie siostry, proszę mu powiedzieć, że Bóg nie chce, a w konsekwencji nikt na świecie nie może wymagać, aby niszczył swoje cenne zdrowie. Niedawno doznało ono okrutnego ciosu. Ten rodzaj choroby, której się nabawił, wymaga stałego umiaru, ciągłego oszczędzania się przez długi czas. Jeśli będzie postępował tak jak przedtem, to będzie znaczyło, że przygotowuje swój całun, a ja będę opłakiwał go jako zmarłego. Nie mogę dosięgnąć tego drogiego dziecka stąd, nie słyszy mnie. Moje drogie siostry, bądźcie moim głosem dla niego. Niech on nieustannie brzmi w jego uszach. Powtarzajcie mu, że nie ma obowiązku pracować więcej, niż rozsądnie może. Powiedźcie mu, że zakazuję mu narażać swoje istnienie wiążące się z tą słuszną i rozsądną powściągliwością, która zresztą obowiązuje go w sumieniu. W przeciwnym razie na co robiono by starania, aby je zachować? Nie wolno kusić Boga.
List do Szarych Sióstr ze szpitala w Bytown, 30.07.1846, w: PO I, t. I, nr 68.
Komentarz do Ewangelii dnia
Ofiarować siebie Bogu to właściwy akt. Wynika on z tego, że każdy człowiek stworzony przez Boga winien być niejako Bogu oddany. W zasadzie Jego jesteśmy własnością i w życiu i w śmierci do Niego należymy. Każdy z nas chce być wolny i z tej wolności korzystać. Ale czy bycie Bożą własnością zabiera nam naszą wolność? Na czym polega owa "Boża własność"? Jeżeli jednak jestem Bożą własnością, to oznacza, że nikt inny nie ma do mnie prawa, tylko Bóg jako mój jedyny właściciel. A zatem kiedy staję się Bożą własnością? Czy muszę cokolwiek robić, aby stać się Bożą własnością? Biblia jednoznacznie potwierdza, że wszystko należy do Boga, że wszystko jest Jego własnością: ziemia, księżyc, morze i wszystko co w nim żyje, wszelkie stworzenie na ziemi i na niebie. To akt stworzenia sprawił, że wszystko jest Bożą własnością: "Do Pana, Boga twojego, należą niebiosa, niebiosa najwyższe, ziemia i wszystko, co jest na niej." (Pwt 10,14). Biblia w wielu innych miejscach pokazuje nam w jaki sposób człowiek czy nawet cały naród staje się własnością Boga. Dokonuje się to poprzez Boży wybór. O proroku Jeremiaszu czytamy: "Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię." (Jr 1,5).
Boża własność zakłada zatem takie cechy jak: świętość, poświęcenie Bogu, oddzielenie dla Niego. Bycie Bożą własnością to bycie świadkiem samego Boga, to bycie świadkiem, że tylko On liczy się w moim życiu i że tylko On jest najważniejszy! Można dostrzec, że bycie własnością Boga oznacza, iż to sam Bóg dokonał wyboru po to, abyśmy mogli poznać i uwierzyć w Niego oraz abyśmy mogli zrozumieć, że On istnieje! Z jednej strony wydaje się to dość paradoksalne, z drugiej zaś potwierdza Bożą łaskę i miłość do każdego człowieka. Bycie Bożą własnością zobowiązuje do czegoś, do konkretnych zachowań: do pilnego słuchania Bożego głosu, do przestrzegania warunków zawartego przymierza. Boża własność winna cechować się posłuszeństwem Panu i przestrzeganiem Jego przykazań! Nikt, kto sprzeciwia się Bożym przykazaniom nie może być Bożą własnością. Niech w ofiarowaniu siebie Bogu towarzyszą nam nasi wstawiennicy. Niech nie brakuje nam odwagi Symeona i Anny, abyśmy ujrzeli Boże Zbawienie!
(zdj. parafia św. Brata Alberta Chmielowskiego w Świebodzicach)
[PILNE] Madagaskar: Dramatyczna sytuacja po cyklonie [ZDJĘCIA]
Madagaskar jest jednym z najbiedniejszych krajów na świecie. Egzystencję na wyspie utrudniają także gwałtowne zjawiska pogodowe. W połowie stycznia w kraj uderzył cyklon Cheneso, który przyniósł silne porywy wiatru do 170 km/h oraz ulewne deszcze. Powodzie i osuwiska dotknęły do tej pory blisko 90 tysięcy ludzi, według danych rządowych jest już 30 zabitych. Zniszczenia wpłyną na dalsze funkcjonowanie mieszkańców wyspy, szczególnie na rolnictwo.
Tropical Cyclone #Cheneso’s multi-day journey over and around #Madagascar 🌀 pic.twitter.com/vOPtWDpzeP
— Zoom Earth (@zoom_earth) January 30, 2023
W stałym kontakcie z oblackimi placówkami na Madagaskarze jest Prokura Misyjna Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Przekazywana jest niezbędna pomoc, uruchomiona została także zbiórka internetowa.
Jeśli chcesz pomóc – przewiń w dół stronę!
Na Madagaskarze posługuje blisko 100. oblatów w 14. misjach, do tego dochodzą również placówki w buszu.
Poniżej publikujemy wiadomość od o. Pawła Petelskiego OMI z Morondavy na zachodnim wybrzeżu Madagaskaru:
Szczęść Boże. Witam bardzo serdecznie wszystkich przyjaciół misji oblackich. Od trzech miesięcy posługuję w oblackiej parafii świętego Jana Pawła II w Krainie Baobabów, czyli w mieście, które nazywa się Morondava, leży ono w południowo-zachodniej części Madagaskaru, tuż przy Kanale Mozambickim w regionie Menabe.
Na tych terenach deszcze są rzadkością, jednak tydzień temu niespodziewanie przeszedł cyklon o imieniu Cheneso. Deszcze zaczęły się już w niedzielę 22 stycznia i trwały do piątku 27 stycznia. Wiatr pozrywał wiele linii wysokiego napięcia oraz zniszczył wiele domów. Dużo gospodarstw zostało zalanych. Setki ludzi musiano ewakuować. Pomagała w tym policja oraz wojsko. Ludzie, którzy stracili swoje domy, tymczasowo zamieszkali w pobliskich szkołach.
Jeżeli chodzi o oficjalne statystyki z mojego regionu (województwa), które udało mi się znaleźć, to 7 osób zginęło, 13 zaginęło, 14 400 przeniesiono z ich terenu zamieszkania. Ogólnie poszkodowanych w różnym stopniu jest około 35 000 ludzi. W samym mieście Morondava poszkodowanych zostało 4 276 osób, głównie przez zalanie ich domostw.
W najbliższy piątek nasza parafia organizuje pomoc żywnościową dla około 200 osób, którzy zostali najbardziej poszkodowani w czasie cyklonu. Będziemy dzielić ryż, ale także będziemy pomagać tym osobom, którym deszcze zniszczyły domy.
Zwróciły się do nas także o pomoc siostry ze zgromadzenia Jeanne Delanoue, które opiekują się dziećmi niepełnosprawnymi oraz osobami starszymi. Ostatnie ulewne deszcze zalały materace i pościel ich podopiecznych. Potrzebują pilnie 20 nowych kompletów.
Dziękuję Prokurze Misyjnej Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej za okazaną nam pomoc. Potrzeby są duże, ponieważ społeczeństwo w Morondava wie, że może zawsze liczyć na Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. My, dzięki Waszej pomocy, staramy się ich nie zawieść.
o. Pawel Petelski OMI z Morondava na Madagaskarze
Morondava, 01. 02. 2023 r.
Konta Prokury Misyjnej Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej
Z dopiskiem "Cyklon na Madagaskarze"
- Nr konta w złotówkach – PLN:
Bank PKO BP S.A. I O/Poznań
18 1020 4027 0000 1202 0031 7198
- Nr konta w EURO – EUR:
PKO BP S.A. II O/POZNAŃ
PL 21 1020 4027 0000 1202 1631 9040 /EUR/
- Nr konta w dolarach – USD:
PKO BP S.A. II O/POZNAŃ
PL 91 1020 4027 0000 1602 1631 9039 /USD/
- Nr konta w dolarach australijskich – AUD:
PKO BP S.A. II O/POZNAŃ
PL 53 1020 4027 0000 1002 1632 8456 /AUD/
Nr IBAN SWIFT/BIC: BPKOPLPW
(pg/zdj. OMI Madagaskar)
Co robił oblat na pokładzie papieskiego samolotu?
Trwa 40. podróż zagraniczna papieża Franciszka. Tym razem Ojciec Święty udał się do Afryki. W ciągu sześciu dni odwiedzi dwa pogrążone w konfliktach zbrojnych kraje: Demokratyczną Republikę Konga oraz Sudan Południowy. Przez światowe media pielgrzymka okrzyknięta została "pokojową misją ratunkową". Już w 2019 roku Franciszek zdecydował się na bezprecedensowy gest, kiedy ucałował stopy przywódców Sudanu Południowego, błagając o pokój.
Na pokładzie papieskiego samolotu znalazł się również o. Jean Baptiste Malenge OMI. Kongijski misjonarz został powołany przez Stolicę Apostolską do grona korespondentów prasowych Watykanu, stanowiąc oficjalną delegację, która przybywa do Konga i Sudanu Południowego. Urodzony w 1960 roku Jean Baptiste Kalunzu Malenge pracuje w oblackim dystrykcie Kinszasy, stolicy Demokratycznej Republiki Konga. Od lat jest zaangażowany w działalność na rzecz pokoju. W 2018 roku opublikował książkę "La guerre est un crime" [Wojna jest zbrodnią].
W Prowincji Kongo posługuje 150 misjonarzy oblatów. Oblacka jurysdykcja formuje 40 scholastyków. Jeden oblat jest emerytowanym biskupem diecezji Idiofa.
(pg)
Dwaj prowicjałowie w ogniu pytań [WYWIAD]
Szymon Zmarlicki, NINIWA: Minęło sześć lat, dwie kadencje prowincjała. Przekazuje Ojciec tę rolę swojemu następcy raczej ze spokojem i ulgą czy może też z jakimiś obawami, niepokojami?
Paweł Zając OMI: Z wielkim spokojem, bo znam troszeczkę ojca Marka jako współbrata bardzo zaangażowanego w misje. Zatem jestem pewien, że Opatrzność Boża, powierzając mu ten urząd, nie myli się, wręcz przeciwnie – obdarzy go potrzebnymi łaskami, żeby dobrze go realizował. Odczuwam też ulgę, że mogę przekazać odpowiedzialność i troski następcy.
Jednocześnie nie chcę sprowadzić urzędu prowincjała tylko do zmartwień i kłopotów, broń Boże! Wprawdzie one zawsze są częścią naszego życia, ale życzę ojcu Markowi, żeby – tak jak to było i moim udziałem – doświadczył jak najwięcej piękna oblackiego życia, oblackiej misji. Bo urząd prowincjała też jest taką łaską, że podczas pełnienia swojej posługi można spotykać oblatów i ludzi, z którymi pracują, w bardzo wielu miejscach i w bardzo wielu sytuacjach. I to jest niezwykle budujące, bo widzimy, jak żywy i piękny jest nasz charyzmat, jak bardzo promienieje w Kościele.
Po tych 26 latach spędzonych na Madagaskarze ciężko będzie zamienić Czerwoną Wyspę na gabinet prowincjała?
Marek Ochlak OMI: Ciężko było już półtora roku temu, kiedy właśnie ojciec Paweł zaburzył mój misyjny świat, ściągając mnie do Prokury Misyjnej w Polsce. Wiadomo, że trudno było opuścić Madagaskar, w którym spędziło się ćwierć wieku. Ale z drugiej strony odkryłem taką prawdę, że my sobie układamy pewne plany, a Pan Bóg – w myśl przysłowia – śmieje się z tych planów.
Myślę, że ani ja, ani ojciec Paweł nie przypuszczaliśmy, że ten powrót z Madagaskaru do Prokury potem przekształci się w kolejną odpowiedzialność. A więc Pan Bóg ma swoje plany i nam trzeba poddawać się Jego woli. Wówczas staje się to wypełnieniem naszego powołania misjonarskiego i zakonnego. I jeżeli w tym wszystkim widzimy palec Boży, to nawet opuszczenie tej kochanej Czerwonej Wyspy ma sens. Jeżeli odkryje się wolę Bożą, łatwiej jest podejmować kolejne wyzwania.
To pytanie nie będzie łatwe, bo będzie wymagało oceny – i to nie tylko samego siebie, ale też swojego następcy. Do tej pory historyk Kościoła, naukowiec, wkrótce – misjonarz z dalekiej Afryki. Jak mogą się różnić te dwa style kierowania prowincją?
Paweł Zając OMI: Myślę, że zanim popatrzymy na kompetencje zawodowe czy osobiste doświadczenia, to powinniśmy zauważyć po prostu człowieka, jego osobowość, wrażliwość, drogę wiary. To jest fundament i przez to też poszczególne prowincjalaty z konieczności się różnią. W historii polskiej prowincji było kilkunastu prowincjałów i każdy wnosił właśnie swoją osobowość, swoją wrażliwość, duchowość, swoje nastawienie do świata, do życia, do Pana Boga. Mamy wspólny fundament, ale każdy z nas jest też jakąś indywidualnością. Więc pewne różnice muszą i powinny być.
Ja byłem wcześniej wykładowcą, formatorem, dyrektorem studiów, pracowałem w archiwach i bibliotekach. Nie ukrywam więc, że czułem się bardzo mało przygotowany do tej ogromnej posługi, jaką jest bycie prowincjałem. Obejmując urząd miałem 41 lat, więc w dodatku byłem jeszcze stosunkowo młodym człowiekiem. W perspektywie całej prowincji jest dużo starszych współbraci i człowiek ma z natury taki lęk przed występowaniem wobec nich jako przełożony. Ale to jest posługa relacji, budowania więzi między oblatami i uczestniczenia w posługach duszpasterskich. Nie przeceniam więc swojego wcześniejszego doświadczenia, bo byłem wręcz przerażony tym, co przede mną i jak wiele się będę musiał uczyć.
Uważam, że ojciec Marek jest teraz w znacznie lepszej sytuacji ode mnie, ponieważ w swoim życiu poznał bardzo wiele sytuacji duszpasterskich, misyjnych, z wieloma sytuacjami życia zakonnego miał do czynienia. Ale życie potrafi zaskakiwać, więc jestem pewien, że i on będzie musiał się wiele uczyć. Najważniejsze jest to, żeby wszyscy, którzy otaczają prowincjała w prowincji, naprawdę go wspierali. Bo to nie jest taka praca jak na stadionie, że zawodnik musi sobie radzić, a kibice stoją dookoła i kibicują, oceniają. Prowincja to jest jednak zespół, drużyna, czyli my wszyscy gramy, a ktoś jeden bierze na siebie tę wielką odpowiedzialność za całokształt. Ale wszyscy muszą mieć tę świadomość, że uczestniczą w tej misji. I jeżeli prowincjałowi coś się powiedzie, to wszystkim się powiedzie. Jeśli prowincjałowi coś się nie powiedzie, no to wszyscy skutki tego dźwigają na sobie. Modlę się o to, żeby współbracia wspierali ojca Marka.
Jak te doświadczenia przywiezione z Madagaskaru wpłyną na ojca pracę jako prowincjała?
Marek Ochlak OMI: Może będzie więcej takiego spojrzenia misyjnego. Jako zgromadzenie misjonarzy oblatów mamy charakter misyjny i na pewno ta moja służba jako prowincjała siłą rzeczy również taki charakter będzie miała. Myślę, że każdy prowincjał powinien mieć poczucie, że jest tylko człowiekiem. Mam świadomość swoich słabości i różnych braków, niedociągnięć. Ale jednocześnie – oprócz niepokoju – jest Opatrzność Boża i świadomość tego, że ludzie się za mnie modlą. Miałem już takie głosy od sióstr karmelitanek, od misjonarek z Madagaskaru… To są perełki modlitewne, które na pewno pomogą w tej kontynuacji mojego powołania.
Wracając do tego porównania sportowego: gdy Lewandowski strzelał bramki – wcześniej w niemieckim klubie, a teraz w hiszpańskim – były oklaski i zachwyty. Ale wystarczyło, że na mundialu nie strzelił karnego i już było po Lewandowskim. Myślę, że tak samo jest w życiu prowincjała. Dopóki wszystko mu się udaje, to jest fajnie, wszyscy się cieszą. Zwłaszcza na początku jest elegancko, wszyscy myślą, że zbawi świat. A potem przyjdzie taki moment, że nie strzelę jednego karnego i będzie porażka. Ale myślę, że to wszystko można w jakiś sposób uporządkować, jeżeli będziemy realizować to, co Pan Bóg nam daje.
Jakie były najtrudniejsze wyzwania w trakcie tych dwóch minionych kadencji? Co w tym czasie Ojca najbardziej zaskoczyło?
Paweł Zając OMI: Wszystko to, co działo się w całym świecie i co było wyzwaniem dla milionów ludzi, czyli wydarzenia globalne, które wpływają na nasze samopoczucie. Zacznę od końca, czyli od trwającej ciągle wojny na Ukrainie, która dotyka wielu naszych współbraci w prowincji. Dotyka przede wszystkim ludzi na Ukrainie, ale wśród nich są nasi współbracia i ich misja, ich posługa. To przyniosło bardzo wiele zmartwień i trosk.
Wcześniej była niepewność związana z pandemią, która też dotknęła cały świat, całe społeczeństwo. W roku pandemii świętowaliśmy jubileusz stulecia polskiej prowincji, więc wcześniej było bardzo wiele entuzjazmu, zapału, że zaangażujemy się jeszcze bardziej, z jeszcze większym dynamizmem… I nagle to wszystko zostało „uziemione”. Jednak patrzymy na to w perspektywie Opatrzności Bożej. Być może Pan Bóg chciał cały Kościół i nas wszystkich pouczyć, że nie liczy się tylko aktywizm, ludzkie plany i działania, ale że istotna jest głębsza duchowość, relacja z Bogiem.
Były też rozmaite wydarzenia w naszym polskim społeczeństwie. Zmasowany atak na Kościół z powodu odkrywanych grzechów ludzi Kościoła. Czasami w tym wszystkim były też manipulacje i nadużycia. I nas dotknęły te rozmaite akty agresji na Kościół. Ojciec Marek pochodzi z Iławy i tam jeden z takich ataków miał miejsce. Ci atakujący podczas marszu szczególnie „dobrze” wybrali cel, bo tamtejszy stary krzyżacki kościół jest lekko obwarowany, więc niewielkiej grupie oblatów i pomagających im świeckich było stosunkowo łatwo zagrodzić dostęp do tej świątyni. Niemniej napięcie było ogromne. To są niby takie rzeczy, o których teraz już zapominamy, ale mamy poczucie, że młodzi ludzie, którym głosiliśmy katechezę czy kazania, nagle stają po jakiejś „drugiej stronie” i wykrzykują dziwne rzeczy, nakręceni emocjami przez innych.
Takie „spadające bomby” odkładają na zawsze na przełożonych, bo mamy na sobie tę odpowiedzialność za całokształt. Choć często są to rzeczy niezależne od nas, musimy się jakoś do nich ustosunkować. Również inne wyzwania widzimy w całym Kościele, jak chociaż spadek powołań – to nas wszystkich martwi. I znowu – wierzymy miłości Bożej i Jego Opatrzności. Ale tak po ludzku to martwi, bo widzimy rosnące potrzeby misyjne, duszpasterskie, a nasze szeregi są nieco przerzedzone.
Natomiast to, co pozytywnego odkryłem, to że obok wyzwań była stała świadomość, iż moi współbracia dzielnie realizują charyzmat oblacki i są misjonarzami w tym świecie z wszystkimi jego problemami. Każdy z nas ma prawo być zdeprymowany czy troszeczkę przestraszony różnymi sytuacjami, ale dostrzegam przede wszystkim to, że i młodsi, i starsi – gdziekolwiek posługują, wkładają w swoją posługę bardzo wiele gorliwości.
Nie mogę też nie wspomnieć o pięknym doświadczeniu spotkań z młodzieżą w Kokotku i w ogóle o rozwoju tego miejsca przez ostatnie sześć lat. Obserwuję, jak dzięki zaangażowaniu miejscowej wspólnoty to, co tutaj się dzieje, kwitnie i jest taką perełką w tym naszym świecie – nie tylko w prowincji, ale w ogóle w polskim Kościele.
Odchodzący prowincjał powiedział o tym, co było, więc prowincjał nominat powinien teraz opowiedzieć o tym, co będzie. Co najwyraźniej rysuje się na horyzoncie w perspektywie tych trzech najbliższych lat?
Marek Ochlak OMI: Jestem jeszcze w trakcie obmyślania nowej administracji, trzeba pomyśleć o ludziach, którzy będą mi towarzyszyli, bo to jest ważne, żeby nie być osamotnionym w decyzjach. Dobrze mieć taką ekipę, która w jakiś sposób dopomoże. Pewne priorytety są, na pewno ważną sprawą są powołania i tu jest kwestia domów formacyjnych, żeby wzmocnić akcent na studia młodych oblatów. Innym ważnym elementem jest troska o chorych i starszych. Jest coraz więcej współbraci, którzy się w tych kategoriach mieszczą i trzeba o nich zadbać.
Również współpraca ze świeckimi, których wartość jest nieoceniona. To wyzwanie, ale biorąc pod uwagę doświadczenie misyjne, to żadna misja po prostu by nie funkcjonowała, gdyby nie było świeckich – i myślę, że polski Kościół też powoli do tego dorasta. Jeżeli nie będziemy współpracować ze świeckimi – i to ściśle, konkretnie – to zwyczajnie nie mamy perspektyw, nie mamy przyszłości – to jest jasne. Chciałbym wydrukować Dzieje Apostolskie i na końcu zostawić 30 pustych kartek, a potem rozdawać je młodzieży. To byłaby zachęta, żeby wrócić do źródeł, ale też żeby jednocześnie mieć taki power, by w tym kierunku rozwijać Kościół. Wtedy właśnie znajdą się tacy rybacy czy cieśle, którzy kiedyś rozpoczynali ten Kościół Chrystusowy, a którzy w tej rzeczywistości współczesnego świata będą potrafili się odnaleźć.
No i oczywiście animacja młodzieży w charyzmacie oblackim i Kościoła powszechnego. Nie ma przyszłości oblatów i Kościoła bez młodzieży! Początki są trudne, ale jeżeli Pan Bóg pozwoli, to chciałbym, żeby właśnie w takich kierunkach nasza prowincja się rozwijała wraz z polskim Kościołem.
O planach na tegoroczny Festiwal Życia w Kokotku i przekazaniu tytułu "honorowego, prowincjalnego uczestnika Festiwalu" przeczytacie więcej na KLIKNIJ
(niniwa.pl)
Tomasz Maniura OMI na konferencji KEP: "Nasza działalność to tworzenie przestrzeni spotkania"
Czy osoby konsekrowane są jeszcze potrzebne? Zdecydowanie tak! – przekonywali uczestnicy konferencji prasowej zorganizowanej w Warszawie przed Dniem Życia Konsekrowanego, który obchodzony jest 2 lutego, w święto Ofiarowania Pańskiego. Uczestnicy konferencji – zakonnicy, zakonnice i przedstawicielka świeckich konsekrowanych – opowiadali o tym, co osoby konsekrowane robią w Polsce i za granicą oraz podawali konkretne przykłady ich zaangażowania na różnych polach, na których są w gruncie rzeczy nie do zastąpienia.
„Bycie zakonnikiem to niesamowita przygoda przyjaźni z Bogiem i drugim człowiekiem” – powiedział bp Jacek Kiciński CMF, przewodniczący Komisji KEP ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. Odpowiadając na pytanie zawarte w tytule konferencji stwierdził, że nie ma Kościoła bez życia zakonnego i odwrotnie. Zaznaczył, że życie konsekrowane to żywa pamiątka obecności Chrystusa w świecie a bez konsekrowanych świat byłby bardzo ubogi. Jak podkreślił, osoby zakonne są zwłaszcza tam, gdzie człowiek cierpi i doświadcza trudów. Uczą wiary, wierności, życia wiarą na co dzień. Pokazują, że życie ziemskie jest pielgrzymką.
„Osoby konsekrowane są bardzo potrzebne w krajach misyjnych, np. w krajach afrykańskich” – mówił o. Eric Hounaké SVD, misjonarz z Togo posługujący w Warszawie i mieszkający od 15 lat w Polsce. Jak podkreślił konsekrowani zajmują się nie tylko głoszeniem Ewangelii ale ogólnie troska o całego człowieka, jego zdrowie, edukację itp. Bardzo ważnym świadectwem dla tamtejszych społeczności, pogrążonych często w wojnach i konfliktach jest też fakt, że zakonnicy żyją we wspólnotach międzynarodowych.
O tym, jak wygląda praca w szkole na południu Paragwaju, jakie są potrzeby i wdzięczność tamtejszych mieszkańców – mówiła s. Agnieszka Podles SSpS, która spędziła na misjach w Ameryce Południowej 4 lata.
Doświadczeniem pracy na ogarniętej wojną Ukrainie mówił z kolei – łącząc się z uczestnikami konferencji on-line – o. Mykhailo Romaniv OP z Centrum św. Marcina de Porres w Fastowie. Jak podkreślił, najważniejsze, co w tamtej sytuacji można zrobić to zostać na miejscu z tymi, którzy nas potrzebują. To właśnie starają się robić na Ukrainie pracujący tam zakonnicy. Korzystając z okazji o Romaniv wyraził też wdzięczność Kościołowi w Polsce, bez którego tak szeroka pomoc potrzebującym nie byłaby możliwa.
Uczestnicy konferencji mówili również o tym, jak potrzebne są osoby konsekrowane w Polsce. Nie byłoby np. bez nich Franciszkańskiego Ośrodka Kultury w Leżajsku Bogatą działalność tego ośrodka przedstawił jego dyrektor, o. Bartymeusz Kędzior OFM. Jak podkreślił udało się w tym miejscu zbudować żywy Kościół. Mówił m.in. o ok. 300 dzieciach rozwijających swoje pasje i talenty w Akademii Odkrywcy, o Festiwalu Kultury Chrześcijańskiej, zajęciach z filozofii i teologii, licznych warsztatach, kursach i spotkaniach, które odbywają się w ośrodku oraz o szczególnej przestrzeni spotkania, jaką tworzy miejscowa kawiarnia.
Kto dziś ma czas, by wyruszyć z grupą młodych na 2 miesięczną wyprawę rowerową na Syberię, wokół Islandii lub piechotą przez rumuńskie góry?
Młodzi są dziś często ludźmi bardzo samotnymi, porzuconymi przez dorosłych. Nasza działalność to tworzenie przestrzeni spotkania – opowiadał o. Tomasz Maniura OMI z Oblackiego Centrum Młodzieży „Niniwa” w Kokotku.
Łącząc się z zebranymi on-line opowiadał o licznych owocach tego duszpasterstwa oraz o tym, że życie zakonne, pozornie pełne ograniczeń, może być w istocie życiem niezwykle twórczym, barwnym i dającym satysfakcję.
Profesjonalna pomoc psychologiczna w oparciu o antropologię chrześcijańską – to również przestrzeń działania wielu osób konsekrowanych. O swojej działalności, służbie świeckim, kapłanom i zakonnikom ale także świadectwie wobec innych – niekoniecznie wierzących – osób niosących pomoc innym – mówiła s. Władysława Krasiczyńska CSSJ, pracująca w Gabinecie Psychologicznym „Duc in altum” we Wrocławiu. W oparciu o swoje doświadczenia podkreśliła, że odpowiedź na pytanie „Czy osoby konsekrowane są dziś potrzebne?” brzmi: „Zdecydowanie tak!”.
Na osoby konsekrowane natknąć się można tak naprawdę wszędzie nawet nie wiedząc o tym. O świeckich konsekrowanych, którzy ani strojem ani niczym szczególnym nie odróżniają się od otoczenia i podejmują zwykłe świeckie zawody – w szpitalu w szkole, w redakcji, w samorządzie czy w sejmie – opowiadała Dorota Franków, przedstawicielka Instytutów Życia Konsekrowanego. Jak podkreśliła, świeccy konsekrowani żyją w świecie, chcąc być blisko człowieka, który przeżywa trudności i chcąc pokazywać mu perspektywę zbawienia.
Konferencję, która odbyła się w siedzibie Sekretariatu KEP w Warszawie poprowadził ks. Leszek Gęsiak SJ, Rzecznik Konferencji Episkopatu Polski. Spotkanie zorganizowane zostało przez Komisję ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, Konferencje Wyższych Przełożonych Zakonnych oraz Biuro Prasowe Konferencji Episkopatu Polski.
(KAI)
Z listów św. Eugeniusza
ZNAŁ JEDNAK OJCIEC CENĘ, JAKĄ PRZYWIĄZUJĘ DO OJCA ISTNIENIA, I TO CZEGO OCZEKUJĘ OD OJCA GORLIWOŚCI I OD OJCA INTELIGENCJI
Ojciec Adrien Telmon znalazł się w wirze aktywności! Bardzo zdolny, kreatywny i impulsywny, rzucił się z zapałem w niezliczone projekty misyjne we Francji, a teraz w Kanadzie. Eugeniusz martwił się o jego zdrowie.
Czekam na ojca listy z tym większą niecierpliwością, iż wiem, że ojciec był chory i że szczegóły dotyczące ojca prac i ojca sytuacji są mi potrzebne w mojej administracji... Teraz, moje dziecko, jeśli w sercu jest jeszcze jakaś iskierka uczucia dla mnie, błagam, niech ojciec osobiście poda mi o sobie wiadomości, ale bardzo szczegółowe, bardzo dokładne, którym będzie towarzyszyła obietnica uczynienia wszystkiego, co będzie zależało od ojca, aby nie stawiać przeszkody doskonałemu powrotowi do zdrowia. Gdyby ojciec był przy mnie, zająłbym się wypełnieniem przepisów lekarskich; z odległości dwóch tysięcy mil mogę tylko prosić, nakazywać, jeśli to potrzebne, i bardzo się niepokoić.
Eugeniusz darzył go ojcowską miłością i troską, co czasem wymagało wiele cierpliwości. Jego frustracja z powodu zachowania Adriena jest widoczna w niniejszym liście:
Wracam do ojca zdrowia. Z głębokim bólem muszę stwierdzić, że ono znacznie [się pogorszyło] przez nadmiar pracy, któremu się ojciec oddał. Nigdy ojciec nie umiał się oszczędzać, moje drogie dziecko; znał jednak ojciec cenę, jaką przywiązuję do ojca istnienia, i to, czego oczekuję od ojca gorliwości i od ojca inteligencji. Dlaczego ojciec ma być niezdolny do działania z powodu braku umiaru w korzystaniu ze swoich sił? Błagam więc ojca, jeszcze jest czas, niech ojciec powstrzyma się od wszystkiego, co może przedłużyć chorobę i ją pogorszyć. Proszę nie robić ani niczego więcej, ani niczego mniej niż to, co ojcu przepisuje lekarz. Ojciec nie może już lekceważyć środków ostrożności, które są zalecane; proszę być posłusznym z prostotą; na tym polega obecnie cała ojca zasługa.
List do ojca Adriena Telmona w Kanadzie, 26.01.1846, w: PO I, t. I, nr 60.
Komentarz do Ewangelii dnia
Pan Jezus wraca do swoich, do siebie. Po pewnym czasie podróży do innych miejsc i ludzi, Pan Jezus przybywa do miejsca, z którego wyszedł. Niestety swoi Go nie przyjmują jako kogoś, kto może być Mesjaszem. Przecież tutaj się wychowywał, znany był im od lat. A teraz mówi z mocą, jak ktoś, kto jest z poza tej rzeczywistości. Pojawia się zwątpienie a nawet szemranie. To też w odpowiedzi Pan Jezus z „bólem serca” wypowiada słowa: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. Niełatwa sytuacja i nie do przyjęcia klimat, jaki się wówczas wytworzył. Pan Jezus dziwi się temu wszystkiemu, z czym się zmierzył i odchodzi do innych, do tych którzy czekają na Jego spotkanie. A zatem i my pozwólmy na ten czas, aby przyjąć i rozpalić w sobie dar dziecięctwa Bożego.