Kanada: Oblacki kościół rekonsekrowany po pożarze sprzed dwóch lat [wideo]

W niedzielę 17 lipca abp Richard Smith, ordynariusz diecezji Edmonton, rekonsekrował kościół Pierwszych Ludów pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. W uroczystościach wzięli udział licznie zgromadzeni parafianie, którzy dwa lata czekali na odzyskanie zniszczonej przez pożar świątyni. W najbliższy poniedziałek narodową parafię rdzennych katolików odwiedzi Ojciec Święty Franciszek.

(zdj. OMI Lacombe)

Świątynia wypełniona jest symbolami zaczerpniętymi z rodzimych kultur.

Najważniejsze miejsce kościoła prezentuje tabernakulum w kształcie tipi. Chcieliśmy, aby to święte miejsce odzwierciedlało i honorowało tradycyjne domy rdzennych mieszkańców – tłumaczy o. Mark Bloom OMI, wikariusz parafii – Mocne drewno klonowe użyte do stworzenia tabernakulum zostało uratowane z poręczy, które wytrzymały ogień; przenieśliśmy stare elementy z kościoła do tej odnowionej przestrzeni – dodaje.

Kanada: Już niedługo papież odwiedzi oblacki kościół. Ma on duże znaczenie dla pojednania

Świątynia została wyznaczona na kościół rdzennej ludności ponad 30 lat temu. Była pierwszą tego rodzaju parafią w Kanadzie.

Jestem zachwycony renowacją – teraz czuję się bardziej domowo. Papieska wizyta jest ogromną szansą do uzdrowienia naszego narodu – powiedział Fernie Marty, starszy Kościoła Najświętszego Serca Pierwszych Ludów. – Ta wizyta otwiera nowy rozdział w stosunkach między katolicyzmem a ludami rodzimymi.

Przy okazji renowacji, kościół zyskał zaplecze sanitarne i windę.

(pg)


Vadim Dorosh OMI: "Nienawiść wyżera nas od środka"

W realiach wojennych duszpasterstwo młodzieży na Ukrainie nie przestaje działać. Księża starają się wyjść naprzeciw potrzebom młodych ludzi.

Trzeba uczyć młodzieży jak być odpowiedzialnym za kraj, jak się bronić, a jednocześnie nie wpuszczać do serca nienawiści – powiedział o. Vadim Dorosh, oblat pracujący w Winnicy.

Co roku oblaci organizowali w Tyrowie Chrześcijański Festiwal Młodzieży „Oddech Życia”. Jak zaznacza ojciec Dorosh, zastanawiano się, czy tegoroczna edycja powinna się odbyć. Ostatecznie zdecydowano, że Festiwal odbędzie się w okrojonej formie, od 27 do 31 lipca. We wspólnej modlitwie i warsztatach weźmie w nim udział ok. 60 osób. Zagwarantowana będzie także opieka psychologiczna.

W ostatnich miesiącach spotkałem młodzież z Mariupola, Charkowa, Kijowa, Krzywego Rogu i innych miejsc. W czasie Festiwalu zaangażowany będzie psycholog, który będzie rozmawiał z młodzieżą o stresie w czasie wojny, o konsekwencjach pourazowych – zapewnia o. Wadim.

https://oblaci.pl/2022/05/26/nie-dalem-rady-poryczalem-sie-swiadectwo-z-czernihowa-wideo/

Oblat podkreśla, że tym, co jest ważne dla duszpasterstwa młodzieży w czasie wojny, to uwrażliwianie na odpowiedzialność i zdrowy patriotyzm, który zakłada m.in. powrót do kraju z emigracji po zakończeniu konfliktu. Księża zachęcają także młodych do włączania się w inicjatywy humanitarne, ewangelizacyjne i edukacyjne. Rozmawiają z nimi o tym, jak radzić sobie z pojawiającymi się w czasie wojny uczuciami złości i nienawiści.

Chociaż wyznajemy chrześcijańskie wartości, to nienawiść może również wypełniać nasze serca, a czasami nie potrafimy odróżnić nienawiści do grzechu i zła od nienawiści do człowieka, który czyni to zło. Wśród młodych są tego przejawy w różnych hasłach, w postach w Internecie. Na Festiwalu chcemy opowiedzieć jak działał Jezus, który był torturowany, biczowany i oddał swoje życie oraz o jego słowach: "Panie, przebacz im, nie wiedzą, co czynią". To znaczy chcemy doprowadzić do zrozumienia, czym jest przebaczenie i uświadomienia sobie, że nienawiść w rzeczywistości wyżera nas samych od środka.

https://oblaci.pl/2022/05/13/vadim-dorosh-omi-jako-oblat-czuje-wielka-potrzebe-sluzenia-posrod-zolnierzy/

Jako kapelan wojskowy i były żołnierz ojciec Dorosh zaznaczył, że stara się tłumaczyć tym, który obecnie zaczynają służbę, że u podstaw ich walki jest walka o ludzką godność.

Gdy ktoś mówi, że wojsko to dla niego kara, odpowiadam, że obrona kraju to zawsze wielki zaszczyt. Mówię im też o swoim doświadczeniu wojskowego i o tym, że na to, co się dzieje, można reagować inaczej, a nienawiść jedynie zabija. Nie wszyscy to akceptują. Czasem odpowiedzią na cierpienie jest niestety nienawiść.

Oblat był obecny w Winnicy, gdy niedawno Rosjanie zaatakowali budynek cywilny, zabijając ponad 20 osób.

Tego dnia miałem pogrzeb, więc już myślałem o śmierci. Moja siostra zadzwoniła do mnie i powiedziała, że miała tam być, bo w centrum medycznym Neuromed miała mieć wizytę, którą ostatecznie odwołano. Wszyscy, którzy byli w centrum zginęli – opisuje kapelan.

Pamiętam moje uczucia gdy tam dojechałem, złość, niezrozumienie dlaczego to się stało… Z drugiej strony, miałem zaufanie do Boga, że nas nie opuszcza. Wieczorem podczas nabożeństwa powiedziałem, że musimy być gotowi zawsze na to, kiedy po nas przyjdzie. Bóg wzywa nas do zażyłości z Nim, bycia blisko Niego, odwracania się od zła w naszych decyzjach i wyborach. I w ten sposób, aby nasze serce było zawsze gotowe, a jeśli nadejdzie chwila, że ​​Bóg chce nas dziś zabrać, to aby każdy z nas mógł powiedzieć: "Moje serce jest gotowe, Panie".

(vaticannews.va)


Grzegorz Walczak OMI: Pokasacyjne dzieje Świętego Krzyża w świetle prasy XIX i XX wieku

Kopciuch to dzisiaj wśród polskich zabytków i świętości. Obrano go ze czci, zrujnowano, wreszcie zapomniano o nim. Kiedyś każdy król polski uważał sobie za świętą powinność czołem uderzyć przed cudowną relikwią Drzewa Krzyżowego. Przybywali tu prosić o pomyślność Rzeczypospolitej przed zbrojnymi rozprawami, tu wreszcie słali hojne dary dla miejsca i przywileje dla zakonników w podzięce za Grunwaldy, Smoleński, Chocimy. (….) A klasztor? Przyległ w ciężkiej smętnej zadumie na szczycie Łysej i liczy swe lata świetności i hańby.

Tak oto pisał o Świętym Krzyżu Klemems Chojan w „Ilustrowanym Miesięczniku Świętokrzyskim Radostowa” w 1937 roku, w artykule pt.: ” Czy przeoczyliśmy jubileusz najstarszego klasztoru polskiego?”.

W roku 1937 minęło 118 lat od momentu kasaty benedyktyńskiego opactwa na Świętym Krzyżu, a zarazem upadku najstarszego polskiego sanktuarium narodowego. Od ponad 50 lat w murach zagarniętych przez władze carskie, funkcjonowało ciężkie więzienie, które od 1919 roku było w rękach polskich. Od roku 1936 kościół i niewielka część starego opactwa zyskała nowych właścicieli, Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, którzy własnymi siłami starali się podnieść św. Krzyż z ruiny, jaką zastali w styczniu 1936 r.

Święty Krzyż: 86. rocznica przybycia oblatów na Święty Krzyż

Wydawać by się mogło, że po tylu latach świetność Świętego Krzyża bezpowrotnie zaginęła w mrokach dziejów, została wymazana z ludzkiej pamięci, a okoliczni mieszkańcy oraz przygodni turyści przyzwyczaili się do ówczesnego stanu rzeczy.

Nic bardziej mylnego. Sprawa świętokrzyskiego sanktuarium leżała na sercu  ludziom wielu pokoleń okresu pokasacyjnego. Napisano w tym okresie wiele historycznych monografii na temat Świętego Krzyża. Jednak dopiero artykuły prasowe oddają ludzkie myśli i emocje, które wywoływało opuszczone i podniszczone sanktuarium, w którym od wieków czczono święte relikwie Chrystusowego Krzyża. Przez cały okres pokasacyjny ukazywały się liczne artykuły w prasie lokalnej i ogólnokrajowej, o dawnym benedyktyńskim opactwie, a ryciny i zdjęcia  klasztoru i kościoła zdobiły pierwsze łamy gazet.

Okładka Tygodnika Ilustrowanego z 1887 roku (zdj. Archiwum OMI Święty Krzyż)

Z artykułów prasowych możemy dowiedzieć się m.in. o stanie technicznym i wyposażeniu pomieszczeń klasztornych w poszczególnych dekadach, a także o aktualnej sytuacji na Świętym Krzyżu. Obraz przedstawiany przez osoby zwiedzające opactwo jest nieraz przytłaczający. Nie możemy jednak przystać tylko na użalaniu się nad niedolą łysogórskiego klasztoru. Warto zatem dostrzec w prasie niektóre opisane piękne inicjatywy ludzi, którzy starali się podtrzymać istnienie Świętego Krzyża i rozpalali niewielkie światełko w mroku lat pokasacyjnych. Cenne informacje zawarte w prasie z tego okresu pomogą nam bardziej docenić dzisiejszy obraz Świętego Krzyża i dostrzec cud, którym jest to, że mury starego benedyktyńskiego opactwa nadal stoją a pokłon świętym relikwiom Krzyża Chrystusowego oddaje tysiące pątników.

Dwa krótkie słowa: Święty Krzyż łączą się w jedną całość z koszmarną wizją najcięższego w kraju więzienia, które ten i ów nazywa polskim Nerczyńskiem, lub po prostu katorgą. (Gazeta Kielecka, 1934. R.65, nr.91).

Każdy kto wziął do ręki to wydanie gazety i przeczytał nagłówek „Ludzie zamknięci na klucz. W katordze na Świętym Krzyżu” był świadomy, że siedzą tam więźniowie osadzeni za przestępstwa najcięższego kalibru. Nagłówek ten raczej nie zachęcał do odwiedzin Świętego Krzyża. Tym bardziej, że ludzie musieli wiedzieć, że pozostała część klasztoru jest po prostu ruiną, którą przez lata przeszukiwali poszukiwacze skarbów. Ze strony władz nie było woli wyprowadzenia więzienia z murów klasztornych. Nawet gdy pojawili się nowi właściciele w 1936 r. mówiło się, że więzienie będzie rozbudowywane. Tego samego roku ukazał się w Gazecie kieleckiej kolejny budzący grozę artykuł: „W więzieniu ciężkim na Świętym Krzyżu wśród dożywotnich i długoterminowych”.

Góra morderców, czyli mroczna historia Świętego Krzyża [ZDJĘCIA]

Cofnijmy się jednak do pierwszych lat po kasacie.

Już w 1835 r. w „Lwowianinie” możemy znaleźć opis podróży z Wąchocka na Święty Krzyż. Autor opisuje że „klasztor świętokrzyski jest zupełnie pusty i tylko trzech księży się w nim znajduje”, dalej zwracając uwagę iż w takim wielkim klasztorze mogącym pomieścić nawet 80 benedyktynów „trzech tylko błąka się teraz, jakby smutne szczątki upadłej świetności tego zakonu”.

W opisanej podróży możemy znaleźć nie tylko informacje o opłakanym stanie obrazów Franciszka Smuglewicza w bazylice świętokrzyskiej: „Obrazy te, wyglądają jakby zupełnie wypłowiałe albo wymokłe, jeden nawet rozdarł się od wilgoci, i jeżeli czas niejaki jeszcze w tem miejscu pozostaną, ulegną zupełnemu zniszczeniu”, ale także jeden z niewielu opisów słynnej biblioteki.

Obejrzeliśmy wszystkie miejsca klasztoru. Biblioteka była w Sali z galeryją, mogącej około 10 000 książek pomieścić, zabrano ją (bibliotekę) dla biblioteki uniwersyteckiej, leży jeszcze na podłodze ze dwieście podartych i podefektowanych woluminów.

Niestety do naszych czasów wnętrze biblioteki się nie zachowało. Jak pisał w swoich wspomnieniach o. Klemens Dąbrowski, benedyktyn mieszkający na Świętym Krzyżu w latach 1919 – 1921, w pomieszczeniu dawnej biblioteki leżały zimą zaspy śniegu, gdyż nie posiadała już nawet okien. Możemy jedynie przypuszczać, że wnętrze biblioteki zostało zniszczone za czasów carskiego więzienia, czyli po roku 1882 – kiedy dostosowywano pomieszczenia klasztorne do potrzeb więzienia.

Opis biblioteki znajdziemy jeszcze w „Bibliotece Warszawskiej. Piśmie poświęcone naukom, sztukom i przemysłowi”, z 1852 r. Był to rok, w którym w murach świętokrzyskiego opactwa miał zostać otworzony dom księży demerytów.

Obejrzawszy kościół, udaliśmy się na drugie piętro, dziś bardzo porządnie wyrestaurowane i dla przyszłych mieszkańców przysposobione. Tu była niegdyś biblioteka, po której salę podobnież odnowioną, na tenże cel przygotowano. Zostały jeszcze po dawnej bibliotece pułki i szafy z napisami złocenymi; (….) lecz książki z nich Bóg wie gdzie się znajdują: zapewne w znacznej części są one uratowane, ale daleko więcej przez niedbalstwo zniszczało, lub przez fanatyzm spalono.

Demeryci korzystali z wnętrza biblioteki, ale wypełnionego własnym księgozbiorem przywiezionym z Liszkowa. Demeryci musieli opuścić Święty Krzyż w 1863 r., po Powstaniu Styczniowym, w którym przyłączyli się do walczących powstańców stacjonujących w klasztorze. W związku z tym możemy mieć pewność, że wnętrze biblioteki przetrwało do roku 1863. Niestety nikt nie wspomina o freskach, które zapewne były mocno podniszczone.

„Biblioteka, niegdyś jedna z pierwszych w Polsce, pozbawiona swoich skarbów, smutny przedstawia widok” napisze w 1838 r. autor opisujący „Kościół Benedyktynów na Łysej Górze” w „Przyjacielu ludu” wydawanym w wielkopolskim Lesznie.

Wracając do mocno zniszczonych obrazów F. Smugleiwcza w „Wiadomościach  historycznych o sztukach pięknych w dawnej Polsce” F.M Sobieszczeńskiego z 1849 r. możemy dostrzec informację iż „w roku 1846 Rząd kazał je wszystkie odnowić, co poruczone było profesorowi malarstwa i rysunków przy Gimnazyum Realnem i Szkole sztuk pięknych w Warszawie”.

Ciąg dalszy nastąpi…


Grzegorz Walczak OMI – ur. 1987 r., pochodzi z Wągrowca (Wielkopolska), oblat-brat zakonny. Pierwsze śluby zakonne złożył na Świętym Krzyżu 8 września 2007 roku, profesję wieczystą w 2014 roku. Ukończył studia medyczne w zakresie pielęgniarstwa na Akademii Polonijnej w Częstochowie. Należy do wspólnoty oblackiej na Świętym Krzyżu.


Kodeń: Całonocne czuwanie różańcowe

W oblackim sanktuarium maryjnym w Kodniu rozpoczyna się dzisiaj całonocne czuwanie modlitewne w intencji wiernych diecezji siedleckiej. Poprowadzi je wspólnota W trosce o Kościół, którą opiekują się Misjonarze Świętej Rodziny. Modlitwa rozpocznie się Eucharystią w kodeńskiej bazylice o godzinie 18.00 i potrwa do godziny 7.00.

(pg)


Ukraina: Odpust u oblatów we Lwowie [galeria]

W liturgiczne święto św. Marii Magdaleny w oblackiej parafii we Lwowie odbyły się uroczystości odpustowe. Eucharystii o godzinie 11.00 przewodniczył i słowo Boże wygłosił o. Artur Stronczewski OMI – proboszcz parafii Trójcy Świętej w Obuchowie koło Kijowa. Modlitwa zgromadziła rzesze wiernych i gości, osoby konsekrowane oraz prezbiterów z dekanatu i z innych parafii na Ukrainie.

Od wybuchu pandemii radował fakt pełnego kościoła. Jednak z powodu wojny i ewentualnych alarmów nie było tradycyjnej procesji ulicami miasta – wyjaśnia o. Dawid Omieciński OMI, proboszcz lwowskiej parafii.

Po uroczystej sumie miejscowi parafianie przygotowali poczęstunek przed kościołem.

Lwów: W ciągu roku mogą sprawować zaledwie około 390 nabożeństw. Wciąż nie odzyskali swojej świątyni [ROZMOWA]

(pg/zdj. Maria Basza)


Ron Rolheiser OMI: Praktyczny przewodnik po trudnościach w modlitwie

Jan Walgrave skomentował kiedyś, że nasza dzisiejsza kultura jest wirtualnym spiskiem przeciwko życiu wewnętrznemu. Nie sugerował, że gdzieś istnieje umyślna siła, która świadomie intryguje, by trzymać nas z dala od życia wewnętrznego i modlitwy, ale raczej, że przypadkowe połączenie sił i okoliczności w historii utrudnia nam przeżywanie świadomego życia.

Jakie to siły? To po prostu codzienne bóle głowy i bóle serca, które nas dręczą.

(zdj. Cathopic)

Problem z wydajnością

Po pierwsze, bóle głowy: Thomasa Mertona zapytano kiedyś, co uważa za główną chorobę duchową w świecie zachodnim. Jego odpowiedź brzmiała:

Wydajność. Główną chorobą duchową w świecie zachodnim jest wydajność, ponieważ od urzędów po żłobek musimy utrzymywać żywotność na wysokim poziomie, a potem nie mamy już energii na nic innego.

Ma rację. Pierwszym problemem, jaki mamy z modlitwą, jest to, że jesteśmy zbyt zajęci i zbyt zmęczeni, by znaleźć na nią czas.

(zdj. Pixabay)

Wydaje się, że nigdy nie ma dobrego czasu na modlitwę. Zawsze jesteśmy zbyt zajęci, zbyt zestresowani, zbyt zmęczeni lub zbyt zaabsorbowani, aby usiąść lub uklęknąć do modlitwy. Wstajemy wcześnie, jęczymy, gdy nasze budziki wyrywają nas ze snu, w pośpiechu jemy śniadanie, przygotowujemy rzeczy na dzień, walczymy z tłumem i ruchem ulicznym w drodze do pracy, przyjmujemy zadania wymagające i wyczerpujące, przełykamy szybki lunch, na koniec jesteśmy zmęczeni dniem pracy, dojazd do domu, przygotowanie kolejnego posiłku, zaspokojenie potrzeb bliskich, dzielenie posiłku z innymi, którzy są tak samo zmęczeni i niespokojni jak my, a potem, dość często, jeszcze jedno spotkanie lub wydarzenie, w których uczestniczymy wieczorem. Dzień po prostu nas zabiera, pochłania, wysysa i zostawia nas, siedzących na kanapie przed telewizorem, zmęczonych, rozkojarzonych, wciąż potrzebujących przygotowania pewnych rzeczy na jutro i pragnących bezmyślnej rozrywki, a nie dyscypliny modlitewnej. Trudno się modlić w naszym pełnym zajęć życiu.

Nie chcemy przegapić życia

Ale nie jesteśmy tylko zbyt zajęci, aby się modlić, jesteśmy jednocześnie zbyt niespokojni. Jest w nas wrodzony niepokój. Co więcej, ten naturalny niepokój jest podsycany przez kulturę: pięćset kanałów telewizyjnych jest w naszym zasięgu, Internet przenosi cały świat do naszych prywatnych pokoi, są nowe filmy, których nie widzieliśmy, nowe piosenki, które trzeba wysłuchać, kolorowe czasopisma, których okładki kuszą i wszelkiego rodzaju specjalne wydarzenia, od igrzysk olimpijskich, przez nagrody Akademii Filmowej, po mistrzostwa świata, programy z plotkami o celebrytach. Wszystko, aby odwrócić naszą uwagę.

(zdj. Pixabay)

Poza tym wszyscy wokół nas wydają się podróżować do ciekawych miejsc, robią ciekawe rzeczy, spotykają ciekawych ludzi. Wygląda na to, że my sami tracimy życie, utknęliśmy poza kręgiem, nie mając nic ciekawego do roboty. Trudno się modlić, kiedy jesteśmy niespokojni, a przede wszystkim – jesteśmy. Henri Nouwen dobrze to ujął:

Chcę się modlić – mówi – ale nie chcę też niczego przegapić: telewizji, filmów, spotkań z przyjaciółmi, drinkowania na całym świecie.

Nasza najgłębsza chciwość nie dotyczy pieniędzy, ale doświadczenia. Nie chcemy przegapić życia.

Tak więc modlitwa jest naprawdę wyzwaniem, ponieważ kiedy siedzimy lub klękamy do modlitwy, tak wiele naszych naturalnych pragnień czuje się głodnych i zaczyna protestować. Niepokój jest wielką przeszkodą w modlitwie.

Modlitwa jest wyzwaniem

Wreszcie poza bólami głowy i niepokojem istnieje dwuznaczność samej modlitwy. Mówiąc najprościej, modlitwa nie jest łatwa, ponieważ jej nie rozumiemy, nie wiemy, jak ją zrobić i jak powinno się odczuwać jej doświadczenie. Rozmowa z Bogiem, słuchanie Jego głosu i skupienie się na Bogu nie jest tak łatwe, jak nam się czasem wydaje.

Rzeczywistość Boga, choć wszechobecna i stanowi podstawę całego wszechświata, nie jest fizyczna i namacalna jak rzeczy tego świata. Świat wydaje się bardziej realny; rodzinę i przyjaciół można przytulać, dotykać i rozmawiać, a wszelkiego rodzaju doznania fizyczne nie pozwalają nam wątpić w ich realność. Ale odnoszenie się do Boga wymaga czegoś innego i łatwo jest się nudzić, wątpić, rozpraszać i niepokoić, by zająć się czymś innym, kiedy próbujemy się modlić.

(zdj. P. Gomulak OMI)

To, czego doświadczamy w modlitwie, jest tak samo realne jak świat fizyczny, ale musimy być na pewnej głębokości modlitwy, aby to wiedzieć – i to jest paradoks: ponieważ modlitwa może wydawać się nierealna, często przestajemy ją praktykować, ale będzie to tylko pozornie prawdziwe, jeśli wytrwamy w tym wystarczająco długo i zrobimy to wystarczająco głęboko. Często zbyt szybko się poddajemy. Modlitwa nie jest łatwa. Z definicji modlitwa jest czynnością niepragmatyczną, nieutylitarną. Ciężko jest usiedzieć w miejscu i (pozornie) nic nie robić, gdy tyle niezbędnych zadań wymaga naszej uwagi i gdy tak bardzo boli nas aktywność i zaangażowanie. Trudno się modlić, gdy cierpimy na bóle głowy i bóle serca, których nie można złagodzić za pomocą aspiryny.

Walgrave ma rację, istnieje dziś pewien spisek przeciwko życiu wewnętrznemu. Ale modlitwa wzywa nas dalej, zapraszając nas, abyśmy wnieśli ją do Boga.

 


Ron Rolheiser OMI, znany ze swojego humoru, szczerości i mądrości, jest popularnym mówcą w dziedzinie współczesnej duchowości. Dorastał w dużej, kochającej się rodzinie na farmie w Saskatchewan, a święcenia kapłańskie otrzymał w 1972 r. Pełnił funkcję rektora Oblate School of Theology w San Antonio w Teksasie. Jest autorem ponad 15 książek, w tym bestsellerowej pozycji: “Modlitwa. Nasza najgłębsza tęsknota”. Jego najnowsze książki to “Wrestling with God” [polski tytuł: “Zmagania z Bogiem. Wiara w czasach niepokoju”], “Domestic Monastery” [Domowy klasztor – przyp. tłum.] oraz “Bruised & Wounded: Struggling to Understand Suicide” [Posiniaczony i zraniony: Walka o zrozumienie samobójstwa – przyp. tłum.]. Rolheiser tworzy także popularne kolumny wydawnicze, które pojawiają się w wielu katolickich gazetach na całym świecie.

(tł. pg)


Siedlce: Na półkoloniach dzieci uczyły się m.in. programowania robota

W Domu św. Eugeniusza działającym przy oblackiej parafii w Siedlcach odbyły się półkolonie dla dzieci. Pięciodniowe zajęcia oferowały szeroki wachlarz zainteresowań. Od zabaw ruchowych, malarstwa, rękodzieła, gier sportowych, zajęć manualnych aż po zajęcie z robotyki i spotkania z klownem.

Zajęcia z robotyki prowadzone przez Małego Inżyniera pochłonęły uwagę wszystkich, łącznie z wychowawcami. W trakcie warsztatów uczestnicy mogli własnoręcznie zbudować i zaprogramować robota. Dla wielu to przeżycie stało się inspiracją. Po ciężkiej, ale twórczej pracy, instruktorzy przedstawili fantastyczny pokaz z suchym lodem i wodą – to opis zajęć jednego z dnia półkolonii.

Na zakończenie turnusu o. Piotr Darasz OMI – proboszcz parafii pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus, wręczył uczestnikom pamiątkowe dyplomy.

(pg/zdj. Dom św. Eugeniusza w Siedlcach)


Kodeń: Przyjęcie do szkaplerza

Lipcowe spotkanie modlitewne „Wieczór z Maryją” poświęcone było szkaplerzowi karmelitańskiemu. Przypomniano również, że z kodeńskim sanktuarium związany jest szkaplerz Matki Bożej Kodeńskiej. Podczas czuwania uczestnicy mogli wysłuchać konferencji o. Dariusza Galanta OMI, duszpasterza pielgrzymów i animatora comiesięcznych spotkań w Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej.

To suknia Maryi i swoisty fartuch, który chroni nas przed brudem tego świata, czyli grzechem. Oczywiście, mamy wolną wolę. Możesz nałożyć i pięć szkaplerzy, ale jeśli będziesz chciał się ubrudzić, to i tak to zrobisz. Noszenie tego znaku wiąże się nie tylko z łaskami i obietnicami, ale także z pewnymi obowiązkami i pracą nad sobą. Nie traktujmy go jak amuletu. Nie myśl: „nałożę szkaplerz i już nic nie muszę robić”. My musimy współpracować z daną nam łaską! – apelował ojciec Galant.

Czy wiedzieliście, że istnieje oblacki szkaplerz?

Oblat przypomniał obietnice Maryi dla noszących Jej szkaplerz. Każdy kto umrze w szkaplerzu nie dozna ognia piekielnego, a w pierwszą sobotę po swojej śmierci zostanie uwolniony przez Matkę Bożą z czyśćca. Misjonarz wskazał, że te obietnice są również potwierdzone przez Magisterium Kościoła. Nawiązał także do doświadczenia miejscowej wspólnoty oblackiej, która posługuje w karmelu sióstr klauzurowych:

Gdy patrzę na nasz kodeński Karmel i na modlitwę tych sióstr, to chcę mieć udział w ofiarach, które tam są zanoszone, w tym wszystkim, co te 24 kobiety, zamknięte za kratą nam wypraszają. Wiecie…, one są pełne radości, takie rozmodlone. Wiem, że dźwigają ten świat. Ten nasz Karmel i inne jemu podobne stanowią duchowe podpórki. Dzięki nim ten świat jeszcze się nie zawalił. Tych duchowych dóbr nie da się zobaczyć, ani uchwycić; nawet nie macie pojęcia ile dobra spływa na nas dzięki Karmelowi.

Po Mszy świętej chętni wierni zostali przyjęci do szkaplerza karmelitańskiego. Kolejne czuwanie odbędzie się 14 sierpnia w ramach uroczystości odpustowych w kodeńskim sanktuarium.

(pg/profil „Wieczór z Maryją”)


Wrocław: Peregrynacja obrazu Matki i Królowej Przenajdroższej Krwi Chrystusa

Wspólnota Krwi Chrystusa, za zgodą ordynariusza wrocławskiego oraz proboszcza oblackiej parafii na Popowicach, zorganizowała peregrynację obrazu Matki i Królowej Przenajdroższej Krwi Chrystusa. Po Eucharystii celebrowanej przez o. Błażeja Mielcarka OMI rozpocznie się wędrowanie wizerunku po rodzinach wspólnoty parafialnej.

To nasze przyglądanie się Maryi, która ma nas prowadzić do Chrystusa, jest niezawodną drogą do tego, by osiągnąć świętość. Na pewno znajdziemy w jej życiu doświadczenia, z którymi możemy się identyfikować. To, co było w życiu Maryi, tak samo jest i w naszym życiu. Możemy przełożyć jej doświadczenia na nasze – mówił w kazaniu proboszcz parafii, o. Błażej Mielcarek OMI.

(zdj. Marzena Cyfert/Niedziela Wrocławska)

Duszpasterz zaproponował również konkretny ceremoniał odwiedzin obrazu w domach rodzinnych.

Ci, którzy zabiorą wizerunek Maryi do swojego domu, niech oddadzą się modlitwie osobistej w ciszy, bez podniosłości, bez dźwięku organ, bez muzyki. Niech to będzie dla nas okazja, by zapytać Boga, którędy wiedzie droga do Niego. Dla każdego z nas będzie to inna droga, przez inne doświadczenia, ale cel jest ten sam – podkreślał.

Peregrynacja potrwa do 10 września.

(pg/Niedziela Wrocławska/zdj. Marzena Cyfert)