Katowice: V Światowy Dzień Ubogich

Pod hasłem: "Nie wiesz, co robić? Rób dobro", w dniach 12-14 listopada br., odbędą się obchody Światowego Dnia Ubogich w Katowicach. Organizatorem wydarzenia jest Wspólnota Dobrego Pasterza. Patronatu honorowego udzielili: abp Wiktor Skworc - metropolita katowicki oraz Marcin Krupa - prezydent miasta Katowice.

Obchody rozpoczną się już w piątek 12 listopada. W oblackim kościele na Koszutce zostanie odprawiona Eucharystia pod przewodnictwem o. Pawła Zająca OMI - Prowincjała Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów MN. Po Mszy świętej będzie można wysłuchać świadectwa aktora Lecha Dyblika. W sobotę w Punkcie Misyjnym przy ul. Opolskiej 9 ubodzy będą mogli skorzystać z wymiernej pomocy - punkt oferuje odzież, usługi fryzjerskie i higieniczne. Kulminacyjnym momentem Światowego Dnia Ubogich będą niedzielne wydarzenia: koncerty, świadectwa oraz wspólne posiłki. O godzinie 15.00 rozpocznie się Przemarsz Ubogich Ulicami Katowic do kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przy ul. Granicznej 26. Zostanie tutaj odprawiona Eucharystia pod przewodnictwem arcybiskupa katowickiego. Ubodzy otrzymają też praktyczne upominki.

Ambasadorami V Światowego Dnia Ubogich w Katowicach zostali Tomasz Budzyński i Michał Koterski.

Do 5 listopada można włączyć się w przygotowania obchodów, przygotowując paczki z najpotrzebniejszymi rzeczami dla ludzi ubogich. Paczki można składać w Punkcie Misyjnym Wspólnoty Dobrego Pasterza w Katowicach przy ul. Opolskiej. W sumie potrzebnych jest 300 pakietów (100 damskich i 200 męskich).

(pg)


Beatyfikacja Eugeniusza de Mazenoda była największym zgromadzeniem biskupów od Soboru Watykańskiego II

Przed 1936 rokiem skierowano do Stolicy Apostolskiej około 200 petycji o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Karola Józefa Eugeniusza de Mazenoda. Podpisało je wielu kardynałów, biskupów, superiorów generalnych i rektorów uczelni katolickich.

Pomnik św. Eugeniusza de Mazenoda w przyklasztornym parku w Lublińcu (zdj. P. Gomulak OMI)

Przygotowanie procesu beatyfikacyjnego Założyciela oblatów na poziomie diecezjalnym zainaugurowano w 1926 r. Po dziesięciu latach, 14 stycznia 1936 r., w Pałacu Apostolskim w Watykanie odbyło się zgromadzenie zwyczajne Kongregacji ds. Obrzędów. Kardynał Granito Pignatelli di Belmonte opisał aktualny etap badań dotyczących Eugeniusza de Mazenoda w perspektywie jego beatyfikacji. Po przeanalizowaniu pisemnych oświadczeń konsultorów kardynałowie zarekomendowali rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego.

Ojciec Święty przed zgromadzeniem 14 stycznia poprosił o wgląd do akt sprawy beatyfikacyjnej Eugeniusza de Mazenoda. Chciał podjąć decyzję nie tylko zgodnie z sugestiami konsultorów Kongregacji ds. Obrzędów, ale na podstawie własnego przekonania. I tak, gdy w środę 15 stycznia Mons. Salvatore Natucci, przedstawił wyniki obrad z poprzedniego dnia, Jego Świątobliwość odpowiedział: „Sprawa Założyciela Oblatów! O tak, podpiszę z całego serca! BEN VOLENTIERI, BEN VOLENTIERI!”

Zobacz: [P. Zając OMI: Droga Eugeniusza na ołtarze krok po kroku]

Największa uroczystość po czasach Soboru Watykańskiego II

Uroczystości beatyfikacyjne wyznaczono na Niedzielę Misyjną 19 października 1975 roku. Uczestniczyło w niej 23 kardynałów, 175 biskupów, 600 misjonarzy oblatów i 150 tysięcy pielgrzymów z całego świata. Było to największe zgromadzenie biskupów od czasów zakończenia Soboru Watykańskiego II. Wraz z Eugeniuszem de Mazenodem do chwały ołtarzy zostali wyniesieni: Arnold Janssen, Joseph Freinademetz i Maria Teresa Ledóchowska.

„Był pasjonatem Jezusa Chrystusa i bezwarunkowo oddanym Kościołowi!”

W kazaniu papież Paweł VI uwypuklił najważniejsze cechy świętości Eugeniusza:

Najpierw powiemy Synom ojca de Mazenoda, członkom jego rodziny, jego rodakom w Aix-en-Provence, diecezjanom Marsylii, wszystkim pielgrzymom, którzy przybyli, aby świętować: Bądźcie bardzo dumni, radujcie się! Był pasjonatem Jezusa Chrystusa i bezwarunkowo oddanym Kościołowi! W następstwie Rewolucji Francuskiej Opatrzność miała uczynić z niego pioniera odnowy duszpasterskiej. Gdy tylko wrócił do Aix po święceniach, ksiądz Mazenod został pochłonięty przez nadzwyczajne potrzeby diecezji: młodzież, klasy niższe, zepchniętych na margines, ludność wiejską. Chce być kapłanem ubogich i zdobywa towarzyszy do realizacji swego ideału. To początek małego stowarzyszenia: Misjonarzy Prowansji, którzy staną się oblatami Maryi Niepokalanej. Mianowany Wikariuszem Generalnym, a następnie Biskupem Marsylii, de Mazenod ukazuje swój pełny potencjał. Buduje kościoły, tworzy nowe parafie, z wigorem i czułością czuwa nad życiem swoich księży, mnoży wizyty duszpasterskie i mocne kazania, często w języku prowansalskim, rozwija katechezę i pracę z młodzieżą, wzywa do nauczania i do posługi w szpitalach, broni praw Kościoła i Stolicy Piotrowej. W 1841 roku oblaci Maryi wyruszają na pięć kontynentów, udając się do kresu zamieszkanych ziem. Nasz poprzednik Pius XI powie o nich: „Oblaci to są specjaliści od trudnych misji!”. A ojciec de Mazenod chciał, aby byli doskonałymi zakonnikami! Ten Pasterz i ten Założyciel, autentyczny świadek Ducha Świętego – jak trafnie powiedział arcybiskup Marsylii w swoim biuletynie diecezjalnym – kieruje przypomnienie wszystkim ochrzczonym, wszystkim apostołom czasów dzisiejszych: dajcie się ogarnąć ogniem zesłania Ducha Świętego, a doświadczycie misyjnego entuzjazmu!

Pamiątkowy medal wybity z okazji beatyfikacji Eugeniusza de Mazenoda

W 1975 roku Kościół obchodził Rok Jubileuszowy. Wielkim pragnieniem Pawła VI było, aby stał się on czasem uzdrowienia ludzkości i odnowy relacji z Chrystusem. Zapewne stąd beatyfikacja Eugeniusza de Mazenoda została wyznaczona właśnie na Niedzielę Misyjną.

Ojciec Święty w swoim kazaniu na placu św. Piotra uwypuklił trzy zaproszenia, które płyną z postaci nowych błogosławionych – w tym Założyciela misjonarzy oblatów:

  • do dostrzegania w bliźnich braci i sióstr, pomagania im w osiągnięciu pełni rozwoju w aspekcie człowieczeństwa, kultury, społeczeństwa i duchowości. Ojciec Święty podkreślał, że nie wolno zapomnieć w tym dziele o Objawieniu, które każe nam dostrzegać w twarzach naszych braci i sióstr, szczególnie cierpiących, oblicza Jezusa Chrystusa.
  • do dostrzegania znaków czasu i bycia świadkiem Chrystusa.

W rzeczywistości nowi błogosławieni dają nam obraz ludzi, którzy z pewnością nie koncentrują się na sobie samych w sterylnych narcyzmach lub w rozwiązywaniu indywidualnych problemów lub pseudo-problemów, ale którzy zaczęli poważnie i ciężko pracować dla Królestwa Bożego – mówił Ojciec Święty.

  • do dzieła zbawiania świata i odnowy wszelkiego stworzenia – w myśl nauczania Dekretu Soboru Watykańskiego II „O misyjnej działalności Kościoła” – „aby wszystko doznało naprawy w Chrystusie i aby w Nim ludzie tworzyli jedną rodzinę i jeden lud Boży”. Jako środek do osiągnięcia tego zadania papież wskazał na nieograniczoną wiarę w Boga, która objawiła się w życiu nowych błogosławionych i żarliwą miłość do Chrystusa.
Inskrypcja na grobowcu Eugeniusza w katedrze marsylskiej (zdj. P. Gomulak OMI)

Modlitwa stała się wreszcie tajemną siłą zadziwiającej płodności działania tych dusz. Modlitwa podtrzymywała ich w trudnościach i umożliwiała wykonywanie dzieł przewyższających ludzkie siły. A ich przykład uczy wszystkich apostołów — dziś i na wieki — że życie wewnętrzne jest i pozostaje „duszą wszelkiego apostolstwa”. To jest tajemnica i warunek wstępny misyjnego oddziaływania na wszystkich poziomach Kościoła na świecie. Ponieważ ci nowi Błogosławieni – tak różni, a jednak tak podobni – wskazują nam drogę, którą należy podążać, niech także wyjednają dla nas pomoc Bożą. Prosimy ich o to, powierzając nasze intencje pierwocinom ich wstawiennictwa.

(pg)


F. Chrószcz OMI: Odzyskiwaliśmy dla Pana Jezusa wioski, w których nikt nie modlił się od 30 lat

Franciszek Chrószcz był pierwszym oblackim misjonarzem na Madagaskarze. O tym, jak rozpoczęły się misje na malowniczej Czerwonej Wyspie, jak wygląda dzień buszowego misjonarza na Madagaskarze i dlaczego przed przybyciem oblatów nie nosiło się tam sutann rozmawia z nim Karolina Binek.

Pierwsi oblaci na Madagaskarze - drugi z prawej: o. Franciszek Chrószcz OMI (Archiwum OMI)

Karolina Binek: Północ Kamerunu. To tam dziesięć lat wcześniej, bo w 1970 r., rozpoczęli pracę polscy oblaci. Do tej pory są tam zaangażowani w posługę w interiorze, w lasach tropikalnych, w sanktuarium w Figuil. Dbają o miejscową kulturę, wydają mszały w miejscowych językach. Dlaczego Ojciec, pracując w Kamerunie, wyjechał na misje akurat na Madagaskar?

Franciszek Chrószcz OMI: Na początku wcale nie chciałem jechać na Madagaskar. Byłem już osiem lat w Kamerunie, zdążyłem się nauczyć języka gidarskiego – bo przecież nie wszyscy Kameruńczycy mówią po francusku, to nie jest takie łatwe. Misje polskich oblatów dobrze się rozwijały. Akurat wtedy biskup Toamasiny z Madagaskaru – Jérôme Razafindrazaka – oraz prowincjał misjonarzy montfortanów poprosili o pomoc. Pracujący tam misjonarze byli już starsi. Przyjechali więc do oblackiego Domu Generalnego, gdzie usłyszeli, że mają się zgłosić do Polski.

Wpierw poleciał Ojciec na rekonesans, aby wybrać miejsce posługi polskich oblatów. Od czego zaczęliście tam swoją pracę?

Pojechałem na Madagaskar z ojcem Alfonsem Kupką, polskim prowincjałem, 2 lata wcześniej, aby wybrać jedną z trzech diecezji proszących o misjonarzy i ustalić obszar misji oblackiej, na terenie której mieliśmy pracować. Kiedy Malgasze nas zobaczyli, wołali: „A, Polacy! To ci od nowego papieża”. Wróciłem do Kamerunu na 2 lata i w sierpniu 1980 r. razem ze współbraćmi – ojcami: Janem Sadowskim, Janem Wądołowskim, Marianem Lisem i Romanem Krauzem – wyjechaliśmy z Polski do Francji. Oni zaraz poszli do szkoły w Paryżu, na dalszą naukę języka francuskiego, a ja poleciałem na Madagaskar. Poznawałem misje ojców montfortanów i metody pracy misjonarzy, które przecież w każdym państwie są inne. Odwiedziłem nasze przyszłe placówki misyjne w tzw. Dystrykcie Lasów Tropikalnych na terenie diecezji Toamasina, zapisując co nam będzie potrzebne. Miałem już adresy różnych instytucji pomagających misjom w Polsce, Europie, Kanadzie i wysyłałem prośby z projektami. 4 grudnia 1980 r. przyjechało moich czterech współbraci i zaczęły się misje – od nauki języka malgaskiego. Choć wcześniej mieli już przygodę misyjną. Gdy wylatywali samolotem z Antananarywy do Toamasiny, czyli ze stolicy Madagaskaru na wybrzeże, ich samolot Air Madagascar uległ awarii, dekompresji. Lecieli bardzo nisko, pobożnie się modląc. Na lotnisku przywitaliśmy ich z biskupem Jérôme Razafindrazaką, siostrami i księżmi. Podsumowując, zaczęliśmy od nauki języka i od strachu.

(zdj. archiwum H. Marciniaka OMI)

Jak widać, było wiele emocji. A czy od samego początku odróżniano polskich misjonarzy od innych misjonarzy z Europy?

Najpierw, jak wspominałem, głównie witały nas siostry zakonne i inni misjonarze, bo miejscowa ludność o nas nie wiedziała. Dla nich byliśmy „biali”, „wazaha”. Nie wiedzieli, skąd pochodzimy. Później natomiast przyjmowali nas po prostu jak misjonarzy, nie rozróżniali nas od Francuzów i Włochów.

A jak wyglądały Wasze pierwsze dni na Czerwonej Wyspie? Trzeba było przecież poznać kulturę, języki, styl duszpasterzowania.

Każdego dnia chodziliśmy odwiedzać kościoły, parafie oraz siostry pracujące w różnych ośrodkach. Uczyliśmy się też języka malgaskiego. Nie jest on prosty, bo nie należy do grupy języków afrykańskich, ale do rodziny języków austronezyjskich (malajsko-polinezyjskich). Już w miarę dobrze czytałem i mówiłem, bo spędziłem tam wcześniej trzy miesiące. Ale na miejscu języka uczył nas francuski misjonarz. Wieczorami natomiast graliśmy w siatkówkę na plaży. W soboty i niedziele często chodziliśmy też do buszu. Uczyliśmy się odprawiać mszę świętą w języku malgaskim. Dużo rozmawialiśmy z ludźmi, zdarzało się, że dostarczaliśmy im podstawowe leki i leczyliśmy ich.

(zdj. Misyjne Drogi)

Afryka to też czarownicy, świat duchów, świat przodków…

Jestem egzorcystą i często mówię, że ludzie w różnych krajach szukają pośredników do Pana Boga. Polacy modlą się za wstawiennictwem Matki Bożej lub świętych. W Kamerunie często mieli na swoich podwórkach lub w domach małe figurki bogów domowych. Malgasze to w większości ludy, które mają pochodzenie azjatyckie, i które przywiozły z Azji „kult przodków”. Uważają przodków za pośredników w kontakcie z Bogiem. Często ich wywołują i proszą za ich wstawiennictwem, pytają o coś Pana Boga. Następnie taki czarownik tłumaczy usłyszaną od przodków odpowiedź. Dla Malgaszy ważne jest też, by groby ich przodków były w dobrym stanie. Często nawet można zauważyć, że malgaskie domy nie mają dachów z blachy, ale groby są porządnie wykonane i przykryte blachą.

Byliście zaskoczeni sposobem prowadzenia misji przez montfortanów? Nie zawsze na pierwszym miejscu stawiali oni przekazywanie wiary. Od lat nie zakładali habitów.

Wielu montfortanów francuskich, wcześniej przebywających na Madagaskarze, było po służbie wojskowej w Algierii, prawie wszyscy też przeżyli wojnę. I, co było dla mnie, Polaka, dziwne, wszystkie tzw. pobożnościowe praktyki były odsuwane. Tam, gdzie my byliśmy, wszystkie welony zostały podarte i wyrzucone. W ogóle nie dbano o dewocjonalia. Nie rozdawano cudownych medalików z Matką Boską, które katechumeni nosili aż do chrztu. W Kamerunie były też różne etapy dla katechumenów przed chrztem, a na Madagaskarze nie było to praktykowane przez misjonarzy. Byli bardziej rozluźnieni, nie mieli żadnego rygoru. Sam zapytałem biskupa, czy możemy ubierać się w sutanny. Zezwolił i powiedział, że ostatnio ktoś w tym miejscu nosił sutannę 20 lat temu i dzieci się go bały. Zaczęliśmy też organizować uroczyste procesje oraz chrzty, żeby było trochę inkulturacji.

(zdj. M. Ochlak OMI)

Oblacka ewangelizacja opierała się na pobożności ludowej, trosce o powołania, docieraniu do najbiedniejszych ludzi, mieszkających w buszu, wprowadzaniu pobożności maryjnej.

W prawie siedmiuset wioskach założyliśmy wspólnoty chrześcijańskie. Odzyskiwaliśmy dla Pana Jezusa wioski, w których nikt nie modlił się od 30 lat. Na Madagaskarze były bowiem miejsca, do których misjonarz przyjeżdżał raz w roku. Od samego początku staraliśmy się również o nowe powołania. Prosiliśmy też biskupa, żeby otworzył niższe seminarium, bo rzadko kto z młodych mógł zdać maturę i pójść do seminarium. Nasze największe misje znajdowały się 200-360 km od Toamasiny – dużego miasta i siedziby biskupa oraz dobrych szkół katolickich. Na naszym terenie były tylko dwie szkoły – jedna luterańska i jedna państwowa. Poziom w nich nie należał do najwyższych – na sto osób maturę co roku zdawały tylko dwie. Nie było tam sensu szukać jakichkolwiek powołań. Kiedyś montfortanie zbudowali niższe seminarium, ale panowała w nim inna mentalność. I na prawie 250 chłopców, którzy je ukończyli, dwóch zostało księżmi, a reszta urzędnikami, nauczycielami i policjantami. Z czasem zamknięto więc i to seminarium. Na naszą prośbę (mieliśmy dobrą młodzież, ministrantów) udało się otworzyć niższe seminarium, które wciąż działa. A dla nas, oblatów, otworzyliśmy nowicjat i wyższe seminarium. Ponadto, w ciągu czterdziestu lat posługi na Madagaskarze wybudowaliśmy kilkadziesiąt kaplic i kościołów, prowadzimy też szkoły, przedszkola i ośrodki zdrowia. Dzisiaj 98 oblatów na Madagaskarze (w tym kilkunastu Polaków) stanowi ważny element Kościoła katolickiego na Czerwonej Wyspie.

Czy łatwo było Ojcu wrócić?

Wcale nie chciałem wracać. Było mi dobrze na Madagaskarze. Prowincjał Polski (kolega!) Jan Bielecki poprosił, abym pojechał w 1996 r. na dwa lata kierować Prokurą Misyjną w Polsce, a potem wrócę na Madagaskar. Nawet wielu bagaży nie zabrałem. Zostałem w Polsce do dziś.

 

Rozmowa pochodzi z pisma "Misyjne Drogi" - zamów prenumeratę TUTAJ

(misyjne.pl)


Wrocław: Koncert Papieski i Jan Paweł II w twórczości najmłodszych

W oblackiej parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Pokoju, w niedzielę 17 października, odbył się Koncert Papieski. Wydarzenie w kameralnym kościele pw. św. Jerzego zgromadziło grono parafian, którzy mogli wysłuchać ulubionych pieśni papieża-Polaka: „Barka”, „O której berła” czy „Zwiastunom z gór”. Aranżacji i wykonania utworów podjęły się dwa zespoły muzyczne pod dyrekcją Marka Gierczaka: Wrocławski Chór Pokoju i Wrocławska Orkiestra Pokoju. W murach kościoła przyklasztornego zabrzmiały również utwory, które towarzyszyły pielgrzymkom Jana Pawła II do Ojczyzny: „Czarna Madonna”, „Kiedy w jasną spokojną cichą noc”, „Abba Ojcze”, „Moje Wadowice”… i „Góralu, czy ci nie żal?” Zwieńczeniem muzycznej opowieści były fragmenty „Tryptyku Rzymskiego”, „Renesansowego Psałterza” oraz hymn z okazji 100. lecia urodzin Karola Wojtyły – „Nie zastąpi Ciebie nikt”.

Obchodom kolejnej rocznicy wyboru Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową towarzyszyła internetowa wystawa prac artystycznych uczniów szkoły podstawowej: „Święty Jan Paweł II widziany oczami dzieci”.

(pg/zdj. OMI Wrocław)


19 października 2021

DUCH ŚWIĘTY PEŁNYMI RĘKAMI PRZELAŁ NA NOWEGO OBLATA NAMASZCZENIE SWOIMI SŁODKIMI DARAMI

Léonard Baveux był sulipcjaninem. Miał 47 lat i święcenia kapłańskie otrzymał w 1828 roku. Dzięki spotkaniu z oblatami w Montrealu odkrył, że został powołany do życia misjonarskiego i wstąpił do Zgromadzenia. 2 sierpnia złożył wieczystą oblację i napisał list do Eugeniusza na ten temat. Eugeniusz wspomniał o nim w swoim dzienniku:

List od ojca Léonarda nazajutrz po jego profesji. W najbardziej wzruszających słowach wyraża szczęście, jakiego doświadczył. Biskup z Montrealu skierował do niego bardzo ojcowskie słowa; na tej pięknej ceremonii był także biskup z Kingston. Kaplica była wypełniona przyjaciółmi i proboszczami. Był tam także pewien ojciec jezuita. Łzy naszego ojca Léonarda wycisnęły je także z oczu wszystkich uczestników.

Dziennik, 19.09.1843, w: EO I, t. XXI.

Następnie w liście do biskupa Montrealu Eugeniusz przypomina o roli biskupa podczas obrzędu oblacji.

Przed chwilą otrzymałem list od o. Leonarda. Napisał go do mnie nazajutrz po swojej profesji. O!, jaką pociechę sprawiło mi opowiadanie wszystkiego, co działo się tego pięknego poranka. Wydaje się, że Duch Święty pełnymi rękami przelał na nowego oblata namaszczenie swoimi słodkimi darami. Mogę tak sądzić na podstawie listu tego gorliwego zakonnika. Ale, Księże Biskupie, po wyrażeniu mojej wdzięczności Panu, czy mogę powstrzymać się od powiedzenia Ekscelencji, jak bardzo jestem wzruszony całkiem ojcowską miłością Księdza Biskupa w stosunku do moich drogich dzieci, które oczywiście są również dziećmi Księdza Biskupa. Słowa, jakie w tych okolicznościach Ksiądz Biskup do nich kieruje, dowodząc dobroci Księdza dla nich, sprawiają im niezmierne dobro. Są bardzo szczęśliwi, mając takiego ojca jak Ksiądz Biskup. Dlatego nie niepokoję się o nich mimo ich oddalenia ode mnie. To jest zupełnie tak, jakbym był przy nich.

List do biskupa Bourgeta z Montrealu, 01.10.1843, w: EO I, t. I, nr 26.


Wesprzyj Święty Krzyż - petycja online

W związku z ogromnym zainteresowaniem w sprawie wyrażenia poparcia dla Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w odzyskaniu przez Kościół zabudowań klasztornych, które uległy kasacie w czasach zaboru rosyjskiego i do dziś zachodnie skrzydło nie stanowi integralnej części zabudowań klasztornych - a także wobec nieuczciwej narracji tzw. środowisk ekologicznych, które insynuują jakoby oblaci chcieli przejęcia obszaru zielonego, stanowiącego obiekt ścisłej ochrony Świętokrzyskiego Parku Narodowego - uruchomiona została internetowa lista poparcia pod petycją do Rządu Rzeczypospolitej. Klasztor na Świętym Krzyżu stara się o reintegrację zabudowań klasztornych w ścisłej współpracy ze Świętokrzyskim Parkiem Narodowym. Pod petycją podpisało się już fizycznie wiele osób z regionu świętokrzyskiego oraz całej Polski.

Petycja do Rządu RP w sprawie zjednoczenia własnościowego pobenedyktyńskiego zespołu klasztornego na Świętym Krzyżu.

Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej ze Świętego Krzyża od wielu lat starają się o integralność całego pobenedyktyńskiego zespołu klasztornego,o przywrócenie jego pierwotnego, sakralnego charakteru. Nie chodzi o żadne wycinanie drzew, czy dewastację ŚPN.

Od 1950 roku znaczna część pomieszczeń klasztornych jest w posiadaniu Skarbu Państwa, w zarządzie Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Natomiast 1000-letnie Sanktuarium Relikwii Drzewa Krzyża Świętego nie posiada obecnie żadnej sali konferencyjnej, żadnego większego refektarza, żadnych możliwości noclegowych. Sanktuarium nie dysponuje pomieszczeniami, które mogłyby służyć prowadzeniu rekolekcji, sympozjów naukowych czy szeroko pojętej edukacji religijno-patriotycznej.

Dlatego domagamy się sprawiedliwości dziejowej, zwrotu pomieszczeń klasztornych, byśmy mogli normalnie funkcjonować, służyć Bogu i ludziom, regionowi świętokrzyskiemu i całej Ojczyźnie. Prosimy Was o modlitwę w tej sprawie i o złożenie podpisu pod petycją skierowaną do Rządu RP.

Serdecznie dziękujemy!

Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej ze Świętego Krzyża.
superior o. dr Marian Puchała OMI

Święty Krzyż, 11 października 2021

Petycję można podpisać od 19 października TUTAJ

(pg)


K. Nering OMI: Obecność kapelana jest ważna przede wszystkim dla osób wierzących, ich rodzin i personelu

W Polsce posługuje około tysiąca kapelanów szpitalnych - odwiedzają chorych, udzielają sakramentów, towarzyszom rodzinom w trudnych sytuacjach związanych z chorobą i śmiercią bliskich. Często są ostatnimi, którzy towarzyszą umierającym w przejściu do domu Ojca. Z o. Krzysztofem Neringiem OMI z Opola, kapelanem Szpitala Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, rozmawia Koordynator Medialny Polskiej Prowincji.

o. Krzysztof Nering OMI (zdj. archiwum prywatne)

o. Paweł Gomulak OMI: Na czym polega posługa kapelana w szpitalu? Czy jest to ważna obecność dla pacjentów?

o. Krzysztof Nering OMI: Najpierw powiem na czym nie polega posługa kapelana w szpitalu, a mianowicie nie polega na zastępowaniu lekarza, pielęgniarki czy innego członka zespołu medycznego. Najkrócej mówiąc, posługa kapelana to realizacja chrześcijańskiej idei caritas - miłosierdzia. Jest również dopełnieniem zadań wykonywanych przez personel medyczny, które obejmują płaszczyznę duchową, psychologiczną, egzystencjalną i społeczną pacjenta. Obecność kapelana jest ważna przede wszystkim dla osób wierzących, ich rodzin i personelu który dostrzega potrzeby duchowe pacjenta. Dla pozostałych? Myślę, że jest im to obojętne.

Posługujesz obecnie w szpitalu MSWiA w Opolu, wcześniej posługiwałeś w różnych placówkach medycznych, czy szpitale różnią się między sobą? Jak do posługi kapelana podchodzi personel medyczny?

Wcześniej pracowałem w Szpitalu Psychiatrycznym i Powiatowym w Lublińcu. Teraz oprócz posługi w szpitalu MSWiA, dodatkowo we wtorki i środy mamy dyżur w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Opolu, który znajduje się na terenie naszej parafii. Szpitale różnią się swoją specyfiką chociaż cel mają ten sam: dobro pacjenta. Podobnie jeżeli chodzi o personel. Jest różnie, część personelu jest życzliwa, część obojętna, a część pewnie byłaby zadowolona, gdyby kapelan nie przychodził. Wynika to z ich osobistych relacji z Kościołem.

Wiemy, że Eugeniusz jako młody kapłan posługiwał wśród jeńców wojennych w Aix, czy czujesz jakąś szczególną więź z Założycielem w Twojej posłudze?

Tak. Przede wszystkim jestem z Niego dumny. Chciałbym jak On być wśród najbardziej potrzebujących, chorych i cierpiących, choć nie jest to łatwe. Duch Święty, który prowadził Eugeniusza, prowadzi także dzisiaj. Trzeba się tylko odważyć. Być pośród ludzi, towarzyszyć im w bólu, a często w ostatnich chwilach ich życia. Nie jest to łatwe.

Czego życzyć pracownikom służby zdrowia - w tym kapelanom szpitalnym - w dniu wspomnienia św. Łukasza?

Pracownikom służby zdrowia życzę dużo cierpliwości, a kapelanom wrażliwości na potrzeby pacjenta.

 

(pg)


Gorzów Wlkp: Uroczystości pogrzebowe 37. dzieci utraconych

Z inicjatywy Stowarzyszenia św. Eugeniusza de Mazenoda, działającego przy oblackiej parafii w Gorzowie Wielkopolskim, odbył się pochówek 37. dzieci utraconych. Mszy świętej i uroczystościom na cmentarzu przewodniczył proboszcz o. Tadeusz Kal OMI.

Pogrzeb dzieci utraconych odbywa się dwa razy w roku – w sobotę przed Niedzielą Miłosierdzia oraz w sobotę przed 16 października – wyjaśnia oblat.

W tym roku 16 października przypadł właśnie w sobotę. Pochówek odbywa się w specjalnie przygotowanym grobie na gorzowskim cmentarzu, Gorzowski Dom Pogrzebowy użycza pracowników. Liturgia i obrzędy pogrzebowe sprawowane są w białym kolorze liturgicznym, a śpiewy nawiązują do tajemnicy Zmartwychwstania Chrystusa. W uroczystościach biorą udział rodziny utraconych dzieci.

W gorzowskiej parafii przy ul. Brackiej, każdego 25. dnia miesiąca sprawowane są Eucharystie w intencji rodzin dzieci utraconych.

(pg/zdj. Paweł Intek)


Na Tydzień Misyjny misjonarze oblaci proponują niezwykły prezent

W niedzielę, 24 października po raz 95. będziemy obchodzić Światowy Dzień Misyjny, a w kolejnych dniach Tydzień Misyjny. Z tej okazji zapraszamy wszystkich katechetów i nauczycieli religii do zamówienia darmowych pakietów czasopisma „Misyjne Drogi” – bogatego w treści o tematyce misyjnej, które może być nieocenioną pomocą dydaktyczną.

Tematem tegorocznego Światowego Dnia Misyjnego są słowa: „Nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli” (Dz 4, 20). Jako chrześcijanie jesteśmy zaproszeni do głoszenia Ewangelii słowem i przykładem życia. To zadanie w sposób szczególny dotyczy katechetów – ludzi powołanych do przekazywania innym wiary i chrześcijańskich wartości.

Zobacz: [Orędzie papieża na Światowy Dzień Misyjny 2021]

W wypełnianiu tej misji nauczycielom służą różnego rodzaju środki pomocy dydaktycznej. W październiku, miesiącu poświęconym misyjnej działalności Kościoła, chcemy wesprzeć katechetów. Specjalnie dla nich przygotowaliśmy darmowe pakiety czasopisma „Misyjne Drogi”! Oferujemy wysyłkę 25 egzemplarzy pisma. Można posłużyć się nimi podczas zajęć, wykorzystać zawarte w nich materiały do przygotowania lekcji, a także zapoznać z nimi uczniów.

„Misyjne Drogi” to prawie stustronicowy dwumiesięcznik wydawany od 1983 r. w Poznaniu przez Zgromadzenie Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Do publicystów piszących na jego łamach zalicza się ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, o. Jarosława Różańskiego OMI, Tomasza Terlikowskiego, o. Andrzeja Madeja OMI, Elżbietę Adamiak, ks. Artura Stopkę oraz ks. Andrzeja Dragułę. Celem redakcji jest kreatywna i ciekawa prezentacja działalności misyjnej Kościoła, treści religioznawczych, podróżniczych i antropologicznych. W każdym wydaniu znajdziemy dodatek dla dzieci „Misyjne Dróżki Dreptaka Nóżki”, barwnie i przystępnie prezentujący świat misji najmłodszym. „Misyjne Drogi” to czasopismo misyjne o największym nakładzie i objętości w Polsce, które dostępne jest także w wolnej sprzedaży.

Jeśli jesteś katechetką/tą i chcesz skorzystać z naszej oferty, napisz na adres monika.krol@misyjnedrogi.pl, podając nazwę i adres szkoły, w której pracujesz oraz dane potrzebne do wysyłki. Koszty wysyłki pokrywa redakcja czasopisma. Oferta ważna do wyczerpania zapasów!

(misyjne.pl)


Orędzie papieża na Światowy Dzień Misyjny 2021

ORĘDZIE OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA NA ŚWIATOWY DZIEŃ MISYJNY 2021 r.

„Nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli” (Dz 4, 20).

Drodzy bracia i siostry

Gdy doświadczamy mocy miłości Boga, gdy rozpoznajemy Jego ojcowską obecność w naszym życiu osobistym i wspólnotowym, nie możemy nie głosić i nie dzielić się tym, cośmy widzieli i usłyszeli. Relacja Jezusa z Jego uczniami, Jego człowieczeństwo, które objawia się nam w tajemnicy wcielenia, w Jego Ewangelii i w Jego tajemnicy paschalnej ukazują nam, jak bardzo Bóg miłuje nasze człowieczeństwo i czyni swoimi nasze radości i cierpienia, nasze pragnienia i niepokoje (por. SOBÓR WAT. II, Konst. duszpast. Gaudium et spes, 22). Wszystko w Chrystusie przypomina nam, że świat, w którym żyjemy i jego potrzeba odkupienia nie są Mu obce, a także wzywa nas, byśmy poczuli, że jesteśmy aktywną częścią tej misji: „Idźcie na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie” (Mt 22,9). Nikt nie jest obcy, nikt nie może czuć się wyobcowany czy daleki od tej miłości współczucia.

Doświadczenie Apostołów

Historia ewangelizacji rozpoczyna się od namiętnego poszukiwania Pana, który powołuje i chce nawiązać dialog przyjaźni z każdą osobą, gdziekolwiek by się ona znajdowała (por. J 15,12-17). Apostołowie mówią nam o tym jako pierwsi, pamiętając nawet dzień i godzinę, kiedy Go spotkali: „Było to około czwartej po południu” (J 1,39). Przyjaźń z Panem, to, że widzieli Go uzdrawiającego chorych, jedzącego z grzesznikami, karmiącego głodnych, podchodzącego do wykluczonych, dotykającego nieczystych, utożsamiającego się z potrzebującymi, zapraszającego do błogosławieństw, uczącego w nowy, pełen władzy sposób, pozostawia niezatarte piętno, zdolne wzbudzać zadziwienie oraz wylewną i bezinteresowną radość, której nie można powstrzymać. Jak powiedział prorok Jeremiasz, doświadczenie to jest płonącym ogniem Jego czynnej obecności w naszych sercach, która przynagla nas do misji, nawet jeśli czasami wiąże się z poświęceniami i niezrozumieniem innych (por. 20,7-9). Miłość jest zawsze dynamiczna i pobudza nas, by dzielić się najpiękniejszą wieścią, będącą źródłem nadziei: „znaleźliśmy Mesjasza” (J 1,41).

(cathopic)

Z Jezusem widzieliśmy, słyszeliśmy i dotykaliśmy, że sytuacja może wyglądać inaczej. Już dziś zainaugurował On czasy przyszłe, przypominając nam o zasadniczej, tak często zapominanej cesze charakterystycznej naszego bycia człowiekiem: „zostaliśmy stworzeni do pełni, którą można osiągnąć tylko w miłości” (Enc. Fratelli tutti, 68). Nowe czasy wymagają wiary zdolnej, by nadać rozmach inicjatywom i kształtowaniu wspólnot, poczynając od mężczyzn i kobiet, którzy uczą się brać odpowiedzialność za słabość własną i cudzą, promując braterstwo i przyjaźń społeczną (por. tamże, 67). Wspólnota kościelna ukazuje swoje piękno za każdym razem, gdy z wdzięcznością przypomina, że Pan pierwszy nas umiłował (por. 1 J 4,19). „Szczególna miłość Pana zadziwia nas, a zadziwienia, ze swej natury, nie możemy zawłaszczyć ani nikomu narzucić. [...] Tylko w ten sposób może rozkwitać cud bezinteresowności, darmowego daru z siebie. Również zapału misyjnego nigdy nie można osiągnąć w wyniku rozumowania czy kalkulacji. Wejście «w stan misji» wynika z poczucia wdzięczności”. (Orędzie do Papieskich Dzieł Misyjnych, 21 maja 2020).

Czasy nie były jednak łatwe; pierwsi chrześcijanie zapoczątkowywali swoje życie wiary w środowisku nieprzyjaznym i trudnym. Marginalizacje i uwięzienie przeplatały się z oporami wewnętrznymi i zewnętrznymi, które zdawały się przeczyć, a nawet negować to, co widzieli i słyszeli. Ale to, zamiast być trudnością lub przeszkodą, zamiast skłaniać ich do załamania się czy zamknięcia się w sobie, pobudzało ich do przekształcenia wszelkich niedogodności, przeciwności czy trudności w okazję do misji. Ograniczenia i przeszkody stały się również uprzywilejowanymi miejscami namaszczania wszystkiego i wszystkich Duchem Pana. Nic i nikt nie mógł pozostać poza wyzwalającym głoszeniem.

Żywe świadectwo tego wszystkiego znajdujemy w Dziejach Apostolskich, księdze, którą uczniowie-misjonarze zawsze mają pod ręką. Jest to księga opowiadająca o tym, jak woń Ewangelii rozprzestrzenia wraz z jej przejściem, wzbudzając radość, którą może dać jedynie Duch Święty. Księga Dziejów Apostolskich uczy nas przeżywania trudnych doświadczeń przez przylgnięcie do Chrystusa, by dojrzewać w „przekonaniu, że Bóg może działać w jakichkolwiek okolicznościach, nawet pośród pozornych niepowodzeń” i w pewności, że „kto się ofiaruje i oddaje się Bogu z miłości, z pewnością będzie przynosił obfity owoc (por. J 15,5)” (Adhort. apost. Evangelii gaudium, 279).

Podobnie i my: także obecny moment dziejowy nie jest łatwy. Sytuacja pandemii uwypukliła i powiększyła cierpienie, samotność, ubóstwo i niesprawiedliwości, z powodu których tak wielu już cierpiało, a także zdemaskowała nasze fałszywe bezpieczeństwo oraz rozdrobnienie i polaryzację, które po cichu nas rozdzierają. Osoby najbardziej wrażliwe i podatne na zagrożenia jeszcze bardziej odczuły swoją własną bezradność i kruchość. Doświadczyliśmy przygnębienia, rozczarowania, zmęczenia, i nawet naszym spojrzeniem mogło zawładnąć konformistyczne rozgoryczenie, które odbiera nadzieję. My jednak „nie głosimy siebie samych, lecz Chrystusa Jezusa jako Pana, a nas – jako sługi wasze przez Jezusa” (2 Kor 4,5). Z tego powodu w naszych wspólnotach i w naszych rodzinach rozbrzmiewa Słowo życia, które odbija się echem w naszych sercach i mówi nam: „Nie ma Go tutaj, zmartwychwstał” (Łk 24,6); Słowo nadziei, które przełamuje wszelki determinizm, a tym, którzy pozwalają się dotknąć, daje wolność i odwagę konieczną, aby powstać i twórczo poszukiwać wszelkich możliwych sposobów przeżywania współczucia, „sakramentaliów” bliskości Boga względem nas, Boga, który nikogo nie porzuca na skraju drogi. W tym czasie pandemii, w obliczu pokusy ukrywania i usprawiedliwiania obojętności i apatii w imię zdrowego dystansu społecznego, istnieje pilna potrzeba misji współczucia zdolnej uczynić z niezbędnego dystansu miejsce spotkania, opieki i promocji. „To, cośmy widzieli i słyszeli” (Dz 4,20), okazane nam miłosierdzie, przekształca się w punkt odniesienia i wiarygodności, który pozwala nam odzyskać wspólną pasję tworzenia „wspólnoty przynależności i solidarności, której należy poświęcić czas, trud i dobra” (Enc. Fratelli tutti, 36). To Jego Słowo, które codziennie nas odkupia i ocala przed wymówkami, prowadzącymi nas do zamknięcia się w najbardziej tchórzliwym sceptycyzmie: „wszystko jest takie samo, nic się nie zmieni”. I w obliczu pytania: „w jakim celu powinienem wyzbywać się moich zabezpieczeń, wygód i przyjemności, jeśli nie widzę żadnych istotnych rezultatów?”, odpowiedź pozostaje zawsze ta sama: „Jezus Chrystus zatriumfował nad grzechem i śmiercią i jest pełen mocy. Jezus Chrystus naprawdę żyje” (por. Adhort. apost. Evangelii gaudium, 275) i chce, abyśmy byli żywi, braterscy i zdolni do przyjęcia i dzielenia się tą nadzieją. W dzisiejszej sytuacji istnieje pilna potrzeba misjonarzy nadziei, którzy, namaszczeni przez Pana, byliby zdolni proroczo przypominać, że nikt nie zbawia się sam.

Misjonarze oblaci na Filipinach ruszyli z błogosławieństwem do domów w Manili

Podobnie jak apostołowie i pierwsi chrześcijanie, także i my mówimy z całą mocą: „Nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli” (Dz 4,20). Wszystko, co otrzymaliśmy, wszystko, czym stopniowo obdarzył nas Pan, dał nam, byśmy mogli to wprowadzać w życie i dać bezinteresownie innym. Podobnie, jak apostołowie ujrzeli, słyszeli i dotykali zbawienia Jezusa (por. 1 J 1,1-4), tak dziś możemy dotknąć cierpiącego i chwalebnego ciała Chrystusa w historii każdego dnia i znaleźć odwagę, by dzielić się ze wszystkimi przeznaczeniem nadziei, tym niewątpliwym tonem, który rodzi się ze świadomości, że towarzyszy nam Pan. Jako chrześcijanie nie możemy zatrzymać Pana dla siebie: misja ewangelizacyjna Kościoła wyraża swoją integralną i publiczną wartość w przekształcaniu świata i w trosce o stworzenie.

Zaproszenie dla każdego z nas

Temat tegorocznego Światowego Dnia Misyjnego, „Nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli” (Dz 4,20) jest zaproszeniem dla każdego z nas, aby „wziąć odpowiedzialność” i oznajmić, co nosimy w swoich sercach. Ta misja jest i zawsze była tożsamością Kościoła: „Kościół jest dla ewangelizacji” (Św. Paweł VI, Adhort. apost. Evangelii nuntiandi, 14). Nasze życie wiary ulega osłabieniu, zatraca proroctwo i zdolność zdumienia i wdzięczności w osobistej izolacji lub przez zamykanie się w małych grupach. Ze względu na samą swoją dynamikę wymaga ono coraz większej otwartości, zdolnej by dotrzeć i ogarnąć wszystkich. Pierwsi chrześcijanie, dalecy od ulegania pokusie zamknięcia się w elicie, zostali pociągnięci przez Pana oraz przez nowe życie, które ofiarował, aby iść do pogan i dawać świadectwo o tym, co widzieli i usłyszeli: bliskie jest królestwo Boże. Czynili to z hojnością, wdzięcznością i szlachetnością tych, którzy sieją, wiedząc, że inni będą konsumowali owoc ich zaangażowania i poświęcenia. Dlatego lubię myśleć, że „Nawet najsłabsi, najbardziej ograniczeni i zranieni mogą być na swój sposób [misjonarzami], ponieważ zawsze trzeba pozwalać, aby dobro było przekazywane, nawet jeśli współistnieje z wieloma słabościami” (Posynod. adhort. apost. Christus vivit, 239).

W Światowy Dzień Misyjny, obchodzony co roku w przedostatnią niedzielę października, z wdzięcznością wspominamy wszystkie osoby, które swoim świadectwem życia pomagają nam odnowić nasze zobowiązanie chrzcielne do bycia hojnymi i radosnymi apostołami Ewangelii. Pamiętamy zwłaszcza o tych, którzy potrafili wyruszyć w drogę, opuścić ojczyznę i rodzinę, żeby Ewangelia mogła dotrzeć bez zwłoki i bez obaw do zakątków miast i narodów, w których tak wiele istnień spragnionych jest błogosławieństwa.

Kontemplacja ich świadectwa misyjnego pobudza nas do odwagi i do uporczywej modlitwy do „Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo” (Łk 10,2). Istotnie, mamy świadomość, że powołanie do misji nie jest czymś z przeszłości ani romantycznym wspomnieniem innych czasów. Dzisiaj Jezus potrzebuje serc, zdolnych do przeżywania powołania jako prawdziwej historii miłosnej, sprawiającej, że wychodzą na obrzeża świata i stają się posłańcami i narzędziami współczucia. I jest to powołanie, które kieruje On do wszystkich, choć nie w ten sam sposób. Pamiętamy, że są obrzeża, które są blisko nas, w centrum miasta, lub w naszych własnych rodzinach. Istnieje również aspekt powszechnej otwartości miłości, który nie jest geograficzny, lecz egzystencjalny. Zawsze, ale szczególnie w obecnych czasach pandemii, ważne jest, aby zwiększać naszą codzienną zdolność do poszerzania kręgu, docierania do tych, którzy spontanicznie nie jawią się jako część „mojego świata zainteresowań” chociaż są blisko nas (por. Enc. Fratelli tutti, 97). Żyć misją, to mieć odwagę pielęgnować te same uczucia, co Jezus Chrystus i wierzyć wraz z Nim, że ten, kto jest obok mnie, jest także moim bratem i siostrą. Niech Jego miłość współczucia rozbudzi także nasze serce i sprawi, że wszyscy staniemy się uczniami misyjnymi.

Niech Maryja, pierwsza uczennica-misjonarka, sprawi, aby we wszystkich ochrzczonych wzrastało pragnienie bycia solą i światłem na naszych ziemiach (por. Mt 5,13-14).

W Rzymie, u św. Jana na Lateranie, 6 stycznia 2021 roku, w Uroczystość Objawienia Pańskiego.

 

Franciscus