Komentarz do Ewangelii dnia
Kalkulacje, nieustannie pojawiające się myśli o sensie działania i podejmowania „ryzyka” towarzyszą człowiekowi w drodze życia. Pan Jezus wskazuje uczniom i innym słuchającym, jak ważne jest zapieranie się siebie. Podążanie „pod prąd” tego świata wymaga niejednokrotnie wysiłku i determinacji. Naśladując Mistrza, czyli idąc za Jego śladem w dosłownym znaczeniu, wybieramy to, co trudniejsze i jest bardziej wymagające od nas samodyscypliny. Odrzucania tego, co nas odciąga i sprawia, że oddalamy się od Bożego planu wobec nas. Planu naszego zbawienia i życia wiecznego w Królestwie Niebieskim. Na cóż światowa sława i kariera w naszej drodze życia kosztem zatraty naszych dusz? Każdego dnia stawajmy w walce zapierania się siebie i brania naszych krzyży, idąc z Jezusem naszym Mistrzem i Panem.
Eucharystia w Santa Maria in Campitelli
15 lutego w rzymskim kościele Santa Maria in Campitelli zgromadzili się misjonarze oblaci wraz ze świeckimi współpracownikami, aby podziękować Bogu za dar oblackich Konstytucji i Reguł. To właśnie w tej świątyni w 1826 roku Założyciel oczekiwał na decyzje grona kardynalskiego, które opiniowało nową rodzinę zakonną. Święty Eugeniusz uczestniczył tutaj w dziewięciu Mszach, a purpuraci zapomnieli go powiadomić o zakończeniu obrad…
(pg/zdj. OMIWorld)
Rzym: Zakończyła się sesja plenarna [WIDEO]
Pierwsza sesja plenarna zarządu generalnego dla Polskiej Prowincji z pewnością przyniosła nominacje: prowincjała i jego rady. Na czym polegało spotkanie, które trwało ponad miesiąc, tłumaczą jego uczestnicy:
Jesteśmy braćmi, dzielą nas… dwie minuty [ŚWIADECTWO]
Jesteśmy przykładem tego, że Pan Bóg ma dla każdego człowieka swój wyjątkowy plan na jego życie, na jego powołanie. Mogłoby się wydawać, że wszystko w życiu jest już poukładane i zaplanowane, wszystko idzie zgodnie z twoim zamysłem, i wtedy w sercu słyszysz cichy szept: „Tomaszu, Krzysztofie «czy miłujecie Mnie więcej aniżeli ci?» (J 21,15). A może nie idziecie swoją drogą? Mam dla was coś piękniejszego!
Jesteśmy braćmi, dzielą nas… dwie minuty. Właśnie taki szept usłyszeliśmy w swoim życiu i zdecydowaliśmy się na niego odpowiedzieć, jednak wybierając dwie różne drogi.
Wychowaliśmy się wspólnie z siostrą w rodzinie, w której wartości chrześcijańskie zajmują bardzo istotne miejsce. Jak pamiętamy, zawsze Pan Bóg był bardzo ważny w codziennym życiu. To z pewnością wielka zasługa naszych rodziców, którzy nam tę wiarę przekazali. – Już w dzieciństwie pamiętam, jak z bratem kłóciliśmy się o to, który z nas będzie księdzem – Pan Bóg chyba wziął to na poważnie! – wspomina Tomasz. Od zawsze byliśmy bardzo ze sobą związani. Ta sama szkoła podstawowa, to samo gimnazjum, to samo liceum. Po maturze przyszedł czas decyzji – co dalej? Wybraliśmy tę samą uczelnię i ten sam kierunek. Wszystko robiliśmy razem – te same hobby, podobne zainteresowania.
Dwie duchowości
Od dzieciństwa byliśmy związani z księżmi z Oratorium św. Filipa Neri – filipinami. To właśnie w parafii prowadzonej przez filipinów nasza wiara się rozwijała – choć nie byliśmy ministrantami, to zawsze interesowało nas to, co działo się przy ołtarzu. Dopiero w wieku 15 lat wstąpiliśmy do liturgicznej służby ołtarza, jako lektorzy. Później zaangażowaliśmy się w grupy młodzieżowe i wyjazdy rekolekcyjne, oczywiście wszystko robiliśmy razem. Potem poznaliśmy kilku oblatów Mary Niepokalanej, którzy odwiedzali nas podczas wizyt kolędowych, a także przez posługę w sanktuarium Bł. Edmunda Bojanowskiego w Luboniu. Przenikały się w nas dwie duchowości, pracowały w nas. Przyszedł wreszcie czas, kiedy Pan Bóg zaczął powoli podsuwać myśli o kapłaństwie – przez lekturę Pisma Świętego, rekolekcje na Świętej Górze i ludzi, których stawiał na naszych drogach. Oczywiście, żeby nie wypaść ze schematu – jednemu i drugiemu. To był proces, może nawet długotrwały, kiedy w każdym z nas coś zaczynało się rodzić. Tak naprawdę nigdy o tym nie rozmawialiśmy, każdy zastanawiał się, czy to mu się wydaje, czy to są tylko jakieś zwyczajne ludzkie pragnienia, chęci, a może to głos Boży? Ale jak się tego dowiedzieć?
Oblaci też ludzie - mają pasje!
Co zrobić?
W międzyczasie często odwiedzaliśmy Świętą Górę – miejsce, w którym króluje Matka Boża Świętogórska, a którego stróżami są księża filipini. Byliśmy w stanie pokonać prawie 70 km, żeby tam uczestniczyć we mszy świętej, modlić się przed cudownym wizerunkiem naszej Matki, a po skończonej modlitwie wrócić do domu. Tam często mogliśmy usłyszeć pytania księży o to, kiedy wreszcie wstąpimy do filipinów. My oczywiście, jak zwykle, zgodnie odpowiadaliśmy, że nie przyjdziemy, ,,no bo gdzie’’ – przecież nic się nie dzieje, nikt z nas nawet nie ma takich myśli! Podobne stwierdzenia pojawiały się lubońskim sanktuarium bł. Edmunda. Te same pytania i te same odpowiedzi. Kapłaństwo? Nie, na pewno nie! Ale to był tylko zewnętrzny kamuflaż. W środku, w sercu, było coś zupełnie innego…
W Luboniu, u sióstr, pojawiła się inicjatywa poświęcenia się Jezusowi przez ręce Maryi na podstawie „Traktatu o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” św. Ludwika Marii Grignion de Montfort. Każdy z nas zdecydował się na ten akt bez wahania. – Wiedziałem, że Ona – Maryja – pomoże mi odpowiedzieć na to, czego chce ode mnie Bóg. Dokonałem tego aktu z wielką ufnością i nadzieją, że Maryja wyprosi mi łaskę odwagi do zostawienia dotychczasowego życia i rozpoczęcia czegoś nowego pod Jej płaszczem – mówi Krzysztof.
W miejscu, w którym pracowaliśmy, pojawiła się szansa podniesienia kwalifikacji zawodowych. Po otrzymaniu takiej propozycji (jak się później okazało), każdy z nas zaczął myśleć już poważnie nad tym, w którą stronę iść. Czy rozwijać się zawodowo, czy zostawić to wszystko i iść za tym cichym głosem Pana? „Nie bój się i nie drżyj, bo z tobą jest Pan, Bóg twój, wszędzie, gdziekolwiek pójdziesz” (Joz 1,8). Trzeba byłoby podjąć radykalne kroki, jednak jeszcze wszystko w tajemnicy, nawet przed sobą nawzajem.
Te same myśli
– Od jakiegoś czasu Krzysztof korzystał z kierownictwa duchowego jednego z oblatów. Szczerze mówiąc – to był dla mnie znak, przeczucie, czy nawet przekonanie, że coś się dzieje, że on chyba słyszy to samo co ja. Nic mu nie mówiąc, czekałem na dalszy rozwój sytuacji – wspomina Tomasz. – Na rekolekcje powołaniowe pojechałem do Obry, do seminarium oblackiego. Właściwie minęło 8 lat od pierwszego zaproszenia na takie rekolekcje. Teraz pojechałem już bez zaproszenia, ale z pragnieniem odnalezienia odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Chwytając przypadkową książkę w kaplicy seminaryjnej, otworzyłem ją i przeczytałem słowa, które skierował Jezus do pewnego kapłana: ,,Nic, mnie tak nie boli, jak brak ufności w sercu, które pragnie Mnie bardziej kochać” – wspomina Krzysztof. – Ja też w tym czasie szukałem w sobie choć cienia odwagi, aby zdecydować się na ten pierwszy krok, lecz moje poszukiwania nie przynosiły rezultatu. Zdaje się, że momentem przełomowym był powrót z Gostynia, od Matki Bożej Świetogórskiej, kiedy to Krzysztof powiedział mi, że myśli o wstąpieniu do seminarium. Odpowiedziałem mu wtedy, że w takim razie jest nas dwóch. Znowu okazało się, że Pan Bóg chce, abyśmy robili to samo, ale nie do końca…To było nie do uwierzenia, że Jezus zaprasza każdego z nas do pójścia za Sobą i to w jednym czasie. Jednak wtedy również pojawił się pierwszy sygnał, że coś zaczyna nas różnić. Krzysztof myśli o oblatach, a ja o filipinach – mówi Tomasz. W zasadzie nasza rozmowa na ten temat szybko się skończyła i w milczeniu kontynuowaliśmy drogę powrotną do domu. Po ludzku – brakowało słów.
Przewrót Eugeniusza, czyli jak oblaci zostali zakonnikami
Pójść za głosem
Każdy z nas zaczął działać na własną rękę, aby dobrze to rozeznać. Wielką pomocą okazało się kierownictwo duchowe i stały spowiednik. Ale przede wszystkim Boże słowo. To w nim szukaliśmy odpowiedzi, umocnienia i odwagi. To słowo faktycznie potrafi przemieniać serce. Jak się później okazało, było ono kluczowe. Bo, pytając Pana na modlitwie, jaka jest moja droga, On odpowiada: „Nie bój się, bo z tobą jest Pan, twój Bóg” (Joz 1,8); „Ukochałem cię miłością odwieczną” (Jr 31,3); „I poślubię cię sobie na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie” (Oz 2,21); „Ty więc, synu człowieczy, słuchaj tego, co ci powiem. Nie opieraj się, jak ten lud zbuntowany” (Ez 2,8); ,,Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił” (Łk 5, 10). Nie pamiętam już, po jakim czasie byliśmy pewni swojej drogi i tego, co chcemy uczynić. To nie była łatwa decyzja, ponieważ życie mieliśmy już jakoś poukładane. Zaczynać, w wieku 29 lat, coś od zera – to niosło za sobą wiele pytań. Pozostało tylko powiedzieć to rodzinie. Okazało się, że oni tyko czekali, kiedy ten moment nastąpi – myślę, że ,,wiele kamieni spadło wtedy z wielu serc’’. Droga wolna – możemy zostawić nasze ,,sieci’’ i iść za Panem!
– Obecnie jesteśmy w trakcie formacji, Krzysztof jest na 3 roku studiów, a ja jestem na 4 (różnica wynika z tego, że oblaci mają roczny nowicjat przed rozpoczęciem studiów, a filipini nowicjat odbywają równocześnie z pierwszym rokiem studiów) – pisze Tomasz. Co ciekawe, nie jesteśmy jedynymi braćmi ,,oblacko-filipińskimi’’, jest jeszcze jedno rodzeństwo, które wybrało również te dwa chryzmaty. Dwa różne charyzmaty, można powiedzieć, że dwie różne drogi, jednak Wołający jest jeden. Podstawowa różnica jest taka, że oblaci – jako zgromadzenie – składają śluby zakonne, a filipini – jako Stowarzyszenie Życia Apostolskiego – nie. Oblaci w trakcie swojej posługi zmieniają placówki, są zgromadzeniem misyjnym, a filipini prowadzą ,,osiadły tryb życia’’ i zachowują stabilitas loci, czyli stałość miejsca. Zdecydowanie tym, co nas łączy, jest miłość do Maryi! Oblaci mają to nawet w nazwie: oblaci Maryi Niepokalanej, natomiast kongregacja, do której wstąpiłem – na Świętej Górze – opiekuje się głównym sanktuarium maryjnym archidiecezji poznańskiej, gdzie czczona jest Maryja w łaskami słynącym obrazie Matki Bożej Świętogórskiej.
Dzieli nas 90 km
Jak wygląda nasza więź, gdy teraz dzieli nas 90 km? Dłużej rozmawiamy ze sobą co najmniej raz w tygodniu, jednak codziennie jesteśmy w kontakcie. Staramy się wykorzystywać wszystkie okazje, żeby się zobaczyć, porozmawiać , wymienić spostrzeżenia i po prostu być ze sobą. Kiedy się nawzajem odwiedzamy w naszych domach zakonnych, nierzadko siejemy zamęt, bowiem przez podobieństwo zewnętrzne nasi współbracia mają zagadkę pt. „który jest nasz”. Była nawet sytuacja, kiedy jeden z nas podmienił habit i, przechodząc korytarzem swojego klasztoru, spotkał starszego kapłana, z którym przywitał się tak, jakby się nie znali (mimo że mieszkali w jednym domu już od 2 lat). Ów kapłan powiedział: „Dobrze, że odwiedzasz brata”. Sytuacja została wyjaśniona dopiero kolejnego dnia.
Dlaczego oblaci na rekolekcjach nie zachowują świętego milczenia?
Nasz przykład jest dowodem na to, że święty Paweł nie pomylił się w swoim liście, kiedy pisał: „różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan” (1Kor 12,5), bo to właśnie Jezus jest tym, który cicho szepnął nam do ucha: ,,Pójdź za mną’’, a myśmy odpowiedzieli na to wezwanie. Co przyniesie przyszłość i jakie plany ma jeszcze względem nas Jezus – to się dopiero okażę. Lecz wierzymy w to, że jeszcze nieraz będziemy mogli współpracować ze sobą na większą chwałę Bożą i cześć Niepokalanej Dziewicy!
(misyjne.pl)
Premiera filmu o Polskiej Prowincji
Z okazji oblackiego święta oraz przy okazji zmiany administracji Polskiej Prowincji – 17 lutego o godzinie 20.00 będzie można zobaczyć film w reżyserii Grzegorza Karbowskiego – „Uśmiech Maryi”. Tytuł nawiązuje do doświadczenia św. Eugeniusza w momencie, kiedy młode Zgromadzenie doświadczało poważnego kryzysu. Produkcja ukazuje charyzmat oblacki oraz nasze zaangażowanie jako misjonarzy Polskiej Prowincji. Premierowy pokaz odbędzie się na oblaci.pl – oficjalnej witrynie Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.
Komentarz do Ewangelii dnia
Kim jest Jezus Chrystus z Nazaretu? Przez wszystkie pokolenia od narodzenia Pana Jezusa ogromna rzesza ludzi zadawała sobie to pytanie. Mimo to pozostaje to pytanie nieustannie aktualne. Z jednej strony wydaje się nam - Jego uczniom, że wiemy bardzo dużo o naszym Mistrzu, a z drugiej im więcej zdobywamy wiedzy o Nim, tym mniej dostrzegamy Jego obecność przy sobie. Jezus jest, mimo że Go nie widzimy i nie słyszymy, tak jak widzimy i słyszymy ten świat. Stąd często zachodzi pewne zamieszanie, co do osoby Pana Jezusa. Tworzymy jakieś legendy i często zdarza się nam umieszczać Pana Jezusa w ramkach, w pewnej dawnej historii. A wystarczy sobie przypominać Jego Słowa: „Ja jestem z wami przez wszystkie dni”. On Jest. On Jest Drogą, Prawdą i Życiem. Niech to stwierdzenie św. Piotra staje się i naszym: „Panie, Ty masz słowa życia wiecznego, do kogóż pójdziemy?”
Andrzej Madej OMI: Im więcej w nas Boga, tym więcej w nas... człowieka
BÓG STAŁ SIĘ CZŁOWIEKIEM
Niełatwo być człowiekiem. Trzeba mieć dużo odwagi, by STAWAĆ SIĘ, by STAĆ SIĘ CZŁOWIEKIEM… To wezwanie i trud każdego dnia, każdej chwili: rosnąć w człowieczeństwie, realizować swe powołanie, stawać się coraz pełniej tym, kim człowiek jest.
Można się zapytać: a czy w ogóle jest możliwe żyć po ludzku, być człowiekiem?
Często bowiem człowieczeństwem usprawiedliwiamy swoje słabości, biedy, błędy i grzechy – jestem tylko człowiekiem, jestem kruchym, omylnym, biednym, bezsilnym, ograniczonym… człowiekiem.
Jezus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, nie mieszając swoich natur, nie narzekał na swe człowieczeństwo, nie usprawiedliwiał się, nie powiedział nigdy – jestem tylko człowiekiem.
Tylko On nim się stał, tylko On zrealizował i objawił nam pełnię człowieczeństwa.
Tylko On mógł się Nim stać w całej pełni. Tylko w Nim, jednym jedynym, zrealizowała się i zajaśniała pełnia człowieczeństwa, gdyż On jeden jest pełnią miłości i pełnią prawdy.
Chyba dlatego dominikanin, ojciec Bernard Bro, zatytułował jedną ze swych książek: „Tylko Bóg jest ludzki„.
Zaiste, tylko On. Bóg żywy i prawdziwy jest w Chrystusie człowiekiem. W Tym, w którym zamieszkała pełnia Bóstwa, jednocześnie, jednocześnie! objawiła się pełnia człowieczeństwa. On jeden – jest najpełniejszym człowiekiem – chce się wykrzyknąć – aż człowiekiem! Norwid napisał: człowieczeństwo bez boskości, samo siebie zdradza.
My jesteśmy ludźmi w takiej mierze w jakiej jest nam to dane z łaski niebios. Im więcej w nas Boga, tym więcej w nas… człowieka. Biografie świętych są opowieściami o ludziach z wielkiej litery. Najbardziej zdumiewającymi biografiami są hagiografie! Zaiste – to opowieści o prawdziwych ludziach. Patrząc na Jezusa i otwierając się na Niego, wiecznie rośniemy w człowieczeństwie, coraz pełniej uczestnicząc w Jego Bóstwie i w Jego człowieczeństwie. Dopełniamy nasze człowieczeństwo: przez wiarę, nadzieję i miłość.
Pewnie dlatego najważniejsza linijka w książce Alberta Camus, „Dżuma”, jest pytaniem o świętość…
Andrzej Madej OMI – urodził się w 1951 r. w Kazimierzu Dolnym. Po maturze wstąpił do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. W 1977 przyjął święcenia prezbiteratu. Studiował filozofię w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów MN w Obrze i w Krakowie, teologię na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie i Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Był bliskim współpracownikiem założyciela Ruchu Światło–Życie, ks. Franciszka Blachnickiego. W latach 80. zasłynął jako rekolekcjonista i duszpasterz młodzieży. Był inicjatorem spotkań ekumenicznych w Kodniu oraz ewangelizacji podczas festiwalu rockowego w Jarocinie. Od 1997 jest przełożonym Misji “Sui Iuris” w Turkmenistanie. Jest z powołania katolickim księdzem i poetą. Od 1984 r. wydał kilkanaście zbiorów wierszy i prozy. Jest m. in. laureatem za rok 2019 Medalu „Benemerenti in Opere Evangelizationis”, nagrody przyznawanej przez Komisję Episkopatu Polski ds. Misji za to, że “cierpliwie i z miłością głosi Ewangelię i prowadzi dialog ekumeniczny. Jest autorem poczytnych publikacji książkowych”.
Jan Wlazły OMI: Zadanie - powołaniowiec. Kto to taki?
Coraz bardziej przekonuję się, że rola duszpasterza powołań polega na tym, żeby młodym ludziom powiedzieć, że wśród licznych propozycji na ich życie, istnieje też propozycja życia zakonnego. Potrzeba dziś mówić młodym, że jest dla nich opcja życia kapłańskiego czy zakonnego. I że jest to piękna propozycja na ich szczęście. Taki prezent od Przyjaciela – Boga. Przyjaciel, kiedy coś daje, to nie po to, żeby życie zniszczyć, ale by uszczęśliwić. Powołanie jest propozycją szczęścia.
Duża część mojej pracy to kontakt z młodymi, którzy stoją przed istotnymi decyzjami w życiu. Jest to kontakt z nimi podczas dni skupienia, rekolekcji. Staram się stwarzać okazje, żeby młodzi ludzie mogli zobaczyć, jak wygląda życie misjonarza oblata. Kiedy dwaj uczniowie poszli za Jezusem, zainteresowali się Jego życiem, usłyszeli od Mistrza słowa: „Chodźcie, a zobaczycie” (J 1,39). Tworzyć przestrzeń, w której młodzi ludzie będą mogli zobaczyć i poznać, jak żyją Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej – to jest moje zadanie. Rekolekcje czy dni skupienia to czas, aby młodzi na kilka dni zamieszkali z nami, w klasztorze, i doświadczyli oblackiego charyzmatu. To momenty, w których mogą pytać siebie i Boga, czy takie życie może być też ich życiem.
Istotne są również spotkania indywidualne. Momenty, w których towarzyszę młodym chłopakom w rozeznaniu ich powołania i podjęciu decyzji, jaką ścieżką chcą iść. To najtrudniejsza część zadań powołaniowca, ale też najbardziej satysfakcjonująca – szczególnie, kiedy słyszę od chłopaków, że chcą rozpocząć życie zakonne w Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.
Jan Wlazły OMI: Jest w nas głód spotkania z Bogiem
O trudnościach powołaniowca
Pierwsza trudność – rozmowy z młodymi, którzy nie potrafią podjąć żadnej decyzji. Przykre jest to, kiedy spotyka się młodych, którzy mają przed sobą wiele otwartych dróg i nie wybierają żadnej z nich. Otrzymują różne propozycje: pracy, studiów, wyjazdu za granicę, nawet wygrali olimpiady i mają otwartą drogę na renomowane uczelnie oraz rozważają opcję życia zakonnego. Niestety, odkładają podjęcie decyzji, myśląc, że przez jakiś czas będą rozmyślać i zdecydują co robić, na przykład za rok. Po roku okazuje się, że są w tym samym punkcie. Nadal nie wiedzą, co wybrać. Tak naprawdę tracą czas, a mogliby już jakąś propozycję na swoje życie sprawdzać. Boją się popełnić błąd, więc nic nie wybierają. Stoją w miejscu.
Druga trudność to zdrowie kandydatów. Do rozpoczęcia życia zakonnego można przyjąć ludzi cieszących się dobrym zdrowiem. Kiedy okazuje się, że ktoś przewlekle, poważnie choruje lub ma zaburzenia psychiczne – to niestety, ale trzeba mu odmówić. To zawsze jest trudne.
Inna trudność może dotyczyć liczby kandydatów. Wiadomo, że chciałoby się mieć jak najwięcej nowicjuszy i kleryków. Wielu współbraci, jak i świeckich, pyta o liczby. Jest to męczące. Uważam, że musimy się przestawić na pracę z jednostkami i cieszyć się z każdego, kto jest zainteresowany życiem naszej rodziny zakonnej. Nie możemy myśleć o wielkich liczbach. Może prawdą jest, że Pan Bóg wzbudza tyle powołań, ile jest nam aktualnie potrzebnych?
A z jakimi trudnościami mierzą się młodzi ludzie rozeznający życie zakonne? Lęk o to, czy ich decyzja będzie dobrze przyjęta przez rodzinę i znajomych. Obawa, czy nie dokonają złego wyboru. Młodzi zastanawiają się, czy podołają wymaganiom drogi życia zakonnego. Zastanawiają się, czy dadzą sobie radę na studiach w seminarium.
Kryzys powołaniowy…
To prawda. Jest coraz mniej powołań do kapłaństwa i życia zakonnego. Okazuje się jednak, że nie jest to sytuacja, która dotyczy ostatnich kilku lat. Spadek liczby powołań (przynajmniej w naszej prowincji) obserwujemy od ponad 20 lat. Mam wrażenie, że dopiero teraz tym spadkiem zaczęliśmy się przejmować na poważnie. Wcześniej jakoś się o tym nie mówiło. Może uważano, że to chwilowe? Nie wiem…
Czasami myślę, że Pan Bóg rzeczywiście daje nam tylu kapłanów, ilu akurat potrzeba. Skoro w kościołach praktykujących wiernych jest mniej, to i mniej potrzeba nowych powołań. Wniosek byłby taki, że musimy bardziej zatroszczyć się o odnowienie wiary w społeczeństwie, bo im bardziej święte będą nasze parafie i rodziny, tym większa szansa, że młodzi będą chcieli iść za Chrystusem drogą życia konsekrowanego.
Zobacz Q&A o powołaniu [WIDEO]
Mówi się też o tym, że skoro księża nadal zajmują się prowadzeniem dzieł, które mogliby robić świeccy wierni, to znaczy, że jeszcze kryzysu powołań nie ma. Trzeba to przemyśleć, czy my – jako kapłani, siostry zakonne – rzeczywiście zajmujemy się tym, co należy do naszego powołania. Czy na pewno ksiądz musi być szefem hospicjum, dyrektorem radia, szkoły? Czy ksiądz musi zajmować się sprawami finansowymi? Niestety, ciągle w temacie powołań mamy więcej pytań niż odpowiedzi. Oby dlatego, że powołanie ostatecznie jest tajemnicą Pana Boga.
Proces rozeznawania
Każde powołanie to tajemnica, odrębna, inna historia, która wydarza się między człowiekiem a Bogiem. Nie ma więc jednego sprawdzonego sposobu na rozeznanie powołania. Nie istnieje jedna instrukcja, jak odkryć, do czego mnie Pan Bóg stworzył. Chociaż niektórzy takiej instrukcji szukają. Mogę powiedzieć o sposobach, które uważam, że pomagają w odkryciu swojej drogi.
W rozeznawaniu proponuję chłopakom, żeby przyjrzeli się historii swojego życia. Zobaczyli, jak Pan Bóg ich prowadzi. Żeby spróbowali nakreślić z minionych wydarzeń taką prostą, kierunek, w jakim zmierza ich życie. I zrobili najbardziej oczywisty następny krok na tej drodze. Nie zmieniając kierunku. Żeby wyznaczyli sobie taką „prostą wypadkową”. Jeśli Pan Bóg zaprowadził tego chłopaka do tego miejsca, to co jest najbardziej naturalnym następnym krokiem w jego życiu?
Obra: Zakończyły się rekolekcje powołaniowe [ZDJĘCIA]
Ogromną pomoc w rozeznawaniu powołania dał Franciszek w adhortacji Christus Vivit. Papież sugeruje, aby młodzi wsłuchali się w głos swoich marzeń, bo to może być głos Boga. Franciszek chce, aby młodzi zastanowili się nad tym, w jaki sposób chcą wpływać na ten świat, jak chcą go zmieniać, w końcu – co chcą po sobie zostawić. Jeśli już rozpoznają swoje marzenie, to powinni sprawdzić, czy mają zdolności, które pozwalają je zrealizować. Albo czy przynajmniej mogą te zdolności posiąść. Jeśli mają marzenia i mają zdolności – to wskazuje na powołanie.
(misyjne.pl)
Kijów: "Nie odzyskacie kościoła"
Kościół św. Mikołaja, wzniesiony w stylu neogotyckim w latach 1899-1909, jest jedną z dwóch świątyń rzymskokatolickich, zbudowanych w stolicy Ukrainy przed rokiem 1917. Jego projektantem był miejscowy architekt pochodzenia polskiego Władysław Horodecki (1863-1930), nazwany po latach „kijowskim Gaudim”. W czasach sowieckich świątynię zabrano katolikom. W 1980 otwarto go dla publiczności jako salę koncertową. Mieścił się w nim państwowy Narodowy Dom Muzyki Organowej i Kameralnej. O zwrot świątyni wciąż stara się miejscowa wspólnota katolicka. Dodatkowym ciosem dla niszczejącego kościoła był pożar świątyni we wrześniu 2021 roku spowodowany zwarciem instalacji elektrycznej w instrumencie należącym do państwowej instytucji.
Kijów: Stopione części organów na nienaruszonym obrazie Matki Bożej
Prezydent Ukrainy nazywa kościół „jednym z siedmiu cudów Kijowa”
W czasie, gdy Kijów był prawie pusty, „muzyka koncertowa” ucichła i słychać było tylko eksplozje i syreny alarmów lotniczych, kościół był wypełniony troskliwymi parafianami, którzy rozprowadzili ponad 300 ton pomocy humanitarnej, a na początku 2023 roku zebraną własnoręcznie pomoc przekazaliśmy potrzebującym w Chersoniu. Ponieważ kościół św. Mikołaja to dom Boży, który jest zawsze otwarty dla każdego, kto szuka pomocy – wyjaśnia o. Paweł Wyszkowski OMI, proboszcz parafii.
Jednak świątynia się sypie. Wymaga pilnych remontów. Niepewność potęguje wciąż trwająca wojna. Formalnie kościół wciąż należy do państwa, choć jego utrzymanie spoczywa na miejscowej wspólnocie parafialnej.
Jestem przekonany o dobrej woli naszego prezydenta, który w 30. rocznicę odzyskania przez nasz kraj niepodległości nazwał kościół św. Mikołaja „jednym z siedmiu cudów Kijowa” i dlatego jeszcze raz zwracam się do niego z apelem o zakończenie 30. letnich obietnic władz o zwróceniu świątyni parafii. Tylko w ten sposób ta perła Kijowa zostanie ocalona przed zrujnowaniem – dodaje duchowny.
Kijów: Kardynał Konrad Krajewski w oblackim kościele [WIDEO]
Przekazanie kluczy, uroczystość na pokaz?
Nadzieja pojawiła się 1 czerwca zeszłego roku, kiedy z udziałem ministra kultury, pod przewodnictwem miejscowego biskupa odbyła się uroczystość przekazania kluczy świątyni. Okazało się jednak, że wydarzenie było nieistotne. Ministerstwa Kultury i Polityki Informacyjnej Ukrainy zdementowało informację podaną w mediach, że katolicy odzyskali wreszcie swoją własność. Proboszcz parafii zdradza szczegóły tego zamieszania:
To miał być rok nadziei, bo 1 czerwca 2022 roku, zgodnie z Memorandum podpisanym pomiędzy Ministerstwem Kultury i Polityki Informacyjnej a parafią, kościół św. Mikołaja, który nadal oficjalnie nosi miano „sali koncertowej”, miał zostać przekazany wspólnocie religijnej. Tak się jednak nie stało. Na to wydarzenie zostali zaproszeni przedstawiciele Watykanu oraz znani goście z różnych krajów świata. Dzień przed tym wydarzeniem podczas konferencji ZOOM Ministerstwo poinformowało, że przekazanie nie dojdzie do skutku – relacjonuje ojciec Wyszkowski – W odpowiedzi na moje słowa, jak rząd Ukrainy będzie wyglądał w oczach świata po kolejnym niedotrzymaniu słowa, jeden z urzędników powiedział: „No, co oni wiedzą o sytuacji na Ukrainie?”
Duszpasterz nie kryje swojego rozczarowania:
Jako kapłana i po prostu człowieka oraz obywatela Ukrainy, nieprzyjemnie dotknęły mnie te słowa i tak niemoralne podejście do sprawy, gdyż ustanowiony przez Boga porządek moralny jest tak wielką świętością, że wielu [ludzi] w dziejach Ukrainy, zwłaszcza w brutalnych czasach stalinowskich prześladowań, wolało raczej umrzeć niż przekroczyć prawo Boże. Dlatego ja i wielu parafian z całej Ukrainy i świata wierzyliśmy, że słowa Memorandum dotyczące przekazania kościoła parafii do 1 czerwca 2022 r. zostaną uszanowane.
Przekazanie świątyni katolikom – uroczystość na pokaz? [ZDJĘCIA, WIDEO]
„Zło zawsze ma imiona i nazwiska”
Ojciec Wyszkowski informuje o zmianach, jakie nastąpiły w ministerstwie kultury. Powodowane są oskarżeniami o korupcję. Być może zaistniała sytuacja przyniesie również sprawiedliwość dla wspólnoty katolickiej w centrum ukraińskiej stolicy.
W czasie, gdy nasi obrońcy oddają życie za Ukrainę, gdy oczy całego świata zwrócone są na Ukrainę, urzędnicy dyskredytują nasz kraj w oczach świata, nie dotrzymując słowa. Zło zawsze ma imiona i nazwiska. Osoby winne kompromitacji kraju i przestępstw korupcyjnych muszą zostać ukarane.
Kijów: Przed każdym wyjazdem na front przystępował do sakramentów. Teraz jednak nie wrócił… [świadectwo]
Proboszcz nieustannie zabiega o zwrot świątyni. O pomoc prosił także papieża Franciszka, na którego wizytę na Ukrainie wciąż liczy rząd tego kraju. Wsparcie w odbudowie niszczejącego kościoła zadeklarowali katolicy z wielu krajów. Jest tylko jeden warunek…
Zapewniono mnie w USA, Polsce, Włoszech, Belgii i innych krajach, że dobrodzieje są gotowi przekazać fundusze naszej parafii na odbudowę i ratunek kościoła, ale tylko wtedy, gdy kościół zostanie przekazany parafii.
Czy katolicy w sercu Ukrainy, którzy na co dzień poświęcają się w niesienie pomocy humanitarnej, otrzymają pomocną dłoń od swojego państwa?
(pg/zdj. obozrevatel.com)