Święty Krzyż: Misterium Bożonarodzeniowe

Misteria Bożonarodzeniowe na Świętym Krzyżu to już tradycja. Oblaccy nowicjusze przygotowują opowieść o Bożym Narodzeniu, aby pomóc pielgrzymom i turystom głębiej przeżyć tajemnicę Wcielenia, którą wspominamy w sposób liturgiczny. Tegoroczne misterium przygotował i wyreżyserował o. Krzysztof Czepirski OMI – rektor świętokrzyskiej bazyliki. Podczas półgodzinnego występu pojawił się prorok Izajasz, nazywany Ewangelistą Starego Testamentu. Przypomniał zebranym proroctwa Pierwszego Przymierza, które zapowiadały nadejście Mesjasza. Franciszkanin ukazał tradycję budowania stajenek, obficie czerpiąc z kronik i tradycji tego zakonu. Zebrani w bazylice mogli zobaczyć barokową ambonę, która wróciła z konserwacji, na której pojawił się nowicjusz przebrany za benedyktyna. Przedstawił on legendę o narodach, które do Chrystusa przyniosły najcenniejsze dary ze swoich krajów. Kulminacyjną postacią misterium był Polak, który przyniósł Mesjaszowi świeżo wypieczony chleb i miód. Dary te miały tak bardzo uradować Chrystusa, że postanowił obdarować chlebem i miodem wszystkich obecnych. Całość inscenizacji przeplatana była wspólnym śpiewem kolęd.

Misterium miało wprowadzić uczestników w Mszę Narodzenia Pańskiego – podkreśla mistrz nowicjatu, o. Krzysztof Jamrozy OMI.

Pasterce w świętokrzyskiej bazylice przewodniczył superior miejscowej wspólnoty zakonnej – o. Marian Puchała OMI.

(pg/zdj. OMI Święty Krzyż)


Kamerun: Pielgrzymi ruszyli do Figuil. Do sanktuarium dotrą 1 stycznia

Z Garoua – stolicy departamentu Benue w Północnym Kamerunie, wyruszyła 47. piesza pielgrzymka do Figuil. Znajduje się tutaj sanktuarium Bożej Rodzicielki, założone przez misjonarzy oblatów w 1975 roku. Co roku na odpust 1 stycznia przybywa tutaj kilkadziesiąt tysięcy pątników. Pielgrzymi z Garoua mają do przebycia około 100 km. Ich wysiłek potęguje fakt, że wędrówka odbywa się w środku lata, podczas którego temperatury sięgają 40°C. Szczególnie w północnej części kraju pielgrzymka jest odważnym wyznaniem wiary chrześcijańskiej. Do Figuil pielgrzymują nie tylko Kameruńczycy, ale również mieszkańcy Czadu czy Nigerii. Pątnicy ubrani w barwne afrykańskie stroje, drogę przebywają w skupieniu i radości.

Podczas tegorocznych uroczystości odpustowych świętowany będzie złoty jubileusz życia zakonnego o. Alojzego Chrószcza OMI, byłego kustosza sanktuarium.

Ponad 10 tys. wiernych w Figuil – jubileusz oblatów

(pg/zdj. OMI Kamerun)


Korea: Magik w domu dla trudnej młodzieży. Prowadzą go oblaci

Vincenzo Bordo OMI przyjechał do Korei Południowej ponad 30 lat temu. Wraz z obywatelstwem tego kraju otrzymał nowe, koreańskie imię. Prowadzi Ośrodek dla Ubogich na przedmieściach Seulu. Towarzyszą mu wolontariusze, którzy codziennie wydają ponad pół tysiąca posiłków dla bezdomnych. Oprócz gotowania jedzenia – Vincenzo również staje przy kuchni – prowadzi również Dom św. Anny. To rodzaj schroniska dla trudnej młodzieży. Trafiają tutaj młodzi, którzy uciekli z domu, doświadczyli przemocy, albo nie mają gdzie się podziać.

Vincenzo Bordo OMI/Kim Ha Jong OMI (zdj. archiwum prywatne V. Bordo)

Tak więc, gdybyś tu przyjechał i chciał mnie odwiedzić, nie szukaj Vincenzo Bordo, ponieważ osoba o takim imieniu nie figuruje już w koreańskim urzędzie stanu cywilnego. Zamiast tego szukaj KIM HA JONG. To jest moje nowe imię w dokumentach. “Kim” to nazwisko pierwszego koreańskiego księdza. Wspaniały i entuzjastyczny młody człowiek życia. Zakochany w Bogu i Jego ludzie. Zmarł jako męczennik, gdy miał zaledwie 25 lat! “Ha Jong” oznacza: “sługa Boży”. Tak, idąc śladami Jezusa, nauczyłem się wybierać ubogich i być sługą tych najbardziej poszkodowanych braci i sióstr.

Oblat niósł pochodnię olimpijską w Seulu

Jak przyznaje oblat w swoim wpisie na portalu społecznościowym, pomimo że w tym roku podopieczni otrzymali wiele prezentów mikołajkowych, to jednak wzruszyła go pewna niespodziewana wizyta. Przedwczoraj Dom św. Anny odwiedził koreański magik – Park Hyun-woo. Dzielił się z młodzieżą historią swojego życia i zachęcał, aby nie rezygnować z marzeń.

Koreański oblat, znany ze swojego poczucia humoru, sam spróbował żonglerki:

Opublikowany przez Vincenzona Bordę Poniedziałek, 27 grudnia 2021

Nasze dzieci mogły spędzić dużo czasu przy cyrkowych doświadczeniach i magicznych występach z udziałem zwierząt – skomentował ojciec Bordo.

Kiedy czas wspólnej zabawy dobiegł końca, na misjonarza oblata czekali już bezdomni. Na obiad przygotowano m.in. zupę sojową, ryż ze smażoną wieprzowiną, gotowane warzywa i oczywiście kimchi z kapusty – jedno z najbardziej ulubionych dań w Korei.

Kuchnia dla bezdomnych działała nawet pomimo drastycznych ograniczeń pandemicznych. Jak wskazywał ojciec Bordo – ubogich i bezdomnych nie można pozostawić bez opieki.

Korea Południowa: Pośród epidemii koronawirusa oblaci nadal służyli biednym

(pg/zdj. V. Bordo OMI)


Codzienne życie rodziny z Kamerunu [felieton]

Damien Foncha to trzynastolatek. Wraz ze swoim ojcem Charlesem, matką Babette i czwórką rodzeństwa zajmuje się uprawą bawełny, niekiedy nazywanej białym złotem. Zaczął pracować na plantacji, gdy miał zaledwie cztery lata. Do dziś nie ukończył żadnej szkoły, podobnie jak jego siostra i bracia. Cała piątka niemal codziennie od rana do wieczora mozolnie ściąga z krzaków białe kłębki. Wszystko po to, by ich rodzina mogła, jak na tamtejsze warunki, w miarę dobrze żyć.

Poranek

„Damien, Damien, wstawaj! Śniadanie!” – słyszę wołanie młodszego brata Jeana, który, jak zorientował się Damien po otwarciu oczu, stał tuż nad nim. Nie wiedział, która była godzina, bo w jego domu nigdy nie było zegarka. Jednak wstał. Ubrał starą, znoszoną koszulkę w kwiaty i wiedziony zapachem smażonych na blasze nad paleniskiem placuszków z prosa, wyszedł przed chatkę. Tak wygląda niemal każdy jego poranek. O dwa lata młodszy Jean budzi rodzeństwo, mama przyrządza śniadanie, a tata jeszcze przed świtem wychodzi na tzw. rynek, by przed rozpoczęciem zbiorów sprzedać bawełnę i inne plony z ich pola – to codzienność rodziny Damiena. Bawełnę kupowali najczęściej bogaci pośrednicy, potem sprzedawali niemal 100% drożej kupcom, którzy później przekazywali ją dalej do fabryk w różnych częściach świata. Nikt jednak nie protestował, bo większość Kameruńczyków nawet nie miała o tym pojęcia. Targowali się zazwyczaj o kilka środkowoafrykańskich franków, by później móc za nie kupić żywność. Dzieciaki chodzą do szkoły misyjnej, jednak nie podczas zbiorów. Charles opowiadał, że zamiast uczyć się czytać i pisać, zbierał codziennie z przyszkolnego terenu 30 kg bawełny. To był sposób nauczycieli na dorobienie do marnej pensji. Ktoś, kto nie chciał pomagać nauczycielowi w dorobieniu do pensji, był czasem nawet bity cienkim patyczkiem. Ten system tak działał. Płacili za szkołę, a ponadto byli tanią siłą roboczą. Bywa, że ta sytuacja powtarza się i dziś.

(zdj. M. Wrzos OMI)

Praca czy nauka

Damien wraz ze swoim młodszym rodzeństwem od trzech lat chodzi na zajęcia prowadzone w szkole misyjnej. Tylko dzięki tym lekcjom cała piątka nauczyła się pisać i liczyć. Dowiedzieli się również, jak wygląda życie w krajach, z których pochodzą misjonarze. Ze względu na wiele obowiązków dzieci z rodziny Foncha nie mogą jednak brać udziału we wszystkich lekcjach. Często muszą wybierać, czy wolą pogłębiać swoją wiedzę czy też chcą zostać na plantacji i pomóc rodzicom lub też pójść do szkoły i zarazem pracować. Niestety, dla większości Kameruńczyków wybór ten jest prosty – to praca – szczególnie w okresie zbiorów – a nie nauka powinna być dla nich na pierwszym miejscu. „Tak było, jest i będzie” – zwykła mawiać babcia Damiena, która właściwie urodziła się na plantacji bawełny i na niej też zmarła. Gdy patrzę na ich ręce, bez względu na wiek, wszystkie są spracowane i szorstkie.

Marzenia

Damien nie chce jednak podzielić losu swojej babci i pracujących ciężko każdego dnia rodziców. Odkąd od misjonarzy usłyszał o Europie i o krajach, z których pochodzą, postanowił, że sam kiedyś wyjedzie do „innego świata”, jak zwykł nazywać inny kontynent. O swoich marzeniach często opowiada wieczorami młodszemu rodzeństwu. Historie te traktują niczym bajkę na dobranoc. Bracia i siostra proszą go też, by zabrał ich ze sobą. Jednak wie, że nie będzie mógł tego zrobić. Rodzice, mimo całej miłości do niego, nie wybaczyliby mu, gdyby zostali na plantacji sami. Te historie, które podsłuchuję za cienką ścianą, są dla mnie wzruszające. Z pewnością na długo zostaną w mojej pamięci.

(zdj. M. Wrzos OMI)

Historia

„Już wróciłeś?” – słyszę, jak Babette pyta męża, zasypując ognisko, które posłużyło jej do upieczenia placków. „Tak. Udało mi się sprzedać ponad 100 kilogramów, przyjadą po nie po południu. Jutro o poranku pojadę więc na targowisko i kupię jakieś jedzenie” – odpowiedział mąż kobiety. Potem w tajemnicy powiedział mi, że modlił się wtedy w duchu, by zarobionych pieniędzy wystarczyło mu jeszcze na jakiś niespodziewany drobiazg dla żony Z Babette poznali się pracując razem na plantacji kakaowców, na której Charles pomagał swoim sąsiadom. Szybko się pobrali, a już rok później na świecie pojawił się Damien. Tuż po jego narodzinach młode małżeństwo postanowiło założyć własną plantację bawełny na ziemi, która należała od lat do ich rodziny. W sumie nie można powiedzieć, że są jej właścicielami. Nie mają na to papierów. Ale już kilkanaście lat żyją w tym miejscu. Charles blisko domu zaorał kilka hektarów ziemi i przejechał na nich tzw. wyznacznikami siewu. Potem małżonkowie zasadzili pierwsze nasiona. Podczas ich wzrostu zajmowali się odchwaszczaniem i nawadnianiem korzeni. Bawełna jest bowiem niezwykle podatna na działanie szkodników. Dopiero po ośmiu tygodniach od zasiania zaczynają pękać torebki nasienne, z których wydobywa się biały puch. Wtedy zaczynają się ręczne zbiory. Tu nikt nie słyszał o kombajnach czy innych urządzeniach. Zresztą, praca własnych rąk jest tańsza. Zerwane kłębki formuje się w duże bale, które później są kilkukrotnie przeczesywane i czyszczone. Dopiero po tych zabiegach mogą zostać sprzedane, czym zajmuje się najczęściej najstarszy mężczyzna w rodzinie. „Może kupisz jutro dzieciom nowe zeszyty?” – zapytała kobieta, a w jej oczach zauważyłam radość. Choć sama nie miała żadnego wykształcenia, to chciała, by jej dzieci chociaż raz w tygodniu pojawiały się na zajęciach alfabetyzacyjnych prowadzonych przez misjonarzy. Na początku nie była do nich przychylnie nastawiona. Sądziła, że gdy Damien i jego rodzeństwo zyskają jakąś wiedzę, to zaczną się buntować przeciwko pracy przy bawełnie i odejdą z domu. A teraz zastanawia się nad posłaniem któregoś ze swych dzieci na dalszą naukę do college’u – płatnej szkoły. To byłaby szansa na lepsze wykształcenie jednego z dzieci. O studiach czy liceum na razie nie myślą. Tak robią też sąsiednie familie. Zdanie na ten temat zmieniła jednak za sprawą niecodziennej sytuacji, o której opowiedziała mi podczas wczorajszego obiadu.

(zdj. M. Wrzos OMI)

Dzięki misjonarzom

Trzy lata temu Babette z mężem wybrała się na targ. Po drodze ukąsił ją wąż. Noga kobiety z każdą minutą bolała i puchła coraz bardziej. Wówczas jeden z Kameruńczyków, przeświadczony, że kobieta umiera, udał się do pobliskiego kościoła. Poprosił napotkanego w Figuil misjonarza o sakrament namaszczenia chorych. Jak się jednak okazało, na misji był ośrodek zdrowia i siostry służebniczki, które ukończyły pielęgniarstwo. Babette szybko przetransportowano na teren misji. Tam podano jej surowicę, odkażono ranę i założono opatrunek. Wspomniany misjonarz później wielokrotnie odwiedzał rodzinę Foncha. Chciał upewnić się, że kobieta dochodzi do zdrowia. Wtedy również zaprosił jej pięcioro dzieci do niewielkiej szkoły w pobliżu ich wioski. Babette i Charles zgodzili się bez oporów i od tego czasu dbali, by ich potomstwo chociaż w ten sposób zdobyło podstawowe wykształcenie i państwowy certyfikat. Nad Kamerunem zachodzi słońce. Robi się zimno. Wieczorem siadają przy palenisku. W metalowym kubku piją parujący napar z miejscowych ziół. Jeszcze rozmowa przez komórkę ze znajomymi, którą ładują w nieodległym miejscu, gdzie są panele słoneczne. Czas iść spać. Jutro przecież trzeba wyruszyć na pole.

 

Tekst pochodzi z "Misyjnych Dróg"

(Karolina Binek/misyjne.pl)


Jak oblaci trafili do Kokotka? I jak wyglądały pierwsze lata "Niniwy"? [zdjęcia]

Najlepszy reżyser i scenarzysta w historii prezentuje nowy film. Pan Bóg i „Kokotek. Geneza”! W kinach od 1 lipca 2008 r. Tego rzeczywiście człowiek by nie wymyślił. Z góry sorry za spoilery.

Jest rok 2004. Wspólnota NINIWY w Katowicach liczy ok. 100 osób. Młodzież w różnym wieku spotyka się trzy razy w tygodniu na spotkaniach formacyjnych i praktycznie każdego innego dnia na dodatkowych inicjatywach. Dwa razy w roku odbywają się Zjazdy NINIWY z udziałem wspólnot z innych miast Polski. W 2007 r. NINIWA z uwagi na siłę młodzieży i dobre możliwości organizacyjne zostaje włączona w organizację ogólnopolskiego Festiwalu Życia w Kodniu. O. Tomasz Maniura, lider wspólnoty widzi potrzebę dalszego rozwoju i kiełkuje w nim myśl o powołaniu centrum formacyjnego dla NINIWY. To nie wydumany pomysł, ale realna potrzeba.

Wzrok o. Tomka pada na Solarnię k. Lublińca, gdzie oblaci posługują w małym, wioskowym kościele. Rozmawia o tym z przełożonymi. To tu można by tworzyć miejsce spotkania dla rozwijającego się ruchu młodzieży. W maju 2008 r. prowincjał, o. Teodor Jochem OMI, pyta ordynariusza diecezji gliwickiej o możliwość tworzenia w Solarni miejsca dla oblackiej młodzieży. Otrzymuje na to zgodę.

Duchowe „synchro”

Dokładnie w tym samym czasie pojawia się potrzeba duszpasterskiego obsadzenia parafii w Kokotku, gdzie przez wiele lat pracował ks. Ludwik Konieczny budując miejsce wypoczynku i modlitwy dla młodzieży. To tu przez lata przyjeżdżali ministranci z całej Polski. Proboszczowi, zwanemu „Reganem” z Kokotka nie były straszne władze PRL. Stawiał im pozytywny opór, robiąc swoje.

Co to za wydarzenie? – pytali urzędowi inspektorzy – czy zgłosił Pan to zgromadzenie? I co do za dzieci? – To wszystko moje, własne – odpowiadał bezpardonowo proboszcz podczas kontroli.

Takimi metodami tworzył i budował miejsce przez dekady. To prawdziwy budowniczy, sam wyrabiał pustaki i stawiał budynki. Paczki z zagranicy otwierał dla dzieciaków i parafian. Teraz jest jednak już starszy i brakuje mu koniecznych sił. Potrzeba tu nowej krwi.

2008 rok – start Oblackiego Centrum Młodzieży Niniwa

W 2008 roku biskup diecezji gliwickiej, Jan Wieczorek postanawia przekazać opiekę nad parafią i ośrodkiem zgromadzeniu zakonnemu. Prowadzenie parafii to jednak za mało. Tu potrzeba budować dzieło, żeby sensownie wykorzystać miejsce i jego tożsamość! Jednocześnie świeccy podpowiadali biskupowi obecność Misjonarzy Oblatów MN.

Nieoczekiwana zmiana

Ojciec Tomek ma już zgodę swojego przełożonego, oblackiego prowincjała na realizację planu „Solarnia”. Lider katowickiej NINIWY od miesięcy przygotowuje wspólnotę na czekające ją zmiany. Uruchamia animatorów i odpowiedzialnych, którzy kierować mają licznymi apostolatami, inicjatywami ewangelizacyjnymi i aktywizacyjnymi. Sam szykuje się mentalnie do wielkiej, życiowej zmiany.

2008 rok – pierwszy oblacki proboszcz w Kokotku, o. Bartosz Madejski OMI. Obok o. Tomasz Maniura OMI, duszpasterz młodzieży. Pierwszym przełożonym domu zakonnego został o. Bernard Briks OMI, jednocześnie superior w Lublińcu.

Na dwa miesiące przed wdrożeniem planu w życie, w słuchawce telefonu ojca prowincjała słychać głos biskupa gliwickiego, który prosi o spotkanie. To poważna sprawa. Nie chce przez telefon zdradzić, o co chodzi. – Weźcie Kokotek – proponuje na spotkaniu na żywo. Zmiana planu. Życie jest żywe. Zapada decyzja. Tak. Dwóch oblatów obejmie ośrodek w Kokotku. O. Bartosz Madejski OMI zostanie proboszczem, potrzebującej opieki duszpasterskiej parafii, a o. Tomek zostanie pierwszym Oblackim Duszpasterzem Młodzieży Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów MN.

2 lipca 2008 roku, przedstawiciele oblaccy i diecezjalni podpisują odpowiednie dokumenty. Młodzi oblaci cieszą się, ale i chwytają za głowy – czeka ich mnóstwo pracy, zarówno duszpasterskiej jak i remontowej, i społecznej. To już jednak historia na inną opowieść…

(niniwa.pl/zdj. archiwum OCM)


Kokotek: Tak świętowano 17. urodziny "Niniwy"

W Oblackim Centrum Młodzieży w Kokotku świętowano 17. rocznicę powstania wspólnoty młodzieżowej „Niniwa”. Centralnym momentem była Msza święta sprawowana w sali konferencyjnej pod przewodnictwem o. Tomasza Maniury OMI – Prowincjalnego Duszpasterza Młodzieży. Do Kokotka zjechało się kilkadziesiąt osób z całej Polski.

Na początku wszystko wydaje się małe, gdy jest w sercu człowieka, a gdy się idzie za tym, potem jest Boże dzieło. Niestety ze złymi rzeczami też tak jest. Decyzja o zabiciu świętych młodzianków zrodziła się najpierw w sercu Heroda i była mała, nawet niewidoczna, ale potem konsekwencje wielkie. Zabite dzieci były małe, ale potem zostały wielkimi świętymi orędownikami. Ważne, żeby w sercu słuchać Bożego słowa i Bożych natchnień i iść za nimi – mówił w kazaniu o. Tomasz Maniura OMI.

Po Eucharystii i posiłku młodzi ludzie kolędowali razem z zespołem „Albo i Nie”.

(pg/zdj. niniwa.org)


"Niniwa" obchodzi 17. urodziny

Wspólnota młodzieżowa „Niniwa” obchodzi 17. rocznicę powstania. Zrzesza młodzież, która pragnie dążyć do świętości w duchu oblackiego charyzmatu. W znacznej większości to młodzi związani z duszpasterstwem misjonarzy oblatów, ale należą do niej i korzystają z różnych wydarzeń ludzie z różnych środowisk. Sercem duszpasterstwa młodzieżowego jest Oblackie Centrum Młodzieży w Kokotku.

Kolejny rok za nami. Trudny, ale też pełen dobra. Dziękujemy Panu Bogu, że nas prowadzi i że możemy brać udział w tworzeniu jego dzieła. Dziękujemy również za Was wszystkich, którzy jesteście z nami, bierzecie udział w życiu NINIWY, wspieracie Oblackie Duszpasterstwo Młodzieży czy po prostu z nami sympatyzujecie. No i oczywiście dziękujemy Wam! – napisali oblaccy duszpasterze młodzieży.

Pomimo trudności pandemicznych udało się w bieżącym roku zorganizować najważniejsze wydarzenia dla młodzieży – Festiwal Życia, Zjazd Niniwy w Obrze czy szereg rekolekcji tematycznych. To także wyprawa rowerowa na Ukrainę czy wędrówki piesze – po polskich górach i w Gruzji.

Festiwal Życia 2021

Pomimo wciąż trudnej koniunktury gospodarczej udało się również doprowadzić budowę kaplicy Oblackiego Centrum Młodzieży do stanu zamkniętego.

Wiele wydarzyło się również w samym Oblackim Centrum Młodzieży NINIWA w Kokotku. Pomimo niesprzyjających warunków na rynku udało się doprowadzić budowę kaplicy do stanu zamkniętego. Dużo jeszcze pracy zostało, ale sporo też jest już zrobione.

Wesprzyj budowę kaplicy dla młodzieży!

Najważniejszym punktem świętowania będzie Msza święta w Oblackim Centrum Młodzieży, następnie odbędzie się wspólne kolędowanie.

(pg)


Kodeń: Wyjątkowy młodzieżowy koncert kolęd [wideo]

W niedzielę Świętej Rodziny w kodeńskiej parafii pw. św. Anny odbył się koncert kolędowy w wykonaniu scholi młodzieżowej „Uratowani”.

(pg)


Świąteczny wystrój oblackich kościołów [GALERIA]

Pierwszy żłóbek wykonał św. Franciszek w 1223 roku, w Polsce tradycja narodziła się u schyłku XIII wieku. Dzisiaj możemy je spotkać w każdym kościele.

Gdańsk – kościół pw. św. Józefa

(zdj. M. Szafors OMI)

Grotniki – parafia pw. Niepokalanego Poczęcia NMP

(zdj. B. Briks OMI)

Iława – parafia Przemienienia Pańskiego

(zdj. A. Albiniak OMI)

Katowice – parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa

(zdj. D. Majcherczak OMI)

Kodeń – parafia pw. św. Anny

wystrój w bazylice

żywa szopka

(zdj. OMI Kodeń)

Kokotek – parafia pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej

(zdj. P. Bednarski OMI)

Laskowice Pomorskie – parafia pw. Niepokalanego Serca NMP

(zdj. M. Pycka OMI)

Lubliniec – parafia pw. św. Stanisława Kostki

(zdj. P. Gomulak OMI)

Łeba – parafia pw. Wniebowzięcia NMP

(zdj. A. Jaworski OMI)

Obra – parafia pw. św. Jakuba Większego

(zdj. G. Rurański OMI)

Opole – parafia pw. św. Jana Pawła II

(zdj. D. Dybała OMI)

Poznań – parafia Chrystusa Króla

(zdj. B. Madejski OMI)

Siedlce – parafia pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus

(zdj. W. Stefaniak)

Wrocław – parafia pw. NMP Królowej Pokoju

(zdj. M. Gierczak)

Zahutyń – parafia pw. Matki Bożej Królowej Polski

kościół parafialny w Zahutyniu

kaplica w Dolinie

(zdj. K. Bucholc OMI)

 

(pg)


Ukraina: Ambasador Chorwacji zaprosiła bezdomnych na kolację wigilijną

W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia ambasador Chorwacji na Ukrainie zaprosiła przedstawicieli „Kuchni dla ubogich”, prowadzonej przez br. Sebastiana Jankowskiego OMI, na spotkanie świąteczne. Ambasador Anica Djamić przygotowała dla gości tradycyjne chorwackie potrawy świąteczne.

Dlaczego to robisz? Dlaczego okazujesz nam tak wielką miłość? – zapytała chorwacką ambasador Galina, bezdomna na ulicach Kijowa od 20 lat.

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu tak czuję – odpowiedziała dyplomatka – W mojej rodzinie zawsze była to norma, dbać o innych. Dla Boga nie ma różnicy w oparciu o status społeczny. Wszyscy jesteśmy przed Nim równi – dodała.

Trzygodzinne spotkanie upłynęło w miłej atmosferze. Bezdomni mogli bliżej poznać Chorwację, a ambasador słuchała historii życia każdego ze swoich gości. Każdy z nich otrzymał upominki.

(pg/Caritas Spes Ukraina)