Misyjne smaki: Przysmaki Inuitów w Arktyce Kanadyjskiej

Zamieszkują arktyczne i subarktyczne obszary Kanady Północnej, Grenlandii, Alaski i Syberii. Przez długi czas nazywano ich Eskimosami, jednak termin miał charakteryzować ludność w pejoratywnym świetle, jako „zjadacze surowego mięsa”. Obecnie używa się słowa Inuici od terminu „inuk” – osoba oraz „inuit” – ludzie. Na tych skrajnie niekorzystnych dla człowieka terenach żyją od blisko 4 500 lat. Pionierami ewangelizacji Inuitów w Kanadzie Północnej byli Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej.

o. Bogdan Osiecki OMI w Arktyce Kanadyjskiej (Archiwum OMI)

Ziemia, na której nic nie rośnie

Przez większość roku ziemia skuta jest lodem, a na powierzchni zalega śnieg. Nie ma tutaj lasów – praktycznie nic nie rośnie ze względu na warunki atmosferyczne. Choć dzisiaj w każdej miejscowości są sklepy, w których można zaopatrzyć się niemal we wszystko, to jednak dostawy uzależnione są od transportu lotniczego. Przez wieki Inuici żyli z polowań, do dnia dzisiejszego sięgają po tradycyjne produkty, które umożliwiały im życie i przetrwanie w tych ekstremalnych warunkach.

Najbardziej powszechnym zwyczajem typowym dla Inuitów jest może nie co, ale jak jedzą – zdradza o. Daniel Szwarc OMI z misji w Naujaat i Coral Harbour – Tradycyjnie Inuici jedzą mięso i ryby na surowo. W Arktyce nie ma drzew, nie ma wiec jak rozpalić ognia. Używano wprawdzie wydrążonych w kamieniach lamp olejowych (tzw. kudlik), jednak nie było to wystarczające, by przyrządzać potrawy mięsne czy ryby. Poza tym surowe, zamrożone mięso rozgrzewa. Człowiek po prostu czuje się cieplej po zjedzeniu mrożonek.

Krajobraz ze szczątkową roślinnością w trakcie krótkiego lata

Poluje się niemal na wszystko: golce arktyczne (ryby z rodziny łososiowatych), renifery, woły piżmowe, zające polarne, morsy, foki, wieloryby, czy niedźwiedzie polarne. W przypadku tych ostatnich, nie wszystkie części zwierzęcia nadają się do spożycia – ze względu na specyficzną dietę drapieżnika, niektóre partie mięsa są dla człowieka trujące. Jego wątroba zawiera zbyt duże stężenie witaminy A. Oczywiście rodzi się pytanie, podnoszone przez organizacje ochrony zwierząt i środowiska, czy człowiek powinien nadal polować na zwierzęta w Arktyce.

Nie jest tajemnicą, iż najbardziej oddane trosce o przyrodę są ludy pierwotne, czyli te, które żyją jeszcze w uzależnieniu od otaczającego je środowiska, a nie od technologii wyprodukowanej przez człowieka. Tezę tę potwierdza fakt, że najbardziej nieprzyjaznym środowiskiem dla życia człowieka jest środowisko miejskie, czyli to, które człowiek sam zbudował. Niestety, wiąże się z tym również fakt, iż większość ekologicznych aktywistów, którzy często żyją właśnie w miastach, nie ma pojęcia o przyrodzie i życiu zwierząt – podkreślają misjonarze.

Kugaaruk. Niedźwiedzie polarne stanowią coraz większe niebezpieczeństwo dla ludności (Archiwum OMI)

Kiedyś miejscowa kobieta zapytała mnie, czy w Polsce też mamy niedźwiedzie – tłumaczy o. Daniel Szwarc OMI – Odpowiedziałem, że bardzo niewiele i tylko w górach, bo resztę wybiliśmy. Odpowiedziała z zazdrością, że też by chciała, aby tutaj tak można było. Niestety, niedźwiedzie polarne nie mają nic wspólnego z pięknymi zdjęciami i obrazkami białych misiów, gotowych do przytulenia, które propagują ekoaktywiści. Spotkanie z niedźwiedziem polarnym może zakończyć się tylko jednym – śmiercią. Jest też coraz więcej niedźwiedzi, które przychodzą do wiosek. Co się wtedy robi? Próbuje się niedźwiedzia odstraszyć, jeśli to nie pomaga, trzeba go zabić. Warto zapytać, dlaczego przychodzą do wiosek. Istnieje teoria, że z powodu globalnego ocieplenia i topnienia lodów niedźwiedzie te nie mają co jeść i szukając pożywienia, zbliżają się do osad ludzkich. Gdyby to była prawda, to wszystkie niedźwiedzie przychodzące do naszych wiosek, musiałyby być wychudzone. Ja jedynie raz widziałem wychudzonego niedźwiedzia – było to w ogrodzie zoologicznym w Winnipegu…

Posiłek (zdj. D. Szwarc OMI)

Maktak – skóra wieloryba

Największym przysmakiem wśród Inuitów jest skora z wieloryba – wyjawia misjonarz z Arktyki.

Na tym obszarze poluje się na trzy rodzaje tych ssaków. Są to wieloryby białe, narwale i olbrzymie wieloryby grenlandzkie.

Skóry z tych zwierząt morskich również je się na surowo. Są one bardzo twarde. Tłuszcz, który do nich przylega, jest jeszcze twardszy – tak więc przed spożyciem trzeba je pokroić na bardzo małe kawałki – dopowiada ojciec Szwarc.

Potrawa jest dobrym źródłem witaminy C, naskórek wieloryba posiada 38 mg tej witaminy na 100 g masy. W tłuszczu z kolei zawarta jest witamina D. Skóra z wieloryba używana była także przez brytyjskich eksploratorów tych terenów – stanowiła ochronę przed zapadnięciem na szkorbut.

Maktak (zdj. wikipedia)

W dawnych czasach dla Inuitów polowanie stanowiło nie tylko źródło pożywienia, ale również budowało więzi społeczne. Chociaż dzisiaj dostęp do większości produktów żywnościowych zapewniony jest przez sklepy, polowanie na wieloryba stanowi nadal czynnik wspólnototwórczy, w którym uczestniczą także oblaci. Takie wyprawy organizuje się jednak rzadko.

Od kilku miesięcy 16 myśliwych przygotowywało się do tej wyprawy. Słuchali rad starszych i doświadczonych myśliwych, przygotowywali harpuny, liny i specjalne noże. Teraz pakują rzeczy osobiste i prowiant do czterech lodzi. Gdy wszystko jest gotowe, wychodzą jeszcze na brzeg i proszą o modlitwę i błogosławieństwo: „Naalagaq Anirnialuk, qinuvvigiliqpaptigit, takkua angunasuktiuniaqtut saimmaqtitauquplugi arviqsiungniaqtut…” – odmawiam słowa błogosławieństwa w miejscowym języku: „Panie Boże, prosimy Cię, pobłogosław tych myśliwych, którzy wypływają na połów wieloryba” – pisał w 2016 roku o. Daniel Szwarc OMI.

Upolowanego ssaka trzeba w miarę szybko podzielić na mniejsze części. Wiąże się to z tym, że zapach mięsa przyciąga do wioski drapieżniki (wilki i niedźwiedzie polarne), które są zagrożeniem przede wszystkim dla ludzi. Co ciekawe, części upolowanego zwierzęcia rozdawane są za darmo. Taki zwyczaj panuje wśród Inuitów – za zdobycz się nie płaci. Wierzą, że ich hojność powróci do nich z nawiązką. Każda osoba w wiosce może wziąć tyle skóry, ile potrzebuje. Część przekazywana jest do innych osad. Po polowaniu odbywa się uczta dla całej społeczności.

Igunak – zgniłe mięso

Chyba najbardziej specyficznym daniem wśród Inuitów jest tzw. Igunak, czyli zgniłe mięso. Najpopularniejsze jest to z upolowanego morsa, ale może to być jakiekolwiek mięso (ryby, skóra z wieloryba). Po upolowaniu morsa, dzieli się go na małe kawałki, a mięso wraz ze skórą zawija się w rulony i zakopuje pod kamieniami. Tutaj leżakuje przez kilka miesięcy, a w trakcie zimy wykopuje się je i spożywa. Oczywiście przyrządzenie takiego dania wymaga wprawy, ze względu na możliwość zachorowania na botulizm, czyli zatrucie tzw. jadem kiełbasianym.

Zapach jest bardzo mocny, również po spożyciu, a mięso takie wprost rozpływa się w ustach – wyjaśnia o. Daniel Szwarc OMI.

Igunak z mięsa morsa (zdj. Ansgar Walk/wikipedia)

Osobiście mogę powiedzieć, że wszystkich tych potraw próbowałem i nigdy nie miałem problemów żołądkowych po spożyciu – dodaje misjonarz oblat z Arktyki – Igunak nie jest czymś, do czego chętnie bym wrócił, ale skóra z wieloryba jest rarytasem, a okazyjnie zamrożone caribou czy ryby, też smakują.

Osobliwości żywieniowe

Ojciec Marek Pisarek OMI, który na co dzień mieszka w Yellowknife – stolicy kanadyjskich Terytoriów Północno-Zachodnich, wspomina takie potrawy jak: gotowany niedźwiedź polarny; surowe, mrożone karibu (renifer kanadyjski) – ale są także takie dania, których zjedzenie wymaga przełamanie pewnej bariery kulturowej, np. oko renifera, czy jeszcze ciepłe nerki wraz z krwią ze świeżo upolowanego karibu. Misjonarz, które wcześniej pracował przez wiele lat na Białorusi, zadbał o zapas bardziej swojskich smaków.

Przyklasztorna wędzarnia o. Marka Pisarka OMI w Yellowknife

Obecny Prowincjał Polskiej Prowincji – o. Paweł Zając OMI, który wśród Inuitów odbywał staż pastoralny jako diakon, tam też przyjął święcenia kapłańskie, wspomina inną dość popularną potrawę:

Najdziwniejsze wspomnienie ze względu na smak, to zjedzenie surowej wątroby foki – przyznaje.

 

(pg/misyjne.pl)


14 kwietnia 2021

UWIELBIAM I PODDAJĘ SIĘ WYROKOM BOGA, GDY ON POWOŁUJE DO SIEBIE DUSZĘ MŁODZIEŃCA, KTÓRY DOJRZAŁ JUŻ DO NIEBA.

Ludwik de Boisgelin, syn siostry Eugeniusza, przez cztery lata przygotowywał się do złożenia ślubów zakonnych u jezuitów. W 1841 roku, mając 26 lat, poważnie zachorował. Kiedy Eugeniusz się o tym dowiedział, napisał w swoim dzienniku:

Uwielbiam i poddaję się wyrokom Boga, gdy powołuje On do siebie duszę młodzieńca, który dojrzał już do nieba.

Dziennik, 21.11.1841, w: EO I, t. XX.

Trzy miesiące później udał się do jezuickiej wspólnoty, aby pożegnać się z siostrzeńcem.

Dni spędzone w Awinionie przy łóżku mojego świętego siostrzeńca. Kiedy przyjechałem, został zaopatrzony i pokój jego duszy nie został zmącony na wieść o jego bliskim końcu. Jego łagodność, poddanie, doskonały spokój, jaki zachował pośród cierpień, budziły podziw całej wspólnoty i lekarzy, którzy troszczyli się o niego z gorliwością godną ich zapału.

Uznałem, że jego stan pozwoliłby przybyć na czas jego matce, aby go zobaczyć po raz ostatni. To pociecha i wyrzucałbym sobie, że jej nie sprawiłem tej dobrej, tak silnej, tak nieszczęśliwej i tak zrezygnowanej matce. Jej obecność była możliwa; ojcowie nie odmówili.

Codziennie w pokoju mojego siostrzeńca odprawiałem mszę świętą, która dostarczała mu wiele szczęścia w jego opłakanym stanie. Biedne drogie dziecko! Wiedział o całym zagrożeniu i zamiast się skarżyć, dziękuje dobremu Bogu i z najdoskonalszym poddaniem się przyjmuje wszystkie swoje cierpienia.

Dziennik, 08.02.1842, w: EO I, t. XXI.


Oblaci i Kongregacja ds. Ewangelizacji Narodów - "Specjaliści od misji trudnych"

Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej nadal odgrywają znaczącą rolę w wielu najtrudniejszych misjach na całym świecie. Jesteśmy dobrze znani i wysoko oceniani w Kościele za naszą dyspozycyjność. Chociaż z humorem lubimy żartować, że jesteśmy specjalistami w utrudnianiu misji, prosta prawda jest taka, że oblaci pracują z wielką gorliwością w wielu najtrudniejszych obszarach świata.

Zobacz: [Po co oblaci? Kowboje czy misjonarze...]

Ojciec Święty Franciszek z uczestnikami 36. Kapituły Generalnej oblatów w Rzymie (07.10.2016)

Zobacz: [Watykan - papież Franciszek do oblatów]

Wraz z naszą reputacją pracy z ubogimi i najbardziej opuszczonymi, fakt, że jesteśmy wezwani do ścisłej współpracy z Kongregacją ds. Ewangelizacji Narodów, jest wielkim znakiem uznania naszej rodziny zakonnej, jako zgromadzenia misyjnego w Kościele. Kongregacja ta, dawniej zwana Propaganda Fide, została założona przez papieża Grzegorza XV w 1622 roku i ma na celu „…kierowanie i koordynowanie na całym świecie bieżących wysiłków w zakresie głoszenia Ewangelii, a także współpracy misyjnej…”

Spotkanie papieża Franciszka z Superiorem Generalnym po mianowaniu o. Louisa Lougena OMI członkiem Kongregacji Ewangelizacji Narodów i Krzewienia Wiary

Obecnie Kongregacji Ewangelizacji Narodów i Krzewienia Wiary składa się z 35. kardynałów, 5. arcybiskupów, 2. biskupów, 4. dyrektorów Krajowych Papieskich Dzieł Misyjnych i trzech przełożonych generalnych. Wśród tych ostatnich są: jezuita - ks. Arturo Sosa, franciszkanin - o. Michael Perry oraz Superior Generalny naszego Zgromadzenia - o. Louis Lougen OMI.

Pośród obowiązków, jakie spoczywają na generale oblatów, znajdują się: uczestnictwo w zgromadzeniach plenarnych Kongregacji oraz dyspozycyjność wobec Kardynała Prefekta i Sekretarza Kongregacji w sprawach związanych z misją ewangelizacyjną, rozwojem i strukturą Kościoła na tych obszarach, w których posługują misjonarze oblaci. Do takich wyjątkowych misji należy chociażby nasza obecność w Turkmenistanie. Placówka należy do Polskiej Prowincji, ale podlega bezpośrednio Stolicy Apostolskiej.

Pomijając fakt, że obecny generał wchodzi w struktury kongregacji, w przeszłości dzieliliśmy się naszym personelem zakonnym dla bardziej ścisłej współpracy z Kościołem powszechnym. Były przełożony generalny Zgromadzenia - Marcelo Zago OMI, został przez św. Jana Pawła II mianowany sekretarzem Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów i Krzewienia Wiary. Po przyjęciu sakry biskupiej podniesiony do godności arcybiskupa. Mając oblackie doświadczenie pracy w Laosie, był wielce ceniony za gorliwość misyjną oraz wkład w dialog międzyreligijny. Jeszcze jako przełożony generalny oblatów był jednym ze współorganizatorów pierwszego Dnia Modlitwy o Pokój w Asyżu.

Abp Marcello Zago OMI (1932-2001)

Do dnia dzisiejszego w struktury działania Kongregacji zaangażowani są oblaci:

o. Ryszard Szmydki OMI - były Prowincjał Polskiej Prowincji oraz Asystent Generalny ds. Misji, pełni obecnie funkcję Podsekretarza Kongregacji Ewangelizacji Narodów. To czwarta osoba w strukturze watykańskiej kongregacji.

o. Tadeusz Nowak OMI - były przełożony Prowincji Wniebowzięcia NMP w Kanadzie, obecnie jest sekretarzem Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary.

o. Alphonse P. Rakotondravelo OMI - były rektor oblackiego scholastykatu (seminarium) na Madagaskarze, jest bibliotekarzem Papieskiej Biblioteki Misyjnej na Papieskim Uniwersytecie Urbaniana, który podlega bezpośrednio pod Kongregację ds. Ewangelizacji Narodów.

Od lewej: o. Tadeusz Nowak OMI, o. Ryszard Szmydki OMI oraz o. Alphonse P. Rakotondravelo OMI

Zobacz: [„Nie mam zbyt dużo czasu na marzenia” - wywiad z o. Tadeuszem Nowakiem OMI z Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary]

Bardzo często oblaci pracujący w lokalnych Kościołach misyjnych nie są do końca świadomi, jak wielkim szacunkiem cieszy się Zgromadzenie w Kościele powszechnym. Nie lubimy przechwalać się własnymi zasługami. Ale od czasu do czasu dobrze jest przypomnieć sobie o tym i podziękować Bogu za to, co oblaci Niepokalanej czynią dla Kościoła na całym świecie.

Duch dyspozycyjności, zakorzeniony w naszym ślubie posłuszeństwa i dziedzictwie św. Eugeniusza de Mazenoda, który wzywał nas, abyśmy byli gotowi poświęcić wszystko dla rozszerzania Królestwa Zbawiciela - sprawiają, że Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej wciąż są gotowi do podejmowania najtrudniejszych misji. Niezależnie od tego, czy pracują na peryferiach świata, czy w Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów w Rzymie, oblaci służą z wielkodusznością. Kościół na nas liczy!

(pg/za omiworld.org, omiusa.org)


13 kwietnia 2021

OGLĘDNIE SIĘ DO NIEGO ODNOSIŁEM – TO CIERPIENIE OFIARUJĘ PANU

Delikatną kwestią dla Eugeniusza de Mazenoda, superiora oblatów, są relacje z niektórymi oblatami, zwłaszcza z tymi o trudnym charakterze oraz wrażliwości. Zwierza się w swoim dzienniku:

Kto mógłby domyślić się drażliwości tego ojca?  Ciągle narzeka, że nie okazuje mu się względów. Gdy chodzi o mnie, to uroczyście zapewniam, że jestem daleki od traktowania go w ten sposób, zawsze bardzo go kochałem i bardzo często zbyt oględnie się do niego odnosiłem, aby uniknąć zranienia go. Przyznając słuszność jego talentom, moje ojcowskie serce chciało jeszcze czegoś, aby cenić jego dobre cechy

Eugeniusz szczerze się wypowiadając, widocznie zranił osobę, której chciał pomóc: pomimo zastrzeżeń, oględnie się do niego odnosiłem. Cierpienie z powodu oględności w wyniku czegoś, co należy powiedzieć lub skarcić, nie jest czymś nowym dla Eugeniusza ani dla każdego przełożonego. Mając świadomość boleści, Eugeniusz zawsze zwracał się do ukrzyżowanego Zbawiciela i zawsze polecał Mu swoje cierpienie.

To cierpienie wraz z wieloma innymi tego rodzaju ofiaruję Panu.

Dziennik, 19.01.1842, w: EO I, t. XXI.

Trudno, a czasem nawet aż boleśnie, jest żyć z osobami, które powinny zmienić swe nastawienie lub zachowanie. Eugeniusz uczy nas, aby je przeżywać w obecności krzyża, zwłaszcza w obliczu cierpienia lub odrzucenia.


Nominację kardynalską ogłosił mu oblat - wspomnienie o śp. kardynale Tumim z Kamerunu

W nocy z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę 2021 roku odszedł do Pana kard. Christian Wiyghan Tumi – pierwszy i jedyny kameruński duchowny podniesiony do godności kardynalskiej. Uroczystości pogrzebowe odbędą się w dniach 19-20 kwietnia br. Zmarły purpurat nazywany jest obrońcą pokoju, demokracji i walki o prawa człowieka. To postać niezwykła w historii całej Afryki.

Niestrudzony orędownik dialogu i zakończenia konfliktu w regionach północno-zachodnich i południowo-zachodnich, praw człowieka i walki z korupcją, kard. Tumi przyczynił się do demokratycznego rozwoju Kamerunu. Jego dziedzictwo jako obrońcy pokoju będzie rezonować przez pokolenia. Przekazujemy wyrazy współczucia rodzinie kardynała Tumiego, Kościołowi katolickiemu w Kamerunie i mieszkańcom Kamerunu – napisała w nocie kondolencyjnej ambasada Stanów Zjednoczonych.

Kard. Tumi i o. Stanisław Jankowicz OMI w Figuil (archiwum prywatne)

Chciał uczyć się od oblatów bycia duszpasterzem

Ojciec Stanisław Jankowicz OMI, wieloletni misjonarz w Kamerunie, podkreśla, ze kardynał Tumi był blisko związany z posługą oblatów i bardzo cenił misjonarski zapał synów św. Eugeniusza.

Kiedyś powiedział, że wreszcie pouczy się być pasterzem, duszpasterzem od oblatów – zdradza misjonarz.

W latach 1984-1991 Christian Tumi był arcybiskupem Garua, ojciec Jankowicz współpracował z nim przez sześć lat. Wspomina wielką wrażliwość późniejszego kardynała, który troszczył się o misjonarzy. Wydał zarządzenie, aby każdy poniedziałek był dniem odpoczynku – wtedy misjonarze mieli okazję odwiedzić współbraci, jeśli trzeba skorzystać z ich posługi kapłańskiej. Jego troska i poczucie braterstwa przejawiało się również w tym, że podczas odwiedzin w Garua – nikt nie mógł pominąć odwiedzin w jego rezydencji.

W poniedziałek zawsze stał lub siedział na werandzie, misjonarze przyjeżdżali na kawę, na obiad – wspomina ojciec Jankowicz – Niesamowity człowiek.

Niezmiernie ufał oblatom. Kiedy przełożony misji miał dokonywać zmian personalnych w placówkach, arcybiskup podkreślał, że ma pełne zaufanie do decyzji superiora. Podobnie wyglądały wizytacje kanoniczne, które przeprowadzał na terenie swojej diecezji. Unikał blichtru i urzędowości – starał się być blisko ludzi, a jednocześnie pokazywał jedność biskupa z kapłanami i misjonarzami, pracującymi na jego terenie.

W oblackiej Prokurze Misyjnej w Garoua w czasie kongresu Prowincji Kamerun-Czad w 1991 roku (archiwum prywatne)

Kiedy w 1991 roku został mianowany arcybiskupem Duala, w wypadku samochodowym zginął o. Henryk Dąbrowski OMI. Arcybiskup Tumi pokonał wtedy 1 700 km z Duala do Figuil, aby przewodniczyć uroczystościom pogrzebowym zmarłego oblata. Był także obecny na konsekracji biskupiej śp. o. Eugeniusza Jureczki OMI w Yokadouma i na pogrzebie abp. Yves-Joseph-Marii Plumey’a OMI.

Podczas uroczystości pogrzebowych śp. o. Henryka Dąbrowskiego OMI oraz sakry biskupiej o. Eugeniusza Jureczki OMI

Nominację kardynalską ogłosił mu oblat

Do niecodziennej sytuacji doszło w momencie nominacji kardynalskiej arcybiskupa Tumiego. Do godności tej podniósł go w 1988 roku papież św. Jan Paweł II. Okazało się później, że ta decyzja nie była wcześniej konsultowana z Tumim.

Podczas muzułmańskiego święta Id al-Adha (święto Tabaski upamiętniające ofiarę Abrahama) ojciec Stanisław Jankowicz OMI przebywał w Poli. Razem z przewodniczącym rady misyjnej składał właśnie wizytę u prefekta. W samo południe w radiu podano informację, że Christian Tumi został pierwszym kardynałem w historii Kamerunu. Tumi przebywał wtedy w sąsiedniej oblackiej misji w Finyolé. Ojciec Jankowicz postanowił udać się do nominata, aby złożyć mu gratulacje.

Przyjechaliśmy do Finyolé pod wieczór. Wchodzę i mówię: Eminencjo, księże kardynale, niech Duch Święty obdarza swoimi darami – wspomina misjonarz.

Arcybiskup wrócił właśnie ze stacji misyjnej, w której nawarstwiały się problemy. Spoglądając na polskiego oblata, odpowiedział:

Stanis, dzisiaj nie jest mi do śmiechu. Nie kpij sobie ze mnie!

On nie chciał uwierzyć – kontynuuje opowieść ojciec Jankowicz – Powiedziałem mu, że zaraz będzie godzina 20.00 i pierwsza wiadomość w radiu będzie z pewnością o nominacji kardynalskiej. I faktycznie tak było.

W trakcie oczekiwania na potwierdzenie informacji doszło między duchownymi do zakładu o dobrą butelkę wina. Po wysłuchaniu wiadomości radiowych, kardynał-nominat powiedział:

Nawet nie spytali mnie o zdanie.

Na prośbę Tumiego ojciec Jankowicz towarzyszył mu podczas uroczystości kreacji kardynalskiej w Rzymie.

Stanisław Jankowicz OMI z kardynałem Tumim i jego siostrzeńcami w Rzymie (archiwum prywatne)

Obrońca wolności i praw człowieka

Kiedy w 2016 roku wybuchł kryzys polityczno-społeczny w kraju, kardynał Tumi z całych sił zaangażował się w pracę na rzecz pojednania zwaśnionych stron. Kamerun podzielony jest na nieformalne strefy, wywodzące się z czasów kolonizacyjnych. Większość kraju posługuje się językiem francuskim, podczas gdy około 20% ludności używa języka angielskiego, pochodząc z terytoriów, zarządzanych wcześniej przez monarchię brytyjską. Konflikt pojawił się w momencie, gdy rząd obsadził stanowiska publiczne frankofonami w strefach, gdzie używa się języka angielskiego. Spowodowało to ogromną falę oburzenia.

Przez całe swoje życie kardynał Tumi stawał w obronie uciśnionych, działał na rzecz zwalczania ubóstwa. W liście kondolencyjnym Ojciec Święty Franciszek podkreślił, że zmarły purpurat poświęcał się „z odwagą w obronie demokracji i promowania praw”, stanowił źródło siły dla promowania pokoju i pojednania w swoim kraju.

Wizyta w oblackim klasztorze w Warszawie podczas Światowych Dni Młodzieży w Częstochowie (archiwum prywatne)

Ze względu na swoje niegasnące zaangażowanie w rozwiązywanie problemów społecznych, jeszcze po swoich 90. urodzinach Tumi wraz z dwunastoma innymi osobami został porwany w północno-zachodnim Kamerunie. Na szczęście wypuszczono go z niewoli, nie wyrządzając nikomu krzywdy.

Zapewne nie będzie przesadą porównanie, że tym, kim dla Polski był kardynał Wyszyński – tym dla Kamerunu był zmarły purpurat. Pierwszy prezydent Kamerunu, Ahmadou Babatoura Ahidjo, który był muzułmaninem, a jego rządy niekiedy przybierały formy represyjne, ogromnie liczył się ze zdaniem Tumiego, który zabierał głos w obronie ludności kraju. Podobnie czynił następca Ahidjo – obecny prezydent Kamerunu, Paul Barthélemy Biya, katolik, który w wielu kwestiach kierował się radami zmarłego purpurata.

Kiedy Tumi był biskupem w Yagua doszło do pewnego incydentu – wspomina ojciec Jankowicz – Były to czasy, gdy przy władzy byli muzułmanie. Wyrządzali wiele zła chrześcijanom. Pewnego razu muzułmanie zamknęli w więzieniu katechetę, który bronił chrześcijan. Kiedy dowiedział się o tym biskup Tumi, pojechał do prefektury, usiadł na schodach i nie zamierzał się stamtąd ruszyć, dopóki prefekt nie wypuści katechety. Nie pomagały zachęty odźwiernego, który podkreślał, że biskup jest zawsze mile widziany i może wejść do prefekta. W końcu wyszedł zażenowany urzędnik, któremu Tumi powiedział bez ogródek: „Ja się stąd nie ruszę, dzień i noc będę tu siedział, dopóki nie wypuścicie mojego katechety. On nic złego nie zrobił. Za to co robicie, to wy powinniście iść do wiezienia”. Reakcja prefekta była niemalże natychmiastowa, kazał katechetę wypuścić – konkluduje ojciec Stanisław.

(pg)


12 kwietnia 2021

BOŻA PRZESTRZEŃ I CZAS

Eugeniusz napisał do mistrza nowicjuszów:

Widzę wielki brak w nieposiadaniu Najświętszego Sakramentu w zasięgu ojca nowicjuszy. U stóp Jezusa Chrystusa szliby oni rozpalać się. Nie wystarczy iść czerpać z tego źródła podczas godzin wspólnych ćwiczeń, trzeba by było, żeby każdy mógł iść za porywem swego serca, często udawać się przed Zbawcę i tam rozma­wiać kilka chwil niejednokrotnie w milczeniu rozmyślania.

Nowicjusze nie mieli własnej kaplicy w domu, zatem Eugeniusz podsuwa pewną sugestię.

Wiem, że w aktualnej sytuacji są wielkie trudności, nawet przeszkody, by iść szukać Najświętszego Sakramentu tam, gdzie się znajduje. Proszę wierzyć, że jest ojciec pozbawiony potężnego środka, by sprawić, żeby w ojca nowicjacie panowała żarliwość. Proszę to uzupełnić przynajmniej przez osobną kaplicę Świętej Dziewicy, gdzie można by pójść się skupić. Niech ojciec nie boi się poświęcić pokoju w tym celu.

List do o. Josepha Vincensa, 03.12.1841, w: EO I, t. IX, nr 752.

Większość z nas nie ma kaplicy w zasięgu ręki, aby tam pójść i pomodlić się, ale każdy z nas może stworzyć sobie specjalną przestrzeń do modlitwy w pomieszczeniu, w którym mieszkamy. Ważne jest, aby mieć taką Bożą przestrzeń, w której mogę spędzić nieco czasu z Bogiem, aby trwać przed Panem i przez kilka chwil, w cichej medytacji, porozmawiać z Nim.


Dla Indian ateizm jest bezsensowny. Poznajcie ich niezwykłe modlitwy i symbole

Indianie ze swej natury są ludźmi wierzącymi.

Nigdy nie spotkałem Indianina, który by powiedział, że nie wierzy w Boga - wyjaśnia o. Wiesław Nazaruk OMI, wieloletni misjonarz wśród Indian w Kanadzie -  Życie bez Niego nie ma sensu i lepiej byłoby je sobie odebrać… Uważają, że wyjątkowo głupi i ślepy jest człowiek, który nie wierzy i mówi, że Boga nie ma.

Duchowo przygotowani na przyjście Mesjasza

Rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej jeszcze przed przybyciem chrześcijaństwa byli mocno rozwinięci duchowo. Misjonarz wskazuje, że ich wiara była doskonale ukształtowana, aby przyjąć Nowy Testament. Odczytywali obecność Boga przede wszystkim z natury.

Uznają, że Bóg jest wszędzie, daje życie, że całe stworzenie od Niego pochodzi. Bóg jest pełen miłości, miłosierdzia, opiekuje się nami, widzi, słyszy, bada nas, a my jesteśmy w Jego rękach. Wierzą, że życie tu się nie kończy, że jest pewną próbą na spotkanie z Bogiem, że istnieje cierpienie, Bóg to widzi, ale wszystko ma sens. Od Boga przychodzimy i do Boga wracamy. Bardzo mocno zakorzenione w ich kulturze jest to, co my nazywamy obcowaniem świętych. Zmarli są wśród nich, pomagają, ale nie w znaczeniu reinkarnacji, jak w Azji. Duchy zmarłych opiekują się dziećmi, które otacza się niemal kultem. Dzieci się nie wychowuje, nie karci, rosną niejako na wolności, bo każde dziecko ma swojego opiekuna – dziadka, pradziadka, tak jak my mamy swojego Anioła Stróża. I byłoby niegrzecznie zwracać dziecku uwagę wobec dziadka, który się nim opiekuje. Mają do dzieci wielką cierpliwość, dają im czas na to, żeby mogły same zacząć używać rozumu. Biały człowiek potrzebuje dużo słów, indiańskie dzieci uczą się przez obserwację, zwykle babka uczy wnuczkę, dziadek – wnuka.

(zdj. M. Adamczuk OMI)

Dla Indian ateizm jest bezsensowny

Bardzo ciekawy z punktu widzenia religiologii jest opis stworzenia świata. Według wierzeń plemion Dakota (Siuksowie), ale także i Komanczów - świat powstał, gdy wielki duch Manitou wziął do ręki garść pyłu i rzucił w nicość. Z tej garści pyłu zawieszonej w próżni, powstała Ziemia. Dla Indian znika tutaj probabilistyka - skoro Ziemia się uformowała, nie mogło to być dziełem przypadku. Za każdym zdarzeniem musi stać przyczyna - takie wnioskowanie przypomina słynny średniowieczny traktat bł. Jana Dunsa Szkota "De Primo Principio" ("Traktat o Pierwszej Zasadzie"). Indianie mówią dalej, jeśli zdarzeniem jest stworzenie materialnego świata, to za tym faktem musi stać istota niematerialna. Nazwali ją wielkim duchem Manitou. Z jego istnienia z kolei wynika przeświadczenie o istnieniu krainy wiecznych łowów.

Manitou stworzył życie po to by miało sens - tłumaczy wierzenia Indian ojciec Nazaruk - A bez krainy wiecznych łowów tego sensu nie ma.

To jedna z przesłanek dlaczego ateizm jest bezsensowny. Człowiek, który nie wierzy w życie po śmierci - jego życie doczesne nie ma sensu. Logika nakazuje im, że taka osoba powinna wręcz odebrać sobie życie. Drugą przesłanką dla bezsensowności ateizmu jest znany nam dobrze zakład Pascala, który funkcjonował na podobnych założeniach w wierzeniach rdzennej ludności Ameryki Północnej. Dlatego też, jak sami mawiają: "To musi być wyjątkowo głupi człowiek (tylko biały), aby odważyć się powiedzieć w swojej głupocie, że nie wierzy w Boga!"

Modlitwa Indianina

Streszczeniem duchowości Indian i ich kultury jest słynna wśród nich modlitwa, którą  zwykł odmawiać wódz Dan George z plemienia Salish w okolicach Vancouver w Kanadzie. Wiele tradycyjnych modlitw i symboli w sposób naturalny przeszło do praktykowania wiary katolickiej.

W kilku kościołach, gdzie pracowałem, zawieszałem tę modlitwę w formie banera na ścianie wewnątrz świątyni - dopowiada o. Wiesław Nazaruk OMI

O, Wielki Duchu - Stwórco Boże,

Którego głos słyszę na wietrze, którego tchnienie daje życie światu

Wysłuchaj mnie.

Oto przychodzę do Ciebie jako jedno z wielu Twoich dzieci.

Ty wiesz, Panie, że jestem mały i bardzo słaby.

Daj mi, proszę, Twoją moc i Twoją mądrość.

Niech kroki moje zawsze podążają Twoimi drogami.

Niech oczy moje dostrzegają Ciebie w czerwieni zachodzącego słońca.

Niech ręce moje szanują wszystko, co Ty stworzyłeś.

Niechaj uszy moje będą czułe na dźwięk Twego głosu.

Uczyń mnie bycia mądrym, abym mógł poznać to, czego Ty od wieków uczyłeś wszystkie swoje dzieci

– te lekcje prawdy, które dla nas ukryłeś w każdym liściu drżącym na wietrze i w każdym kamyku.

O, Wielki Duchu,  Stwórco,

Uczyń mnie silnym, ale nie po to, abym wywyższał się ponad innych ludzi,

lecz - abym był zdolny do walki z moim największym wrogiem - z samym sobą.

Spraw, bym był zawsze gotów stanąć przed Tobą z podniesionym czołem

tak, że gdy życie moje przeminie, jak mijają kolory zachodzącego słońca,

by moja dusza stanęła przed Tobą bez wstydu.

Modlitwa na cztery strony świata

Wśród Indian nawet spotkanie o charakterze politycznym zaczyna się i kończy modlitwą. Tekst tej prośby to bardzo popularna forma modlitwy wśród różnych plemion. Jest odmawiana przez wierzących, jak również na spotkaniach o charakterze niekonfesyjnym. Bardzo często podczas modlitwy używany jest tradycyjny krzyż z czterema kolorami wpisanymi w okrąg: żółtym, czerwonym, czarnym i białym.

Krzyż indiański na ambonie w jednym z misyjnych kościołów

 

Stajemy zwróceni na Wschód (kolor żółty)

O Wielki Duchu, Boże Stwórco wszystkiego co istnieje,

Który zawsze byłeś i jesteś z nami.

Oto teraz stajemy przed Tobą – który jesteś dawcą życia.

Niechaj wschodzące słońce przypomina nam o Tobie.

Ty prowadzisz nas przez dzień, który nam dajesz.

Wysłuchaj nas, gdy wołamy do Ciebie.

O wilka mocy ze Wschodu - bądź nam miłosierny.

Pomóż nam, Twoim dzieciom, gdy kroczymy drogą Twego światła.

Pomóż nam tak iść drogą Twego życia, aby nasze życie podobało się Tobie.

Stajemy zwróceni na Południe (kolor czerwony)

Dobry Boże, nasz Stwórco.

Ty posyłasz nam łagodny wiatr i ciepły deszcz od strony, w którą jesteśmy teraz zwróceni.

Uczyń łagodnym nasz charakter i złagodź problemy naszego życia.

Ochładzaj je powiewem swego Ducha.

Spraw, by nasze serca były napełnione dobrocią, a mowa nasza delikatnością.

Teraz, gdy skierowani jesteśmy w stronę Południa,

Ty przypominasz nam o naszych przyjaciołach i rodzinie,

O tych ludziach, którzy czynią nasze życie szczęśliwym.

I przypominasz nam o sobie, który jesteś naszym największym przyjacielem,

Naszą mocą i źródłem wszystkiego, co żyje.

Stajemy zwróceni na Zachód (kolor czarny)

Stwórco i Panie zachodzącego słońca.

Do Ciebie ślemy nasze wołanie,

Podziwiając Twoje piękno, ukryte w kolorach kończącego się dnia.

Dziękujemy za dzień, który pozwoliłeś nam przeżyć

Od chwili, gdy słońce rozpoczęło swoją podróż na Wschodzie,

Aby podążając przez Południe, dotrzeć do Zachodu,

Gdzie teraz opada, schodząc z pola naszego widzenia.

O Wielki Duchu, nasz Stwórco,

Wołamy do Ciebie,

Prosząc, aby podróż naszego życia

Przebiegała w harmonii i rytmie zachodzącego słońca.

Stajemy zwróceni na Północ (kolor biały)

Wielki Boże, nasz Stworzycielu,

Oto nasze oczy zwrócone są w Twoją stronę,

Gdy przemawiasz do nas z kierunku Północy.

Ty jesteś Mocą, która daje nam siłę pokonać największe przeciwności naszego życia,

Oraz wiatry, burze i śnieżne zawieje, które cierpieniem kładą się na nasz los.

Ty jesteś siłą pokonującą te wszystkie elementy.

Obdarz nas mocą i odwagą, abyśmy bez lęku podążali na przekór burzom naszego życia

I szli pewnym krokiem wraz z Tobą,

Abyśmy nigdy nie ustali w drodze.

 

Zobacz: [W. Nazaruk OMI: "Chcemy tylko, żebyś nas pokochał". Świadectwo pracy misyjnej wśród Indian w Kanadzie Północnej]

Znaczenie krzyża wpisanego w okrąg

To przede wszystkim potrójny krąg: Boga, życia i wspólnoty (rodziny).

Kolor biały – w kulturze Indian symbolizuje Ducha Bożego (biały orzeł - znak Wielkiego Ducha), który przynosi uzdrowienie i mądrość, dobro, miłość i przebaczenie.

Orzeł – symbol Ducha Bożego. Jego oczy i głowa wyrażają moc, jakiej potrzebują ludzie, aby zachować stałość ducha w osiąganiu celu życia, którym kieruje wiara (świętość). Jego jasne oczy wyrażają czystość i jasność nauki Kościoła. Orzeł jest znakiem „nowego życia, nowej nadziei i nowego wezwania (powołania)” dla nas jako dzieci Bożych. Skrzydła orła, które przekraczają okrąg wyrażają wielki dar wolności, jakim Bóg-Stwórca obdarzył nas i całe swoje stworzenie.

Trzy Płomienie spływające z nieba to symbol Trójcy, ognia Bożego i mocy Bożej miłości. Kolor czerwony jest także znakiem miłości Chrystusa do ludzi. To równocześnie kolor naszych ran - z przeszłości i tych obecnych.

Żółte (złote) szpony orła:  Moc Ducha Świętego

Kolor niebieski - symbolizuje uzdrawiającą moc Bożej miłości.

Logo parafii w Wabasca-Desmarais

Kolory na okręgu – wyrażają rasy ludzi, czyli całą ludzkość, kierunki świata oraz pory roku, stany rozwoju i ducha człowieka. Biały kolor symbolizuje rasę białą, ale także Północ jako kierunek, zimę jako porę roku, oraz stan ducha człowieka po śmierci. Żółty symbolizuje rasę żółtą, Wschód, wiosnę i dziecko. Czerwony to Indianie, Południe, lato, wiek dorosły oraz miłość w rodzinie. Czarny: ludzie ciemnej karnacji, Zachód jako kierunek świata, jesień, starość człowieka.

Są jeszcze kolory umieszczane na kręgu. Zielony to ziemia i wszystko co na niej rośnie; niebieski: niebo i wszystko co jest nadprzyrodzone, moc mądrości Bożej.

Krzyż – znak naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa, który żyje w nas. Krzyż jako znak pokoju.

Duży okrąg, który wszystko otacza, ma potrójne znaczenie: znak Boga Stwórcy, krąg życia i krąg miłości (wszyscy ludzie są zaproszeni do wspólnoty – kręgu miłości i rodziny).

 

(pg/ tłumaczenie modlitw W. Nazaruk OMI)


Gorzów Wielkopolski: Pogrzeb 45. dzieci utraconych

W sobotę 10 kwietnia na gorzowskim cmentarzu odbyły się uroczystości pogrzebowe 45. dzieci utraconych. Mszy świętej i obrzędom pochówku przewodniczył o. Tadeusz Kal OMI – proboszcz parafii pw. św. Józefa na gorzowskim Zawarciu. W modlitwie uczestniczyły rodziny zmarłych dzieci. Duszpasterz zaprosił zebranych do uczestnictwa w comiesięcznych spotkaniach, które odbywają się w oblackiej parafii każdego 25. dnia miesiąca.

Każdemu dziecku utraconemu, bez względu na czas trwania ciąży czy chrzest, przysługuje prawo do katolickiego pogrzebu.

(pg)


Niespokojne jest serce Boga, dopóki nie spocznie w człowieku

Miłosierdzie Boga… Czym właściwie jest? Chyba większość z nas kojarzy je z jednym momentem w naszym życiu. Kiedy popełnimy grzechy i idziemy do spowiedzi. Wtedy mówimy, że Bóg okazał nam swoje miłosierdzie. Ale nie do końca jest to prawda…

Kilka uściśleń

Ojciec Święty Franciszek w fenomenalnej książce, wywiadzie-rzece: „Miłosierdzie to imię Boga” mówi, że od odpuszczania naszych grzechów wcale nie jest Boże Miłosierdzie… Od odpuszczania naszych win jest Boże przebaczenie. To nie czysta i wyrachowana semantyka. Miłosierdzie Boga to coś znacznie głębszego, to Jego imię, to sposób w jaki patrzy na człowieka…

Kiedyś Pan Jezus miał pojawić się św. Faustynie, która właśnie robiła na drutach. Apostołka Miłosierdzia Bożego miała wtedy popatrzeć na Jezusa i z iskrą w oku powiedzieć:

„Panie Jezu, jedno oczko, jedna dusza do nieba… Jedno oczko, jedna dusza do nieba…” Jezus miał wtedy spojrzeć na nią poważnie i zapytać: „Faustyno, czy ty nie przesadzasz?”, a po chwili rozchmurzyć się i dodać: „Odkryłaś największą tajemnicę mojego serca”.

To nie jest tak, że dopiero w przyjściu Jezusa Bóg okazał się miłosierny, też nie jest prawdą, że wraz z „Dzienniczkiem” siostry Faustyny Kościół odkrył, wcześniej nieodkrytą, prawdę o Bożym Miłosierdziu. Święta ta tylko i aż przypomniała tę prawdę, która, jak się okazuje, jest fundamentalna dla Objawienia. Cały Bóg jest miłosierny – Ojciec jest miłosierny, Syn jest miłosierny i Duch jest miłosierny. Cała Biblia, od pierwszych słów księgi rodzaju aż po Apokalipsę św. Jana, utkana jest Bożym Miłosierdziem. Spójrzmy zatem na Pierwsze Przymierze.

Hesed

Stary Testament, mówiąc o Miłosierdziu Boga, charakteryzuje je najczęściej dwoma terminami hebrajskimi: hesed i rachamim.

Czym jest „hesed”. To rodzaj miłości małżeńskiej, ale takiej, w której jedna ze stron notorycznie zdradza współmałżonka, zadaje jej ból, czyni to niemal z premedytacją. Osoba zdradzana pozostaje jednak niewzruszenie wierna. Dlatego w księdze proroka Ozeasza, Bóg mówi:

„Pokochaj jeszcze raz kobietę,

która innego kocha, łamiąc wiarę małżeńską”.

Tak miłuje Pan synów Izraela,

choć się do bogów obcych zwracają (Oz 3,1)

Hesed Boga. Często mówimy o miłości do Boga, a przecież, gdy się kogoś kocha, nie ogranicza się tylko do obowiązków, które niechętnie spełniamy. Tutaj też mocno zderzamy się z tłumaczeniem: „Ja nie mam żadnych grzechów – nikogo nie zabiłem, nie okradłem”. W relacji z Bogiem nie chodzi bowiem tylko o grzech. Czy kiedykolwiek spytałeś się Go na modlitwie: „Co ja dziś mogę zrobić dla Ciebie, tak po prostu – dla Ciebie, żeby uradować Twoje serce?” Jakże często ranimy Jego miłość, kiedy brakuje nam czasu choćby na krótką z Nim rozmowę… Kiedy tak trudno nam przepościć jeden dzień w tygodniu, jako wyraz naszej wdzięczności, że On oddał za nas to, co miał najcenniejszego – swoje życie… Kiedy nie idziemy na Mszę św., bo nam się zwyczajnie nie chce, albo udajemy się na to spotkanie jak niewolnicy, którzy przychodzą niemalże spłacić godzinny haracz z całego tygodnia swojego życia. Jakże to musi ranić Jego serce…

On pozostaje niewzruszenie wierny swojej miłości do nas – hesed.

Rachamim

Jeszcze bardziej ciekawym terminem jest słowo „rachamim”, które pochodzi od terminu, określającego łono kobiety. Miejsce, gdzie każdy z nas czuł się bezpieczny pod sercem matki i bezwarunkowo kochany. Dziecko nie jest w stanie wtedy zaskarbiać sobie miłości matki, jest kochane przez sam fakt swego istnienia. Na miłość Boga nie można zasłużyć – ona jest pierwsza oraz bezwarunkowa.

(pixabay)

Ale „rachamim” oznacza także specyficzny ból każdej matki, która widząc cierpienie swojego dziecka, jego złe decyzje – które z pewnością nie przyniosą mu szczęścia – wtedy matka doświadcza bólu na kształt ognia, który zaczyna ją wewnętrznie palić. Rozpala ją tęsknotą i pragnieniem ratowania swojego dziecka.

Spójrzmy na księgę Rodzaju. Bóg patrzy na plecy pierwszych rodziców, którzy odchodzą po zerwaniu owocu z drzewa poznania – a w zasadzie decydowania o tym, co jest dobre, a co złe, bowiem taki jest sens hebrajskich słów w tym fragmencie Biblii. Bóg wiedział, że ten wybór nie przyniesie im dobra, że ich tylko pokaleczy. Nie mógł im tego zabronić, bo stałby się tyranem, a nie ojcem. Stał i patrzył na plecy naszych pierwszych rodziców, którzy odchodzili, a Jego wnętrze rozpalało się tęsknotą za człowiekiem. To bardzo mocny i sugestywny obraz.

Popatrzmy, co dzieje się dalej… Posyła proroków, zawiera kolejne przymierza, ufając, że się opamiętamy, że do Niego wrócimy. Wierzył, że doświadczenie poranienia grzechem będzie dla nas tak dramatyczne i bolesne, że zaczniemy znów dobro i zło wartościować tak, jak On. Dla naszego bezpieczeństwa. Ale my jak zwykle tę wyciągniętą dłoń Boga odtrącaliśmy.

„Adamie, gdzie jesteś?”

W końcu, w swojej niesamowitej tęsknocie za człowiekiem, oddał życie swojego jedynego Syna.

Oddać życie jedynego dziecka: córki, syna – za życie sąsiada, który zionie nienawiścią, który czyha na życie, rzuca kłody pod nogi. Nikt z ludzi tego by nie zrobił. Dlatego Jego Miłosierdzie jest dla nas nielogiczne, wymyka się spod naszej ludzkiej rachuby.

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony (J 3,16-17)

Bóg kocha ten świat, Bóg kocha człowieka. Te słowa, które są sercem Dobrej Nowiny, to oścień dla tych, którzy chcieliby, by On wszystko zniszczył. Nie.

Joshua Abraham Heschel, jeden z moich ulubionych autorów, postawił tezę, że najważniejsze pytanie, które spina klamrą całą Biblię, padło już na jej początku… „Adamie, gdzie jesteś?” I taki jest Jezus… zawsze idzie, szukać tego, co zaginęło… idzie aż po krzyż, a nawet dalej, stępując do piekieł, by wyciągnąć z Szeolu Adama – jak pisze pięknie nieznany autor w homilii na Wielką Sobotę (brewiarzowa Godzina Czytań). Przekracza też granicę śmierci, Zmartwychwstając.

(skan obrazka prymicyjnego autora)

Chrystus, który stał się „pięknym banitą”, który udaje się na każde peryferie życia człowieka – idzie do prostytutek, trędowatych, celników, grzeszników… Aby ich ratować… Aby ratować nas…

Jakże cię mogę porzucić (…),

i jak opuścić ciebie (…)?

Moje serce na to się wzdryga

i rozpalają się moje wnętrzności (Oz 11,8b)

To właśnie „rachamim”.

Co ciekawe, kiedy weźmiemy do rąk Dobrą Nowinę, spisaną według św. Łukasza – która słusznie nazywana jest Ewangelią Bożego Miłosierdzia, praktycznie w każdym miejscu, gdzie w języku polskim znajduje się sformułowanie: Jezus wzruszył się, ulitował się – w języku greckim pojawia się termin „splagidzomai”. To bardzo plastyczny zwrot, który tłumaczy się: poruszyły się Jego wnętrzności aż do jelit. Jest to niejako odpowiednik hebrajskiego „rachamim”.

Niespokojne jest serce Boga…

Wszyscy znamy słynne stwierdzenie św. Augustyna, który mówi: „Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu”. Każdy z nas ma podobne doświadczenie, mniejsze, czy większe. Patrząc na Miłosierdzie Boga, chciałbym na koniec odwrócić optykę powyższej prawdy: Niespokojne jest też serce Boga, dopóki nie spocznie w człowieku. Wielu świętych usłyszało od Jezusa, że Zbawiciel lubi przebywać, a nawet odpoczywać w ich sercu. Święto Bożego Miłosierdzia jest szansą odpowiedzi na wielką tęsknotę Boga za sercem człowieka.


Paweł Gomulak OMI – misjonarz ludowy (rekolekcjonista), ustanowiony Misjonarzem Miłosierdzia przez papieża Franciszka. Studiował teologię biblijną na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego. Koordynator Medialny Polskiej Prowincji, odpowiedzialny za kontakt z mediami i obecność oblatów w mass-mediach. Pasjonat Słowa Bożego, w przepowiadaniu lubi sięgać do Pisma Świętego i tradycji biblijnej. Należy do domu zakonnego w Lublińcu na Śląsku.