5 lutego - MUSIELIBYŚCIE ZOBACZYĆ ZAINTERESOWANIE, Z JAKIM PAPIEŻ SŁUCHAŁ O DOBRU DOKONANYM PRZEZ NASZYCH MISJONARZY

Eugeniusz opisał treść swej rozmowy z papieżem Leonem XII:

Z szacunkiem wręczyłem mu list mego stryja, który położył przed sobą na biurku. Potem rozpoczął naszą rozmo­wę, która dotyczyła wielu tematów i trwała prawie trzy kwadranse.
Przedstawiłem główny powód mojej podróży, ale w to opowiadanie we­szło wiele wątków, nawet cuda błogosławionego Alfonsa Marii Liguoriego...
Trzeba było widzieć, z jakim zainteresowaniem słuchał bardzo zwię­złego opowiadania, które mu przedstawiałem na temat dobra, jakiego dokonywali nasi misjonarze. Uważałem, aby nie zapomnieć powiedzieć mu o tym, co mi ojciec niedawno napisał: „W tej chwili dwaj najmłodsi misjonarze Stowarzyszenia dokonują cudów itd. Jeden z nich [H. Guibert – przypis wydawcy], Ojcze Świę­ty, nie ma jeszcze odpowiedniego wieku do kapłaństwa. Został wyświę­cony w sierpniu dzięki szesnastomiesięcznej dyspensie, jakiej Wasza Świą­tobliwość nam udzielił. A jednak dobry Bóg posłużył się nimi, aby nawrócić protestantów itd.

Oczywiście entuznajzm Eugeniusza był wymowny i udzielał się innym, co można zauważyć po reakcji papieża:

Mój drogi przyjacielu, wzruszyłby się ojciec, widząc jak w czasie, gdy to mówiłem, ten święty papież wznosił oczy ku niebu, a następnie składał ręce, skłaniał na nie głowę i dziękował Bogu z całego serca.

List do Henryka Tempier, 22.12.1825, w: EO I, t. VI, nr 213.

Ludzie dokonują prawdziwych cudów, ponieważ wykorzystują odwage i inteligencję dana im przez Boga. Jean Anouilh


31 stycznia - W PAPIESKIEJ POCZEKALNI

Gdy tylko rozpoczęła się audiencja, wchodzą kolejno ci, którzy w tym dniu mieli pracować z papieżem. Nie wchodzą kardynałowie ani ambasadorzy, lecz je­den po drugim ci, których przez szambelana wzywa Ojciec Święty. Uprze­dzono mnie, że trzeba się uzbroić w cierpliwość, ponieważ spraw, które mu się referuje, jest czasem tak dużo, że to trwa bez końca.

W owym dniu miałem dużo odwagi, choć byłem na czczo, i duża tor­ba fioletowa Msgr. sekretarza, który miał wejść pierwszy, nie mogła mnie przerazić; nie uląkłem się też tak samo wypełnioną torbą kardynała Packi, prefekta Kongregacji do spraw Biskupów i Zakonników. Niestety! myśla­łem, że pewnego dnia może z kolei i my całkowicie znajdziemy się w tej torbie. Każdy z nich spędził z papieżem godzinę. Biskup jałmużnik, to znaczy dystrybutor jałmużny papieskiej i ojciec mistrz świętego Pałacu mieli również audiencję wyznaczoną na ten dzień. Oni nie byli długo. Kto będzie wezwany po nich? Można było się założyć, że będzie nim generał dominikanów którego brzuch burczał z głodu. Wcale nie. Byłem nim ja.

List do Henryka Tempier, 22.12.1825, w: EO I, t. VI, nr 213.

W swoim dzienniku Eugeniusz opisał tę scenę:

Audiencje były wyznaczone dziennie, dowiaduję się od tych, którzy muszą pracować z papieżem. Aby wszyscy o tym wiedzieli, jest wydrukowana lista, wywieszona w poczekalni w najbliższym sąsiedztwie biura papieża. To w tej sali przebywałem, jako wikariusz generalny, który we Włoszech jest pewnego rodzaju prałatem; przyznaje się nam tytuł monsnignore. Czekając na tych, którzy pracowali z papieżem... zapoznałem się z arcybiskupem Sieny, który wziął mnie za Francuza z racji mego ubioru, zbliżył się, aby nieco porozmawiać o Francji, gdzie był wyganany za czasów Napoleona. Nie przestawał chwalić przyjęcia, jakiego zaznał oraz wszystkich oznak grzeczności, jakie mu okazano. Również kardynał Pacca rozmawiał ze mną poprosił mnie, abym do niego powrócił. ...

Wszedłem jako pierwszy z tych, którzy nie mieli wyznaczonej audiencji, co nieco zdziwiło przewielebnego ojca generała dominikanów, który z pewnością utrzymywał, że pójdzie przede mną, ale Ojciec Świety wezwał mnie pierwszego, jestem posłuszny, choć nie dając się prosić.

Dziennik rzymski, 20.12.1825, w:EO I, t. XVII.

Kiedy ufacie Bogu, jesteście w stanie być cierpliwsi... Cierpliwośc nie polega jedynie na czekaniu na coś... to raczej jak się czeka lub wasza postawa oczekiwania. Joyce Meyer


30 stycznia - WATYKAŃSKA BIUROKRACJA

Pewnego rana powziąłem więc decyzję. Było to 20, w wigilię świętego Tomasza. Pożyczywszy od kardynała dziekana pojazdu, przyjechałem w galo­wym stroju do Watykanu. Pierwszą osobą, którą spotykam w apartamentach papieskich, jest pewien prałat, z tych, których tutaj nazywa się de mantellone, to znaczy niższego rzędu, ale który nieustannie przebywa u papieża i który służy mu jako osobisty sekretarz. Ten zacny człowiek, nieco z zawo­du gburowaty, radzi mi, abym zawrócił z drogi, ponieważ w tym dniu nie mógłbym się widzieć z Jego Świątobliwością i mówi mi, że nie mogłem wy­brać gorszego dnia, że odbędzie się ostatnia w tym roku audiencja, że tłum­nie przyjdą kardynałowie, ministrowie i ja wiem, kto jeszcze? A zatem, że trzeba odłożyć moją wizytę na pierwsze dni w nowym roku. Trochę mu się przypochlebiłem i ugodowo powiedział mi, żebym przyszedł w drugi dzień Bożego Narodzenia, później — w wigilię i wreszcie nazajutrz tego dnia, w którym się znajdowaliśmy. To wszystko mi nie pasowało. Zrozumiałem potem, że sądząc, iż chciałem wejść do papieża dzięki jego pośrednictwu, nie widział możliwości wprowadzenia mnie w owym dniu. Mylił się. W ogóle nie zamierzałem wchodzić tylnymi drzwiami. W czasie, gdy ten drogi człowiek zniknął, nadchodzi Msgr Barberini, do którego zwracam się, przedstawiając mu swoją sytuację i trochę mu wyrzucając, że przez swoje zapomnienie sprawił mi kłopot. Nieco zakłopotany łagodną wymówką, któ­rą uznawał za słuszną, poprosił mnie, abym wszedł do salonu i jako prałat albo szlachcic wszedłem bez ceremonii aż do apartamentu, który znajduje się przed gabinetem papieskim, gdzie kardynałowie, biskupi i inni prałaci oraz ministrowie czekają na swoją kolejkę, aby wejść do Ojca Świętego.

List do Henryka Tempier, 25.12.1825, w: EO I, t. VI, nr 213.

W swoim osobistym dzienniku Eugeniusz był surrowszy w swoim sądzie wobec prałata Barberini, który obiecał mu, że zajmnie się audiencją dla niego, ale o tym zapomniał:

Jednak prałat, prefekt domu, nie zadał sobie trudności, aby mnie o tym powiadomić, jak to zostało ustalone z biskupem d’Isoard. Kiedy widzę tego dobrego prefekta, prałata Barberini, nie jestem zaskoczony jego obojetnością. To nic nie warta osoba, więcej nie mam prawa o nim pomysleć, co nie przeszkadza, aby był dobrym kapłanem. Spostrzegłszy, że o mnie zapominano i nie mogąc dłużej zwlekać z udaniem się do Jego Świątobliwości nie zasługując zarzuty, powiedziałem mu szczerze, że przyszedłem bez innego powiadomienia, że prosiłem tego prałata, aby zechciał uprzedzić Ojca Świętego, i że byłem w jego przedpokoju od chwili gdy przechodzili ministrowie.

Dziennik rzymski, 16.12.1825, w:EO I, t. XVII.

Lud Bożey pragnie pasterze a nie kaplanów, którzy postepują jak biurokraci lub rządowi funkcjonariusze. Papież Franciszek


29 stycznia - JESTEM UZBROJONY WE WSZELKIE DOCZESNE I NADPRZYRODZONE ŚRODKI

Nadchodził czas spotkania Eugeniusza z papieżem, aby go prosić o formalne zatwierdzenie oblatów. Był zaniepokojony, ponieważ wprowadzono ogólną zasadę, w oparciu o którą papież nie udziela aprobaty nowym zgromadzeniom, ale jedynie błogosławieństwa i wsparcia dla dobrego dzieła, jakiego się podjęło. To nie było to, czego pragnął Eugeniusz.

Natychmiast po mszy poszedłem do Watykanu, aby spotkać Jego Eminencję, kardynała sekretarza stanu. Nasza rozmowa tym razem odbywała się po włosku. Był uprzejmy powiadomić Ojac Świętego o pragnieniu, które miałem, aby ucałować jego stopy i uzyskać audiencję u niego. Jego Świątobliwość zechciał udzielić mi tej łaski. Kardynał udzielił mi kilku wskazówek, jak muszę postępować. Gdy będę gotowy, o sam mnie przdstawi, jeśli to sprawi mi przyjemność.

Dziennik rzymski, 16.12.1825, w:EO I, t. XVII.

Teraz nie mogę już zwlekać, tym bardziej, że gdy Msgr Mazio prosił go o audiencję dla mnie, z dobrocią powiedział temu prałatowi: „Ależ czekam na niego. Kardynał sekretarz stanu już mnie uprzedził”. Gdyby ojciec wiedział, z jakim przejęciem patrzę na zbliżającą się chwilę przedstawienia mu głównego powodu mojej podróży!
... Stało się tak, że postarałem się o wszelkie naturalne i nadprzyrodzone środki, modląc się, prosząc o modlitwę, składając najświętszą ofiarę i wzy­wając wszystkich świętych z największą żarliwością, na jaką było mnie stać. Teraz dobry Bóg pokieruje sercem swego wikariusza. Przy przedsta­wianiu swojej prośby nie zaniedbam niczego, co może wywrzeć większe wrażenie w jego umyśle. Spisałem główne punkty, które złożę w jego ręce. Ale jeżeli jest ogólny sposób postępowania, który mógłby być nam prze­ciwstawiony, będziemy musieli się z tym pogodzić i uznać się za szczęśli­wych, że mamy to, co już posiadamy.

List do Henryka Tempier, 18.12.1825, w: EO I, t. VI, nr 212.

W każdym czasie Jemu ufaj, narodzie! Przed Nim serca wasze wylejcie:
Bóg jest dla nas ucieczką!
Ps 62, 9


28 stycznia - SPOGLĄDAŁEM NA PAPIEŻA OCZAMI ŻYWEJ WIARY

Eugeniusz poszedł do bazyliki, aby uczestniczyć w beatyfikacji pewnego kapucyna, wyrażając w ten sposób swój podziw dlatego głosiciela misji. Pod koniec celebracji po raz pierwszy zobaczył papieża Leona XII.

Powinienem iść spać, bo jest północ. Muszę jednak ojcu powiedzieć, że dziś rano spóźniłem się z pocztą, ponieważ miałem napisany tylko kawałek listu w chwili, gdy trzeba było iść do Świętego Piotra, gdzie chciałem być na beatyfikacji błogosławionego Angela d’Acri, misjonarza kapucyna. To jeszcze jeden błogosławionych z tych misjonarzy. Wszyscy oni mają ten sam sposób i w dziesięciu lub dwunastu dniach potrafią przeprowadzić misję z wszystkim, co do niej należy i co się z nią wiąże. To dodaje odwagi i na­dziei. Zapewniono mnie, że papież zejdzie, aby się pomodlić przed nowym błogosławionym i tak faktycznie było. Miałem więc radość z uczestniczenia w ceremonii ogłoszenia świętego, któremu gorąco się poleciłem, oddając was wszystkich pod jego opiekę, oraz szczęście oglądania i przyglądania się do woli głowie Kościoła. Nie mogę ojcu wyrazić wrażenia, jakie w mej du­szy sprawiła obecność wikariusza Jezusa Chrystusa. To prawda, że patrzy­łem na niego oczyma pełnymi bardzo żywej wiary. Dlatego doświadczałem uczuć, jakich na pewno nie przeżywała większość tych, którzy znajdowali się obok mnie i którzy patrzyli na niego tylko z ciekawości. Papież modlił się z wielką żarliwością, a ja po cichutku łączyłem się z nim.

List do Henryka Tempier, 18.12.1825, w: EO I, t. VI, nr 212.

W swoim dzienniku zwierza się ze swoich myśli:

Ku mojemu zadowoleniu delektowałem się Ojcem swietym, który klęcząc na kleczniku modlił się z anielską poboznością. Łączyłem z nim moje modlitwy...
Spojrzałem na wszytskich uczesttników. Widziałem wielu ludzi, którzy spoglądali z ciekawością i samym tylko zainteresowaniem, nie zauważyłem, aby inni dzielili głębokie uczucie szacunku, zmieszane ze słodką miłością, która wypełniała moją duszę. Ona jest wynikiem zmysłu wiary ku tej osobie.

Dziennik rzymski, 18.12.1825 w:EO I, t. XVII.

Nowy papież wie dobrze, że jego zadaniem jest postepować w ten sposób, aby światło Chrystusa jaśniało przed mężczyznami i kobietami świata – nie jego własne światło, ale światło Chrystusa. Benedykt XVI


27 stycznia - PROWANSALCZYCY NIE MOGĄ STRAWIĆ OKROPNEGO OLEJU, KTÓRY ŁAPCZYWIE POŻERA SIĘ W RZYMIE

Próba wykwintności prowansalkiej kuchni – i próba cnoty!

To dopiero przyjemność!, przynajmniej tutaj, mój drogi Tempierze. Dni postu są dniami pokuty zwłaszcza dla Prowansalczyków, którzy pomimo wysiłku nie mogą przełknąć obrzydliwej oliwy, jaką jada się w Rzymie. W czasie suchych dni przestrzega się tego, co nazywa się ścisłym postem, to znaczy, że jajka i nabiał są zakazane. Dziękowałem dobremu Bogu za swoją niepokonalną odrazę do podłej oliwy i w czasie tych dni zadowoliłem się na obiad tylko kawałkiem gotowanej ryby, na którą wycisnąłem połowę cytry­ny. Msgr d’Isoard chciałby, abym jadał obiady u niego; bardzo się wystrze­gałem przyjęcia jego nalegających ofert, bo wyznam ojcu, że czułem, iż nic nie mogłoby zastąpić szczęścia, jakiego doznawałem z przeżycia trzech dni pokuty w prawdziwym znaczeniu i zgodnie z duchem Kościoła.

Żegnam na dziś wieczór, drogi przyjacielu. Proszę ode mnie uścisnąć całą rodzinę. Módlcie się za mnie. Ze swej strony nie odprawiam ani jed­nej stacji, nie robię ani jednego kroku bez was. Obawiam się, aby Suzanne zbytnio się nie umęczył na tych rekolekcjach w Allauch. On nie umie się oszczędzać, a ja zawsze niepokoję się o niego. Uszanowanie i pozdrowie­nia dla mego drogiego stryja. Żegnam.

List do Henryka Tempier, 18.12.1825, w: EO I, t. VI, nr 212

Obżarstwo jest emocjonalnym wybiegiem, znakiem, że cos nas pożera. Peter De Vries


24 stycznia - MOJE SERCE JEST TAK UKSZTAŁTOWANE, ŻE NIE POTRAFI ZAPOMNIEĆ O ŻADNYM Z TYCH, KTÓRYCH KOCHA, CZY TO ŻYJACYM, CZY TEŻ ZMARŁYM

Kolejna osobista refleksja z dziennika rzymskiego Eugeniusza:

Również dziasiaj zrobiłem to, co było przepisane, aby po raz drugi uzyskać odpust dla świetych dusz z czyśćca, jak to określał indult udzeilony w tym celu przez najwyższego pasterza. Nawiedziłem kościół świętego Wawrzyńca in Damaso i ołtarze, które były pzrepisane. Niech Bóg sprawi, aby dla świętych dusz z czyśćca, a zwłaszcza dla dusz moich drogich zmarłych rodziców pożyteczne były moje modlitwy, które ofiarowałem za nich. Mój ojciec, zmarły tak święcie w moich ramionach, moja dobra babcia, tak czule ukochana przeze mnie, moi dziadkowie,moja ciotka niewątpliwie byli obecni w mojej myśli, jak są obecni każdego dnia podczas mszy. Nie wiem, dlaczego nie wspomniałem o mojej siostrze, zmarłej w tak młodym wieku, ale to oczywiście poprzez miłość, z którą moja siostrzenica Karolina jest obecna codziennie w tym poczecie, bowiem ona z pewnością nie potrzebuje moich modlitw. Moje serce jest tak ukształtowane, że nie potrafi zapomnieć o żadnym z tych, których kocha, czy to żyjącym, czy też zmarłym.

Dziennik rzymski, 15.12.1825, w:EO I, t. XVII.

Jesli dokładnie spoglądacie na waszą dłoń, znajdziecie na niej waszych rodziców i wszystkie pokolenia waszych przodków. W tym momecnie wszyscy oni żyją. Kazdy jest obecny w waszym ciele. Jestescie kontunuuacją każdej z tych osób. Thich Nhat Hanh


23 stycznia - SPOŁECZEŃSTWO, KTÓRE LICZY SIĘ Z NAJSTARSZYMI, JEST ZDROWE

Chociaż dziennik rzymski Eugeniusza był osobistym dziennikiem ukazujacym jego wrażenia, to zawiera także kilka jego cennych uwag na temat jego ideałów. W obecnym rozważaniu mówi o dwóch starszych kapłanach, misjionarzach świętego Wincentego, mieszkających w Rzymie w tym samym domu co on. To, co podziwia w tych ludziach, to chciałby również widzieć u swoich oblatów.

Rekreację spedziłem wraz z księdzem Colluci, jednym z naszych 74. letnich łazarzystów. Dałbym mu tylko 60 lat. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo byłem zbudowany jego piękna prostotą, pięknem jego duszy i uczuciami, które wyrażał z podziwu godną łagodnością. Jest chory, aczkolwiek nie widać tego; to nie powtrzymało go, aby jeszcze w tym roku udać się w podróż, aby głosić misje, ale siła choroby czy też raczej polecenie lekarza zmusiły go, aby wycofać się, ponieważ był skłonny wyruszyć w podróż. Powiedział mi, że tym, co go zawsze podtrzymywało, był pokój duszy, którym miał szczęście cieszyć się w swoim stanie, i każdego dnia dziękował Bogu za swoje powołanie. Zauważyłem również miłość, z jaką zawsze był gotów iść do konfesjonału i jego pełne szacunku podejście do wszystkich. Tego świętego kapłana uważam za wielkiego sługę Boga. Powiedział mi także, że tym, co najbardziej przyczyniało się do jego szczęścia, było przyjęcie wszystkiego z ręki Boga.
W domu był także inny chory, który od ośmiu lat nie wychodził już ze swego pokoju. To był wielki misjonarz, ale część jego ciała była sparaliżowana. W tym stanie jeszcze spowiadał i zawsze był zadowolony i pogodzony ze swoim stanem. To są wielkie przykłady cnoty, nie mniej podziwiam szacunek, miłość i troskę, jaką inni kapłani domu okazywali temu biednemu choremu, a także atencję, jaką okazywali drugiemu. Również z radością zauważam wierność wszystkich wobec regulaminu domu. Wszystko funkcjonuje doskonale. Dziękuję Bogu, że mnie postawił w ich bliskości, aby uważnie przypatrzeć się tak pięknemu i ciągle trwałemu postępowaniu. Jedna rzecz napełnia mnie wstydem, że będąc w tak wielkiej odłegłości od ich cnoty, okazują mi wszelkie oznaki grzeczności i traktują mnie z szacunkiem, na który z pewnoscią nie zasługuję.

Dziennik rzymski, 16.12.1825, w:EO I, t. XVII.

Szukacie pomocy u starszych ludzi. Społeczeństwo, które liczy się z najstarczymi, jest zdrowe. Nie zawsze tak jest na Zachodzie. Bernard Lagat


22 stycznia - ODCZUŁEM PRAWDZIWĄ PRZYJEMNOŚĆ, ŻE MÓJ GŁOS ODBIJAŁ SIĘ NICZYM ECHO NA ULICACH CHRZEŚCIJAŃSKIEGO ŚWIATA, GDY ŚPIEWAŁEM BOGU NA CHWAŁĘ

Eugeniusz, pielgrzym, opisał inne ze swych szczególnych doświadczeń w chrześcijańskim Rzymie.

Weszliśmy do pałacu Mattei, gdzie mieszka prałat d’Isoard; zjedliśmy coś małego i wnet wsiedliśmy do powozu, aby wraz z bractwem, które uzyskało przywilej uzyskania odpustu, odprawiając stację w bazylice świętego Piotra, pójść na procesję do bazyliki świętego Piotra. Biskup, dziekan Roty, w szatach biskupich niósł krzyż, obok niego byłem ja w sutannie i długim płaszczu. Idąc śpiewaliśmy litanię do świętych, odczułem prawdziwą przyjemność, że mój głos rozbrzmiewał po ulicach stolicy chrześcijańskiego świata, śpiewając Bogu na chwałę.
Po przybyciu do bazyliki świętego Piotra wiernym do uczcenia okazano relikwie narzędzii męki, to znaczy prawdziwe drzewo krzyża, świętą włócznię itp. Byłem poruszony głęboką ciszą, jaka panowała w tej ogromnej bazylice w czasie nabożeństwa. Wszyscy klęczeli i modlili się z wielką pobożnością.
Tłum był jednak ogromny. W tej kwestii muszę zwrócić uwagę na to, że odkąd jestem w Rzymie, ciagle odwiedzając kościoły, zaobserwowałem, że wszędzie i zawsze widziałem panującą niesamowitą przyzwoitość a także pobożność pielgrzymów, z których jednak wszyscy wywodzą się z ludu, biednych wiesniaków, zawsze bardziej budowała mnie większość obszarpańców.

Dziennik rzymski, 18.12.1825 r , w:EO I, t. XVII.

Chrześcijanin nie myśli, że Bóg bedzie nas kochał, ponieważ jesteśmy dobrzy, ale że Bóg uczyni nas dobrymi, ponieważ nas kocha. C. S. Lewis


21 stycznia - JESTEM NENASYCONY, WIDZĄC NABOŻEŃSTWA KOŚCIOŁA, GDY SĄ SPRAWOWANE Z GODNOŚCIĄ

Powracając na liturgię do bazyliki świętego Piotra Eugeniusz wyrażał przekonanie, które towarzyszyło mu przez całe jego życie, mianowicie konieczność celebrowania z godnością liturgii Kościoła. Jako Wikariusz Generalnny, a następnie biskup Marsylii, w porywczy sposób zwracał uwagę na tę zasadę.

3 Niedziela Adwentu: Jestem nienasycony, widząc nabożeństwa Kościoła, gdy są odprawiane z godnością. To dlatego chętnie wracam do papieskiej kaplicy. Najwyższy Pasterz w nich nie uczestniczył, ale był kardynał, który przewodniczył, i nie ma nic bardziej majestatycznego niż widok tego imponującego zgromadzenia.

Podczas tej pieknej ceremonii wyraził swe niezadowolenie o kaznodziei, który wykorzystywał ambonę do wypowiadania komentarzy skierowanych do któregoś z uczestniczących.

Po Ewangelii pewien ojciec Augustyn po łacinie wygłosił kazanie. To kazanie bardzo mi się nie podobało, tak samo jak i to, które usłyszałem w pierwszą niedzielę Adwentu. Uważam, że ten mnich, poprzez aluzję do karynadłów w obecności których głosił, pozwolił sobie na refleksje całkowicie nie na miejscu i pozbawioną nieco szacunku. Za mną było dwóch innych mnichów, którzy poprzez szalony śmiech, którym wybuchali przy każdej aluzji, przekonali mnie, że miałem rację.

Dziennik rzymski, 11.12.1825, w:EO I, t. XVII.

Ktokolwiek myśli, że siedzenie w kościele może uczynić z was chrześcijanina, powinien także pomysleć, że siedzenie w garażu może z was uczynić samochód. Garrison Keillor