Komentarz do Ewangelii dnia

„Idźcie i głoście!” Takie wezwanie odczytujemy w Ewangelii. Z wezwaniem do głoszenia Dobrej Nowiny po całym świecie łączy się teza, że wiara i chrzest są koniecznymi elementami do zbawienia: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony”(Mk 16,16). Co więcej, Chrystus zapewnia, że głoszący będą posiadali moc czynienia cudów, które wesprą i potwierdzą misyjne głoszenie nauki (por. Mk 17,18). Misja jest wielka: „Idźcie na cały świat”, ze wsparciem ze strony Pana: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”(Mt 28,20). Niech modlitwa z liturgii dnia stanie się naszym impulsem w podejmowaniu wyzwania, abyśmy stawali się gorliwymi głosicielami Ewangelii. „O Boże, który przez głoszenie Pawła Apostoła doprowadziłeś wszystkich ludzi do poznania prawdy, pozwól nam, świętując dziś jego nawrócenie, byśmy, za jego przykładem, obrali drogę ku Tobie jako świadkowie Twojej prawdy”.
 Nawrócenie Świętego Pawła jest wielkim wydarzeniem: z prześladowcy staje się wyznawcą i orędownikiem nauczania Chrystusa. Często być może i my sami jesteśmy “prześladowcami”: jak święty Paweł, musimy z “prześladowców” zamienić się w uczniów wyznających i żyjących nauką naszego Mistrza i Pana Jezusa Chrystusa. „Nawrócenie Świętego Pawła dokonało się dzięki spotkaniu Chrystusa zmartwychwstałego; to właśnie spotkanie odmieniło całkowicie jego egzystencję. Na tym polega jego i nasze nawrócenie we wierze, że Chrystus umarł i zmartwychwstał” (papież Benedykt XVI). Regina apostolorum - Królowo Apostołów, dodawaj nam odwagi, aby świadczyć o naszej chrześcijańskiej wierze w świecie, w którym przyszło nam żyć.

(S. Stasiak OMI)


Obra: Rekolekcje dla przełożonych

W obrzańskim domu rekolekcyjnym Alma Mater trwają doroczne rekolekcje dla przełożonych wspólnot oblackich w Polsce. Uczestniczą w niej również wyżsi przełożeni – prowincjał Polskiej Prowincji, o Marek Ochlak OMI oraz superior Delegatury na Ukrainie, o. Witalij Podolan OMI. Skupieniu przewodniczy o. Ignacy Kosmana OFM Conv. Tematyka nauk oparta jest o hasło roku jubileuszowego w Polskiej Prowincji, który poświęcony jest 25 rocznicy beatyfikacji o. Józefa Cebuli OMI – „Być świętym to najpierw być człowiekiem”. Głównymi postaciami nauk rekolekcyjnych jest oblacki męczennik z Mauthausen oraz św. Maksymilian Maria Kolbe. Uczestniczącym w rekolekcjach towarzyszy oblacki krzyż ojca Cebuli oraz ikona wykonana z okazji jubileuszu.

Lubliniec: Powstała ikona bł. o. Józefa Cebuli OMI. Co mówi ikona błogosławionego oblata?

Rekolekcje kończą się w sobotę. Podczas porannej Mszy św. przełożeni odnowią śluby zakonne. Następnie rozpocznie się dwudniowe posiedzenie rady poszerzonej, po nim odbędzie się rada prowincjalna.

(pg/zdj. M. Ochlak OMI)


USA: Franciszkanie będą odbywać formację u oblatów

Oblacka Szkoła Teologii w San Antonio została wybrana na miejsce pierwszej formacji franciszkanów (OFM) w Stanach Zjednoczonych. W zeszłym roku sześć franciszkańskich prowincji w USA zdecydowało o połączeniu się w ramach jednej jurysdykcji. Rozpoczęto również poszukiwania uczelni, która byłaby w stanie podjąć się formacji kleryków. Pod uwagę brano trzy szkoły wyższe. Wybór padł na Oblacką Szkołę Teologii w San Antonio. Decyzją franciszkańskiej prowincji klerycy rozpoczną tutaj studia filozoficzno-teologiczne od 2024 roku.

Oblacka Szkoła Teologii w San Antonio (zdj. OMIWorld)

Włączenie Zakonu Braci Mniejszych do Oblackiej Szkoły Teologii w celu formacji powoduje, że na kampusie pojawia się kolejna wspólnota religijna, która podziela wspólną troskę o biednych i bezbronnych naszego świata oraz oddanie misji – powiedział dr Scott Woodward, prezes Oblate School of Theology - To dla nas ekscytujący rozwój. Cieszymy się, że dołączyli do innych wspólnot zakonnych, seminarzystów diecezjalnych oraz kobiet i mężczyzn świeckich. Pracujemy nad skutecznym przygotowaniem duchownych do służby Kościołowi XXI wieku.

USA: Nowy rektor Oblackiej Szkoły Teologicznej

Oblacka Szkoła Teologiczna została założona przez Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w 1903 roku. Jej siedzibą jest San Antonio w Teksasie. Prowadzi cykl studiów podyplomowych z zakresu teologii. Do tej pory wypromowała blisko 200 absolwentów.

(pg/OMIWorld)


Bodzanów: Koncert kolędowy [GALERIA]

W oblackiej parafii pw. św. Józefa Robotnika w Bodzanowie odbyło się parafialne kolędowanie. Śpiewaniu przewodził o. Michał Tomczak OMI – misjonarz ludowy (rekolekcjonista) z miejscowej wspólnoty zakonnej. Kolędowaniu towarzyszyła modlitwa o pokój.

(pg/zdj. Krzysztof Buratyński)


Kodeń: Uczczono Powstańców Styczniowych

W tym roku mija 161. rocznica zwycięskiej bitwy o Kodeń podczas Powstania Styczniowego. Z okazji rocznicy miała miejsce uroczysta Msza święta w bazylice kodeńskiej. Słowo wygłosił o. Leonard Głowacki OMI. Od 2016 roku obchody rozpoczynają się marszem od pamiątkowego krzyża pod pomnik Powstańców Styczniowych. W zeszłym roku postawiono nowy monument upamiętniający bohaterskich powstańców.

Kodeń: Legat Papieski poświęcił pomnik Powstańców Styczniowych

Konsekwencją zrywu narodowościowego w Kodniu były carskie represje, w wyniku których zlikwidowano parafie katolickie w mieście (unicką oraz rzymskokatolicką), kościół infułacki został przejęty przez wyznawców prawosławia, a obraz Matki Bożej Kodeńskiej został wywieziony na Jasną Górę. Kodeń utracił również prawa miejskie.

(pg/zdj. M. Bosek OMI)


Marek Rostkowski OMI: "Ojciec Ludwik faktycznie zgadzał się na ten scenariusz, na męczeństwo" [ROZMOWA]

W grudniu 2023 r. minęło 80 lat od męczeńskiej śmierci oblata – ojca Ludwika Wrodarczyka, oblata. Był duszpasterzem, administratorem parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Okopach – we wsi położonej w diecezji łuckiej, na Wołyniu. Był też ofiarą zbrodni Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA) w czasie rzezi wołyńskiej. Po śmierci – za pomoc Żydom – został zaliczony do grona Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Obecnie trwa jego proces beatyfikacyjny. Wicepostulatorem procesu jest o. Marek Rostkowski OMI, z którym rozmawiał Maciej Kluczka z misyjne.pl.

Maciej Kluczka (misyjne.pl): Proces beatyfikacyjny o. Ludwika Wrodarczyka trwa już od kilku lat. W tym czasie były okresy bardziej intensywnej pracy, ale były też okresy przestoju. Z czego wynikały?

Marek Rostkowski OMI: Proces miał wiele zawirowań, był przenoszony z diecezji do diecezji, kilka razy był rozpoczynany na nowo. W końcu w maju 2016 r. rozpoczął się w diecezji w Łucku na Wołyniu, a więc w tym przypadku w diecezji śmierci osoby, której dotyczy taki proces.

Czwarta sesja trybunału beatyfikacyjnego o. Ludwika Wrodarczyka OMI odbyła się w 2021 roku. Dalsze obrady przerwała wojna (zdj. archiwum OMI)

A więc tak, jak przewiduje to prawo kanoniczne?

Zgadza się. Obecnie jesteśmy na etapie kończenia fazy diecezjalnej. Kończą się przesłuchania świadków zgłoszonych przez postulatora. Możliwe, że zostaną dołączone jeszcze zeznania kilku osób.

A czy są wśród nich bezpośredni świadkowie męczeństwa o. Ludwika?

Takich osób już nie ma. Od tamtych wydarzeń mija 80 lat, wiele osób już nie żyje. Głównym dowodem w procesie będzie opinia męczeństwa, która jest obecna pośród ludu Bożego – proces ma ją udowodnić, potwierdzić.

Albo obalić.

Oczywiście. Na tym etapie procesu widzimy już jednak, że ta opinia się potwierdza.

W Radzionkowie modlą się o beatyfikację swojego rodaka

A co było powodem komplikacji, które napotkał proces beatyfikacyjny?

Teraz to oczywiście wojna. Wcześniej prace utrudniała pandemia, bardzo długi lockdown w Ukrainie, który uniemożliwił przemieszczanie się pomiędzy województwami. Uczestnicy procesu mieszkają w czterech różnych regionach Ukrainy, dlatego dotarcie na posiedzenie trybunału prowadzącego proces często graniczyło z cudem. Raz udało się odbyć sesję wyjazdową, a później wyłącznie w formie zdalnej, co oczywiście nie zaspokaja potrzeb procesu. Pewne zadania muszą być wykonane osobiście. Udało się już zebrać prawie całą dokumentację, jest opracowywany raport komisji historycznej. I dzięki temu mamy wiele źródeł informacji na temat przyczyny śmierci o. Wrodarczyka, jak również przebiegu męczeństwa. Można powiedzieć, że śmierć o. Wrodarczyka została spowodowana nienawiścią sprawczą, nienawiścią do wiary. Potrzebne są jeszcze dwie, trzy sesje na miejscu, w Łucku, później trzeba przygotować całą dokumentację, która zostanie przekazana do Watykanu.

Ile to w sumie może potrwać? Rok? Dwa?

Wszystko zależy od sytuacji w Ukrainie. W najbliższym czasie będziemy wnioskować o przeniesienie archiwum akt z Łucka (gdzie jest przechowywana dokumentacja procesowa) do Polski. Chodzi o względy bezpieczeństwa. W Ukrainie cały czas trwa wojna, każda chwila to ryzyko bezpowrotnej utraty tych dokumentów. To nie musi być bezpośrednie bombardowanie tego miejsca, ale może dojść do sytuacji, gdy jakaś zbłąkana rakieta trafi w łucką kurię i dojdzie do tragedii. A znajdujące się tam dokumenty stanowią ogromną wartość dla całego procesu. Tam są m.in. oryginalnie spisane świadectwa świadków tamtych wydarzeń.

Co to za dokumenty?

Część dokumentów i pamiątek posiada rodzina o. Wrodarczyka. Innych dokumentów za dużo nie ma. Pamiętajmy, że ojciec Ludwik zaczął pracę na Wołyniu pod koniec sierpnia 1939 r., czyli tuż przed wybuchem II wojny światowej. Szybko więc przyszła sowiecka okupacja. Do tego należy dołączyć problem samego położenia parafii w Okopach. Ta wieś leżała 2 km od granicy polsko-sowieckiej, to był koniec Rzeczpospolitej, koniec – można powiedzieć – cywilizowanego świata. Nikt tam nie zajmował się dokumentowaniem życia, fotografią, nikt nie prowadził pamiętników. Dodatkowo, archiwa w Ukrainie – po II wojnie światowej – zostały w dużej mierze zniszczone.

Okupanci sowieccy, którzy bardzo dotkliwie inwigilowali osoby duchowne, akurat na te tereny nie dotarli. Nie ma więc na o. Ludwika żadnych spisanych donosów. Dokumentacja od strony państwowej jest więc bardzo uboga, praktycznie nie istnieje. Natomiast bardzo bogate są archiwa rodzinne i świadectwa świadków, czyli to, o co Pan pytał.

A archiwa rodzinne w dużej mierze składają się z listów, które o. Wrodarczyk pisał do bliskich?

Do wiosny 1943 r. ojciec Ludwik prowadził bardzo bogatą i regularną korespondencję z rodziną. Ostatni list jest właśnie napisany wiosną 1943 r. Pół roku później zginął. Są więc dokumenty, które są w posiadaniu rodziny. Są też archiwa zakonne, ale to jest dokumentacja bardziej urzędowa.

Jeden z listów o. Wrodarczyka do rodziny na tle portretu Sługi Bożego (zdj. P. Gomulak OMI)
Chciał choć jeden dzień być księdzem… Został męczennikiem: „Nie mogę zostawić Najświętszego Sakramentu”

Powiedzmy trochę więcej o tej korespondencji rodzinnej.

Listy do rodziny są bardzo ważnym źródłem informacji, bo o. Ludwik pisał bardzo obszerne, długie korespondencje. Opisywał szczegóły swojego życia, gdzie jest, czym się zajmuje. Dodatkowo, to wszystko ma podłoże teologiczne. Pisał do rodziny, starając się mobilizować do modlitwy za misje, w intencji pracy, którą wykonywał. Opisywał też trudne warunki swojego życia, różnice w życiu Wołynia w stosunku do Śląska, z którego pochodził, Wielkopolski, w której pracował i Kodnia, gdzie był krótko przed wyjazdem. Pisał, że na Wołyniu czas się zatrzymał. Jego praca – co oczywiste – miała głównie charakter religijny, duszpasterski. Działał też na płaszczyźnie społecznej. Pomagał ubogim niezależnie od ich wyznania. Leczył, jego pasją było ziołolecznictwo. Jest na ten temat wiele świadectw pochodzących z lat 60. i 70. Pierwszy postulator – o. Augustyn Miodek – spisał je. Te dokumenty przechowywane są we wspomnianym archiwum w Łucku.

W czasie rzezi wołyńskiej ludzie ginęli głównie z powodu swojej narodowości. Czy jednak głównym „powodem” śmierci o. Ludwika Wrodarczyka była jego wiara – to, że był osobą duchowną?

Tak, to, że był księdzem katolickim. Jego śmierć można porównać do prześladowań unitów. Można tu wspomnieć śmierć św. Jozefata Kuncewicza czy św. Andrzeja Boboli, którzy zostali zabici dlatego, że byli księżmi katolickimi. Morderstwo o. Ludwika było więc motywowane nienawiścią do tego obrządku, do Kościoła katolickiego. Na to nałożyła się nienawiść etniczna, narodowościowa. Wołyń w większości był zasiedlony przez ludność prawosławną, to nie był Kościół grekokatolicki. Grekokatolicy, w większości, zamieszkiwali tereny Lwowszczyzny. Z kolei na Wołyniu większość mieszkańców była wyznania prawosławnego. Oni najpierw przeżyli presję rusyfikacji, a po 1918 r. – polonizacji. Dlatego zrodziła się w nich nienawiść do Polaka – katolika. Obie te tożsamości powodowały złe konotacje.

Dziedzictwo Ludwika Wrodarczyka OMI – męczennika na Wołyniu [WIDEO]

Można powiedzieć, że ojciec Ludwik był bardzo skutecznym misjonarzem.

Ojciec Ludwik udał się w podróż misyjną i pobudzał na tych terenach życie religijne. Pojechał w okolice Berdyczowa, dotarł aż i do Żytomierza. Po drodze ochrzcił kilka tysięcy osób, kilkuset chorym udzielił sakramentu namaszczenia. Połączył związkiem małżeńskim kilkaset par. Ludzie, których spotykał, często nie widzieli księdza katolickiego od 20 lat, od rewolucji październikowej. Był pierwszym kapłanem, który tam dotarł.

Ostatni odpust św. Jana Chrzciciela, który odbył się w parafii w Okopach, zgromadził kilka tysięcy osób. To była wielka manifestacja wiary. Biskup łucki ze względu na stan zdrowia udzielił delegacji kilku księżom, aby mogli bierzmować. Tego dnia księża udzielili sakramentu bierzmowania kilku tysiącom dorosłych ludzi, w różnym wieku. Kilka tysięcy osób, w większości przybyłych "zza kordonu", przyjęło Komunię świętą Ta manifestacja wiary mogła doprowadzić do niechęci, czy wręcz nienawiści wobec o. Ludwika Wrodarczyka. Jedną z przyczyn mogło być też to, że o. Ludwik wyleczył syna bogatego rolnika, który żył w sąsiedniej wiosce. Ten chłopak razem z ojcem przeszli na obrządek rzymskokatolicki i to mogło wzbudzić silną nienawiść do misjonarza oblata. Podkreślić trzeba, że o. Ludwik był jedynym kapłanem, którego w tamtym czasie porwano i wywieziono. Innych duchownych mordowano na miejscu. Najprawdopodobniej chciano wykorzystać jego zdolności lecznicze. Miał leczyć bojowników UPA, którzy rezydowali w sąsiedniej wiosce. On odmówił, żądając, by najpierw się nawrócili.

Po Mszy prymicyjnej w Radzionkowie (zdj. archiwum OMI)
Co młodzi poeci myślą o męczenniku – Ludwiku Wrodarczyku OMI?

A czy są materiały, które opisują męczeńską śmierć o. Ludwika?

Są zeznania świadków, które jednak różnią się co do dokładnej daty śmierci o. Wrodarczyka. Nie można więc jej precyzyjnie określić. To 6 albo 7 grudnia 1943 r. Pewne jest, że 6 grudnia wieczorem doszło do napadu na wioskę Okopy i do porwania o. Ludwika. Do śmierci doszło najprawdopodobniej następnego dnia, po nocnym przesłuchaniu. Banda UPA napadła na Okopy, zniszczyła wieś, napadła także na kościół. Na miejscu została zakrwawiona koloratka, urwane guziki od sutanny. W kościele znaleziono zwłoki dwóch kobiet (18-latki i 90-letniej staruszki), które broniły księdza przed wywózką. Obie zostały zamordowane w sposób brutalny. Po ojcu Wrodarczyku śladu nie było. Świadkowie mówili, że przywiązanego do sań ciągnięto go do drugiej wioski.

A co z jego grobem?

Wieś Okopy nie istnieje, jest tylko cmentarz, który założył o. Ludwik. Jest tam też tablica upamiętniająca to, że był pierwszym i ostatnim proboszczem miejscowej parafii. Tablicę postawili ojcowie oblaci w setną rocznicę śmierci misjonarza oblata.

Samego grobu nie ma. Leon Żur – jeden ze świadków w procesie – całe wydarzenie opisał w sposób hagiograficzny, porównując śmierć o. Ludwika do śmierci męczeńskiej Andrzeja Boboli. Dotychczas opierano się właśnie na jego zeznaniach. Nie mamy jednak pewności i dowodów, że dokładnie tak wyglądały te dramatyczne chwile.

Natomiast znaleźliśmy świadectwa, które zostały spisane w 1991 r., w czasie pierwszego pobytu oblatów w pozostałościach po wsi Okopy. Autorem jednego z nich jest siostrzeniec o. Ludwika. Chłopak nagrał opowiadania syna gospodarza, w stodole którego o. Wrodarczyk został zamordowany. Ten kilkunastoletni chłopak podglądał te dramatyczne chwile przez dziurę w sąsieku (części stodoły, w której składa się zboże). Nagrane świadectwo nie zostało spisane, ale ukryte. Autor bał się, że mogą go spotkać za to złe konsekwencje. Według tego nagrania ojciec Ludwik był w tej stodole rozciągnięty na ziemi, na klepisku. Był torturowany, dwóch bojowników UPA trzymało go za ręce i za nogi. Był wśród nich Ukrainiec, który był znany z okrucieństwa: rozcinał klatki piersiowe i wyrywał serca, później je kłuł, aż przestawało bić). Miał on wtedy powiedzieć: „Tak polskie serce kończy swój żywot”. Ojciec tego chłopaka, właściciel gospodarstwa, ukrył ciało o. Ludwika gdzieś obok stodoły, prawdopodobnie w gnojowisku. Wczesną wiosną, gdy zbliżała się ofensywa sowiecka – z obawy, żeby nie został oskarżony, że on brał udział w morderstwie – przeniósł jego ciało gdzieś na pole. Dokładnie jednak nie wiadomo gdzie, bo w latach 50. została przeprowadzana melioracja tych pól i łąk i cały teren został przekopany. W 1991 r. próbowano te zwłoki odnaleźć, wyznaczono specjalny teren poszukiwań, ale nie udało się. Przez biskupa został więc stwierdzony brak grobu i miejsca pochówku.

Ukraina: 80. rocznica męczeńskiej śmierci Sługi Bożego Ludwika Wrodarczyka OMI
Pamiątkowa tablica w Okopach (zdj. archiwum OMI)

Zapytam jeszcze o sytuację, która pokazuje charyzmę o. Ludwika. On miał szansę wyjechać z Wołynia zanim zaczął się ten najbardziej niebezpieczny okres dla Polaków?

Po pierwsze trzeba sobie uświadomić, że w tamtym czasie i na tamtych terenach nie działała komunikacja. To był koniec Polski, telefony w tamtych regionach nie działały. Poczta również. Władze zakonne były wtedy rozproszone, nie było żadnej koordynacji ze strony polskiej prowincji która wtedy była na terenach zajętych przez Niemców.

Ale faktycznie, o. Ludwik miał możliwość powrotu. Biskup łucki pozostawił administratorom parafii na terenie tej diecezji wolną rękę. Kilkunastu księży wyjechało. To wszystko zostało udokumentowane w pracach przygotowanych na 80-lecie zbrodni wołyńskiej (m.in. w pracach państwa Siemaszków). Ojciec Ludwik zwrócił się do dziekana w Sarnach, księdza infułata Antoniego Chomickiego, późniejszego patriarchy Wołynia i Podola. Pytał go, czy ma wyjeżdżać, czy zostać. Dziekan powiedział wtedy: „Ty jesteś dobrym człowiekiem, leczysz ludzi, nic ci nie grozi”. Informacja o śmierci, o zabójstwie o. Ludwika, do księdza dziekana dotarła dopiero w kwietniu 1944 r. (czyli prawie pół roku po tej zbrodni). Ksiądz Chomicki w zeznaniach, które zostały nagrane, płakał, mówiąc, że do końca życia będzie sobie to wyrzucać, bo mógł mu kazać wyjechać i go ochronić przed śmiercią. Oczywiste jest jednak, że decyzja o pozostaniu na Wołyniu była świadomą decyzją o. Ludwika.

Jest także wiele innych świadectw na ten temat.

Benedykt Halicz, pochodzenia żydowskiego–– późniejszy profesor Uniwersytetu Łódzkiego, który przez dwa lata ukrywał się u o. Wrodarczyka jako organista, napisał w zeznaniu, że gdy pewnego dnia spacerował z nim po wiosce, mówił do niego, że chyba lepiej uciekać. A o. Ludwik odpowiedział wtedy, że może jednak zostaną i nawet jeśli zostaliby męczennikami, to dla miejscowej ludności, a może nawet i dla członków UPA, byłoby to jakieś świadectwo. O. Ludwik miał nadzieję, że nawet gdyby doszło do najgorszego, to mogłaby z tego wypłynąć jakaś łaska. Pan Halicz przyłączył się później do partyzantki sowieckiej, zrobił karierę w rządzie PKWN (Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego to samozwańczy, marionetkowy organ władzy wykonawczej w Rzeczypospolitej Polskiej, działający od 21 lipca do 31 grudnia 1944 na obszarze zajmowanym przez Armię Czerwoną po okupacji niemieckiej – przyp. red.). Te zeznania są poświadczeniem gotowości oddania życia przez misjonarza oblata. Ojciec Ludwik Wrodarczyk faktycznie zgadzał się na ten scenariusz, na męczeństwo.

Pamięci śp. Marii Kielar-Czapli – propagatorki postaci Sługi Bożego o. Ludwika Wrodarczyka OMI

Wcześniej wspomniałem, że na tych terenach komunikacja była bardzo utrudniona, to fakt. Jednak o. Ludwik wiedział, co mu grozi. Rzeź wołyńska zaczęła się przecież już wiosną 1943 r., apogeum tego dramatu przypadło na 11 lipca – to krwawa niedziela. Przez cały ten czas trwały napady, palone były wioski, dochodziło do masowych morderstw. Informacje na ten temat krążyły więc między ludźmi. A do zabójstwa doszło w grudniu. Ojciec Ludwik miał więc wiele czasu na przemyślenie swojej sytuacji i na decyzję o wyjeździe. Nie zrobił tego. Został z tymi, którym chciał służyć.

(misyjne.pl)


Prokura Misyjna: Spotkania opłatkowe w Katowicach i Kędzierzynie-Koźlu

Prokura Misyjna udała się do Katowic i Kędzierzyna-Koźla na spotkania świąteczne z Przyjaciółmi Misji Oblackich.

Wspólnie pośpiewaliśmy kolędy i złożyliśmy sobie życzenia przy rozpalonym kominku – relacjonuje spotkanie w Kędzierzynie-Koźlu s. Urszula Wasiak AM.

Przyjaciele Misji Oblackich modlą się, spotykają i wspierają materialnie oblatów na misjach. Stowarzyszenie Misyjne Maryi Niepokalanej (MAMI) związane ze Zgromadzeniem Misjonarzy Oblatów MN powstało w początkach XX wieku. W Polsce, ze względu na sytuację polityczną w czasach komunistycznych (zakaz tworzenia związków), przyjęto nazwę: „Przyjaciele Misji Oblackich”, która pozostała do dziś. Jest to ruch zrzeszający obecnie kilkadziesiąt tysięcy osób w Polsce. Są wśród nich ludzie w różnym wieku: starsi, młodzież, dzieci, kapłani i siostry zakonne.

Kim są Przyjaciele Misji Oblackich? [WIDEO]

Aby zostać Przyjacielem Misji Oblackich – KLIKNIJ

(pg/zdj. U. Wasiak AM)


Z listów św. Eugeniusza

KAŻDA LOKOMOTYWA ZATRZYMAŁA SIĘ PRZED OŁTARZEM I ZOSTAŁA POBŁOGOSŁAWIONA PRZEZ BISKUPA

Następnie biskup zaintonował hymn Veni Creator, który podjęli duchowni wraz z licznie zgromadzonym ludem, biskup zgodnie z pontyfikałem pobłogosławił wodę i odmówił modlitwę błogosławieństwa lokomotyw. Nie było jeszcze oficjalnego tekstu, więc na potrzeby chwili dostosował modlitwy z modlitewnika dla duchowieństwa. Następnie zszedł w kapie i mitrze aż do torów, po których majestatycznie, a raczej powolnymi ruchami, przejechało dziesięć lokomotyw udekorowanych flagami i gałązkami, na których stali maszyniści i mechanicy. Każda lokomotywa zatrzymywała się przed ołtarzem, została pobłogosławiona przez biskupa, po czym wznawiała swoją podróż i na jej miejsce przybywała następna. Gdy parada dobiegła końca, dziesięć lokomotyw ruszyło natychmiast i zaraz zniknęło w oddali, pozostawiając za sobą długi kłęb dymu. W tym momencie biskup de Mazenod, po powrocie przed ołtarz, zaintonował Te Deum, podczas gdy muzyka, dźwięk armaty i wiwaty tłumu, który ustawił się na wszystkich wysokościach, nadały temu momentowi uroczystości trudną do opisania podniosłość. Biskup odszedł dopiero po udzieleniu pontyfikalnego błogosławieństwa. Ojciec Lacordaire wyraził swój podziw dla religijnej postawy wszystkich obecnych. Brakowało tylko jednej rzeczy: pięknego południowego słońca.

Rey, dz. cyt., t. I, s. 264-265.

 

"Nie ma dzieła, choćby najbardziej nędznego, które nie jaśnieje przed" (J. Kalwin).


Z listów św. Eugeniusza

TROSKA EUGENIUSZA O DOBROBYT JEGO MIASTA

Marsylia nie słynęła ze szczególnie przychylnego nastawienia do króla Ludwika Filipa i od czasu do czasu dochodziło tam do protestów skierowanych przeciwko niemu. Dlatego król zdecydował, że proponowana linia kolejowa nie będzie biegła aż do Marsylii. Eugeniusz napisał do niego, aby uświadomić mu skutki tej decyzji dla jego popularności. W swoim dzienniku z 1842 roku napisał:

Jakże byłbym szczęśliwy, gdyby moje uwagi skłoniły króla do zmiany tak zgubnego w skutkach projektu dla miasta. Nikt nie miałby wątpliwości, skąd pochodzi to dobrodziejstwo, że postarał się o to biskup, którego troska powinna obejmować wszystko. Niewdzięcznicy, tak samo jak inni, skorzystaliby na tym.

Dziennik, 21.04.1842, w: PO I, t. XXI.

 

Król ugiął się pod presją i linia kolejowa z Lyonu do Marsylii została zbudowana i otwarta w styczniu 1848 roku.

"Ten kraj nie będzie dobrym miejscem do życia dla nikogo z nas, o ile nie uczynimy go dobrym miejscem do życia dla wszystkich" (Theodore Roosevelt).

 


Komentarz do Ewangelii dnia

Ewangelista Marek zauważa, że „Jezus woła do siebie tych, których sam chciał”. Zagłębiając się w tekst od strony językowej i kulturowej można go przeczytać jeszcze pełniej: „woła tych, których umiłował, upatrzył i nosił w swoim sercu, z którymi łączy Go pewna zażyłość”. Odpowiedzią uczniów na wołanie Jezusa, jak czytamy, jest: „odeszli ku Niemu”. To oznacza, że oni musieli wyjść przed tłum, przecisnąć się i stanąć po stronie Jezusa. Czynią to wobec całego zgromadzenia, wielkiego mnóstwa ludzi. Ta decyzja oznaczała więc oddalenie się od poprzedniego, starego stylu życia i stanięcie po stronie Jezusa. Panie, dałeś nam łaskę pragnienia szczęścia, daj nam prosimy łaskę umocnienia i napełnienia Tobą naszego serca.

(S. Stasiak OMI)