4 lipca - NASZE LITURGIE NIE SĄ WIDOWISKAMI.

Eugeniusz lubił brać udział w rzymskich liturgiach i w swoim dzienniku zamieszcza wiele szczegółów na ten temat – szczególnie o nabożeństwach sprawowanych przez papieża. Bardzo często, na tyle, na ile było to możliwe, starał się siadać w pierwszych rzędach. W Niedzielę Palmową był rozdrażniony z powodu wielu turystów, którzy zajmowali pierwsze miejsca.

Niedziela Palmowa: O godzinie dziewiątej udałem się do Kaplicy Sykstyńskiej. Nie bez problemów mogłem wejść do przedsionka. Wszystko było zatłoczone, ale przedostałem się przez masę ludu, odźwierny pozwolił mi wejść do uprzywilejowanych miejsc, gdzie pozwala się wejść tylko zbyt wielu obcokrajowcom, którzy je wypełnili, a zwłaszcza Anglikom, którzy bardzo źle się tam zachowują. Można było uchylić się od udzielenia im zezwolenia na to widowiska, bowiem nasze liturgie nie są niczym innym dla nich.

Dziennik rzymski, 19.03.1826, w: EO I, t. XVII.

Dla Eugeniusza liturgia zawsze powinna na być sprawowana z szacunkiem. Był nieprzejednany w sytuacji, gdy ludzie nie doceniali jej piękna i znaczenia.

Liturgia jednak jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i zarazem jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc. Konstytucja Sacrosanctum Concilium, nr 10.


3 lipca - FRUSTRACJA W OBLICZY RZYMSKIEJ BIUROKRACJI

Ostatnim etapem procesu zatwierdzenia było przedłożenie brewe, dokumentu, który powinien zostać podpisany przez papieża. Eugeniusz miał nadzieję, że wszystko będzie gotowe przed Wielkanocą, ale brewe wpadło w ręce pewnego prałata, pospolitego biurokraty, który zwlekał, aby sprawie nadać dalszy bieg. Frustracja Eugeniusza uwidacznia się, gdy zwierza się w liście do ojca Tempier:

Z braku brewe, którego brulion spoczywa usy­piająco na biurku Msgr. Capacciniego, którego nie mogę poruszyć ani ży­wym słowem ...

To nieszczęście przesuwa mnie na czas po Wielkanocy, może nawet z podpisaniem brewe. Tymczasem nie przestaję podejmować bezużytecz­nych starań, które męczą mego ducha i ciało, bo gdyby ten błogosławiony Msgr. Capaccini zaniósł swój brulion do Msgr. Marchettiego w ciągu ty­godnia, w tych dniach opracowano by go na czysto, papież podpisałby go jutro...

Mój drogi, trzeba się na coś zdecydować. Msgr. Capacini stanowczo nie chce chodzić. Wczoraj na próżno poszedłem do niego na trzecie pię­tro. Jego służący poradził mi, abym tam przyszedł ponownie dziś rano o siódmej godzinie. O tej godzinie wisiałem przy jego dzwonku, ale za­kłopotany lokaj powiedział mi, że jego mistrz wyszedł na audiencję do pa­pieża. Byłem bardzo ostrożny z uwierzeniem w to i to nie było prawdą. Ojciec domyśla się, co to znaczy skoro po uprzedzeniu go wczoraj wie­czorem, że miałem powrócić dziś rano, zastałem gotową tę piękną odpo­wiedź. Ten Msgr. Capaccini jest prałatem z mantellone, to znaczy drugo­rzędnym, człowiekiem z przypadku, który każe się cenić, dlatego że służy do posługi w wielu sprawach. Ponieważ kardynał Albani, sekretarz ds. brewe, spełnia funkcję legata, jego zastępca, którym jest ten Msgr. Capaccini, pracuje z papieżem, a ponieważ oczywiście ma inne sprawy, dobro­wolnie zlekceważył naszą, nie przejmując się szkodą, jaką to nam wyrzą­dza.

Daruję ojcu wszystkie inne zabiegi, jakich już podjąłem się dziś rano i te, które za chwilę będę przedsiębrał jeszcze przed moim żałosnym obia­dem, aby się nie zniechęcać i, choć z małą nadzieją, próbować wszelkich dróg, aby skorzystać z tego okropnego człowieka, któremu bardzo delikat­nie powiem, co myślę o jego postępowaniu, gdy załatwię swoją sprawę.

... A zatem znów ta sprawa posuwa się do przodu, ale Wielki Tydzień jest zbyt blisko, abyśmy mogli spodziewać się, że zostaniemy załatwieni przed Wielkanocą. Uważałbym się za bardzo szczęśliwego, gdyby papież do tej pory mógł to podpisać, bo ciągle się obawiam, aby nie zachorował, a jak Ojciec Święty się kładzie to na dwa albo trzy miesiące.

List do Henryka Tempier, 16.03.1826, w: EO I, t. VII, nr 230.

Dla biurokraty świat jest czystym przedmiotem, którym może manipulować na swój sposób. Karol Marx


2 lipca - NAPRADWĘ WYWRACAŁ MI SIĘ ŻÓŁĄDEK, GDY ZBLIŻAŁEM SIĘ DO JADALNI.

Jeszcze więcej o poście w Rzymie. Kiedyś zobaczyliśmy, że układ pokarmowy Eugeniusza nie był w stanie strawić tłustych potraw.

Kiedy skończy się Wielki Post, będę miał trochę więcej siły, bo przy­znam się ojcu, iż w życiu tak nie pościłem jak tym razem. Często zdarza mi się, że spędzam dzień z dwoma niedogotowanymi jajkami w brzuchu, a jeszcze nie wolno ich jeść przez trzy dni w tygodniu. Nie mogę prze­zwyciężyć wstrętu do cuchnącej oliwy, której używa się w tym domu. To mocniejsze ode mnie. Kiedy podaje mi się rybę, połykam ją bez przypra­wy, ale czasem nie może przejść. Raczej zwymiotowałbym niż potrafił zjeść trzy kawałki innej ryby, którą usmażono w occie z aromatami, które mnie prowokują. Zupa często jest obrzydliwa — składa się z sera, chleba i ziół. Zawsze wlewam ją w gardło. Wynagradzam sobie jednak owocami. Jem chleb z orzechami i daktylami oraz zazwyczaj dwie gruszki, których nie oszczędzam. Z tym wszystkim, wieczorem, gdybym słuchał siebie, obyłbym się kawałkiem chleba. Jem go jednak zawsze oprócz sobót, bo w niedziele jem śniadanie z surową albo gotowaną czekoladą. Z braku in­nych pokut, to ofiaruję dobremu Bogu...

Śmiałem się czasem, myśląc o radzie, którą – jak sądzę – święty Bernard dawał swoim zakonnikom na temat nastawie­nia, z jakim powinni udawać się do refektarza. Nie muszę robić wielkiego wysiłku, aby przyswoić sobie ducha tego świętego, a na pewno u mnie zachowanie go nie jest aktem cnoty męczennika. Moje serce podnosi się już przy zbliżaniu się do refektarza. Nie obawiam się, że tam zgrzeszę zmysłowością. Z tym wszystkim czuję się dobrze i od czasu wyjazdu z Francji ani przez chwilę nie miałem dolegliwości.

List do Henryka Tempier, 16.03.1826, w: EO I, t. VII, nr 230.

Czasem dobrze jest przypomnieć sobie, że może być niesmaczne pożywienie, w ten sposób będziecie mogli docenić zmysł smaku. John Oliver


1 lipca - LODY I WIELKOPSTNE UMARTWIENIE

Pisma Eugeniusza z okresu młodości pokazują nam, że lubił lody włoskie. W poniższym tekście jest nieco załamany widząc, jak inni kapłani korzystają z tej przyjemności, podczas gdy on powziął postanowienie, aby z nich zrezygnować w okresie Wielkiego Postu. Ten tekst znajduje się w jego dzienniku i jest poufny.

Wieczorem u ambasadora Francji odbyło się wielkie przyjęcie z okazji nominacji kardynała de Latil. Ambasador Hiszpanii był nieobecny, to go mniej kosztowało. Dwaj kardynałowie rzymscy przyjmowali każdy w swoim klasztorze. Dochodził gwar od powozów, które jeździły od jednego do drugiego kardynała, na szczęście oświetlenie i sztuczne ognie rozbłyskiwały w taki sposób, aby pomóc uniknąć niebezpieczeństwa, że zostaną przyćmione. Na moment pojawiałem się u ambasadora na cześć naszego kardynała, ponieważ nigdy nie udaję się na wielkie wieczorne przyjęcia. Szybko wycofałem się do mego klasztoru, zasmucony, że na własne oczy zobaczyłem wiele osób, nawet kapłanów, jak pomimo postu na własne sumienie smakują lody, jest możliwe, aby lody uznano za płyny, które nie naruszają postu: w rzeczywistości rozpuszczają się w buzi, ale, moim zdaniem strasznie wykraczają przeciwko duchowi umartwienia, z którego nie powinno się tak łatwo rezygnować w tym świętym czasie. Widziałem, że post nie kosztował mnie tyle, jeśli rano wypiłem sporą filiżankę czekolady, po obiedzie filiżankę kawy, wieczorem loda, godzinę wcześniej szklankę lemoniady i w końcu kolację. Brakuje jeszcze, abym wyznaczył sobie tyle dni świątecznych, nwet gdyby to był dzień Wielkanocy.

Dziennik rzymski, 13.03.1826, w: EO I, t. XVII.

Lody są wyborne – jakież to żałosne,że są niedopuszczalne. Voltaire


30 czerwca - DYSCYPLINA JEST MOSTEM POMIĘDZY PROJEKTAMI I ICH REALIZACJĄ.

Przebywając w Rzymie Eugeniusz był pierwszym wikariuszem generalnym w Marsylii. Tempier poinformował go o sprzeciwie dwunastu kapłanów wobec biskupa Marsylii. Przytaczam ten fragment, aby mieć pojęcie o pewnych trudnościach, na które napotykają biskup i Eugeniusz chcąc ukarać ekscesy, które pojawiały się po rewolucji oraz o fakcie, że w Marsylii przez 21 lat nie było biskupa. Eugeniusz bardzo cierpiał z tego powodu, że informował o tego typu sytuacjach.

...Żeby wikariusz generalny umieszczał swoje nazwisko w reklamacji przeciw decyzji swego biskupa! To potworność, w którą nie można było­by uwierzyć, gdyby się nie znało osobistości. Reklamacja poza tym ujaw­niła tak dziwną tutaj sprawę, że bez obawy można powiedzieć, iż wszyscy, którzy ją podpisali, zasługiwaliby na utratę swego stanowiska. Ekscelen­cja zachował się jak godny biskup. Wypadałoby jednak wreszcie dać znać tym księżom, że Ekscelencja, choć zawsze gotów jest wysłuchać robionych mu indywidualnych uwag, które będzie się uważało za słuszne, nigdy nie przyjmie zbiorowych petycji, które uważa za sprzeczne z regułami dyscy­pliny. Zaraza! Co za kler w Marsylii? Bardzo mu trudno zrezygnować z form demokratycznych i z systemu republikańskiego, jakie przyswoili so­bie w czasie anarchii. Niech Bóg broni, żeby mu okazywać słabość. Pro­szę przynajmniej czuwać nad seminarium, aby jego wychowanków na­tchnąć innymi uczuciami... Czy trzeba, aby biskup się potępił za to, że nie niepokoił ich za nad­użycia, które w sumieniu jest obowiązany reformować?

Znów trzeba, aby Eugeniusz miał świadomość, że wbrew swemu twardemu językowi w zyciu prywatnym, w tej syutuacji powinien kierować się dyplomacją.

Nie można było­by przesadzić w wykazywaniu im niezadowolenia z podniesienia przez nich tarczy. O, jak konieczna byłaby wizytacja! W tym momencie odbywa się ona w Rzymie, a na pewno biskupi, którzy ją przeprowadzają w imie­niu papieża, przyglądają się sprawom z bliska i nic nie uchodzi ich uwagi. Widzę, że aby odpocząć po zmęczeniu i po długiej podróży zamiast roz­koszy wypoczynku przez pewien czas wśród przyjaciół, trzeba będzie od razu chwycić za broń, aby się bronić przed napadami prezbiterianizmu. Dowiedziono zresztą, że każde ustępstwo w pokojowych zamiarach jest rujnujące i nie prowadziłoby do niczego innego niż do niszczenia zasad i że tacy ludzie nie mają ani dość wielkoduszności, ani dość serca, aby być wdzięcznymi za dobre uczynki, ani nie zdają sobie sprawy z aż nazbyt często okazywanej im grzeczności.

List do Henryka Tempier, 9.03.1826, w: EO I, t. VII, nr 229.

Dyscyplina jest mostem pomiędzy celem a środkami. Jim Rohn


27 czerwca - MISJE LUDOWE. CZYNIĆ PROSTYM TO, CO JEST SKOMPLIKOWANE.

Gdy byliśmy skupieni na pobycie Eugeniusza w Rzymie, dzisiejszy tekst przypomina nam, że ciagle jest zaangażowany w misjeoblatów we Francji. Śpiewnik był regularnie wydawany przez oblatów jako skuteczne narzędzie podczas misji ludowych (zob. Rozważanie z 29 czerwca 2011 r).

W skład każdej wchodził temat, który w prostych słowach miał pomóc ludziom poznać i zrozumieć ich wiarę: 1. Hymny śpiewane po prowansalsku i francusku w czasie misji – wszyskie skupione w okół tego, aby wzmocnić temat kazania i pomóc ludziom zapamiętać katechezę. 2. Podsumowanie katechezy. 3. Teksty wspólnych modlitw oraz pouczenia i pomoc w modlitwie indywidualnej.

Nasz śpiewnik trzeba przedstawić do zatwierdzenia biskupowi z Mar­sylii i z Nimes oraz posłużyć się dawnym zatwierdzeniem przez arcybisku­pa. Zrobiłby ojciec również dobrze przedstawiając go do zatwierdzenia przez biskupa z Frejus. Jeżeli ojciec na to się zdecyduje, trzeba mu będzie powie­dzieć, że zobowiązałem ojca do przedstawienia mu do zatwierdzenia tego śpiewnika już rozpowszechnionego w jego diecezji. Uważam, że wystarczy wydrukować 2000 egzemplarzy. Mam nadzieję, że nie zrobi w nim ojciec zmian mogących mylić tych, którzy mają dawne wydania. Chciałbym, aby umieszczono w nim psalmy do nieszporów o męczennikach, wyznawcach i świętej Dziewicy dla wygody tych, którzy mają tylko ten śpiewnik.

List do Henryka Tempier, 9.03.1826, w: EO I, t. VII, nr 229.

Konsultowano się z biskupami diecezji, w których oblaci głosili misje, aby uzyskać ich aprobatę materiałów zawartych ww tym śpiewniku.

Komplikować rzeczy proste, to cech wspólna. Czynić prostym to, co skomplikowane, zdumiewająco prostym, świadczy o kreatywności. Charles Mingus


24 czerwca - PRAWIE BYLIŚMY POWALENI. JAK W TYM NIE DOSTRZEGAĆ BOŻEJ RĘKI.

Zastanawiając się nad niespodziewanym sposobem, poprzez jaki papież pokazał swe specjalne zaiteresowanie wobec Oblatów, Eugeniusz wyciaga wnioski dla każdego z nas.

Czy nasi panowie przynajmniej to czują? Gdyby wiedzieli, co to zna­czy, podskoczyliby z radości albo osłupieliby z podziwu. Tutaj czasem czeka się sześć miesięcy na jedno tak albo na jedno nie, waży się znak, usiłuje się wniknąć w myśl papieża, uważa się za szczęśliwego z posiada­nia słabiej nadziei, niezależnie od tego jak ona jest daleką. A to ten sam papież zrobił dla nas wszystko. Jaki mieliśmy do tego tytuł? Kto sprawił, że w czasie jednej audiencji natchnąłem go tak mocnym, tak rzeczywistym i tak stałym zainteresowaniem? Jak w tym nie widzieć czynnika nadprzy­rodzonego?

Popnieważ Bóg działał poprzez osobę papieża, oblaci przez ten sam fakt powinni być przywiązani do zgromadzenia oraz mieć świadomość, że do istenienia zostali powołani przez Boga.

Stąd też jak tu nie być przepełnionym wdzięcznością wobec Boga i jak, zastanawiając się nad nami, nie przywiązać się jeszcze bardziej do Stowarzyszenia, które dopiero co otrzymało tak przekonujące dowody opieki Pana, do którego teraz należymy w całkiem inny sposób, bo w po­rządku hierarchicznym. Przez nie jesteśmy związani z najwyższym zwierzchnikiem Kościoła, który jest jego suwerennym moderatorem.

Nasza odpowiedź na działanie Boga tkwi zatem w odpowiedzialnosci, aby mieć świadomość zarówno co do tożsamości oraz specyficznego ducha, ktory odróżnia nas od księży diecezjalnych i innych zgromadzeń zakonnych. Gdy będziemy coraz mniej świadomi naszej tożsamości, nasza przyszłość będzie zagrożona.

Te­raz trzeba przyswoić sobie tego ducha zrzeszenia, który pobudza do tego, aby nie dać się prześcignąć żadnemu innemu zrzeszeniu w cnocie, staran­ności zakonnej itd...

List do Henryka Tempier, 9.03.1826, w: EO I, t. VII, nr 229.

Kiedy staje się jasne, że cele nie mogą zostać osiągnięte, nie dopasowujcie celów, nie dostosowujcie działania. Konfucjusz


20 czerwiec POSŁUGA OBLACKA. REKOLEKCJE PRZYNOSZĄ TYLE DOBRA.

Posługa, jaką oblaci pełnią w domach rekolekcyjnych i w sanktuariach ma swe źródło w poczatkach Zgromadzenia. Nasz pierwszy dom poza Aix – Notre Dame de Laus – był miejscem pielgrzymkowym, gdzie oblaci towarzyszyli ludziom głosząc im rekolekcje. Naszym drugim domem poza ax była Kalwaria w Marsylii i tam posługa głoszenia regkolekcji była integralną częścia misji, czego Eugeniusz chciał dla każdego kolejnego domu oblackiego.

W 1826 roku Eugeniusz myślał o przeniesieniu nowicjatu do wspólnoty w Marsylii, ale niepokoił się, że nie będzie już wystarczająco miejsca, aby przyjmować rekolektantów, aby pełnić posługę, która przynosiła tak wiele dobra. Tę owocna posługę pełni się nadla w wieleu częściach oblackiego świata.

Z trudem zrezygnuję również z nadziei, że w domu będzie można przeprowadzać rekolekcje. One przynoszą tyle dobra. Wiem, że we Francji nie rozumie się ich pożytku i że spowiednicy nie zadają so­bie trudu, aby je radzić, ale kiedy zbierzemy tylko sześć osób, może na­bierze się do nich ochoty, a Bóg wie z jaką korzyścią dla dusz! Ale jeśli w domu będziemy mieć naszych nowicjuszy, to co nam pozostanie do ulo­kowania rekolektantów? Gdybyśmy byli pewni, że to dzieło może się po­wieść, trzeba byłoby móc kupić domy sąsiednie. Takie myśli jawią mi się w umyśle, kiedy dreptam po ulicach Rzymu w naszych sprawach.

List do Henryka Tempier, 5.03.1826, w: EO I, t. VII, nr 228.

Nigdzie, jak tylko we wsłasnych duszach, ludzie mogą znaleźć bardziej wyciszone i spokojniejsze oddalenia się od świata. Marek Aureliusz


19 czerwca - WPADŁEM NA KSIĘDZA NAJBARDZIEJ SKRUPULATNEGO W CAŁYM CHRZEŚCIJAŃSKIM ŚWIECIE.

Spędziwszy ponad trzy dni na samodzielnym sporzadzaniu 200. stronnicowej kopii Reguły, teraz Eugeniusz powinien przedłożyć ją w kongregacji do sprawdzenia. Z dwoma obszerny,i rękopisami przybył do Watykanu, gdzie dokonywano weryfikacji. Nie odtrzymał znaczącej odpowiedzi na swą usilną prośbę. Jego opisowi towarzyszy pewna nuta humoru.

Nalegałem jednak z największą grzecznością, na jaką było mnie stać. Nacierałem nawet tro­chę i bardziej niż trochę. Ofiarowałem się dzielić trud. Było to zresztą je­dyne wyjście, aby mi nie kazano ciągnąć tej pracy przez piętnaście dni. Nie wiem, czy dlatego aby mnie obsłużyć, czy żeby mnie się pozbyć, wskazano mi jednego z sekretarzy, który tkwił nosem w swoich pismach. Mówiono: takie sprawy należą do niego. Grzecznie podchodzę do niego. Pokazuje mi swoje biurko zawalone papierami. Współczuję nadmiarowi jego zajęć i bez ceregieli proponuję mu, że przyjdę do niego wieczorem. To mu nie odpowiada. Woli umówić się na spotkanie w dniu wolnym, to znaczy w czwartek o godzinie dziewiątej rano.

Punktualnie o dziewiątej godzinie jestem przy jego drzwiach. Moja szubienica była już gotowa, a do mojej egzekucji święty mąż z góry pod­jął środki ostrożności: już odmówił nieszpory. Ojciec rozumie, co to mi zapowiadało. Wpadłem na księdza najbardziej skrupulatnego w świecie chrześcijańskim. Miałem być załatwiony w jednym dniu, ale jego delikat­ne sumienie kazało mi zapłacić usque ad ultimum ąuadrantem. Powiedzia­no mu, aby sprawdził rękopis, nie przepuścił mi więc ani joty. Zajął się moją kopią, podczas gdy ja czytałem głośno oryginał. Na próżno pędzi­łem. Podążał za mną oczyma i nosem, bo rzeczywiście nie widzi dalej niż sięga jego nos w sensie fizycznym i moralnym. Przerwał na chwilę moją męczarnię w celu wypicia kawy. Za wszelką cenę chciał, abym z nim wy­pił jedną filiżankę. Uparłem się, aby nie robił dla mnie innych wydatków oprócz szklanki wody, której koniecznie potrzebowałem. Wypiłem ją kro­pla po kropli w czasie mego długiego spotkania, które trwało przeszło czte­ry godziny i podczas którego moje gardło wielokrotnie traciło elastycz­ność, którą od razu przywracał mu brany w związku z tym łyk wody. Wreszcie o wpół do drugiej wygrałem swój proces, wypowiadając ostatnie słowo mego rękopisu, które omal nie było ostatnim w moim życiu. Przez całą resztę dnia byłem jednak wykończony z powodu zapalenia gardła. Wieczorem mogłem przełknąć ślinę i wszystko wróciło do normalnego porządku.

List do Henryka Tempier, 5.03.1826, w: EO I, t. VII, nr 228.

Niektórzy ludzie tak bardzo przygotowują się do tego, aby się chronić przed deszczem w porze deszczowej, że pozbawiają się korzystania z dni słonecznych. William Feather


18 czerwca - BYŁEM W NIEJ OD STÓP DO GŁÓW

Wiele pracy czekało na Eugeniusza zanim ostatni dokument zatwierdzający oblatów mógł zostać wydany przez papieża. Współczesna technika byłaby w stanie ja ukończyć w ciagu kilku dni. W czasach Eugeniusza wszystko wykonywano ręcznie.

Brewe będziemy mogli otrzymać dopiero po ukończeniu przeze mnie dużej roboty. Trzeba w całości skopiować Reguły i Konstytucje, ponieważ to ta kopia będzie poświadczona i mnie wręczona. Oryginał, do którego są dodane zatwierdzenia biskupów i podpisy członków Stowarzyszenia, musi pozostać w archiwach Kongregacji ds. Biskupów i Zakonników. Trochę jestem przerażony tą pracą.

List do Henryka Tempier i wszystkich Oblatów, 18.02.1826, w: EO I, t. VII, nr 226.

Starał się zaangażować profesjonalnego kopistę, który wykonałby to zadanie, ale żaden z nich nie był w stanie wykonać pracy w ciagu trzech tygodni – co jeszcez bardziej przedłużało jego powrót do Francji. Wówczas zdecydował, że sam się tego podejmie.

Liczy­łem, że zajmie mi to pięćdziesiąt godzin pisania. Uporałem się z tą sprawą w trzech dniach i nieco nocy. Trzeba przyznać, że to praca ogromna. Mogę też powiedzieć, że byłem w niej od stóp do głów, bo głowa, pierś, ramio­na, ręce, nogi, stopy i inne części ciała, których się nie wymienia, były okrutnie udręczone. Już nie ma śladu po tym chwilowym cierpieniu, które z dobrego natchnienia ofiarowałem dobremu Bogu na wynagrodzenie za swoje grzechy i dla dobra naszego Stowarzyszenia.

List do Henryka Tempier, 27.02.1826, w: EO I, t. VII, nr 227.

Nikt nie nudzi się, gdy stara się uczynić coś pięknego lub odkryć coś, co jest prawdą. William Ralph Inge