Obra: Rekolekcje dla przełożonych

W Wyższym Seminarium Duchownym w Obrze rozpoczęły się wczoraj roczne rekolekcje zakonne. Sesja przeznaczona jest głównie dla przełożonych klasztorów i jurysdykcji Polskiej Prowincji. Uczestniczy w nich 25 misjonarzy – wszyscy przełożeni domów zakonnych w Polsce oraz superiorowie: Delegatury na Ukrainie oraz Dystryktu szwedzko-norweskiego. Tegoroczne rekolekcje głosi ks. dr Krzysztof Czapla SAC – dyrektor Sekretariatu Fatimskiego w Zakopanem. Tematem jest duchowość maryjna związana z trwającym w Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów MN Rokiem Uśmiechu Maryi. Skupienie przełożonych zakończy się 29 stycznia. Następnie odbędzie się w Obrze dwudniowa rada poszerzona Polskiej Prowincji.

(pg/zdj. P. Zając OMI)


Od niepodpisanego listu do klasztoru po wędrownych cyrkowcach...

Młody ksiądz Eugeniusz de Mazenod powraca do rodzinnego Aix-en-Provence. Coraz wyraźniej widzi potrzebę poświęcenia się zwłaszcza najbardziej opuszczonym. Stopniowo odpowiadał na Boże wezwanie przede wszystkim poprzez służbę najuboższym materialnie i duchowo, życie wspólnotowe aż po życie zakonne. Gdy przedstawił się wikariuszom generalnym w Aix nie chciał być posłany do wypełniania z góry narzuconych zadań duszpasterskich. Chciał być wolny. Wszystko, co czynił ten młody kapłan, zdawało się wyrażać wołaniem: „Dajcie mi możliwość służenia tym, do których wy nie idziecie. Jest tylu biednych ludzi, których porzuciliście”.

Eugeniusz de Mazenod w okresie zakładania Misjonarzy Prowansji.

Kim dla Eugeniusza byli najbardziej opuszczeni? Widział ich w trzech obszarach. W pierwszej byli: rzemieślnicy, służący, chłopi i parobcy bez środków do życia. Do drugiej grupy zaliczał młodzież z Aix, w końcu do trzeciej więźniów, zarówno skazańców, jak i jeńców wojennych.

Posłuchaj kazania Eugeniusza z kościoła św. Marii Magdaleny w Aix

List, którego zapomniał podpisać.

Eugeniusz przekonał się, że sam wszystkiemu nie podoła i potrzebuje współpracowników. Starając się odczytywać wolę Boga w rozmaitych okolicznościach życiowych, widział, jak Bóg wyraźnie pokazuje mu potrzebę wspólnoty osób myślących i działających podobnie.

Aby rozpocząć coś naprawdę wartościowego, dobro nie wystarczy. I to był problem ojca de Mazenoda. Miał trzech księży gotowych do niego dołączyć, którzy byli zaledwie dobrzy. Wiedział, że aby oderwać swoją grupę kapłanów od spraw przyziemnych, potrzebował perspektyw, które byłyby czymś więcej aniżeli tylko dobre. Potrzebował doskonałości. I tak napisał do skromnego młodego wikariusza wiejskiego w Arles, ojca Henri Tempiera, wzywając go pilnie do przyłączenia się do projektu ewangelizacji prowansalskiej wsi. Oto pełen tekst listu Eugeniusza. Od razu można poczuć pasję człowieka, który to pisze:

Mój drogi przyjacielu, proszę czytać ten list u stóp swego krzyża z zamiarem słuchania tylko Boga, aby poznać, czego od takiego kapłana jak ksiądz wymaga sprawa Jego chwały i zbawienia dusz. Proszę zmusić do milczenia pożądliwość, umiłowanie dostatków i wygód; proszę dobrze przyjrzeć się sytuacji mieszkańców naszych wiosek, stanowi ich religijności, odstępstwom, które coraz bardziej krzewią się z każdym dniem i które dokonują straszliwego spustoszenia. Proszę przyjrzeć się nikłości środków, jakie dotychczas przeciwstawiono temu zalewowi zła; proszę zapytać swego serca, co chciałoby zrobić, aby zaradzić tym spustoszeniom, a następnie proszę odpowiedzieć na mój list.

A zatem, mój drogi, nie wchodząc w szczegóły, mówię księdzu, że ksiądz jest potrzebny do dzieła, które Pan nam zlecił. Ponieważ głowa Kościoła jest przeświadczona, że w nieszczęsnym stanie, w jakim znajduje się Francja, tylko misje mogą ponownie sprowadzić ludzi do wiary, którą faktycznie utracili, gorliwi duchowni z różnych diecezji jednoczą się, aby wspierać zamysł najwyższego pasterza. Poczuliśmy nieodzowną konieczność posłużenia się tym środkiem na naszych terenach i, pełni ufności w dobroć Opatrzności, położyliśmy fundamenty pod dzieło, które stale będzie dostarczać naszym wioskom gorliwych misjonarzy. Będą oni nieustannie zajmować się burzeniem królestwa szatana, dając jednocześnie przykład życia naprawdę kapłańskiego we wspólnocie, którą będą tworzyć. Będziemy bowiem żyć razem w jednym zakupionym przeze mnie domu, kierując się regułą, którą wszyscy dobrowolnie przyjmiemy, a której elementy zaczerpniemy ze statutów św. Ignacego, św. Karola (dla oblatów), św. Filipa Nereusza, św. Wincentego a Paulo i błogosławionego Liguoriego.

Henryk Tempier OMI

W tym świętym Stowarzyszeniu, które będzie miało tylko jedno serce i jedną duszę, czeka nas szczęście. Jedna część roku będzie poświęcona na nawracanie dusz, a druga na rekolekcje, studium i osobiste uświęcenie. Chwilowo nie mówię księdzu więcej na ten temat. To wystarczy, aby dać księdzu przedsmak duchowych rozkoszy, które wspólnie będziemy przeżywać. Jeżeli — jak się tego spodziewam — zechce ksiądz przyłączyć się do nas, nie znajdzie się w kraju nieznanym; będzie ksiądz miał czterech współbraci. Na razie nie ma nas więcej, bo chcemy wybrać mężów mających wolę i odwagę, by pójść śladami apostołów. Ważne jest położenie mocnych fundamentów: w domu musi być ustalona i wprowadzona jak największa obowiązkowość zakonna, skoro tylko tam się wprowadzimy. Dlatego właśnie ksiądz jest mi potrzebny. Wiem bowiem, że ksiądz potrafi przyjąć regułę wzorowego życia i w niej wytrwać. Mimo że wcale nie będziemy związani ślubem, mam nadzieję, że będzie z nami tak jak z uczniami świętego Filipa Nereusza, którzy, pozostając tak samo wolnymi jak my nadal nimi będziemy, umarliby, zanim by pomyśleli o wystąpieniu ze zgromadzenia, które ukochali jak matkę.

Po otrzymaniu odpowiedzi podam księdzu wszystkie szczegóły, jakich ksiądz może sobie życzyć, ale, drogi przyjacielu, zaklinam księdza, proszę nie odrzucać największego dobra, jakiego można dokonać w Kościele. Łatwo znajdzie się wikarych, którzy księdza zastąpią, ale nie tak łatwo spotkać ludzi, którzy by się ofiarowali i zechcieli się poświęcić dla chwały Bożej i zbawiania dusz bez nadziei na inny zysk na ziemi niż wiele trudu i z tym wszystkim, co Zbawiciel przepowiedział swoim prawdziwym uczniom. Odmowa księdza byłaby nieobliczalną stratą dla naszego rodzącego się dzieła. Mówię szczerze i po przemyśleniu sprawy. Ucierpi na tym księdza skromność, ale to nieważne. Nie zawaham się dodać, że gdybym był przekonany o konieczności przyjazdu do Arles, żeby księdza nakłonić, zrobiłbym to niezwłocznie. Wszystko zależy od początków. Słowem, potrzebna jest doskonała jedność w odczuciach, taka sama dobra wola, ta sama bezinteresowność i to samo poświęcenie.

Proszę zachować tajemnicę. Ksiądz zdaje sobie sprawę, że jakiekolwiek zwierzenia w Arles zakończyłyby się odwiedzeniem księdza od zamiaru, którego wszystkich korzyści ksiądz nigdy nie potrafi ocenić, dopóki nie zacznie go realizować. Będziemy musieli zastosować pewną taktykę wobec wikariuszy generalnych. Ci tak bardzo popierają nasze dzieło, że napisali do Paryża, aby umożliwić poznanie go poprzez czasopisma, ale będziemy musieli obmyślić konieczne starania, aby księdza zastąpić. Najmniejszy brak roztropności mógłby pokrzyżować nasze plany. Byliby oni skłonni przypuszczać, że nas czterech wystarczy, a jest pewne, że trzeba nas przynajmniej sześciu. Tylu mi obiecali. Któż by powiedział, że trudno ich znaleźć? To prawda, że jesteśmy wymagający, bo chcemy, aby nasz zamiar się powiódł i osiągniemy to, jeśli ksiądz przyłączy się do nas. Proszę więc szybko odpowiedzieć mi twierdząco, a będę zadowolony. Żegnam, ukochany bracie.

Posłuchaj listu Eugeniusza do Henryka Tempiera:

Ogarnięty chwilą ojciec de Mazenod szybko zapieczętował list i wysłał go pocztą. Ale zapomniał podpisać się na nim swoim imieniem! Możemy sobie wyobrazić konsternację ojca Tempiera po jego otrzymaniu. Czy to jakiś żart? Kto wysłałby mu taki list? Dopiero jakiś czas później, dzięki Abbe Gaudinowi, przyjacielowi zarówno Tempiera, jak i de Mazenoda odkrył autora listu. Kiedy to zrobił i kiedy zdał sobie sprawę z powagi prośby, po prostu odpowiedział.

 

Po przystąpieniu księdza Tempiera wspólnota liczyła pięciu członków:

  • Eugeniusz de Mazenod, lat 33
  • Henri Tempier, lat 26
  • Jean Francois Deblieu, lat 26
  • Auguste Icard, lat 25
  • Pierre Nolasque Mie, lat 47
„Oblaci”, czyli kto?

Dawna świątynia Rozumu i baza dla wędrownych cyrkowców

Ojciec de Mazenod zdawał sobie sprawę z tego, że zamierzona przez niego wspólnota apostolska powinna mieć dom, gdzie będzie mogła odpoczywać i przygotowywać się duchowo do pracy. Planował nabyć pofranciszkański klasztor na przedmieściach Aix, ale to się nie udało. Rozczarowany pisał do swego przyjaciela Forbina Jansona: „siostry od Najświętszego Sakramentu w jakiś zręczny sposób mnie przechytrzyły”.

Wtedy kupił większą część budynku z lat 1695-1701 po karmelitankach. Stał on na początku ulicy Mirabeau, nieopodal rezydencji, gdzie się urodził. Była tam kaplica, dawny chór sióstr, przylegający do kościoła, którego nie uwzględniała transakcja zakupu. Był zresztą tak zniszczony, że ojciec de Mazenod skomentował jego stan – „tam wewnątrz pada deszcz tak samo jak na dworze”. Podczas rewolucji przeznaczono go na kult bogini Rozumu, a potem służył jako baza dla wędrownych cyrkowców. Gdy Założyciel go w końcu kupił, stał się znany jako kościół misji i ten tytuł zachował do dziś.

Pokarmelitański klasztor i kościół w Aix
Wszystko zaczęło się od dwóch beczek i deski

Misjonarze Prowansji

W święto Nawrócenia św. Pawła, 25 stycznia 1816 roku, pięciu młodych księży zebrało się w salonie, by podpisać oficjalną prośbę skierowaną do archidiecezji celem zatwierdzenia ich małego rozkwitającego stowarzyszenia pod nazwą Misjonarze Prowansji. Cel Zgromadzenia był dwojaki:

1. Głosić misje, by rechrystianizować „małe miasteczka i wioski w Prowansji, które prawie całkowicie odeszły od wiary, ponieważ zwykła posługa parafialna jest mało skuteczna (…)”.

2. „Zorganizować wspólnotę żyjącą według takiej reguły, by mogła służyć diecezji, a jednocześnie dążyła do własnego uświęcenia stosownie do swego szczególnego powołania”.

Dokument został podpisany przez ojców de Mazenoda, Tempiera, Icarda, Deblieu i Mie, a grupa rozpoczęła dziesięciodniowe rekolekcje przygotowawcze do głoszenia pierwszych misji parafialnych w Grans.

Wspólna sala pierwszych oblatów
Oblaci mają być “specjalistami od Słowa Bożego” – biblijne tradycje Zgromadzenia

Charakterystyka pierwszej wspólnoty według Założyciela

Ubóstwo:

Nigdy, odkąd złożyliśmy śluby, nie mieliśmy okazji być tak ubogimi, jak wtedy. Niemal nieświadomie wkroczyliśmy na drogę doskonałości, którą tak niedoskonale teraz kroczymy. Celowo podkreślam dobrowolność naszego wyrzeczenia. Można by przecież wszystko, co potrzebne, przewieźć z domu mojej matki, ale nie to było moim zamiarem. Bóg już był obecny w moim dziele tworzenia, prowadząc nas (chociaż nie byliśmy wtedy tego świadomi) ku radom ewangelicznym i świadectwu, które później przyszło nam składać. Doceniliśmy ich wartość, żyjąc według nich.

Jedność:

… Jako misjonarze mamy jedno serce, jedną duszę i jedną myśl. To zadziwiające! Nasze radości, podobnie jak krzyże, są wspólne.

Miłość:

Zwyczajem Boga jest wynagradzać wielkodusznym apostołom ich służbę dla Niego. Miłość Boga obficie napełnia ich serca duchową radością i pokojem, które przewyższają wszelkie ludzkie wyobrażenie.

Radość i szczęście:

W świętej wspólnocie serc i dusz czeka nas szczęście (…), które zaspokoi wewnętrzne duchowe pragnienia wszystkich.

Modlitwa:

Zgromadzeni w imię Jezusa Chrystusa w regularnym życiu wspólnotowym, poprzez rekolekcje, modlitwę i rozmyślanie, przygotowujemy się do pracy jako Misjonarze Prowansji.

 

Fragmenty pochodzą z: A. Hubening OMI, „Żyjąc mocą Ducha Świętego”.


Katowice: Sega Band kolędowało dla bezdomnych

21 stycznia przy Klubie Wysoki Zamek na katowickim Załężu odbył się wyjątkowy koncert kolędowy dla ubogich i bezdomnych. Projekt zrodził się ze spotkania trzech kobiet, które obdarzone zdolnościami wokalnymi, postanowiły stworzyć niezwykłe wydarzenie dla korzystających z pomocy Wspólnoty Dobrego Pasterza. Powszechnie wiadomo, że zespół chrześcijański „Sega Band” zrodził się przy katowickiej wspólnocie, a duchowym opiekunem projektu był oblat – założyciel Wspólnoty Dobrego Pasterza.

Wspólnota Dobrego Pasterza, założona 30 lat temu, zawsze w swym pragnieniu miała służbę ubogim! Myślę, że Wiola i Marek Richterowie doskonale wypełniają tę służbę! Zupa w Kato jest nie tylko co czwartkowym cyklicznym wydarzeniem,ale stałą pomocą osobom bezdomnym i samotnym! Ja ze swej strony gorąco kibicuję wszystkim Bożym inicjatywom na rzecz ubogich i potrzebujących, które podejmuje Wysoki Zamek – tłumaczy Justyna Segiec, wokalistka i założycielka „Sega Band”.

(pg/zdj. WDP Katowice)


Oblaci na Czerwonej Wyspie

W długą epopeję misji wpisała się w ostatnich latach historia misjonarzy oblatów na Madagaskarze. Zapoczątkowało ją 3 grudnia 1980 r. pięciu polskich oblatów. Dziś jest ich prawie 100. Współpracują ze świeckimi, są dla ubogich i są ich głosem. Idą tam, gdzie jest najciężej.

Była to druga misja ad gentes (po północnym Kamerunie) samodzielnie prowadzona przez polską prowincję zakonną. Tworzono ją od podstaw, ponieważ ci zakonnicy nie pracowali dotąd na Madagaskarze. Dynamiczny rozwój pracy oblatów i ich wzrost liczebny łączył się z utworzeniem malgaskiej delegatury zakonnej i w coraz większym stopniu przybieraniem przez nią malgaskiego oblicza. Wyraża się to w coraz większej przewadze liczebnej miejscowych powołań nad oblatami polskimi, a także w przejmowaniu przez nich coraz większej liczby odpowiedzialnych stanowisk w administracji zakonnej, dziele formacji oraz w poszczególnych domach zakonnych i parafiach. O dojrzałości młodej wspólnoty malgaskiej świadczy też fakt posłania pierwszych misjonarzy poza granice kraju.

Madagaskar: Oblacki jubileusz na Czerwonej Wyspie [galeria]

Pierwsze placówki misyjne

Po formalnym zatwierdzeniu misji wybrano spośród wielu chętnych pięcioosobową grupę, na której czele stanął o. Franciszek Chrószcz, misjonarz z Kamerunu. W jej skład weszli także o. Jan Sadowski, pracujący jako kapelan szpitalny w Lublińcu, oraz trzech diakonów kończących swoje studia seminaryjne w Wyższym Seminarium Duchownym w Obrze: Roman Krauz, Marian Lis i Jan Wądołowski. W liturgiczne wspomnienie św. Franciszka Ksawerego, patrona misji, 3 grudnia 1980 r., polscy oblaci dotarli na Madagaskar. Zatrzymali się w Mahanoro – misji francuskich montfortanów, której centrum stanowił przestronny, piętrowy, budynek otoczony głębokimi podcieniami. Po wstępnej nauce języka i kursie zapoznawczym z miejscową kulturą objęli misje w Marolambo i Ambinanindrano. Obydwie misje były odcięte od ośrodków miejskich. O każdy szczegół zaopatrzenia trzeba było zabiegać u montfortanów w Mahanoro i ich też prosić o transport. Zgodnie z wcześniejszymi umowami polscy oblaci mieli przejąć także misję w Mahanoro, Masomeloce oraz Ośrodek Rozwoju w Marotsiryry. Zgodnie z tymi założeniami polscy oblaci przejmowali całą południową część diecezji Toamasina, czyli dość jednolite terytorium pod względem geograficznym i administracyjnym, tzw. Dystrykt Lasów Tropikalnych o powierzchni ok. 7 tys. km2 z 200 tys. mieszkańców. Montfortanie odchodzili z tych terenów z powodu starzenia się personelu, braku powołań i trudnego, tropikalnego (malarycznego) terenu, który był przyczyną śmierci wielu ich współbraci. Główną misją dla tego sektora polskich misjonarzy stało się Mahanoro. Plany rozwoju polskich misji na Madagaskarze domagały się wzmocnienia personelu misyjnego. Nowi misjonarze z Polski przybyli 8 sierpnia 1984 r. (Jerzy Wizner i Stanisław Oller). W 1985 r. erygowano oficjalnie Delegaturę Polskiej Prowincji na Madagaskarze. W roku erygowania polskiej delegatury zakonnej na Madagaskarze przybyło kolejnych dwóch nowych misjonarzy z kraju.

Pierwsi oblaci na Madagaskarze wraz z ówczesnym Prowincjałem Polskiej Prowincji – o. Leonardem Głowackim OMI
Misja na Madagaskarze z lotu drona

Katechiści i inspektorzy

Polscy misjonarze, jako przybysze z zupełnie odrębnego obszaru kulturowego, nie mogli do końca przeniknąć do serca miejscowej kultury. Dlatego też od samego początku szukali świeckich współpracowników, gotowych z poświęceniem i wewnętrznym przekonaniem głosić poznane i przeżyte wewnętrznie prawdy. Najbliższymi współpracownikami misjonarzy byli katecheci, zwani powszechnie na terenach misyjnych katechistami. System pracy ewangelizacyjnej, przyjęty przez polskich oblatów, wymagał dobrych katechistów. Od ich wyboru i formacji zależał bardzo często wzrost liczebny i duchowy wspólnoty chrześcijańskiej. Dlatego też polscy oblaci ich formacji poświęcają dużo czasu. Już w pierwszych latach obecności wybudowali ośrodki szkolenia katechistów w Marolambo, Ambinanindrano, Mahanoro i Masomeloce. W nich organizowali sesje katechetyczne, zebrania, dostarczali pomocy w książkach i czasopismach. Szkolenie katechistów odbywało się na różnych poziomach. Przeprowadzano także tzw. długie sesje, trwające miesiąc. Były to zwykle sesje dla kandydatów na katechistów. Katechiści przychodzili na nie z rodzinami.

(zdj. M. Wrzos OMI)

Niełatwy rozwój

W raporcie z 1986 r. Franciszek Chrószcz, przełożony delegatury, wyliczył, iż w czterech misjach, obsługiwanych przez polskich oblatów istnieją 264 wspólnoty chrześcijańskie (Marolambo – 110; Ambinanindrano – 72; Mahanoro – 53; Masomeloka – 29). Praca ewangelizacyjna misjonarzy polegała przede wszystkim na odwiedzaniu tych wspólnot, głównie pieszo, podczas 10-15 dniowych tzw. obchodów misjonarskich. Podczas krótkich pobytów we wspólnocie misjonarze udzielali sakramentów św., sprawdzali prace katechistów, spotykali się z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi. Ponadto co miesiąc do misji zapraszali „inspektorów”. Polscy oblaci zakładali i inicjowali działalność różnego rodzaju związków i stowarzyszeń katolickich. Zrzeszały one niekiedy kilka tysięcy chrześcijan. Odgrywały one bardzo dużą rolę w rozwoju i umacnianiu się Kościoła w danym sektorze oraz były czynnikiem rozwoju społeczno- -gospodarczego. Wśród ruchów i stowarzyszeń dla dorosłych liczebnością i prężnością odznaczały się Stowarzyszenie Młodzieży Rolniczej, Matki Różańcowe, Komitety Charytatywne, Legion Maryi oraz Stowarzyszenie Mężczyzn Katolickich.

Matka Boża wśród pogan - niezwykła peregrynacja na Madagaskarze
(zdj. H. Marciniak OMI)

Wielkie znaczenie dla opieki zdrowotnej w zagubionych w buszu wioskach miały przenośne „apteki misyjne”. Jednym z elementów pobytu w wiosce podczas obchodu misyjnego, była sprzedaż podstawowych lekarstw. Częścią posługi miłości była także doraźna pomoc, ważna zwłaszcza przy kataklizmach, które pozbawiają ludzi często dorobku całego życia. Wschodnie wybrzeże Madagaskaru odwiedzane jest co roku przez cyklony, często o wielkiej sile niszczenia. Wrażliwość na ludzką biedę i potrzeby przejawiała się także w tworzeniu komitetów charytatywnych w każdej wspólnocie chrześcijańskiej. Były to organizacje lokalne, niezrzeszające się w stowarzyszenia regionalne. Dzięki znajomości terenu i rzeczywistych potrzeb biednych oraz prężnie organizowanym kiermaszom, podczas których sprzedawano przede wszystkim odzież, pochodzącą z Europy, gromadziły one środki na działalność charytatywną. Podobnie dzieje się dziś, w czasie pandemii Covid-19.

K. Szabłowski OMI: Malaria, larwy i pasożyty – ale przede wszystkim radość głoszenia Ewangelii na Madagaskarze [rozmowa]
(zdj. M. Wrzos OMI)

Placówki wychowawcze i nowe misje

Pomimo początkowo słabej znajomości języka i miejscowej kultury, oblaci już u zarania swojej pracy zajęli się budzeniem powołań dla Kościoła lokalnego i swojego zgromadzenia. Brakowało im jednak odpowiednich struktur formacyjnych oraz pomieszczeń na prenowicjat, nowicjat i wyższe seminarium duchowne. Dlatego też w 1987 r. utworzono przy parafii Notre Dame de Lourdes w Toamasinie Foyer Victoire Rasoamanarivo, w którym chłopcy rozpoznawali swoje powołanie zakonne. W 1989 r. ustanowiono w tym miejscu prowizoryczny prenowicjat, choć warunki mieszkaniowe kandydatów i prenowicjuszy były bardzo trudne. Budynek wymagał bowiem remontów i przeróbek. Nowy dom prenowicjatu oddano do użytku w 1996 r. w Tanamokoa – dzielnicy Toamasiny. Rok wcześniej wybrano misję Ambinanindrano na miejsce nowicjatu, który otwarto w 1989 r. Po kanonicznym erygowaniu nowicjatu i wysłaniu pierwszych kandydatów na studia seminaryjne do Diego Suarez i seminarium oblackiego w Kinszasie w Zairze, polscy oblaci z Madagaskaru wybudowali dom zakonny dla seminarzystów w stolicy kraju, Antananarywie (1992 r.), a następnie w Fianarantsoa (1998 r.). Dom w Antananarywie stał się szybko domem głównym delegatury oblackiej na Madagaskarze, a przy oblackim seminarium duchownym w Fianarantsoa – w kraju Betsileo oblaci założyli parafię pw. św. Eugeniusza de Mazenoda w dzielnicy Sahalava (1998 r.) oraz ośrodek audiowizualny. Nowy ośrodek nazywany został „OMIFilm” (1998 r.). W 2000 r. założono parafię w Analakininie, dzielnicy Toamasiny. Ostatnie placówki oblatów na Madagaskarze zostały założone w diecezji Morondawa. To parafie św. Jana Pawła II w stolicy diecezji (2012 r.) oraz misja w Befasy (2016 r.), a także w diecezji Toamasina w Volobe (2020 r.). O dojrzałości młodej oblackiej wspólnoty malgaskiej świadczy też fakt posłania pierwszych misjonarzy poza granice kraju do Hongkongu, Chin, Kanady, domu generalnego zgromadzenia w Rzymie. Oblaci z Madagaskaru objęli też duszpasterstwo w czterech parafiach na wyspie Réunion (od 2011 r.), będącej administracyjnie terytorium francuskim. Obecnie polska delegatura oblatów na Madagaskarze liczy 98 członków (48 księży, 2 braci, 37 kleryków). Zdecydowaną większość stanowią oblaci rodzimi, malgascy.

 

o. Jarosław Różański OMI - misjolog, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Tekst pochodzi z "Misyjnych Dróg".

(misyjne.pl)


Kolejna sesja trybunału ws. beatyfikacji Alfonsa Mańki OMI

W sobotę 22 stycznia w Poznaniu odbyła się druga sesja trybunału beatyfikacyjnego kleryka Alfonsa Mańki OMI. Swoje sprawozdanie przedstawiła komisja historyczna, a jej członkowie zostali przesłuchani jako świadkowie w procesie.

Pierwsza sesja trybunału beatyfikacyjnego Sługi Bożego Alfonsa Mańki OMI [zdjęcia]

Boże, nasz Ojcze, dziękujemy Ci za Twojego Sługę kleryka Alfonsa, którego w młodzieńczym wieku obdarzyłeś pragnieniem świętości. On z miłością poszedł za Jezusem drogą powołania, podejmując trud pracy nad sobą i upodabniając się do Niego jako męczennik.

Przez wzgląd na Twojego Sługę Alfonsa, udziel mi Boże łaski, o którą Cię proszę…, abyś Ty był uwielbiony w jego świętości, a mnie umocnił w wypełnianiu Twojej woli. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Alfons Mańka OMI - Sługa Boży Kościoła katolickiego. Urodził się 21 października 1917 roku w Lisowicach k. Lublińca. W 1934 roku wstąpił do Małego Seminarium Oblatów w Lublińcu i po zdaniu matury w 1937 roku rozpoczął nowicjat w klasztorze oblatów w Markowicach. W tym okresie jego wychowawcą był superior klasztoru, mistrz nowicjuszy bł. o. Józef Cebula OMI. Pierwszą profesję zakonną złożył 8 września 1938 roku. Ukończywszy nowicjat rozpoczął studia filozoficzne w Krobi. Przebieg jego formacji duchowej ilustruje pozostawiony dziennik "Recapitulatio diei", prowadzony w okresie od 15 września 1937 do 23 sierpnia 1938. W czasie okupacji niemieckiej ziem polskich 4 maja 1940 roku uwięziony został przez Gestapo, wraz z piętnastu innymi współbraćmi i przewieziony do obozu przejściowego w Szczeglinie, skąd 9 maja trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego Dachau. Zarejestrowany pod numerem 9348 przebył tzw. kwarantannę od 9 maja do 2 sierpnia 1940 roku. Przetransportowany został do obozu koncentracyjnego Gusen I gdzie otrzymał numer obozowy 6665 i skierowany do pracy w kamieniołomach. Zmarł z wycieńczenia w styczniu 1941 roku. Jego proces beatyfikacyjny rozpoczął się 27 listopada 2021 roku w Poznaniu.

(pg)

 


Oblat mistrzem Polski w tenisie stołowym

Jędrzej Baranowski OMI - kleryk Wyższego Seminarium Duchownego w Obrze - zajął pierwsze miejsce w 23. edycji Mistrzostw Polski Wyższych Seminariów Duchownych w Tenisie Stołowym. Zawody odbywały się w dniach 20-21 stycznia na hali sportowej częstochowskiego seminarium.

(zdj. WSD Częstochowa)

Wiem, że Częstochowa jest bardzo gościnna i atmosfera jest naprawdę dobra - powiedział „Niedzieli” - Trzeba równoważyć swoje życie i duchowe, i intelektualne, a tu sprawdza się właśnie gra w tenisa stołowego. Sport przyciąga wielu. Zaszczepia też dobre postawy, takie jak waleczność i hart ducha.

To drugi tytuł mistrza Polski w rękach oblata. Na zawody pod Jasną Górą powrócił po sześciu latach.

W tegorocznym turnieju rywalizowało 36 kleryków z 10 seminariów diecezjalnych i zakonnych. Mistrzostwo drużynowe zdobyło Wyższe Seminarium Duchowne w Częstochowie, na drugim miejscu uplasowali się klerycy z Poznania, na trzecim z Przemyśla. Za Jędrzejem na podium stanęli alumni z Przemyśla, Częstochowy i Poznania (trzecia lokata ex aequo).

(zdj. WSD Częstochowa)

Pierwsze Mistrzostwa Polski Wyższych Seminariów Duchownych w Tenisie Stołowym zorganizowano w 1999 roku w Częstochowie.

(pg/niedziela.pl)


Jerzy Kotowski OMI: Kościół w Turkmenistanie jak tylko może pomaga matkom

Piszę te słowa o dzieciach w szczególnym miejscu: w Aszchabadzie, stolicy Turkmernistanu. Sąsiadujemy tutaj z przedszkolem, w którym około 80 lat temu była baza dla „polskich sierot”. Temat znany: tysiące polskich dzieci za pozwoleniem Stalina wyszły ze Związku Sowieckiego u boku armii generała Andersa. Jedną z ich wychowawczyń była wtedy Hanka Ordonówna. Do dzisiaj niektóre z nich żyją rozrzucone po całym świecie. Trzynastoletni chłopiec ma na imię Szatlyk (to znaczy „radość”). Przyjechał do stolicy znad brzegów Amudarii. W domu pasie jedenaście owieczek i kilka krów. Pytam, czy tęskni za domem.

Tęsknię za owieczkami, kiedy ich nie widzę – odpowiada. – Każdej z nich dałem imię. Kiedy je wołam, przybiegają do mnie. Kiedyś zgubiła mi się jedna krowa. Zacząłem jej szukać. Dwa szakale już szły za nią. Bardzo się przestraszyłem… Co tu robić? Zacząłem się modlić. Szakale odeszły.

(zdj. J. Kotowski OMI)

Dzieci w Turkmenistanie, podobnie jak w innych krajach, są wielką wartością. Dlatego liczne rodziny nie są czymś wyjątkowym w tym kraju. Wiosną, kiedy dni są cieplejsze, często można spotkać w parku rodziców z kilkorgiem bawiących się radośnie dzieci. Maluchy swoim zachowaniem mówią, że są najszczęśliwszą grupą społeczną. Nawet czas epidemii nie zakłócił zbytnio oglądania takich widoków. Wieczorem, gdy tylko żar przestaje lać się z nieba, parki zaczynają tętnić życiem. Częsty widok na ulicy to pięknie udekorowany samochód. W pierwszej chwili obca osoba ma wrażenie, że jest to ślubny orszak. Bajkowy samochód jest udekorowany jednak znacznie bardziej bogato, niż limuzyny przewożące młode pary. A w tym wypadku jest to samochód, który jedzie do szpitala, by przywieźć do domu noworodka ze szczęśliwą mamą. Narodziny dziecka są tu wyjątkowym świętem i znakiem Bożego błogosławieństwa. Zawożąc Najświętszy Sakrament parafiance, która leżała w szpitalu, spotykaliśmy kobiety, które z heroizmem walczyły o uratowanie poczętych dzieci. Powikłania w czasie ciąży są zwykle dużym stresem dla matek. Nierzadko przyjście na świat dziecka jest okupione walką i bólem. To właśnie w takich okolicznościach poznaje się, jak wielką wartością jest życie. Dla Europejczyka gromadki biegających dzieci mogą być egzotyką. Otwartość na dzieci w rodzinach wynika nie tyle z komfortu życia – często ludzie ci zmagają się z wieloma trudnościami. Niektóre rodziny przeżywają poważne kryzysy.

(zdj. J. Kotowski OMI)

Spotkałem kobietę, która nosi swojego 18-letniego, niepełnosprawnego syna na rękach. Porzucił ją mąż. Nie mają gdzie mieszkać. Kobieta poszukuje dachu nad głową i pracy. Nie ma za co kupić wózka inwalidzkiego dla syna. Kościół stara się im pomóc, ale ile takich matek może skorzystać z naszej pomocy? Czy też z pomocy innych instytucji? Na bazarach wszystko drożeje. Matki przychodzą tu każdego dnia, by coś włożyć do swych toreb i siatek dla swoich rodzin. Kobiety, żyjące na brzegu turkmeńskiej pustyni, czerpią siły z powołania do macierzyństwa. Potrafią zmierzyć się z surowością świata, w którym żyją. One służą życiu, inwestują w rodzinę, w dzieci. A to najlepsza ze wszystkich inwestycji. Warto się dla niej poświęcić. Uroczystość Zesłania Ducha Świętego uświadamia nam, misjonarzom, jak bardzo potrzebne jest tchnienie Ducha Bożego, aby w ludziach uwikłanych w codzienne trudności, mógł zagościć pokój i aby mogła w nich rozkwitnąć Boża radość.

 

o. Jerzy Kotowski OMI - misjonarz w Turkmenistanie.

Tekst pochodzi z "Misyjnych Dróg"

(misyjne.pl)


Obra: Parafialny turniej FIFA

Z okazji czasu ferii zimowych proboszcz oblackiej parafii w Obrze zaprosił dzieci i młodzież do udziału w parafialnym turnieju popularnej gry sportowej FIFA. To seria komputerowych gier sportowych o tematyce piłki nożnej. Możemy zdradzić, że również wśród obrzańskich profesorów i domowników są fani rozgrywek piłkarskich w przestrzeni wirtualnej.

(pg/zdj. G. Rurański OMI)


Andrzej Madej OMI: Krzyż to jest cena za jedność.

Wśród wizytówek podarowanych mi przez różne osoby, mam także wręczoną mi przez brata Stanisława Celestyna Napiórkowskiego, wspaniałego syna duchowego św. Franciszka. Na odwrocie tejże wizytówki napisał, co następuje:

Jezus  umarł, "aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno" (J 11,52).

Odmówię codziennie jedno: OJCZE NASZ o jedność chrześcijan i jedność międzyludzką.

Pozwólcie, że skomentuję to, co wyżej.

Na spotkania ekumeniczne do Kodnia nad Bugiem przyjeżdżała siostra Stanisława z Lublina.

Pamiętam jej świadectwo: czekała na coś dość długo. Na jej biurku leżała Ewangelia. Otworzyło jej się na słowach: Jezus umarł, aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. Wtedy jakby doznała olśnienia... Jezus oddał życie, aby zgromadzić rozproszone, abyśmy byli jedno... tyle razy to czytała, ale tylko teraz to do niej dotarło: Krzyż to jest cena za jedność. Jeżeli Jezus umarł za jedność, to  znaczy, że JEDNOŚĆ jest czymś bardzo ważnym, najważniejszym!

Wtedy postanowiła, że będzie codziennie się modlić o jedność chrześcijan. I tak zaczęło się również jej apostolstwo na rzecz jedności chrześcijan. Zaczęła rozdawać karteczki, na których była prosta prośba - by jedno "Ojcze  nasz" codziennie odmówić za jedność chrześcijan. Jednym z tych, kogo o to prosiła, był brat CELESTYN.

Może dzisiaj i ty dołączysz do tych, którzy codziennie odmawiają jedno "Ojcze nasz" w intencji jedności chrześcijan?

 

o. Andrzej Madej OMI - Superior Misji Sui Iuris w Turkmenistanie.