Komuniści nie chcieli zwrócić kościoła, więc ruszył na nich z kropidłem

Ojciec Edward Smalec OMI był misjonarzem z krwi i kości. Nie było dla niego trudnością udać się nawet w najdalsze zakątki, aby pomóc wierzącemu w otrzymaniu sakramentów. Wspominam go jako wspaniałego współbrata oblata, gorliwego kapłana i świątobliwego zakonnika.

Urodził się 3 października 1920 r. w Tarnowie. Przed wybuchem II wojny światowej ukończył szkołę handlową i rozpoczął pracę w sklepie w Tarnowie. Gdy wybuchła wojna, wstąpił do Armii Krajowej. Działał w podziemiu. Aresztowany wraz z tatą i stryjem, którzy potem zginęli w obozie zagłady, został zesłany na ciężkie roboty przy budowie strzelnic służących do eksperymentów z  nową bronią. Jak wspominał, w tym strasznym czasie, kiedy bito, by zabić i znęcano się nad człowiekiem, jedynym ratunkiem była modlitwa.

Zobacz: [Kijów: Nie tylko dla ubogich - ubodzy podziękowali też tym, którzy im pomagają]

Służba człowiekowi i Bogu

Po wyjściu z obozu i zakończeniu wojny wraz z kuzynem otworzyli kopalnię węgla nieopodal Tarnowa. Praca szła bardzo dobrze, ale do czasu. Za sprzeciwienie się utworzeniu „komórki partyjnej” komunistyczna władza nakazała zamknąć kopalnię. Edward wyjeżdża do Gdańska, gdzie otwiera sklep kolonialny, który przez pół roku wspaniale prosperuje. Jednak ta sama władza niszczy własność prywatną przez coraz większe podatki. Taki stan rzeczy doprowadza go do decyzji: „jak mam pracować dla tych złodziei, to lepiej służyć Bogu”. Udał się do kurii w Gdańsku, gdzie kanclerzem był wówczas oblat. Zdał maturę i wyjechał do nowicjatu na Święty Krzyż.

Zobacz: [Cud za wstawiennictwem Matki Bożej Tywrowskiej - świadectwo]

Ojciec Edward Smalec OMI (zdj. P. Ratajczyk OMI)

Wziąłem czapkę i pojechałem

Jego pragnieniem była praca na misjach. Jednak ponieważ było trudno o  paszport, jego pragnienie musiało „trochę” poczekać. Pracował w różnych klasztorach oblackich w Polsce i na różnych stanowiskach. Był wikarym, ekonomem, misjonarzem ludowym, a przez 22 lata kapelanem osób głuchoniemych i szpitali w Lublińcu. Za wspaniałą pracę z głuchoniemymi dziećmi otrzymał nagrodę od ONZ: dużego fiata. Kiedy rozpadł się Związek Radziecki, wreszcie nastąpił czas wyjazdu na misje. O. Edward wyruszył do Gniewania nieopodal Winnicy na Ukrainie. Była to pierwsza placówka oblacka na Wschodzie. Późną jesienią prowincjał poprosił o. Smalca o pomoc poprzez objęcie probostwa na placówce. Jak opowiadał o. Edward: „wziąłem czapkę i pojechałem”. Przez trzy lata posługiwał w Gniewaniu, gdzie dał się poznać jako wspaniały człowiek, pełen humoru i radości. 1 czerwca 1994 r. stawił się na nowym miejscu – w Czernihowie, aby pomóc w organizowaniu nowej placówki oblackiej. Wspominamy czasem sytuację, gdy w komży i z kropidłem w ręku pojawił się na zebraniu rady zakładowej, która decydowała o zwrocie katolikom zabranego kościoła. Po jego żywiołowej modlitwie i przemowie kościół w Gniewaniu został oddany.

Zobacz: [Ukraina: Katolicy zaniepokojeni bezczynnością władzy. Jeden z 7 cudów Ukrainy niszczeje]

(zdj. H. Kamiński OMI)

Życiowe doświadczenie i pokora

Przez 12 lat wraz ze współbraćmi wytrwale trudził się przy odbudowaniu wiary w województwie czernihowskim (terytorium ok. 1/10 Polski). Nie było dla niego trudnością udać się nawet w najdalsze zakątki, aby pomóc wierzącemu w  otrzymaniu sakramentów. Chorzy i  starsi nie przestawali chwalić o. Edwarda za okazywane serce i pomoc. Co sobotę razem wyjeżdżaliśmy do Sławutycza (miasto wybudowane po awarii elektrowni atomowej w Czarnobylu dla jej pracowników, położone 60 km od Czernihowa), aby tam organizować nową parafię i sprawować sakramenty. Radośni wracaliśmy późnym wieczorem, a o. Edward całym sercem śpiewał Bogu, dziękując za możliwość służby. Trudne to były czasy. Przez 69 lat przed naszym przyjazdem nie było tam katolickiego kapłana, a po komunistycznej propagandzie pozostała nienawiść do wszystkiego, co katolickie. Trzeba było przed sądem walczyć o oddanie zniszczonego kościoła, otwierać nowe parafie oddalone o dziesiątki kilometrów od Czernihowa. Podczas wakacji trwała akcja tzw. ozdrowienia dzieci, a od 2000 roku trzeba było budować kaplice i kościoły w pięciu powstałych parafiach. O. Edward umiał wspaniale się odnaleźć w takiej sytuacji, a pogodnym duchem napełniał innych. Dzięki ogromnemu doświadczeniu i pokorze, jakie wyniósł z trudnego życia, umiał przyjść z poradą i pociechą młodszym współbraciom. Nie wywyższał się, a dla wszystkich miał czas i serce. Doświadczenie życia procentowało. Ludzie do dzisiaj nazywają go „nasze Słoneczko”. Optymistyczne nastawienie do życia o. Edwarda podnosiło na duchu naszych parafian przygniecionych przez ciężar codziennych trosk, zwłaszcza ze starszego pokolenia. Starsi ludzie często pytają o niego i przekazują mu serdeczne pozdrowienia. Pamiętają w modlitwie. Pragnę zadać kłam często powtarzanemu zdaniu, mającemu korzenie jeszcze za czasów komunizmu: „ludzi niezastąpionych nie ma”. O. Edward jest dla mnie i dla wielu, którzy poznali go tu, w Czernihowie, świadkiem tego, że takiego drugiego już nie będzie. Dobry Bóg nigdy się nie powtarza, a wciąż tworzy wszystko nowe.

Tekst pochodzi z "Misyjnych Dróg"

(misyjne.pl)

 


22 listopada 2021

BEZ WZGLĘDU NA TO, JAK PIĘKNE MOGĄ BYĆ SŁOWA KAZNODZIEI, SĄ ONE BEZ ZNACZENIA, JEŚLI NIE TOWARZYSZY IM CODZIENNA, INTENSYWNA MODLITWA

W głoszeniu misji ludowych Eugeniusz zawsze podkreślał pierwszorzędne znaczenie świadectwa stylu życia misjonarzy jako podstawowego środka nawracania ludzi. Regularny program modlitwy jest jedyną drogą do osiągnięcia integralności życia, która następnie znajduje odzwierciedlenie w słowach i czynach.

Bez względu na to, jak piękne mogą być słowa kaznodziei, są one bez znaczenia, jeśli nie towarzyszy im codzienna, intensywna modlitwa.

Jeśli ktoś codziennie odprawia rozmyślanie, codziennie dwa razy robi dokładnie rachunek sumienia i półgodzinną orację przed Najświętszym Sakramentem, a nie poprawia się ze swoich niedoskonałości i nie robi żadnego postępu w doskonaleniu swego stanu, to uważam go za bardzo godnego pożałowania i za bardzo bliskiego zguby, choćby głosił kazania, aby nawrócić innych…

List do ojca Jeana-Baptiste Honorata, 01.03.1844, w: EO I, t. I, nr 32.


22 listopada 2021

MŁODY FABRE

Młody Fabre, najlepszy seminarzysta, został przyjęty do nowicjatu.

Dziennik, 17.02.1844, w: EO I, t. XXI.

To krótkie zdanie z dziennika Eugeniusza przedstawia nam dwudziestoletniego Józefa Fabre'a, który od dwóch lat będąc w diecezjalnym seminarium w Marsylii, rozpoczął swoją formację, aby zostać misjonarzem oblatem. Przez następne siedemnaście lat był w stałym kontakcie z biskupem Eugeniuszem i ojcem Tempierem, którzy darzyli go wielkim szacunkiem. Dzięki temu bliskiemu kontaktowi mógł przesiąknąć ich oblackim duchem. Po śmierci Eugeniusza, jego następcą na stanowisku przełożonego generalnego, został trzydziestosiedmioletni Józef Fabre.

Kiedy został wybrany na następcę Eugeniusza, kapitułę z 1861 roku zakończył następującymi słowami:

Czuję obecność naszego ukochanego ojca, on nas nie opuścił. Byłem przy jego łóżku, kiedy był bliski końca życia i powiedziałam mu: «Zawsze będzie ojciec z nami». «Tak» - odpowiedział. I dotrzymał obietnicy. Pozostaje z nami poprzez Świętą Regułę, którą nam zostawił i która jest wyrazem jego miłości do Boga i do zbawienia dusz. Jest ona chwalebnym testamentem Jego wielkiego serca i w jej przestrzeganiu znajdziemy naszą siłę.

Pierwszy okólnik ojca Fabre'a jako Superiora Generalnego oblatów zawiera zaproszenie skierowane do nas wszystkich, członków Rodziny mazenodowskiej, inspirowane duchem Świętego Eugeniusza:

Miejmy jedno serce i jednego ducha, a będziemy mieli siłę, by czynić to, co słuszne. Łączmy się w pamięci o kochanym na zawsze ojcu.

(Więcej informacji: https://www.omiworld.org/fr/lemma/fabre-joseph-fr/)


Kodeń: Modlitwa za polskich funkcjonariuszy na granicy

Podczas wieczornego czuwania w kodeńskim sanktuarium modlono się za polskich funkcjonariuszy strzegących granic państwa oraz o ustanie kryzysu migracyjnego. Modlitwę poprowadził o. Dariusz Galant OMI z kodeńskiej wspólnoty oblackiej. Wśród zgromadzonych w bazylice był m. in. ks. Wiaczysław Barok z diecezji witebskiej na Białorusi. Przyjechał do Kodnia wraz z Żołnierzami Chrystusa, którzy są inicjatorami akcji „Szturm różańcowy w intencji Ojczyzny”.

Kiedy dowiedziałem się, że jest planowana taka modlitwa tutaj w Kodniu, bardzo ucieszyłem się – mówi duchowny z Białorusi – Uważam, że musimy modlić sie o pokój pomiędzy Białorusią a Polską. Niestety jestem bardzo negatywnie przerażony, kiedy słyszę, jak dziennikarze mówią, że to Białorusini coś tam prowokują, Białorusini próbują, a ja chcę powiedzieć, że to wcale nie Białorusini. Być może to reżim Łukaszenki, owszem prowokuje, ale Białorusini, naród białoruski nie chce wojny z Polską.

W czuwaniu uczestniczyli także Rycerze Zakonu św. Jana Pawła II. Przełożony Komandorii Siedleckiej – Wacław Jopek, powiedział, że mężczyźni przyjechali do Kodnia, aby wspólnie modlić się na różańcu w intencji żołnierzy i funkcjonariuszy pełniących służbę na granicy.

(pg/Podlasie24/zdj. Podlasie24)


Nie chciał wziąć ofiary za posługę. Poruszające wnioski kenijskiego oblata

Jest misjonarzem w Kenii. Zadzwoniła do niego siostra zakonna z zapytaniem, czy mógłby poświęcić trochę czasu na namaszczenie i udzielanie komunii świętej ojcu jednej z ich sióstr. Powiedziała: „Szukaliśmy księdza, najlepiej takiego, który mówiłby w jego języku, ale nikt nie jest dostępny”. Ojciec Cosmas Kubai OMI zgodził się natychmiast. Kiedy udzielił odpowiedzi, usłyszał pytanie o stypendium za jego posługę. Wysłuchał jednocześnie tragicznej historii rodziny:

Mężczyzna mieszka w mieście z synem, leczy się na śmiertelną chorobę, żyje dzięki drogim lekom i odwiedza specjalistyczną klinikę prawie co tydzień. Syn musiał rzucić swoją normalną pracę o niskich dochodach, aby mieć czas na zabieranie go do szpitala. Prowadzi teraz mały sklepik, z którego płaci czynsz za rodzinę, edukację dzieci i leczenie ojca.

Po wysłuchaniu tej historii ojciec Cosmas odpowiedział:

Jako misjonarze jesteśmy tutaj dla ludzi, a kiedy on walczy o życie, powinniśmy go wspierać. W końcu oddał swoją córkę, aby służyła w Kościele jako siostra zakonna. Żal mi, gdy ludziom brakuje sakramentów, a w tym przypadku jeszcze smutniej, gdy osoba konsekrowana, która na co dzień służy Ludowi Bożemu, nie może znaleźć nikogo, kto by udzielił posługi jej tacie!

Misjonarz oblat zarezerwował niedzielne popołudnie i wraz z siostrami zakonnymi udali się do cierpiącego ojca jednej z nich. W domu wysłuchał jego spowiedzi, udzielił sakramentu namaszczenia chorych oraz komunii świętej. Na jednej wizycie się nie skończyło.

Od tego czasu kilkukrotnie odwiedzałem go z siostrami. Ilekroć przyjeżdżamy, łączymy się z jego córką, która posługuje w odległej części kraju. Ona zawsze wyraża wdzięczność swoim współsiostrom. Bliskość i więź tych zakonnic głęboko mnie poruszyły. Dbają o to, by ojciec jednej z nich otrzymywał duchową opiekę, jakiej potrzebuje. Czy tak bardzo troszczymy się o naszych przyjaciół oblatów i współbraci?

o. Cosmas Kubai OMI podczas wizyty u chorego (zdj. omiworld)

Podczas jednej z wizyt, jakie oblat złożył choremu, ojciec zakonnicy zwierzył się mu: "Kiedy na ciebie patrzę, widzę, że moje poświęcenia w życiu nie poszły na marne”. Wspomniał, jak walczył o edukację swoich dzieci, a w pewnym momencie o opiekę nad starym i umierającym ojcem.

Ale Bóg pobłogosławił mnie księdzem oraz siostrą zakonną w mojej rodzinie i przez nią teraz mam was wszystkich jako moje dzieci.

Widziałem w nim człowieka bardzo wdzięcznego i zadowolonego. Jakaż to łaska osiągnąć ten etap życia z poczuciem zadowolenia i spełnienia! Nie ma zbyt wielu bogactw materialnych, którymi mógłby dysponować, ale jest radosny i wdzięczny!

To doświadczenie nauczyło mnie kilku lekcji:

  • Dobro, które czynimy, wróci do nas;
  • Jako misjonarze, powinniśmy zawsze przyglądać się potrzebom naszych ludzi, niezależnie od tego, jak małe mogą się wydawać;
  • Wiele bogactw materialnych nie jest koniecznych do życia w radości i wdzięczności;
  • Braterstwo – warto dbać o naszych przyjaciół i współbraci, a nawet ich rodziny. Czasem małe gesty niosą wiele dobrego.

 

(pg/omiworld)


Papież spotkał się ze Współpracowniczkami Oblatkami Misjonarkami Niepokalanej

„Trzeba żyć duchem Wcielenia w czasie i miejscu, gdzie Bóg nas postawił, przyjmując rzeczywistość z otwartym sercem, aby zasiewać miłość Ojca, Syna i Ducha Świętego” – te słowa Papież skierował do przedstawicielek Instytutu Świeckiego Współpracowniczek Oblatek Misjonarek Niepokalanej z okazji 70-lecia istnienia oraz 20-lecia zatwierdzenia go na prawach papieskich. Towarzyszyły im podczas spotkania z Franciszkiem także Misjonarki Oblatki Maryi Niepokalanej.

(zdj. Vatican Media)

Ojciec Święty zwrócił uwagę, że założycielem Instytutu był o. Gaetano Liuzzo OMI, który przekazał mu charyzmat św. Eugeniusza de Mazenoda, założyciela Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Podkreślił, że bycie konsekrowanym w Instytucie świeckim nie oznacza ukrycia się w bezpiecznym miejscu, ale dzielenie na wzór Jezusa zwyczajnego życia ludzi, codziennej pracy, domu, relacji sąsiedzkich. Chodzi o przenikanie ziemskiej rzeczywistość światłem wiary, ciepłem miłosierdzia oraz perspektywą nadziei. Jezus w swoim ukrytym życiu jest wzorem dla wszystkich. Również jego codzienne działania miały wartość boską, wypływający z Jego osoby, z jedności z Ojcem, z odkupienia, dla którego się wcielił. Podobnie jest z członkami Instytutów świeckich oraz ze świeckimi z nimi stowarzyszonymi. Ich codzienne wspólne działania zyskują szczególną wartość apostolską z racji osobistego poświęcenia w zjednoczeniu z Bogiem jako celu przyjętemu w życiu. Aktywność świecka może stać się formą apostolatu bezpośredniego.

o. Gaetano Liuzzo OMI (1911-2003)

Święty Eugeniusz de Mazenod powtarzał często oblatom: „W imię Boga bądźcie święci”. Tutaj Franciszek wskazał na trzy postawy wyrażające to dążenie do świętości. Pierwsza z nich wyraża się w gotowości.

To znaczy, żyć w pełni w teraźniejszości, chwytając się obietnicy wieczności. Całe nasze życie jest dążeniem do życia wiecznego i musimy być na to gotowi. Człowiek jest gotowy, gdy jest całkowicie oddany Bogu oraz swoim braciom i siostrom. Nie wtedy, gdy pojawiają się oklaski i sukcesy, nie, życie jest czymś więcej. Jest to bycie w świecie w pełni, w prawdzie i wolności dzieci Bożych oraz w relacji braterstwa z innymi – podkreślił Papież. Tę intensywność relacji z Ojcem i z naszymi braćmi oraz siostrami karmi modlitwa, która pozwala Bogu być blisko nas, wyzwala z samotności i napełnia nadzieją. Modlitwa dotlenia życie: tak jak nie można żyć bez oddychania, tak nie można żyć jako chrześcijanie, a tym bardziej jako osoby konsekrowane, bez modlitwy.

Drugą postawą przywołaną przez Ojca Świętego jest ofiarowanie się, poświęcenie swojego życia. Chodzi o całkowite oddanie siebie Chrystusowi, aby utożsamić się z Nim duchowo. Wyraża ono pełną, hojną i nieograniczoną przynależność. Tutaj Franciszek zaznaczył, że należy przede wszystkim skupić się na Jezusie, a nie na sobie, ale na łasce jego daru. On jest Ofiarą, w której inni się ofiarują. Jezus przychodząc do nas jako sługa, umierając na krzyżu między dwoma złoczyńcami, wyjaśnia nam na czym polega życie: miłość przyzywa miłość, łaska pociąga za sobą bezinteresowność. Trzecią postawą wskazaną przez Papieża jest zaufanie do Boga na wzór Maryi.

W oczekiwaniu na audiencję (zdj. Cooperatrici Oblate Missionarie dell'Immacolata)

Trzeba naśladować Ją w słuchaniu i przyjmowaniu woli Bożej, aby i w nas Jego Słowo stało się ciałem. Dzięki jej wierze, dzięki jej «tak», dzięki jej «oto jestem», wypełnił się plan Ojca dotyczący powszechnego zbawienia. Dlatego bezpieczną drogą, także dla was, którzy jesteście z «Niepokalanej», jest ta, którą Ona przebyła – zaznaczył Papież. Tę drogę dobrze opisują żarliwe słowa, które wasz historyczny założyciel pozostawił wam w swoim testamencie: «Waszym powołaniem jest miłość, waszym prawem jest miłość, waszym lekarstwem jest miłość. Trynitarna miłość chrystocentryczna i powszechna miłość misyjna, w domu i na całym świecie, wcielająca się na nowo w miłość Matki, jako prawdziwe nowe Maryje z Nazaretu, żarliwe i wielkoduszne jak Ona, i z Nią».

Zobacz: [Świecki Instytut Współpracowniczek Oblatek Misjonarek Niepokalanej obchodzi 70 lat istnienia]

(zdj. Vatican Media)

Instytut powstał we Florencji 22 sierpnia 1951 r. dzięki proroczej intuicji włoskiego oblata, o. Gaetano Liuzzo OMI. Zwróciła się do niego grupa młodych kobiet, które chciały żyć po oblacku. Misjonarz z misyjną gorliwością, żarliwą miłością do Kościoła i Zgromadzenia, ukazywał im charyzmat św. Eugeniusza de Mazenoda. Z czasem kobiety przyjęły formę konsekracji, żyjąc w świecie. Po zatwierdzeniu diecezjalnym, 21 listopada 2001 r. Instytut uzyskał papieską aprobatę nowych Konstytucji. Charyzmat ewangelizacyjny prowadzi członków Instytutu do głoszenia Chrystusa wszędzie, poprzez świadectwo, pracę i profesję przeżywaną jako misję, animację misyjną w społeczeństwie, pracę z młodzieżą oraz różne działania w krajach misyjnych. Członkowie COMI, poza tym, że mieszkają samotnie lub w rodzinach, mogą żyć w małych wspólnotach, aby uwidocznić wymiar braterstwa i ducha rodzinnego.

(pg/vaticannews.va)


Ukraina: Katolicy zaniepokojeni bezczynnością władzy. Jeden z 7 cudów Ukrainy niszczeje

Od tragicznego pożaru kościoła pw. św. Mikołaja w Kijowie upłynęło blisko dwa miesiące. Nadchodzi zima, a kijowscy katolicy zgromadzeni w oblackiej parafii coraz bardziej się martwią o los niszczejącej świątyni.

Wczoraj rano minus osiem na dworze, dzisiaj deszcz, a świątynia św. Mikołaja, po prawie 80 dniach od pożaru, dalej stoi spalona, z wybitymi i pustymi oknami. Nic z tym jeszcze nie zrobiono – donosi o. Paweł Wyszkowski OMI, superior Delegatury misjonarzy oblatów na Ukrainie i w Rosji.

Biorąc pod uwagę fakt, że nadchodzi zima, sytuacja wydaje się coraz bardziej dramatyczna. Niezabezpieczona świątynia będzie narażona na ekstremalne warunki atmosferyczne – w tym niskie temperatury i wilgoć. Ministerstwo Kultury tłumaczy się potrzebą dokończenia przetargu na zakrycie okien sklejką, jedyne kroki ze strony władz to postawienie kolejnego już ogrodzenia z napisem „Strefa niebezpieczeństwa”.

Wygląda na to, że im więcej starań parafii o uratowanie kościoła, tym więcej opóźnień ze strony władzy – dodaje ojciec Wyszkowski.

Katolicka wspólnota wciąż gromadzi się na modlitwie przed świątynią, domagając się interwencji ze strony osób odpowiedzialnych. Przypomnijmy, że w wyniku porozumienia zawartego między Ministerstwem Kultury Ukrainy a parafią rzymskokatolicką w Kijowie, kościół ma być zwrócony wspólnocie wyznaniowej najpóźniej do 1 czerwca 2022 roku.

Zobacz: [Jest decyzja rządowa w sprawie kościoła św. Mikołaja w Kijowie]

Kościół św. Mikołaja w Kijowie zaliczany jest do tzw. siedmiu cudów Ukrainy. Wzniesiony w latach 1899-1909 w stylu neogotyckim według projektu Władysława Horodeckiego. Jego budowa została zainicjowana poprzez starania o pozwolenia, które podjął hrabia Władysław Michał Pius Branicki, Powstał z ofiar pieniężnych katolików mieszkających w Kijowie. Społeczność katolicka użytkowała świątynię do 1936 roku, kiedy obiekt został zawłaszczony przez władze radzieckie. Od lat 70-tych w kościele znajduje się sala organowa, urządzona w stylu republikańskim. Nabożeństwa katolickie mogły odbywać się jedynie w czasie, gdy ze świątyni nie korzystali muzycy. W praktyce wspólnota parafialna najczęściej wykorzystywała podziemia. Starania o zwrot świątyni trwają od lat 90-tych, kiedy opiekę nad świątynią objęli misjonarze oblaci. 25 czerwca 2001 roku, podczas swego pobytu w Kijowie, odwiedził to miejsce Jan Paweł II.

 

(pg/portal społecznościowy)


Andrzej Madej OMI: "Powrót do Grecji" [poezja]

POWRÓT  DO  GRECJI

 

Coraz to nowe mity wymyślając

straszą się ludzie

że im zagraża to i owo

 

wśród przyczyn nieszczęść które spaść miały

na ludzi którzy pragnęliby szczęścia

czego i kogo na listach nie było

 

na czele zagrożeń do dzisiaj się stawia

Boga winowajcę wszelkiego złego

 

a zaraz po  Nim mówi  się  otwarcie

że tym który może szczęście ludziom wykraść

jest  nie kto  inny  ale  drugi człowiek

 

pomińmy  inne  niebezpieczeństwa

które  się mitów  doczekały

na  wzór prastarych z  klasycznej  Grecji

 

i tak by straszyć ludzką  rodzinę

przez  cały czas trzeba  knuć  nowe  spiski

układać  bajki  by  się  stało  zadość

szyderczym słowom - strasz i  rządź


UKSW Warszawa: Kościół w Amazonii stanowi piękną epopeję misyjną

W czwartek, 18 listopada, odbyło się sympozjum misjologiczne: „Kościół w Amazonii czasu synodalnego”. Uczestnicy dzielili się refleksjami na temat posynodalnej adhortacji „Querida Amazonia”.

Pierwszy z prelegentów, ks. prof. Tomasz Szyszka SVD, wskazywał, że Kościół w Amazonii nie jest młody, ale dzięki obecnym tam zgromadzeniom zakonnym od XVI w., stanowi „piękną epopeję misyjną”. Mówiąc o przyszłości Kościoła na tamtejszym terenie, werbista przedstawił trzy perspektywy: urbanizacja, której skutkiem będzie utrata zmysłu religijnego; pentekostalizacja i aktywność sekt oraz odnowa duszpasterska.

Sytuację w Boliwii opisywał bp Stanisław Dowlasiewicz OFM Conv. Ludzie w tym kraju zmaga się z wieloma problemami, m.in. mafie narkotykowe, wyniszczanie przyrody, obrona przed koncernami. W tych sytuacjach wsparcie daje Kościół. Duchowny podkreślił znaczenie kobiety w tamtejszym kościele:

Zajmuje bardzo ważne miejsce. Mamy w Boliwii takie miejsca gdzie nie ma kapłana i to kobiety, siostry idą: mogą chrzcić, być przy błogosławieniu małżeństw, rozdzielają Komunię świętą. Ludzie zwracają uwagę ze nie chcą księży „turystów”, co przyjadą i msze odprawią, a potem przez kolejne miesiące ich nie ma. Proszą o kapłana który będzie z nimi, będzie znał ich język, dzielił ich życie.

Zobacz: [Amazonia: Świadectwo biskupa-oblata (wideo)]

Dr Alicja Fijałkowska Myszyńska z Uniwersytetu Warszawskiego zwróciła na sytuację społeczno-polityczną Amazonii. Wskazała, że na jej terenie mieszka ok. 3 mld ludzi, którzy tworzą 400 plemion, z których „część została poddana asymilacji, część żyje w odosobnieniu”. Prelegentka przypomniała różnice konstytucyjne państw należących do obszaru Amazonii.

O drogach inkulturacji, mówił w swoim wystąpieniu ks. prof. Władysław Strózik (IPJPII). Odwołując się do papieża Franciszka, wskazał, że te drogi to: „wsłuchiwanie się w mądrość przodków, poszanowanie kultury przedkolumbijskiej, wsłuchiwanie się w wartości tradycyjne, otwartość na Boga, sakralny charakter życia ludzkiego, szacunek dla rodziny, poczucie solidarności, uszanowanie harmonii, osobistej, rodzinnej, wspólnotowej, zdolność do radości w życiu surowym i prostym, odpowiedzialna troska o przyrodę”.

o. prof. UAM dr hab. Piotr Piasecki OMI (zdj. YouTube)

O nawróceniu ekologicznym mówił ks. dr hab. Piotr Piasecki (UAM). Zwrócił uwagę na rozróżnienie: albo zwracamy się ku ziemi, albo ku Bogu uznając nasze ekologiczne grzechy. Podkreślił, że „Synod jasno mówi ze katecheza katolicka powinna mówić o grzechach ekologicznych”.

Zobacz: [Amazonia: W Wielki Czwartek oblacki biskup udał się do więzienia]

Na odniesienia papieża Franciszka do prozy i poezji w adhortacji „Querida Amazonia” zwrócił uwagę ks. prof. Jan Górski (UŚ). – Poezja to wymiana do dialogu. Przez stulecia ludy Amazonii przekazywały mądrość kulturową ustnie. Poznanie tego bogactwa jest w warunkiem prawdziwej inkulturacji. Owocem tego jest odkrycie poezji rodzimej i wyrażenie za jej pomocą dialogu chrześcijaństwa z rodzimą kulturą. Papież wychodząc od ludów ukazuje tez poezję latynoamerykańska. Ale pierwotna twórczość stała się natchnieniem – mówił ks. prof. Górski.

(misyjne.pl)