24 marca - MÓDLMY SIĘ W DALSZYM CIĄGU I NIE USTAWAJMY POKŁADAĆ SWEJ NADZIEI W BOGU

Pragnienie Eugeniusza, aby zawsze żyć w jedności z Bogiem dawało mu poczucie spokoju. Jego zwyczaj, by zawsze trwać w obecności Boga żyć swą oblacją dawał mu pewność, że obojętnie, co się stanie, Bóg go nigdy nie opuści w życiu.

Mój drogi przyjacielu, módlmy się w dalszym ciągu i nie ustawajmy pokładać swojej ufności w Bogu. Tylko Jemu przysługuje ustalanie i ukła­danie wszystkiego zgodnie z Jego nieskończoną mądrością na jak najwięk­szą chwałę Jego imienia. Muszę powiedzieć, że nigdy w życiu nie rozu­miałem tak jak teraz wartości tego zawierzenia Bogu, nigdy nie czułem się tak skłonny do wprowadzania w czyn tej cnoty – bo to jest cnotą – jak w tej sytuacji. Prawdziwy chrześcijanin nigdy jednak nie powinien się bez niej obywać. Och! jak jestem szczęśliwy, że zrobiłem wszystko, co zależa­ło ode mnie, aby ją sobie przyswoić. To nie przeszkadza modlić się z całe­go serca o uzyskanie tego, co uważa się za dobre; przeciwnie człowiek modli się z większą ufnością, z jakąś pewnością, że będzie wysłuchany.

List do Henryka Tempier, 20.01.1825, w: EO I, t. VII, nr 219.

Wiara jest żywym, odważnym, tak pewnym i niezawodnym zaufaniem, że na niej, więcej niż tysiąc razy, człowiek mógłby oprzeć swe życie. Marcin Luter


21 marca - GORĄCE PRAGNIENIE, ABY MIEĆ UDZIAŁ WE WSZYSTKICH JEGO PIĘKNYCH CNOTACH, ABY ZACZERPNĄĆ Z TEGO ŹRÓDŁA, ABY PRZYLGNĄĆ DO TEJ NIEWZRUSZONEJ SKAŁY.

Co Eugeniuszowi dawało wewnętrzną siłę, aby kontynuować? Refleksja z jego osobistego dziennika o mszy, którą sprawował na grobie świętego Piotra kreśli nam obraz sytuacji.

Po raz trzeci poszedłem odprawić Mszę na konfesji świętego Piotra, ciągle z nową pociechą. Och! Jak dobrze się czułem w tych podziemiach! Moja msza była nieco długa. Liczyłem na uprzejmość mojego ministranta, który wiedział, że jego czas zostanie nagrodzony. O ileż spraw można zapytać Boga, kiedy składa się Najświętszą Ofiarę na ciele apostoła takiego jak święty Piotr!

Za pierwszym razem, kiedy poszedłem, bardziej zajmowałem się świętym Pawłem; dzisiaj wiarą świętego Piotra, jego miłością do Jezusa Chrystusa, jego bólem, że Go obraził, uczuciami naszego Pana wobec Niego, przywilejami, którymi go wzbogacił, goracym pragnieniem, aby mieć udział we wszystkich jego pięknych cnotach, aby zaczerpnąć z tego źródła, aby sie oprzeć, aby przylgnąć to tej niewzruszonej skały pochłaniało całą moją uwagę. Tylko podczas Confiteor, wymieniając dwukrotnie po imieniu świętego Pawła, podczas modlitw, w kanonie nie tylko powierzyłem się temu wielkiemu apostolowi, ale w tym momencie zauważyłem, że zdaję sobie sprawę ze wszystkich mych uczuć, nie wyłączając modlitwy do świętego Pawła, nie mając co do tego żadnej wątpliwości, moja pobożność zasadniczo kierowała się ku Księciu Apostołów, który oczywiście zechciał mi udzielić kilku kropel tej wewnętrznej pociechy, która daje słabe wyobrażenie nieba. Wydaje mi się, że w tej chwili poczułem, że umieram, to był jedynie krótki moment, który jednak pozostawił jeszcze kilka śladów w czasie dziękczynienia. To nie wszystko, aby otrzymać te łaski, ale należy na nie odpowiedzieć i połaczyć z miłosierdziem bożym, które naprawde jest niezłębione wobec biednych i nieszczęsnych grzeszników jak my.

Dziennik rzymski, 16.01.1826, w: EO I, t. XVII


20 marca - ŚWIĘTY OGIEŃ MIŁOŚCI

Co dawało siłę Eugeniuszowi, aby kontynuować? Inny rys zauważamy we mszy, która sprawował na grobie świetego Piotra. Mówi o świętym ogniu miłości, który wspomina w życiu i w przykładach każdej z tych osób, które przylgnęły do Jezusa.

Za­pewniam ojca, że człowiek modli się z ufnością, kiedy ma się poczucie przebywania między Jezusem Chrystusem i Jego wikariuszem, wśród Jego apostołów i pierwszych zwierzchników Kościoła, takich jak św. Linus itd.; składając najświętszą ofiarę na ciałach, które były ożywiane przez tak wielkie dusze, na relikwiach, które dotykały Zbawiciela, od których — jak wierzymy — jeszcze rozpala się święty ogień tej miłości, która wydała ich na udręki męczeństwa po to, aby wyznać imię ich Mistrza, który jest także naszym Mistrzem!

List do Henryka Tempier, 16.01.1825, w: EO I, t. VII, nr 218.

Czas spędzony w Rzymie, aby prosić o zatwierdzenie oblatów był po to, by pozwolić, aby ogień świetej miłości jeszcez bardziej zapłonął w oblatach i pomógł im zapalać go w życiu najbardziej opuszczonych.

Często nasze światło gaśnie i znów zapala się dzięki iskrze innej osoby. Każdy z nas ma powody, aby z głęboką wdziecznością myśleć o tych, który w nas rzoniecaja ogień. Albert Schweitzer


19 marca - DZIŚ ZNÓW POSZEDŁEM ZACZERPNĄĆ NOWYCH SIŁ I BŁAGAĆ O WZMOŻENIE POMOCY PRZY GROBIE ŚWIĘTYCH APOSTOŁÓW

Co było źródłem wewnętrznej siły, która podtrzymuje Eugeniusza?

Dziś znów poszedłem zaczerpnąć nowych sił i błagać o wzmożenie pomocy przy grobie świętych Aposto­łów. Po raz trzeci odprawiłem mszę przy konfesji Świętego Piotra i wy­znaję, że dobry Bóg swoją łaską raczył mnie wynagrodzić za zmartwienia jakie wznieca piekło. Z całego serca wzywałem świętego Piotra, a on udo­wodnił mi, że potrafi być dobrym patronem. Skorzystałem z okazji, aby was wszystkich bardzo usilnie polecić Bogu.

Komunia z Bogiem i ze świętymi oraz ze swymi braćmi z oblatami, z którymi ciagle był zjednoczony.

Dla wszystkich prosiłem o obfite uczestnictwo w cnotach i nagrodach tego wielkiego Apostoła.

List do Henryka Tempier, 16.01.1825, w: EO I, t. VII, nr 218.

W swoim Dzienniku wspomina to samo uczucie:

Również i tym razem nie zapomniałem, aby po nazwisku polecać tych, których zbawienie w szczególny sposób leży mi na sercu, z pewnością wynagradzają mi to swymi modlitwami i udziałem, jaki mi dają we wszystkich swych cnotach.

Dziennik rzymski, 16.01.1826, w: EO I, t. XVII.

Ten duch został wyrażony w naszej Regule życia:

Jako misjonarze, wielbimy Pana zgodnie z różnymi natchnieniami Ducha Świętego: niesiemy przed Niego codzienny ciężar naszej troski o ludzi, do których jesteśmy posłani (por. 2 Kor 11, 28). Całe nasze życie jest modlitwą o nadejście Królestwa Bożego w nas i przez nas. K 32


18 marca - DOBRY BÓG TOWARZYSZY MI WE WSZYSTKIM W SPOSÓB TAK NAMACALNY

Co dawało Eugeniuszowi wewnętrzną siłę, aby iść naprzód pomimo trudności, którym stawiał czoła? Zastanawiając się nad biegiem wydarzeń, które doprowadziły go do tego punktu, w którym się znajdował, oczywiście miał świadomość stałej pomocy Boga, a dzięki temu nawet własnego obowiązku, aby być wrażliwym na Jego łaskę.

Muszę dodać, że od kiedy wyjechałem z Francji, ale zwłaszcza od kiedy jestem w Rzymie, dobry Bóg towarzyszy mi we wszystkim w spo­sób tak namacalny, że wydaje mi się, iż nie potrafiłbym nie zachować w duszy stałego uczucia wdzięczności, które skłania mnie do chwalenia, błogosławienia i dziekowania Bogu, naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi, i w odpowiednich proporcjach świętej Dziewicy, świętym aniołom i świę­tym, którym — jak uważam – zawdzięczam opiekę i pociechy, jakich do­znaję. To nie przeszkadza mi spowiadać się dwa razy w tygodniu i usta­wicznie mieć mniejszy lub większy powód do korzenia się przed Bogiem...

List do Henryka Tempier, 10.01.1825, w: EO I, t. VII, nr 217.

Zrzućcie waze troski na Boga, kotwica wytrzyma. Frank Moore Colby


17 marca - WSZYSTKIE LUDZKIE DOŚWIADCZENIA SĄ POKORNĄ DROGĄ BOGA KU NAM

Nadal przypatrujemy się temu, co Eugeniuszowi dawało wenętrzną siłę, aby trwać na drodze. Swój list do Tempier rozpoczyna od wyjaśnienia oświadczenie, jakie zawarł w poprzednim liście, które moglo zostać błędnie zinterpretowane:

Mój drogi ojcze Tempierze, zaczynam od sprostowania zdania z mego ostatniego listu, które byłoby zbyt absurdalne i śmieszne, gdybym nie pi­sał w głębokim zaufaniu do swego przyjaciela i powiernika moich naj­skrytszych myśli. Na pewno nie wymknęłoby mi się przed żadną inną oso­bą. Kiedy mówiłem, że nie grzeszę, chciałem powiedzieć, że grzeszę mniej z całkiem prostego powodu.

Wyjaśnia, że jesli ktoś podejmuje się jakiegoś wielkiego dzieła w służbie bożej, konieczne jest, aby żył możliwie jak najbliżej Boga. Przypomina, aby to uczynić za pomocą środków, które ma do dyspozycji.

Najpierw, oddając się całkowicie naszym sprawom, starałem się jak najbardziej korzystać z nadzwyczajnych i wie­lorakich łask jubileuszowych.

Jak widzieliśmy w poprzednich rozważaniach, postarał się, aby uczestniczyć we wszystkich obchodach listurgicznych związanych z Rokiem Jubileuszowym. Tym samym był na bieżąco z historią religijną Rzymu, z pragnieniem głębokiego doświadczenia Boga spacerował po tych samych ulicach, po których przeszło wielu męczenników, świętych i pielgrzymów.

Zresztą tutaj wszystko przypomina wielkie przykłady świętych, którzy zdają się jeszcze żyć dla tych, którzy biegają po tym mieście z tak małym duchem wiary.

Po trzecie nigdy nie zapomniał motywu, który tłumaczył, dlaczego pracował nad zatwierdzeniem oblatów:

Ponadto, mając w rękach spra­wę o tak dużym znaczeniu, której skutki powinny tak potężnie wpłynąć na budowanie Kościoła, chwałę Bożą i uświęcenie dusz, sprawę, której musi się przeciwstawiać piekło i która może się powieść jedynie dzięki bardzo specjalnej opiece Boga, który sam tylko ma moc poruszenia serc i pokie­rowania wolą ludzi.

Z tych racji musiał żyć świadomością oczywistej obecności Boga:

Z konieczności musiałem dojść do przekonania, że moim obowiązkiem jest zrobić wszystko, co zależało ode mnie, aby żyć w możliwie jak najściślejszym zjednoczeniu z Bogiem i dlatego postano­wić być wiernym Jego łasce oraz nie zasmucać Jego ducha. W obecnym stanie rzeczy najmniejsza dobrowolna niewierność wydawałaby mi się przestępstwem nie tylko dlatego, że nie podobałaby się Bogu, co niewąt­pliwie byłoby największym złem, lecz także ze względu na skutki, jakie mogłaby za sobą pociągnąć.

List do Henryka Tempier, 10.01.1825, w: EO I, t. VII, nr 217.

Wszystkie ludzkie doświadczenia są pokorną drogą Boga ku nam. T. Dunne S.J.


14 marca - POWIERNIK MOICH NAJSKRYTSZYCH MYŚLI

W tych gorączkowych dniach, kiedy Eugeniusz cały swój czas przeznaczał, aby troszczyć się o postęp zatwierdzenia oblatów, co było jego wewnętrzną siłą, która go podtrzymuje? To był stały wysiłek, aby żyć w jedności z Bogiem, z członkami jego oblackiej rodziny we Francji. Szczególnym prezentem, jaki otrzymał, był Henryk Tempier, z nim był w stanie dzielić się wszystkim. Napisał:

Naprawdę wy­daje się, że dobry Bóg chce, abym się cały oddał mojej sprawie i był ściśle z Nim zjednoczony oraz nie pozwala, abym Go obrażał, przynajmniej świadomie.

List do Henryka Tempier, 5.01.1825, w: EO I, t. VII, nr 216.

Mój drogi ojcze Tempierze, zaczynam od sprostowania zdania z mego ostatniego listu, które byłoby zbyt absurdalne i śmieszne, gdybym nie pi­sał w głębokim zaufaniu do swego przyjaciela i powiernika moich naj­skrytszych myśli.

List do Henryka Tempier, 10.01.1825, w: EO I, t. VII, nr 217.

Potrzeba prawdziwej przyjaźni była istotną cechą osobowości Eugeniusza. Henryk Tempier był najbliższą dla niego osobą: jego pierwszym towarzyszem-oblatem, jego wikariuszem wśród oblatów, jego asystentem, wikariuszem generalnym w Marsylii, jego spowiednikiem, jego kierownikiem duchowym i życiowym przewodnikiem aż do chwili śmierci. Był źródłem siły Eugeniusza w najtrudniejszych chwilach.

Ten duch został wyrażony w naszej Regule życia: Każdy będzie umiał żyć w prawdziwej przyjaźni, która przyczynia się do wzrostu osobowości apostoła i czyni go bardziej zdolnym do kochania sercem Chrystusowym. Reguła 18b


13 marca - CIERPLIWOŚĆ, WYTRWAŁOŚĆ I POCENIE SIĘ

Przedstawienie prośby papieżowi, majace na celu skrócenie procedury aprobaty, w niekończący sposób było związane z historią zdrowia kardynała.

Do jutra nie będę miał nic nowego do powiedzenia ojcu o sprawie, dla której tutaj jestem. Jutro będzie to możliwe, o ile kardynał Pacca, u którego wczoraj byłem na obiedzie, nie zapomni przedstawić papieżowi prośby, jaką zaryzykowałem mu przekazać.

Następnego dnia:

Ponieważ kardynał Pacca trochę niedomagał, dziś rano nie był na audiencji u papieża. W naszej sprawie nie ma więc nic nowego. Jeżeli będzie się czuł dobrze w piątek, który jest drugim dniem jego au­diencji, zrobi to, co zrobiłby dzisiaj. Tymczasem prośmy o świętą cierpli­wość.

List do Henryka Tempier, 10.01.1825, w: EO I, t. VII, nr 217.

W piatek widzimy, że Eugeniusz jest kłębkiem nerwów.

Mój drogi przyjacielu, sprawy wymagają cierpliwości. Proszę o nią dobrego Boga, aby nie tracić tego, co uzyskałem dzięki wcześniejszym doświadczeniom. Mówiłem ojcu, że z kardynałem Paką było uzgodnione, iż w miniony wtorek zaproponuje papieżowi, aby się zadowolił przeglą­dem dokonanym przez kardynała referenta, który omówiłby go z nim, pre­fektem Kongregacji, po to, aby następnie przedstawić ich pracę Ojcu Swiętemu. Kardynał we wtorek trochę niedomagał i dlatego nie był u papieża. Spodziewałem się, że dzisiaj sprawę da się naprawić. Wczoraj wieczorem umyślnie byłem u sekretarza kardynała, aby ten przypomniał sprawę Jego Eminencji, a jednocześnie aby się dowiedzieć, czy ten zamierzał udać się na audiencję. Zapewniono mnie, że pójdzie i obiecano, że przed północą zostanie omówiony przedmiot mojej wizyty. Dziś rano, znajdując się w salonie sekretarza stanu o godzinie, o której byłem przekonany, że mój kardynał jest u papieża, przypadkowo rozmawiałem o nim z panem, który siedział obok mnie. Zapewnił mnie on, że kardynał nie wychodził od sie­bie, a ponieważ zdawałem się poddawać w wątpliwość jego twierdzenie, nie ukrywał przede mną, iż to on mu tak zalecił, z czego wywnioskowa­łem, że to był jego lekarz. Może się ojciec domyślić przyjemności, jaką ten człowiek sprawił mi swoim werdyktem.

Wychodząc z Watykanu, posłałem kogoś do kardynała, aby się dowie­dzieć, jak się sprawa przedstawia. Doniesiono mi, że Jego Eminencja nie wychodził. Cierpi na jakieś dolegliwości reumatyczne. Otóż jeżeli pora roku jest przeszkodą w jego wychodzeniu, a reumatyzm jest nieuleczalny, starczy mu tego na całą zimę. Proszę zobaczyć, jakie to zabawne.

W następnym tygodniu:

widziałem się z kardynałem Paką. Niestety! nie ośmielam się twierdzić, że jutro pójdzie do papieża. Zapewnił mnie jednak, że podejmie kroki, aby skrócić tę pracę. Widać, że jest zmartwiony, iż jest przyczyną opóźnienia, co do którego dobrze zdaje sobie sprawę, że bardzo mnie drę­czy; ale co począć na zalecenia lekarza, który grozi, że choroba stanie się nieuleczalną, jeżeli nie będzie się słuchało jego zaleceń? Bardzo ostrożnie napomknąłem, że także miałem reumatyzm w udzie, że cały czas wlokłem się po ulicach i po wielkich szlakach.

Trzy dni później:

17 stycznia. – Dopiero od dwóch dni jest zimno, a dziś północny wiatr nazywany tutaj tramontana jest dość mocny. To poniekąd zapowia­da, że kardynał Pacca nie ośmieli się pójść do Watykanu. Jeszcze nie upew­niłem się co do tego, ale spodziewam się, że za chwilę, kiedy pójdę do niego, usłyszę: Jego Eminencja nie wychodził od siebie z powodu złej pogody. Wyjdę zatem, aby się dowiedzieć, że mój kardynał wystraszony przez swego lekarza pozostaje przy swoim kominku;

Zaszło to, co przewidywałem. Kardynał nie wychodził. Jest jednak pięknie i świeci słońce, ale jest zimno. Co na to poradzić? Tutaj to nie dziwi. Sprawy nie toczą się szybciej. Oby tylko to ukończono! Ale te opóź­nienia dają innym czas na robienie trudności, nie biorąc pod uwagę tego, że papież może znów zachorować.

List do Henryka Tempier, rozpoczety 13.01.1825, w: EO I, t. VII, nr 218.

W końcu, dwa dni później, kardynał czuł sie wystarczająco dobrez, aby porozmawiać z papieżem. Prosba została przyjęta, a papiez pozwolił na utworzenie komisji złozonej z trzech kardynałów oraz biskupa Marchetti, sekretarza Świętej Kongregacji Biskupów i Zakonów.

Cierpliwość, wytrwałość i pocenie się tworzą niezwyciężoną kombinację dla sukcesu. Hill


12 marca - PRÓBA SKRÓCENIA PROCESU OBOJĘTNIE JAKIMI ŚRODKAMI

Z naszej relacji wydarzeń dochodzimy do listu, jaki Eugeniusz napisał do tych, którzy zajmowali sie doblacka dokumentacją.

Z ufnością zwracam się do Waszej Eminencji, aby Was prosić, by Wasza Eminencja zechciała przedstawić naszemu Ojcu Świętemu pokorną prośbę, do złożenia której zmuszają mnie okoliczności.

Eugeniusz kontynuuje, mówiąc o wsparciu, jakiego papież udzielił jego prośbie o zatwierdzenie i o sposobie postępowania, jaki nakreślił. Ten proces, mimo wszystko byłby dość długi, gdyby każdy z dziesięciu kardynałów musiał przebadać oblacką Regułę.

Ale z wielkim bólem zauważam, że w wyniku koniecznej normalnej procedury minie wiele miesięcy zanim wszyscy przewielebni kardynałowie, wchodzący w skład Kongregacji Biskupów i Zakonów przejrzą dość opasłe Reguły, które w tej chwili są w ręku Jego Eminencji, kardynała Pedicini.

Eugeniusz zwraca uwagę, że chcąc, aby sprawy posuwały się tak szybko jak to możliwe, nie chodzi o ludzką sprawę, ale że ma ona związek z misjami głoszonymi podczas Jubieluszu we Francji:

W innych okolicznościach cierpliwie oczekiwałbym na odległy w czasie rezultat tej przedłużającej się pracy, ale oto we Francji zostanie otwarty Jubileusz. Wasza Eminencja wie, że w tym królestwie Jubileusze odbywaja się na sposób misji, to znaczy, że przez cały miesiąc po kolei kazania głosi się dwa razy dziennie wszędzie tam, gdzie Jubileusz się odbywa. W tej sytuacji ważna diecezja, której jestem wikariuszem generalnym, domaga się mego wsparcia. Brak księży, a zwłaszcza księży zdolnych do głoszenie Słowa Bożego wymaga, aby ci, którym Pan dał pewną łatwość, okazali dowód swej dobrej woli. Zaliczam sie do nich i ze względu na moje stanowisko moja obecność byc może byłaby konieczna, aby wykorzystać ją w stosunku do innych, którzy przyłaczyli sie do mnie i mogliby wyświadczyć kilka przysług, podczas gdy sami nie dokonają wielkich rzeczy.

Zdając sobie sprawę z wagi rzymskiego procesu Eugeniusz zwraca uwagę, że jest gotów tam zostać, aby spłenić wszystkie konieczne wymagania, niezależnie ile czasu ta sprawa zajęłaby.

Z drugiej strony przebieg tej istotnej sprawy, dla której przybyłem do Rzymu, zbyt bardzo dotyczy religii, abym ją porzucił. Jestem winien naszemu Stowarzyszeniu i wszystkim jego dziełom, jakie ono obejmuje, wszelką staranność, aby wspomóc wyroki Bożej Opatrzności.

Eugeniusz poprosił wówczas kardynała Pacca o podejście do papieża, aby proces przeprowadzenia studium ograniczyć tylko do kilku kardynałów:

Nasz Ojciec Święty mógłby wszystko zakończyć poprzez normę, która nie jest bezpodstawna i zależy od jego woli nakazywania. Tak byłoby, gdyby Jego Eminencja kardynał Pedicini po zbadaniu z największą skrupulatnością Reguł i Konstytuacji naszego Stowarzyszenia, sporządził raport dla Waszej Eminencji, prefekta świętej kongregacji, a Wasza Eminencja po dołączeniu do niego swych własnych refleksji przedłożyłaby go Jego Świątobliwości, a Ojciec Święty podjąłby decyzję.

List do kardynała Bartłomieja Pacca, Prefekta Świętej Kongregacji Biskupów i Zakonów w Rzymie, 07.01.1826, w: EO I, t. XIII, nr 52.

Odwaga, a nie kompromis, sprowadza uśmiech boskiej aprobaty. Thomas S. Monson


11 marca - KOMUNIA Z BOGIEM POWSTRZYMUJE GO OD OPADNIĘCIA Z SIŁ W RZYMIE

Sfrustrowany bardzo długą zwłoką w procesie dziesięciu kardynałów, ktorzy mieli przeczytac Regułę, bez czego nie można było wydać jakiegokolwiek sądu, Eugeniusz zdecydował się na zaproponowanie pewnego skrótu.

Podejmę próbę, co do której nie mogę sobie jednak obiecywać powodzenia: idzie o prośbę do kardynała Pacca, aby w moim imieniu poprosił papieża o zgodę na to, aby sprawozdanie kardynała refe­renta zostało mu przedstawione bez przechodzenia tej sprawy przez tyle rąk, co zatrzymałoby mnie tutaj dłużej niż na to pozwala dobro diecezji i rodziny. Jeżeli kardynał zgodzi się przedstawić moją prośbę, a papież wy­razi na to zgodę, będzie dobrze; w przeciwnym wypadku jeszcze długo będę tutaj przebywał, bo proszę zobaczyć, ile to zabierze czasu. Kardynał Pedicini nie będzie w stanie przesłać dokumentów temu, czyja kolej przy­pada po nim, prędzej niż pod koniec przyszłego tygodnia, a po nim jest jeszcze siedmiu.

To wszystko denerwowało Eugeniusza.

Proszę mi wierzyć, że nie zasypiam; wykąpię się po po­wrocie, bo trzeba powiedzieć, że tej operacji nie można przeprowadzić bez zagrzania. Czuję się jednak cudownie na ciele i na duchu. Naprawdę wy­daje się, że dobry Bóg chce, abym się cały oddał mojej sprawie i był ściśle z Nim zjednoczony oraz nie pozwala, abym Go obrażał, przynajmniej świadomie.

List do Henryka Tempier, 5.01.1825, w: EO I, t. VII, nr 216.

Aby dotrzeć do portu powinniśmy płynąć – płynąć a nie rzucać kotwicę – płynąć a nie dryfować. Franklin D. Roosevelt