Prowincjał zakończył wizytę na Madagaskarze

Zakończyła się druga część wizytacji wspólnot oblackich na Madagaskarze, połączona z konsultacją przed wyborem nowej administracji Delegatury. Tym razem objęła ona przede wszystkim miasto Fianaratsoa, w którym znajduje się oblacki scholastykat, prowadzona przez oblatów parafia pw. św. Eugeniusza de Mazenoda oraz centrum audiowizualne „OMI-FILM”. Na spotkanie z prowincjałem przybyli ponadto oblaci z misji Morondava i Befasy, na zachodzie Madagaskaru, nad Kanałem Mozambickim i w jego dorzeczu. W tych dniach odbyła się też seria telekonferencji ze współbraćmi, którzy przybyć nie mogli z przyczyn obiektywnych: 5 oblatów pracujących na wyspie La Reunion z powodu obowiązków duszpasterskich i zbyt dużej odległości oraz 5 oblatów ze wspólnoty Marolambo, z powodu nieprzejezdnej drogi (skutek ulewnych deszczy i nadmiernej eksploatacji przez ciężkie samochody).

Oblaccy klerycy na Madagaskarze.

W oblackim scholastykacie formację odbywa obecnie 35 kleryków, w tym dwóch z prowincji kameruńskiej. Kształcą się w międzydiecezjalnym i międzyzakonnym wyższym seminarium duchownym sześciu południowych diecezji Madagaskaru. Po spotkaniu z wszystkimi klerykami odbyły się rozmowy indywidualne z najstarszymi, którzy mają już za sobą staże duszpasterskie w oblackich parafiach. Prowincjał przewodniczył też Eucharystii i zapoznał się z codzienną rzeczywistością formacji zakonnej i kapłańskiej na Madagaskarze.

Madagaskar: Kościół misyjny, który się dzieli z innymi. Święcenia prezbiteratu czterech oblatów
Msza święta w scholastykacie.

Wizyta w parafii św. Eugeniusza była ostatnią z serii odwiedzin wspólnot parafialnych. Ich program był zawsze podobny: celebracja Eucharystii w kościele parafialnym, rozmowy z duszpasterzami i parafianami. Ci ostatni korzystali z okazji, żeby podziękować za zaangażowanie polskich i malgaskich oblatów oraz wizytę prowincjała i superiora delegatury. Prowincjał odwzajemniał życzliwość słowami życzeń noworocznych i zapewnieniem o dalszej trosce Polskiej Prowincji o oblackie misje na Madagaskarze. Przy kościele św. Eugeniusza powstała niedawno studnia, dzięki inicjatywie superiora delegatury oraz wsparciu stowarzyszenia „Głogów i okolice budują studnie dla Afryki”. Jest to skarb dla okolicznej ludności, ponieważ Fianarantsoa cierpi z powodu suszy i powszechnego braku wody.

Msza św. w parafii pw. św. Eugeniusza de Mazenoda.
Oblacki krzyż góruje nad Fianarantsoa [galeria]
W parafii św. Eugeniusza de Mazenoda - Fianarantsoa. W tle na wzgórzu oblacki krzyż.

Odwiedziny w centrum audiowizualnym „OMI-FILM” pozwoliły poznać szerokie medialne zaangażowanie polskich oblatów: produkcja filmów dokumentalnych i ewangelizacyjnych materiałów audiowizualnych. Jest to dzieło ważne dla całego Kościoła na Madagaskarze i rozwija się bardzo dynamicznie.

Msza święta we wspólnocie centrum audiowizualnego "OMI-FILM".

Pośród tych braterskich spotkań i rozmów znalazł się czas, aby nawiedzić poświęcony w 2021 r. krzyż górujący nad miastem – zbudowany na sugestię miejscowego arcybiskupa w formie krzyża oblackiego – oraz znajdującą się nieopodal kaplicę pw. Krzyża Świętego, w której prowadzone są także lekcje czytania i pisania dla najuboższych dzieci z okolicy. Dzieło to wspierają oblaci z parafii św. Eugeniusza wraz z malgaską fundacją „Ocal malgaskie dzieci”. Następnie prowincjał, superior delegatury i superior scholastykatu udali się do Marana, na miejsce uświęcone posługą bł. Jana Beyzyma, pomodlili się przy jego relikwiach oraz odwiedzili działające od jego czasów leprozorium, nadal ratujące osoby dotknięte chorobą trądu. Oo. Paweł Zając i Mariusz Kasperski zostali też przyjęci przez abpa Fulgence Rabemahafaly, który przypomniał, że miasto Fianarantsoa od XIX w. jest szczególnie zawierzone Maryi Niepokalanej, stąd obecność i posługa Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w tym mieście od ponad 20 lat jest postrzegana jako naturalne przedłużenie tej tradycji.

Matka Boża wśród pogan. Niezwykła peregrynacja na Madagaskarze
Szkoła dla ubogich dzieci w kaplicy Krzyża Świętego.

Droga między Antananarivo i Fianarantsoa to ok. 400 km bardzo malowniczych górskich krajobrazów, pól ryżowych, sadów i ogrodów. Droga jest kręta i miejscami bardzo wyboista, stąd podróż zabiera zwykle 10 godzin. Wszędzie widać codzienną ciężką pracę ludzi – na polach, przy transporcie, w handlu. Piękno i bogactwo naturalne tej ziemi znów występuje w ogromnym kontraście z obrazami ludzkiej biedy, ale też determinacją, by tej biedzie zaradzać. Mieszkańcy Madagaskaru niejednokrotnie przyznawali, że obecność Kościoła i misjonarzy jest znakiem nadziei, nieraz pomaga zmieniać na lepsze całe dzielnice, jak to miało miejsce choćby w oblackiej parafii w Fianarantsoa, zbudowanej w jednej z najuboższych i najniebezpieczniejszej dzielnic miasta.

Spotkanie z abp. Fulgence Rabemahafaly z Fianarantsoa.

Rozmowy z oblatami w Antananarivo (przybyli tam dodatkowo ostatni współbracia z Volobe, Morondavy i Fianarantsoa) zakończyły wizytację prowincjała. Niech Bóg błogosławi oblatom na Madagaskarze i La Reunion! Prowadzona od 40 lat posługa, przy wszystkich wyzwaniach i trudnościach, wydała już piękne owoce, a wciąż ponawiane prośby biskupów o przybycie oblatów do ich diecezji czy do kolejnych misji świadczą o żywej realizacji oblackiego charyzmatu: Pan posłał mnie głosić Ewangelię ubogim – ubogim głoszona jest Ewangelia.

Misja na Madagaskarze z lotu drona [wideo]
Spotkanie z oblatami w stolicy Madagaskaru - Antananarivo.

Z wdzięcznością wobec o. superiora Mariusza Kasperskiego, za towarzyszenie podczas wizytacji i bezpieczne podróże, a także 7 lat posługi przełożonego Delegatury, z wdzięcznością wobec wszystkich Współbraci, z wdzięcznością dla Przyjaciół Misji oraz ludzi dobrej woli, wspierających misje na Madagaskarze – niech Bóg Wam stokrotnie wynagrodzi!

Jubileusz 40-lecia obecności oblatów na Madagaskarze
Przyszłość oblackiej Delegatury na Madagaskarze.

o. Paweł Zając OMI - Prowincjał Polskiej Prowincji.


Ukraina: Prace konserwatorskie w tywrowskim kościele

Od czerwca do grudnia 2021 r. w tywrowskim kościele wykonywane były prace konserwatorsko – zabezpieczające polichromii z XVIII wieku nad prezbiterium kościoła. Sfinansowane zostały przez Narodowy Instytut Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą „Polonika” przy współudziale Polskiej Prowincji Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej oraz Delegatury Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Ukrainie. Prace konserwatorskie odbywały w kilkuosobowym zespole pod nadzorem i kierownictwem konserwator dzieł sztuki Aleksandry Popławskiej.

Cud za wstawiennictwem Matki Bożej Tywrowskiej – świadectwo

Tywrów jest osiedlem typu miejskiego, położonym w obwodzie winnickim, na wschodnim Podolu Ukrainy. W 1739 roku ówczesny właściciel majątku – Michał Jan Kaletyński – sprowadza tutaj kopię obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Jest to owoc jego pielgrzymki na Jasną Górę. Dziesięć lat później, sprowadzony wizerunek zaczyna emanować niezwykłym blaskiem. W celu przebadania zjawiska, sprowadzono specjalną komisję biskupią z Łucka, która orzekła, że wydarzenie ma znamiona cudu. Kaletyński rozpoczyna budowę kościoła parafialnego pw. św. Michała Archanioła na miejscu poprzedniej, drewnianej świątyni, spalonej przez Kozaków za czasów powstania Chmielnickiego. Wspólnotą parafialną opiekowali się najpierw dominikanie, świątynia przetrwała restrykcje carskie, ale czasy komunizmu zamieniły kościół na magazyn oraz halę produkcyjną. Od 1993 roku oblaci podejmują trud odbudowy świątyni wraz z klasztorem. W 2020 roku w kościele w Tywrowie zostało ustanowione sanktuarium Matki Bożej Tywrowskiej oraz męczenników za wiarę na Ukrainie.

(pg/W. Podolan OMI)


Siedlce: Kolędowali dla misji

W oblackiej parafii pw. św. Teresy odbyło się spotkanie świąteczne dla Przyjaciół Misji Oblackich. Z tej okazji do Siedlec przyjechał dyrektor Prokury Misyjnej, o. Marek Ochlak OMI. Przewodniczył Eucharystii w kościele parafialnym, a następnie uczestnicy zasiedli przy stole, aby wspólnie śpiewać kolędy. Grupa Przyjaciół Misji to ludzie, którzy modlitwą, ofiarą materialną, ale i cierpieniem ofiarowanym w intencji misji, wspierają działalność misyjną naszego Zgromadzenia. Każdego dnia odprawia się za nich pięć Mszy świętych, a każdy członek stowarzyszenia może korzystać ze specjalnych odpustów zupełnych.

(pg/zdj. W. Stefaniak – Siedlce)


Kijów: Bóg rodzi się i dla katolików, i dla prawosławnych... dla wszystkich.

Zbieg okoliczności, przypadek… ale przypadki są w gramatyce, w życiu wiary jest Boża Opatrzność. W tym roku nie odbyło się tradycyjne spotkanie opłatkowe dla bezdomnych i ubogich, wśród których posługuje kijowska „Kuchnia dla bezdomnych” pod kierunkiem br. Sebastiana Jankowskiego OMI. Nie odbyło się w planowanym terminie.

(zdj. archiwum prywatne)

Nie robiliśmy tradycyjnej wigilii, bo ta restauracja, co zawsze nam robiła, zbankrutowała. Jakiś biznesmen wykupił cały budynek i podniósł czynsz, restauracja nie była w stanie się wypłacić. Połączyliśmy świętowanie nowego roku i Bożego Narodzenia – wyjaśnia br. Sebastian Jankowski OMI.

W pewnym sensie może i dobrze. Była okazja, aby przy wigilijnym stole spotkali się katolicy łacińscy i wschodni oraz wyznawcy prawosławia. Spotkanie odbyło się w wigilię świąt Bożego Narodzenia według kalendarza juliańskiego. Może to ostatnia taka szansa w podzielonym świecie, bo Ukraina powoli przechodzi na świętowanie pamiątki narodzin Chrystusa według kalendarza gregoriańskiego. Jak wskazuje brat Sebastian, już w tym roku było widać dekoracje świąteczne na ulicach Kijowa w dniu 25 grudnia.

(zdj. Caritas-Spes Ukraina)

Na świątecznym stole znalazło się tradycyjnych 12 dań, m.in.: kutia. Było wiele radości i wspólnego kolędowania. Misjonarz oblat życzył zebranym, aby w tym roku nastąpiła taka zmiana, aby w przyszłym oni sami mogli zaprosić tutaj potrzebujących.

Ze względu na warunki pandemiczne wieczerza odbywała się w czterech turach. Pa każdym spotkaniu wolontariusze dezynfekowali całą powierzchnię, aby podjąć kolejnych gości. W sumie z wyjątkowego spotkania skorzystało ponad 120 osób.

(zdj. Caritas-Spes Ukraina)

Taka wigilia to również przedsięwzięcie logistyczne, ale i ekumeniczne.

Wolontariuszki są katoliczki i prawosławne i jeden chłopiec baptysta przyjechał spoza Kijowa, z miasta Irpiń – 20 km od stolicy, aby pomagać – wyjaśnia brat Sebastian.

(zdj. archiwum prywatne)

Bóg się rodzi, moc truchleje, znikają podziały, także między nami – chrześcijanami.

(pg/zdj. S. Jankowski OMI)


Święty Krzyż: Charytatywny koncert na rzecz walczącej z chorobą kobiety

Od wielu lat, 6 stycznia, w uroczystość Objawienia Pańskiego, w murach świętokrzyskiego sanktuarium odbywa się wyjątkowy koncert, z którego dochód przeznaczany jest na cele charytatywne. W tym roku kolędowano na rzecz samotnej matki czworga dzieci, zmagającej się z chorobą nowotworową. Przez cały dzień po Mszach świętych kwestowali oblaccy nowicjusze przebrani za Mędrców. Uroczystość Objawienia Pańskiego tradycyjnie nazywana jest bowiem świętem Trzech Króli, którzy przybyli do Chrystusa. Szczególny charakter zbiórka przybrała podczas popołudniowego koncertu. Głównym organizatorem wydarzenia było Stowarzyszenie „Per Crucem”, którego celem jest wspieranie i rozwijanie najstarszego polskiego sanktuarium narodowego na Świętym Krzyżu.

Witamy was w tym szczególnym, wyjątkowym miejscu, tysiącletnim sanktuarium, najstarszym w Polsce. I w dniu szczególnym, w dniu Objawienia Pańskiego, w dniu Trzech Króli. Jak widzimy w naszej szopce, trzej królowie niosą dary nowonarodzonemu Dziecięciu, Zbawicielowi świata. I my wszyscy tutaj także zgromadzeni chcemy złożyć dary rodzinie potrzebującej – powiedział w słowie wstępnym przełożony oblackiej wspólnoty zakonnej na Świętym Krzyżu, o. Marian Puchała OMI.

W spotkaniu udział wzięło wielu pielgrzymów, turystów i mieszkańców rejonu, a także przedstawiciele władz samorządowych: Wojewoda Świętokrzyski – Zbigniew Koniusz, Marszałek województwa świętokrzyskiego – Andrzej Bętkowski, Starosta Kielecki – Mirosław Gębski, Burmistrz Miasta i Gminy Nowa Słupia – Andrzej Gąsior, Wójt Gminy Bieliny – Sławomir Kopacz, Dyrektor Świętokrzyskiego Parku Narodowego – Jan Reklewski. Na wspólnym kolędowaniu obecni byli przedstawiciele lokalnych mediów.

Wśród artystów wystąpili m.in.: zespoły śpiewacze „Echo Łysicy” oraz „Modrzewianki”, Aleksandra Gołdyn, Julia Brożyna, Tomasz i Maria Sadrak oraz o. Michał Tomczak OMI, który zaśpiewał kolędę w aranżacji zespołu „Golec uOrkiestra”.

Gwiazdą wieczoru była Basia Stępniak-Wilk, poetka, kompozytorka i wykonawczyni poezji śpiewanej, związana z krakowskim kabaretem Loch Camelot czy kabaretem literackim Piwnica pod Baranami.

Artystom oraz zebranym w bazylice podziękował na koniec o. Marian Puchała OMI, zachęcając jeszcze raz do wsparcia charytatywnego celu.

W święto Trzech Króli chcemy dzielić się z tymi, którzy potrzebują pomocy i od wielu lat dwie gminy, gmina Nowa Słupia i gmina Bieliny, którą mam przyjemność reprezentować, razem z klasztorem misjonarzy oblatów, tutaj, w tym wyjątkowym, szczególnym miejscu – stolicy duchowej województwa świętokrzyskiego – zbieramy się, żeby pomagać. Zapraszamy nasze zespoły, ludzi stąd tak naprawdę. Ludzie stąd dzielą się swoją pasją, talentem, żeby pomagać też ludziom stąd. Tym, którym jest trochę trudniej, którym jest ciężko, zmagają się może z trudnymi sytuacjami, chorobami, którzy potrzebują takiej pomocy. A kiedy nie przypominać sobie o najbardziej potrzebujących, jak nie w okresie świąt Bożego Narodzenia? Wtedy, kiedy jesteśmy tuż po Wigilii, gdzie tradycyjnie już jest ten wolny talerz i pamiętamy o tych wszystkich, którzy są potrzebujący. Myślę, że ten koncert naturalnie wpisuje się w naszą chrześcijańską tradycję – powiedział po koncercie Wójt Gminy Bieliny, Sławomir Kopacz.

(pg)


Tomasz Maniura OMI: Młodzi mówią, że nie chcą żyć jak ich rodzice [ROZMOWA]

Czuję oczywiście odpowiedzialność za to, co robi Kościół, ale ważne jest, żebyśmy pamiętali, że zło wyrządzone przez ludzi nie zmienia tego, Kim jest Pan Bóg. Młodzi odchodzą, jeśli nie widzą żywego Kościoła, czyli takiego, który się spotyka z innymi, rozwija, działa, pomaga i daje radość – mówi Tomasz Maniura OMI w rozmowie z Michałem Jóźwiakiem.

Michał Jóźwiak: Kiedy mówimy o ewangelizacji młodzieży to od razu  myślimy o TikToku, Instagramie, Facebooku. Ojciec z kolei wybiera zupełnie inne duszpasterskie narzędzia.

Tomasz Maniura OMI: Tak, ja przyjąłem zdecydowanie inną strategię (śmiech).

Przejechał Ojciec z młodzieżą w ramach wypraw rowerowych prawie… 60 tys. kilometrów!

Obecność treści katolickich w mediach społecznościowych jest ważna, ale więcej dobrej roboty zrobi się przez prawdziwe spotkania, a nie przez te wirtualne.

Tyle, że teraz, w czasie pandemii, ale i wcześniej było widać wyraźnie, że świat młodzieży zmaga się z jednym wielkim kryzysem relacji. Na wielodniowych wyprawach udaje się tworzyć trwałe więzi i później przekładać je na codzienność wspólnoty i życie sakramentami?

Różnie to bywa. Nigdy nie ma stuprocentowej pewności, że zbuduje się coś trwałego. Ale to dobry punkt wyjścia i dobre zaproszenie do tego, żeby w Kościele budować swoją relację z Bogiem i z innymi ludźmi. Na takiej wyprawie jesteśmy ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę przez pięć lub sześć tygodni. Śpimy na dziko, spontanicznie prosimy o nocleg w miejscu, w którym akurat zastanie nas wieczór. Wszystkie codzienne przywiązania zostawiamy w domu: szkołę, pracę, problemy osobiste. To wszystko sprzyja temu, żeby się ze sobą spotkać bardzo blisko. Dodatkowo trudy podróży obnażają to, kto kim jest. Już po kilku dniach opadają maski i ludzie stają się prawdziwi, przestają udawać. Żeby spotkać się z Bogiem i z drugim człowiekiem, najpierw trzeba się spotkać z samym sobą. Trzeba pozbyć się wizerunku, jaki chcielibyśmy mieć i zderzyć się z prawdą o samym sobie.

Tomasz Maniura OMI: “Nasza wiara nie potrzebuje cudów. Cuda potrzebują naszej wiary”

W internecie łatwo jest stworzyć sobie wizerunek. Ekstremalne wyprawy weryfikują te wyobrażenia o innych i o sobie?

Takie wyprawy są idealną przestrzenią do tego, żeby zrzucić maski. Najpierw – zobaczyć się „w lustrze” i poznać trochę lepiej siebie. Nie tylko w sytuacjach wygodnych, kiedy siedzimy sobie na kanapie i wszystko jest super, ale w deszczu, błocie, zmęczeniu, upale. Czynników, które mogą irytować jest w grupie całe mnóstwo. Jedni jadą wolnej, inni szybciej – trzeba dużo wzajemnego zrozumienia i pokory, żeby zaakceptować ograniczenia, które mamy. Dobrze jest też otwarcie uznać, że z niektórymi łatwiej nam budować relacje, a z innymi trudniej. To normalne, że ktoś nam się bardziej lub mniej podoba. Ale na wyprawie nie da się uciec od grupy. Wspólnie jemy, śpimy i jesteśmy sobie potrzebni.

(zdj. materiały prasowe/Niniwa)

W pracy lub w szkole wygląda to inaczej.

Zgadza się. Przemęczymy się kilka godzin z jakąś osobą, ale później wracamy do domu i możemy odetchnąć. Te wyprawy rowerowe są ekstremalne ze względu na wysiłek fizyczny, ale także ze względu na ten aspekt relacji. Człowiek może siebie sprawdzić w naprawdę skrajnych emocjach i sytuacjach.

Podobnie jest choćby w życiu małżeńskim. Przed ślubem na randkach pokazujemy się z jak najlepszej strony, chodzimy w przyjemne miejsca, problemów jest niewiele. Relacja przechodzi próbę dopiero wtedy, kiedy dzieją się rzeczy trudne. Dla niektórych młodych małżeństw te chwile przychodzą dopiero po ślubie, kiedy pojawiają się dzieci, do tego dochodzą problemy finansowe i inne.

Tak, te nasze wyprawy to takie życie w pigułce. Warto się czasem sprawdzić, a nie zrobimy tego, jeśli nie wyjdziemy ze swojej strefy komfortu. Kiedy słuchamy kazania lub konferencji, na przykład o cierpliwości, to siedząc na wygodnej ławce w kościele, można sobie myśleć: o tak, to dokładnie o mnie, jestem cierpliwym człowiekiem. A do tego łaskawym i skorym do przebaczania (śmiech). Ale to w tej trudnej codzienności ujawnia się to, kim naprawdę jesteśmy. I wcale nie jest tak, że mamy złe intencje i chcemy ukrywać przed światem prawdę o sobie. Nie. Nam się po prostu wiele rzeczy wydaje. Bardzo lubię ten fragment z Ewangelii: „Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: »Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam«. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: »Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!«. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony»” (Łk 18,10-14). Ten fragment pokazuje, że trzeba stanąć w prawdzie o sobie. Bóg taką postawę docenia.

Skąd się biorą te iluzje o nas samych i o innych?

Z tego, że mało żyjemy. Siedzimy przed ekranami telewizorów i smartfonów, ale nie angażujemy się i nie budujemy relacji. I kiedy dochodzi do prawdziwych spotkań, okazuje się, że trzeba wysiłku, żeby ze sobą wytrzymać, żeby siebie znosić. Na jednej z wypraw były ze sobą dwie najlepsze przyjaciółki. Od dzieciństwa były nierozłączne. Po kilku dniach wspólnej jazdy okazało się, że chłopacy oglądają się tylko za jedną z nich. I już był konflikt, dramat, zawiść, koniec przyjaźni. Wydawałoby się, że jedna dziewczyna powinna się cieszyć szczęściem drugiej, przecież się przyjaźnią, a tu niestety rozczarowanie.

Tomasz Maniura OMI (zdj. MD)

Wystarczyła jedna poważna próba, żeby prawda o relacji wyszła na jaw. Ale chyba nie można tak zostawić sytuacji. Trzeba próbować jakoś ją naprawiać.

I od tego jest duszpasterz (śmiech). Nie może się skończyć na wkurzeniu, irytacji. Trzeba te relacje wtedy mądrze poprowadzić, a przynajmniej zaproponować pewne Boże rozwiązania.

Z jakimi pytaniami i problemami młodzi do Ojca najczęściej przychodzą?

Na pierwszym miejscu są pytania o wybór życiowej drogi. Chłopacy nie wiedzą, czy się hajtać, czy iść do seminarium. Chcą jakiejś recepty na to, żeby umieć rozpoznać swoje powołanie. Ale ostatnio wielu młodych ludzi przychodzi do mnie i mówi: angażuję się w duszpasterstwo, bo nie chcę żyć jak moi rodzice…

Mocne.

Bardzo mocne. I to nie są pojedyncze przypadki. Słyszę takie słowa coraz częściej. To pokazuje kryzys rodziny, kryzys przekazywania wartości, kryzys autorytetu rodziców. Dramat. Bo na tym najbardziej podstawowym poziomie brakuje relacji i wzajemnego zaufania. Z tego biorą się inne problemy w życiu.

Dobrze, że część młodzieży szuka w Kościele odbudowy, lepszej drogi niż ta, która została im zaproponowana w rodzinie. Nie można jednak nie zauważyć, że Polska jest najszybciej laicyzującym się państwem w Europie. Z czego to wynika?

Z liczbami nie ma co dyskutować. Rzeczywiście, pod tym względem jest źle i widać to gołym okiem. Przyczyn jest wiele, ale trzeba sobie powiedzieć wprost, że Kościół stracił autorytet. Jeszcze pięć lat temu ksiądz cieszył się jako takim zaufaniem. Dzisiaj to już przeszłość. Mówiliśmy wcześniej o rodzinach. W Kościele też zadziało się wiele zła i wychodzi to na światło dzienne. Ale nie chciałbym, żeby to, co zrobił taki czy inny hierarcha albo ksiądz burzyło nam wspólnotę, którą próbujemy budować wokół Jezusa. Czuję oczywiście odpowiedzialność za to, co robi Kościół, ale ważne jest, żebyśmy pamiętali, że zło wyrządzone przez ludzi nie zmienia tego, Kim jest Pan Bóg.

Młodzi odchodzą, jeśli nie widzą żywego Kościoła, czyli takiego, który się spotyka z innymi, rozwija, działa, pomaga i daje radość. Taki Kościół chcemy proponować młodym w naszym duszpasterstwie i chociażby na Festiwalu Życia.

Jak oblaci trafili do Kokotka? I jak wyglądały pierwsze lata “Niniwy”? [zdjęcia]

Tylko taki Kościół może być wiarygodny i jest w stanie przyciągać.

Tak, ludzie idą tam, gdzie jest życie. Niestety w praktyce różnie to wygląda. Młodzi czasem spotykają się z księdzem, który jest zmęczony, zgorzkniały i to wrażenie w nich zostaje. Nie wszędzie w Kościele musi być młodzieżowo, ale wszędzie musi być otwartość.

(misyjne.pl)


Noworoczne wieści z Syberii od ojca Karola [wideo]

https://www.facebook.com/wierszyna/videos/232029029083216/


Kanada: Oblaci vs zima stulecia

Od kilku tygodni docierają wiadomości o zimie stulecia w Kanadzie. Najniższe zanotowane w tym sezonie temperatury sięgały -51°C, ale zanotowano je na Zachodnich Terytoriach Północnych Kanady, które leżą w klimacie subarktycznym, ich północną granicą jest Morze Arktyczne. Faktem jest, że północna i zachodnia część kraju doświadcza utrudnień. To sparaliżowane miasta, potężne śnieżyce... Czy to kataklizm?

Jak oblaci radzą sobie z kanadyjską zimą?

U nas było -47 - przyznaje o. Wojtek Stangel OMI, pracujący w parafii Ducha Świętego w Winnipegu - W aucie pękła mi z zimna szyba, włączyłem nawiew i poszła - przyznaje.

Do walki z zimą podchodzi z właściwą sobie dozą humoru i pogody ducha.

 

https://www.facebook.com/wojtek.stangel/videos/312294410459056/

Rzeczywiście, tak niskie temperatury w Manitobie nie są powszechne. Ze względu na dużą rozpiętość kanadyjskiej prowincji, jej terytorium kształtowane jest przez klimat kontynentalny na południu i subarktyczny na północy. Ale zwyczajnie temperatury nie osiągają aż takich amplitud. Czy Kanadyjczycy są przyzwyczajeni do mrozu. Zdecydowanie tak!

Mówiąc szczerze, to nawet o tym nie wiedziałem, że mamy teraz zimę stulecia. Ja, żeby w ogóle się nacieszyć zimą specjalnie przyjechałem do Edmonton, gdzie posługiwałem kilka lat temu. Obecnie mieszkam w Nova Scotia, poprzednio na południu Ontario, i tam takiej zimy jak w Albercie nie ma. Zima tutaj zawsze daje się we znaki, szczególnie jej dość długi okres. Do śniegu i mrozu myślę, że można przywyknąć – choć to też z czasem zaczyna męczyć. Ale są też pozytywne strony zimy – trzeba tylko ją polubić, skoro jest już ona nieodłącznym „krajobrazem” Kanady - przyznaje o. Tomasz Jarosz OMI.

Do Kanady przyjechał z Gwatemali, gdzie posługiwał jako misjonarz. Podobnie jak ojciec Wojtek, pochodzi z Polskiej Prowincji.

o. Tomasz Jarosz OMI walczy z zimą (zdj. archiwum prywatne)

Omikron czy zima?

Omikron czy zima? Co jest największym zmartwieniem Kanady? Dla antyszczepionkowców pandemia praktycznie nie istnieje. Okazuje się jednak, że większość Kanadyjczyków ze spokojem przyjmuje warunki atmosferyczne - po prostu do nich przywykli. Jak mówił klasyk: "Jest zimno, bo jest zima". Problem pojawia się jednak w przypadku rosnącej liczby osób zarażonych omikronem. Dyrektor kanadyjskich linii lotniczych WestJet odwołał 15% zaplanowanych lotów w styczniu. Jednym z powodów okazały się burze śnieżne, ale podstawowym problemem jest rozprzestrzenianie się nowego wariantu koronawirusa. Okazało się, że wielu pracowników kokpitowych jak i pokładowych - pomimo przyjęcia pełnej dawki szczepień, jak również negatywnych testów na COVID-19 - jest kierowanych na kwarantannę, jeśli w ich środowisku znalazły się osoby zarażone nowym wariantem wirusa.

Kanadyjczycy bardzo bojaźliwie podchodzą do pandemii i bardzo „sumiennie” wypełniają zalecenia restrykcyjne - wyjaśnia ojciec Tomasz.

Również w kościołach, pomimo zróżnicowanego prawodawstwa w poszczególnych kanadyjskich prowincjach, spadek wiernych powodowany jest lękiem przed obecną pandemią, a nie mrozem.

Warunki atmosferyczne, według mojej obserwacji, raczej nie mają znaczącego wpływu na frekwencje wiernych – szczególnie w regionach Kanady, gdzie zawsze jest piękna zima – jak np. u nas w Edmonton - dodaje misjonarz.

Urok Kanady

Po doświadczeniu misyjnym w ciepłym klimacie, kiedy trafiłem do Kanady i do Edmonton, najbardziej mnie ujęła tutejsza zima. Kilka miesięcy śniegu, mrozu, dużo słonecznych dni i w dodatku sąsiedztwo Gór Skalistych potrafią zauroczyć. Poznawszy jednak inne części Kanady, mogę śmiało stwierdzić, że to właśnie przyroda i wszystko, co z nią związane, jest najbardziej pociągające w Kanadzie. Oczywiście nie brak tutaj niesamowicie życzliwych ludzi, szczególnie wśród Polonii Kanadyjskiej. Praca duszpasterska ze swoimi różnymi wyzwaniami, także atmosferycznymi, jest naprawdę przyjemna i, w moim mniemaniu, głównie za sprawą większej bezpośredniości i brakiem „sztucznego” dystansu między duszpasterzem a wiernymi – choć najważniejszy w niej jest oczywiście duchowy wzrost wiernych, jak również nas, duszpasterzy, w czym staramy się wzajemnie wspierać - wyjaśnia o. Tomasz Jarosz OMI.

Zima w Kanadzie (zdj. T. Jarosz OMI)

Pocieszającym jest fakt, że po zimie nadejdzie wiosna. Także w Kanadzie...

(pg)