"Niniwa": Międzypokoleniowa wyprawa rowerowa

Po raz pierwszy w historii „Niniwa Team” rowerzyści ruszyli na Kaszuby całymi rodzinami. Towarzyszy im o. Tomasz Maniura OMI z Oblackiego Centrum Młodzieży w Kokotku. To pierwsze tego typu wydarzenie w historii oblackiego duszpasterstwa, a jednocześnie znak ciągłości. Od pierwszej wyprawy rowerowej organizowanej przez oblatów minęło 14 lat. Na przestrzeni czasu uczestnicy pierwszych wyjazdów zakładali rodziny. W związku z tym, że dalej chcą tworzyć rodzinę oblackiego duszpasterstwa młodzieży, zorganizowano wyprawę rodzinną. Można śmiało powiedzieć, że rośnie nowe pokolenie „Niniwa Team”.

(pg/niniwa.pl)


16 lipca 2021

NIESZCZĘŚCIA I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA W KANADZIE

Ojciec Casimir Aubert cieszył się szacunkiem Eugeniusza oraz był osobą, z którą Eugeniusz dzielił się wieloma swoimi najskrytszymi myślami. Eugeniusz zwierza się:

Doświadczam największych zmartwień ze strony naszych ojców z Kanady. Ojciec Baudrand ponad miarę zszokowany małą niezgodnością myśli istniejącą pomiędzy o. Honoratem i o. Telmonem, pomimo poleceń, jakie wydałem jednemu i drugiemu, wszystkie nasze domy napełnił swymi przesadnymi oskarżeniami, uwiódł niewdzięcznego nowicjusza, który napisał niewiarygodny list, który grozi nam ucieczką, te rzeczy dzieją się dwa tysiące mil stąd! Niemożliwe, aby ludzie z zewnątrz nie zauważyli tego nieporządku, a nasza przyszłość w tych okolicach jest bardzo narażona na szwank.

Pośród nieszczęść Eugeniusz głośno woła:

Jednak Bóg czyni dla nas cuda. Pomimo trudności spowodowanych zdradą…

Dziękuje za ofiarność świeckich dobrodziejów, którzy wspaniałomyślnie materialnie wsparli misjonarzy i nie przestaje dziękować za boże błogosławieństwo:

Gdy chodzi o duchowe, to najobfitsze błogosławieństwa towarzyszyły dziesięciu misjom, które już wygłosili nasi ojcowie.

Piękna posługa oblatów zaczęła przyciągać powołania i prośby z innych diecezji:

Przyłączyli się do nich dwaj wspaniali księża, a inni się zapowiedzieli. Biskupi z Toronto i Quebecu proszą nas. Ale obawiam się, że wszystko upadnie z powodu tych niegodnych dzieci, które nie potrafią niczego znieść, niczego poświęcić, niczego wybaczyć, chyba że tylko ich osobiste wady. Jestem oburzony, a także zmartwiony takim postępowaniem.

 

List do Casimira Auberta, 26.09.1842, w: EO I, t. 3, nr 2.


P. Gomulak OMI: "Obcowanie z Biblią pozwala głębiej poznawać Boga, ale także prawdę o nas samych, o człowieku"

O Piśmie Świętym, oblackim charyzmacie i postaci Sługi Bożego o. Ludwika Wrodarczyka OMI z o. Pawłem Gomulakiem OMI rozmawia Dagmara Nawratek - autorka blogu Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. o. Ludwika Wrodarczyka OMI.

 

Dagmara Nawratek: Jest Ojciec misjonarzem ludowym (rekolekcjonistą). Jak wspomina Ojciec czas swojego nowicjatu oraz początek posługi kapłańskiej? Co pomogło Ojcu w rozpoznaniu Bożego powołania?

Paweł Gomulak OMI: Od dziecka byłem ministrantem i myśl o kapłaństwie pojawiła się dość wcześnie. Był taki czas, że w domu był ołtarzyk, a kilka zasłon przerobiłem na „ornaty”. W mojej parafii posługiwali księża świeccy (diecezjalni), ale przyglądając się ich życiu, brakowało mi wspólnoty. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że zostanę oblatem. Misjonarze oblaci mieli dom zakonny w Lublinie na terenie mojej parafii, czasem pomagali duszpastersko w naszej wspólnocie. Pierwszą rzeczą, którą zapamiętałem, był wielki krzyż, który nosili za pasem – choć wtedy myślałem, że „to może jacyś jezuici”. W międzyczasie zrodziło się we mnie pragnienie głoszenia słowa Bożego, ale nie wiązało się ono z żadnym konkretnym zgromadzeniem zakonnym. Aż po kolędzie trafił do nas oblat, który z uporem chciał mój adres, żeby podać go do sekretariatu powołań i wciąż powtarzał: „Ty to będziesz oblatem”. Był bardzo namolny, więc na odczepkę dałem mu adres i tak trafiłem do oblatów.

Nowicjat był dla mnie czasem pierwotnej miłości. Chyba każdy zakonnik tak wspomina ten okres. Czas jest w nim podzielony na modlitwę, formację intelektualną i zakonną, pracę i budowanie wspólnoty. Wszystko we właściwych proporcjach. Miałem bardzo dobrego mistrza – z perspektywy czasu widzę, jak wielką mądrością się kierował. Nowicjat był solidnym fundamentem.

W trakcie seminarium zafascynowałem się Chinami. Byłem wtedy wokalistą w zespole kleryckim „Gitary Niepokalanej”, na jednym z koncertów na Podkarpaciu przyjechał także mój współbrat – misjonarz z Hongkongu. Pamiętam z jaką pasją opowiadał o Chinach i jak obierał jabłko odwrotnie niż Europejczycy (śmiech). Powiedział mi wtedy, że nadaję się do pracy w Chinach, bo język chiński jest toniczny i trzeba mieć do niego dobry słuch. Zacząłem się go uczyć, pochłaniałem książki o Państwie Środka, oglądałem telewizję chińską. I poprosiłem o możliwość wyjazdu do Chin po święceniach. Pan Bóg jednak pamiętał o moim pierwotnym pragnieniu i tak skierowano mnie do misjonarki ludowej.

Termin „misjonarz ludowy” nie jest może zbyt jasny dla przeciętnego odbiorcy. Pochodzi z języka francuskiego – missionaire populaire. Wolę tłumaczenie „misjonarz powszechny”, bo bardziej oddaje charakterystykę naszej posługi. To oblaci, którzy są specjalnie dobierani do głoszenia słowa Bożego. W ciągu roku głosimy misje parafialne, rekolekcje okresowe (wielki post, adwent), rekolekcje tematyczne, zamknięte, kazania okolicznościowe etc. To tacy specjaliści od głoszenia Ewangelii. Taką posługę pełnię od święceń, choć obecnie w trochę mniejszym wymiarze ze względu na obowiązku związane z mediami.

Studiował Ojciec teologię biblijną na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego. Co najbardziej fascynuje Ojca w biblistyce?

Fascynuje mnie Biblia. W dużej mierze wpłynął na to mój promotor pracy magisterskiej, którą pisałem z Apokalipsy św. Jana. Spoglądając na siedem listów do Kościołów Azji Mniejszej (Ap 1-3) odkrywałem niezwykłą relację Chrystusa do Kościoła oraz życie pierwotnych wspólnot chrześcijańskich.

A że z natury jestem dociekliwy (śmiech), nie lubię niedopowiedzeń. Wiara to dla mnie także rozumowe dociekanie – w myśl zasady św. Anzelma z Canterbury, jednego z założycieli dzisiejszych uniwersytetów: „Fides Quaerens Intellectum” (wiara domaga się rozumowego uzasadnienia), dążę do harmonii między wiarą a wiedzą. Zresztą o tym też pisze św. Jan Paweł II w encyklice „Fides et ratio” (wiara i rozum). Wiara bez rozumu może stać się przesądem i prowadzić do fundamentalizmu, a nawet fanatyzmu. Rozum bez wiary może się pogubić i skończyć w terminologii absurdu. Bóg jest dawcą i rozumu, i wiary. Te dwa dary nie są sobie przeciwstawne, ale muszą się wzajemnie przenikać, uzupełniać. Obcowanie z Biblią pozwala głębiej poznawać Boga, ale także prawdę o nas samych, o człowieku. To zadziwiające jak wiele prawd o świecie czy samym człowieku znajduje się od wieków w Biblii, a na przykład psychologia dochodziła do nich stosunkowo niedawno… Przykłady można mnożyć w nieskończoność.

Studia doktoranckie były dla mnie także pomocą w głoszeniu Ewangelii, poszerzeniem warsztatu kaznodziejskiego. Ośmieliłbym się nawet powiedzieć, że totalnie rozsadziły mój dotychczasowy sposób myślenia.

Słowo Boga ma moc. I choć zawsze oblaci w głoszeniu koncentrują się na Dobrej Nowinie, zacząłem na nowo odkrywać, że słowo Boże, które się głosi, niesamowicie dotyka serc słuchaczy.

Papież Franciszek powiedział: „Biblia nie jest pięknym zbiorem świętych ksiąg do studiowania, jest Słowem do zasiewu, darem, który Zmartwychwstały prosi, aby wziąć i dzielić się nim, by w Jego imię rodziło się życie”. Co jako pasjonat słowa Bożego mógłby Ojciec doradzić czytelnikom? W jaki sposób możemy nauczyć się interpretować Pismo Święte?

Przede wszystkim, kiedy czytamy Biblię musimy mieć świadomość, że to raczej ona czyta nasze życie i domaga się naszej odpowiedzi. Wiele razy doświadczałem, że słowa, które czytałem, zapadały w moim sercu i odkrywałem ich treść dla mojego życia niekiedy po miesiącach, czy latach. Słowo padało jak ziarno, ale gleba mojego serca musiała dojrzeć, aby wydało ono plon. Przy czym to w Słowie jest moc, a nie w moich wysiłkach – do mnie należy odpowiedź. Czasem nam się wydaje, że nic nie pamiętamy z Ewangelii, którą usłyszeliśmy, albo fragmenty, który przeczytaliśmy, pozostają – czasem po tygodniach, miesiącach, czy latach wracają z darem zrozumienia. Słowo zostało rzucone i prędzej czy później wejdzie w dialog z naszym życiem.

Pierwsza rada, jaką usłyszałem kiedyś od mojego biblijnego mentora, że Biblię czyta się na głos! Tego uczą też nas Żydzi. Słowa się słucha… Lubię tak czytać słowo Boże, kiedy dźwięk słów fizycznie jest łapany przez moje uszy.

Po drugie, czytać i nie zniechęcać się. W Biblii jest wiele miejsc trudnych. Warto zatrzymywać się na słowach, które szczególnie nas dotykają, denerwują, albo budzą nasz sprzeciw. Można wtedy wejść w dialog z Bogiem. To niesamowite, usłyszeć, poczuć, czy odkryć Jego odpowiedź. Warto zacząć od Ewangelii i Nowego Testamentu, ale też sięgać do Pierwszego Przymierza. Stary Testament staje się jaśniejszy z perspektywy nowego. Biblia jest całością, więc należy interpretować ją właśnie w ten sposób.

Po trzecie, myślę, że sformułowanie „W jaki sposób możemy nauczyć się interpretować Pismo Święte” jest trochę niefortunne. Już wyjaśniam. Święty Piotr przestrzega nas: „To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia” (2 P 1,20). Od interpretacji Biblii jest przede wszystkim Urząd Nauczycielski Kościoła. W niektórych momentach potrzeba wiedzy specjalistycznej, ale także i spojrzenia na Biblię z perspektywy życia pierwotnego Kościoła.

To, co teraz powiem, może wydawać się herezją, ale w Biblii nie ma wszystkiego! Prosty przykład. W Dziejach Apostolskich znajduje się chociażby cytat Jezusa, który przytacza Paweł: "Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu" (zob. Dz 20,35). Konia z rzędem temu, kto znajdzie te słowa w Ewangeliach… Nie ma! Musimy mieć świadomość, że każda Ewangelia zawiera to, co najważniejsze, żeby człowiek uwierzył, że Jezus jest Mesjaszem. Każdy z Ewangelistów pisał też do określonych odbiorców, stąd dobierał też inne argumenty, czy fragmenty życia Jezusa. Mateusz pisał do Żydów, stąd na początku jest genealogia. Każdy Żyd musiał udowodnić, że jego korzenie tkwią w Narodzie Wybranym. Marek spisał wspomnienia św. Piotra, Łukasz pisał do świata greckiego i zawarł wspomnienia Maryi – chociażby Zwiastowanie. Ewangelia Jana w końcu jest spojrzeniem doświadczonego Apostoła, który jako starzec spogląda na żyjący i funkcjonujący Kościół. Dlatego zapewne w opisie Ostatniej Wieczerzy przytacza obrzęd obmycia nóg czy testament Jezusa (modlitwa o jedność Jego uczniów). Dlatego też w Nowym Testamencie nie znajdziemy wprost opisu, jak wyglądała chociażby spowiedź, nie znajdziemy dokładnego opisu kanonu Mszy świętej (w Dziejach Apostolskich określanej „łamaniem chleba”), czy opisu Wniebowzięcia Maryi. Brutalnie mówiąc, na tym etapie było to „niepotrzebne”. Jak ktoś uwierzył w Dobrą Nowiną o Chrystusie, wchodził do wspólnoty Kościoła i tam uczył się reszty.

Wracając do mojej przygody z pracą magisterską. Listy do Kościołów Apokalipsy pokazują już życie pierwotnej wspólnoty. Mamy instytucję starszego (biskupa) z sukcesją. Na przykład w Smyrnie biskupem był św. Polikarp, ustanowiony przez św. Jana. Kiedy spojrzymy troszkę dalej, w nauczaniu np. św. Justyna (II wiek) – dla przypomnienia św. Jan Ewangelista umiera prawdopodobnie na początku II wieku – znajdujemy już wykład o kanonie Mszy świętej, listy św. Ignacego Antiocheńskiego z tego samego czasu, które zawierają między innymi pouczenia o jedności prezbiterium (kapłanów) z biskupem podczas Eucharystii itd. Widzimy jak żył Kościół. Podobnie praktyka celibatu, którą zresztą zaproponował sam Jezus (zob. Mt 19,12).

Stąd indywidualna interpretacja niesie takie niebezpieczeństwo, jakie widzimy chociażby we wspólnotach pentakostalnych (zielonoświątkowych) – nagle ludzie biorą Biblię i nie patrząc na Tradycję Apostolską i życie pierwotnego Kościoła, dochodzą do absurdalnych wniosków. Spójrzmy na Eucharystię, którą większość odłamów protestanckich traktuje jako pamiątkę, wspomnienie, odrzucając realną obecność Jezusa. Ale Jezus mówiąc „czyńcie to na Moją pamiątkę” używa konkretnego terminu, który odnosi się do hebrajskiej tradycji obchodzenia Paschy (zikkaron). Dlatego, chcąc być wiernym Jego nakazowi, my przeżywamy Mszę świętą jako uobecnienie – stajemy się świadkami Jego męki, śmierci i zmartwychwstania. I dlatego też wierzymy w Jego realną obecność – On nie powiedział przecież: to tak jakby Ciało Moje, albo: to symbol Ciała Mego.

Reasumując, gorąco zachęcam do czytania Pisma Świętego. Ale jednocześnie sięgajmy po Katechizm Kościoła Katolickiego, słuchajmy nauki Kościoła, a jeśli czegoś nie rozumiemy, możemy sięgnąć po komentarz biblijny lub po prostu spytajmy się swojego duszpasterza.

Obecnie pełni Ojciec posługę kapłańską w domu zakonnym Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Lublińcu. Czym wyróżnia się codzienne życie wspólnoty oblackiej w najstarszym klasztorze oblackim w Polsce?

Rzadko tu jestem (śmiech). Ze względu na powierzoną mi funkcję odpowiedzialności za media oblackie, często jestem w rozjazdach. Jestem też tutaj stosunkowo niedługo – od lipca 2020 roku. Typowy dom oblacki przede wszystkim zajmuje się misjonarką ludową – to podstawowe nasze zadanie, wynikające z charyzmatu. Przy większości domów prowadzimy także parafie. Tak też jest w Lublińcu. Ale oprócz tych posług, oblaci są również kapelanami w szpitalach i więzieniu, posługują siostrom zakonnym, a jeden z oblatów-braci zakonnych pracuje w szpitalu jako wykwalifikowany pielęgniarz. W Lublińcu znajduje się także tzw. infirmeria, czyli miejsce, gdzie ostatnie miesiące czy lata życia spędzają we wspólnocie oblackiej obłożnie czy terminalnie chorzy zakonnicy.

Został Ojciec ustanowiony Misjonarzem Miłosierdzia przez papieża Franciszka. Co jest dla Ojca najważniejsze w realizacji oblackiego charyzmatu?

Dla mnie to wielkie wyróżnienie – znaleźć się w gronie około tysiąca kapłanów z całego świata, których papież Franciszek powołał do pełnienia tej wyjątkowej posługi. Wiąże się ona m.in. ze sprawowaniem sakramentu pokuty. Misjonarze Miłosierdzia mają władzę odpuszczania najcięższych grzechów i kar zarezerwowanych Stolicy Apostolskiej. Jedną z takich zbrodni jest np. znieważenie Najświętszego Sakramentu. Ale to nie wszystko, Ojciec Święty pragnie, żeby Misjonarze Miłosierdzia byli kapłanami, do których jest łatwy dostęp i którzy będą w sposób szczególny ukazywać matczyne oblicze Kościoła. Stąd kierowani są do nas, bądź przychodzą sami, ludzie o nieregularnej sytuacji moralnej. Czasem jest to kwestia spowiedzi, a niekiedy też towarzyszenie im i przypominanie, że nadal są częścią Kościoła, umiłowanymi dziećmi Boga.

Oczywiście wpisuje się to w charyzmat oblacki, bowiem jednym z wymiarów posługi misjonarskiej jest sprawowanie sakramentu pokuty i pojednania. Tradycją naszego Zgromadzenia jest gest wręczania penitentowi podczas spowiedzi krzyża oblackiego. Niekiedy ten prosty gest mocno otwiera serce człowieka.

Jeden z papieży nazwał oblatów „specjalistami od misji trudnych”. Wzięło się to z tego, że tam, gdzie inne zgromadzenia nie chciały podjąć pracy misyjnej, tam szli oblaci. Święty Eugeniusz pozostawił nam troskę, aby iść wszędzie tam, gdzie człowiek ma najsłabszy kontakt z Kościołem. To Franciszkowe peryferie, na które wciąż wychodzi jako papież.

Dokument Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu mówi o tym, że w przestrzeni wirtualnej nie ma sakramentów. Ojciec Ludwik Wrodarczyk OMI w liście do matki, braci i sióstr z Obry napisał: „Tak, jak ciało posilamy kilka razy na dzień, tak i duszę trzeba odżywiać przez Komunię Świętą, częściej aby nie osłabła i nie zmarniała”. Jak jeszcze możemy odżywiać naszą duszę w czasie epidemii? Pełni Ojciec funkcję Koordynatora Medialnego Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Czy w jakiś sposób możemy starać się stworzyć wirtualną wspólnotę w tych niezwykle trudnych czasach?

Wspólnota wirtualna jest pewnego rodzaju oksymoronem. To trochę tak, jak „wierzący-niepraktykujący”. Nie da się zbudować wspólnoty wirtualnej, bo dla wspólnoty kluczowe są więzi, a tu trzeba obecności, bycia ze sobą. W naszych czasach mamy już małżeństwa „wirtualne”. Kiedy jeden z małżonków wyjeżdża w celach zarobkowych na Zachód i próbuje jakoś budować wspólnotę na odległość. Z doświadczenia wiemy, że wiele z tych małżeństw dotykają głębokie kryzysy, a niektóre po prostu rozpadają się.

Myślę, że świat wirtualny może być zaproszeniem do budowania wspólnoty, ale jej nie zastąpi. Tak też traktuję media – ukazywanie działalności oblackiej, czy ogólnie Dobrej Nowiny, aby zachęcić do zaangażowania się w realu. To także troska o ukazywanie ogromu dobra, jakie dzieje się w Kościele, szczególnie teraz, gdy uderzają w nas coraz to nowe skandale.

Brak realnej obecności we wspólnocie parafialnej osłabia wiarę. Nie da się uczestniczyć we Mszy świętej na odległość. Brutalnie mówiąc, jeśli jesteś głodny, spróbuj stanąć przed witryną piekarni i najeść się przez szybę – nie da rady. Podobnie jest z Eucharystią. Jest to jakaś forma zastępcza, wtedy gdy naprawdę nie możemy, ale nie jest to uczestnictwo. Nie budujemy też żadnej wspólnoty, bo nas na niej nie ma.

Jest Ojciec również redaktorem portalu oblaci.pl, gdzie zostały opublikowane wiersze laureatów Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Sługi Bożego o. Ludwika Wrodarczyka OMI. Honorowy patronat nad wydarzeniem objęli Burmistrz Miasta Radzionkowa dr Gabriel Tobor oraz Prowincjał Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Polsce o. prof. UAM dr hab. Paweł Zając OMI. Patronat duchowy objęła Delegatura Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Ukrainie i w Rosji na czele z Superiorem o. dr. Pawłem Wyszkowskim OMI. Czy mógłby Ojciec podzielić się swoimi refleksjami na temat tego konkursu i opowiedzieć co najbardziej poruszyło Ojca podczas czytania wierszy uczestników?

Ideały. Papież Franciszek podkreśla, że ludzie młodzi są ludźmi ideałów, krytycznie podchodzą do układów świata dorosłych, które są pragmatyczne. Mają w sobie ducha prorockiego, chcą zmieniać świat, wciąż widzą, że może być lepiej. Problem nas – ludzi dorosłych – polega na tym, że my tę prorocką wizję świata tracimy. Często też podcinamy skrzydła młodym, mówiąc, że tak się nie da, że to tylko mrzonki, że świat taki być musi.

W wierszach poruszył mnie zachwyt młodych nad ofiarą z życia ojca Ludwika. Oddać wszystko dla Boga i drugiego człowieka. Można powiedzieć, że ojciec Wrodarczyk pozostał prorokiem, wciąż miał odwagę i pasję ludzi młodych, chciał zmieniać świat, a nie tylko godzić się z zastaną rzeczywistością.

Ojciec Ludwik Wrodarczyk OMI w liście do matki, braci i sióstr z Obry napisał: „Bo On (Bóg) nie patrzy na wielkość czynów, ale na naszą dobrą wolę, na nasze serca, na intencję”. Czyniąc małe rzeczy, również możemy nieść innym ludziom dobro. Czego jeszcze młodzi ludzie mogą nauczyć się od misjonarza? Co sprawia, że młodzież znajduje w nim tak wiele inspiracji?

Na ten temat napisałem już we wcześniejszym pytaniu, ale myślę, że my wciąż czekamy na jakieś wielkie okazję, żeby Bogu okazać naszą miłość i wierność. A życie tak nie działa… Miłość buduje się w prostych wydarzeniach dnia codziennego. Być może „wielkie okazje” nigdy nie przyjdą.

Podczas spotkania dla Misjonarzy Miłosierdzia z papieżem Franciszkiem w Rzymie kardynał Konrad Krajewski mówił o tym, że Ewangelia to tu i teraz, nie wczoraj – bo już nie zmienimy minionego czasu, ani nie marzenia o jutrze – bo nie wiemy, co będzie. Mówił wtedy o scenie Zwiastowania. Anioł czekał na odpowiedź Maryi tu i teraz. Taki był Ludwik. Nie rozpamiętywał przeszłości, ani nie skupiał się tylko na przyszłości. Tu i teraz są ludzie, którzy potrzebują mojej pomocy – czasem to tak niewiele: uśmiech, dobre słowo, wsparcie… Myślę, że ludzie młodzi doskonale to rozumieją, młodość cechuje się niesamowitą zdolnością empatii – ludzie młodzi chcą zmieniać ten świat. Szkoda, że tak szybko z tego wyrastają, albo ludzie dorośli wyrywają ich z tego marzenia. Ludwik pozostał młodym aż do końca.

Ewangelia musi być zaczynem, który fermentuje, musi być ziarnkiem musztardy, z której wyrasta wielkie drzewo. Jest procesem, zaproszeniem do twórczości. Niestety my, dorośli, często traktujemy ją statycznie.

 

Wywiad ukazał się na łamach "Głosu Radzionkowskiego" (4/2021 i 5/2021)


15 lipca 2021

TAK NIEDOSKONALI LUDZIE, KTÓRZY ZAWIEDLI MOJE NADZIEJE

Widzieliśmy optymistyczne i szlachetne ideały, a także marzenia Eugeniusza i misjonarzy odnośnie pierwszej grupy oblatów wysłanych do Kanady. Teraz, po roku zaczęły pojawiać się pęknięcia. To normalne, jak w każdej ludzkiej instytucji, że przychodzi niezrozumienie, ponosi się porażki, krytykuje się innych i doświadcza zniechęcenia. Tymczasem Eugeniusz nie znosi tego rodzaju zachowania i jego porywcza natura objawia się w jego reakcjach.

Na 28-letniego Luciena Lagiera, jednego z misjonarzy w Kanadzie, miał negatywny wpływ jeden z członków grupy misjonarskiej. Do niektórych osób w Europie napisał list z pretensjami, co przykuło uwagę Eugeniusza.

Przeczytałem list tego małego Lagiera, który tak jest niegodny człowieka posiadającego zaledwie elementarne pojęcia o swoich obowiązkach, że należałoby kazać spalić go ręką kata. Uległem prawu konieczności, posyłając tak daleko, aby wypełnić tę wspaniałą misję, ludzi niedoskonałych, którzy zawiedli wszystkie moje nadzieje i którzy pracują dla zniszczenia tego, co założył Bóg. Jestem chory z tego zmartwienia.

List do ojca Françoisa Bermonda, 08.09.1842, w: EO I, t. 1, nr 12.

Eugeniusz płonie i w swoim osobistym dzienniku wylewa swoje uczucia:

Sprawy posuwałyby się lepiej w Ameryce, gdyby ojciec Baudrand nie wzbudził wewnętrznego zamieszania, jakie w biednym ojcu Lucianie Lagier wzbudził ten głupi list… Oto list, jaki ten młody brat miał czelność do mnie napisać. Słuszne jest, aby podobne tytuły zachować na czas sądu, jakie należy przypisać złym osobom, jakie w nasze szeregi wprowadziło piekło… co za arogancja powiedzieć tak w oczy swojemu superiorowi, biskupowi, ponownie wskazać mu jego obowiązek, z którego jak sądzi, się nie wywiązał, podczas gdy nikt nigdy w regule nie przeczytał o podobnym nastawieniu sprzecznym ze zdrowym rozsądkiem i o podstawowych pojęciach regularnego zarządzania.  

Dziennik, 20.09.1842, w: EO I, t. XXI.

Irytacja i zawód Eugeniusza wobec ojca Lagiera nie trwa długo. Uznał dobroć tego misjonarza, który 32 lata swojego życia poświęcił ofiarnej i owocnej posłudze dla mieszkańców Kanady.

 


Przeczytał w gazecie o misji na Madagaskarze. Namalował obraz

Obraz Matki Bożej Jasnogórskiej trafił na Madagaskar. Na Czerwoną Wyspę przywiózł go, powracający z urlopu o. Grzegorz Janiak OMI. Wcześniej wizerunek pobłogosławił ordynariusz szczecińsko-kamieński, abp Andrzej Dzięga. Po wykonaniu ramy przez miejscowych stolarzy w Befasy, w najbliższą niedzielę obraz trafi do misji w Misokitsy. Sektorem misyjnym opiekuje się o. Marek Ochlak OMI. Historia powstania obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej jest jednak niezwykle ciekawa…

Obraz jeszcze w Polsce. Z lewej strony ks. Paweł Płaczek – inicjator akcji

Inicjatorem takiego daru na misję ojca Ochlaka jest ks. Paweł Płaczek z archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Od lat zaangażowany w pomoc Kościołowi na misjach. To on zasugerował nowosądeckiemu malarzowi-artyście Bernardowi Wójcikowi wykonanie wizerunku Matki Bożej Jasnogórskiej.

Poprosiłem go, by namalował obraz do prezbiterium świątyni – Matki Bożej Częstochowskiej. Nie odmówił – wyjaśnia ksiądz Płaczek.

Zobacz: [Madagaskar: Archidiecezja szczecińsko-kamieńska buduje kościół i szkołę na Czerwonej Wyspie]

Wszystko zaczęło się od artykułu w jednej z ogólnopolskich katolickich gazet, w którym relacjonowano budowę szkoły i kościoła w Misokitsy na Madagaskarze. Było to wotum nadmorskiej archidiecezji w Polsce z okazji 50-lecia jej istnienia. Pan Bernard postanowił ofiarować misji na Madagaskarze własnoręcznie wykonany obraz.

Bernard Wójcik w swojej pracowni (zdj. Sanktuarium św. Rity w Nowym Sączu)

Malarz urodził się w Nowym Sączu. Od dzieciństwa żywił zainteresowanie malarstwem. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Swoje obrazy maluje przy muzyce. Przez 55 lat swojej pracy wykonał wiele wizerunków przedstawiających święte postacie i wydarzenia biblijne. Jego dzieła znajdują się m.in. w kolegiacie sądeckiej. Namalował także wiele kopii obrazu Jezusa Przemienionego. Jeden z nich został wręczony św. Janowi Pawłowi II w Nowym Targu w 1979 roku.

To kolejny dar dla Misokitsy – z wdzięcznością podkreśla misjonarz, o. Marek Ochlak OMI – Radujemy się wielce z tych wszystkich darów!

(pg/zdj. P. Płaczek)


14 lipca 2021

JEŚLI UGIĄŁ SIĘ OJCIEC POD TAK MAŁĄ PRÓBĄ, TO CO BĘDZIE PODCZAS TYCH WSZYSTKICH PRZECIWNOŚCI NA TRUDNIEJ MISJI?

Ojciec Bermond błagał Eugeniusza, aby wysłał go jako jednego z pionierów na misje do Kanady. Eugeniusz jednak miał wątpliwości i nie włączył go do tej grupy. W poprzednim rozważaniu widzieliśmy, że ojciec Bermond bronił się przed przejściem z jednej wspólnoty we Francji do innej. Eugeniusz bezwzględnie, ale z miłością odpowiedział na jego prośbę.

Ale po zastanowieniu powracam do ojca listu. Muszę ojcu powiedzieć, że sprawił mi on dużo przykrości. Ojca opór w tak łatwej sprawie, nieistotne powody, które ojciec przytacza, naleganie ojca, aby mnie skłonić do zmiany decyzji bez uświadomienia sobie kłopotu, jaki ojciec mógłby mi sprawić, to wszystko kazało mi się głęboko zastanowić. Najpierw, jeśli ojca zdrowie jest tak wątłe, iż ojciec boi się zmiany powietrza na kilka miesięcy z Marsylii do Aix, to czy nie będzie największą nieroztropnością narażanie ojca na przeprawienie przez morze dwóch tysięcy mil i na przebywanie w kraju, gdzie klimat jest tak surowy, zima tak mroźna, a lato tak upalne.

Następnie, na misje tak dalekie, gdzie można doznać tylu rozczarowań, tylu przykrości, gdzie posługa może wymagać tyle wyrzeczeń woli, tyle umęczenia cielesnego, gdzie potrzeba misjonarzy ugruntowanych w doskonałości zakonnej, ludzi mocno utwierdzonych w świętej obojętności, ludzi ofiarnych, z poświęceniem, z bezwzględnym posłuszeństwem, którzy działaliby szybko i chętnie wbrew swoim własnym poglądom itd. Jeżeli, mój drogi synu, ugiął się ojciec pod tak małą próbą, która niedawno ojca spotkała, to co będzie podczas tych wszystkich przeciwności na trudnej misji? …Moim obowiązkiem jest wysłanie ludzi mocnych w zgodności z przepisami, miłujących karność zakonną, dbających o sławę Zgromadzenia, którą inni kompromitują swoim szemraniem, swoim duchem niezależności i swoją małą zgodnością z przepisami.

Kończę, mój drogi synu, z powodu braku papieru, ale pozostało jeszcze dość miejsca, aby ojca uściskać.

List do ojca Françoisa Bermonda, 08.09.1842, w: EO I, t. 1, nr 12.

 

To dobry przykład ojcostwa Eugeniusza: wiarygodny i bezpośredni, ale kochający ojciec, który chciał jak najlepiej dla swoich synów - oblatów.

 


Ron Rolheiser OMI: "Dlaczego zostaję w Kościele?". Niezwykle pokorna i głęboka odpowiedź

Kilka tygodni temu po wykładzie na konferencji religijnej pierwsze pytanie audytorium brzmiało: „Jak możesz nadal przebywać w Kościele, który odegrał taką rolę w utrzymywaniu szkół rezydencyjnych dla rdzennej ludności Kanady? Jak możesz pozostać w Kościele, który to zrobił?”

Pytanie jest uzasadnione i ważne. Zarówno w swojej historii, jak i w teraźniejszości, Kościół ma wystarczająco dużo grzechów, aby uzasadnić to pytanie. Lista grzechów popełnionych w imieniu Kościoła jest długa: inkwizycja, jego poparcie dla niewolnictwa, jego rola w kolonializmie, jego związek z rasizmem, jego rola w łamaniu praw kobiet i jego niekończące się historyczne i obecne kompromisy z białą supremacją, duże pieniądze i władza polityczna. Jego krytycy są czasami przesadni i niezrównoważeni, ale w większości Kościół jest winny oskarżenia.

Jednak ta wina nie dotyczy tylko Kościoła. Te same zarzuty mogą zostać postawione w dowolnym kraju, w którym mieszkamy. Jak możemy pozostać w kraju, który ma historię rasizmu, niewolnictwa, kolonializmu, ludobójstwa niektórych rdzennych ludów, radykalnej nierówności między bogatymi a biednymi, który jest nieczuły na zdesperowanych uchodźców na swoich granicach i w którym miliony ludzi nienawidzą się nawzajem? Czy nie jest moralnie selektywne powiedzenie, że wstydzę się być katolikiem (lub chrześcijaninem), kiedy narody, w których żyjemy, mają tę samą historię i te same grzechy?

Mimo to, skoro Kościół ma być zaczynem społeczeństwa, a nie tylko jego lustrem, pytanie jest aktualne. Dlaczego zostać w Kościele? Są na to dobre, apologetyczne odpowiedzi, ale ostatecznie w przypadku każdego z nas odpowiedź musi być osobista. Dlaczego zostaję w Kościele?

Po pierwsze dlatego, że Kościół jest moim ojczystym językiem. Dał mi wiarę, nauczył mnie o Bogu, dał słowo Boże, nauczył mnie modlitwy, udzielił sakramentów, pokazał mi, jak wygląda cnota, pozwolił nawiązać kontakt z niektórymi żywymi świętymi. Co więcej, pomimo wszystkich swoich niedociągnięć, było to dla mnie wystarczająco autentyczne, wystarczająco altruistyczne i wystarczająco czyste, aby miał w moich oczach autorytet moralny, abym powierzył mu swoją duszę, zaufanie, którym nie obdarzyłem żadnej innej instytucji społecznej. Czuję się bardzo komfortowo, modląc się z wyznawcami innych religii i dzieląc duszę z niewierzącymi, ale w Kościele, w którym się wychowałem, rozpoznaję dom, mój ojczysty język.

(cathopic)

Po drugie, historia Kościoła nie jest jednoznaczna. Rozpoznaję jego grzechy i otwarcie je uznaję, ale to jest dalekie od jego pełnej rzeczywistości. Kościół jest także Kościołem męczenników, świętych, nieskończonej hojności oraz milionów kobiet i mężczyzn o wielkich, szlachetnych sercach, którzy są dla mnie wzorem moralnym. Stoję w ciemności jego grzechów; ale stoję też w świetle jego łaski, wszystkich dobrych rzeczy, jakie uczynił w historii.

Wreszcie, co najważniejsze, zostaję w Kościele, ponieważ Kościół to wszystko, co mamy! Nie ma innego miejsca. Utożsamiam się z ambiwalentnym uczuciem, które ogarnęło Piotra, gdy tuż po tym, jak Jezus powiedział coś, co sprawiło, że wszyscy inni od niego odeszli, Piotr został zapytany: „Czy ty też chcesz odejść?” a on (mówiąc w imieniu wszystkich uczniów) odpowiedział: „Chcielibyśmy, ale nie mamy dokąd pójść. Poza tym zdajemy sobie sprawę, że mimo wszystko nadal masz słowa życia wiecznego”.

W gruncie rzeczy Piotr mówi: „Jezu, nie rozumiemy Ciebie, a to, co otrzymujemy, często nam się nie podoba. Ale wiemy, że lepiej nawet nie rozumieć Ciebie, niż iść gdzie indziej. Niezależnie od mrocznych chwil, jesteś wszystkim, co mamy!”

Zobacz: [Ronald Rolheiser OMI – O utracie wiary przez młodych, „nocy ciemnej” wiary i dorastaniu do wieczności – wywiad]

Kościół to wszystko, co mamy! Gdzie jeszcze możemy się udać? Za wyrażeniem: jestem wierzący, ale niepraktykujący (choć może to być szczere wyznanie) kryje się albo przeogromna porażka, albo karygodna niechęć do radzenia sobie ze wspólnotą wiary, do radzenia sobie z tym, co Dorota Day nazwała „ascezą życia kościelnego”. Stwierdzenie, że nie mogę lub nie będę miał do czynienia z nieczystą wspólnotą religijną, jest ucieczką, samolubnym wyjściem, które w ostatecznym rozrachunku nie jest zbyt pomocne, nie tylko dla osoby, która to mówi. Dlaczego? Bo aby współczucie było skuteczne, musi być zbiorowe, biorąc pod uwagę prawdę, że to, o czym tylko śnimy, pozostaje snem, ale to, o czym śnimy z innymi, może stać się rzeczywistością.

Poza Kościołem nie widzę niczego, co mogłoby uratować ten świat. Nie ma nigdzie czystego kościoła, do którego moglibyśmy się przyłączyć, tak jak nie ma nigdzie czystego kraju, w którym moglibyśmy żyć. Ten kościół, przy całej swojej burzliwej historii i skompromitowanej teraźniejszości, jest wszystkim, co mamy. Musimy przyjąć jego wady, ponieważ są to nasze wady. Jego historia jest naszą historią; jego grzech, naszym grzechem; i jego rodzina, naszą rodziną – jedyną trwałą rodziną, jaką mamy.


Ron Rolheiser OMI, znany ze swojego humoru, szczerości i mądrości, jest popularnym mówcą w dziedzinie współczesnej duchowości. Dorastał w dużej, kochającej się rodzinie na farmie w Saskatchewan, a święcenia kapłańskie otrzymał w 1972 r. Pełnił funkcję rektora Oblate School of Theology w San Antonio w Teksasie. Jest autorem ponad 15 książek, w tym bestsellerowej pozycji: “Modlitwa. Nasza najgłębsza tęsknota”. Jego najnowsze książki to “Wrestling with God” [polski tytuł: “Zmagania z Bogiem. Wiara w czasach niepokoju”], “Domestic Monastery” [Domowy klasztor – przyp. tłum.] oraz “Bruised & Wounded: Struggling to Understand Suicide” [Posiniaczony i zraniony: Walka o zrozumienie samobójstwa – przyp. tłum.]. Rolheiser tworzy także popularne kolumny wydawnicze, które pojawiają się w wielu katolickich gazetach na całym świecie.

 

 

 

 

 

(Oblate School of Theology/tł. pg)


Luis Huamán OMI w piątek przyjmie sakrę biskupią. Transmisja online

W uroczystość św. Eugeniusza de Mazenoda, 21 maja br, Ojciec Święty Franciszek mianował peruwiańskiego oblata - o. Luisa Alberto Huamána Camayo OMI biskupem pomocniczym archidiecezji Huancayo. W najbliższy piątek nominat otrzyma sakrę biskupią z rąk kard. Pedra Barreto Jimena SJ. Jako dewizę biskupią wybrał słowa: "Służyć z prostotą i radością". Są one wyrazem pragnienia, jakie ojciec Camayo żywił przez całe swoje zakonne życie, jak również zanim wstąpił do zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Podczas studiów uniwersyteckich z inżynierii budowlanej podkreślał, że chce budować domy dla ubogich.

Wiem, że to będzie trudne zadanie, ale ufam Bogu, ufam mojej wspólnocie, która tam wzrasta i ufam, że jest to naród, który bardzo chętnie przyjmuje oblatów… - powiedział w wywiadzie dla peruwiańskiego radia Amistad.

Oblaci od 2000 roku prowadzą na terenie archidiecezji Huancayo dwie parafie: św. Franciszka w Orcotuna i Wniebowstąpienia Pańskiego w Mito.

Zobacz: [Watykan: Papież Franciszek mianował oblata biskupem w Peru]

Uroczystość konsekracji biskupiej odbędzie się w kościele Niepokalanego Poczęcia NMP w Huancayo 16 lipca br. o godzinie 16.30 czasu lokalnego (w Polsce będzie to godzina 23.30). Ze względu na obostrzenia pandemiczne media archidiecezji będą transmitować Mszę św. na swoim profilu (kliknij w obraz poniżej)

(pg/Radio Amistad Peru)


Rzym: Trwa sesja dla formatorów oblackich seminariów

W domu generalnym w Rzymie trwa spotkanie dla formatorów oblackich seminariów z całego świata. Sesja rozpoczęła się 5 lipca i potrwa do końca miesiąca. Odbywa się w trybie hybrydowym – część uczestników łączy się z salą obrad w sposób zdalny, przy pomocy platformy internetowej. Spotkanie rozpoczęło się celebracją Eucharystii, której przewodniczył superior generalny – o. Louis Lougen OMI. Podczas pierwszej sesji generał udzielił zebranym błogosławieństwa krzyżem oblackim św. Eugeniusza.

Blessing by Fr. Superior General

Fr. Superior General blessed the participants of the Post-Novitiate Formators' Workshop with the Oblate Cross of St. Eugene.

Opublikowany przez OMI WORLD Poniedziałek, 5 lipca 2021

W pierwszym tygodniu uczestnicy głównie dzielili się historią swojego powołania i opowiadali o życiu ich scholastykatów, szczególnie tym, jak radzili sobie lub nie w czasie epidemii. Jeden dzień był także poświęcony na spotkanie z ojcem generałem, w czasie którego wskazał on na wiele ważnych elementów w formacji młodego pokolenia oblatów i na ważność odważnego rozeznawania powołania. Podkreślił też konieczność wytężonej pracy każdego oblata na rzecz nowych powołań – relacjonuje o. Antoni Bochm OMI, radny generalny na region Europy.

W Rzymie w spotkaniu uczestniczy 12 oblatów, codziennie podczas wspólnych obrad między 14.00-17.00 łączy się z nimi około 40 misjonarzy odpowiedzialnych za formację w seminariach na całym świecie. Z Polski w sesji bierze udział superior scholastykatu w Obrze – o. Sebastian Łuszczki OMI. Na świecie funkcjonują 22 oblackie scholastykaty. Ponadto ci, którzy biorą udział w spotkaniu na miejscu, korzystają z bogatszego programu, który rozszerzony jest o warsztaty, ćwiczenia, pielgrzymki czy wycieczki.

Między innymi w niedzielę 11 lipca, w święto św. Benedykta, patrona Europy, odwiedzili oni Subiaco, miejsce gdzie rozpoczął on swoje doświadczenia Boga. Planowane jest także odwiedzenie miejsc związanych z pobytem św. Eugeniusza w Rzymie, między innymi kościół św. Sylwestra, gdzie był konsekrowany na biskupa. Planowana jest także celebracja na grobie św. Piotra – wyjaśnia ojciec Bochm.

Tematem drugiego tygodnia spotkania była wielokulturowość.

Temat wzbudza duże zainteresowanie, gdyż każdy z formatorów spotyka się z trudnością zetknięcia się kultur, czasami napięć powstających z tego powodu. Jednak wszyscy widzą, że wielość kultur to nie przeszkoda, ale bogactwo, z którego musimy uczyć się czerpać – dodaje radny generalny na Europę.

Trzydniowe szkolenie poprowadził ekspert w tej dziedzinie – o. Tim Norton SVD, który posiada również bogate doświadczenie w formacji kleryków.

W programie na następne dni zaplanowane są jeszcze sesje na temat formacji ludzkiej, która staje się także coraz większym wyzwaniem dla formatorów. Tę część spotkania poprowadzi o. Mokone Rakothoa OMI, superior domu generalnego. Kolejne dni będę poświęcone przyjrzeniu się jakie miejsce w formacji pierwszej ma i powinien zajmować nasz oblacki charyzmat. Tę część poprowadzi o. Frank Santucci OMI wraz ze swoimi współpracownikami z San Antonio. W tej części spotkania uczestnicy przeżyją także dzień skupienia prowadzony przez wspólnotę w Aix – zdradza o. Antoni Bochm OMI.

Spotkanie przeplatane jest licznymi momentami modlitwy oraz budowania wspólnoty oblackiej. Pod koniec sesji uczestnicy pochylą się nad praktycznymi aspektami formacji seminaryjnej, m.in.: współpracą w zespole formacyjnym, przygotowaniem raportu postępu w formacji kleryków czy elementami, których nie można w wychowaniu nowych pokoleń oblatów pominąć, z zastosowaniem norm formacyjnych.

Ufamy, że sesja przygotowana przez Administrację Generalną, pomoże uczestnikom w wypełnianiu ich niełatwej misji – konkluduje ojciec Bochm.

(pg/zdj. OMI World)


13 lipca 2021

CI, KTÓRZY MAJĄ ZWYCZAJ NARZEKAĆ, KIEDY DOTYKA SIĘ ICH OSOBISTYCH WYGÓD

Funkcja Eugeniusza jako przełożonego Zgromadzenia oznaczała także, że musiał rozdzielać oblatów zgodnie z potrzebami podjętych misji. W niektórych przypadkach napotykał na trudności wynikające z preferencji lub awersji poszczególnych osób.

Powiedziałem mu, jak bardzo nie podobała mi się niechęć wyrażona przez ojca Bermonda, aby na pewien czas udał się do domu w Aix. Pretekst zdrowia jest nie do przyjęcia dla człowieka, który naciska, aby go posłać na krańce ziemi.

Ojciec Bermond nalegał, aby go posłano do Kanady, a skarżył się na czasowe zaangażowanie we wspólnocie oddalonej o 80 kilometrów.

Ta niechęć paraliżuje zarządzanie, jest sprzeczna z podstawowym pojęciem świętej obojętności będącej zawiasem regularności i dobrej dyscypliny. Nigdzie się na nią nie wyraża zgody, nie odważono by się nawet o niej wspominać.

Następnie Eugeniusz z ironią komentuje, że wszyscy narzekający oblaci powinni znaleźć osoby, które wypełnią ich misję – wówczas bardzo szybko zmieniali ton rozmowy.

Ach, chciałbym dołożyć starań, aby zaradzić wszystkim potrzebom naszych domów i rozmieszczeniu członków począwszy od tych, którzy mają zwyczaj narzekać, kiedy dotyka się ich osobistych wygód. Zobaczymy ich w działaniu.

Dziennik, 07.09.1842, w: EO I, t. XXI.

W końcu Eugeniusz ulega pragnieniu ojca Bermonda i zostawia go tam, gdzie jest.

Drogi o. Bermondzie, nie odpowiedziałem na ojca list z 30 sierpnia. Zadowoliłem się poleceniem powiadomienia o. Ricarda, iż zdałem sobie sprawę nie z przyznania ojcu racji, lecz z ojca odmowy, i że zostawiłem ojca w Lumières.

 List do ojca Françoisa Bermonda, 08.09.1842, w: EO I, t. 1, nr 12.