To już za nami...

Koniec roku to w pewnym sensie czas podsumowania, nawiązuje do tego chociażby nabożeństwo, które w większości parafii celebrujemy w wieczór wspomnienia św. Sylwestra, papieża. Retrospektywa nie jest tylko po to, aby dostrzegać w przeszłości wady i potknięcia, ale przede wszystkim dostrzec dobro, które się dokonało. Taka jest mentalność człowieka wiary, wyrażona w Ps 90,12:

Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca.

W podobny sposób św. Łukasz odniesie te słowa do Maryi, która „zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2,19). Pamięć jest niezwykle istotna, aby w sercu rodziła się wdzięczność do Opatrzności Bożej i nadzieja na przyszłość.

Rozpoczęcie procesu batyfikacyjnego kl. Alfonsa Mańki OMI

Ten młody oblat, który zginął w obozie koncentracyjnym w Mauthausen, przypomina nam o celu naszej misjonarskiej działalności. W swoim „Dzienniczku” zapisał:

Chcę stać się świętym, niech mnie to kosztuje ile chce.

27 listopada br. w oblackiej parafii w Poznaniu odbyło się pierwsze uroczyste posiedzenie Trybunału Beatyfikacyjnego, któremu przewodniczył metropolita poznański – abp Stanisław Gądecki.

Od tego momentu przysługuje oblatowi tytuł Sługi Bożego i za jego wstawiennictwem można zanosić modlitwy do Boga.

Relacja z otwarcia Trybunału Beatyfikacyjnego

Boże, nasz Ojcze, dziękujemy Ci za Twojego Sługę kleryka Alfonsa, którego w młodzieńczym wieku obdarzyłeś pragnieniem świętości. On z miłością poszedł za Jezusem drogą powołania, podejmując trud pracy nad sobą i upodabniając się do Niego jako męczennik.

Przez wzgląd na Twojego Sługę Alfonsa, udziel mi Boże łaski, o którą Cię proszę…, abyś Ty był uwielbiony w jego świętości, a mnie umocnił w wypełnianiu Twojej woli. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Postulator generalny – W Zgromadzeniu mamy obecnie 14 procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych.

Słudze Bożemu poświęcona jest witryna internetowa: manka.oblaci.pl a w przygotowaniu jest film dokumentalny.

Podsumowanie Roku Misji i Kongres Polskiej Prowincji w Kodniu

Jubileuszowy Rok Misji, związany ze 100-letnią obecnością oblatów w Polsce, został zainaugurowany przez o. Pawła Zająca OMI, prowincjała, w Iławie podczas obchodów uroczystości Niepokalanego Poczęcia NMP – 8 grudnia 2019 roku. Tego dnia obchodzono kolejny dzień patronalny Zgromadzenia, kończyła się też peregrynacja Matki Bożej Kodeńskiej. Zakończył się 17 lutego 2021 roku.

Kilkanaście minionych miesięcy poświęciliśmy Jubileuszowi 100-lecia Polskiej Prowincji. Dziś we wspólnocie oblackiej oficjalnie ogłaszamy zakończenie oblackiego Roku Jubileuszowego. Oczywiście nadal będziemy wracać do historii, by się nią budować i czerpać z niej wielorakie inspiracje, jednak przed nami kolejne miesiące i lata, które chcemy poświęcić solidnej pracy nad świętością życia oraz zaangażowaniu w dzieło ewangelizacji – pisał w specjalnym liście prowincjał polskich oblatów.

Jubileuszowy Rok Misji w 5 punktach

Ważnym wydarzeniem Roku Misji miał być Kongres Polskiej Prowincji, planowany na październik 2020 roku, który z powodu pandemicznych ograniczeń nie odbył się w wyznaczonym czasie. Miał miejsce w Kodniu w dniach 18-21 maja 2021 roku.

 

Na zakończenie kongresu prowincjał dokonał poświęcenia części Domu Pielgrzyma, odbudowanej po pożarze.

Poświęcenie Domu Pielgrzyma w Kodniu.
O Kongresie Polskiej Prowincji – przełożony delegatury na Ukrainie
O Kongresie Polskiej Prowincji – duszpasterz polonijny z Belgii
Logo Kongresu Polskiej Prowincji

Nowa oblacka parafia w Opolu rozwija się

Od fundacji nowej placówki w Opolu na własne oczy widzimy dynamiczny wzrost nie tylko wspólnoty parafialnej pw. św. Jana Pawła II, ale także postępują prace nad wznoszeniem nowego klasztoru oraz kościoła parafialnego.

W maju br. nastąpiło uroczyste wmurowanie kamienia węgielnego pod nową świątynię. Uroczystości przewodniczył biskup opolski – Andrzej Czaja.

Relacja z poświęcenia kamienia węgielnego w Opolu.

Ważnym wydarzeniem było także poświęcenie nowego klasztoru oblackiego. Dokonali go 8 listopada br. bp Andrzej Czaja oraz o. Paweł Zając OMI.

Relacja z poświęcenia nowego klasztoru w Opolu.

Należy wspomnieć, że również w tym roku przeżywaliśmy konsekrację kościoła w Grotnikach koło Zgierza. Uroczystościom przewodniczył abp Grzegorz Ryś – metropolita łódzki.

Konsekracja kościoła w Grotnikach – zdjęcia.

Nowe fundacje misyjne i placówki oblackie

W styczniu 2020 roku Zgromadzenie otworzyło m.in. nowe fundacje w Zimbabwe, jednak szczególnie dla naszej prowincji ważna jest nowa misja, która tworzona jest w Ghanie. Wśród pionierów znalazł się Polak – br. Rafał Dąbkowski OMI, który będzie pełnił funkcję ekonoma nowej wspólnoty. Oblaci obejmują sanktuarium maryjne w Agbenoxoe.

Przedstawiamy oblackich pionierów misji w Ghanie – nowej fundacji Zgromadzenia.

Uroczyste posłanie brata Dąbkowskiego dokonało się podczas głównych uroczystości odpustowych w Kodniu.

O nowej misji oblackiej w Ghanie – rozmowa z br. Rafałem Dąbkowskim OMI.

Kolejną ważną placówką, którą oblaci objęli w mijającym roku, jest parafia w Rokitnie na Ukrainie. Miejsce jest związane z postacią Sługi Bożego o. Ludwika Wrodarczyka OMI, który pracował w pobliskich Okopach i zginął podczas rzezi wołyńskiej za wiarę.

Oblaci obejmują parafię, w której żył i zginął Sługa Boży Ludwik Wrodarczyk OMI.
Chciał choć jeden dzień być księdzem… Został męczennikiem: “Nie mogę zostawić Najświętszego Sakramentu”.

Oblacki charyzmat w pigułce – cykl nagrań wideo

W związku z tygodniem modlitw o powołania zrealizowano serię krótkich świadectw w formie wideo, które ukazują najważniejsze rysy oblackiego charyzmatu. Więcej nagrań można znaleźć na kanale YouTube.

Jak rozeznać powołanie?
„Jestem szczęśliwym klerykiem”
Gdyby miał wybierać jeszcze raz, wybrałby Madagaskar.

W okresie wielkiego postu misjonarze ludowi naszej prowincji przygotowali codzienne rozważanie do czytań mszalnych.

W bieżącym roku również udało się zakończyć nagrywanie 15 tomów pism Założyciela, które dostępne są na stronie prowincjalnej oraz w serwisie SoundCloud

Ukończono projekt 15 tomów pism św. Eugeniusza w wersji audio.

Jubileusz w Markowicach

Pomimo że Markowice nie są już placówką oblacką, jednak wielu misjonarzy oblatów ukończyło znajdujący się tutaj przez wiele lat juniorat. Jest to miejsce związane z postacią bł. o. Józefa Cebuli OMI – męczennika z okresu II wojny światowej. Zakonnicy prowadzili tutaj również sanktuarium Matki Bożej Markowickiej, Królowej Miłości i Pokoju, Pani Kujaw. W bieżącym roku przypadała 100. rocznica przybycia oblatów do Markowic. W uroczystościach wziął udział m.in. Wiesław Krótki OMI – biskup w arktycznej Kanadzie, a jednocześnie absolwent Niższego Seminarium Duchownego.

Z okazji jubileuszu przygotowano również publikację książkową „Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej w Markowicach 1921-2013”.

Pierwszy dzień jubileuszu w Markowicach.
Bp Wiesław Krótki OMI: „My wszyscy tęsknimy za wami, a jesteśmy na całym świecie”.
Na markowickim cmentarzu leży historia Polskiej Prowincji. Groby 32. misjonarzy oblatów.

Podczas epidemii wciąż możemy Wam służyć.

Na koniec warto docenić dar Bożej Opatrzności, która pozwoliła nam w tym roku zorganizować i przeżywać wraz z wiernymi coroczne wielkie wydarzenia, m.in. wielkie odpusty w Kodniu nad Bugiem, uroczystości odpustowe w najstarszym polskim sanktuarium narodowym na Świętym Krzyżu, Festiwal Życia w Kokotku oraz jego odpowiednik „Tchnienie Życia na Ukrainie”.

Odpust chorych w Kodniu.
Oblacka Pasterka podczas głównego odpustu w Kodniu.
Bp Suchodolski: Przybyliśmy tutaj, aby ukraść obraz… Suma pontyfikalna w Kodniu.
Odpust Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.
Suma odpustowa na Świętym Krzyżu.
Pielgrzymka osób konsekrowanych na Święty Krzyż.
Odpust ku czci Najdroższej Krwi Chrystusa na Świętym Krzyżu.
Festiwal Życia w Kokotku.

Nowy rok przed nami…

(pg)


Wrocław: Podręczne kalendarze dla więźniów

Kapelan więzienny we Wrocławiu – o. Robert Żukowski OMI – przygotował kalendarze dla osadzonych. Publikacja ma bardzo praktyczny wymiar, przede wszystkim ze względu na swoje kieszonkowe rozmiary. Oprócz terminarza z wykazem świąt oraz imienin, znalazły się w nim modlitwy wraz z instrukcją ich odmawiania czy rysunki samych więźniów. Kalendarz ubogacono zdjęciami z najważniejszych wydarzeń kończącego się roku.

W tym roku uzupełniliśmy terminarze o kalendarz imieninowy – osadzeni wiedzą, kiedy mają złożyć życzenia swoim bliskim – wyjaśnia oblacki duszpasterz.

(pg/zdj. OMI Wrocław)


W kończącym się roku zamordowano 22 misjonarzy

W kończącym się roku na świecie zginęło 22 misjonarzy: kapłanów, osób zakonnych i świeckich – wynika z raportu opublikowanego przez watykańską agencję misyjną Fides. Najwięcej osób zginęło w Afryce, a najbardziej niebezpiecznym krajem dla głoszenia Dobrej Nowiny okazała się Nigeria – kolejny rok z rzędu.

Raport informuje, że wśród ofiar znajduje się 13 kapłanów, 1 zakonnik, 2 siostry zakonne i 6 świeckich. Najwięcej osób zginęło w Afryce – 13. Na tym kontynencie zamordowano aż 7 kapłanów. Ostatni został zastrzelony w Nigerii w Boże Narodzenie, gdy po odprawieniu pasterki wracał do domu. W Ameryce (bez rozróżniania na Północną i Południową) zginęło 7 misjonarzy, w Azji – 3, a w Europie zamordowano jednego kapłana. Był nim 60-letni ks. Olivier Maire ze zgromadzenia misjonarzy montfortanów, który zginął z ręki mężczyzny, któremu udzielił pomocy w trudnej sytuacji życiowej.

Raport nie obejmuje misjonarzy, którzy zmarli na koronawirusa, ponieważ do końca służyli powierzonym sobie ludziom. Agencja Fides informuje, że w ciągu minionych dwóch dekad na świecie zamordowanych zostało 536 misjonarzy.

(KAI/zdj. cathopic)


Opole: Oblaci w szpitalu covidowym [rozmowa]

W Opolu funkcjonuje jeden z tzw. szpitali cowidowych. Powstał w grudniu 2020 roku. Centrum Wystawienniczo-Kongresowe, które zaadoptowano na potrzeby chorych na Covid-19, leży na terenie parafii ks. Rafała Siekierki w Opolu-Półwsi. W momencie tworzenia placówki do kapłana zadzwonił dyrektor, prosząc o obecność księdza wśród pacjentów. Do szpitala zaniesiono tymczasowe tabernakulum i szaty liturgiczne, których stamtąd już się nie wyniesienie - stuły ulegną spaleniu, a Najświętszy Sakrament będzie musiał być spożyty. Z biegiem czasu rosło zapotrzebowanie na obecność kapelanów w szpitalu tymczasowym, a dwóch księży - proboszcz i wikariusz ks. Daniel Chudala nie dawali rady. Zwrócili się o pomoc...

Jako pierwszy zgłosił się o. Damian, proboszcz z opolskiej parafii św. Jana Pawła II - oo. oblatów. Dodatkowo sprowadził swojego zakonnego współbrata spod Łodzi, ojca Mateusza, właśnie do posługi w naszym szpitalu. Zostanie z nami do końca roku. Ci ojcowie oblaci nas, księży diecezjalnych pracujących w Opolu, zawstydzili. Bo oni są w mieście najkrócej, a zareagowali pierwsi - mówił dla portalu nto.pl ks. Rafał Siekierka.

Z o. Damianem Dybałą OMI, proboszczem opolskiej oblackiej parafii, rozmawia o. Paweł Gomulak OMI.

Jak oblaci trafili do szpitala Covidowego?

Damian Dybała OMI: No chyba z woli Pana Boga, bo biskup opolski wystosował taką prośbę, to była też prośba ks. Siekierki, że potrzeba tam pomocy, bo w szpitalu tymczasowym było około 130 osób. Zgłosiliśmy się. Zaraz zadzwoniliśmy do ojca prowincjała, który wyraził też zgodę, żeby jeszcze jeden oblat nam tutaj pomagał. Ojciec Mateusz po dwóch tygodniach wrócił już do swoich zajęć, ale pomagamy dalej – ja pomagam w szpitalu tymczasowym, a o. Krzysztof Nering cały czas w szpitalu MSWiA. Myślę, że warto tutaj podkreślić rolę kapelanów szpitalnych. Mamy też na terenie parafii dom „Pogodna Jesień” – to jest DPS. Też zwróciliśmy się o pomoc. Jest tu br. Tadeusz – klaretyn, ekonom prowincjalny. Przez cały czas jest tutaj zamknięty i pomaga. Księdzu proboszczowi Rafałowi Siekierce pomagają też klerycy, diakoni, też inni księża no i oczywiście jego wikariusz. Nie wyobrażam sobie, żeby byli tam tylko we dwóch, bo jest to naprawdę posługa bardzo wymagająca, ale dobrze, że teraz też inni księża się zgłosili.

(zdj. gov.pl)

Nieść Pana Jezusa – to jest pierwsze i podstawowe. Ale też potrzymać za rękę, naładować telefon, podać wodę. Jak idziemy, to personel często powtarza: „Dobrze, że wy jesteście” (...) Takie uzupełnienie między personelem medycznym a kapłanami.

Jaka jest rola kapelana w takich miejscach, szczególnie w szpitalach covidowych, w tym czasie również w Domach Pomocy Społecznej?

Nieść Pana Jezusa – to jest pierwsze i podstawowe. Ale też potrzymać za rękę, naładować telefon, podać wodę. Jak idziemy, to personel często powtarza: „Dobrze, że wy jesteście”, czyli nie jest tak – „Po co wy tu przyszliście?”, ale „Dobrze, że wy jesteście”. Takie uzupełnienie między personelem medycznym a kapłanami.

Myślę, że dla niektórych jest to ostatnia szansa na zbawienie, przyjęcie sakramentów. To co podkreśla ks. Siekierka – czasem trzeba podejść do człowieka pięć czy dziesięć razy. Dziś miałem taki przypadek, że po piątym razie podchodzę do człowieka, do którego przychodziłem kilka dni, zawsze mówił: „nie”, a dzisiaj przyjął sakramenty. Czyli musiał do tego dojrzeć i taka rola kapelanów powinna być wyeksponowana, tak jak wyeksponowana jest dzisiaj straż graniczna, żołnierze, policjanci. Myślę, że wśród kapłanów kapelania jest bardzo ważna, bo tam się toczy – jak to powiedział biskup Czaja – walka o zbawienie. Dla niektórych to jest ostatnia szansa.

Pierwsze wrażenie, kiedy wchodzisz i słyszysz te wszystkie maszyny. To było dla mnie takie mocne doświadczenie...

Czym różni się posługa w zwyczajnym szpitalu od szpitala covidowego?

Tam jest, nie chcę do końca użyć tego słowa, ale jak po wojnie. Trzeba chociażby inaczej się ubierać – te wszystkie stroje, maski, trzy pary rękawiczek zakładać i człowiek jak to ściąga, to jest strasznie wypocony. Dlatego tym bardziej trzeba oddać szacunek wszystkim pielęgniarkom, wszystkim lekarzom – całej Służbie Zdrowia – również tym paniom sprzątającym, wynoszącym kaczki… To jest nie do opisania

Tak mnie uderzyło, że w tych maskach człowieka poznaje się po oczach. My mamy na kombinezonie napisane imię lub „ksiądz”, ale naprawdę oczy pielęgniarek tam są tak piękne, że trudno to wyrazić. Wszystkie mają piękne oczy. To jest takie ujmujące w tym wszystkim, że po oczach można poznać człowieka, jaki człowiek jest. Czy jest nastawiony optymistycznie, czy ma radość… Warto, żeby był szacunek do Służby Zdrowia, ale był też szacunek do kapłanów czy osób, które idą tam i niosą Pana Jezusa.

(zdj. gov.pl)

Oczy pielęgniarek tam są tak piękne, że trudno to wyrazić. Wszystkie mają piękne oczy. To jest takie ujmujące w tym wszystkim, że po oczach można poznać człowieka, jaki człowiek jest. Czy jest nastawiony optymistycznie, czy ma radość…

Takie znamienne było, że stoi tam choinka, pod choinkami były prezenty w postaci chociażby książek i to jest piękne.

Spotkałem takiego pana, on już, dzięki Bogu, wyszedł. I mówi: „Jestem z Kędzierzyna” i razem z naszym ojcem Andrzejem Kordkiem chodził do podstawówki. Pan Ireneusz. Wyszedł. Są ludzie, którzy odchodzą z tego świata, są dwie sale OIOMu, ale dużo jest osób samotnych – dobrze, że mają chociaż komórki, że mogą się z tym światem zewnętrznym, ze swoją rodziną porozumieć.

Jakieś dramatyczne dla Ciebie doświadczenia? Coś, co może ścięło z nóg?

Pierwsze wrażenie, kiedy wchodzisz i słyszysz te wszystkie maszyny. To było dla mnie takie mocne doświadczenie i jestem przekonany, że rola księdza we współczesnym świecie, nie tylko tam, wszędzie jest aktualna i potrzebna, aby nieść Pana Jezusa. I ludzie są bardzo wdzięczni. Ludzie są bardzo wdzięczni za to, że tam jesteśmy i czekają, aż przyjdziemy. Nieraz, jak się idzie kolejny raz – mamy te swoje punkty, ja mam na przykład punkt D i C – to znamy już ludzi po imieniu, widać jak oni zdrowieją. Są takie sytuacje, że jedna pani mówi: „Ja już chcę umrzeć”, jakby to takie proste było... Nie ma takich sytuacji, że ktoś mówi: „Proszę mi stąd iść, ja sobie nie życzę księdza” – ja się z czymś takim nie spotkałem. Ludzie są naprawdę kulturalni i – tak jak mówię – czasem muszą dojrzewać do tego, żeby przyjąć sakramenty.

Ludzie są bardzo wdzięczni za to, że tam jesteśmy i czekają aż przyjdziemy. (...) Nie ma takich sytuacji, że ktoś mówi: „Proszę mi stąd iść, ja sobie nie życzę księdza” – ja się z czymś takim nie spotkałem. (...) Tam się toczy walka o zbawienie...

Chylę czoła przed wszystkimi kapelanami, bo ja to jestem taki no – zgłosiłem się, bo czuję taką potrzebę. Ci którzy na co dzień to robią, na przykład ksiądz Siekierka i jego wikariusz w szpitalu tymczasowym – to wielki szacunek. Chociażby dla naszego o. Krzysztofa Neringa czy innych naszych ojców, którzy są kapelanami. To jest bardzo ważna posługa.

K. Nering OMI: Obecność kapelana jest ważna przede wszystkim dla osób wierzących, ich rodzin i personelu

Na co dzień widzisz osoby, które cierpią z powodu koronawirusa. W Kościele w Polsce wytworzył się jakiś dziwny rozłam w tej materii – są ludzie, którzy wbrew rozumowi i wiedzy – odrzucają istnienie zagrożenia. Banalizują zarządzenia biskupów, padają nawet gorsze oskarżenia…

Ja z takimi ludźmi nie będę dyskutował na argumenty, bo widzę, że to nie ma sensu.  No nie ma sensu. Jeżeli biskup wydaje zarządzenie, żeby zakładać maseczki, czy że kapłan ma dezynfekować ręce przed rozdawaniem komunii świętej… Jeżeli kogoś to gorszy, nie słucha biskupa, tylko jakiejś swojej filozofii, to jest coś nie tak. Ja uważam, że jak ktoś nie wierzy, że jest koronawirus, to zapraszam, żeby był wolontariuszem na oddziałach covidowych, a takich wolontariuszy naprawdę jest potrzeba. I wtedy uwierzą.

Ojciec Damian Dybała OMI jest proboszczem opolskiej parafii od 2020 roku (zdj. P. Gomulak OMI)

Jesteś proboszczem parafii, budujesz kościół, kończysz budowę klasztoru, jesteś katechetą…

… no jeszcze posługuję wśród ubogich, to też jest bardzo ważna posługa. I mam taką łaskę, że tego czasu mam w nadmiarze, bo myślę, że jak się Panu Bogu coś daje, to on potem daje więcej sił. Myślę, że rola oblatów – nie tylko tu w Opolu, ale wszędzie, gdzie jesteśmy – jest bardzo ważna. Tak jak to było w początkach Zgromadzenia, że mamy być pomocą dla księży diecezjalnych. Myślę, że my tutaj staramy się w miarę możliwości to robić. Na przykład pomagamy spowiadać w katedrze. Nasza parafia się rozwija i widać, że jak się da ludziom okazję do czynienia dobra – to dobro będą czynić.

(pg)


Marcin Wrzos OMI: chrońmy karpie, a nie dzieci [FELIETON]

Trudno się z tym wszystkim nie zgodzić. Wystarczy zerknąć do Biblii czy do encykliki papieskiej Laudato si’. Była ona w niektórych kręgach, nawet katolickich, przyjęta z pewnym niedowierzaniem. Mówiono, że papież przyjmuje lewicową narrację i powinien zająć się ważniejszymi problemami w Kościele niż ekologia. Ta encyklika podkreśla, przypomina, że Bóg jest Stwórcą, człowiek jest koroną stworzenia, a naszym zadaniem jest ochrona stworzenia – a troska o planetę wywodzi się z judeo-chrześcijaństwa, a nie z ruchów lewicowych, które także się w nią zaangażowały. Kto wie, czy ta troska o świat nie będzie jedną z najważniejszych narracji, punktów nauczania Kościoła podkreślanych w przyszłości? I dobrze. W ostatnich czasach sporo się zmieniło w tym zakresie. Segregujemy śmieci, oszczędzamy prąd i wodę (teraz jeszcze bardziej z powodów ekonomicznych), dbamy o powietrze. Dostrzegamy tę ostatnią potrzebę szczególnie teraz, gdy „widzimy powietrze” w czasie zimowego smogu. Wówczas hasło „palisz śmieci, trujesz dzieci” jest jeszcze bardziej aktualne.

(pixabay)

Martwi mnie pewna niekonsekwencja. Celebryci będący eko, organizacje społeczne, jednocześnie dbając (jak wspomniałem bardzo słusznie) o środowisko, popierają, najczęściej bardzo aktywnie, zabijanie bezbronnych, bo nienarodzonych dzieci. Tak jakby stawiając na szali i wyważając – ważniejszy dla nich był karp, a nie bezbronny człowiek. A to już szaleństwo. Tak jakby człowiek był mniej ważny od zwierzęcia. Warto powrócić chociażby do Mai Ostaszewskiej, która pisała na Twitterze: „Skończmy z tym barbarzyństwem. Niech to nie będą krwawe święta”, a jednocześnie popiera aborcję. To przykład jeden z brzegu.

O tym, że człowiek jest koroną stworzenia i różni się od zwierząt, w różnych sferach (biologicznie, ma wolną wolę, umysł, duszę, sumienie itd.), zapominają przekazy jednego z dzienników wydawanego przy ul. Czerskiej. Relacjonując jeden z procesów w poznańskim sądzie dziennikarka przedstawiała, że oto pozwana była z osobą nieludzką na smyczy przy budynku. Tą osobą nieludzką był pies. Gdzie indziej pisze się o zwierzęciu ludzkim i nieludzkim. Kto wie, czy nie będzie to dominująca narracja dziennikarska za kilka lat, a może i miesięcy?

Dobrze, że papież Franciszek przypomniał hierarchię stworzenia i tym różnimy się od nurtów lewicowych. Dobrze, że mamy rozsądek w tym pomieszaniu wartości. Bo w tej narracji, sposobie myślenia, pojawia się pytanie, samo w sobie będące dramatyczne: czy dziecko to osoba ludzka czy nieludzka?

(misyjne.pl)

 


Święty Krzyż: Misterium Bożonarodzeniowe

Misteria Bożonarodzeniowe na Świętym Krzyżu to już tradycja. Oblaccy nowicjusze przygotowują opowieść o Bożym Narodzeniu, aby pomóc pielgrzymom i turystom głębiej przeżyć tajemnicę Wcielenia, którą wspominamy w sposób liturgiczny. Tegoroczne misterium przygotował i wyreżyserował o. Krzysztof Czepirski OMI – rektor świętokrzyskiej bazyliki. Podczas półgodzinnego występu pojawił się prorok Izajasz, nazywany Ewangelistą Starego Testamentu. Przypomniał zebranym proroctwa Pierwszego Przymierza, które zapowiadały nadejście Mesjasza. Franciszkanin ukazał tradycję budowania stajenek, obficie czerpiąc z kronik i tradycji tego zakonu. Zebrani w bazylice mogli zobaczyć barokową ambonę, która wróciła z konserwacji, na której pojawił się nowicjusz przebrany za benedyktyna. Przedstawił on legendę o narodach, które do Chrystusa przyniosły najcenniejsze dary ze swoich krajów. Kulminacyjną postacią misterium był Polak, który przyniósł Mesjaszowi świeżo wypieczony chleb i miód. Dary te miały tak bardzo uradować Chrystusa, że postanowił obdarować chlebem i miodem wszystkich obecnych. Całość inscenizacji przeplatana była wspólnym śpiewem kolęd.

Misterium miało wprowadzić uczestników w Mszę Narodzenia Pańskiego – podkreśla mistrz nowicjatu, o. Krzysztof Jamrozy OMI.

Pasterce w świętokrzyskiej bazylice przewodniczył superior miejscowej wspólnoty zakonnej – o. Marian Puchała OMI.

(pg/zdj. OMI Święty Krzyż)


Kamerun: Pielgrzymi ruszyli do Figuil. Do sanktuarium dotrą 1 stycznia

Z Garoua – stolicy departamentu Benue w Północnym Kamerunie, wyruszyła 47. piesza pielgrzymka do Figuil. Znajduje się tutaj sanktuarium Bożej Rodzicielki, założone przez misjonarzy oblatów w 1975 roku. Co roku na odpust 1 stycznia przybywa tutaj kilkadziesiąt tysięcy pątników. Pielgrzymi z Garoua mają do przebycia około 100 km. Ich wysiłek potęguje fakt, że wędrówka odbywa się w środku lata, podczas którego temperatury sięgają 40°C. Szczególnie w północnej części kraju pielgrzymka jest odważnym wyznaniem wiary chrześcijańskiej. Do Figuil pielgrzymują nie tylko Kameruńczycy, ale również mieszkańcy Czadu czy Nigerii. Pątnicy ubrani w barwne afrykańskie stroje, drogę przebywają w skupieniu i radości.

Podczas tegorocznych uroczystości odpustowych świętowany będzie złoty jubileusz życia zakonnego o. Alojzego Chrószcza OMI, byłego kustosza sanktuarium.

Ponad 10 tys. wiernych w Figuil – jubileusz oblatów

(pg/zdj. OMI Kamerun)


Korea: Magik w domu dla trudnej młodzieży. Prowadzą go oblaci

Vincenzo Bordo OMI przyjechał do Korei Południowej ponad 30 lat temu. Wraz z obywatelstwem tego kraju otrzymał nowe, koreańskie imię. Prowadzi Ośrodek dla Ubogich na przedmieściach Seulu. Towarzyszą mu wolontariusze, którzy codziennie wydają ponad pół tysiąca posiłków dla bezdomnych. Oprócz gotowania jedzenia – Vincenzo również staje przy kuchni – prowadzi również Dom św. Anny. To rodzaj schroniska dla trudnej młodzieży. Trafiają tutaj młodzi, którzy uciekli z domu, doświadczyli przemocy, albo nie mają gdzie się podziać.

Vincenzo Bordo OMI/Kim Ha Jong OMI (zdj. archiwum prywatne V. Bordo)

Tak więc, gdybyś tu przyjechał i chciał mnie odwiedzić, nie szukaj Vincenzo Bordo, ponieważ osoba o takim imieniu nie figuruje już w koreańskim urzędzie stanu cywilnego. Zamiast tego szukaj KIM HA JONG. To jest moje nowe imię w dokumentach. “Kim” to nazwisko pierwszego koreańskiego księdza. Wspaniały i entuzjastyczny młody człowiek życia. Zakochany w Bogu i Jego ludzie. Zmarł jako męczennik, gdy miał zaledwie 25 lat! “Ha Jong” oznacza: “sługa Boży”. Tak, idąc śladami Jezusa, nauczyłem się wybierać ubogich i być sługą tych najbardziej poszkodowanych braci i sióstr.

Oblat niósł pochodnię olimpijską w Seulu

Jak przyznaje oblat w swoim wpisie na portalu społecznościowym, pomimo że w tym roku podopieczni otrzymali wiele prezentów mikołajkowych, to jednak wzruszyła go pewna niespodziewana wizyta. Przedwczoraj Dom św. Anny odwiedził koreański magik – Park Hyun-woo. Dzielił się z młodzieżą historią swojego życia i zachęcał, aby nie rezygnować z marzeń.

Koreański oblat, znany ze swojego poczucia humoru, sam spróbował żonglerki:

Opublikowany przez Vincenzona Bordę Poniedziałek, 27 grudnia 2021

Nasze dzieci mogły spędzić dużo czasu przy cyrkowych doświadczeniach i magicznych występach z udziałem zwierząt – skomentował ojciec Bordo.

Kiedy czas wspólnej zabawy dobiegł końca, na misjonarza oblata czekali już bezdomni. Na obiad przygotowano m.in. zupę sojową, ryż ze smażoną wieprzowiną, gotowane warzywa i oczywiście kimchi z kapusty – jedno z najbardziej ulubionych dań w Korei.

Kuchnia dla bezdomnych działała nawet pomimo drastycznych ograniczeń pandemicznych. Jak wskazywał ojciec Bordo – ubogich i bezdomnych nie można pozostawić bez opieki.

Korea Południowa: Pośród epidemii koronawirusa oblaci nadal służyli biednym

(pg/zdj. V. Bordo OMI)


Codzienne życie rodziny z Kamerunu [felieton]

Damien Foncha to trzynastolatek. Wraz ze swoim ojcem Charlesem, matką Babette i czwórką rodzeństwa zajmuje się uprawą bawełny, niekiedy nazywanej białym złotem. Zaczął pracować na plantacji, gdy miał zaledwie cztery lata. Do dziś nie ukończył żadnej szkoły, podobnie jak jego siostra i bracia. Cała piątka niemal codziennie od rana do wieczora mozolnie ściąga z krzaków białe kłębki. Wszystko po to, by ich rodzina mogła, jak na tamtejsze warunki, w miarę dobrze żyć.

Poranek

„Damien, Damien, wstawaj! Śniadanie!” – słyszę wołanie młodszego brata Jeana, który, jak zorientował się Damien po otwarciu oczu, stał tuż nad nim. Nie wiedział, która była godzina, bo w jego domu nigdy nie było zegarka. Jednak wstał. Ubrał starą, znoszoną koszulkę w kwiaty i wiedziony zapachem smażonych na blasze nad paleniskiem placuszków z prosa, wyszedł przed chatkę. Tak wygląda niemal każdy jego poranek. O dwa lata młodszy Jean budzi rodzeństwo, mama przyrządza śniadanie, a tata jeszcze przed świtem wychodzi na tzw. rynek, by przed rozpoczęciem zbiorów sprzedać bawełnę i inne plony z ich pola – to codzienność rodziny Damiena. Bawełnę kupowali najczęściej bogaci pośrednicy, potem sprzedawali niemal 100% drożej kupcom, którzy później przekazywali ją dalej do fabryk w różnych częściach świata. Nikt jednak nie protestował, bo większość Kameruńczyków nawet nie miała o tym pojęcia. Targowali się zazwyczaj o kilka środkowoafrykańskich franków, by później móc za nie kupić żywność. Dzieciaki chodzą do szkoły misyjnej, jednak nie podczas zbiorów. Charles opowiadał, że zamiast uczyć się czytać i pisać, zbierał codziennie z przyszkolnego terenu 30 kg bawełny. To był sposób nauczycieli na dorobienie do marnej pensji. Ktoś, kto nie chciał pomagać nauczycielowi w dorobieniu do pensji, był czasem nawet bity cienkim patyczkiem. Ten system tak działał. Płacili za szkołę, a ponadto byli tanią siłą roboczą. Bywa, że ta sytuacja powtarza się i dziś.

(zdj. M. Wrzos OMI)

Praca czy nauka

Damien wraz ze swoim młodszym rodzeństwem od trzech lat chodzi na zajęcia prowadzone w szkole misyjnej. Tylko dzięki tym lekcjom cała piątka nauczyła się pisać i liczyć. Dowiedzieli się również, jak wygląda życie w krajach, z których pochodzą misjonarze. Ze względu na wiele obowiązków dzieci z rodziny Foncha nie mogą jednak brać udziału we wszystkich lekcjach. Często muszą wybierać, czy wolą pogłębiać swoją wiedzę czy też chcą zostać na plantacji i pomóc rodzicom lub też pójść do szkoły i zarazem pracować. Niestety, dla większości Kameruńczyków wybór ten jest prosty – to praca – szczególnie w okresie zbiorów – a nie nauka powinna być dla nich na pierwszym miejscu. „Tak było, jest i będzie” – zwykła mawiać babcia Damiena, która właściwie urodziła się na plantacji bawełny i na niej też zmarła. Gdy patrzę na ich ręce, bez względu na wiek, wszystkie są spracowane i szorstkie.

Marzenia

Damien nie chce jednak podzielić losu swojej babci i pracujących ciężko każdego dnia rodziców. Odkąd od misjonarzy usłyszał o Europie i o krajach, z których pochodzą, postanowił, że sam kiedyś wyjedzie do „innego świata”, jak zwykł nazywać inny kontynent. O swoich marzeniach często opowiada wieczorami młodszemu rodzeństwu. Historie te traktują niczym bajkę na dobranoc. Bracia i siostra proszą go też, by zabrał ich ze sobą. Jednak wie, że nie będzie mógł tego zrobić. Rodzice, mimo całej miłości do niego, nie wybaczyliby mu, gdyby zostali na plantacji sami. Te historie, które podsłuchuję za cienką ścianą, są dla mnie wzruszające. Z pewnością na długo zostaną w mojej pamięci.

(zdj. M. Wrzos OMI)

Historia

„Już wróciłeś?” – słyszę, jak Babette pyta męża, zasypując ognisko, które posłużyło jej do upieczenia placków. „Tak. Udało mi się sprzedać ponad 100 kilogramów, przyjadą po nie po południu. Jutro o poranku pojadę więc na targowisko i kupię jakieś jedzenie” – odpowiedział mąż kobiety. Potem w tajemnicy powiedział mi, że modlił się wtedy w duchu, by zarobionych pieniędzy wystarczyło mu jeszcze na jakiś niespodziewany drobiazg dla żony Z Babette poznali się pracując razem na plantacji kakaowców, na której Charles pomagał swoim sąsiadom. Szybko się pobrali, a już rok później na świecie pojawił się Damien. Tuż po jego narodzinach młode małżeństwo postanowiło założyć własną plantację bawełny na ziemi, która należała od lat do ich rodziny. W sumie nie można powiedzieć, że są jej właścicielami. Nie mają na to papierów. Ale już kilkanaście lat żyją w tym miejscu. Charles blisko domu zaorał kilka hektarów ziemi i przejechał na nich tzw. wyznacznikami siewu. Potem małżonkowie zasadzili pierwsze nasiona. Podczas ich wzrostu zajmowali się odchwaszczaniem i nawadnianiem korzeni. Bawełna jest bowiem niezwykle podatna na działanie szkodników. Dopiero po ośmiu tygodniach od zasiania zaczynają pękać torebki nasienne, z których wydobywa się biały puch. Wtedy zaczynają się ręczne zbiory. Tu nikt nie słyszał o kombajnach czy innych urządzeniach. Zresztą, praca własnych rąk jest tańsza. Zerwane kłębki formuje się w duże bale, które później są kilkukrotnie przeczesywane i czyszczone. Dopiero po tych zabiegach mogą zostać sprzedane, czym zajmuje się najczęściej najstarszy mężczyzna w rodzinie. „Może kupisz jutro dzieciom nowe zeszyty?” – zapytała kobieta, a w jej oczach zauważyłam radość. Choć sama nie miała żadnego wykształcenia, to chciała, by jej dzieci chociaż raz w tygodniu pojawiały się na zajęciach alfabetyzacyjnych prowadzonych przez misjonarzy. Na początku nie była do nich przychylnie nastawiona. Sądziła, że gdy Damien i jego rodzeństwo zyskają jakąś wiedzę, to zaczną się buntować przeciwko pracy przy bawełnie i odejdą z domu. A teraz zastanawia się nad posłaniem któregoś ze swych dzieci na dalszą naukę do college’u – płatnej szkoły. To byłaby szansa na lepsze wykształcenie jednego z dzieci. O studiach czy liceum na razie nie myślą. Tak robią też sąsiednie familie. Zdanie na ten temat zmieniła jednak za sprawą niecodziennej sytuacji, o której opowiedziała mi podczas wczorajszego obiadu.

(zdj. M. Wrzos OMI)

Dzięki misjonarzom

Trzy lata temu Babette z mężem wybrała się na targ. Po drodze ukąsił ją wąż. Noga kobiety z każdą minutą bolała i puchła coraz bardziej. Wówczas jeden z Kameruńczyków, przeświadczony, że kobieta umiera, udał się do pobliskiego kościoła. Poprosił napotkanego w Figuil misjonarza o sakrament namaszczenia chorych. Jak się jednak okazało, na misji był ośrodek zdrowia i siostry służebniczki, które ukończyły pielęgniarstwo. Babette szybko przetransportowano na teren misji. Tam podano jej surowicę, odkażono ranę i założono opatrunek. Wspomniany misjonarz później wielokrotnie odwiedzał rodzinę Foncha. Chciał upewnić się, że kobieta dochodzi do zdrowia. Wtedy również zaprosił jej pięcioro dzieci do niewielkiej szkoły w pobliżu ich wioski. Babette i Charles zgodzili się bez oporów i od tego czasu dbali, by ich potomstwo chociaż w ten sposób zdobyło podstawowe wykształcenie i państwowy certyfikat. Nad Kamerunem zachodzi słońce. Robi się zimno. Wieczorem siadają przy palenisku. W metalowym kubku piją parujący napar z miejscowych ziół. Jeszcze rozmowa przez komórkę ze znajomymi, którą ładują w nieodległym miejscu, gdzie są panele słoneczne. Czas iść spać. Jutro przecież trzeba wyruszyć na pole.

 

Tekst pochodzi z "Misyjnych Dróg"

(Karolina Binek/misyjne.pl)